Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Sobota, 12 Grudnia, 2009, 15:05

41. Pan Castor B.

Hejka! A więc nocia dedykowana przede wszystkimv dwóm osobom, w drodze rewanżu: Syrci, która doskonale i przekomicznie potrafi opisywać perypetie swych czterech podopiecznych ;), oraz Parvati z jej świeżym, dogłębnym spojrzeniem na tajemniczą postać Wiktora K. ;)

-Dlaczego uciekłeś?!
To były moje pierwsze słowa skierowane do Syriusza, gdy ja i Remus wpadliśmy na niego i Jamesa na peronie.
-Też cię witam…- odburknął ironicznie- I nie krzycz tak na cały regulator.
-Nie krzyczę! Zadałam zwyczajne pytanie!- warknęłam.
Syriusz rozejrzał się i dał znak Jamesowi, żeby odejść od rodziny.
-No więc?- spytał Remus, gdy wszyscyśmy się znaleźli nieco dalej.
-Och, miałem dość!- rzucił niedbale Syriusz- Moja rodzina już przebrała miarę.
-I nie wrócisz już do nich?- zdumiałam się.
-Nie.- brzmiała zbuntowana odpowiedź.
-I co się z tobą teraz stanie? Wylądujesz na ulicy?!
-Nie, uciekłem do Jamesa. Nie było problemu, jego rodzice są zachwyceni.
-Naprawdę!- James gorliwie przytaknął.- Dostałem brata!
I przywalił Łapie z całej pary w plecy. Cóż, podejrzewam, że ten zachwyt można porównać do tego, jaki by okazali, gdyby dostali zoo w prezencie. Albo zakład dla dzieci z ADHD.
-Co ci się stało w rękę?- spytałam Syriusza, gdyż całą miał w gipsie.
-Ech, nieco mi… zmartwiała… Tamten zombie, co mnie ugryzł… Wdało się zakażenie i w ogóle ukąszenie było jadowite, także spędziłem trochę czasu w Mungu.
-Szkoda…- Remus pokręcił głową- Nie mogliśmy was zaprosić wszystkich. Ciebie nie było, mnie… Meggie nie mogła zaprosić Lily…
-Co, miałeś pełnię?- Łapa uśmiechnął się smutno.
-Chłystku! Pozwól no tu do mnie!- rozległ się chrapliwy, gderliwy krzyk.
Przy państwie Potter na czymś w rodzaju wózka inwalidzkiego siedział zasuszony staruszek.
-O nie… Chodźcie ze mną, on nie gryzie…- James kiwnął na nas.
-Zacznijmy od tego, że nie ma czym.- parsknął Łapa.
Wszyscy zbliżyli się do rodziny Jamesa.
-Chciałeś czegoś, dzidku?- zapytał James.
-Cuuo?!
-Chciałeś czegoś?!
Dziadek przyłożył do ucha nieco powykręcaną i stłamszoną trąbkę.
-CUUO?!
-CHCIAŁEŚ CZEGOŚ?!- ryknął do trąbki Rogaś.
-Nie wrzeszcz tak! Masz mnie za głuchego?! Doprawdy, ta dzisiejsza młodzież… Chłystku, posłuchaj rady starego, rozkładającego się nad grobem dziada…
-„Rozkładającego się nad grobem”?- szepnęłam do Syriusza, a ten zamaskował parsknięcie.
-… Zachowuj się cnotliwie i wdało. Zapamiętaj me słowa, kajtku. Cnotliwie i wdało! Onegdaj to rzecz stała inaczej, drogie dziatki… Oj, tak tak…
-Dobrze, dzidku, zapamiętam te słowa mądrości.
Starzec zmarszczył się i przytknął do ucha dłoń zwiniętą w rulon.
-Czego chcesz?!
-DOBRZE, DZIDKU!!!
-Wziąłeś czosnek w kapsułkach?
Jamesowi stężała twarz.
-DZIDKU, ZADAM CI ELEMENTARNE PYTANIE!
-Jakie, chłystku?
-WYJAŚNIJ MI ZASTOSOWANIE CZOSNKU W KAPSUŁKACH PODCZAS DZIESIĘCIOMIESIĘCZNEGO POBYTU W SZKOLE!
Tym razem to „dzidkowi” stężała twarz.
-Jak to?! A wampiry? A odporność na choroby? A prostata? Na wszystko czosnek jest dobry, a szczególnie na zatwardzenie!
Jamesowi ręce opadły.
