Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Niedziela, 17 Lipca, 2011, 22:44

85. Malutka, orzechowa trumna

Nie wiem, kiedy następna. Może za tydzień, a może około 31. lipca. Zobaczy się :-)
Wciąż problem z netem, niestety.


Dwudziesta ósma zima? Nigdy bym nie przypuszczała, że dożyję aż tyle.
Z nieba sypał się śnieg. Jego delikatne, aczkolwiek duże płatki opadały leniwie na dachy, podjazdy, samochody, skrzynki na listy, płoty… A także na grupkę dzieci, bawiącą się przed domem. Była ich piątka. Najstarszy z nich miał już dziewięć lat, chociaż wkrótce, a konkretnie siedemnastego lutego, miało się to zmienić. Trójka średnich musiała poczekać do czternastego kwietnia, ale póki co mogli poszczycić się tym, iż mają osiem lat. Najmłodsza liczyła sobie dopiero sześć.
Pokręciłam głową, gdy Syriusz rozsmarował na twarzy Cosmo dość pokaźną garść zimnego puchu i odeszłam od okna, przez które obserwowałam bawiącą się grupkę dzieci. Woda na herbatę dla sześciu osób właśnie się zagotowała, bo usłyszałam gwizd czajnika. Jedno machnięcie różdżką, a sześć kubków zgrabnie wyleciało gęsiego z szafki i osiadło na blacie kuchennym. Czajnik rozlał wodę do naczyń, a ja obróciłam się znów w kierunku podjazdu i skrawka zmarzniętej ziemi, by poobserwować dzieci, ale ze zdziwieniem zauważyłam, że pozostał po nich tylko zorany śnieg i wielki, nabzdyczony bałwan. Dzieci natomiast stały w rządku w drzwiach kuchni, okutane w grube, wełniane ubrania.
-My chcemy do parku!- wrzasnęły chórem.
-Mowy nie ma.- rzekłam- Siadajcie, zaparzyłam gorącą herbatę.
Rozległ się potężny jazgot, bo wszystkie naraz podniosły bunt:
-Mamo! Plosimy!- jęczała Sara.
-Ty nigdy nie pozwalasz nam wyjść samym do parku!- zawołał Cosmo ze złością.
-Nie da się tu bawić! To tylko malutki skrawek ziemi! Mamo!- miauczał Syriusz.
-Będziemy grzeczni! Pójdziemy do parku Gloucester!- błagał Nicholas.
-A jak nie, to ucieknę z domu i będzie ci przykro!- burczała Rosemary.
-Spokój! Wyjdziemy do parku, ale dopiero po obiedzie. Teraz już przemokliście.
-ŁEEEE!!!- jęknęły z rezygnacją wszystkie naraz.
-Rozbierzcie się, dzieci. Dostaniecie herbaty, a potem przyjdzie czas na lekcje.
Rozległ się jeszcze większy, apokaliptyczny jęk. Narzekając i marudząc, piątka dzieci rozebrała mokre czapki, rękawiczki, szaliki i płaszcze, oraz zimowe buty. Po chwili względnie grzecznie usiedli przy stole i prawie jednomyślnie oparli nabzdyczone głowy na małych dłoniach. Każde dostało po kubku herbaty, ale wszystkie miały złe humory.
Usiadłam obok Sary i napisałam jej kilka literek i wyrazów, by poćwiczyła pisownię. Gdy podałam Nicholasowi proste zadanie z tabliczką mnożenia, Syriusz zapytał:
-Dlaczego my się tego uczymy? Przecież to głupie i nudne.
-Na umiejętności czytania, pisania i liczenia opiera się cały świat, synu. Nie tylko czarodziejów. Trzeba to umieć, jeżeli chcesz uczyć się w Hogwarcie.
-Ja chcę bardzo! Bardzo, bardzo!- Syriusz entuzjastycznie posprężynował na krześle.
-No to naucz się tego.- odparłam cierpliwie- Nie zostało wam wiele. Nicholas pójdzie do Hogwartu już w przyszłe lato. Musi znać podstawy.
-Już się nie mogę doczekać!- przyklasnął Nicholas, wyszczerzając białe ząbki.
Uśmiechnęłam się smutno. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak szybko czas upływa. Zaledwie wczoraj przyszedł na świat, lecz wkrótce już pójdzie do Hogwartu, by zniknąć na najbliższych siedem lat. Co za potworność…
-A kiedy ja pójdem?- spytała głośno Sara, kończąc kaligrafować nieumiejętnie literkę M.
-To zależy.- przekrzywiłam głowę- Do tej pory ujawnili się jedynie chłopcy. Ty i Rosemary… No cóż, wujek powiedział, że niektóre dzieci mogą ujawniać się nieco później. Zobaczymy. Nie ma się co martwić, Saro.
Patrzyła na mnie jeszcze chwilkę, po czym wzruszyła ramionami i powróciła do pisania.
Za oknem wiał zimowy, śnieżny wiatr. Przyjemnie było siedzieć z dziećmi przy stole i uczyć ich podstaw, gdy przede mną stał kubek herbaty, niestety z eliksirem przeciwko łaknieniu krwi. To samo otrzymywała Sara, której uzdrowiciele zalecili brać już w wieku sześciu lat takie specyfiki. Innych wampirzych cech jak dotąd nie posiadała.
Popatrzyłam na Nicholasa, który właśnie podrapał się w jedno ze swoich wilczych uszu. Pojawiły mu się ponad dwa lata temu, którejś nocy, gdy zasnął w blasku pełni na parapecie. Uzdrowiciele byli bezsilni i powiedzieli, że nie da się odwrócić działania tych dziwnych czarów. Na uszach się skończyło i, chociaż dziwnie to wyglądało na ludzkiej głowie, cieszyłam się, że Nicholas nie zamienił się już dawno w wilczka. Klątwa Mortimera zaczęła nabierać sensu, w końcu był specjalistą od likantropii. Wyjaśniły się dwa pierwsze słowa klątwy: Lupus, czyli wilk i Deformitas, czyli deformacje. Było mi przykro, że Nicholas cierpi z powodu tego niecodziennego kompleksu, ale naprawdę mogło być gorzej. Zastanawiałam się tylko, jak się odnajdzie z czymś tak obciachowym w szkole, za półtora roku.
-Mamo, kim są moi rodzice chrzestni?- wypalił chwilkę potem pierworodny.
Postukałam knykciami cierpliwie w kubek, po czym odparłam:
-Ojcem chrzestnym jest wujek Remus, o tym wiesz.
-Tak, ale chodziło mi o matkę chrzestną. Nie znam jej.
Wstrzymałam oddech chwilkę.
-Twoja matka chrzestna była moją najlepszą przyjaciółką. Miała na imię Lily. To ona.
Wskazałam na gromadkę zdjęć na ścianie salonu. Były to głównie fotografie ze szkoły, ale także parę ślubnych, naszych i Potterów, i tych z dorosłego życia pod presją Voldemorta.
-Lily Evans, potem Potter.- westchnęłam.
-Czemu jej nie znam?
-Zmarła ponad siedem lat temu.- szepnęłam.
Zaległa przykra cisza, gdy dzieci rozwarły szczęki ze zdziwieniem.
-A ja? Kim są moi rodzice chrzestni?- zagadnęła Rosemary, zaintrygowana.
-Twój ojciec chrzestny nie żyje. James Potter, mąż Lily i nasz najlepszy przyjaciel. Mój i waszego taty.- wskazałam na fotografię- Natomiast chrzestną była Alicja Longbottom, moja druga przyjaciółka. Straciła zmysły i leży w szpitalu na oddziale dla umysłowo chorych.
-Aaa…- westchnęła Rosemary- Czemu?
-To dłuższa historia.- odparłam enigmatycznie- Opowiem wam, jak będziecie starsi.
-A ten czarnowłosy berbeć?
-To syn Potterów, Harry.
-To nie fair, nie mam rodziców chrzestnych!- wzburzyła się rudowłosa po chwili milczenia.
-Nie, nie masz. Syriusz też nie ma.
Wspomniany wyżej delikwent uniósł głowę znad zadania z dodawaniem.
-Peter Pettigrew i jego dziewczyna, Dorcas Meadowes. Oboje nie żyją.
-Dlaczego ci wszyscy ludzie nie żyją? Co to znaczy?- zdziwił się Nicholas- Nie rozumiem…
-A moi, mamo?- zapytał Cosmo, przerywając mu.
-Twoi żyją i mają się dobrze, tak myślę. Nie znasz swojego ojca chrzestnego, ale poznasz na pewno. To mój stary, szkolny przyjaciel, Severus Snape. Uczy eliksirów w Hogwarcie.
Cosmo uniósł obie brwi.
-Mam nadzieję, że nie będzie mi dawał buzi przy kolegach.- burknął.
-Nie!- roześmiałam się- A matką chrzestną jest kuzynka waszego taty, Andromeda Tonks. Natomiast Sara zna swoją matkę chrzestną, jest nią ciocia Molly. Ojciec chrzestny jest gajowym w Hogwarcie, a nazywa się Rubeus Hagrid. Też go poznasz, Saro.
-A gdzie jest tata?- zapytała nagle Sara po chwili ciszy.
Wytrzeszczyłam oczy, martwiejąc. Sara nigdy, przenigdy nie zadała tego pytania. Tak naprawdę sprawiała wrażenie, że nie interesuje jej to, skoro nie poznała nigdy uczucia posiadania obojga rodziców. Teraz patrzyła na mnie wyczekująco, podobnie do reszty rodzeństwa. Tylko Nicholas patrzył inaczej, jakby był na mnie wściekły.
-APSIK!- kichnęła nagle Rosemary, trąc nosek.
-No i patrz!- zawołałam, nie bez ulgi- Rozchorowałaś się! Koniec tego dobrego! Do łóżek!
Dzieci zaczęły znów marudzić, ale nie było rady: posłałam całą piątkę do pokojów, tym samym zapewniając sobie spokój i wymigując się od trudnych pytań. Tylko Nicholas sprawiał problemy, znów znalazłam go szperającego w moim pokoju. Często czegoś tam szukał, a gdy prosiłam o wyjaśnienia, mówił, że szuka czegoś interesującego.
Kolejnego dnia okazało się, że Cosmo i Rosemary mają gorączkę. Musiałam zamienić miejscami Cosmo z Sarą, żeby chore dzieci zajęły mniejszy pokój i odizolowały się od tych zdrowych. Za oknem już nie padało, ale cichy, uspakajający śnieg okrywał całe Basildon na początku ostatniego roku lat osiemdziesiątych…

