Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powr�t ]

Sobota, 26 Grudnia, 2009, 15:35

42. W kociej sk�rze

Nowa notatka, w pewnym momencie nieco brutalna... Ale trudno, �ycie.
W przeci�gu oko�o dziesi�ciu nast�pnych rozwinie si� w�tek, kt�ry w moim pami�tniku owszem, wyst�powa� ju� kilka razy, jednak nie tak rozwini�ty. Na pewno domy�licie si�, o jaki podstawowy w literaturze w�tek chodzi ;)
Dedykacja dla Syrci, Parvati i parszywka.
Do parszywka: pewien w�tek, pojawiaj�cy si� pod koniec notki naprawd� nie ma nic wsp�lnego z tym, co wczoraj ogl�da�y�my! XD


Obudzi� mnie t�py, pulsuj�cy b�l ca�ego cia�a. Powoli odzyskiwa�am �wiadomo��. Sw�dzi� mnie ka�dy mi�sie� w naprawd� bolesny spos�b.
Nade mn� majaczy� kolebkowy sufit lazaretu. Co si� sta�o?...
Unios�am si� lekko na pos�aniu. Kr�gos�up ostro mnie zak�u�, jakby bardzo d�ugo le�a� w niewygodnej pozycji. L�d�wiowego odcinka w og�le nie mog�am podnie��, nawet ciut wy�ej. Jakby go nie by�o…
Le�a�am jeszcze troch�, wpatruj�c si� w ciemniej�ce niebo pa�dziernika w oknie naprzeciw i ws�uchuj�c si� w cisz�.
-Och, panno Lupin!- piel�gniarka podbieg�a do mnie, gdy tylko zorientowa�a si�, �e �yj�- Poppy, lekarstwa!
Nowa od tego roku, do�� m�oda i przestraszona asystentka, podesz�a do mnie z tac� i dymi�cymi flaszkami. Zerkn�a na mnie z trosk�.
-No, ju� naprawd�… Wypij to, Lupin!
Obrzydliwe eliksiry w liczbie siedmiu, prawie wywo�a�y u mnie md�o�ci.
-Kt�ry dzi� dzie�?- spyta�am, orientuj�c si�, �e jedn� r�k� mog� rusza�, a drug� nie.
-Jest dwudziesty �smy pa�dziernika…- mrukn�a po zastanowieniu.
-Co…?!
-Tak, panno Lupin. Do�� d�ugo u nas le�ysz. Z dwa dni na pewno tu jeszcze pozostaniesz. Wszystkie ko�ci ci usun�o, oj tak…
Wytrzeszczy�am oczy. Spa�am… ponad dwa tygodnie.
-A… A jaki by� wynik meczu?- spyta�am ostro�nie.
-Ech, co� mi si� kojarzy, ze wygra� Hufflepuff.
-Ale my�my grali ze Slytherinem!
-Ano mo�e…- wzruszy�a ramionami- Tak czy owak, ofiar by�o tyle samo, co zwykle…
I odesz�a, mrucz�c co� ze zdenerwowaniem. Wbi�am wzrok w sufit. Omin�� mnie mecz… Nie wiem, czy kogokolwiek wzi�li na moje miejsce, ale w sumie kogo� musieli. Nawet nie mog�am zobaczy�, jak spisa�o si� dw�ch nowych cz�onk�w dru�yny: Philip Bell, zaledwie dwunastolatek, kt�ry wszed� na miejsce Dorcas, oraz Lukas Steinmann, pa�karz m�odszy ode mnie o rok. Wydaje mi si�, �e jest �ydem, tak na marginesie.
�UP!
-PRZEPRASZAM! TE RUSKIE DRZWI!
S�odki �wiergot Jamesowego g�osiku wyrwa� mnie z zamy�lenia.
-Potter!!! To nie obora!- warkn�a Poppy Pomfrey.
-Przepraszam, panno Poppy! Ca�uj� w r�czki…
Jaka� szarpanina.
-Zg�upia�e�?!
-Ju� dawno… Ale przylaz�em, jak zwykle, do Meggie!
-Dobra. Co za impertynent…
James nieuchronnie zbli�a� si� do mnie swym rozbujanym krokiem, a ja szybko uda�am, �e �pi�. My�la�am, �e James odwali zaraz jaki� numer w stylu „zobaczymy, czy si� obudzi, gdy w�o�ymy jej do nosa t� much� z pod�ogi…”, ale nic takiego nie mia�o miejsca. Usiad� przy mnie bezszelestnie, uj�� mnie za r�k�, wzdychaj�c raz po raz. Uchyli�am przekornie jedn� powiek�.
-Meggie!...- za�mia� si� rado�nie, po czym chwyci� mnie w pasie i mocno przytuli�.
-Auu!- obj�am go sprawn� r�k�, druga le�a�a bezw�adnie obok prawego boku.
-I jak si� czujesz?
-W zasadzie to nic nie czuj�.
Odklei� si� ode mnie i usiad� na ��ku.
-Przychodzi�em tu niemal�e co wiecz�r!- oznajmi� z dum�- I nie tylko ja.
-Jak meczyk?
Roga� spowa�nia� nieco.
-Hmm… �lizgoni wcale nie s� tacy rozla�li, jak s�dzi�em… By� remis, momentalnie wbili nam mn�stwo goli, musia�em przerwa� t� szopk� i z�apa� znicza… Nie doceni�em ich. Maj� jakich� nowych i to w�a�nie oni tak daj� czadu. Ich nowy �cigaj�cy, Lestrange… Jest rok wy�ej, ni� my. To ich as w r�kawie i tajna bro�.
-A jak nasi nowi?
-Steinmann jest bardzo dobry. On i Jack doskonale bronili nas przed t�uczkami. A ten knypek, Philip… Co prawda wygl�da�, jakby go pr�d kopn��, tak wytrzeszcza� oczy ze strachu. Ale jest bardzo szybki i zwinny, co i tak nie da�o nam zbyt wiele… Na twoim miejscu obsadzi�em tamt� dziewczyn�, co z tob� rywalizowa�a rok temu… Ale, doprawdy, by�a beznadziejna.
Zrobi� zbola�� min�.
-Nie przejmuj si�.- uj�am go za d�o�, by doda� mu otuchy.
-Musimy bardzo si� postara�… A jak nie, to zawsze zostaje wyeliminowanie zawadzaj�cego, jak zrobili to z tob�…
-�e co?
-No… Rosier pozbawi� ci� szkieletu czarn� magi�. Dumbledore si� w�ciek� i wywalili go z wielkim hukiem, czujesz?!
-O rany… Ale cyrk.
-A tamten tylko si� ucieszy� i podobno jest ju� z Voldemortem. Tak s�ysza�em… �lizgoni chcieli te� capn�� Philipa, ale im tak �atwo nie posz�o…- u�miechn�� si� m�ciwie- Nie docenili go… Jeden z nich trafi� tu z zaawansowanie pogryzion� r�k�.- zarechota�- Oczywi�cie, �artowa�em, nie mo�na ich eliminowa�, to nieczysta gra… Ale �lizgoni oberwali od nas, Huncwot�w, tak na p�aszczy�nie osobistej, nie rywalizacyjnej… Jeszcze raz ci� tkn�…
Tak wi�c pierwszy w tym roku mecz przeszed� mi ko�o nosa.
W szpitalu, w kt�rym le�a�am jeszcze cztery dni, odwiedzali mnie znajomi. James, jak zwykle, by� bardzo entuzjastycznie nastawiony do otoczenia, Remus bardzo zmizernia� i mia� bia�� cer� od przebytej ostatnio przemiany. Syriusz natomiast dziwnie si� porusza�, jakby go co� bola�o i ci�gle si� krzywi�. Peter by� nieco sfrustrowany faktem zdania jedynie czterech sum�w, wi�c nie tryska� raczej optymizmem.
Severus zrobi� si� wyj�tkowo mrukliwy, a Lily natomiast od wakacji sta�a si� powa�niejsza.
Gdy w ko�cu ko�ci odros�y mi zupe�nie, postanowi�am uda� si� do dormitorium.
Ubra�am si� i wysz�am z lazaretu.
By�o prawie zupe�nie pusto, za oknami s�o�ce dawno zasz�o za horyzont. Pod koniec pa�dziernika zawsze o tej godzinie by�o ju� ciemno.
W dormitorium nie by�o nikogo, usiad�am wi�c na ��ku, nie wiedz�c, co robi� ze sob�. Normalnie, jakby z Hogwartu wyemigrowali, taka by�a cisza…
Rozleg�o si� dono�ne miaukni�cie. To Julian wskoczy� na moje ��ko i rozwali� si� obok mnie, udaj�c traktor. Pog�aska�am jego czarne, l�ni�ce futro, a mruczenie wzmog�o si�.
-Chcia�abym by� tob�, by m�c p�j�� tam, gdzie nikt nie mo�e…
Tam, gdzie nikt nie mo�e… Spr�bujmy…
Uruchomi�am oczy wyobra�ni, a potem mrukn�am w my�li „Animago!” i poczu�am dreszczyk emocji.
Dreszczyk przemieni� si� w sw�dzenie i �askotanie. W�osy na przedramionach zje�y�y si� i przyciemni�y, palce pocz�y si� kurczy� i grubie�, a loki gwa�townie cofa� w stron� g�owy. �wiat robi� si� wi�kszy, zamazany. Poczu�am parcie w okolicach ko�ci ogonowej-co� mi tam wyros�o. Uszy �miesznie pojecha�y w g�r� po ca�ej g�owie, kolana odgi�y si� w drug� stron�, poczu�am, �e garbi� si� dziwnie, spadam z ��ka.
Skuli�am si� na pod�odze, bo stwierdzi�am, i� z jakiego� powodu dopad� mnie strach.
�wiat wygl�da� groteskowo, patrz�c z perspektywy „pod ��kiem i przy ziemi”. Strzykn�am w�sami, bo mnie �miesznie za�askota�y.
Ca�e dormitorium by�o ciemne i jakby sp�aszczone. Stwierdzi�am, �e przycupni�cie pod ��kiem i obserwowanie sfito��w kurzu, walaj�cych si� pod nosem nie jest wcale, ale to wcale ciekawe, tote� majestatycznie wynurzy�am si� z mrok�w.
Och nie! Moja �apka si� zabrudzi�a! Musz� natychmiast co� z tym zrobi�…
Usilnie szorowa�am si� w�ochatym j�zykiem, dop�ki nie osi�gn�am satysfakcjonuj�cego efektu.
Nagle zauwa�y�am par� �lepi, wystaj�cych nad poziom pos�ania za mn�. Ca�y obiekt osnuty by� czerwon� otoczk� ciep�a. By� to jedyny kolor, jaki widzia�am. No tak, Julian mnie us�ysza� i teraz obserwuje.
Hmm… Swoj� drog�, to niez�e z niego ciacho…
Zeskoczy� do mnie i pow�cha� m�j nosek. Potem zacz�� dono�nie mrucze� i liza� mnie po i uchu, sygnalizuj�c „Kocham ci�!”. Fukn�am wi�c na niego, by spada�. Co za palant! Tak wyrywa� kociaka! Niech najpierw dowiedzie, �e jest godnym mnie samcem, a nie od razu tak z grubej rury.
Prychn�am gniewnie, postawi�am ogon na sztorc i wysz�am z sypialni. Po schodach pu�ci�am si� biegiem. Cudownie! Pokonywa� Hogwart, jeszcze wi�kszy, ni� poprzednio, zgrabnymi susami. I do tego bez zm�czenia.
Mija�am co jaki� czas czerwone plamy, obserwuj�ce z zainteresowaniem harce rudo-czarnego kota.
W pe�nym biegu wskoczy�am na balustrad� schod�w w sali wej�ciowej. Czu�am si� doskonale. Och, jakie to sympatyczne uczucie by� takim zgrabnym, sprawnym, pi�knym kotem, jak ja…
Zamrucza�am na sam� my�l o sobie. Tak, niew�tpliwie jestem warta uwagi.
Zeskoczy�am na sam d�, a potem do loch�w. Znajd� salon �lizgon�w i wpakuj� im si� tam! Ale jestem sprytna, ha! Powinszowa�.
Za zakr�tem wpad�am prosto w grupk� pierwszoklasistek.
-Jaki ciu-ciu!!!- wrzasn�y w uwielbieniu, doskonale, �e zdaj� sobie z tego spraw�.
Jednak po chwili moja cenna osoba by�a dos�ownie rozszarpywana przez r�ce wielbicielek. Niech przestan�, bo mnie uszkodz�! Co za brak szacunku!
Miaukn�am �a�o�nie w prote�cie, lecz po chwili spoczywa�am w obj�ciach jednej z nich i ca�a kawalkada ruszy�a zgodnie w g��b loch�w, nios�c mnie, jak b�stwo. Nie podoba mi si� to zwisanie szacownym zadkiem w d�, no! Czuj� si� taka bezbronna!
Nagle do moich uszu dobieg� z odleg�ych partii zamku krzyk.
Korow�d nic nie us�ysza�, inicjuj�c wci�� straszliwy, zb�dny ha�as i wrzask. Doprawdy, ludzie s� dziwni. G�uche to, czy co?!
Jednym zgrabnym susem wyrwa�am si� z obj�� i szybko pobieg�am w tamt� stron�. Za mn� rozleg�o si� dono�ne „Ooo…!”, pe�ne rozczarowania.
Zn�w krzyk. To ca�kiem niedaleko…
Wpad�am do kompleksu rzadko u�ywanych korytarzy. Przeskoczy�am pi�� schodk�w i jeszcze kilka.
Z jednej z sal, praktycznie zb�dnych, wypad�a nast�pna czerwona plama. Min�a mnie, obdarzaj�c zdumionym spojrzeniem, po czym odesz�a. W�lizgn�am si� przez uchylone drzwi tam, sk�d przyby�a.
W salce panowa� bardzo znajomy zapach, kt�ry nagle wyda� mi si� obrzydliwy. W k�cie sta�a czerwona plama. Mia�a dono�ny, ci�ki oddech. Wlepi�am w ni� czujny wzrok. Ciekawe, co zrobi…
Cz�owiek zawiesi� na mnie zdziwiony wzrok. O rany, przecie� to…
Schowa�am si� w k�cie, pod biurkiem i pomy�la�am „Mary Ann”, skupiaj�c si� na prawdziwej to�samo�ci.
R�ce szybko uros�y, nogi wyprostowa�y si�, a szyja wyd�u�y�a. Widzia�am zn�w tr�jwymiarowy, kolorowy obraz. Oczy, uszy i nos bardzo mnie bola�y i zrobi�o si� do tego przera�liwie zimno. No tak, nie mam ju� na sobie futerka.
Ju� gramoli�am si� spod biurka, gdy do komnaty wlecia� Castor Black, zmuszaj�c mnie tym samym do powrotu pod nie.
-Ju� wr�ci�em!- oznajmi� z jakim� niezdrowym entuzjazmem- Doko�czymy…
-Wida�, �e si� spieszy�e�…- odpar� Syriusz ze znu�eniem, opieraj�c si� nonszalancko o kamienny filar. Sta� przodem do niego, obejmuj�c go. R�ce w nadgarstkach wi�zi�y czarne kajdanki, wi�c nie m�g� uciec. Nie mia� na sobie nic od pasa w g�r�. Jego naturalnie �niada cera nabra�a niezdrowego, zielonkawego koloru od o�wietlenia w komnacie.
-Och, Syriuszu, to dla mnie swego rodzaju rozrywka w te nudne, jesienne wieczory…- u�miechn�� si� okropnie.
Syriusz rzuci� mu zbuntowane spojrzenie zza filaru.
-Kiedy� po�a�ujesz…- wycedzi�, obserwuj�c go z pogard�.
-Do tego czasu pobawi� si� jeszcze… Jak b�dziesz grzeczny, to mo�e wypuszcz� ci� wcze�niej, kto wie?
Kiwn�� r�d�k� w d�.
Zawieszony w powietrzu bat, kt�rego wcze�niej nie dostrzeg�am, smagn�� z sycz�cym �wistem nagie plecy. Syriusz zacisn�� mocno z�by.
Drugie uderzenie. Do zaci�ni�tych z�b�w dosz�y oczy i pi�ci.
Trzecie. �apa mimowolnie j�kn��.
Czwarte. Wtuli� g�ow� mi�dzy ramiona. Bo�e, to straszne…
Po pi�tym bat usta�.
-To by�o chyba ju� z pi��dziesi�te, starczy na dzi�.- powiedzia� Black, przygl�daj�c si� bezlito�nie s�aniaj�cemu si� prawie z b�lu Syriuszowi- Jeszcze dwadzie�cia miotni�� i p�jdziesz… Dzi� by�e� wzgl�dnie grzeczny.
-Nie…- wydysza�. R�d�ka zn�w kiwn�a w jego stron�.
Kajdanki wykona�y nag�y rzut do przodu, co zaowocowa�o silnym rzuceniem Syriusza o kamienny filar. Sykn�� z b�lu, ale zn�w wyr�n�� w kamie�. Zacz�� si� krztusi� i s�ania�. Ni� to nie da�o. Trzy uderzenia potem wygl�da� ju� jak na skraju przytomno�ci…
-Stop!
Castor Black rozejrza� si� z zaskoczeniem. Sta�am przed biurkiem, obserwuj�c go z przera�eniem i obrzydzeniem.
-Co pan robi?!- przerazi�am si�.
Syriusz osun�� si� po filarze na kl�czki. Dysza� ci�ko, opar� g�ow� o kamie�, zamykaj�c oczy. Po chwili otworzy� je i wpatrzy� si� we mnie.
-Panna Lupin?! Co tu robisz?!- warkn�� profesor.
-To moja sprawa! Prosz� pu�ci� Syriusza, bo dowie si� o tym dyrektor.
Black rykn�� wariackim �miechem.
-Bardzo mnie tym wystraszy�a�! Doprawdy, komedia! My�lisz, ze dyrektor uka�e mnie wydaleniem?! On wierzy �lepo, �e si� nawr�c�, czy co�…! B�dzie mi jeszcze wdzi�czny, �e ujarzmi� tych czterech wandali!!! Szk�ka na tym skorzysta, dziewczynko! Kto� musi si� nimi wreszcie zaj��! Jestem do tego zobowi�zany, prawda Syriuszu?
Zmierzy� go m�ciwym wzrokiem.
-Prosz� pu�ci� Syriusza…- powiedzia�am nieco bardziej b�agalnym tonem, widz�c, �e rzeczywi�cie go to nie ruszy�o- Prosz�… on…
Popatrzy�am ze wsp�czuciem na �ap�. Tak mi go �al…
Castor Black mierzy� mnie uwa�nym spojrzeniem, zastanawiaj�c si� nad tym wszystkim. A potem u�miechn�� si� okropnie.
-Lupin, masz szlaban.
-Co?!
-Pstro. W�a�nie to, co s�ysza�a�. Masz szlaban za pysk�wk� i nachodzenie spracowanego pedagoga. Ale nie b�dzie wygl�da� tak, jak szlaban twego lubego, tylko…
-To nie jest M�J LUBY!!!
-CISZA, JA TERAZ M�WI�!!!- zagrzmia�- Wymy�l� ci odpowiednio hmm… „pokorne” zadanie… Zmykaj st�d. Black, zm�czy�e� mnie ju�, jeste� wolny. Przepracowuj� si�…
Ledwo zamkn�y si� za nami drzwi, Syriusz j�kn��:
-I na co ci to by�o?!
-Wystarczy tylko „dzi�kuj�”…- burkn�am.
-Niepotrzebnie tam si� pcha�a�…- warkn��, zarzucaj�c sweter na szanown� g��wk�- Teraz masz szlaban.
-Uwielbiam ludzi, to takie wdzi�czne istoty!- zawo�a�am ze z�o�ci�, wlepiaj�c oczy w sufit, po czym szybko oddali�am si� w stron� wyj�cia z loch�w. Syriusz dogoni� mnie par� krok�w przed klatk� schodow� na parter, z�apa� z przodu za ramiona i zmierzy� zez�oszczonym spojrzeniem, krzywi�c si� z b�lu.
-S�uchaj!- warkn��- To co si� teraz dzieje… To wojna. MOJA wojna z wujem. I musz� sam sobie poradzi�. Zapewne rozumiesz…
-Niewdzi�cznik…- szepn�am ze z�o�ci�.
-Dzi�kuj�.- cmokn�� mnie mocno w czo�o i odszed�, ca�y wci�� wzburzony. Pozosta�am zupe�nie sama na �rodku korytarza, wlepiaj�c t�po wzrok w miejsce, gdzie przed chwil� l�ni�y oczy Syriusza.

***

-No to nie �yjesz. Zam�w ju� dzi� jak�� trumn�…
Siedzia�am z Jamesem i Peterem przy stoliku w Trzech Miot�ach.
-Nawet znam tak� jedn� firm� pogrzebow�.- zagadn�� beztrosko James- Nazywa si� „Hawajski Wypoczynek”…
Unios�am brwi.
-Powaga! M�j dzidek korzysta z niej od wiek�w!- wyszczerzy� pogodnie z�by okularnik i upi� piwa. Podnios�am wymownie wzrok ku stropowi.
-TE! ROSMERTA, JESZCZE PIWA CHC�!- rykn��.
Na szcz�cie nie dos�ysza�a.
-Grunt to kultura…- mrukn�am. James wlepi� we mnie beznami�tne spojrzenie.
-Co� tak przycich�?- spyta� Pet.
-Czekaj, m�j m�zg musi przetworzy� podane mu informacje. My�li…
Zaj�o to pi�tna�cie sekund, by Jamesa ol�ni�o:
-AHA! W sensie, �e to niegrzeczne by�o, taa?!
-No, tak jakby…
-MADAME ROSMERTO!- zawy�, i to dos�ownie, bo ca�y pub zamar�. James wsta�, wszed� za lad�, po czym znikn�� za ni�.
-Potter! Co ty wyprawiasz?!- przerazi�a si� barmanka, madame Rosmerta. Rozleg�o si� mokre, mlaszcz�ce cmokni�cie.
-NIGDY WI�CEJ NIE B�D� JU� TAKI!- kolejne „CMOK”.
-Ale�… Nie musisz obca�owywa� moich but�w…
James zerwa� si� na r�wne nogi. Nieskazitelnie bia�y garnitur, jaki nosi�, doskonale by�o wida� w mroku pubu. Wyj�� k�pk� zielska z jakiego� dzbanka przy ladzie i wr�czy� Rosmercie.
-To na przeprosiny…
Po czym z pokornie spuszczon� g��wk� wr�ci� do stolika. Sparali�owana Rosmerta sta�a z rozdziawion� buzi�, butelk� piwa w jednej r�ce i ociekaj�cym wod� zielskiem w drugiej.
W pubie zn�w zrobi�o si� gwarno.
Podesz�am do lady, by przeprosi� j� za ten cyrk.
-Och, ten Potter…- mrukn�a Rosmerta, kryj�c u�mieszek.
-Taak. Jest bardzo… labilny.- stwierdzi�am.
-Ale jaki zabawny! B�dzie mi go brakowa� za dwa Lata…
U�miechn�am si� w odpowiedzi.
Nag�y, mocny podmuch listopadowego wiatru z hukiem rozwar� drzwi. P� pubu ucich�o, dop�ki kto� nie zamkn�� drzwi. Kilka listk�w jednak zgin�o pod stopami klient�w…
Przesz�y mnie ciarki.
-Idzie burza jaka�…- stwierdzi�a Rosmerta.
-Och, ten listopad.- pokr�ci� g�ow� ch�opak siedz�cy obok mnie, na oko nieco m�odszy, aczkolwiek trudno by�o jednoznacznie stwierdzi�- Co za pogoda… Przez ni� ten ponury nastr�j.
-Nie tylko pogod� trzeba o to wini�.- stwierdzi�am.
-Racja. Jestem Wiktor.- u�miechn�� si� do mnie.
-Mary Ann.
-A z jakiego domu?
-Z Gryffindoru. A ty?
Zawaha� si� przez moment.
-Slytherin.
-Naprawd�?- zdumia�am si�- Nie kojarz� ci�. Jeste� wyj�tkowo… kontaktowy, jak na �lizgona.
-Ech, mam kumpli w innych domach, wi�c…- wzruszy� ramionami- Ile masz lat? Bo ja trzyna�cie.
Ale zanim zd��y�am odpowiedzie� „Szesna�cie”, z prawej da� si� s�ysze� anielski �wiergot „MEEEGIEEE!!!”, przypominaj�cy krow� na pastwisku.
-To ja ju� lec�. Pa, Wiktor!
I odesz�am do Jamesa.
-Czego?!
-Zbieramy si�.- Roga� szturchn�� Petera i dziarsko zawo�a�- No, Peter! Ju�, eins, zwei!
Pet zarzuci� na siebie sw�j szary, nie�miertelny p�aszcz i wyszli�my na wietrzn� ulic�.
-Patrzcie…- szepn�am i podbieg�am do wystawy naprzeciw. Stali tam, w �rodku, Remus i Syriusz. Szybko weszli�my do �rodka, jak si� okaza�o, magicznej apteki.
-I jest pani pewna, �e to zmniejszy b�l?- spyta� Remus, jak zwykle skromnie ubrany w d�ins.
-Tak, kochanie. Pij to po posi�ku przez tydzie�. G�owa przestanie bole�.- odpar�a zielarka.
Syriusz w tym czasie slalomowa� mi�dzy p�kami i przygl�da� si� specyfikom z wielce chytr� min�. Mia� na sobie czarne boj�wki i bia�� koszul�. Szelki od boj�wek dynda�y sobie lu�no przy udach. Przez rami� przewiesi� sk�rzan�, czarn� kurtk�.