-DZIDKU, MAM TYLE LAT, ŻE CHYBA MOGĘ SAM OCENIĆ NIEZBĘDNOŚĆ CZOSNKU W KAPSUŁKACH!
-No i co teraz będzie?
-Zapewniam cię, że nie umrę z powodu braku czosnku w kapsułkach…
-Co ty tam piździsz pod smarkaczem?!
-NIE UMRĘ Z BRAKU CZOSNKU!!!
-Że co?! Jaką trumnę z baraków?! Moja trumna jest na cmentarzu, jeżeli o to ci chodzi… Tylko odważ mi się znowu ją wymalować w kwiatki i różowe misie…
-To były zajączki…- jęknął James.
-Toboły z mączki?! To dziecko jest nienormalne. Synu!
Pan Potter schylił się ku ojcu.
-Czy ty wiesz, że z tym chłystkiem jest coś nie do końca, jak trzeba? Chyba jest cofnięty…
-Tak, tato.- zgodził się dla świętego spokoju pan Potter.
-Gada, co mu do łba przyjdzie…
-No, synku, już czas ci w drogę!- stwierdziła pani Potter. Przytulili się wszyscy, łącznie z Syriuszem, a dzidek zawołał ochoczo:
-I pamiętaj, chłystku! Na nic zaloty, gdy masz mokre galoty!
James zakrył twarz i odbiegł kawałek, by nikt nie śmiał go łączyć z jego rodziną. Nasza trójka, rycząc ze śmiechu, udała się za nim.
-Szybko! Ja ich nie znam!
Wpadł jak burza do pociągu.
W środku była cała masa uczniaków, niektórzy wciąż nosili niebiesko-białe rozetki.
-Wszyscy świętują zwycięstwo Grecji…- westchnął Syriusz.
-A wy przypadkiem nie mieliście jakiegoś zakładu?- spytałam.
-Właśnie!- zakrzyknął James, nagle bardzo ożywiony.
Wpakowali się do przedziału, a ja ruszyłam samotnie na poszukiwanie Severusa. Znalazłam go, niestety, nie samego. Siedział w towarzystwie kumpli. Wolałam tam nie wchodzić, ale przyglądałam mu się zza szyby.
Przez wakacje urósł i spoważniał jeszcze bardziej. Zmienił się, zmienił…
Wróciłam z ponurym nastrojem do chłopaków.
-Nie!- krzyczał Peter, gdy wkroczyłam- Nie zgadzałem się wystąpić w roli nagrody!
-Cóż, pełnisz bardziej funkcję kary…- zauważył ponuro Syriusz.
-To zależy od punktu widzenia, Łapo!- zarechotał mściwie James.- Glizduś, daj mu buzi!
-Nie!
-A nie może przegrany cmoknąć wygranego?- zdziwiłam się.
Zatkała ich na moment ta zgrabna uwaga, a potem Syriusz posłał kumplowi obleśny uśmiech w stylu „Chodź tu, dzidzia, nic ci nie zrobię…”.
-Na głowę żeś upadł?!- przeraził się James, widząc to- Zarazisz mnie jakąś chorobą weneryczną! Nawet nie staraj się mnie całować!
Syriusz ułożył usta w dziubek i błyskawicznie cmoknął go w policzek, po czym zaczął wycierać usta i język we własną skórzaną kurtkę, wydając odgłosy obrzydzenia.
-AAAAA!!! ZARAZA!!! SKAZIŁ MNIE JAKIMŚ ŚWIŃSTWEM! KRYĆ SIĘ WSZYSCY!- zawył James, wytrzeszczając dziko oczy.
Wytknął głowę za okno, by rozwiać śmiertelne zarazki od Łapy. Gdy tylko ich się pozbył, począł skakać po całym przedziale niczym małpiatka, a później ukląkł przy mnie:
-MEEEEGGIE!!!- zawył wysokim głosem- WYYYYYJDŹ ZA MNIEEEEEEEE!!!!
-James, ty rozwydrzony bachorze! Normalny jesteś?!- wciąż byłam wściekła, że nie siedzę z Sevem.
-Jestem NIENORMALNY, hihihihi!!!- zakończył wypowiedź wampirzym śmiechem- Bywa tak!
-Widzę…
-Dziecko, widziałaś, z jakiego ja domu pochodzę?! Dziś właśnie miałaś małą demonstrację tego, co przeżywam codziennie! To chyba rozwiewa wszelkie twe wątpliwości!
Odgiął się do tyłu i ryknął wariackim śmiechem szaleńca.