Syriusz obudził się w znakomitym nastroju. Od razu podbiegł do okna, odsłaniając jasnoniebieskie firanki. Uśmiechnął się. Za oknem było biało. Świeży puch leżał na samochodach i drodze. Musiało porządnie napadać przez noc. Postanowił wyjść tego dnia na spacer.
-Nicholas! Wstawaj! Nick!
Podskoczył entuzjastycznie i władował się w pędzie na starszego brata. Spod kołdry, którą przykryty był Nicholas, rozległo się oburzone fuknięcie.
-Wstawaj, wstawaj!- krzyczał wesoło Syriusz, rzucając się na bracie.
-Jest jeszcze wcześnie…- wychrypiał w odpowiedzi- Daj mi spokój…
Syriusz zeskoczył, oburzony, po czym podbiegł do młodszej siostry. Ta spała, jak zabita na łóżku Cosmo, bo bliźniaka przetransportowali do pokoju z Rosemary, gdyż oboje byli chorzy.
Syriusz kulturalnie potrząsnął ramieniem Sary. Gdy nie zareagowała, zaczął jej dmuchać w ucho.
-Psestań!- jęknęła.
-Wstawajcie!- wrzasnął z entuzjazmem Syriusz, po czym podbiegł do komody i wyciągnął wymiętolone ubranie. Powąchał je z obrzydzeniem i po chwili zastanowienia włożył na siebie. Nosił je dopiero czwarty dzień, ujdzie w tłoku. Tylko żeby mama się nie denerwowała, bo każe mu się ubrać w co innego, a Syriusz nienawidził się ubierać. I tak powinni być wdzięczni za to, że sam umie.
Po bezładnym uczesaniu się, to znaczy przejechaniu ręką po łepetynie, Syriusz wybiegł z pokoju, by zjeść śniadanie. W brzuchu mu porządnie burczało. Ciekawe, co dziś podała mama…
Ośmiolatek nie wyrobił na zakręcie i pośliznął się na wycieraczce w holu. Przywalił z impetem w drzwi wejściowe, aż szybki zatrzęsły się. Nie tracąc rezonu, pozbierał powyginane ciało z drzwi i wszedł do kuchni, jakby nic się nie stało.
-Co tam wyczyniasz, Syriuszu?- zapytała mama, która kończyła właśnie nalewać różdżką herbaty do filiżanek. Popatrzyła na niego podejrzliwie.
-Nic takiego.- odparł niewinnie, czując krew cieknącą po wargach.
Mama westchnęła, po czym własnym rękawem kraciastej koszuli zatamowała krwotok.
-Pochyl głowę.- rozkazała.
-Będę mógł dziś pójść na spacer?- spytał Syriusz, niezrażony stłumieniem.
-Nie. A teraz idź do łazienki i się obmyj.
-Obiecałaś, że będę mógł! Wczoraj wieczorem!
-Najpierw idź do łazienki.
-Ale będę mógł?
Mama westchnęła i popatrzyła na niego z góry. Zrobił słodką minkę.
-Pomyślę. Najpierw zjesz śniadanie.
Syriusz kiwnął tak, że aż krew wlała się do gardła. Starając się nie krztusić, pobiegł do łazienki, by obmyć twarz. Wrócił na śniadanie szybkim krokiem. W salonie siedzieli już wszyscy poza Nicholasem, Rosemary i Cosmo. Ośmiolatek zasiadł i posmarował swój tost dżemem.
Jedli w milczeniu. Mama musiała karmić Sarę, bo ta, jak zwykle, nie chciała jeść. Wujek Remus trzymał na kolanach swój neseser. Miał zmęczoną twarz.
-Zaniosę Rosemary i Cosmo śniadanie. I trochę Eliksiru Pieprzowego.- rzekła mama, podając Sarze do ust ostatnie kęsy. Sześciolatka przeżuwała wolno i bez entuzjazmu.
Wujek Remus kiwnął, po czym ziewnął. Był bardzo blady. Gdy mama wyszła, Syriusz chytrze spytał:
-Mogę wyjść na spacer, wujku?
-Ale będziesz chodził blisko domu, mam nadzieję?- odparł wujek.
Syriusz westchnął. Dlaczego oni tak bardzo się wszystkiego bali? Nie mógł sam wyściubić nosa dalej, niż za podjazd i chodnik, prowadzący do domu. A przecież dalej było tak fajnie! I dzieci sąsiadów, i Gloucester Park, i wystawy sklepowe, i ulice… Syriusz chciał iść po prostu przed siebie, tylko nigdy nie mógł, bo ktoś z dorosłych musiał być z nim. Żałosne… Przecież miał już osiem lat!
-Chciałem pójść dalej.- przyznał zbolałym tonem.
-Dalej może być niebezpiecznie.
-Ale dlaczego!?
-Samochody, niektórzy ludzie…- mruknął wujek- Uwierz mi, dla tak małego chłopca wiele może być niebezpiecznych rzeczy. Musi pójść z tobą ktoś starszy.
-Ale będę grzeczny! Będę chodził tylko chodnikiem i pójdę do parku! No proszę!
Wujek popatrzył na niego niechętnie. Weszła mama i usiadła przy stole.
-Mamo…- jęknął Syriusz i usiadł jej na kolanach dla rozczulenia- Mamusiu…
Popatrzyła na niego spode łba, wiedząc, o co chodzi. Po chwili jednak nie wytrzymała błagalnego spojrzenia synka i uśmiechnęła się bezwiednie. Syriusz też się uśmiechnął przepraszająco.
-Tylko do parku…- pisnął, jak umiał najsłodziej- Nudno tu…
-No już dobrze…- mruknęła mama ze zrezygnowaniem- Ale po chodniku i tylko do parku.
-JUPIIIII!!!- wrzasnął Syriusz do jej ucha, niesamowicie ucieszony.
-AUU!!!
-Dzięki! Jesteś najlepszą matką, jaką kiedykolwiek miałem!- cmoknął ją i pognał na górę. Wpadł do sypialni, gdzie siedziała reszta trojaczków. Jedli tosty i nie mieli zbyt entuzjastycznych min.
-A ja pójdę na spacer, acha cha!- zaśpiewał Syriusz od wejścia.
-Co? Ja też chcę!- miauknął Cosmo, wiercąc się ze zniecierpliwieniem na łóżku.
-Nie pójdziesz, bo jesteś chory, he!- Syriusz wytknął mu język.
Rodzeństwo popatrzyło na niego ponuro. Syriusz podszedł i poklepał ich po głowach. W końcu kochał swoje rodzeństwo, chociaż czasem go irytowało. Smutno mu było, że nie pójdą z nim. Mogliby razem robić mnóstwo świetnych rzeczy na śniegu i pod nim.
-Zrobię dla was bałwana.- obiecał bohatersko, po czym wypadł z sypialni, by ubrać buty.
Mama stanęła w holu, patrząc na synka uważnie. Ubrał pieczołowicie szal, gdy usłyszał:
-Nicholas z tobą pójdzie. Nicholas! Chodź tutaj, pójdziesz z Syriuszem na spacer.
-Ale dlaczego?- jęknął Syriusz. A miało być tak pięknie! Miał być sam…
Nicholas wszedł do holu. Na jego nieobecnej twarzy odmalowała się niespotykana przytomność i radość. Przyklasnął w dłonie i rzucił się ku butom. Syriusz niechętnie go obserwował.
-Co?! To ja tez chcem!
Z pokoju wybiegła Sara, potykając się o przydługą spódnicę po Rosemary.
-Tez chcem iść na spacel!
Mama popatrzyła na Sarę niechętnie. Syriusz wiedział, że jego sześcioletnia siostrzyczka jest raczej cichą i zamkniętą w sobie osobą, ale jej napadom furii nie dorównywał nikt z rodziny. Nawet on.
-Pójdziemy w trójkę!- przytaknął Nicholas, przygarniając Sarę do siebie- Przypilnuję jej.
Sara popatrzyła na starszego brata cielęcym wzrokiem. Jako najmłodsza, była ulubienicą najstarszego.
-No dooobra.- rzekł Syriusz niechętnie. Lepsze to, niż nic, chociaż wolałby towarzystwo bliźniaków.
-Czy to rozsądne?- popatrzyła zmartwionym wzrokiem mama- Ona ma ledwo sześć lat.
-Nie martw się. Znamy drogę. I wrócimy za dwie godzinki.- rzekł Nicholas, wkładając czapkę.
-Tak szybko?- jęknął Syriusz.
-Syriuszu!
-No już dobrze…
Wyszli razem na zewnątrz, okutani w czapki, płaszcze, szaliki i rękawiczki. Nie było aż tak mroźno, chociaż Syriusz czuł lekkie szczypanie w policzki i nos. Stali chwilkę na mrozie, patrząc na ołowianoszare niebo i białą uliczkę. Czarnowłosy ośmiolatek wsadził dłonie w kieszenie i ruszył przed siebie, zły na wszystkich. Pewnie starszy brat będzie mu kazał robić tylko to, na co zgodziłaby się mama. A on niekoniecznie chciał pójść prosto do parku i z powrotem. Przecież mogą się mu przydarzyć jakieś przygody. I co wtedy? Nicholas z pewnością nie będzie chciał zbaczać z trasy.
Bez słowa szli zaśnieżonymi chodnikami ulic Basildon. Na niektórych wystawach wciąż tkwiły świąteczne ozdoby i akcenty, chociaż większość już dawno ogołocili z ozdóbek. Ludzie w dość małej liczbie chodzili sobie po obsypanych piaskiem ścieżkach, chociaż większość była w pracy.
Syriusz czuł się bardzo dorosły. Szedł przez miasto bez mamy i wujka, a nieczęsto się to zdarzało! Tylko szkoda, że dreptał za nim starszy brat i młodsza siostra…
W parku każde drzewo miało koronę z białego puchu. Wyciągały ośnieżone, nagie ramiona majestatycznie w kierunku szarego nieba. Chyba znów będzie prószyć w nocy.
Syriusz potruchtał wydeptaną w śniegu alejką i rzucił się na białą ziemię na wznak. Zaczął ruszać rękoma i nogami, by zrobić anioła. Oczekiwał, że Nicholas zaraz zacznie krzyczeć na niego, ale brat oglądał właśnie rządek sopelków na barierce. Siostra za to podkradła się od tyłu i wsypała mu śniegu za kołnierz. Nicholas nie zareagował od razu, ale po chwili w Gloucester rozległ się jego wysoki wrzask. W odwecie rozpoczął z Sarą batalię na śnieżki. Syriusz po chwili zastanowienia wstał z ziemi i dołączył do rodzeństwa, czując okropne kłucie w płucach.
On i Sara wymienili kombinatorskie uśmieszki, po czym rzucili się na Nicholasa jednomyślnie. Najstarszy Black rzucił się do dzikiej ucieczki, Sara i Syriusz pobiegli za nim, ale Nicholas miał długie nogi i zawsze był szybszy. Bieganie w śniegu przy tej temperaturze zmęczyło bardzo Syriusza, ale biegł niestrudzenie dalej, poganiając siostrę, która została w tyle.
Wkrótce zabrnęli w mniej uczęszczane rejony Gloucester Park, by wybiec na zupełnie innej ulicy. Nicholas, zanim Syriusz cokolwiek zdążył powiedzieć, wpadł do stojącego na przystanku autobusu. Syriusz przystanął na chwilkę, oszołomiony zaangażowaniem w grę Nicholasa. W biegu wpadła na niego Sara, również się zatrzymując.
-Chodźcie!- wyartykułował Nicholas z autobusu, gdy już przestał się słaniać i śmiać. Syriusz parsknął i złapał Sarę za rękę, po czym oboje wbiegli do pojazdu w ostatnim momencie. Cała trójka stanęła na końcu i zaśmiewała się, dysząc po długiej drodze. Syriusz czuł, że będą bardzo chorzy i mama już nigdy nie pozwoli im wyjść. Eee tam, raz się żyje, potem tylko straszy…
Autobus jechał wolno ulicami Basildon, wioząc trójkę rodzeństwa w nieznane rejony.
-Wiesz co?- zagadnął brata Syriusz, gdy już się uspokoili- Mama nas zabije… Czemu wbiegłeś do autobusu?
Nicholas wyszczerzył białe zęby w radosnym uśmiechu.
-Nie wiem… Taki odruch…- wydyszał w końcu.
-Gdzie jedziemy?- zapytała Sara, jedyna, która zdawała się być przestraszona- A jak zginiemy?
-Coś się przynajmniej dzieje!- zauważył prawie dziesięciolatek, bardzo z siebie zadowolony.
Syriusz popatrzył na brata z podziwem. Spodziewał się czegoś bardziej skostniałego od starszaka, ale Nicholas potrafił niekiedy odwalać bardziej szalone, zdumiewające rzeczy, niż on z Cosmo.
Jechali sobie spokojnie, mijając dziwne, nieznane miejsca. Sara wyglądała na nieco zdenerwowaną.
-Wysiadamy!- zadecydował niespodziewanie Nicholas na jednym z przystanków.
Wypadli na zewnątrz, rozglądając się z zaintrygowaniem. Syriusz zauważył, że Sara złapała Nicholasa ze strachu za rękę. Autobus odjechał i zostali zupełnie sami na drodze. Otaczał ich cichy, zaśnieżony las lub park. Syriusz nigdy tu nie był i z pewnością nie widział żadnych budynków i ludzi.
-Po coś tu kazał wysiadać?- zapytał z ciekawości Nicholasa.
-Wygląda zachęcająco…- wzruszył ramionami Nicholas, patrząc z zaintrygowaniem na czarno-biały las- Pomyślałem, że: ładny lasek. I już.
Syriusz uniósł obie brwi pod czapką. Po chwili ruszył za bratem i ciągniętą przez niego siostrą.
W zaśnieżonym lesie było inaczej, niż w parku. Otaczała ich cała gromada ośnieżonych drzew. Było bardzo cicho, co jakiś czas tylko słyszeli daleki odgłos przejeżdżającego samochodu, który jednak oddalał się i znów było cicho.
-Słyszycie?- zapytał Nicholas po dłuższym odcinku drogi. Zatrzymali się raptownie. Nicholas zastrzygł wilczymi uszami. Zawsze to Syriusza śmieszyło, ale nigdy, przenigdy się z tego nie śmiał.
-Plusk wody.- wyjaśnił najstarszy Black- Tu musi płynąć rzeka! Tam!
Potruchtał w stronę odgłosu. Syriusz i Sara pobiegli za nim. Rzeczywiście, las się trochę przerzedził i okazał dość szeroką i rwącą rzekę.
-Pewnie to część Tamizy.- mruknął Syriusz.
-Co to jest Tamiza? Czy to ta ogromniasta rzeka w Londynie?- spytała z zaciekawieniem Sara.
Nicholas kiwnął.
-Ach! Wiedziałam!- ucieszyła się dziewczynka.
Stali chwilkę na ośnieżonym brzegu. Na drugim dostrzegli dziwną, starą budowlę. Wyglądała na opuszczoną. Na ścianie widniał olbrzymi napis: „BUDYNEK DO ROZBIÓRKI”.
-Dlacego ktoś mieskał nad wodą?- zapytała Sara.
-To nie dom, Saro.- objaśnił Nicholas rzeczowym tonem- To jakaś fabryka.
-Fabryka? W lesie? Nad wodą?- zdziwił się Syriusz- Myślałem, że mugole budują fabryki w miastach.
-Niekoniecznie. Ale masz rację, to chyba nie jest fabryka.
-Ej! Włazimy?
Nicholas popatrzył sceptycznie na brata.
-Musielibyśmy przepłynąć rzekę. Poza tym, wewnątrz może być niebezpiecznie. Jak się zawali?
-Oj, nie prawda!- zaperzył się Syriusz- Chodź, zawsze chciałem wejść do opuszczonego budynku! Tam można chodzić, gdzie się chce i nikt ci nie mówi, że to niebezpieczne!
-A jak spadniesz i złamiesz nogę?
-Załatają mnie od razu! No, Nicholas! Ty byś też chciał to zobaczyć!
Nicholas uniósł brwi i wpatrzył się tęsknym wzrokiem w opuszczoną budowlę. Syriusz wiedział, jaki dramat przeżywał jego brat. On uwielbiał tajemnice do odkrycia i wszelkie zakamarki…
-A jak tam coś będzie czyhać?- przestraszyła się Sara.
Syriusz zgasił ją spojrzeniem.
-Mówię powaznie!- tupnęła nóżką- Bojem się!
-Nikt ci nie kazał tam włazić!- zaatakował drugi w kolejności Black- Jak z was takie strachliwe dzieci, to sam tam wejdę! Tam jest z pewnością świetnie! A tam mamy most! I problem z głowy!
Wskazał na ruiny drewnianego mostu. Był w połowie przekrzywiony tak, że jeden bok sterczał w niebo, drugi zanurzony był w lodowatej wodzie. Syriusz podbiegł do mostu, nie było dla niego problemem przedostać się po nim na drugą stronę, toteż wlazł na krzywy most. Lodowata woda pluskała pod nim, opływając most i kamienie w rzece. Młody Black przeszedł po moście na drugą stronę, nie oglądając się za rodzeństwem. Budynek w przybliżeniu wyglądał ponuro. Było trochę porozwalanych okien, a stos czegoś wielkiego przykrył śnieg. Dach w jednym miejscu zupełnie się zawalił, krokwie sterczały smętnie ku niebu, niczym kości szkieletu. Z okien ziała czarna czeluść.
-To nie jest fabryka, tylko tartak.- usłyszał obok siebie Syriusz. Nicholas z Sarą przedostali się na drugą stronę- Tak tu jest napisane, widzisz? Ta stara tabliczka.
-Hmm, to wygląda… groźnie!- zawył cichutko do ucha przestraszonej Sary Syriusz- Opuszczony tartak, uuuu…
-Psestań!- zdenerwowała się młodsza siostra, oglądając ze strachem ruiny- Wlacajmy do domku…
-Nie zaszkodzi zajrzeć…- mruknął Nicholas.
Syriusz wykorzystał zaintrygowanie brata i wszedł do budynku. Był wysoko sklepiony i wcale nie taki ciemny, przez szczeliny pomiędzy deskami tworzącymi ścianę przedostawało się do środka mnóstwo światła. Ośmiolatek dostrzegł jakąś długą taśmę produkcyjną i piły, a także dziwne sprzęty przypominające piece i ogromne żelazka. Odszedł od rodzeństwa po uklepanej podłodze usianej trocinami. Wysoki na dwa piętra budynek o cieniu czającym się pod stropem nieco go strwożył.
-Ile żelastwa…- westchnął, patrząc na cały asortyment sprzętu do obróbki drewna.
-Dziwne, prawda?- rzekł Nicholas, oglądając piłę- Nikt tego nie zabrał ze sobą? Przecież tyle tego, że nieźle musieliby się mugole wzbogacić…
-Wygląda na opuszczony w pośpiechu…- szepnął teatralnie Syriusz, patrząc z uciechą na strach w oczach młodszej siostrzyczki- Może mugoli coś wystraszyło i uciekli… Potwór z bagien…
-Sam jesteś potwór z bagien.- zganił spokojnie brata Nicholas, oglądając z zaintrygowaniem podejrzanie ciche wnętrze tartaku- Ale twój pomysł pasuje do tego.
Syriusz wytknął język przylepionej do brata siostrze i rechocząc, ruszył w głąb tartaku. Było tu cicho i zimno. Jego podekscytowany oddech zamieniał się w parę.
Naglę usłyszeli wyraźny szelest. Zamarli, obserwując ciemny, zawalony kąt tartaku. Syriusz już nie czuł ekscytacji, lecz dziwny strach. Nicholas mocniej objął Sarę.
Nic więcej się nie poruszyło. Wymienili powolne, napięte spojrzenia, po czym ruszyli w przeciwnym kierunku, w kąt zawalony pudłami.
-To mógł być kot. Albo kuna.- zauważył spokojnie Nicholas- Zaraz zobaczymy…
Syriusz poczuł ostry ból w nodze i legł na ziemi.
-Ech, to nic… Potknąłem się tylko…
Uniósł się z mniejszych pudeł, na których leżał i cieszył w duchu, że nie rozwalił całej potężnej wieży tekturowych kwadratów i prostokątów, jakie tu leżały.
-Patrz…- szepnął nagle Nicholas, wskazując na ziemię. Syriusz popatrzył tam.
Przedmiotem, o który się potknął, był kamienny posąg naturalnej wielkości. Przedstawiał człowieka o dość przestraszonym wyrazie twarzy. Ciekawe, czemu leżał tak wśród pudeł?
-Co tu robi posąg z kamienia?- spytał Syriusz- W tartaku?
Nicholas obserwował ze zdziwieniem posąg, tuląc do siebie Sarę. Po długim, wręcz wiecznym czasie zmarszczył brwi i przełknął ślinę, oblizując z roztargnieniem pełne, owalne wargi. Szepnął:
-Pamiętasz, jak wujek Remus opowiadał o zamkniętym nagle tartaku, gdzieś na obrzeżach Basildon?
-No…
-Wujek mówił, że mugoli coś wystraszyło z niego, ale czarodzieje się tym nie zajęli, bo to nie ich sprawa… A jeśli to było coś… niebezpiecznego?
Syriusz uniósł brwi, patrząc na posąg.
-A jeśli to ten tartak?- zagadnął szeptem Nicholas.