-�apa!- James i Peter podeszli do niego.
-Te, Malibu!- parskn�� Syriusz do Jamesa, lustruj�c jego bia�y garnitur- Fajny gajerek, nie?
-Wypasiony.- mrukn�am, po czym m�j wzrok pad� na specyficzn� fiolk�.
-O, a to jest nowo��, moja droga!- zagadn�a weso�o zielarka- Ten eliksir to szampon. Mo�na mie� w�osy, jakie si� tylko zechce! D�ugie, kr�tkie, postawione, rude, zielone…
-Naprawd�?- dotkn�am mych czarno-rudych lok�w.
-Za jedyne pi�tna�cie sykli!- przytakn�a.
-Nie kupuj tego!- sykn�� „Malibu”- Moja mama pr�bowa�a magicznego szamponu. I wyr�s� jej na g�owie sfinks egipski z piramidami, w dodatku do g�ry nogami!
-To jak?- spyta�a sprzedawczyni.
-Wezm� jedn� fiolk�…- mrukn�am, ignoruj�c przestrog�.
-A jakie chcesz mie� w�osy, kochanie?
Zastanowi�am si�.
-Mog� by� takie, jakie s�. Byleby by�y czarne.
Zielarka szepn�a co� do eliksiru, ten rozja�ni� si� �wiat�em, po czym wr�czy�a mi go.
Po udanych zakupach wyszli�my z apteki. Ch�opaki w liczbie trzech szybko gdzie� wyparowali, zosta�am sama z Remusem. Obj�� mnie w pasie, po czym ruszyli�my wolno g��wn� drog� Hogsmeade.
-Jak tam?- spyta�.
-Jako�. Zrobi�o si� tak… dziwnie, nieprawda�?
Zerkn�am na wp� oderwany plakat na jednej ze �cian mijanego budynku. Znikn�� kolejny czarodziej…
-Zauwa�y�em, �e Severus trzyma si� ci�gle tylko �lizgon�w…- zmarszczy� brwi.
-Taa… A Lily wyj�tkowo zaprzyja�ni�a si� z Alicj�, zatem jestem sama. Mam tylko was.
-Sie masz, Hagridzie!
Bo oto stan�� przed nami olbrzymi gajowy. Jego oczy rozjarzy�y si� wzgl�dn� rado�ci�, lecz nie do ko�ca.
-Ech, witaj Remusie, i ty, Mary Ann!...
-Co masz tak� zatroskan� min�?- spyta�am.
-Szukam jakiego� solidnego �rodka na tego niesfornego wampira.
-Wampira?!- krzykn�li�my naraz.
-Ano.- burkn��- Cholibka, taki jeden zadomowi� si� ostatnio w Lesie i zabija co popadnie…
Remus zerkn�� na mnie z pop�ochem.
-Nie wolno wam wchodzi� do Lasu, oszo�omy!- zagrzmia� Hagrid, a potem pocz�� skuba� brod�, wyra�nie zafrasowany- Czosnek by si� chyba przyda�, bo ja wim… Trzymajta si�, dzieciaki!
Pog�aska� nas po g�owach, doprowadzaj�c do uduszenia nieomal�e, po czym odszed�. Ruszyli�my dalej, martwi�c si� wampirem i setk� innych, przykrych spraw.
-POTTER! Mo�esz mi wyja�ni�, co to jest?!
Naraz odwr�cili�my g�owy w lewo. W jednej z mniejszych uliczek sta�o trzech Huncwot�w i McGonagall. Na �cianie budynku razi�o w oczy �wie�o wymalowane graffiti.
James zerkn�� niewinnie na swoje krowiaste „POTTER KOCHA LILY EVANS” ze stadem serduszek naoko�o.
-Gratuluj�. Mo�esz by� z siebie dumny.- rzek�a lodowatym tonem.
-Dzi�kuj�. Wiedzia�em, �e si� pani spodoba…- wymamrota� z pokor�, po czym uj�� swe bia�e spodnie w dwa palce po obu stronach i wdzi�cznie dygn�� z min� skromniachy.
-Zwariowa�e�?! Co ty mi tu za farmazony wygadujesz?!
-S�ysza�e� pani� profesor?! Zlizuj to!- fukn�� na� Syriusz, po czym pos�a� McGonagall przymilny wyszczerz.
-A ty, Black, nie b�d� taki zn�w do przodu!- warkn�a, a Syriuszowi spe�z� u�miech z twarzy- Macie szlaban, obydwoje!
-Ja te�, pani profesor?!- pisn�� Peter.
-PETTIGREW, TY WODOG�OWY IMBECYLU! M�WI� O NICH! SPRZ�TA� MI TO!
I szybko oddali�a si�.
-G�upi babsztyl!- fukn�� Syriusz i pocz�� zmazywa� swe szczytne dzie�o, mamrocz�c co� do siebie pod w�sem. Zerkn�am na napis:
„�WIEC�C PRZYK�ADEM POPRAWIASZ BILANS ENERGETYCZNY KRAJU”

Komentarze:

Will I have to work shifts? <a href=" http://www.sullivans.com.au/tours/ ">buy azithromycin tablet 500mg uk</a> “If they check that out, Madison Square Garden has had excellent relationships with all its unions. We’ve had no issues there at all. . . . It’s more about politics and trying to gain an endorsement — to set the record straight,” Dolan said as Stern, seated to his right, grabbed the microphone.

Where's the nearest cash machine? <a href=" http://parkavenuebrussels.com/index.php/tips#taxi ">cash advance crowley la</a> "Of course I condemn this: Egyptian versus Egyptian. But the people attacked the army, not the other way around," said Abdullah Abdel Rayal, 58, shopping in a street market in downtown Cairo on Tuesday morning.

Where's the nearest cash machine? <a href=" http://parkavenuebrussels.com/index.php/tips#taxi ">cash advance crowley la</a> "Of course I condemn this: Egyptian versus Egyptian. But the people attacked the army, not the other way around," said Abdullah Abdel Rayal, 58, shopping in a street market in downtown Cairo on Tuesday morning.

Incorrect PIN <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#became ">apply instant credit</a> Demonstrators during a protest against the Confederations Cup and President Dilma Rousseff&#8217;s government, in Recife City. Brazil&#8217;s biggest protests in two decades intensified on Thursday despite government concessions meant to quell the demonstrations. REUTERS/Marcos Brindicci

Incorrect PIN <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#became ">apply instant credit</a> Demonstrators during a protest against the Confederations Cup and President Dilma Rousseff&#8217;s government, in Recife City. Brazil&#8217;s biggest protests in two decades intensified on Thursday despite government concessions meant to quell the demonstrations. REUTERS/Marcos Brindicci

I've got a full-time job <a href=" http://compostcrew.com/faq/#infinite ">annuity calculator fixed</a> Earlier forecasts had resulted in far higher loss estimates, though industry observers caution that there are differences in what is included in the estimate, for example indirect costs such as relocation lodging or business interruption.

I've got a full-time job <a href=" http://compostcrew.com/faq/#infinite ">annuity calculator fixed</a> Earlier forecasts had resulted in far higher loss estimates, though industry observers caution that there are differences in what is included in the estimate, for example indirect costs such as relocation lodging or business interruption.

I'd like to take the job <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#respectable ">online loans with instant approval</a> Michael Morell, the deputy director of the Central Intelligence Agency, turned in his resignation on Wednesday, the same day President Barack Obama appointed him to become a top intelligence adviser to the White House. His retirement will not prevent him from serving in this advisory role.

I'd like to take the job <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#respectable ">online loans with instant approval</a> Michael Morell, the deputy director of the Central Intelligence Agency, turned in his resignation on Wednesday, the same day President Barack Obama appointed him to become a top intelligence adviser to the White House. His retirement will not prevent him from serving in this advisory role.

Where are you calling from? <a href=" http://www.mac-center.com/iphone/#anyway ">installment loans tn</a> Mizruchi openly admires this postwar elite and argues that its decline “has played a major role in the crisis of twenty-first century American democracy.” That argument is a nice antidote to this country’s historical amnesia, particularly when it comes to relations between the private sector and the state. What is less clear is whether, as Mizruchi hopes, that productive postwar relationship among business, government, and society can be recreated today. One reason to be pessimistic is that the current arrangement, notwithstanding the author’s protestations to the contrary, is serving America’s business elites remarkably well.

Where are you calling from? <a href=" http://www.mac-center.com/iphone/#anyway ">installment loans tn</a> Mizruchi openly admires this postwar elite and argues that its decline “has played a major role in the crisis of twenty-first century American democracy.” That argument is a nice antidote to this country’s historical amnesia, particularly when it comes to relations between the private sector and the state. What is less clear is whether, as Mizruchi hopes, that productive postwar relationship among business, government, and society can be recreated today. One reason to be pessimistic is that the current arrangement, notwithstanding the author’s protestations to the contrary, is serving America’s business elites remarkably well.

I was born in Australia but grew up in England <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#sparrow ">easy online installment loans with no faxing direct lenders</a> Mizruchi openly admires this postwar elite and argues that its decline “has played a major role in the crisis of twenty-first century American democracy.” That argument is a nice antidote to this country’s historical amnesia, particularly when it comes to relations between the private sector and the state. What is less clear is whether, as Mizruchi hopes, that productive postwar relationship among business, government, and society can be recreated today. One reason to be pessimistic is that the current arrangement, notwithstanding the author’s protestations to the contrary, is serving America’s business elites remarkably well.

I was born in Australia but grew up in England <a href=" http://www.globalbersih.org/about-us/#sparrow ">easy online installment loans with no faxing direct lenders</a> Mizruchi openly admires this postwar elite and argues that its decline “has played a major role in the crisis of twenty-first century American democracy.” That argument is a nice antidote to this country’s historical amnesia, particularly when it comes to relations between the private sector and the state. What is less clear is whether, as Mizruchi hopes, that productive postwar relationship among business, government, and society can be recreated today. One reason to be pessimistic is that the current arrangement, notwithstanding the author’s protestations to the contrary, is serving America’s business elites remarkably well.

Another service? <a href=" http://www.wildfirerhc.org/about/#letters ">loan link financial services</a> Writers and actors aren’t the deciders here. Networks make that call. Their thinking has always been that more episodes of a hit show means more money. That’s why, in TV’s early days, networks wanted prime-time shows on the air for 39 weeks, taking a break only in the low-viewership summer. Then as costs rose, networks started cutting back, until a few years ago the standard hit 22.

Another service? <a href=" http://www.wildfirerhc.org/about/#letters ">loan link financial services</a> Writers and actors aren’t the deciders here. Networks make that call. Their thinking has always been that more episodes of a hit show means more money. That’s why, in TV’s early days, networks wanted prime-time shows on the air for 39 weeks, taking a break only in the low-viewership summer. Then as costs rose, networks started cutting back, until a few years ago the standard hit 22.

Would you like a receipt? <a href=" http://herrljungacider.se/appelboden/#staff ">escitalopram oxalate 10mg</a> The region was part of Germany until annexation by the USSR following World War II when it saw bitter fighting and suffered extensive destruction. The German population was expelled or fled after the war ended.

Would you like a receipt? <a href=" http://herrljungacider.se/appelboden/#staff ">escitalopram oxalate 10mg</a> The region was part of Germany until annexation by the USSR following World War II when it saw bitter fighting and suffered extensive destruction. The German population was expelled or fled after the war ended.

An estate agents <a href=" http://weblinksonline.co.uk/joomla-faq.html#eloise ">abilify 5mg cost</a> "As the greatest society in the world, how we ended up in this position is beyond me," Hale said. "But to put this burden on top working, loyal employees who are actually at the bottom of the food chain economically, it's a travesty."

An estate agents <a href=" http://weblinksonline.co.uk/joomla-faq.html#eloise ">abilify 5mg cost</a> "As the greatest society in the world, how we ended up in this position is beyond me," Hale said. "But to put this burden on top working, loyal employees who are actually at the bottom of the food chain economically, it's a travesty."

The line's engaged <a href=" http://www.sueflood.com/where-is-sue#health ">diflucan 100 mg yeast infection</a> His career spanned many high profile events for the agency, including the search for and killing of Osama bin Laden. Leon Panetta, who served as CIA director at that time, thanked Morell for his contribution to those operations via a written statement on Wednesday.

« 1 22 23 24 25 26 27 28 »

| Script by Alex