***

-Te, niuniek, podaj mi ketchup!
James usłużnie podsunął Syriuszowi sos, o który tak grzecznie poprosił.
-Oto plany…
McGonagall rozdawała właśnie kartki dla szóstoklasistów. Pozaznaczałam przedmioty, które będą mi potrzebne: obronę, zaklęcia, eliksiry, transmutację i runy.
-A po co ci wróżbiarstwo?- spytałam Jamesa ze zdziwieniem, gdy ten je zaznaczył.
-Żeby się zlewać.- odparł bez ogródek.
-Piękno prostoty…- skomentował Syriusz, także zaznaczając wróżbiarstwo.
-Idź z nami, piękna!
-Nie, szkoda mi czasu. Nie chcę pisać z tego owutema.
-Nie musisz. Owutemy wybieramy w siódmej klasie.
-Acha. No dobra… A właśnie, jak wam poszły sumy?
James jął wyliczać na palcach:
-Wybitny z zaklęć, obrony, transmutacji i runów, Powyżej oczekiwań z astronomii, opieki, zielarstwa, historii magii, eliksirów… I Zadowalający ze Zlewki.
Syriusz odrzucił niedbale włosy z czoła i mruknął:
-W z astronomii, zaklęć, obrony, transmutacji i mugoloznastwa. P z opieki, zielarstwa, historii, eliksirów. I Z z wróżbiarstwa.
-Całkiem nieźle!- pochwaliłam.
-Co dziś mamy… Czwartek…
James zerknął na plan.
-Cóż, niezbyt ciekawy plan. Najpierw godzina transmutacji, potem zaklęcia, a na koniec dwie godziny obrony…
-Przecież nauczyciel od obrony jeszcze nie przybył! Tak powiedział Dumbledore wczoraj na uczcie!- zmarszczył brwi Syriusz.- Te, typie, może się wyrwiemy z tych dwóch ostatnich godzin? Mam pewien plan na rozkręcenie tej imprezy…
Popatrzyli na mnie ostrożnie.
-Ja nic nie mówię, nie jestem Remusem! Czy Lily!- zauważyłam.
-Właśnie, gdzie Remus? I Pet? Czy oni… W MORDĘ!
Bo oto oberwał małą paczką prosto w ryjek. Sowa szybko odleciała, ale przyleciała następna, z paczką do mnie. Przede mną leżał „Prorok” i list od rodziców. Rozwinęłam gazetę.
„Kolejne tajemnicze zniknięcie mugola” głosił tytuł na pierwszej stronie.
-Czyżby to były moje wymarzone fasolki wszystkich smaków od mamusi?!- zapiał James.
Rozwinął przesyłkę, po czym twarz mu poszarzała. Wydał jęk rozpaczy i byle jak, szybko zawinął z powrotem.
-Co?- zdziwił się Syriusz.- Dostałeś kwachy?
-Nie… Czosnek w kapsułkach od dzidka…
Syriusz ryknął śmiechem, spadając z ławy. Gdy już przyszedł do siebie, zawołał:
-Mam dla niego odpowiednie zastosowanie, kajtku!
-Sam jesteś kajtek! Kajtek bez majtek…- mruknął rozeźlony James.
Syriusz przyrżnął w jego twarz, James oddał mu, wkładając niechcący pięść w jego usta i rozgorzała batalia.
-Chodź…- usłyszałam w uchu.
To był Sev. Szybko wstałam.
-Jeszcze nie witaliśmy się w tym roku.- uśmiechnął się blado i ruszyliśmy wzdłuż stołów, ignorując wrzask McGonagall rozlegający się za naszymi plecami („Black! Potter! Skończone pawiany!”).
-Tak. Jak ci minęły wakacje?
-Na włóczęgach… Gdzie Lily?
-W Mungu…
I pokrótce opisałam mu, co miało miejsce w lipcu. Gdy skończyłam, wciąż miał rozdziawioną buzię.
-Aż trudno w to wszystko uwierzyć…
-No! Mogło się skończyć naprawdę tragicznie… Idziesz na transmutację?
-Nie, mam wolne. Muszę jeszcze pogadać z kumplami…
-Sev…- zaczęłam smutno, ale on tylko mi pomachał i oddalił się szybko.- Nie idź tam.- szepnęłam do siebie. Nie mogłam patrzeć, jak zbliża się do tych ludzi, jak odcina drogę do szczęścia i życia… Muszę coś zrobić, by go uratować…
Cóż, lekcje w szóstej klasie różniły się tylko tym, że kiedyś mieliśmy podział na domy. Teraz jednak ze wszystkich domów przyszli ci, co zdali.
Jako, że Lily nie było, nie miałam z kim siedzieć. Na zaklęcia było nieco inaczej: zawsze siedziałam na nich z Peterem, więc i teraz tak było. Widać, że poziom przedmiotów był wysoki.
W końcu zostały nam jedynie dwie godziny obrony.
-To co, zwiewamy?- mruknął James do kumpla, gdy staliśmy pod klasą.
-Nie uważasz, James, że gdyby obrony nie było, toby nam powiedzieli?- zauważyłam.
-Oj, tam… Na pewno mamy obronę, ale z kimś innym. A nam się nie chce już tu siedzieć…- odparł z wyższością.- Poza tym, biedny Syriuszek, nie może pisać…
-Biedaczek…- skomentowałam z sarkazmem.
Syriusz zrobił nieszczęśliwą minę i spuścił skromnie głowę.