Coś wyraźnie się poruszyło. Trójka rodzeństwa obróciła się ze strachem do tyłu.
-Tam!- jęknął Syriusz, wskazując na zawalony kąt.
Sara też to dostrzegła, rozszerzając stalowoszare oczy. Pomiędzy narzędziami wił się olbrzymi, gruby, łuskowaty ogon, wolno sunąc serpentynami.
Nicholas rzucił się w przeciwną stronę, gdzie widniała drewniana drabinka na platformę nad taśmą produkcyjną. Przynaglił Sarę, by szybko właziła pierwsza. Sara nie lubiła drabin i nigdy nie weszła na sam szczyt, ale tym razem nawet nie starała się protestować. Z ulgą opadła na drewnianą podłogę platformy, a za nią gramolił się na nią Syriusz. Gdy Nicholas też już wlazł, skulili się w kącie.
-Boję się…- szepnęła Sara w ucho Nicholasa- Co to było?
Syriusz wyjrzał znad drewnianej barierki. Rozszerzył zielone oczy ze strachu.
-To wije się na końcu!- objaśnił przerażonym szeptem- O, teraz wyłazi tyłem… Matko, jaki olbrzymi ogon… Ale ciało ma kobiety, jeśli nie liczyć tego ogona… I węże, zamiast włosów.
-Schowaj się, szybko!- przykazał twardym szeptem Nicholas- To Meduza! Jak w mitologii!
Syriusz skulił się obok brata, po drugiej stronie drżała Sara.
-Co ona lobi?- spytała ostrożnie.
-Kto na nią spojrzy, zamienia się w kamień. Czytałem ten mit…
Sara poczęła szybko dyszeć, bo czuła potworne przerażenie. Słyszeli szelest łusek o usiane trocinami podłoże. Rozlegał się też syk. Mieli wrażenie, że zbliżało się do nich.
Poczuli nagle silne zatrzęsienie drewnianą konstrukcją, jaką była platforma. Sara myślała, że zemdleje. Wtuliła się mocniej w ramię Nicholasa.
-Co się dzieje?- szepnęła, krztusząc się przerażeniem- Czemu się tsęsiemy?
Odpowiedź sama się ukazała. Naprzeciw im, nad barierką wyrosła nagle postać Meduzy, wspierająca się na ogonie, którym najwyraźniej owinęła się naokoło drewnianych nóg platformy.
Potwór, sycząc i wrzeszcząc przeraźliwie, runął na nich w dół.
ŁUP! TRZASK!
Trójka Blacków, krzycząc dziko, runęła w dół, bo cała konstrukcja rozpadła się w drobny mak pod ciężarem Meduzy. Sara poczuła coś dziwnego, jakby podmuch powietrza i magię…
I oto leciała pod stropem tartaku, nie spadając i czując jednocześnie przerażenie i euforię. Bracia, kulący się po dwóch stronach taśmy produkcyjnej, patrzyli na nią, zszokowani. W końcu opadła nieporadnie na jedną nogę pod drzwiami, zawalonymi upuszczonymi przez Meduzę pudłami. Euforia, spowodowana ujawnieniem się i dotknięciem magii, wyparowała. Sara bardzo bała się spojrzeć na Meduzę, więc patrzyła w ziemię.
-Sara, uciekaj!- wrzasnął z ziemi Nicholas, obserwując wijącą się na szczątkach platformy Meduzę- Uciekaj! Teraz, kiedy cię nie widzi!
-Ale wy tu jesteście!- krzyknęła w rozpaczy.
-Musisz sprowadzić pomoc! Sami nie poradzimy sobie!
Łup! Meduza przywaliła ogonem obok Nicholasa. Ten skulił się pod taśmą produkcyjną, zagarniając Syriusza. Sara patrzyła na nich z rozpaczą.
-Jesteś najmniejsza! Przeciśniesz się w zawalonych drzwiach, w tej szparze!- wskazał palcem- Sami nie uciekniemy daleko! Sprowadź kogoś, błagam!
Sara, nie myśląc dłużej, podbiegła do niewielkiej szpary w drzwiach i z trudem przeszła do innego świata, jakim był zaśnieżonym las i rwąca rzeka.
Jęknęła, po czym rzuciła się przed siebie, biegnąc i biegnąc. Wcale nie myślała, że nie wie, gdzie jest i do domu z pewnością daleko. Skupiła się na biegu, coraz szybszym i szybszym, aż w końcu, nie wiedzieć czemu, coś wystrzeliło ją w powietrze i mknęła, wysoko nad Basildon, by wylądować po dzikim locie na Vange…


Meduza łupnęła ogonem raz jeszcze. Nicholas przygarnął do siebie Syriusza.
-A jakbyśmy tak użyli magii?- szepnął Syriusz, hamując trzęsienie ze strachu zębami.
-Nie wiem. Przecież tego nie kontrolujesz!
W tym momencie Meduza rozwaliła doszczętnie ich kryjówkę. Wypełzli z niej i rzucili się przed siebie w różnych kierunkach.
Syriusz dopadł do sterty pudeł przy drzwiach i spróbował trochę odgarnąć. W momencie, gdy już pomyślał, że mu się uda, kilka cali od niego wylądował ogon Meduzy. Syriusz wrzasnął i odskoczył w bok, odturlawszy się w pudła. Wiedział, że musi zrobić wszystko, byle nie spojrzeć na Meduzę.
Odbiegł trochę dalej. Meduza ryknęła wściekle, po czym uderzyła ogonem potwornie silnie. Koniuszek zagarnął Syriusza, który ze stłumionym jękiem upadł na ścianę i osunął się po niej. Meduza ryknęła raz jeszcze i ścięła ogonem całą potężną wieżę nieheblowanych desek. Syriusz zasłonił uszy, bo trzask był nie z tej ziemi.
Nagle coś potężnie zgrzytnęło i taśma produkcyjna uruchomiła się. Wszystkie sprzęty rozpoczęły pracę. Syriusz popatrzył zdziwionym spojrzeniem na to, na chwilę zapominając o Meduzie.
-Syriusz! POMOCY!!!
Był to Nicholas. Wydał dziwny, charczący odgłos, który Syriuszowi wcale się nie spodobał. Namierzył brata, gdy wył z przerażenia, ale niedługo. Szalik wplątał się w jeden z walców, który wolno okręcał się materiałem. Nicholas był już siny i nieporadnie próbował rozplątać supeł.
Syriusz, roztrzęsiony widokiem umierającego brata, dopadł do niego i spróbował rozsupłać szalik. Niestety, węzeł zaciskał się bardziej. Syriusz ledwo ogarniał drżenie rąk na widok zaszklonych, wyłażących z orbit oczu Nicholasa. Nagle szalik rozjarzył się niebieskim, ciepłym płomieniem i rozpadł się sam w jego dłoniach. Odetchnął z ulgą, pomagając pozbierać się z podłogi bratu, krztuszącemu się i rozcierającemu szyję.
-Musiała włączyć ogonem mechanizm!- zauważył Syriusz.
Nie zdążył powiedzieć więcej, bowiem Meduza za ich plecami ryknęła rozdzierającym głosem.
ŁUP! Olbrzymi ogon chlasnął obu chłopców w brzuchy i odrzucił daleko. Padli na taśmę produkcyjną z impetem, wyplątując się z własnych odnóży.
-Uwaga!- ostrzegł Syriusz.
Jechali prosto na pracujące piły. Na ten widok chłopcy zamarli, po czym, rzucili się do dzikiej ucieczki taśmą produkcyjną w drugą stronę i starali się nie patrzeć na Meduzę. Przeskoczyli jakieś narzędzia i gnali dalej.
Ogon Meduzy świsnął niebezpiecznie nad ich głowami. Zrobili unik w dół, ale drugie świśnięcie nie skończyło się dobrze, bowiem odrzuciło Nicholasa na inną taśmę produkcyjną. Meduza zajęła się nim. Syriusz zezłościł się, gdy widział skulonego starszego brata, przywalonego jakąś deską i Meduzę, czającą się nas nim. Nicholas z jękiem zauważył, że jedzie na piłę. Nogami zaparł się o deskę, którą z rykiem poczęła przecinać piła. To pozwoliło mu wstać i przeskoczyć piłę. Meduza wciąż próbowała go uchwycił potężnymi ramionami, ale Nicholas bardziej uważał na omijanie przeszkód na taśmie produkcyjnej, niż na ogromnego potwora.
-Ach!
Nicholas przewrócił się i legł na taśmie produkcyjnej. Meduza już pochylała się nad nim, Nicholas zaciskał powieki…
Syriusz zeskoczył z taśmy jednym susem i chwycił ogon Meduzy, po czym wrzasnął:
-Hej! Jestem tu!- i wetknął koniec ogona w pracującą piłę.
Meduza obróciła się w jego kierunku i zaryczała dziko. Syriusz poczuł tryumf.
-Nie tkniesz Nicholasa!- krzyknął i poparzył jej prosto w oczy mściwie.
Poczuł coś dziwnego. Najpierw zesztywniał zupełnie, ale nie zdążył pomyśleć o tym uczuciu, bowiem Meduza zarzuciła ogonem, który wciąż trzymał. Ciągle w tej samej pozie wyfrunął w powietrze i spadł na nogi leżącego Nicholasa.
-Syriusz!- jęknął starszy brat.
Syriusz chciał krzyczeć, że nic mu nie jest, ale nie mógł wydobyć głosu. Po prostu leżał nieruchomo na nogach Nicholasa i patrzył ze zgrozą na zbliżające się nieuchronnie narzędzie do miażdżenia.
Słyszał wysiłki Nicholasa, który spróbował wydostać się spod jego ciężaru. Widział, jak machina unosi się wolno i na sekundę zamiera na górze, nad nim. Po chwili runęła w dół i Syriusz…


TRZASK!
Nicholas nie zawył. W ogóle nie zareagował, opierając się na łokciach i patrząc na olbrzymią maszynę, pod którą zniknął zupełnie jego brat i on sam od połowy ud w dół.
Jego stalowoszare oczy powoli rozszerzyły się, gdy maszyna uniosła się w górę. Patrzył długo na to, co było przed jego szeroko otwartymi, zdziwionymi oczyma.
Nie miał nóg. Tak po prostu. Z jego dwóch zdrowych, sprawnych nóg pozostała pusta przestrzeń. I krwawa paćka, rozlana na taśmie produkcyjnej, zmieszana z rozkruszonymi kawałkami po posągu, którym stał się Syriusz.
Nicholas po prostu siedział, gapiąc się dalej w to samo miejsce, jadąc na taśmie do przodu. Ból w ogóle do niego nie docierał. Syriusz… Nie, to niemożliwe…
Z prawej rozległ się trzask. Ktoś coś krzyczał, Meduza wyła… Zaklęcia, światło…
Nicholas patrzył wciąż przed siebie, nie czując zupełnie nic. Miał pustą klatkę piersiową, żołądek zjechał gdzieś bardzo nisko, uciekł przeciętymi żyłami w miejscu, gdzie nie było już nóg…
A potem powalił go potworny ból tak straszliwy, że zapragnął umrzeć. Natychmiast.
-Syriusz!- jęknął z rozpaczą- Syriusz!
Osunął się na plecy, wyjąc z bólu fizycznego i psychicznego. Krzyczał wniebogłosy, bo tylko to wydało mu się uzasadnione.
Błysk. Zaklęcie. Ktoś nad nim. Wrzask. Jęki. I cisza. Cisza.


***

Uniosłam udręczoną twarz z dłoni. Poczułam, że Remus mocniej zacisnął na moim ramieniu dłoń. Popatrzył na mnie bardzo współczującym, poszarzałym wzrokiem.
Z salki wyszedł uzdrowiciel. Miał zakrwawione rękawiczki.
-Zrobiliśmy operację, pani Black. Syn ma już nogi. I żyje.
Kiwnęłam szybko. Nic nie powiedziałam.
-Dobrze, że pan natychmiast go nam przyniósł.- zwrócił się do Remusa- Wykrwawiłby się. Nogi nigdy nie odzyskają dawnej sprawności. Prawdopodobnie będzie kulał całe życie. Niestety, ale to wszytko, co możemy zrobić. Magia nie może jeszcze odtwarzać w całości kończyn. Przynajmniej może się samodzielnie jako tako poruszać.
Przełknęłam łzy i kiwnęłam parę razy, zakrywając twarz rękoma. Remus znów mnie objął.
-Możemy wejść i go zobaczyć?- zapytał Remus.
-Wykluczone.- odparł uzdrowiciel- Przykro mi. Teraz mały musi odpocząć po operacji. Poza tym, przeżył straszliwą traumę. Długo nie będzie mógł się z niej otrząsnąć.
Remus mocniej mnie objął. Zostaliśmy sami. Czułam dziwną pustkę i ścisk żołądka.
-Nicholas wkrótce pójdzie do Hogwartu…- szepnęłam- Jak on się tam odnajdzie z wilczymi uszami i kulejąc… To będzie dla niego takie trudne…
Nie mogłam już zatamować łez. Położyłam się bezwładnie na kolanach Remusa i łkałam zapamiętale. Nie dbałam, że siedzę w miejscu publicznym.
-Remusie!- jęknęłam- Zabij mnie… Zabij!
-Ciiicho!- szepnął uspakajająco Remus, gładząc mnie po głowie- To nie twoja wina…
-Nosiłam go pod sercem dziewięć miesięcy. Z rodzeństwem.- łkałam dalej- Przyszedł na świat chciany i kochany, otaczany opieką i miłością…
-Meggie…
-Ty nie wiesz, jak to jest: mieć dzieci!- łkałam coraz silniej- Nie potrafisz tego zrozumieć, ale gdy dziecko umiera, rodzic umiera z nim! Ja nie potrafię żyć bez mojego Syriusza! Bez Syriuszka! Co ja pocznę bez niego?!
Zawyłam. Nic nie było w stanie ukoić tego bólu. Nic. Czułam się tak potwornie, jak osiem lat temu, na jesień.
-Chciałabym go przytulić i potargać czarne włoski. Ale nigdy już tego nie zrobię! Nigdy nie dowiem się, kim miał być w przyszłości! Nie opowie mi rozentuzjazmowanym głosem o kolejnej przygodzie lub czymś… Czy ty rozumiesz?! Nie, nie rozumiesz!
W zasadzie wszystko zlało się w jedno. Sekundy jednocześnie pędziły i wlokły się. Nie do końca docierało do mnie, że po przyjeździe do domu zastanę tylko dwójkę z trojaczków i tak już pozostanie. Syriusz odszedł, pozostawiając po sobie krwawiącą jak rana dziurę, wyrwę.
Remus odprowadził mnie, nie do końca przytomną, do domu. Wszystko działo się tak szybko: ustalenie pogrzebu i kupienie trumny oraz ubrania. W sklepie były prawie tylko ubrania dla dorosłych. Dzieci nie powinny ginąć. Nie przed rodzicami.
Bardzo pragnęłam przytulić ciało synka, ale go nie było. Czarodziejom udało się ocalić jedynie szczątki paru kamieni. Nie dostałam nawet ciała, ale może i dobrze. Gdybym zobaczyła ciało Syriusza w trumnie tak, jakby spał, chyba serce by mi pękło.
Ze zdwojoną siłą powróciła depresja. Leżałam znów i patrzyłam w sufit. Nie byłam nawet w stanie spojrzeć na zdjęcia, wiszące w pokoju. Byłoby to zbyt bolesne.
Zwijałam się na posłaniu na myśl o tym, co powiedziałby Syriusz, gdyby się dowiedział, że nie przypilnowałam jego syna i wypadek zabrał nam dziecko. Niestety, Syriusza tu nie było. I nigdy się nie dowie.
Ta myśl napędzała jeszcze bardziej rozpacz. Parę dni po wydarzeniach wciąż nie potrafiłam tego ogarnąć. Dopóki nie nadszedł pogrzeb.
Syriusza mieli pochować na czarodziejskim cmentarzu. Remus wybrał orzechową trumnę. Powiedział mi, że Syriusz lubił orzechy. Lubił też się śmiać, włazić na drzewa, bić z Cosmo, biegać, lubił słońce i wiatr, uwielbiał bajki i jedzenie naleśników…
Włożyłam do trumny, prawie zupełnie pustej, malutką, uszytą przeze mnie dwa lata temu przytulankę Syriusza, przedstawiającą pieska. Zadrżałam i Remus musiał mnie przytrzymać.
Martwym wzrokiem obserwowałam, jak głodna, zmarznięta ziemia pochłania trumnę z resztami mojego maleństwa. Remus przytulał też do siebie Cosmo, Rosemary i Sarę. Wszystkie dzieci zalane były łzami i rozszerzonymi oczami oglądały malutką trumnę.
Miałam ochotę rzucić się na ziemię, błagać, by oddawała to, co zabrała. To przecież było bezlitosne, niesprawiedliwe! To dziecko nawet nie miało dziewięciu lat! Ja żyłam dalej, jemu nie pozwolono… Czy już wystarczająco nie wycierpiałam osiem lat temu?! Dlaczego los zabiera mi jeszcze dziecko?! Syriusz, mój synek, powinien tu być. Chciałabym utulić go do snu. Mogłoby mu być zimno. Gdzie jest teraz?!
Poczułam okropną słabość i w momencie, gdy trumna zasypana została ziemią, sama osunęłam się na nią, podtrzymywana przez Remusa. Nic już mnie nie obchodziło…

Nicholas obserwował smętnie okno. Nie chciał wracać do domu. Tam będzie bardzo, bardzo smutno.
Sala szpitala wydała mu się okropna. Była biała, kojarzyła się z bólem i wymiotami i skłaniała do tego, by płakać. Jej zapach towarzyszył wszystkim najgorszym chwilom w jego życiu.
Drzwi uchyliły się i do środka wszedł wujek Remus. Nicholas trochę się ożywił na widok ojca chrzestnego, ale nie dał tego po sobie poznać. Wyprostował się na łóżku.
Wujek podszedł i położył mu na szafce nocnej pudełko czekoladowych żab, uśmiechając się smętnie. Po chwili usiadł na łóżku, obserwując go smutnymi oczyma. Nicholas długo patrzył.
-Czy będę kiedyś chodził?- spytał w końcu cichutko, patrząc na blade dłonie.
-Tak, wkrótce będzie po wszystkim.- szepnął wujek, łapiąc za jedną z tych dłoni- Niedługo.
-Bardzo płakała wczoraj?
Uniósł niechętnie głowę i popatrzył na wujka. Wczoraj był pogrzeb Syriusza, na którym nie mógł być. Wiedział, że mama bardzo to przeżyła. Bal się tylko, że mogłaby sobie coś zrobić.
-Twojej mamie potrzebna będzie teraz wielka pomoc.- szeptał dalej wujek, gładząc Nicholasa po miodowych włosach- Musimy wszyscy być teraz dla niej wsparciem. Ona czuje się osamotniona. Jesteś najstarszy, to twój obowiązek.
-Gdyby był tata, byłoby inaczej…- szepnął Nicholas, marszcząc brwi ze złością.
Wujek patrzył na niego przenikliwie.
-Myślisz, że to wszystko by się nie zdarzyło?- spytał w końcu zagadkowym tonem.
-Myślę, że byłoby zupełnie inaczej. Nie tylko z tym, ale nie byłaby osamotniona. Ale taty nie ma…- Nicholas przetarł oczy, zaciśnięte w piąstki- Wyszedł i poszedł sobie. Długo na niego czekałem z nadzieją, że może poszedł i wróci, bo nas kocha. Nigdy nas nie kochał, jeżeli tak po prostu poszedł. Ciekawe, czy w ogóle wie, co się stało!
I już nie mógł pohamować łez. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że Syriusz umarł. To było nie do ogarnięcia. Syriusz, ten najżywszy i najśmieszniejszy z jego rodzeństwa… I to w dodatku jego wina.
-Twój ojciec bardzo was kochał.- rzekł w końcu wujek bardzo cicho i jakby sucho.
-Nieprawda! Odszedł od nas!
-Nie zrobił tego, bo was nie kochał. On musiał odejść.
-Dlaczego wszyscy kłamią?!- zapłakał Nicholas, wpatrując się w wujka zaszklonymi oczyma. Już nie mógł tamować wszechogarniającej rozpaczy- Ty i mama! Kłamaliście, gdy mówiliście, że umarł! Rosemary, Cosmo i Sara tak myślą, ale ja wiem, że kłamaliście! Syriusz miał wczoraj pogrzeb! Gdyby tata umarł, odwiedzalibyśmy jego grób, tak, jak teraz mama będzie siedzieć przy grobie Syriusza!
Wujek obserwował Nicholasa bardzo długo zmęczonym spojrzeniem.
-Kłamstwo! To wszystko kłamstwo!- wylewał dalej Nicholas- Ja wiem! Znalazłem u mamy wycinek z gazety i wiem, że tata jest w więzieniu! Nie umarł!
Wujkowi wydłużyła się twarz. Okazał zaskoczenie.
-No widzisz. Znaczy, że was kochał. Nie poszedł do więzienia przez was.- szepnął w końcu.
-Nie, nie kochał!- zawył Nicholas- Gdyby nas kochał, nigdy nie wyszedłby, by zrobić coś okropnego!
Po chwili już zanurzył się po czubki wilczych uszu w potwornym żalu i rozpaczy. Wszystko nałożyło się na siebie, w jednej chwili całe jego życie stało się okropne, nie do zniesienia. Śmierć Syriusza z jego winy. Kalectwo do śmierci. I wspomnienia ojca…
-Nie mów rodzeństwu, że wasz ojciec jest w więzieniu.- poprosił wujek Remus nagłym, napiętym szeptem- Bardzo bym nie chciał, żeby czuły się źle, czy coś. Chodź no tu…
Przysunął się i przytulił chrześniaka. Nicholas wypłakiwał się w jego koszulę. Nigdy nie czuł takiej pustki, takiej beznadziei. Wiedział, że był to najgorszy dzień jego życia.

Komentarze:


Paulik
Poniedziałek, 18 Lipca, 2011, 00:46

Właściwie miałam nie pisać, ale po przeczytaniu, nie mogłam się już powstrzymać. Syriusz nie żyje... Po prostu nie wierzę. Żeby ten mały rozrabiaka... Ale właściwie, dlaczego? Och... Ostatni raz tak mnie dobił opis śmierci Syriusza w "Zakonie Feniksa". A tak poza przemyśleniami: gratuluję tak lekkiego stylu i umiejętności pisania świetnych notek :). Czytam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, chociaż nie pojawiam się w komentarzach ;). Życzę weny i mam nadzieję, że net przestanie się buntować :]

 


Syrcia
Poniedziałek, 18 Lipca, 2011, 05:37

O borze... Nie no, ja nie wierzę. Syriuszek nie żyje... Biedna Mary Ann. Znów depresja...
No i Nick. To jakiś koszmar, po prostu. Zamierzasz tak wytłuc całą rodzinę?...
Uch, kończę. Mama wstała xD

 


J.
Czwartek, 21 Lipca, 2011, 22:25

Nienawidzę Cię.

 


Aithne
Sobota, 23 Lipca, 2011, 14:01

Już tytuł mnie mocno zaniepokoił, ale myślałam, że może tak tylko straszysz...
Brrrrr. Biedny Nicolas, trauma do końca życia. Zaraz znajdę tą przepowiednię Mortimera i zobaczę, co on mu tam jeszcze nawymyślał... Czy to też jakoś pasuje do tej klątwy.

 


Natalie Junes
Niedziela, 24 Lipca, 2011, 21:41

Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie...

 


Szczurek
Piątek, 05 Sierpnia, 2011, 22:36

O ja . . .
Mary Ann ma bardzo ciężkie życie... Po prostu nie wiem co mam napisać - za smutna ta notka .
A opis tego w tym tartaku jest świetnie napisany. Nie żebym była jakąś sadystką, tylko jest lekko napisany, a mocno się utrwala. :)

 


J
Czwartek, 11 Sierpnia, 2011, 16:45

Kiedy nowa nota???

 


anilorak
Wtorek, 16 Sierpnia, 2011, 20:56

Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis
a pamiętnik super:)

 


Alex
Niedziela, 28 Sierpnia, 2011, 18:30

O matko. Ty chyba oszalałaś , poważnie. Masakra, biedny Syriusz, Nick i reszta . :((

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki