Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Sobota, 06 Listopada, 2010, 02:31

#2 66.

Znowu muszę rozbić na dwie części, bo za długie... Na dole zatem jest pierwsza, pod tą notką. A, na wasze pamiętniki (mam dług u Remuska, wiem wiem) wejdę za dnia jakoś i wszystko przeczytam ^^.
Komentarze, proszę, pod tą częścią zostawiać. I za tydzień nowe, mam nadzieję...

-Szszsz… Szszczszekaj… Szszczczekaj…
-To mam czekać czy szczekać?
-A wszszystko mi jedno! Czemu ty jesteś taki trzeźwy, a ja nie, kotuś?
Syriusz zaśmiał się w głos, rzucił do siebie „No, co to ma być?! Co za lipa!”, chwycił za trzecią butlę, otworzył ją pociągnął z gwinta solidnie, wypijając za pierwszym razem trzy czwarte zawartości. Remus tym czasem rzucił się do otwartej toalety, by zwrócić zawartość żołądka. James zarechotał.
-Poszekaj, Remus. Bez pośpiechu.- uniósł palec ku sufitowi- Grunt, to trafić w otwór…
Z łazienki dobiegły nas odgłosy wymiotowania.
Rogaś wstał, zakołysał się potężnie i uśmiechnął błogo, gdy odzyskał równowagę.
-Syriusz, wody!- wyszeleścił- Odtańczmy taniec przywołujący deszcz!
Black wstał, zachybotał się i ryknął niekontrolowanym śmiechem. Potem potoczył się ku kumplowi i wzięli się pod ramiona.
-Dobra, tańczymy! Zaczyna prawa, Rogaszsz… Iii, podskok! Z hik!… wziękiem…
Podskoczyli razem, jeśli można to tak nazwać. To znaczy, James spóźnił się o całe pięć sekund.
-Jak tańszysz? No jak tańszysz, kurza twarz?!- zawołał z niedowierzaniem Syriusz i wskazał na swoją nogę- TO jest prawa!
-Skoszyłem prawom przecież!- zirytował się James.
-To jest prawa!- klepnął się w odnóże.
-Co ty pitulisz? To jest twoja lewa!
-Prawa!
-Lewa! Lepiej od ciebie wiem! Byś se wreszcie je nazwał i podpisał…
Syriusz popatrzył na niego bardzo już zamulonym spojrzeniem.
-Zawszsze mi się wydawało, że to jest prawa…- wybełkotał, masując się czule po udzie.
-To źle ci się wydawało. Jakby to była prawa, to byś miał dwie takie same stopy z kciukami po tej samej stronie, co nie? A tak to ci się stykajom i jest gites majonez…
-Majezon…- wykrztusił Remus z łazienki zbolałym tonem.
Syriuszowi potrzeba było piętnastu sekund zaawansowanej pracy mózgu za zmarszczonym czołem. Po upływie czasu wzruszył ramionami i rzucił:
-Tak, czy srak, tańszymy.
Zaczęli jeszcze raz podskakiwać (tym razem James podskakiwał lewą…), w ich mniemaniu równo. Tak naprawdę każdy podrygiwał, gdy drugi przestawał. Śpiewali:
Ja bardzo bym pragnął,
Byś narobiła pączuszków.
Bym dłoni Twych dotknął
I okrąglutkich…

Nie słyszałam, co było dalej, bo Remus akurat wytoczył się hałaśliwie z łazienki i osunął na środek, ocierając wymiociny z ust.
Syriusz stanął nagle i ruszył bardzo skupiony przed siebie idąc, jak mu się zdawało, prosto.
-Co si sie stało, Łapo?- wymiędlił ledwo James.
-Idę. Nie rozpraszaj mnie. Muszę iść na nogach, prawda?- odparł niewyraźnie z lekkim podenerwowaniem Black, po czym dotarł po trudach do szafki nocnej Remusa. Stały tam zeschłe już kwiatki w wazonie, jako że Remus lubił trzymać przy łóżku kwiatki. Syriusz wykonał ruch, jakby zamierzeniem jego było właśnie je wziąć, ale zamiast tego pomłócił nieco powietrze, po czym nieco zirytowanym ruchem chwycił przez przypadek stojące obok w kubeczku pióro. Po całym tym przedstawieniu ruszył ku mnie i padł na kolana, nieprzytomnie jeżdżąc wzrokiem w cały świat.
-Maryann, zostań mojom źoneczką, nie?- czknął, próbując skupić wzrok na mnie, po czym wyciągnął pióro- Masz kwiatki, hik!… No bo jakbyś zy mnie wiszła hik!… to by kurde fajnie było, eee? Masz tu kwiatki! Nie chcesz? Nie?
Spróbowałam coś powiedzieć, ale nie wydobyłam z siebie głosu.
-Za sz… za szsz…- wymamrotał Remus nagle ze środka pokoju, podnosząc czarkę, po czym przybrał bardzo skupiony wyraz twarzy. W zasadzie nie przypominam sobie, by kiedykolwiek był bardziej skupiony- Szszsz… Za szszlag najjaśnijszy…
-Dlaszego?- zapytał siedzący obok niego James ze zdziwieniem.
-Żeby Voldymorta tam… Trafił, no…
-A ja piję za moje tłuś-ściutkie bobaski, hik!…- wyrzęził Syriusz, uniósł całą butlę, dopił do końca i zwalił się głową z kretesem na mój podołek.

***

Świst pary, gwizdek i odgłos tłoków.
Bagaż bezpiecznie spoczywał w jednym z przedziałów, pod nim, na siedzeniu stał kosz z chrapiącym, czteroletnim kociskiem, Julianem.
Poczułam, że usta rozciągają mi się w specyficznym, wieloznacznym uśmiechu, gdy z pochyloną głową patrzyłam na czerwone wstążki, obszywające krawędzie rozłożystych rękawów szaty na nadgarstkach. Gdy tak patrzyłam na nie, bawiąc się bezwiednie rękoma i stojąc na peronie, przodem do otwartych drzwi do wnętrza pociągu Hogwart-Londyn, pomyślałam, że jestem dumna ze wszystkiego, co mnie tu spotkało i godnie pożegnałam to miejsce.
Oderwałam wzrok od nadgarstków, wyprostowałam szyję i obróciłam ją w prawo, gdzie, na tle szarych, bezbarwnych chmur majaczył Hogwart, mój prawdziwy dom. Westchnęłam.
-Proszę wsiadać!- rozległo się. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zamek i weszłam po schodkach do pociągu, po czym pobiegłam ku przedziałowi, który zajmowałyśmy z Huncwotami. Zdarzyło się to po raz pierwszy w historii.
-Ja już tęsknie.- szepnął Rogacz, gdy rozchyliłam drzwi i zamknęłam je za sobą. W siedem osób panował straszny bałagan i ścisk, a i tak Jimowi udało się położyć na wznak z głową na kolanach jego dziewczyny i z kolanami na głowie Glizdka- Hogwart jest wspaniały. Kiedyś będę opowiadał o nim moim dzieciom, a jak one pójdą do szkoły to też mi opowiedzą wszystko!
-Taa…- mruknął Syriusz z głębokiego kąta, przywalony własnym kufrem i trzymający się za głowę- Opowiedz im o ostatnim dniu w szkole… Auu, cholera…
-Ja czuję wzbierającą depresję.- mruknął Remus w tym samym momencie, gdy pociąg ruszył. Podbiegłam do okna, opuściłam je w pełni i wyjrzałam, by ostatkami okazji zapamiętać w głowie widok zamku. Remus stanął obok.
-Auu, moja głowa… Jest piękny, prawda?- zagadnął szeptem, by inni nie słyszeli.
-O tak.- odparłam cicho.
-Chciałbym tu kiedyś umrzeć…
-I ja również, Remusie…
Objął mnie ramieniem, a ja tęsknie wyciągnęłam szyję, by widzieć oddalający się Hogwart. To nic nie dało i wkrótce zamek, skąpany we wspomnieniach, znikł za zakrętem na zawsze.

***

-A co to za rewolucja?- zapytałam Remusa.
Przed domem stały, poza nami, duże paczki. Wyglądały, jakby w środku były co najmniej młode słonie. W tym samym momencie drzwi rozwarły się na oścież i tata wypadł ze środka, lewitując różdżką jakiś pakunek wielkości stołu. Pot spływał mu po czole.
-Tato, co się dzieje?!- zapytaliśmy naraz.
-O, dzieciaki! Ups, przepraszam, młodzieży!
Opuścił niedbale przedmiot i wyściskał nas. Wyglądał na bardzo znerwicowanego.
-Jak wam minęła podróż?
-W towarzystwie kupy aurorów. Zostawili nas dopiero, gdy się teleoprtowaliśmy. Co to jest?- zapytał Remus, wskazując na jakiś przedmiot.
-To jest akurat ehmm… łóżko dziadunia, o ile się nie mylę…
-Że co? A co łóżko dziadunia robi przed domem?!- zdziwił się Remus.
Tata poczerwieniał z zakłopotania.
-Ciotunia nie da sobie wyperswadować, że posag Mary Ann jest ZNOŚNY. Dla niej musi być POKAŹNY. Zdecydowałem sprzedać meble z sypialń, których nie potrzebujemy i inne starocie, w końcu zajmujemy jedynie ćwiartkę domu, o ile nie mniej. Wystarczy nam kilka mebli.
-Sprzedać?!- jęknęłam- Ale one były takie ładne! Nie szkoda ci?
-Przynajmniej ciotunia jest zadowolona, chyba…
-O, NA MĄ ŚWIĘTĄ INHALACJĘ PŁUC!!! GDZIE TE SZTUĆCE?! JOHNNY, OBIBOKU!
Ryk dzikiego bawoła (w tym przypadku ciotki Mathildy…) rozległ się po całym Dworze Lupinów. Tata westchnął, kierując wzrok ku szaremu niebu.
Obrzuciłam tęsknym spojrzeniem piękne, starodawne meble, dziedziczone przez kilkanaście pokoleń. Krew mnie zalała, gdy pomyślałam, że jutro na tych łożach spać będą jacyś Malfoyowie…
-Może uda nam się jakoś wyrównać poziom z Blackami… A jak nie, to już nie wiem, co zbędnego możemy sprzedać…- westchnął ojciec.
-Ciotunię, może.- burknął Remus.
-Kto by ją chciał.- warknęłam ze złością- Za knuta nikt ci jej nie kupi.
-Mogłaby być użyteczna jako budzik, alarm na złodziei i utylizator jedzenia. Tylko ustawić w odpowiednim miejscu w kuchni!- parsknął Remus- I możemy jej ulubioną kanapę gratis dorzucić, przecież i tak wkrótce, sądząc po jej tuszy, nie będzie mogła się z niej dźwignąć…
W ponurych nastrojach wkroczyliśmy do hallu, taszcząc kufry i modląc się, żeby jeszcze mieć na czym spać. Czułam nieustanny ścisk w brzuchu.
Następnego dnia rozpętało się prawdziwe piekło. W ciotunię Mathildę wstąpiły takie siły, jakby zeżarła elektrownię z korzeniami. I najgorsze, że nie był to entuzjazm, lecz panika, wrzask o byle co, histeria, paroksyzm i wszystko naraz. Ciotka uparła się, bym wszędzie jej towarzyszyła. Jakby tego było mało, nasz dom nieustannie odwiedzali Blackowie, na szczęście, bez swojej starszej latorośli. Musieliśmy z nimi ustalać dziesięć tysięcy razy posag, adres domu, kolor kwiatków do zdobienia ścian i ilość widelców na jednego gościa weselnego, bo ciągle coś nie wychodziło z ich rachunków.
Przysłuchując się zaciekłej dyskusji, dochodzącej zza ściany w salonie, popatrzyłam na listę gości, leżącą na niewielkim, rozklekotanym stoliku, jedynym meblu, jaki pozostał w pokoju, niegdyś nazywanym szumnie gabinetem. Lista gości składała się w siedemdziesięciu procentach z nazwiska „Black”. Westchnęłam. Dość blado wypadło przy tym nazwisko „Lupin”. Przy każdym nazwisku ciotunia postawiła ptaszka, sygnalizując, że już dany członek społeczeństwa szlacheckiego został poinformowany o tym światowym wydarzeniu. Przy pierwszym nazwisku ciotunia nawet postawiła pięć ptaszków, za każdym razem skreślając poprzedniego. Widocznie dochodziła do wniosku, że narysowała je krzywo i nieporządnie. Prychnęłam. Takie zagrania mogą mieć tylko stare, zgorzkniałe, otyłe panny.
Popatrzyłam na małe okno, jedyne źródło światła w opustoszałym pokoju. Nie wiedziałam, co się działo w moim wnętrzu. Czułam wstręt do Blacka, ale jednocześnie było mi już wszystko jedno, co się stanie. Równie dobrze może być moim mężem, ani mnie to nie ziębi ani mnie to nie grzeje. Z drugiej jednak strony coś szarpało się w tych sidłach, jakaś tęsknota za wolną wolą. Nie potrafiłam ocenić, czy cokolwiek, poza obojętnością do Blacka odczuwam. Nie podobało mi się jednak szczerze to wszystko.
-MARY ANN!!! NATYCHMIAST DO MNIE!!!
Rzuciłam niedbale listę na etażerkę i weszłam do salonu.
Ciotunia siedziała na kanapie ze zgrabną filiżanką, tonącą w jej tłustych paluchach. W zasadzie jej pozycja nie zmieniała się znacząco przez całe życie, ilekroć ją widziałam. No, chyba że żarła, spała, żarła, żarła więcej, wrzeszczała, żarła jeszcze więcej, miotała się po domu w poszukiwaniu czegoś tam (bardzo istotnego, oczywiście), żarła znowu dla odmiany lub drzemała.
-Przysłali twoją suknię ślubną, gołąbeczko! Kazałam panom zanieść do twojego pokoju. Masz NATYCHMIAST się tam udać i ją przymierzyć. Nic na ostatnią chwilę! Zostały zaledwie trzy dni, a jeszcze musimy ustalić liczbę skrzatów domowych przy weselnym stole, przystawki i alkohol! Och, zapomniałabym o muzyce!
Uciekam przed listą spraw, które ciotka miała na swej skołatanej głowie i powlokłam się po schodach do pokoju.
Tata i Remus podziwiali suknię, zawieszoną na manekinie. Zgodnie z zasadami Ślubów, miała jasny, wrzosowy kolor i była naprawdę piękna.
-Welon został przysłany osobno i buty także. W tamtych pudełkach.- tata wskazał brodą na moje łóżko, na którym leżały dwa pudła. Przełknęłam ślinę, nie czując się specjalnie poekscytowania.
-O rany, Meggie!- ucieszył się Remus, gdy tata wyszedł- Jak cię pierwszy raz zobaczyłem, nigdy bym nie pomyślał, że za niecałe cztery lata wyjdziesz za mojego najlepszego kumpla!
-Ja też bym nie pomyślała.- burknęłam, opadając beznamiętnie na fotel.
Remus stał jeszcze chwilkę, przyglądając mi się uważnie.
-Rozchmurz się, Meg.- rzucił ciepło- To twoje święto. Wszyscy czekaliśmy niecierpliwie od sierpnia. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będziemy mieć w rodzinie Syriusza! Jestem taki podniecony, że nie mogę już się doczekać! Wiesz, że mnie zatrudnili w roli transportu obrączek pod wasze noski? Będę niósł taką aksamitną, śmiechową poduszeczkę…
Ułożył usta w ciup, wycelował nos w sufit i począł drobić subtelnie. Parsknęłam histerycznie, czując szczypanie oczu. Żeby nie zepsuć humoru Remusowi udałam, że wielce zainteresowały mnie koronkowe mankiety ładnej, białej, smukłej sukni, którą miałam na sobie. Niestety, za spódnicami i sukniami nie przepadałam, ale ciotunia Thilda uparła się, żebym nosiła w wieku osiemnastu lat poważne ubrania, godne przyszłej pani Black i wszystkie koszule w kratkę, za luźne t-shirty, bojówki, dżinsy i trampki wpakowała do mojego starego, szkolnego kufra.
Remus pobawił się jeszcze trochę w wielce go bawiącą rolę transportowca obrączek, po czym stwierdził, że idzie napisać list Peterowi. Kiedy tylko wyszedł, puściły mi nerwy. Uderzyłam w taki płacz, jaki nie występował u mnie dobry kawał czasu. Rzuciłam się na łóżko głową naprzód i tonęłam we łzach, czując beznadziejną niesprawiedliwość. Czemu akurat ja?!
Czułam się fatalnie. Wiedziałam, że znajduję się w sytuacji bez wyjścia. Nienawidziłam takich sytuacji, a szloch narastał. W samotności przebiłam barierę rozgoryczenia i rozpaczy, która nagromadziła się od dobrych parędziesięciu dni.
Godziny mijały mi w ten sposób. Na szczęście, nikt się mną nie zainteresował, bo, paradoksalnie, ważniejszy był mój ślub. W końcu zapadł zmrok, a ja przestałam płakać, bo nie miałam już czym. Poczęłam za to chodzić w kółko i na nowo, po raz milionowy przetrawiać całą tą tragedię. Mój wzrok padł na zielony baldachim. Westchnęłam. Przegrałam. Z rodziną, z Rabastanem Lestrange. Z Blackiem. Oto moja klęska.
Nie bez smutku i ścisku w żołądku zerknęłam na mały kalendarzyk na biurku. Jeszcze tak niewiele dni…
Sądząc po braku odgłosów z dołu, towarzystwo poszło spać po nużących, ciężkich przygotowaniach. Tylko ja zostałam, sam na sam ze złośliwym losem, licząc sekundy do ponownego upuszczenia pierwszej łzy goryczy i beznadziei.
Stuk!
Gwałtownie obróciłam wzrok w kierunku okna. Coś niewątpliwie w nie uderzyło. Wstałam z krzesła i wyjrzałam na zimną noc.
Pod oknem stał nie kto inny, jak Severus Snape we własnej osobie. Rosły osiemnastolatek trzymał różdżkę.
-Meggie?- zapytał szeptem, doskonale słyszalnym w ciszy nocy, mimo, iż siedziałam w swojej wieży, kilka pięter wyżej niż on stał.
-Sev? Skąd się tu wziąłeś?!- odszepnęłam.
-Jak… jak się czujesz?- zapytał z troską i zmartwieniem w głosie, jakby miał do czynienia ze śmiertelnie chorą osobą.
-Zgadnij.- mruknęłam ponuro. Jedna łza skapnęła na ziemię. Sądząc po ruchu Seva, zleciała prosto na jego twarz.
-Nie chcesz czegoś z tym zrobić?- spytał po chwili namysłu.
-Nic już nie zrobisz…- jęknęłam cicho- Jest za późno. Przygotowania, goście…
-Ale wciąż nie jesteś żoną Blacka!- obstawiał przy swoim- Możesz coś z tym zrobić, jakoś zaradzić. Ja przybyłem, by cię stąd zabrać. Jeżeli zgodzisz się być porwana, rzecz jasna.
-Ale…- obróciłam się i rozejrzałam dziko po pokoju. Goście, suknie, dom, meble, prezenty, zaproszenia, radość ojca…
-Meg?- usłyszałam z dołu.
A potem oczyma wyobraźni zobaczyłam siebie z Blackiem przed ołtarzem… Siebie, płaczącą gdzieś w kącie bogatego domostwa, bo Black znalazł inną… Minę ojca, gdy mu powiem, że wnuków mieć nie będzie…
-Idę. Czy mógłbyś…
-Jasne. Wingardium Leviosa.
Poczułam, że unoszę się i wylatuję z okna, jak we śnie. Nie czułam radości. Tylko napięcie cechowało teraz moją świadomość, zaciskając nerwowo najmniejszy mięsień. Chwilę potem opadłam obok Severusa. Rzucił okiem na moją bogatą, lśniącą suknię.
-Teraz dokonam teleportacji łącznej, żebyśmy mogli razem gdzieś wylądować.
Złapałam ramię przyjaciela, ostatni raz zerkając na dom…

Komentarze:


Syrcia
Sobota, 06 Listopada, 2010, 14:32

Jaaaaaaaaaaka długa! Z godzinę chyba to czytałam...
Hehe, śmiałam się jak głupia, czytając te jej wspomnienia :D Albo jak pili!!! ^^
Oczywiście złapałam doła, o tu:
-Chciałbym tu kiedyś umrzeć…
-I ja również, Remusie…

Musiałaś?...
Dzięki za komentarz u mnie. Notka u Huncwotów już się tworzy. :-)

 


Aithne
Niedziela, 07 Listopada, 2010, 15:23

Popijawa na zakończenie nauki przebija wszystko :D
A już myślałam, że ten ślub się odbędzie planowo... Meg to zawsze musi coś wykręcić :o
Następna za tydzień? ;)

 


Doo
Niedziela, 07 Listopada, 2010, 21:56

Tak, Aithne, dziś napisałam już połowę :-)

 


Daria
Poniedziałek, 08 Listopada, 2010, 16:34

MEGA długa, i jeszcze bardziej MEGA MEGA SUPER!!!
Fajne były te wspomnienia, pierwszy raz czytam pamiętnik, w którym bohater opuszcza na zawsze Hogwart, to troche dołujące, ale ta impreza super była :D się śmiała jak głupia :P

A w związku z pojawieniem się Seva w ostatniej scenie czekam niecierpliwie na następną !!!

 


Alice
Piątek, 12 Listopada, 2010, 20:38

Bardzo mi sie podobało, przeczytałam dopiero teraz, ale wazne ze jestem w temacie, prawda?
Juz myslałam ze do ślubu mary ann pójdzie a tu co? Jak zwykle nieoczekiwany zwrot akcji.
Impreza z Huncwotami jak zwykle zabawna.
Czekam na kolejna notke mam nadzieje ze jutro.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki