Nowa notatka, w pewnym momencie nieco brutalna... Ale trudno, życie.
W przeciągu około dziesięciu następnych rozwinie się wątek, który w moim pamiętniku owszem, występował już kilka razy, jednak nie tak rozwinięty. Na pewno domyślicie się, o jaki podstawowy w literaturze wątek chodzi ;)
Dedykacja dla Syrci, Parvati i parszywka.
Do parszywka: pewien wątek, pojawiający się pod koniec notki naprawdę nie ma nic wspólnego z tym, co wczoraj oglądałyśmy! XD
Obudził mnie tępy, pulsujący ból całego ciała. Powoli odzyskiwałam świadomość. Swędził mnie każdy mięsień w naprawdę bolesny sposób.
Nade mną majaczył kolebkowy sufit lazaretu. Co się stało?...
Uniosłam się lekko na posłaniu. Kręgosłup ostro mnie zakłuł, jakby bardzo długo leżał w niewygodnej pozycji. Lędźwiowego odcinka w ogóle nie mogłam podnieść, nawet ciut wyżej. Jakby go nie było…
Leżałam jeszcze trochę, wpatrując się w ciemniejące niebo października w oknie naprzeciw i wsłuchując się w ciszę.
-Och, panno Lupin!- pielęgniarka podbiegła do mnie, gdy tylko zorientowała się, że żyję- Poppy, lekarstwa!
Nowa od tego roku, dość młoda i przestraszona asystentka, podeszła do mnie z tacą i dymiącymi flaszkami. Zerknęła na mnie z troską.
-No, już naprawdę… Wypij to, Lupin!
Obrzydliwe eliksiry w liczbie siedmiu, prawie wywołały u mnie mdłości.
-Który dziś dzień?- spytałam, orientując się, że jedną ręką mogę ruszać, a drugą nie.
-Jest dwudziesty ósmy października…- mruknęła po zastanowieniu.
-Co…?!
-Tak, panno Lupin. Dość długo u nas leżysz. Z dwa dni na pewno tu jeszcze pozostaniesz. Wszystkie kości ci usunęło, oj tak…
Wytrzeszczyłam oczy. Spałam… ponad dwa tygodnie.
-A… A jaki był wynik meczu?- spytałam ostrożnie.
-Ech, coś mi się kojarzy, ze wygrał Hufflepuff.
-Ale myśmy grali ze Slytherinem!
-Ano może…- wzruszyła ramionami- Tak czy owak, ofiar było tyle samo, co zwykle…
I odeszła, mrucząc coś ze zdenerwowaniem. Wbiłam wzrok w sufit. Ominął mnie mecz… Nie wiem, czy kogokolwiek wzięli na moje miejsce, ale w sumie kogoś musieli. Nawet nie mogłam zobaczyć, jak spisało się dwóch nowych członków drużyny: Philip Bell, zaledwie dwunastolatek, który wszedł na miejsce Dorcas, oraz Lukas Steinmann, pałkarz młodszy ode mnie o rok. Wydaje mi się, że jest Żydem, tak na marginesie.
ŁUP!
-PRZEPRASZAM! TE RUSKIE DRZWI!
Słodki świergot Jamesowego głosiku wyrwał mnie z zamyślenia.
-Potter!!! To nie obora!- warknęła Poppy Pomfrey.
-Przepraszam, panno Poppy! Całuję w rączki…
Jakaś szarpanina.
-Zgłupiałeś?!
-Już dawno… Ale przylazłem, jak zwykle, do Meggie!
-Dobra. Co za impertynent…
James nieuchronnie zbliżał się do mnie swym rozbujanym krokiem, a ja szybko udałam, że śpię. Myślałam, że James odwali zaraz jakiś numer w stylu „zobaczymy, czy się obudzi, gdy włożymy jej do nosa tę muchę z podłogi…”, ale nic takiego nie miało miejsca. Usiadł przy mnie bezszelestnie, ujął mnie za rękę, wzdychając raz po raz. Uchyliłam przekornie jedną powiekę.
-Meggie!...- zaśmiał się radośnie, po czym chwycił mnie w pasie i mocno przytulił.
-Auu!- objęłam go sprawną ręką, druga leżała bezwładnie obok prawego boku.
-I jak się czujesz?
-W zasadzie to nic nie czuję.
Odkleił się ode mnie i usiadł na łóżku.
-Przychodziłem tu niemalże co wieczór!- oznajmił z dumą- I nie tylko ja.
-Jak meczyk?
Rogaś spoważniał nieco.
-Hmm… Ślizgoni wcale nie są tacy rozlaźli, jak sądziłem… Był remis, momentalnie wbili nam mnóstwo goli, musiałem przerwać tą szopkę i złapać znicza… Nie doceniłem ich. Mają jakichś nowych i to właśnie oni tak dają czadu. Ich nowy ścigający, Lestrange… Jest rok wyżej, niż my. To ich as w rękawie i tajna broń.
-A jak nasi nowi?
-Steinmann jest bardzo dobry. On i Jack doskonale bronili nas przed tłuczkami. A ten knypek, Philip… Co prawda wyglądał, jakby go prąd kopnął, tak wytrzeszczał oczy ze strachu. Ale jest bardzo szybki i zwinny, co i tak nie dało nam zbyt wiele… Na twoim miejscu obsadziłem tamtą dziewczynę, co z tobą rywalizowała rok temu… Ale, doprawdy, była beznadziejna.
Zrobił zbolałą minę.
-Nie przejmuj się.- ujęłam go za dłoń, by dodać mu otuchy.
-Musimy bardzo się postarać… A jak nie, to zawsze zostaje wyeliminowanie zawadzającego, jak zrobili to z tobą…
-Że co?
-No… Rosier pozbawił cię szkieletu czarną magią. Dumbledore się wściekł i wywalili go z wielkim hukiem, czujesz?!
-O rany… Ale cyrk.
-A tamten tylko się ucieszył i podobno jest już z Voldemortem. Tak słyszałem… Ślizgoni chcieli też capnąć Philipa, ale im tak łatwo nie poszło…- uśmiechnął się mściwie- Nie docenili go… Jeden z nich trafił tu z zaawansowanie pogryzioną ręką.- zarechotał- Oczywiście, żartowałem, nie można ich eliminować, to nieczysta gra… Ale Ślizgoni oberwali od nas, Huncwotów, tak na płaszczyźnie osobistej, nie rywalizacyjnej… Jeszcze raz cię tkną…
Tak więc pierwszy w tym roku mecz przeszedł mi koło nosa.
W szpitalu, w którym leżałam jeszcze cztery dni, odwiedzali mnie znajomi. James, jak zwykle, był bardzo entuzjastycznie nastawiony do otoczenia, Remus bardzo zmizerniał i miał białą cerę od przebytej ostatnio przemiany. Syriusz natomiast dziwnie się poruszał, jakby go coś bolało i ciągle się krzywił. Peter był nieco sfrustrowany faktem zdania jedynie czterech sumów, więc nie tryskał raczej optymizmem.
Severus zrobił się wyjątkowo mrukliwy, a Lily natomiast od wakacji stała się poważniejsza.
Gdy w końcu kości odrosły mi zupełnie, postanowiłam udać się do dormitorium.
Ubrałam się i wyszłam z lazaretu.
Było prawie zupełnie pusto, za oknami słońce dawno zaszło za horyzont. Pod koniec października zawsze o tej godzinie było już ciemno.
W dormitorium nie było nikogo, usiadłam więc na łóżku, nie wiedząc, co robić ze sobą. Normalnie, jakby z Hogwartu wyemigrowali, taka była cisza…
Rozległo się donośne miauknięcie. To Julian wskoczył na moje łóżko i rozwalił się obok mnie, udając traktor. Pogłaskałam jego czarne, lśniące futro, a mruczenie wzmogło się.
-Chciałabym być tobą, by móc pójść tam, gdzie nikt nie może…
Tam, gdzie nikt nie może… Spróbujmy…
Uruchomiłam oczy wyobraźni, a potem mruknęłam w myśli „Animago!” i poczułam dreszczyk emocji.
Dreszczyk przemienił się w swędzenie i łaskotanie. Włosy na przedramionach zjeżyły się i przyciemniły, palce poczęły się kurczyć i grubieć, a loki gwałtownie cofać w stronę głowy. Świat robił się większy, zamazany. Poczułam parcie w okolicach kości ogonowej-coś mi tam wyrosło. Uszy śmiesznie pojechały w górę po całej głowie, kolana odgięły się w drugą stronę, poczułam, że garbię się dziwnie, spadam z łóżka.
Skuliłam się na podłodze, bo stwierdziłam, iż z jakiegoś powodu dopadł mnie strach.
Świat wyglądał groteskowo, patrząc z perspektywy „pod łóżkiem i przy ziemi”. Strzyknęłam wąsami, bo mnie śmiesznie załaskotały.
Całe dormitorium było ciemne i jakby spłaszczone. Stwierdziłam, że przycupnięcie pod łóżkiem i obserwowanie sfitołów kurzu, walających się pod nosem nie jest wcale, ale to wcale ciekawe, toteż majestatycznie wynurzyłam się z mroków.
Och nie! Moja łapka się zabrudziła! Muszę natychmiast coś z tym zrobić…
Usilnie szorowałam się włochatym językiem, dopóki nie osiągnęłam satysfakcjonującego efektu.
Nagle zauważyłam parę ślepi, wystających nad poziom posłania za mną. Cały obiekt osnuty był czerwoną otoczką ciepła. Był to jedyny kolor, jaki widziałam. No tak, Julian mnie usłyszał i teraz obserwuje.
Hmm… Swoją drogą, to niezłe z niego ciacho…
Zeskoczył do mnie i powąchał mój nosek. Potem zaczął donośnie mruczeć i lizać mnie po i uchu, sygnalizując „Kocham cię!”. Fuknęłam więc na niego, by spadał. Co za palant! Tak wyrywać kociaka! Niech najpierw dowiedzie, że jest godnym mnie samcem, a nie od razu tak z grubej rury.
Prychnęłam gniewnie, postawiłam ogon na sztorc i wyszłam z sypialni. Po schodach puściłam się biegiem. Cudownie! Pokonywać Hogwart, jeszcze większy, niż poprzednio, zgrabnymi susami. I do tego bez zmęczenia.
Mijałam co jakiś czas czerwone plamy, obserwujące z zainteresowaniem harce rudo-czarnego kota.
W pełnym biegu wskoczyłam na balustradę schodów w sali wejściowej. Czułam się doskonale. Och, jakie to sympatyczne uczucie być takim zgrabnym, sprawnym, pięknym kotem, jak ja…
Zamruczałam na samą myśl o sobie. Tak, niewątpliwie jestem warta uwagi.
Zeskoczyłam na sam dół, a potem do lochów. Znajdę salon Ślizgonów i wpakuję im się tam! Ale jestem sprytna, ha! Powinszować.
Za zakrętem wpadłam prosto w grupkę pierwszoklasistek.
-Jaki ciu-ciu!!!- wrzasnęły w uwielbieniu, doskonale, że zdają sobie z tego sprawę.
Jednak po chwili moja cenna osoba była dosłownie rozszarpywana przez ręce wielbicielek. Niech przestaną, bo mnie uszkodzą! Co za brak szacunku!
Miauknęłam żałośnie w proteście, lecz po chwili spoczywałam w objęciach jednej z nich i cała kawalkada ruszyła zgodnie w głąb lochów, niosąc mnie, jak bóstwo. Nie podoba mi się to zwisanie szacownym zadkiem w dół, no! Czuję się taka bezbronna!
Nagle do moich uszu dobiegł z odległych partii zamku krzyk.
Korowód nic nie usłyszał, inicjując wciąż straszliwy, zbędny hałas i wrzask. Doprawdy, ludzie są dziwni. Głuche to, czy co?!
Jednym zgrabnym susem wyrwałam się z objęć i szybko pobiegłam w tamtą stronę. Za mną rozległo się donośne „Ooo…!”, pełne rozczarowania.
Znów krzyk. To całkiem niedaleko…
Wpadłam do kompleksu rzadko używanych korytarzy. Przeskoczyłam pięć schodków i jeszcze kilka.
Z jednej z sal, praktycznie zbędnych, wypadła następna czerwona plama. Minęła mnie, obdarzając zdumionym spojrzeniem, po czym odeszła. Wślizgnęłam się przez uchylone drzwi tam, skąd przybyła.
W salce panował bardzo znajomy zapach, który nagle wydał mi się obrzydliwy. W kącie stała czerwona plama. Miała donośny, ciężki oddech. Wlepiłam w nią czujny wzrok. Ciekawe, co zrobi…
Człowiek zawiesił na mnie zdziwiony wzrok. O rany, przecież to…
Schowałam się w kącie, pod biurkiem i pomyślałam „Mary Ann”, skupiając się na prawdziwej tożsamości.
Ręce szybko urosły, nogi wyprostowały się, a szyja wydłużyła. Widziałam znów trójwymiarowy, kolorowy obraz. Oczy, uszy i nos bardzo mnie bolały i zrobiło się do tego przeraźliwie zimno. No tak, nie mam już na sobie futerka.
Już gramoliłam się spod biurka, gdy do komnaty wleciał Castor Black, zmuszając mnie tym samym do powrotu pod nie.
-Już wróciłem!- oznajmił z jakimś niezdrowym entuzjazmem- Dokończymy…
-Widać, że się spieszyłeś…- odparł Syriusz ze znużeniem, opierając się nonszalancko o kamienny filar. Stał przodem do niego, obejmując go. Ręce w nadgarstkach więziły czarne kajdanki, więc nie mógł uciec. Nie miał na sobie nic od pasa w górę. Jego naturalnie śniada cera nabrała niezdrowego, zielonkawego koloru od oświetlenia w komnacie.
-Och, Syriuszu, to dla mnie swego rodzaju rozrywka w te nudne, jesienne wieczory…- uśmiechnął się okropnie.
Syriusz rzucił mu zbuntowane spojrzenie zza filaru.
-Kiedyś pożałujesz…- wycedził, obserwując go z pogardą.
-Do tego czasu pobawię się jeszcze… Jak będziesz grzeczny, to może wypuszczę cię wcześniej, kto wie?
Kiwnął różdżką w dół.
Zawieszony w powietrzu bat, którego wcześniej nie dostrzegłam, smagnął z syczącym świstem nagie plecy. Syriusz zacisnął mocno zęby.
Drugie uderzenie. Do zaciśniętych zębów doszły oczy i pięści.
Trzecie. Łapa mimowolnie jęknął.
Czwarte. Wtulił głowę między ramiona. Boże, to straszne…
Po piątym bat ustał.
-To było chyba już z pięćdziesiąte, starczy na dziś.- powiedział Black, przyglądając się bezlitośnie słaniającemu się prawie z bólu Syriuszowi- Jeszcze dwadzieścia miotnięć i pójdziesz… Dziś byłeś względnie grzeczny.
-Nie…- wydyszał. Różdżka znów kiwnęła w jego stronę.
Kajdanki wykonały nagły rzut do przodu, co zaowocowało silnym rzuceniem Syriusza o kamienny filar. Syknął z bólu, ale znów wyrżnął w kamień. Zaczął się krztusić i słaniać. Nić to nie dało. Trzy uderzenia potem wyglądał już jak na skraju przytomności…
-Stop!
Castor Black rozejrzał się z zaskoczeniem. Stałam przed biurkiem, obserwując go z przerażeniem i obrzydzeniem.
-Co pan robi?!- przeraziłam się.
Syriusz osunął się po filarze na klęczki. Dyszał ciężko, oparł głowę o kamień, zamykając oczy. Po chwili otworzył je i wpatrzył się we mnie.
-Panna Lupin?! Co tu robisz?!- warknął profesor.
-To moja sprawa! Proszę puścić Syriusza, bo dowie się o tym dyrektor.
Black ryknął wariackim śmiechem.
-Bardzo mnie tym wystraszyłaś! Doprawdy, komedia! Myślisz, ze dyrektor ukaże mnie wydaleniem?! On wierzy ślepo, że się nawrócę, czy coś…! Będzie mi jeszcze wdzięczny, że ujarzmię tych czterech wandali!!! Szkółka na tym skorzysta, dziewczynko! Ktoś musi się nimi wreszcie zająć! Jestem do tego zobowiązany, prawda Syriuszu?
Zmierzył go mściwym wzrokiem.
-Proszę puścić Syriusza…- powiedziałam nieco bardziej błagalnym tonem, widząc, że rzeczywiście go to nie ruszyło- Proszę… on…
Popatrzyłam ze współczuciem na Łapę. Tak mi go żal…
Castor Black mierzył mnie uważnym spojrzeniem, zastanawiając się nad tym wszystkim. A potem uśmiechnął się okropnie.
-Lupin, masz szlaban.
-Co?!
-Pstro. Właśnie to, co słyszałaś. Masz szlaban za pyskówkę i nachodzenie spracowanego pedagoga. Ale nie będzie wyglądał tak, jak szlaban twego lubego, tylko…
-To nie jest MÓJ LUBY!!!
-CISZA, JA TERAZ MÓWIĘ!!!- zagrzmiał- Wymyślę ci odpowiednio hmm… „pokorne” zadanie… Zmykaj stąd. Black, zmęczyłeś mnie już, jesteś wolny. Przepracowuję się…
Ledwo zamknęły się za nami drzwi, Syriusz jęknął:
-I na co ci to było?!
-Wystarczy tylko „dziękuję”…- burknęłam.
-Niepotrzebnie tam się pchałaś…- warknął, zarzucając sweter na szanowną główkę- Teraz masz szlaban.
-Uwielbiam ludzi, to takie wdzięczne istoty!- zawołałam ze złością, wlepiając oczy w sufit, po czym szybko oddaliłam się w stronę wyjścia z lochów. Syriusz dogonił mnie parę kroków przed klatką schodową na parter, złapał z przodu za ramiona i zmierzył zezłoszczonym spojrzeniem, krzywiąc się z bólu.
-Słuchaj!- warknął- To co się teraz dzieje… To wojna. MOJA wojna z wujem. I muszę sam sobie poradzić. Zapewne rozumiesz…
-Niewdzięcznik…- szepnęłam ze złością.
-Dziękuję.- cmoknął mnie mocno w czoło i odszedł, cały wciąż wzburzony. Pozostałam zupełnie sama na środku korytarza, wlepiając tępo wzrok w miejsce, gdzie przed chwilą lśniły oczy Syriusza.
***
-No to nie żyjesz. Zamów już dziś jakąś trumnę…
Siedziałam z Jamesem i Peterem przy stoliku w Trzech Miotłach.
-Nawet znam taką jedną firmę pogrzebową.- zagadnął beztrosko James- Nazywa się „Hawajski Wypoczynek”…
Uniosłam brwi.
-Powaga! Mój dzidek korzysta z niej od wieków!- wyszczerzył pogodnie zęby okularnik i upił piwa. Podniosłam wymownie wzrok ku stropowi.
-TE! ROSMERTA, JESZCZE PIWA CHCĘ!- ryknął.
Na szczęście nie dosłyszała.
-Grunt to kultura…- mruknęłam. James wlepił we mnie beznamiętne spojrzenie.
-Coś tak przycichł?- spytał Pet.
-Czekaj, mój mózg musi przetworzyć podane mu informacje. Myśli…
Zajęło to piętnaście sekund, by Jamesa olśniło:
-AHA! W sensie, że to niegrzeczne było, taa?!
-No, tak jakby…
-MADAME ROSMERTO!- zawył, i to dosłownie, bo cały pub zamarł. James wstał, wszedł za ladę, po czym zniknął za nią.
-Potter! Co ty wyprawiasz?!- przeraziła się barmanka, madame Rosmerta. Rozległo się mokre, mlaszczące cmoknięcie.
-NIGDY WIĘCEJ NIE BĘDĘ JUŻ TAKI!- kolejne „CMOK”.
-Ależ… Nie musisz obcałowywać moich butów…
James zerwał się na równe nogi. Nieskazitelnie biały garnitur, jaki nosił, doskonale było widać w mroku pubu. Wyjął kępkę zielska z jakiegoś dzbanka przy ladzie i wręczył Rosmercie.
-To na przeprosiny…
Po czym z pokornie spuszczoną główką wrócił do stolika. Sparaliżowana Rosmerta stała z rozdziawioną buzią, butelką piwa w jednej ręce i ociekającym wodą zielskiem w drugiej.
W pubie znów zrobiło się gwarno.
Podeszłam do lady, by przeprosić ją za ten cyrk.
-Och, ten Potter…- mruknęła Rosmerta, kryjąc uśmieszek.
-Taak. Jest bardzo… labilny.- stwierdziłam.
-Ale jaki zabawny! Będzie mi go brakować za dwa Lata…
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Nagły, mocny podmuch listopadowego wiatru z hukiem rozwarł drzwi. Pół pubu ucichło, dopóki ktoś nie zamknął drzwi. Kilka listków jednak zginęło pod stopami klientów…
Przeszły mnie ciarki.
-Idzie burza jakaś…- stwierdziła Rosmerta.
-Och, ten listopad.- pokręcił głową chłopak siedzący obok mnie, na oko nieco młodszy, aczkolwiek trudno było jednoznacznie stwierdzić- Co za pogoda… Przez nią ten ponury nastrój.
-Nie tylko pogodę trzeba o to winić.- stwierdziłam.
-Racja. Jestem Wiktor.- uśmiechnął się do mnie.
-Mary Ann.
-A z jakiego domu?
-Z Gryffindoru. A ty?
Zawahał się przez moment.
-Slytherin.
-Naprawdę?- zdumiałam się- Nie kojarzę cię. Jesteś wyjątkowo… kontaktowy, jak na Ślizgona.
-Ech, mam kumpli w innych domach, więc…- wzruszył ramionami- Ile masz lat? Bo ja trzynaście.
Ale zanim zdążyłam odpowiedzieć „Szesnaście”, z prawej dał się słyszeć anielski świergot „MEEEGIEEE!!!”, przypominający krowę na pastwisku.
-To ja już lecę. Pa, Wiktor!
I odeszłam do Jamesa.
-Czego?!
-Zbieramy się.- Rogaś szturchnął Petera i dziarsko zawołał- No, Peter! Już, eins, zwei!
Pet zarzucił na siebie swój szary, nieśmiertelny płaszcz i wyszliśmy na wietrzną ulicę.
-Patrzcie…- szepnęłam i podbiegłam do wystawy naprzeciw. Stali tam, w środku, Remus i Syriusz. Szybko weszliśmy do środka, jak się okazało, magicznej apteki.
-I jest pani pewna, że to zmniejszy ból?- spytał Remus, jak zwykle skromnie ubrany w dżins.
-Tak, kochanie. Pij to po posiłku przez tydzień. Głowa przestanie boleć.- odparła zielarka.
Syriusz w tym czasie slalomował między półkami i przyglądał się specyfikom z wielce chytrą miną. Miał na sobie czarne bojówki i białą koszulę. Szelki od bojówek dyndały sobie luźno przy udach. Przez ramię przewiesił skórzaną, czarną kurtkę.
-Łapa!- James i Peter podeszli do niego.
-Te, Malibu!- parsknął Syriusz do Jamesa, lustrując jego biały garnitur- Fajny gajerek, nie?
-Wypasiony.- mruknęłam, po czym mój wzrok padł na specyficzną fiolkę.
-O, a to jest nowość, moja droga!- zagadnęła wesoło zielarka- Ten eliksir to szampon. Można mieć włosy, jakie się tylko zechce! Długie, krótkie, postawione, rude, zielone…
-Naprawdę?- dotknęłam mych czarno-rudych loków.
-Za jedyne piętnaście sykli!- przytaknęła.
-Nie kupuj tego!- syknął „Malibu”- Moja mama próbowała magicznego szamponu. I wyrósł jej na głowie sfinks egipski z piramidami, w dodatku do góry nogami!
-To jak?- spytała sprzedawczyni.
-Wezmę jedną fiolkę…- mruknęłam, ignorując przestrogę.
-A jakie chcesz mieć włosy, kochanie?
Zastanowiłam się.
-Mogą być takie, jakie są. Byleby były czarne.
Zielarka szepnęła coś do eliksiru, ten rozjaśnił się światłem, po czym wręczyła mi go.
Po udanych zakupach wyszliśmy z apteki. Chłopaki w liczbie trzech szybko gdzieś wyparowali, zostałam sama z Remusem. Objął mnie w pasie, po czym ruszyliśmy wolno główną drogą Hogsmeade.
-Jak tam?- spytał.
-Jakoś. Zrobiło się tak… dziwnie, nieprawdaż?
Zerknęłam na wpół oderwany plakat na jednej ze ścian mijanego budynku. Zniknął kolejny czarodziej…
-Zauważyłem, że Severus trzyma się ciągle tylko Ślizgonów…- zmarszczył brwi.
-Taa… A Lily wyjątkowo zaprzyjaźniła się z Alicją, zatem jestem sama. Mam tylko was.
-Sie masz, Hagridzie!
Bo oto stanął przed nami olbrzymi gajowy. Jego oczy rozjarzyły się względną radością, lecz nie do końca.
-Ech, witaj Remusie, i ty, Mary Ann!...
-Co masz taką zatroskaną minę?- spytałam.
-Szukam jakiegoś solidnego środka na tego niesfornego wampira.
-Wampira?!- krzyknęliśmy naraz.
-Ano.- burknął- Cholibka, taki jeden zadomowił się ostatnio w Lesie i zabija co popadnie…
Remus zerknął na mnie z popłochem.
-Nie wolno wam wchodzić do Lasu, oszołomy!- zagrzmiał Hagrid, a potem począł skubać brodę, wyraźnie zafrasowany- Czosnek by się chyba przydał, bo ja wim… Trzymajta się, dzieciaki!
Pogłaskał nas po głowach, doprowadzając do uduszenia nieomalże, po czym odszedł. Ruszyliśmy dalej, martwiąc się wampirem i setką innych, przykrych spraw.
-POTTER! Możesz mi wyjaśnić, co to jest?!
Naraz odwróciliśmy głowy w lewo. W jednej z mniejszych uliczek stało trzech Huncwotów i McGonagall. Na ścianie budynku raziło w oczy świeżo wymalowane graffiti.
James zerknął niewinnie na swoje krowiaste „POTTER KOCHA LILY EVANS” ze stadem serduszek naokoło.
-Gratuluję. Możesz być z siebie dumny.- rzekła lodowatym tonem.
-Dziękuję. Wiedziałem, że się pani spodoba…- wymamrotał z pokorą, po czym ujął swe białe spodnie w dwa palce po obu stronach i wdzięcznie dygnął z miną skromniachy.
-Zwariowałeś?! Co ty mi tu za farmazony wygadujesz?!
-Słyszałeś panią profesor?! Zlizuj to!- fuknął nań Syriusz, po czym posłał McGonagall przymilny wyszczerz.
-A ty, Black, nie bądź taki znów do przodu!- warknęła, a Syriuszowi spełzł uśmiech z twarzy- Macie szlaban, obydwoje!
-Ja też, pani profesor?!- pisnął Peter.
-PETTIGREW, TY WODOGŁOWY IMBECYLU! MÓWIĘ O NICH! SPRZĄTAĆ MI TO!
I szybko oddaliła się.
-Głupi babsztyl!- fuknął Syriusz i począł zmazywać swe szczytne dzieło, mamrocząc coś do siebie pod wąsem. Zerknęłam na napis:
„ŚWIECĄC PRZYKŁADEM POPRAWIASZ BILANS ENERGETYCZNY KRAJU”
Komentarze:
Claudio Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
I've just graduated http://www.spring-fling.co.uk/shop seroquel 25 costo In Louisiana, the wife of a former soldier is scaling back on Facebook posts and considering unfriending old acquaintances, worried an innocuous joke or long-lost associate might one day land her in a government probe. In California, a college student encrypts chats and emails, saying he's not planning anything sinister but shouldn't have to sweat snoopers. And in Canada, a lawyer is rethinking the data products he uses to ensure his clients' privacy.
Florencio Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
Stolen credit card http://www.spring-fling.co.uk/event purchase seroquel canada âÂÂYeah, IâÂÂm sitting there watching film from last year,â he told the Daily News on Wednesday, âÂÂand then the game plan from this year. IâÂÂm like, âÂÂAhhh!â I want to be out there. I just gotta be patient.âÂÂ
Florencio Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
Stolen credit card http://www.spring-fling.co.uk/event purchase seroquel canada Ă¢ĂÂĂÂYeah, IĂ¢ĂÂĂÂm sitting there watching film from last year,Ă¢ĂÂĂ he told the Daily News on Wednesday, Ă¢ĂÂĂÂand then the game plan from this year. IĂ¢ĂÂĂÂm like, Ă¢ĂÂĂÂAhhh!Ă¢ĂÂĂ I want to be out there. I just gotta be patient.Ă¢ĂÂĂÂ
Newton Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
A staff restaurant http://www.spring-fling.co.uk/opportunities seroquel prolong 300 mg preis The First Trust ETF was the first to come to market in 2006with an narrow focus on IPO stocks, while others, such as theGlobal X Social Media ETF, target niche segments of investingthat largely reflect the IPO market.
Newton Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
A staff restaurant http://www.spring-fling.co.uk/opportunities seroquel prolong 300 mg preis The First Trust ETF was the first to come to market in 2006with an narrow focus on IPO stocks, while others, such as theGlobal X Social Media ETF, target niche segments of investingthat largely reflect the IPO market.
Christopher Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
I'm at Liverpool University http://www.streamsweden.com/tjanster/ propranolol er 160 mg cap Andre Dawson also had a home run for the NL squad, which took advantage of some costly AL errors from Hall of Famers Ricky Henderson and Rollie Fingers, who was playing out of position at first base.
Christopher Poniedziałek, 06 Kwietnia, 2015, 21:34
I'm at Liverpool University http://www.streamsweden.com/tjanster/ propranolol er 160 mg cap Andre Dawson also had a home run for the NL squad, which took advantage of some costly AL errors from Hall of Famers Ricky Henderson and Rollie Fingers, who was playing out of position at first base.
Philip Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
I'm about to run out of credit http://www.theartofdining.co.uk/buy-tickets/ buy kirkland minoxidil australia ABU DHABI/DUBAI, Sept 8 (Reuters) - When American StephenPerry lost his job at a bank in Dubai following the emirate'sdebt crisis in 2009, he was lucky to be hired by one ofneighbouring Abu Dhabi's government firms.
Philip Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
I'm about to run out of credit http://www.theartofdining.co.uk/buy-tickets/ buy kirkland minoxidil australia ABU DHABI/DUBAI, Sept 8 (Reuters) - When American StephenPerry lost his job at a bank in Dubai following the emirate'sdebt crisis in 2009, he was lucky to be hired by one ofneighbouring Abu Dhabi's government firms.
Johnathon Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
Pleased to meet you http://www.occedb.org/statutes Order Cozaar Multiple crashes and the Italian team's pace at the front split the peloton but Sagan, Cancellara and Gilbert held on until Nibali attacked. He was followed by Rodriguez, Valverde, Costa and Colombia's Rigoberto Uran, who was ruled out of contention when he crashed in a descent.
Johnathon Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
Pleased to meet you http://www.occedb.org/statutes Order Cozaar Multiple crashes and the Italian team's pace at the front split the peloton but Sagan, Cancellara and Gilbert held on until Nibali attacked. He was followed by Rodriguez, Valverde, Costa and Colombia's Rigoberto Uran, who was ruled out of contention when he crashed in a descent.
Hershel Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
A packet of envelopes http://www.europanova.eu/entreprendre-leurope/ bimatoprost ophthalmic solution 0.03 buy "It looks like the weakness in employment last month was a fluke and the breadth of gains in CPI suggest that there will be less push back against tapering because of low inflation," said Ryan Sweet, a senior economist at Moody's Analytics in West Chester Pennsylvania. "A September taper is still on the table."
Hershel Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
A packet of envelopes http://www.europanova.eu/entreprendre-leurope/ bimatoprost ophthalmic solution 0.03 buy "It looks like the weakness in employment last month was a fluke and the breadth of gains in CPI suggest that there will be less push back against tapering because of low inflation," said Ryan Sweet, a senior economist at Moody's Analytics in West Chester Pennsylvania. "A September taper is still on the table."
Dillon Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
How do you spell that? http://www.sandiegowebworks.com/quote.shtml price of ventolin The NFL is back, with Latino players such as Victor Cruz of the New York Giants, Houston Texans running back Arian Foster and Chicago Bears center Roberto Garza set to make their mark this season both on the field â and off.
Dillon Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
How do you spell that? http://www.sandiegowebworks.com/quote.shtml price of ventolin The NFL is back, with Latino players such as Victor Cruz of the New York Giants, Houston Texans running back Arian Foster and Chicago Bears center Roberto Garza set to make their mark this season both on the field Ă¢ĂÂĂ and off.
Curtis Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
I'm sorry, he's http://www.europanova.eu/partenaires/ is there a generic brand for latisse Jayson Nix hit a shallow fly to right for what appeared to be the third out, but second baseman Mark Ellis â who entered the game in that inning â went back for the ball and collided with Yasiel Puig, the error allowing both Ichiro and Overbay to score, giving the Yankees a three-run lead.
Curtis Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
I'm sorry, he's http://www.europanova.eu/partenaires/ is there a generic brand for latisse Jayson Nix hit a shallow fly to right for what appeared to be the third out, but second baseman Mark Ellis Ă¢ĂÂĂ who entered the game in that inning Ă¢ĂÂĂ went back for the ball and collided with Yasiel Puig, the error allowing both Ichiro and Overbay to score, giving the Yankees a three-run lead.
Carmen Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
this post is fantastic http://www.europanova.eu/tag/erasmus/ careprost online buy Right before it went out of business, the predecessor company had told The Associated Press that Twinkies were 150 calories per cake. Photos of past boxes online also indicate the weight to have been 42.5 grams per cake.
Carmen Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
this post is fantastic http://www.europanova.eu/tag/erasmus/ careprost online buy Right before it went out of business, the predecessor company had told The Associated Press that Twinkies were 150 calories per cake. Photos of past boxes online also indicate the weight to have been 42.5 grams per cake.
Quintin Wtorek, 07 Kwietnia, 2015, 22:49
It's a bad line http://www.theartofdining.co.uk/buy-tickets/ kirkland minoxidil 5 prezzo âÂÂBut I think youâÂÂve got to stay strong. I think a team that can deal with adversity and come out of it â and I know there are benefits to that â if we can get out of it, I think it will make us a stronger team and better for it.âÂÂ