-Proszę państwa, oto jest Syriusz.- szepnął dramatycznym, poważnym głosem Rogaś- Od piątego roku życia cierpi na stwardnienie rozsiane, uwiąd starczy, zanik mózgu oraz jego wypływanie uszami. Chłopiec nie może pisać i zdrowo się rozwijać. Ślijcie galeony do Gringotta. Pomóżcie mu, Syriusz też chce być normalny!
Łapa wywinął zdrową pięścią, ale chybił celu.
-Hahaha!!! I do tego nie może się tłuc!- zarechotał James.
-Cholerny gips!!! Mam go dość!!!- warknął Syriusz, podszedł do ściany i… rozłupał na pół gips na ręce. Zdjął jego dwa kawały i wrzucił do pobliskiej, antycznej wazy. Potem rzucił się ku Jamesowi, zmuszając go do dzikiej, desperackiej ucieczki. Oboje znikli za rogiem, Remus i Pet popędzili za nimi.
-Acha…- wydusiłam z siebie po chwili.
Rozległ się dzwonek i weszliśmy do sali.
Panował rumor, żaden nauczyciel nie przychodził na zastępstwo. Siedziałam sama, jako ze Syriusz, z którym zawsze siedzę, nie stawił się.
Zajęta byłam rysowaniem na skrawku pergaminu różnych śmiesznych rzeczy i rozmyślaniem nad wszystkimi bzdurami, które przychodzą człowiekowi w takim momencie do głowy. Miałam specyficzny humor.
-To bardzo twórcze, ale obawiam się, że niezbyt pasuje do moich lekcji…
Powoli uniosłam głowę. Nade mną stał jakiś obcy człowiek. W klasie panowała cisza.
-Ehh…- udało mi się jedynie wydukać.
Człowiek podszedł do katedry, którą przed nim zajmował Flint, a potem Wilder. Obrócił się ku klasie. Miał zimny wyraz twarzy, czarne, długie włosy i bogatą szatę. Był wysoki.
-Nie spodziewajcie się, że na mojej lekcji będziecie sobie rysować. Tu mamy pracować!- ostatnie słowo prawie krzyknął.- To nie przelewki! Zrobię z was prawdziwych… czarodziejów…
Alicja uniosła rękę. Kiwnął na znak, że przyzwala jej się odezwać.
-Dlaczego profesor Dumbledore nie przedstawił pana dzisiaj na śniadaniu?
-Gdybyś była nieco bardziej inteligentna, zauważyłabyś, że go nie ma. Poleciał do Londynu w ważnych sprawach. Dziś zastępuję go ja… i Profesor McGonagall.
Wymówił to z wyjątkową odrazą.
-No dobra, dosyć tych pogaduszek. Sprawdzam listę… Black?!
Cisza.
-A więc to tak…- szepnął z taką lubością i mściwością, że aż mi się zrobiło żal Syriusza.- Brak chłopaczka… Gdy go znajdę, odechce mu się lekceważyć moje lekcje…
Sprawdził listę do końca, po czym mruknął.
-Tych czterech delikwentów… Proszę ich uprzedzić, że sobie nagrabili, oj tak!
Przełknęłam ślinę.
Człowiek niespodziewanie wstał.
-Pozwólcie, że się przedstawię.- uśmiechnął się, prawie dobrotliwie- Na imię mam Castor. Castor Black…
Black?! Biedny Syriusz…
Rozłożył ręce. Zauważyłam, że domalował na liście obecności atramentem czaszki przy Huncwotach.
-A więc do roboty… NOTT!!! WSTAWAJ!
-T-tak?
-Powiesz mi co nieco o pewnym frapującym mnie zagadnieniu…
Tak się bałam, że nie da się opisać. W Hogwarcie nigdy nauczyciele nie pytali, chyba że się straszliwie zaskórzyło. Całą pierwszą lekcję siedziałam jak na jeżu. Uczniowie dukali coś pod nosem, a ja czułam, że niedługo moja kolej.
-NIE!!! ŹLE, SIADAJ!!! SZLABAN!!!
Tak wyglądała lekcja w znacznej mierze.
Jeszcze chyba nigdy nie ucieszył mnie tak dzwonek na przerwę. Jeżeli mam tracić nerwy trzy razy w tygodniu przez cały rok… Chyba zacznę kuć ostro…
-Dobra…- po dzwonku już nie tak chętnie wszyscy przyszli.- Kto tam nam został…
Po piętnastominutowy przetrzepywaniu Severusa (szło mu naprawdę dobrze, w końcu z obrony miał W), Black mruknął:
-No, to poprosimy pannę Lupin…
Wstałam i zachwiałam się na własnych nogach. Myślałam, że zemdleję, zrobiło mi się słabo. Wolno pokonałam dystans między mną, a katedrą, stając przed nią.
-Powiedz mi coś o…
Ale urwał, bowiem zauważyłam coś bardzo osobliwego za jego plecami, więc wytrzeszczyłam oczy.
-Co?!- nacisnął na mnie profesor i obrócił się.
Po tablicy, na której napisał swe nazwisko, piął się z zatrważającą szybkością jakiś bluszcz. Szybko obrósł całą tablicę, od stóp do głów.
Wtem zrobiło się prawie ciemno.
-Co, do…?
Okna z zewnątrz porastał powojnik, coraz bardziej blokując dostęp światła do klasy. Zauważyłam w półmroku, że bluszcz porastający tablicę pochodzi z korytarza…
Pan Black podbiegł do drzwi i wysadził je zaklęciem.
-Zostańcie tu!- i wypadł z klasy. Nikt go nie posłuchał.
Na korytarzu… była dżungla. Wszystkie rodzaje roślin, jakie kiedykolwiek widziałam, porastały ściany, zwisały z sufitu, rosnąc wciąż i rosnąc… Panowała duchota i zielonawe światło. Czułam się, jak w gigantycznej cieplarni.
-Ocho…- mruknęłam do siebie, bo oto kokos zleciał i roztrzaskał się na korzeniach u moich stóp.
-Ciekawe, czyja to robota!- szepnęła z przejęciem Alicja za moimi plecami.
-Ja już doskonale wiem, czyja to robota!- odparłam i rzuciłam się korytarzem-albo raczej tunelem-w jakimś sensownym kierunku.
Drogę zagradzały mi liany, które musiałam odgarniać. Ze wszystkich klas wychodzili ludzie, robiło się tłoczno. Niektóre drzwi tak zarosły, że nie można było wydostać się z sal. Nagle usłyszałam, gdzieś nieopodal odgłos, który doskonale uplasowałby się w ścieżce dźwiękowej czarno-białego filmu „Tarzan”, którego oglądałam we wczesnym dzieciństwie.
Pobiegłam do Wielkiej Sali.
-ALE ODLOT!!!
James właśnie szybował na jeden z lian, zwisających z magicznego sufitu.
-ŁUUHUUUU!!!- i przyrżnął w drzewo.
-Czyście zwariowali?!- złapałam się za głowę.- Postradaliście mózgi?!
Cała czwóreczka wkrótce skotłowała się przy mnie.
-Pięknie, prawda?!- zapytał Syriusz.
-Uroczo…
-Może już to usuniemy?- zaproponował Peter, oglądając się nerwowo.
-Co ty, chory?!- zawołał James.- Prawdziwy boom ma dopiero nastąpić…
Po czym nacisnął przycisk na jakimś urządzeniu.
Szkołą lekko zatrzęsło.
-Co to było?!- przeraziłam się i skuliłam przy Remusie.
-Prawdziwie diabelska pożoga…- ucieszył się mściwie James.- Chyba się zbliża, radzę, byśmy wspięli się na liany…
Szybko żeśmy to uczynili. Tak bałam się, że miałam śliskie ręce.
Wkrótce usiedliśmy na splątanych wysoko lianach.
-A teraz patrz… Będzie się działo.
Odgłos nadciągającego kataklizmu wypełnił wkrótce moje uszy. Wkrótce do Sali wlało się chyba morze…
-Wszystkie krany w szkole obsadziliśmy łajnobombami!- ucieszył się James.
-Super, ale jak to teraz zatrzymacie?!- przekrzyczałam huk na dole.
Jamesowi wydłużyła się twarz.
-O tym nie pomyślałem…
Popatrzyłam na wzbierającą pod nami wodę. Musiało tam być głęboko…
-I co teraz?!
-Chyba każdy umie pływać?- zapytał w miarę spokojnie James.
-Ja nie.- zauważył Remus.
-Ja też!- pisnął Peter.
-Ja także niezbyt…- mruknął niemrawo Syriusz.
-Może Zaklęcia Bąblogłowy?- zasugerował Remus.
-No to szybciej!!!- zakrzyknął Pet, bo woda sięgała nam już do czubków dyndających palców u nóg.
Remus zaczarował wszystkich, po czym wskoczyliśmy razem do wody, by uciec z Wielkiej Sali.
Pod wodą było wprost komicznie. Wszystko wyglądało zwyczajnie, pomijając, że wszędzie rosły rośliny. Wolno podpłynęliśmy do wyjścia, a potem po schodach w górę. Tak dziwacznego uczucia, jak szybowanie ponad schodami, jeszcze nie miałam. Wkrótce wyszliśmy na powierzchnię lecz woda wciąż wzbierała, mocząc rośliny. Nie czułam, że jestem w Hogwarcie, lecz zalanej morzem dżungli.
-No i co teraz?!- przeraził się Remus.- Chyba nas zabiją… A trudno…
Pobiegliśmy na górę po zakorzenionych i mokrych schodach i wpadliśmy prosto na McGonagall z profesorem Blackiem. Syriusz oniemiał.
-W-wuj… Castor?
-Syriusz… No no no… Co masz w kieszeni!- warknął z zimną furią pan Black.
Syriusz wyjął z zawstydzoną miną paczkę Ziaren Natychmiastowej Dziczy. Twarz McGonagall zbielała.
-Teraz ty, Potter…
James wyciągnął natomiast detonator.
-Już tu nie mieszkacie…- zarządził bezlitośnie profesor.
-Wolałabym o tym sama zadecydować.- rzekła chłodno McGonagall.- Cała piątka ma szlaban. Półroczny.
-Co?!
-Ależ, pani profesor! Mary Ann nie ma z tym nic wspólnego!- zaprotestowali.
-To prawda, Lupin?
Przytaknęłam.
-Dobrze więc. Jutro zgłosicie się do mnie, wasza czwórka. Omówimy warunki szlabanu…
-Pani profesor.- wtrącił Black- Wolałbym sam zająć się Syriuszem. Znam metody naszej rodziny, które mogą mu wybić takie wybryki z jego gorącej głowy…
McGonagall zerknęła na niego z popłochem.
-Proszę…- uśmiechnął się przymilnie.
-Nie…- wymamrotał Syriusz, na twarzy malowało się skrajne przerażenie- Pani profesor, nie…
-Cisza! Black, pójdziesz do swego wuja na szlaban! Ciesz się, że chodzisz jeszcze do tej szkoły! Ciesz się, że cię nie zabiłam! A teraz marsz do dormitorium, wszyscy!

***

-Ech!- westchnęłam- Owutemiacy, do pracy!
Z huncwockim, bardzo dla wszystkich zabawnym dowcipem, nauczyciele poradzili sobie w godzinę. Co prawda Filch był absolutnie wściekły i załamany tym, że ma to wszystko sprzątać. Irytek, który schował mu mopa, wcale nie pomógł woźnemu.
Szkoła została wysprzątana, więc mogliśmy wrócić do normalnych czynności, jak odrabianie pracy domowej.
Złożyłam właśnie niezwykle ciężką księgę od eliksirów na ławie.
-To jaki jest ten temat eseju, Severusie? Sev?...
Severusa to najwyraźniej mało obchodziło. Pochłonęła go książka „Eliksiry dla zaawansowanych”. Zmarszczył czoło, wczytując się uporczywie w jakiś fragment.
-Co?...- ocknął się, gdy go szturchnęłam.
-Nic! Po prostu, chciałabym odrobić eliksiry! Czy mógłbyś nie fascynować się dziko tym podręcznikiem?- zniecierpliwiłam się.
-Ależ on jest niezwykle… enigmatyczny…- burknął nieprzytomnie i skreślił piórem jakieś zdanie.
-Możliwe. Zamiast mazać po książkach, może zechciałbyś mi pomóc z zastosowaniem Eliksiru Przysięgi?
-Taa…
Znaleźliśmy odpowiednią stronę w olbrzymiej księdze.
-No, to czytaj na głos…- westchnął i zamknął oczy, by lepiej się skupić.
-„Eliksir Przysięgi to niezwykle mocny specyfik. A to ze względu na wyjątkowo trudną do zdobycia ingrediencje-pióra feniksa, których właściciele słyną z wierności.
Eliksir trzeba uwarzyć bla bla…”
-Dobra, pomiń to.
-Eee. Mam. „…jednak doskonale przydaje się nie tylko do zmuszania innych, by nie wyjawili sekretu. To także eliksir powszechnie wykorzystywany w zakładach, sporcie oraz ceremonii potocznie nazywanej TCŚCK…” Hmm, co to jest?
-TCŚCK?- spytał- Tradycyjne Czarodziejskie Śluby Czystej Krwi…
-Brzmi makabrycznie…- wzdrygnęłam się.
-Bo takie jest.- mruknął.
-Co to jest? Te Śluby?
-Jak sama nazwa wskazuje: ślub.
-Ślub?!
-Tak… Zgodnie z tradycją tak zwanych arystokratycznych rodzin czystej krwi, rodzice muszą wydać dziecko za kogoś o bardzo wysokim statusie społecznym. Czyli ktoś musi być godny.
-Ta osoba nie wybiera małżonka?- spytałam
-Nie. Wybierają rodzice, wysyłając propozycję do równych sobie… Cała ta impreza właśnie tak się zwie. Istnieje cały zbiór różnych zagadnień na temat tego cyrku… W końcu to tradycja…
Parsknął nieśmiesznie.
-Jakich zagadnień?
-Dokładnie, to nie wiem… Nie grozi mi to… Określenie, jaki kolor mają państwo młodzi nosić w dzień ślubu. Zawsze pół roku przed ślubem odbywają się bardzo uroczyste zaręczyny. No, wszystko odbywa się zgodnie z jakimiś określonymi normami, standardami… Wiesz, ma swoje sztywne zasady. Nie wiem, musisz spytać jakiegoś szlachcica, oni na pewno to wiedzą, rodzice ich już uświadomili, co ich czeka.
Znów zarechotał mściwie.
-Każdy czarodziej czystej krwi ze szlacheckiego rodu tak się żeni czy wychodzi za mąż… No, ale wróćmy do eseju, bo mi się spać chce…
Ziewnął potężnie i podrapał się w głowę.
-Dobra, trzeba poszukać tej książki… „Najsilniejsze eliksiry”. Tam na pewno coś znajdziemy o zastosowaniu.
Wstałam, by pójść po wspomniane dzieło. Zostawiwszy Seva samego z lekturą podręcznika od eliksirów zagłębiłam się w pachnące pergaminem i drewnem działy szkolnej biblioteki. Powiew zimnego, wrześniowego wiatru od strony okna zarzucił kilkoma luźno latającymi kartkami. Niektóre zatrzymały się na moich stopach. Musiały zostać zdmuchnięte ze stolika. Popatrzyłam na nie. Były to lekko zrolowane eseje. Na wszystkich widniało to same imię, napisane małymi, czarnymi literkami: Syriusz Black. Właściciel musi być niedaleko…
-O, hej!
Wpadłam prosto na Łapę, zaczytanego w jednej z ksiąg i beztrosko traktującego fakt fruwania jego esejów po całej bibliotece.
Oderwał wzrok od lektury i uśmiechnął się ciepło. Oparłam się o bibliotekę obok niego.
-Wiesz, nie chcę cię dołować, ale twoja praca domowa fruwa sobie po całej bibliotece.
-Jak lubi…- wzruszył ramionami z niefrasobliwym, lekko nieobecnym uśmiechem.
Po chwili ciszy westchnął i zamknął książkę, po czym włożył ją na miejsce.
-Co ci jest?- zdumiałam się.
-A ma mi coś być?- odparł pytaniem.
-Mam wrażenie, że masz zbyt… dobry humor.
Syriusz zaśmiał się w głos.
-Cóż, muszę odpocząć psychicznie przed szlabanem… Zaczynam go pod koniec przyszłego miesiąca…
-Boisz się Blacka?- zapytałam cicho.
Zerknął na mnie pytająco i uważnie zza czarnych pasm włosów, zasłaniających oczy.
-Niezłe masz wyczucie… Tak szczerze, to…
Przerwał, szukając odpowiedniego słowa.
-Wiesz… On jest trochę… Nieprzewidywalny w swych czynach. Kiedyś obciął nożem ze złości głowę skrzatowi mojej babki, bo przyniósł mu bułeczki z czekoladą, a nie z marmoladą… Został wtrącony do Azkabanu za bestialskie morderstwo mugola. Ale go, kretyni, wykupili…
-Dlaczego zatem Dumbledore go zatrudnił?!- przeraziłam się.- Przecież on cię żywcem zje!
-Chyba był jedynym kandydatem… Zresztą, jest świetny w obronie, bo sam doskonale zna czarną magię…
-Syriuszu!- pokręciłam głową. To jest chore.- Ty… nie możesz tam iść! Przecież nie dożyjesz końca szlabanu! Ten człowiek jest zupełnie nienormalny! Powinni go trzymać pod kluczem, to PSYCHOPATA!
-Widać, że szanujesz mą rodzinkę!- parsknął- Ale oczywiście masz rację. Tak, nie dożyję.
A na pewno nie będę miał czym wrócić na noc do dormitorium… Trudno się mówi. Zapewne mamuśka wysłała go tu, by się zemścić za ucieczkę…
Przyjrzał mi się z rozbawieniem. Tak bardzo się o niego boję! Wyjątkowo go polubiłam przez te trzy tygodnie, które razem przeszliśmy, walcząc o życie bliskich i swoje nawzajem. Gdyby nie on, nie przetrwalibyśmy. Wydaje mi się, że Syriusz jest hmm… taki inny, niż zawsze sądziłam. Opiekuńczy i zaradny…
-Bardzo bym nie chciała, żeby ci się coś stało…- szepnęłam, zmartwiona.
Zlustrował mnie nieco zaskoczonym spojrzeniem.
-Jak ręka?- zmieniłam temat.
-Jakoś… Już mi nie dokucza tak bardzo. Apropos, wiesz, co powiedział mi tato Jamesa? Że nas szukali na wyspie Augón. Ale okazało się potem, że świstoklik był nie tam, gdzie trzeba… Wylądowaliśmy na malutkiej, nienazwanej wysepce niedaleko. Dlatego nas nie mogli znaleźć. Wyspa Augón ma oczywiście mieszkańców…
Przyjrzałam się Syriuszowi uważnie.
-Na pewno z ręką wszystko gra? Zapewne sam nie chcesz się przyznać, że cię boli…
-Masz rację…- parsknął.- Ech, lipiec na długo zapadł mi w pamięć…
Złapał się za przedramię bezwiednie.
-Mnie też… Ciekawe, kiedy powróci Lily…
A Lily powróciła w połowie października. Całkiem już ozdrowiała i nabrała kolorów, jednakże była smutna. Pewnego wietrznego dnia razem udałyśmy się na mój ostatni trening przed pierwszym w tym roku meczem.
-Wiesz, naczytałam się „Proroka” w Mungu.- wyznała mi tego dnia, gdy przybyła, odprowadzając mnie na boisko- I to jest chore. Ludzie znikają i nikt na to nic nie poradzi… Mary Ann, coś się święci. Nie podoba mi się to…
-Masz rację.- posmutniałam i zadałam retoryczne pytanie- Nic nie rozumiem, dlaczego tak jest?
-Nie wiem, ale zaczęło się coś dziwnego…
Zadął potężny wiatr, zamiatając liśćmi z Zakazanego Lasu. Ciemnoszare chmury zasłaniały widok i przypominały, że wakacje i słońce już nie wróci. Ten melancholijny widok uczynił naszą rozmowę jeszcze bardziej ponurą i jakby groźną. Lily przytuliła się do mnie w biegu.
-Ja nie chcę żyć pod presją…- szepnęła ze łzami w oczach.
-No co ty, Lily! Przecież jesteśmy silni, wszyscy! Nikt na to nie pozwoli, żeby jakakolwiek presja wkradła się do tego świata! Będzie dobrze…
Ale sama niezbyt w to wierzyłam. Doskonale wiedziałam, że nie jest dobrze.
-Drużyno!- ryknął poważnym głosem James, nasz nowy kapitan, biorąc się pod boki.- Powiem jedno: musimy dokopać tym kozakom ze Slytherinu!
-Szczególnie, że ich agresywność zrobiła się odwrotnie proporcjonalna do czasu, jaki nam pozostał do meczu…- zauważył chłodno Syriusz.
-Dokładnie! Pokażemy im, z kim, skubańcy, mają do czynienia!- wrzasnął, jak w wojsku- To nie przelewki! TO GRYFONI!
Musieliśmy wcześniej skończyć, by super-mega-joł-bohaterowie Ślizgoni mogli wejść na boisko. Po całkiem udanym treningu wszyscy się rozeszli, szczebiocząc z optymizmem. Mnie jednak on się nie udzielił. Na zewnątrz było teraz tak ciemno i smutno…
-Idź sama, znajdę cię w zamku…- mruknęłam do Lily, po czym samotnie udałam się na przechadzkę po zasnutych liśćmi i październikową mgłą błoniach.
Dziwnie się czułam. Jakby znów dopadła mnie depresja. Ale nawet nie wiedziałam, czemu tak nagle. Łzy spłynęły po policzkach, gdy pomyślałam o Severusie. Bardzo mnie ranił swą decyzją, deklaracją. Bo złożył ją, spotykając się ze śmierciożercami. Oni go zniszczą, zniszczą w nim dobro, które tak skrzętnie ukrywa. Dlaczego?! Czy nie mógłby przystać do nas? Nie mógłby zostać ze mną?! Przecież nawet nie chodzi o jakieś głębsze uczucia, trudno już… Chodzi o jego życie…
Tak bardzo mnie to zabolało. Nigdy Lily nie była dla mnie tak dobrą przyjaciółką, jak on. Z nim zawsze czułam się najlepiej i mogłam porozmawiać. Ufałam mu, bo nigdy nie zdradziłby mych tajemnic, milczałby jak grób. Lily była taka ciepła i dobra… Ale ja nigdy nie czułam się dobrze w towarzystwie dziewczyn. Tak naprawdę wcale nie miałam przyjaciół przed Hogwartem, moje koleżanki były zawsze takie okrutne i dwulicowe…
Severusie…
-Hehe! Nie ruszaj się, cizia!
Poczułam, ze ktoś złapał mnie z tyłu za włosy i popchnął na ziemię.
Klęcząc, uniosłam głowę. W mroku dostrzegłam kilku ludzi, stojących nade mną.
-Mmm, to ta gryfońska ślicznotka…- wyszczerzył zęby Rosier, Ślizgon.
-Mmm, to ten ślizgoński debil…- odparłam zadziornie.
-Masz nawijkę…
Rosier kopnął mnie w twarz, a jego kumple ryknęli śmiechem.
-Bardzo śmieszne…- potoczyłam drwiąco-mściwym spojrzeniem po kręgu, łykając krew.- Boki zlewać…
-Dla nas bardzo. Od dawna nie klęczało przed nami żadne gryfońskie ścierwo.
-Nie istnieje coś takiego, jak gryfońskie ścierwo. Człowiek nie jest ścierwem, kochanie!
-Wszyscy są ścierwami!
-Ech, widać, że szanujecie swój dom i siebie nawzajem…- znów zarobiłam kopa.
-Wiesz co, ciziu, twoja obecność na meczu wydaje się być zbędna…
Wycelował we mnie różdżką, zaraz potem fioletowe światło rozjaśniło mrok październikowego wieczoru…


Następny odcinek już 26 grudnia. Wesołych Świąt! :)

Komentarze:


Syrcia
Sobota, 12 Grudnia, 2009, 19:51

"Syriusz zrobił nieszczęśliwą minę i spuścił skromnie głowę.
- Proszę państwa, oto jest Syriusz - szepnął dramatycznym, poważnym głosem Rogaś - Od piątego roku życia cierpi na stwardnienie rozsiane, uwiąd starczy, zanik mózgu oraz jego wypływanie uszami. Chłopiec nie może pisać i zdrowo się rozwijać. Ślijcie galeony do Gringotta. Pomóżcie mu, Syriusz też chce być normalny!" --> Myślałam, że się zleję ze śmiechu. Mało brakowało, a ostatnio mam coś z pęcherzem : P

Kochana! :D Ty mnie prawie zabiłaś, wiesz? Ta akcja z dziadkiem Jamiego... Po prostu cud i miód!

Syrek i rozwalenie gipsu... To takie... Syriuszowe było xD

No a ta dżungla... Jak czytałam ten fragment, to po głowie chodziła mi piosenka "Tarzan boy". Taka dość stara, gdzieś lata 60-te, 70-te... Może dziesięć lat później. No, coś koło tego.

Reszta notki, pomijając te zryte akcje i odpały, które w Towim wykonaniu opisania kocham, wielbię i podziwiam, to notka dość smętna. I w ogóle brawo, że umiesz to tak ładnie opisać, bo nie każdy umie oddać nastrój takiego "Coś się święci. Coś złego... Czuję to.". Wielki plus ci za to! xD

Za dedykacje oczywiście merci, i zapraszam do Remuska... Dopiero co dodałam notkę. I pod poprzednią też chcę Twój komentarz! ^^

Pozdrawiam : )

 


Syrcia
Sobota, 12 Grudnia, 2009, 19:54

Twoim*. Wybacz za błąd... xD

 


Parvati
Piątek, 18 Grudnia, 2009, 18:16

Hahaha, Matko, myślałam, że umrę przy tej notce! Genialne akcja, niesamowite, boskie, przecudowne poczucie humoru, iealne wyczucie stylu i tak barwnie, przekomicznie zarysowane postaci! Masz ogromny talent, świetne poczucie humoru i piszesz takim wciągajacym, ładnym językiem, że nie można się oderwać, a na akcję masz tak wiele oryginalnych pomysłów, że nie da się opisać, naprawdę! Jesteś niesamowita, chylę czoła- Wybitny! Jedyna malusieńka uwaga- "aha" przez samo "h" koniecznie! Przepraszam Cię za tak późny komentarz, ale nie wchodziłam ostatnio na stronę. No i wielkie dzięki za dedykam, strasznie miło ;**
ściskam gorąco i jeszcza raz ogromnie gratuluję wspaniałej notki : )
P.S. Myślałaś o napisaniu książki- pytam serio? : )
P.S.2: zapraszam w weekend na nową notkę :)

 


parszywek
Środa, 23 Grudnia, 2009, 17:03

Hehe :) Ten motyw z tym dziadkiem kojarzy mi się z Narnią z "Srebrnym Krzesłem" ;>
Notka bardzo pozytywna. Severusie, uratuj Mary Ann!
PS Skomentowałam Ci dwie poprzednie notki więc możesz looknąć:)

 


Syrcia
Czwartek, 24 Grudnia, 2009, 03:14

Bezapelacyjnie podpisuję się wszystkimi kończynami pod komentarzami Parwati i parszywka, a jakże... ^^
Zapraszam do Remuska, świeżutko dodana notka czeka na opinię.. ; ]

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki