moja najdłuższa notka. Przełamałam, na dole dalszy ciąg.
Mam nadzieję, że zakońćzenie zostawi, wbrew wszystkiemum, pozytywne emocje.
A jeśli chodzi o Cosmo... Czytajcie dalej
Nicholas ocknął się po dość twardym śnie. Rzadko kiedy wysypiał się w tej szkole, ale tego dnia było inaczej i czuł determinację do zaczęcia na nowo. Koledzy z domu rozprawiali w najlepsze o wakacjach, wszyscy opaleni i rozwrzeszczani. Paul zaokrąglił się jeszcze bardziej.
-Priscilla, kocham cię!!!- pruł się przez okno Eddie piskliwym głosem, by dziewczyny z dormitorium Krukonek mogły usłyszeć- Wyjdź za mnie!!! Wyglądasz cudownie w tych nowych włosach!!!
Nicholas niezauważalnie wytrzeszczył oczy, dziwiąc się, jak można być tak bezpośredni. Swą drogą, za sukces uznał, że kojarzy już wszystkie pięć koleżanek z dormitorium dziewczyn. Jedną kojarzył szczególnie… W trakcie wakacji niewiele myślał o Cho, ale teraz, gdy zobaczył ją na uczcie… Co prawda, nie zmieniła się jakoś wybitnie, ale troszkę jednak inaczej wyglądała. Poza nią kojarzył jej wszystkie rozchichotane, przygłupawe koleżanki: kędzierzawą, chudą Mariettę, opaloną i drobną blondynkę o kręconych włosach i imieniu Priscilla, Królową Rozchichotańców, czyli brązowowłosą i żywą Natalie oraz Kendrę, która według wszystkich miała boskie włosy, a według samego Nicholasa, przypominały wełnę izolacyjną, po której ktoś skakał, tyle że były czarne jak smoła. Kendra była szczytem osoby, którą można by określić jako przygłup i Nicholas zastanawiał się, co ona tu robi.
Nicholas zignorował Eddiego, który wrzasnął coś do niego w stylu „chodź i przyłącz się do nas!”, gdy cała trójeczka stała przy oknie i wrzeszczała do dziewczyn. Po części dlatego, że Marcus Belby zdzielił Carmichaela i spytał bez ogródek, czy „zgłupiałeś, wrzeszcząc tak do tego łamagi?!”. Gdyby nie to, może i by się przyłączył wbrew swemu charakterowi do kolegów. Na pewno zyskałby w oczach Cho i może uznałaby go za zabawnego, chociaż takie coś nie leżało w jego naturze.
Westchnął, gdy wszedł do Wielkiej Sali. Cho niezbyt wiele do niego mówiła od czasu nieszczęsnego projektu, za który dostali zero punktów. Owszem, kiwała grzecznie głową na jego widok, ale nie podeszła i nie porozmawiała z nim, jak mu minęły wakacje…
Czując lekkie uczucie zawodu i brak apetytu, przeżuwał wolno owsiane ciastko, których stosy piętrzyły się przed nim. Obserwował bezwiednie stół Slytherinu. Siedział tam, zielony na twarzy jak jego wstążeczki na szacie, Cosmo. Wyglądał na skrajnie podłamanego, obserwując kolegów z domu. Nicholas pokręcił głową do samego siebie. Wciąż do niego nie dotarło, co ten dzieciak robi w Domu Węża. Jak to się w ogóle mogło stać?! Chociaż, po głębszym zastanowieniu… Do Slytherinu, poza wszami i mendami, trafiali ludzie, których można by opisać jako inteligentnych, lecz na swój własny, sprytny sposób. Cosmo taki był. Tylko brakowało mu doprowadzającej do szału wredności. Jeszcze.
Siedział obok niego jakiś blondwłosy chłopiec o bardzo delikatnych rysach i szczupłej buzi. Mówił coś z wyrazem twarzy wszechwiedzącego, a Cosmo lekko unosił jeden kącik górnej wargi i rozszerzał dziurkę od nosa po tej samej stronie, co skutkowało tym, że wyglądał, jakby się czegoś brzydził. Robił to tak, że wszyscy poza platynowowłosym widzieli jego niesmak i niektórzy się dobrze bawili.
Nicholas zerknął na drugą stronę Wielkiej Sali. Siedziała tam jego siostra, rozmawiając z ożywieniem z Ronaldem i tym Harrym, synem jego matki chrzestnej. Ona natomiast wyglądała na zadowoloną.
-Cześć, Nicholas!- usłyszał cieniutki głosik, gdy Cho i jej koleżanki go mijały.
-Czeee…- udało mu się tylko wydobyć z siebie, po czym udał, że kolejne ciastko go zaabsorbowało. Nad ich stosem dostrzegł nieprzyjazną twarz Marcusa. Widać nadszedł, gdy obserwował Rosemary.
-Cześć, Nick!- Eddie opadł na ławę obok niego- Dzięki za zajęcie tacy z owsianymi.
Podczas, gdy chłopcy oskubywali stos, Nicholas zerknął na Cho. Nie patrzyła w jego stronę.
-To masło w oczach…- zaszydził Marcus.
-Masło w oczach?- zdumiał się Nicholas- Widziałeś kiedyś człowieka, który chodziłby z masłem w oczach? To chyba dość skomplikowane…
-A widziałeś kiedyś kogoś NORMALNEGO, kto miałby uszy wilka, zamiast normalnych?- odciął się Belby, gdy Eddie i Paul parsknęli okruchami ze śmiechu.
-Nie, ale na odmóżdżonego przygłupa patrzę teraz.- warknął Nicholas, mając już dość. Miało być tak pięknie! Czemu się do niego doczepili, czego chcą?! Jeszcze Eddiego w miarę lubił, Paula tolerował, ale nie mógł znieść, że Belby wciąż mu dopiekał. Wstał, po czym obojętnym, nierównym krokiem kulawych kończyn udał się w swoją stronę-na eliksiry, najwspanialszy z wspaniałych zajęć.
Nie sądził, żeby Snape zmienił choćby w najmniejszym stopniu stosunek do niego. Bardziej go frapowało, co z Cosmo. Z jego osobą Snape może mieć problem-wychowanek i syn chrzestny, czyli idealny materiał na ulubieńca, ale to podobieństwo do ojca i to, że to jego syn…
Zarechotał mściwie. Biedny Snape, zagwozdka…
Eliksiry mieli w tym roku z Gryfonami. Stało ich tam paru. No, to przynajmniej nie Ślizgoni.
-Co tam u ciebie słychać?- zapytała Cho, znienacka wynurzająca się z ciemnego kąta.
-Hmm, nie dzieje się nic niezwykłego. Nie wiem, co powiedzieć.- wzruszył ramionami Nicholas, odnotowując z żalem pewne znużenie w głosie Cho- Gdzie zgubiłaś koleżanki?
-Poszły po rzeczy.- wzruszyła ramionami.
Zaległa przykra, napięta cisza. Nicholas bardzo żałował, że nie umie być jak Eddie i wrzasnąć teraz „Kocham cię Cho, wyjdź za mnie!!!”, wyczarowując zamaszystym ruchem ręki jakieś zielsko swoją wiązową różdżką i wręczając jej z szelmowskim uśmieszkiem. Oczywiście, nie uważał, że kocha Cho, ale to byłoby na pewno bardzo wzruszające.
-A ty, gdzie byłaś na wakacjach?- zapytał nieśmiało.
-W Chinach u rodziny taty…- wzruszyła ramionami- Zawsze tam jeżdżę. A ty?
-Ja?- Nicholas poczuł gorycz- Nigdzie. Ja nigdy nigdzie nie jeżdżę.
-Czemu?- Cho wyglądała na zainteresowaną.
-Bo… mama i wujek muszą utrzymywać dom i dużo pracują. Do tego straciłem młodszego brata w katastrofie, gdy miałem prawie dziesięć lat (przez to te nogi). Mama odtąd nie chce nas nigdzie puszczać i wysyłać… Wiesz, boi się…- nie wiedział, czemu jej się zwierza.
-Ojejku…- wytrzeszczyła oczy- Straciłeś brata i przez to… ojejku…
-Odcięło mi nogi i zabiło mojego brata… ale nie chcę o tym mówić…
-Rozumiem.- szepnęła- To okrutne… Twoi rodzice chyba…
-Mama.- rzekła twardo Nicholas- Nie mam ojca. Nigdy nie miałem.
Cho patrzyła na niego tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Dostrzegł w jej oczach coś niesamowicie fascynującego. To… współczucie?
-Jak tam, Łamago?- usłyszał z prawej i westchnął. Najwyraźniej Belby i spółka skończyli już się posilać i przyleźli pod salę eliksirów- Uuu… Widzę, że dopadłeś nieszczęsną? Cho, jak to znosisz?
Cho tylko się zarumieniła, ale nic nie powiedziała.
-Czy mógłbyś z łaski swej przestać?- zapytał Nicholas ze złością- Nie rozumiem, o co ci chodzi… Nudzi ci się? A może leczysz swoje kompleksy? To, że jesteś idiotą? Zostaw mnie w spokoju!
-Zostaw mnie w spokoju!- zapiszczał Belby wysoko, naśladując Nicholasa.
-Przestań!- pisnęła niemrawo Cho, czerwieniejąc jeszcze bardziej.
Dwunastolatki pod salą eliksirów zagwizdały. Gryfoni przyglądali im się z zainteresowaniem. Jeden z nich, McLaggen, najwyraźniej świetnie się bawił.
-Jesteś obleśny, stary!- oznajmił rozbawiony Belby- Taki odrażający stwór nie może lubić dziewczyn!
-A kogo, chłopaków? Jak na ciebie patrzę, mogę najwyżej polubić wnętrze kibla.
-Zabawny jesteś, Black.
-A ty jakiś nienormalny!- młody Black miał tak dość, że rozpaczliwie potrzebował znaleźć słaby punkt. Był tylko jeden, o którym powszechnie wiadomo, że boli- Czy twoja matka jest gejem albo jakimś zwierzęciem? Myślę, że pochodzisz z czegoś skrzywionego i sam jesteś niedorozwinięty.
Belby wyciągnął różdżkę, Nicholas sięgnął po swoją.
-Rictusempra!- ryknął Belby, zanim Nicholas zdążył wyciągnąć wiązowy patyk. Skoczył na swoich kulawych nogach w bok w ostatniej chwili, gdy zaklęcie wyrzeźbiło stożek w podłodze lochów. Wpadł z impetem na jakąś kamienną wazę, rozbijając ją i boleśnie raniąc się w żebra. Zabrakło mu tchu, ból go zamroczył, gdy zmieszał się bezwładnie z okruchami po wazie.
-Black!- syknął ktoś- Co ty wyrabiasz!?
Nawet nie miał siły się unieść, bo bolało go potwornie z boku.
-Czemu zaatakowałeś tę wazę? To ważny przedmiot. Tłumacz się.- syknął Snape nad nim.
-Nie ja zaatakowałem wazę, tylko Marcus zaatakował mnie!- wycedził Nicholas, słaniając się z bólu.
-Łżesz! Belby, atakowałeś go?- zapytał Snape.
Marcus pokręcił głową przecząco z niewinną minką.
-Ale to prawda!- krzyknął Nicholas.
-Widzisz, żeby trzymał różdżkę?
-Bo zdążył schować!
-DOŚĆ! Nie dość, że rozwalasz rzeczy swym niezrównoważonym ciałem, to oczerniasz kolegów, a sam wyciągnąłeś różdżkę! Pojedynkowanie się jest nielegalne! Masz szlaban!- wycedził Snape.
Nicholas bardzo chciał, by bok przestał bo tak boleć. I chciał też, żeby Cho coś powiedziała.
-Ale to nie prawda, Belby naprawdę zaatakował pierwszy.- powiedział ktoś.
Niestety, nie była to Cho, lecz Katie Bell.
Snape popatrzył na nią ponuro i uniósł brwi.
-Black i tak się prosi o szlaban, od zawsze. MA TO WE KRWI, prawda, chłopcze? Black, zbieraj się. Nikt nad tobą nie będzie załamywał rąk.
Pomimo rozrywającego bólu Nicholas wstał i wszedł za innymi do sali, której nienawidził.
Cosmo obudził potworny ziąb. Okręcił się mocniej kocem, ale wciąż trząsł się z zimna. Przeklęte lochy!… A w domku mama pewnie paliła w kominku.
Brak okien w dormitorium go przygnębiał. Owszem, był „okna”: malutkie, wąziutkie, gotyckie, zakryte w zupełności mętną, zieloną szybką, gdzieś tam przy stropie. Cosmo nawet nie wiedział, co za nimi jest. Jego całe nowe lokum, włącznie z Pokojem Wspólnym bazowało na oświetleniu sztucznym.
Ściany sypialni były jak całe lochy, z ciemnoszarego kamienia, często okrywały je zielone gobeliny, głównie z wyobrażeniami węża, którego łuski lśniły srebrem.
Meble były bardzo ciężkie i wręcz olbrzymie, z jakiegoś bardzo ciemnego drewna. Łóżka miały baldachimy, narzuty i zasłony z ciemnozielonej, wyszywanej tkaniny, a do każdego dodano trzy drewniane schodki, tak wysokie były. Podobało mu się to jednak. Dorastał w otoczeniu tanich mebelków z domu handlowego w Basildon, gdzie nigdy nie dostałby takiego łoża ze schodkami. Może gdzieś tam, w jakimś wiktoriańskim domu, kosztującym fortunę. I atmosferka też nie była najgorsza, chociaż otaczały go przedziwne, przerażające indywidua. Na pewno nie miał do czynienia z ludźmi ich pokroju do tej pory, ale, o dziwo, nie został jakoś wykluczony. Był jednym z nich.
W dormitorium chłopców mieszkało ich siedmiu. I wszyscy chłopcy przekonani byli niezmiernie o swej wyższości. Cosmo aż się dziwił, z kim przyszło mu mieszkać przez siedem lat. Nie rozumiał, skąd się bierze taka chęć rozwarstwienia i pokazania wyższości.
-To dlatego, że jesteśmy lepsi i już. Mamy lepszą krew. To jak jakość jedzenia, co nie?- wytłumaczył mu cierpliwie Draco Malfoy, gdy pierwszego dnia szli do sali historii magii.
-Nie, nie ogarniam tego.- naburmuszył się Cosmo- Jak można się z tym obnosić?
-No, można! I trzeba. To duma z tego, że takim się urodziłeś.
-Ojej, jaki jestem dumny!- parsknął Cosmo, odgarniając czarną grzywkę włosów- Dokonałem czegoś niewiarygodnego: urodziłem się! Szaaacuuun!
-Słuchaj, jak ty się znalazłeś w Slytherinie?- pokręcił głową Draco- Ale jeszcze cię sprostuję!
Draco Malfoy fascynował Cosmo. Od razu zobaczył, że jest inny i nie chodzi o odrębność od jego kolegów, bo wśród nich raczej się nie wyróżniał. Draco był inny w porównaniu do chłopców, z którymi Cosmo do tej pory się stykał. Całe życie, w zasadzie. Zwykli Mugole, narwani, brudnawi Weasleyowie, bracia, którzy byli jacy byli, od zawsze. A Draco był inny. Pasował mu do tych wnętrz lochów. Miał drobną, szczupłą budowę arystokratycznego paniczyka, platynowe wręcz włosy i płynne, delikatne ruchy. Nie było w nim nic z brudnego Weasleya. On był… zamkowy. I do tego wiedział wszystko o świecie, do którego należał i Cosmo, ale został odcięty. Nawet się dowiedział od swojego nowego kolegi, że są kuzynami, bo ich dziadkowie byli rodzeństwem. No, chociaż wciąż chodził lekko wstrząśnięty decyzją Tiary, przynajmniej miał już towarzystwo, nie jak Nicholas. A chodzenie z nowo poznanym kuzynem po szkole, którą już kochał, należało do przyjemnych. Nawet, jeżeli głównym tematem było jeżdżenie po „świętym Potterze”.
Cosmo zwlókł się z łoża zgrabnie i zerknął z frustracją na okno, zakryte zielonkawą szybką.
-Oczywiście, pogoda jest dość niejasna, proszę państwa…- burknął.
Draco popatrzył na niego swoim specyficznym wzrokiem znad kołdry, marszcząc brwi usilnie.
-Nie wiem, kurczę blade, jaka dziś pogoda! Czy zakładać podkoszulek…- objaśnił czarnowłosy.
-Też problem!- prychnął delikatnie Draco.
-Fakt, mogłem mieć twój i czekać, jak pierwszego dnia ty, aż skrzat domowy złoży u wezgłowia całe moje odzienie!
-Nie śmiej się ze mnie.- naburmuszył się jego kuzyn- Matka nie ostrzegła mnie, że tu nikt mi nie pomoże w ubieraniu i porannej toalecie… Powinni pozwalać przywozić skrzaty domowe! Ale dzisiaj załóż podkoszulek, idziemy na błonia, bo, nareszcie, jest czwartek!
-Lekcja latania!- sapnął z uciechą Cosmo i wskoczył na łóżko, by dać upust radości.
-E! Ciszej!- stęknął z głębi Gregory Goyle swym tępawym głosem.
Cosmo nie przejął się ospałym kolegą i z ukontentowaniem wyrżnął czubkiem głowy w ciemnozielony baldachim, aż ten się wybrzuszył. Trochę go zamroczyło i przysiadł ze zdumieniem na posłaniu. Nogi dyndały z olbrzymiego posłania, lodowate od temperatury.
Gdy już chłopcy się ogarnęli, ruszyli zaspanym korowodem do Wielkiej Sali. Panował tu wielki tłum. Cosmo nie bez pewnego ubolewania zerknął na stół Gryfonów. To okrutne… Jego siostra wcinała coś towarzystwie Pottera i Rona, rzucając nieprzyjazne spojrzenia nawijającej cały czas coś tej przemądrzałej Granger, z której niemiłosiernie nabijał się Draco i jego wszystkie koleżanki Ślizgonki.
Wszystko bardzo fajnie i pięknie, ale jakże cudownie by było, gdyby mógł siedzieć tam z Rosie… Prawdę mówiąc, nie miał szansy rozmawiać z nią od jakichś dwóch tygodni i poczuł, że ich bliźniacza więź jest bardzo cenna i kochana. Tęsknił, ale czuł pewien rodzaj nieprzyjemnej zazdrości i zdenerwowania, że to właśnie JĄ Tiara Przydziału umieściła w JEGO wymarzonym domu.
On, Draco, Vincent Crabbe i Gregory Goyle ruszyli wolno wzdłuż stołów.
-… to znaczy, że o czymś się zapomniało.- mówił Longbottom w momencie, gdy Draco, przechodząc obok, niespodziewanie wyrwał mu jakąś szklaną, czerwoną kulkę. Cosmo zdrętwiał, łapiąc napięty wzrok siostry, podczas gdy Ron i Harry Potter zerwali się, by rzucić na Dracona.
-Co tu się dzieje?- profesor McGonagall wkroczyła właśnie do akcji.
-Malfoy zabrał mi przypominajkę, pani profesor.- pisnął Longbottom.
-Chciałem tylko zobaczyć.- Draco zmrużył szare oczy, po czym odszedł.
-Chodźcie, chłopaki.- rzucił Cosmo do Vincenta i Gregory’ego, po czym, pospieszył za Draconem.
-Rozmaślony skarżypyta.- prychnął cicho Draco- Ciekawe, po co temu fajtłapie przypominajka? I tak nie ma mózgu, nic mu już nie pomoże… Profesorze!
-Witaj, Draco!- to Snape, który właśnie wychodził z Wielkiej Sali. Zerknął po całej czwórce. W tym ułamku sekundy, kiedy obserwował Cosmo, ten poczuł niemiły skurcz gdzieś z tyłu głowy. Podobno Snape nie znosił jego ojca… Cosmo dużo już się nasłuchał, że wygląda prawie kropka w kropkę jak tata. Czy to było powodem, dla którego Snape ignorował prawie całkowicie jego osobę? Nie dokuczał mu, bo był Ślizgonem i jego chrześniakiem, ale wylewny i rozmowny też nie był…
Usiedli przy stole, gdzie Cosmo bez entuzjazmu zaczął męczyć owsiankę. Jedzenie było wyborne, ale wciąż czuł gorzki posmak żółci, od dwóch tygodni. Nie mógł zdzierżyć, że jest w Slytherinie. Przecież to było oczywiste, że pójdzie do Gryffindoru! Zawsze wydawało mu się, że tam pasowałby najlepiej… Ciekawe, czemu poszedł do Slytherinu…
-Draco, czy ktoś z mojej rodziny był w Slytherinie?- zaczepił kuzyna, gdy szli na zaklęcia.
-Jeszcze pytasz!- prychnął Draco- Ty nic nie wiesz? Blackowie, wszyscy, byli w Slytherinie! No, jak się zdarzył jakiś wyjątek, to go pewnie wydziedziczyli, ale nie wiem…
-Wszyscy, bez wyjątku?- jęknął prawie Cosmo.
-Bez wyjątku.
Cosmo gryzł się tym przez wszystkie lekcje, do wyjścia na błonia. Albo ojciec był czarną owcą w rodzinie, albo mama i wujek kłamali, że był w Gryffindorze… Swoją drogą, to z jakiej rodziny on pochodził! Wszyscy parę pokoleń wstecz w Slytherinie… Szkoda, że nic nie wiedział wcześniej!
Na błoniach było słonecznie, ale trochę zimno, bo wiał wietrzyk. Ślizgoni w liczbie dziesięciu i Gryfoni, których było dziewięciu i właśnie nadeszli, stanęli grzecznie w dwóch wrogich obozach, elektryzując się spojrzeniami. Cosmo nie robił tego, rzecz jasna. Obserwował Gryfonów, swoich niedoszłych ziomków i za wszelką cenę starał się pokazać wzrokiem, że nie ma złych zamiarów.
-Na co czekacie? Niech każdy stanie przy miotle! No dalej, nie ociągać się!
Była to pani Hooch, która właśnie nadeszła. Stanęli obok kilkunastu mioteł, leżących równo na soczyście zielonej trawce.
-Nareszcie coś normalnego w tej budzie!- usłyszał obok siebie syknięcie Dracona- Zapisuję się do drużyny, a ty? Najszybciej jak się da. I powiem staremu, że chcę Nimbusa 2000.
-W życiu ci nie pozwolą.- odszepnął Cosmo, stając obok jakiejś starej, nędznej miotły- Nie wolno.
-Mnie zawsze wolno, drogi kuzynie.- syknął Draco, mrużąc oczy.
-Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą!- usłyszał gdzieś panią Hooch- I powiedzieć „Do mnie!”.
-Do mnie!- rozkazał Cosmo nonszalancko i miotła natychmiast usłuchała. Dziwne, pomyślał, jak grałem z Weasleyami w quiddicha, wystarczyło ją po prostu podnieść z piachu. Miotła Draco również podskoczyła do niego posłusznie. Dwaj chłopcy wymienili uśmieszki samozadowolenia.
-Patrz na Longbottoma!…- prychnął cicho Draco.
Rzeczywiście, mały grubas nie radził sobie za dobrze. Zresztą, nie tylko on. Cosmo uniósł brwi.
-Czemu tak mało usłuchało?- zdziwił się na głos, ale pani Hooch podeszła właśnie do nich, więc Draco nie mógł odpowiedzieć. Bezceremonialnie przesunęła rękę Cosmo na chłodnej, wysłużonej rączce, mrucząc „To wyżej… Teraz prawidłowo”, a potem trochę poprzekomarzała się z Draconem, który, wyraźnie naburmuszony, nie do końca chyba akceptował to, że go skrytykowała. W każdym razie, gdy odeszła, Draco mruczał coś w stylu:
-Chyba mierny z niej nauczyciel, jeżeli mówi takie bzdury… Wiem, że dobrze trzymam…
-Może powinieneś jej posłuchać, w końcu to mistrzyni…- zasugerował niepewnie Cosmo, zdziwiony, jak można być takim aroganckim i pewnym swego za wszelką cenę.
-Coś ty, latam od tak dawna, że nie pamiętam!- prychnął Draco- Matka zawsze powtarzała, że powinni odkryć we mnie talent… A ta Hooch nie umie się poznać, najwyraźniej… Patrz na fajtłapę!
Bo oto Longbottom wystrzelił niespodzianie do góry po prostej, a twarz miał tak bladą, że nawet Draco wydał się młodemu Blackowi przy nim stałym bywalcem południowych plaż. Potem zleciał z paru dziesięciu stóp i łupnął głucho o ziemię. Wszyscy obserwowali, przerażeni, jak pani Hooch podbiega do Longbottoma i kuca przy nim. Niektórzy ludzie oglądali swoje miotły z obawą.
Cosmo starał się nie uśmiechać nieco głupawo na widok miny grubaska i tego, co syczał Draco.
-Zabieram tego chłopca do skrzydła szpitalnego.- oznajmiła oschle nauczycielka, gdy wstała- Niech nikt nie waży się ruszyć z miejsca, zanim nie wrócę! Wystarczy, że któreś z was dotknie miotły, a wyleci z Hogwartu, zanim zdąży wypowiedzieć „quiddich”. No, chodź, kochaneczku.
Odeszli oboje. Cała gromada Ślizgonów i Gryfonów stała bezradnie na trawniku, obserwując dwie oddalające się osoby. Draco obok Cosmo nagle ryknął głośnym śmiechem:
-Widzieliście jego twarz? Jak kawał białej plasteliny!
Reszta Ślizgonów zawtórowała Draco, Cosmo uśmiechnął się nonszalancko. Żart może nie był najwyższych lotów, ale niezbyt niezgodny z prawdą. Gryfoni patrzyli na nich z odrazą.
-Zamknij się, Malfoy.- rzekła jedna z Gryfonek.
-Co, bronisz Longbottoma?- zapytała drwiącym tonem Pansy- Nigdy bym nie pomyślała, Parvati, że lubisz takie małe, tłuste, rozmazane maluchy.
-Zobaczcie!- Draco podbiegł i podniósł szklaną kulkę, którą najwyraźniej zgubił Longbottom- To ta głupia zabawka, którą mu przysłała babcia.
-Daj popatrzeć!- Cosmo, bardzo zaintrygowany, wyciągnął rękę, by obejrzeć przedmiot.
-Oddaj to, Malfoy.
Ręka z przypominajką, która wędrowała do wyciągniętej ręki Cosmo, znieruchomiała. Harry Potter przyglądał się z lodowatym wzrokiem Draco. Zaległa cisza. Cosmo uniósł brwi.
-Chyba ją tutaj gdzieś zostawię, żeby Longbottom mógł ją znaleźć… Na przykład… na drzewie.
-Oddaj ją!
-Draco, co ty…- zaczął Cosmo ze zdziwieniem, bo jego kolega wskoczył na miotłę i odleciał do góry. Jak można być takim ryzykantem, pomyślał Cosmo, zszokowany. Chociaż, z drugiej strony, nikt by Dracona nie wywalił. W końcu, sądząc po opowiadaniach, jego ojciec mógł wszystko.
-No, Potter, weź ją sobie!- usłyszeli jego piskliwy głosik.
-Nie!- wcięła się Granger, gdy Potter zaczął wybierać się na górę- Pani Hooch mówiła, żebyśmy się nie ruszali z miejsca… Wszyscy będziemy mieli przez ciebie kłopoty!
Ale ten wystrzelił jak korek w powietrze. Draco mina zrzedła.
-A niech mnie!…- skomentował zszokowany Ron, wszyscy wydawali odgłosy podziwu. Cosmo obserwował z napięciem rozgrywaną akcję, czując entuzjazm i napięcie.
Nagle Potter zaatakował Dracona, wystrzelając do przodu. Draco zrobił wiraż, Potter zawrócił.
-Kurczę!- krzyknął Ron- Skąd on tak umie?! Mówił ci kiedykolwiek?
-Nic, cały czas powtarzał, że nigdy nie dosiadał miotły!- odkrzyknęła Rosemary, klaszcząc radośnie.
-Nie ma tu twoich goryli, Malfoy, nikt cię nie obroni! Zaraz skręcisz kark!- krzyknął Potter.
Cosmo właśnie zaczął się zastanawiać, czy on też zalicza się do goryli Dracona, gdy ten wrzasnął:
-Więc złap ją, jeśli potrafisz!- i cisnął przypominajkę gdzieś w przestrzeń.
Cosmo od razu skojarzył się quiddich i szukanie znicza. Ale łapanie takich drobnych przedmiotów wymaga dużego ćwiczenia… Prawda?
Po pięciu sekundach zamknął wreszcie buzię, którą uchylił, gdy Potter bez najmniejszego problemu złapał kulkę w powietrzu. Ron głośno zagwizdał, gdy ten gładko wylądował na trawie.
-HARRY POTTER!
Wszyscy, jak na komendę się odwrócili. Stało tam najgorsze, co mogło być: McGonagall. Była biała.
-Jeszcze nigdy… póki jestem w Hogwarcie…- Cosmo pierwszy raz ją taką widział i zerknął na stojącego pewnie na ziemi Dracona- Jak śmiałeś… mogłeś sobie skręcić kark…
Gryfoni rzucili się do tłumaczenia, ale nauczycielka nie chciała o niczym słyszeć. Wróciła do zamku, za nią powlókł się Potter. Reszta też ruszyła z powrotem, bo dobiegł do nich dźwięk dzwonka. Ron rzucał im przez ramię wściekłe spojrzenia, Rosemary mu wtórowała.
-Hehe, i koniec sławnego Pottera i jego kultu!- zaszydził Draco, bardzo z siebie zadowolony.
-Swoją drogą to nieźle lata…- wtrącił bez entuzjazmu Cosmo.
-Nieźle lata?! Może ty też wstąpisz do jego fanklubu?!
-Wybacz, to taka luźna uwaga była…
-Chłopaki, zgłodniałem!- wydukał grubym głosem Gregory.
-Przecież idziemy na lunch!- zauważył Cosmo- Gregory, orientuj się!
W Wielkiej Sali, jak zwykle, panował miły rozgardiasz. Draco był bardzo z siebie zadowolony.
-Udało mi się usunąć Pottera, a nie minęły nawet dwa tygodnie!- parsknął, nakładając sobie kopiastą porcję potrawki z podrobów jagnięcych- Chcesz troszkę?
-Nie…- Cosmo zmarkotniał- Chciałem sobie polatać… Do kitu, wszystko przez ciebie i Pottera!
-Cosmo, nie psuj mojego tryumfu!- zganił go Draco- Zresztą, Longbottoma obwiniaj, to on rozwalił nam całą lekcję latania! Jego też można by usunąć! Napuśćmy na niego smoka, zasika się na śmierć!
Gregory i Vincent uznali to za świetny żarcik.
-Ja bym wyciepał wszystkie czerwono-złote mendy!- burknął Vincent, ordynarnie wysuwając szczękę.
-Ale mojej siostry proszę nie tykać!- ostrzegł Cosmo z nonszalanckim uśmiechem.
Draco tylko z lojalności powstrzymał się od komentarza, po czym syknął z zadowoleniem:
-Patrzcie, wraca nasza upadła gwiazda… Ciekawe jak to jest, jeść posiłek w tej budzie ze świadomością, że zaraz na zawsze ją się opuści… Mam ochotę go spytać, a wy?
Vincent i Gregory zarechotali głupkowato. Cosmo zrobił skwaszoną minę. Miał troszkę dość, że cała uwaga jego i nowych kolegów musi się skupiać na uprzykrzaniu Gryfonom życia.
Wstali i cała czwórka bardzo pewnych siebie Ślizgonów podeszła do trójki Gryfonów. Draco zaczął:
-Co, zjadłeś już swój ostatni obiadek, Potter? O której masz pociąg powrotny do świata Mugoli?
-Widzę, że teraz, na ziemi i w towarzystwie swoich małych koleżków, wróciła ci odwaga.
Słowa Pottera musiały wjechać Draconowi na ambicję, bowiem popatrzył nań lodowatym spojrzeniem szarych oczu. Vincent i Gregory zaciskali pięści. Natomiast Cosmo przyglądał się siostrze. Patrzyła na niego trochę jak na zdrajcę i głupio mu się zrobiło, do tego poczuł złość.
-Mogę w każdej chwili sam się z tobą zmierzyć.- szepnął Draco z wściekłością- Dziś w nocy, jeśli chcesz. Pojedynek czarodziejów. Tylko różdżki, bez kontaktu. Co jest? Nigdy nie słyszałeś o pojedynku czarodziejów?
-Pewnie, że słyszał.- zawołał Ron- Ja jestem jego sekundantem, a kto jest twoim?
-Cosmo.- oświadczył Draco bez zastanowienia.
Cosmo napowietrzył się, zdezorientowany, po czym podrapał po czole, zakrywanym przez czarne kosmyki z zakłopotaniem. Ech, miał być sekundantem Dracona w walce przeciw dwóm Gryfonom, z którego żaden mu nie podpadł, oboje mieli być jego ziomkami, jednego i drugiego znał od urodzenia.
-O północy, pasuje wam? Spotkamy się w Izbie Pamięci, zawsze jest otwarta.
Po czym Draco skinął na Cosmo, a ten, razem z resztą chłopaków, poszedł za nim.
-No nie wiem, Draco… To już była przesada!- syknął- Ja mam być sekundantem, jak nawet mojej bezowej różdżki trzymać nie umiem? Do tego wałęsanie się po szkole w nocy… I co ty mu zrobisz, jak jedyne, co ćwiczyliśmy, to jakieś głupie zaklęcie zamieniające zapałkę w igłę!
-Ech, drogi kuzynie, jesteś zbyt uczciwy.- oznajmił Draco z wyższością- Naprawdę sądziłeś, że mam zamiar ryzykować jak idiota i bić się z Potterem?
-To co zrobisz?- zapytał go, gdy schodzili w czwórkę schodami do zimnych lochów.
-Dam wskazówkę odpowiednim ludziom, by wyruszyli o północy do Izby…
-A jak Potter tam nie pójdzie?
-Pójdzie. Jest na to zbyt dumny. Swoją drogą, to ciekawe, czemu go nie wywalili… Nie podoba mi się to… Wężowy Pocałunek!
Ściana się otworzyła, ukazując ich Pokój Wspólny. Cosmo zawahał się. Może powinien ostrzec Rosemary, albo, z lojalności do Draco, chociaż dać przypadkową aluzję, żeby nie szli tam?
-Idziesz, Cosmo?- spytał Draco, stojąc już na bogatym dywanie w Pokoju. Cosmo wszedł.
Rosemary cichcem, ubrana jedynie w bardzo luźną, zwykłą, białą koszulkę, która pełniła rolę koszuli nocnej, zeszła na dół do salonu na paluszkach. Był oświetlony słabym blaskiem dogasającego kominka, a Harry i Ron powinni już tam czekać…
-Ech, co za pech…- szepnęła do siebie, widząc trzecią sylwetkę, należącą z pewnością do tej przemądrzałej, okropnej Granger. Jej wszystkowiedzący głos oznajmił:
-Już chciałam powiedzieć twojemu bratu, Percy’emu, jest prefektem i na pewno by was powstrzymał.
Rosemary stanęła w polu widzenia, patrząc na Hermionę Granger z odrazą.
-Musisz wszystko psuć?- warknęła młoda panna Black.
-To wy wszystko popsujecie!- rzekła z wyrzutem Hermiona- Stracimy przez was masę punktów!
-Idziemy!- oznajmił Ron i cała trójka ruszyła do dziury w portrecie, by wyjść na cichy korytarz. Rosemary czuła dreszczyk emocji, którego nie znała. Wymieniła z Harrym napięte spojrzenia.
-Myślicie tylko o sobie, może byście pomyśleli o Gryffindorze… nie chcę, żeby Slytherin zdobył Puchar Domów, a przez was stracimy wszystkie punkty, które zdobyłam u McGonagall za zaklęcia świetlne…- nadawała im do ucha Granger. Rosemary miała ochotę ją trzepnąć na odlew.
-Zjeżdżaj.- warknęła ze znużeniem, próbując skupić wzrok w ciemności.
-Dobra, ale pamiętajcie, że was ostrzegłam, po prostu przypomnijcie sobie o tym, jak będziecie jutro siedzieć w pociągu…- syczała dalej- Naprawdę, jesteście tacy… No i co mam teraz zrobić?
Patrzyła na pusty obraz, bo Gruba Dama sobie gdzieś poszła. Rosemary ogarnął niepokój.
-To już twój problem. My musimy iść, bo się spóźnimy.- oznajmił Ron.
-Chodźcie, chłopaki.- syknęła Rosemary i popchnęła czarnowłosego kolegę do przodu.
-Idę z wami.- pisnęła Granger.
-Nie idziesz!- nacisnął ze złością Ron.
-A co, myślicie, że będę tak stała i czekała na Filcha? Jak nas wszystkich złapie, to powiem prawdę, że próbowałam was zatrzymać, a wy to możecie potwierdzić.
-No nie, jesteś naprawdę bezczelna…- powiedział Ron niedowierzającym głosem. Rosemary prychnęła, ale Harry syknął czujnie:
-Zamknijcie się, oboje! Coś słyszałem.
Serce Rosemary zamarło, gdy usłyszała sapanie. Było potworne i najgorsze, że nie widziała, co to.
-Pani Norris?- zaryzykował Ron, ale to nie była pani Norris, tylko Neville, skulony pod ścianą.
-Jak to dobrze, że mnie znaleźliście!- jęknął w najlepsze donośnym głosem- Siedzę tu już od kilku godzin, zapomniałem nowego hasła i nie mogę wrócić do łóżka.
-Neville, mów ciszej, dobra?- poprosiła Rosemary- Hasło brzmi „Świński ryj”, ale i tak by ci nie pomogło, bo Gruba Dama dokądś sobie poszła.
-Jak tam twoja ręka?- spytał Harry.
-W porządku. Pani Pomfrey nastawiła mi ją w ciągu minuty.
-Dobra… ale słuchaj, Neville, musimy coś załatwić, zobaczymy się później…
-Nie zostawiajcie mnie!- pisnął- Nie zostanę tu sam… Krwawy Baron przechodził już dwa razy.
Harry, Ron i Rosemary wymienili wściekłe, bolejące spojrzenia. Rosemary czuła, że to bez sensu, bo ani Neville, ani tym bardziej Hermiona Granger, nie byli najlepszym towarzystwem na taką eskapadę.
Przekomarzając się, ruszyli całą przestraszoną piątką przed siebie, opustoszałymi korytarzami. Ciekawe, jak Cosmo sprawi się w roli sekundanta… Swoją drogą wciąż nie mogła uwierzyć, że jej brat wpadł w towarzystwo takiego marginesu. Czuła się zdezorientowana decyzją Tiary.
W Izbie Pamięci nie było jeszcze nikogo. Przycupnęli zatem gdzieś pod ścianą, z napięciem obserwując wejścia, ale Malfoy i Cosmo nie nadchodzili. Wreszcie coś usłyszeli.
-Rozejrzyj się, moja kochana, mogą siedzieć gdzieś w ciemnym kącie.
Rosemary zdrętwiała. To był Filch! I wiedział, że tu są. Malfoy ich wsypał! Harry kiwnął na resztę i na palcach wymsknęli się w kierunku drzwi. Rosemary nie mogła oddychać z napięcia.
-Muszą tu gdzieś być! Pewno się ukrywają.- rozległo się za nimi skrzeczenie.
-Tędy!- szepnął Harry i ruszyli bardzo długą galerią ze zbrojami. Serce młodej panny Black kołatało gdzieś w gardle, ściskając je. Nie zdążą przejść całej galerii, Filch ich w końcu zobaczy…
Nagle poczuła nerwowy ruch z tyłu, a potem potworny, aż żałosny łoskot. To Neville i Harry, którzy wpadli na zbroję, bo mały Neville nie wyrobił psychicznie. Rosemary i Ron popatrzyli po sobie.
-BIEGIEM!- ryknął bez ogródek Harry i wszyscy się rzucili przed siebie w panice. Młody Potter prowadził ich tam, gdzie pewnie sam nie wiedział, ale wszyscy hardo pędzili za nim, byle dalej.
W końcu znaleźli się w miejscu im już znanym, przy pracowni zaklęć. Odetchnęli troszkę.
-Chyba go zgubiliśmy…- wysapał Harry.
-Mówiłam… mówiłam… mówiłam…- powtarzała Granger cierpiętniczym tonem.
-Musimy jakoś wrócić do naszej wieży.- zakomenderował Ron- A im szybciej, tym lepiej.
-Malfoy zrobił z ciebie balona. Chyba to do ciebie dotarło, co? W ogóle nie miał zamiaru pojedynkować się z tobą… Filch wiedział, że coś ma być w Izbie Pamięci… To Malfoy musiał dać mu cynk.
-To chyba jasne, nie?- prychnęła Rosemary- Każdy się zorientował, nie trzeba być geniuszem!
Granger popatrzyła na nią spode łba, wciąż dysząc ciężko.
Ruszyli więc ostrożnie w stronę Wieży Gryffindoru…
Rozległ się szczęk klamki i Rosemary jęknęła, bowiem Irytek wyleciał z sali i bardzo się ucieszył.
-Zamknij się, Irytku… naprawdę…- poprosiła Rosemary- Przez ciebie wylecimy ze szkoły.
-Spacerujemy sobie po nocy, co? Tiu-tiu-tiu, maluchy, nie wolno, nie… Niegrzeczne maluszki, złapią was za uszki.
-Tylko wtedy, jak nas wydasz. Irytku, prosimy…
-Powinienem powiedzieć Filchowi. Sami wiecie, że to dla waszego dobra.
-Zjeżdżaj!- warknął nagle Ron z prawej.
-UCZNIOWIE NIE ŚPIĄ!- zaryczał nagle Irytek bez emocji i żadnego ostrzeżenia- UCZNIOWIE NIE ŚPIĄ I SĄ NA KORYTARZU PRZY PRACOWNI ZAKLĘĆ!
Mieli jednomyślną reakcję, po prostu podbiegli całą gromadą do drzwi na końcu, lecz były zamknięte.
-To już koniec! Jesteśmy ugotowani! To koniec!- rozpaczał Ron.
-Och, odejdźcie, szybko!- krzyknęła Hermiona i wyrwała Harry’emu różdżkę- Alohomora!
Rosemary niechętnie przyznała, że dziękuje losowi za obecność tej dziewczynki, gdy wpadli bezceremonialnie do środka. Harry, Ron i Hermiona przyłożyli uszy do słuchania, a Neville oparł się o ścianę, przeżywając katusze psychiczne. Natomiast Rosemary zamarła.
Przed nimi, w korytarzu, leżał olbrzymi, trójgłowy pies. Właśnie się podniósł, bo drzemał w najlepsze. Szok nie pozwolił Rosemary nawet pisnąć słówka. Tylko stała i patrzyła.
-On myśli, że drzwi są zamknięte.- usłyszała, jak przez mgłę Harry’ego- Chyba nam się uda… odczep się, Neville! No CO?
Zaległa cisza za Rosemary i zrozumiała, że do każdego z nich dotarło. Pies zaczął głucho warczeć.
Wypadli w bezładzie na korytarz, a spotkanie oko w oko z Filchem wydało się im pewnie przyjemne. Pędzili przed siebie, nie dbając o nic, bo to, co zobaczyli, przeraziło ich na amen.
-A gdzie wy, na miłość boską, byliście?- zaskrzeczała Gruba Dama.
-Nieważne… świński ryj, świński ryj…- sapał Harry.
Rosemary z ulgą przywitała wnętrze salonu, bo od katastrofy tej nocy dzieliło ją niewiele.
-Co oni sobie myślą, trzymając coś takiego w szkole? W ciasnym korytarzu? Ten pies potrzebuje jakiegoś wybiegu.- przeżywał Ron, gdy trochę ochłonęli i się uspokoili.
-Nie macie oczu? Nie widzieliście, na czym on stał?- warknęła Hermiona Granger.
-Może na podłodze?- zadrwił Harry- Nie patrzyłem mu na łapy, byłem zajęty jego głowami.
-Nie, nie na podłodze. Stał na jakiejś klapie. Najwyraźniej czegoś pilnuje.
Rosemary i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Czegoś pilnuje?
Kochana mamo!
W Hogwarcie nie zmieniło się wiele. Moi koledzy są opaleni i rozwrzeszczani po wakacjach jeszcze bardziej. Ich stosunek do mnie nie zmienił się również, z jednym z nich, tym idiotą Belbym, się pobiłem ostatnio… mam szlaban, tak Cię chciałem uprzedzić…
Jest ładna, słoneczna pogoda. Spędzam dużo czasu na błoniach, obserwując Hagrida i rozmawiając z nim, gdy ścina krzewy przy cieplarniach. Dowiaduję się kupy interesujących rzeczy z jego życia i pracy ze zwierzętami. Zaczyna mi się tu podobać, a Hagrid wcale nie wyśmiał mojego marzenia o stworzeniu roweru, który by latał! Już drugi, po panu Weasleyu. Tylko Wy się śmiejecie… A Hagrid pokazał mi coś niesamowitego: motocykl, który lata! Trzyma go pod kocem w swoim składziku przy chatce. Ma coś takiego! Nie chciał tylko gadać, skąd… Czyli… mogę dostać rower? Byle składak, BŁAGAM NA KOLANACH!!!
Cosmo coś się przytrafiło zdumiewającego! Ale nie napiszę Ci co-on sam pewnie to zrobi.
Nicholas.
P.S.: Mamy nowego nauczyciela od obrony i bardzo jedzie od niego czosnkiem!
Uśmiechnęłam się z rozrzewnieniem. Latający motocykl… Czy to był ten motocykl mojego męża? Chyba ten sam-tej okropnej nocy poleciał na miejsce motocyklem i Hagrid zabrał na nim Harry’ego w bezpieczne miejsce. Nie chciał powiedzieć, skąd go ma… No tak, gdyby Nicholas dowiedział się, że to motocykl jego znienawidzonego ojca…
Otworzyłam drugi z trzech listów. Ten był od Cosmo.
Droga mamo!
Nie uwierzysz, to okropne! Dostałem się do Slytherinu!!! I co teraz?
Jestem przerażony. To z jednej strony dobrze, nikt mnie nie przerobi na budyniową masę na korytarzu, bo najgorszy element szkolny to moje ziomki. Ale to potworne! Jest tak zimno, a to dopiero wrzesień! I ciemno i w ogóle. Mam dość tego gadania o czystości krwi. Jak to się w ogóle mogło stać, nie ogarniam tego! No, ale Snape’a mam z głowy. Gapi się na mnie dziwnie… Jeszcze nie zdążyłem z nim porozmawiać jako z moim ojcem chrzestnym i opiekunem domu poza tą krótką chwilą rok temu na Pokątnej. I chyba nie chcę, nie.
Ludzie mnie śmieszą, są tacy męczący z tymi nudnawymi manierami! Zakumplowałem się z jednym z takich egzemplarzy-Draco Malfoyem. On twierdzi, że jesteśmy kuzynami. Zabawne, nie wiedziałem że w naszej rodzinie są takie osoby. W ogóle to mało wiem na swój temat i to wyłącznie Wasza wina! Poza tym kumpluję się z jego sługami, Vincentem Crabbem i Gregorym Goylem. To głupki, jakich mało, ale Draco bez nich wygląda dość… mizernie i bezbronnie. To prawdziwy arystokrata!
Draco jest w porządku, lubię go, choć wkurza mnie jak wszyscy diabli. Ciągle nabija się z Gryfonów z naszej klasy, szczególnie z Rona, tego Pottera, takiej kujonki od Mugoli i fajtłapy Longbottoma. Mojej siostry jeszcze nie tknął i dobrze!… A jak się zdenerwował, gdy Potter przez niego (oczywiście, niespecjalnie) został najmłodszym szukającym stulecia!
Będę na bieżąco Ci o wszystkim donosił. Jestem zdruzgotany, ale tu jest czadzik!!!
Cosmo Remus Black (hi hi!…)
Parsknęłam, ale natychmiast spoważniałam. Slytherin?! Geny Blacków się odzywają. Byłam w szoku. Myślałam, że Ravenclaw, Gryffindor… ale, Boże, nie Slytherin! I tak tym nasiąkł, że już podpisać się jak człowiek nie umie… Fakt, Cosmo praktycznie nic nie wiedział, z jakiej rodziny przyszło mu przyjść na ten świat. Coś innego mnie jednak zmartwiło: zaprzyjaźnił się z dzieckiem Malfoya, jak mniemam. I do tego Crabbe’a i Goyle’a. Tego ostatniego wspominałam dobrze. Kiedyś mu się podobałam i to on mi pomógł, gdy Bellatriks mnie torturowała, ale obecność dwóch pozostałych, a zwłaszcza Malfoya, była niepokojąca. Nie zapomniałam błędu, jaki popełnił Severus przed laty, kumplując się z kolegami z domu. Skończyło się to zdruzgotaniem jego życia i zabójstwem Potterów…
He he, nie dość, że Cosmo jest kropka w kropkę prawie jak Syriusz, to jeszcze trafił do Slytherinu, pod skrzydła swego ojca chrzestnego… Coś mi się wydaje, że Severus będzie miał twardy orzech od zgryzienia pod względem emocjonalnym. Nie może Cosmo napastować, jako że to Ślizgon i jego syn chrzestny, ale to syn Syriusza i do tego tak podobny… Nienawiść i wspomnienia ożyją. Przebiegłam wzrokiem resztę listu. Fajtłapa Neville? Zrobiło mi się żal tego chłopca, ale zanim się na tym skupiłam, uwagę przykuł najmłodszy szukający stulecia… Syn Lily i Jamesa już był szukającym?
-Byłbyś dumny, Rogaś…- szepnęłam, czując szczypanie w oczy i wyciągnęłam ostatni list.
Mamusiu!
Tu jest cudownie! Bardzo mi się podoba! Nigdy nie byłam w takim skupisku ludzi, gwaru i hałasu. Lekcje są ciekawe, ale nie chce mi się uczyć. A może powinnam się zainteresować?
Trafiłam do Gryffindoru, jak przypuszczałam. A wiesz, że Cosmo jest w Slytherinie?! Przeraża mnie to, szczególnie, że zadaje się z takimi mendami, że głowa odpada! Ten cały Malfoy… Raz nas nieźle władował, plątaliśmy się w piątkę po szkole w nocy (ja, Ron, Harry, Neville Longbottom i Panna Przemądrzała), bo myśleliśmy, że Harry i on będą się pojedynkować, ale się nie stawił, gumochłon. Na szczęście Filch nas nie złapał, ale za to wpadliśmy na jakiegoś trójgłowego psa w zakazanym korytarzu! Ta szkoła jest dzika! Żeby takie zwierzęta po korytarzach upychać… Chociaż Panna Przemądrzała mówiła, że on czegoś tam pilnuje. Panna Przemądrzała nazywa się tak naprawdę Hermiona Granger. To Mugolka i wariatka: przeczytała wszystkie książki i zna je na pamięć, wyobrażasz to sobie?!
Nie jestem alienem jak Nick, zadaję się z Ronem standardowo i Harrym Potterem, bo Harry i Ron się bardzo zakumplowali. Myślę, że Ron podziwia Harry’ego i mu zazdrości. Nie powiedziałam mu, że dużo nas łączy: jego tato to mój ojciec chrzestny, a Ty jesteś jego matką chrzestną, oraz, że nasi rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. Za mało go znam, by wyjawiać te sekrety, ale kiedyś mu powiem, bo bardzo Harry’ego lubię. Myślę, że się zaprzyjaźnimy! A nauczyciel od obrony cuchnie, tyle Ci powiem.
Twoja stęskniona i zachwycona Rosemary!
-Tak, jak myślałam. Dzieci Jamesa i Syriusza muszą się przyjaźnić.- uśmiechnęłam się do siebie- Szkoda tylko, że Lily i James nie doczekali tego momentu…
***
Wielka Sala wyglądała olśniewająco. Rosemary dostawała zawsze na Noc Duchów od wujka paczkę słodyczy, a mama piekła dyniowe ciasto, ale to, jak w Hogwarcie obchodzono ten dzień, nie mieściło się w słowach. Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Latające dynie ze świecami w środku, pyszne jedzenie, złota zastawa i sklepienie, po którym przetaczała się burza, oświetlając wszystko błyskami.
Trochę głupio jej było, gdy patrzyła na Rona, wsuwającego piąty czy szósty z kolei kawałek ciasta z melasą, podczas gdy on spowodował, że Hermiona Granger zalewała się łzami w toalecie. Usłyszała to od Parvati i Lavender. Nie lubiła Hermiony (no bo kto ją lubił?), ale nikomu nie życzyła, żeby omijała go taka uczta, bo ktoś to zepsuł…
-Może powinieneś ją przeprosić?- zapytała Rosemary Rona, patrząc na Harry’ego i szukając poparcia.
Ron popatrzył na nią spod grzywki wzrokiem, który mówił, żeby dała mu spokój, ale troszkę zmarkotniał, gdy sięgał po siódmy kawał ciasta i westchnął nieznacznie.
Drzwi rozwarły się z hukiem, do środka wpadł profesor Quirrell i dopadł do stołu nauczycielskiego.
-Troll… w lochach… uznałem, że powinien pan wiedzie.- wysapał.
Rosemary zakrztusiła się połykanym puddingiem orzechowym i wymieniła przestraszone spojrzenie z Harrym, siedzącym naprzeciw. Wybuchła panika, pierwszoroczni pokrzykiwali coś w przerażeniu, a nawet ci, którzy nie do końca wiedzieli, co oznacza troll w zamku, wyglądali na mocno zaniepokojonych poruszeniem ogółu. Nie wszyscy jednak byli tak samo wystraszeni, bo Fred i George Weasleyowie ryczeli i piszczeli najgłośniej ze wszystkich, tyle, że dla zabawy i przekory.
-Ale jesteście głupi.- burknęła Rosemary, na co Fred zaryczał bardziej, wywalając gały na wierzch.
Czerwone petardy dyrektora uspokoiły ogół. Zagrzmiał:
-Prefekci! Natychmiast zaprowadzić swoje domy do dormitoriów!
-Za mną! Pierwszoroczni, trzymać się razem! Nie musicie bać się trolli, jeśli będziecie wypełniać moje polecenia! Teraz trzymać się tuż za mną. Przejście, najpierw wychodzą pierwszoroczni! Przepraszam, jestem prefektem!- darł się Percy, wkładając w to całą swą pasję.
Ruszyli w zbitej, przerażonej grupce schodami. Rosemary czuła napięcie i strach o braci.
-Jak troll mógł się tu dostać?- zagadnął Harry.
-Mnie nie pytaj, trolle to naprawdę głupie stwory. Może Irytek wpuścił go dla draki.- mruknął Ron.
-Ale troll? W zamku? Skądś musiał się wziąć…- zastanawiała się Rosemary.
Harry nagle złapał ich za rękawy i raptownie się zatrzymał.
-Pomyślałem sobie o… Hermionie.- mruknął ostrożnie.
-Że co?
-Ona nic nie wie o trollu.
Ron i Rosemary wymienili znaczące spojrzenia. Tak, tylko tego brakowało, żeby teraz jej szukać…
-No dobra…- burknął Ron- Ale lepiej, niech Percy nas nie zauważy.
Szybko czmychnęli w grupkę Puchonów i oddalili się, by pobiec długim korytarzem. Rosemary czuła pulsowanie adrenaliny w uszach. To było bardzo emocjonujące, nawet jeśli straszne.
-Percy!- syknął Ron i pociągnął do siebie Rosemary i Harry’ego i skryli się za kamiennym gryfem.
-Co on robi?- zdziwił się Harry, bo to był Snape, śpieszący gdzieś- Dlaczego nie jest w lochach razem z innymi nauczycielami?
-Żebym to ja wiedział.- wzruszył ramionami Ron, po czym ruszyli za nim cicho.
-Słuchajcie, on idzie na trzecie piętro.- szepnął Harry z zaskoczeniem.
Rosemary zmarszczyła brwi, ale Ron uciszył dalsze dysputy ruchem ręki, szepcząc:
-Czujecie coś?
-Ale smród…- zakrztusiła się Rosemary- Jak odór zgniłych jajek… Co to?
Ale głuche warczenie, które zaraz się rozległo, podpowiedziało jej, co to. Potężne, wstrząsające szybkami w oknach kroki rozlegały się coraz bliżej i głośniej. Ron bez słowa wskazał na coś, co szło w ich stronę na końcu korytarza.
Młoda panna Black schwyciła, oszołomiona, swoich towarzyszy za szaty i przylgnęli do ściany w cieniu, nie ważąc się pisnąć ni słowa. Troll był olbrzymi, skórzasty, wyposażony w maczugę i śmierdział tak, że łzy szkliły oczy. Ona, Harry i Ron dosłownie zamarli, gapiąc się na stwora.
Na szczęście ich nie zauważył, za to zajrzał do pomieszczenia niedaleko. Po chwili zastanowienia tępym móżdżkiem wlazł do środka. Rosemary wypuściła nerwowo troszkę powietrza z płuc.
-Klucz jest w zamku.- usłyszała obok przytępiony głos Harry’ego- Możemy go zamknąć.
-Dobry pomysł.- odpowiedział Ron zdenerwowanym tonem.
Rosemary poczuła niepokój, że troll nagle okaże jakieś wyjątkowe ożywienie i wypadnie na nich z toalety, rycząc wściekle i młócąc powietrze maczugą, gdy przysunęli się do drzwi. Tak blisko…
-Dobra!- syknął Harry po szybkiej akcji, gdy przekręcił błyskawicznie drzwi.
Rosemary poczuła podniecenie. Ale sprytnie!… Ciekawe, może skapnie im za to parę punktów.
-Chodźcie, musimy donieść nauczycielom, że zamknęliśmy bestię!- zakomenderowała, dumna.
Ruszyli, zadowoleni z siebie, w celu znalezienia grupy nauczycieli, ale…
Wysoki, przerażony pisk dochodził z zamkniętego pokoju. To nie mógł być, oczywiście, troll…
-Och, nie…- jęknął Ron. Rosemary poczuła strużki potu na plecach.
-To była łazienka dziewczyn!- przeraził się Harry.
-Hermiona!- wydusili z siebie jednocześnie i popatrzyli niechętnie na zamkniętego trolla. Bez zastanowienia dopadli do drzwi, Harry je otworzył i z impetem wlecieli do środka.
-Trzeba go skołować!- powiedział Harry, ale Rosemary wpatrywała się jak urzeczona w Hermionę, która przywarła do ściany naprzeciw drzwi. Bardzo jej się zrobiło nagle przykro. Chwyciła z zapałem jeden z kranów i poszła za przykładem chłopców, ciskając przedmiot w ścianę. Troll usłyszał hałas.
-Hej, ciastomózgi!- wrzasnął Ron. Rosemary nawet parsknęła, bo, pomimo strachu, czuła ekscytację.
Harry wykorzystał nieuwagę trolla, gdy ten zwrócił się ku Ronowi, po czym podbiegł do Hermiony i próbował ją pociągnąć za sobą do wyjścia. Rosemary cisnęła jeden z kranów prosto w łeb stwora, czując jakąś mściwą satysfakcję. Troll ryknął, rozwścieczony i ruszył w jej stronę po drugim kranie.
Harry nagle podbiegł do niego i wskoczył mu na plecy. Rosemary i Ron zamarli.
-Ueee…- powiedziała rudowłosa, bo namierzyła długą różdżkę Harry’ego, sterczącą bezczelnie w jednej z dziurek u nosa, co zresztą spowodowało, że troll wył z bólu. Hermiona osunęła się po ścianie w dół, Rosemary odskoczyła gwałtownie, gdy maczuga świsnęła niebezpiecznie przy jej biodrze, Harry ledwo się trzymał… I wtedy Ron wyciągnął różdżkę i wrzasnął bezmyślnie:
-Wingardium Leviosa!
Maczuga wyrwała się trollowi z ręki, balansując chwilkę w powietrzu nad nim, po czym opadła, zdzieliwszy go potężnie, aż usłyszeli chrupnięcie. Troll runął jak długi, aż zatrzęsły się lustra.
Zamarli, tylko Harry wstał, dysząc ciężko. Rosemary wlepiała wzrok w trolla.
-Czy on… umarł?- spytała Hermiona nieśmiało.
-Chyba nie. Chyba tylko został znokautowany.- rzekł Harry.
Rosemary dyszała ciężko. Przez grubą jak wełna warstwę strachu dobiła się do niej nielogiczna, irracjonalna myśl: „Podoba mi się tu… Nigdy nie przeżywałam takich rzeczy…”. Obserwowała z obawą trolla, gdy Harry wyciągnął oblepioną glutem różdżkę, ale stwór się nie obudził. Pokonali go, mając ledwo jedenaście lat.
Nicholas zebrał z półki książkę o tytule „Czary dla świrów z pasją” i wyszedł z biblioteki, rzucając nieprzytomne spojrzenie pani Pince, śledzącej jego ruchy podejrzliwe.
Korytarze Hogwartu opustoszały przyjemnie w tę jedną noc, kiedy wszyscy świętowali Noc Duchów. Nie chciało mu się iść na ucztę, chociaż miał zamiar podwędzić pod koniec troszkę słodyczy, by zachomikować je pod obluzowaną deską pod łóżkiem tak, żeby Paul nie zeżarł mu zapasów. Teraz liczyła się dla niego jedynie książka, którą trzymał. Może w niej będzie coś o zaczarowaniu pojazdów.
BACH!
Poczuł ostre uderzenie w czoło i metaliczny ścisk w podniebieniu, bo ktoś na niego wpadł.
-Przepraszam!- usłyszał zniecierpliwiony, dziewczęcy głos- Śpieszy mi się!
Uniósł głowę, masując skroń energicznie. Zobaczył dziewczynę swojego wzrostu, patrzącą nań dziwnie. Kojarzył, że pałętała się czasem po Pokoju Wspólnym. Była z pewnością od niego starsza, miała prostokątne okulary, szczupłą buzię, trójkątne kolczyki w uszach, bardzo drobną budowę i czekoladowe włosy ścięte na chłopca.
-Torujesz drogę.- oznajmiła zdecydowanym, zdenerwowanym, lekko pogardliwym głosem.
-Nie, ty się po prostu zatrzymałaś i niewygodnie ci mnie ominąć.- rzekł, jak zwykle wytrzeszczając zdumione, szare oczy. Było to dla niego logiczne.
Nieznajoma ściągnęła wąskie wargi niecierpliwie i wsparła dłonie na biodrach, przekrzywiając głowę.
-Idź, przecież ci nie bronię…- mruknął Nicholas, spuszczając wzrok na trzymaną książkę.
-BLACK!
-O nie…- burknął i obrócił głowę w stronę, skąd dobiegł go okrutny głos, doskonale znany.
Snape stał na korytarzu, przyglądając mu się badawczo. Miał zakrwawioną nogawkę.
-Co ty tu robisz?- wysyczał Snape. Był wściekły.
-Stoję.- odparł niewinnie Nicholas.
-Stoisz. Hmm. Inteligentna czynność, Black.- zadrwił Snape. Robił się bledszy.
-Przypuszczalnie tak. Przecież pan również stoi.
Usłyszał parsknięcie dziewczyny. Cała irytacja jej przeszła i wyglądało na to, że obserwuje go z rozbawieniem i podziwem. Za to Snape na pewno nie bawił się dobrze.
-Nawet nie będę cię ostrzegał, Black, czym grozi taka żałosna arogancja. I tylko tak mało inteligentne osoby, jak panna Lehr mogą się z tego cieszyć. Może nie dotarło do twej arystokratycznej, ważnej osobistości, iż po szkole grasował właśnie troll i wszyscy uczniowie, zarówno ci zwykli śmiertelnicy jak i wybitne jednostki twego pokroju, poproszeni zostali z pewną nieśmiałością o udanie się do…
-Troll w szkole?- wychrypiał Nicholas. Snape zacisnął mocno wargi, bo mu przerwał.
-Tak. Quirrell przyleciał na uczcie i nam to ogłosił.- mruknęła dziewczyna o nazwisku Lehr.
-To co my tu jeszcze robimy?- zdziwił się Nicholas, wytrzeszczając na nią oczy.
-Brawo, Black.- wycedził z rozbawieniem Snape- Błysnąłeś inteligencją i ogarnięciem, jakiego się po tobie nie spodziewałem. Szkoda, że za późno. Już poradziliśmy sobie z trollem…
-O!- ucieszył się na to Nicholas, po czym wskazał ranę Snape‘a- A to oznacza, że troll pokonany? Super! To musiała być ciężka walka!
Uśmiechnął się do Snape’a niby beztrosko i pokiwał głową na potwierdzenie słów. W duchu cieszył się jak niewiadomo co, że to akurat Snape oberwał takie paskudztwo od poczciwego trolla.
Snape zacisnął wargi i zbielał. Nicholas zastanawiał się, co takiego obraźliwego powiedział.
-Wiesz co, Black?- wycedził- Żal mi ciebie i twojego ujemnego wręcz ilorazu inteligencji. Owszem, ku twej radości ogłoszę, iż troll został pokonany… co nie tłumaczy, czemu załamałeś zakaz i wyszedłeś z domu podczas gdy inni nadstawiali za ciebie karku. Czy wiesz, idioto, co mogło się stać?
Nie, żeby mnie to martwiło, ale pan Filch miałby wiele sprzątania, gdybyś się rozmazał na posadzce.
-Grunt, że się nie stało.- wzruszył ramionami Nicholas, ucinając dramatyczny monolog Snape’a- Pan Filch najwyraźniej nie będzie musiał dziś szorować posadzki.
-Chyba tylko ze względu na twoją matkę jeszcze nie dopuściłem do tego, by cię wylali.- warknął Snape po dłuższym przyglądaniu mu się- A teraz marsz do dormitorium, oboje!
-Ale ja poszłam ostrzec kolegę przed…- zaczęła dziewczyna.
-MARSZ DO DORMITORIUM! TROLL JUŻ SOBIE POSZEDŁ!!!
Tak więc Nicholas i nieznajoma, westchnąwszy, ruszyli ramię w ramię do dormitorium. Panowała dziwna cisza, gdy oboje przemierzali ciemny korytarz i w duchu urągali Snape’owi.
-Swoją drogą to musisz mieć niezły tupet, żeby tak mu odpowiadać.- rzekła nagle z ukrywanym podziwem dziewczyna- Albo dużą, nieświadomą głupotę.
-Nie, ja po prostu mówię to, co myślę.- mruknął Nicholas- Zawsze tak robię. Nie lubię obłudy.
-To trochę nieokrzesane. Ale całkiem zabawne. Jeszcze nie widziałam Snape’a, który by się zmieszał i widocznie czuł oburzony zachowaniem ucznia.
Zerknęła na Nicholasa z zaintrygowaniem z ukosa. W brązowych oczach czaiło się rozbawienie.
-Tak w ogóle to jestem Tamara Lehr.- wyciągnęła swobodnie rękę.
-Nicholas Black.- uścisnął ją, trochę zdziwiony.
-Wiem. Znany jesteś wśród Krukonów, głównie ze względu na odmienność.
-Wiem. Zdążyłem zauważyć.- mruknął do trzymanej książki.
-Ale jesteś inny, niż myślałam.- skonkludowała bez krępacji- No to na razie, muszę teraz skoczyć do biblioteki i jednak pójść do kolegi, jak obiecałam. Jakiś kulawy Snape mnie nie zatrzyma.
I uśmiechnęła się wąskimi wargami zawadiacko, po czym potruchtała z powrotem. Nicholas obserwował jej chudą osobę i krótkie, czekoladowe włosy. Coś takiego!… Kolejny niespodziewany akt sympatii, tym razem starszej koleżanki. Hmm, czyżby branie tego wszystkiego na dystans było lepsze i skuteczniejsze, niż przejmowanie każdym dupkiem, na czele z Belbym?
Wzruszył ramionami i wrócił do dormitorium, zaczytując się w książce i ciesząc w duchu, że Snape nie dał mu za coś szlabanu. Chyba druga klasa jednak będzie lepsza…
-Młody, co ty wyczyniasz?!
Rosemary nareszcie go wyczaiła, wyglądając zza węgła. Szedł sam, bez tej hołoty, dzięki Bogu.
-Co ty wyrabiasz?- zdziwił się Cosmo, gdy chwyciła go z przodu za szatę i potrząsnęła nim.
-Czemu się zadajesz z tym gnojkiem Malfoyem i jego świtą?- oburzyła się Rosemary.
-Bo jestem z nimi w Slytherinie?- odparł pytaniem Cosmo.
Rosemary ręce opadły i patrzyła na brata z ubolewaniem. On miał nieco zbuntowany wzrok.
-Dawno nie rozmawialiśmy…- zaczęła trochę kulawo- Wciąż nie mogę pojąć, jak się tam znalazłeś… Wytrzymujesz jakoś? Jak ci tam jest? Nikt się nie rzuca?
-W porządku.- wzruszył ramionami Cosmo- Już przywykłem przez dwa miesiące… Ale wciąż mi troszkę żal… Rosemary, ja miałem iść do Gryffindoru! Nie wiem, dlaczego… To musi być pomyłka!
Rosemary obserwowała go nieco zbolałym wzrokiem. Bardzo jej było żal, że Cosmo nie jest z nią w domu, w końcu był jej najbliższy na świecie, cokolwiek by kto nie mówił. Rozumieli się prawie bez słów. Ale zostali rozdzieleni i to w dodatku tak skrajnie!
-Ale musisz zadawać się z Malfoyem i resztą?- spytała- Przecież oni są okropni… My nienawidzimy Malfoya, cała nasza czwórka.
-Możliwe. Ja Dracona lubię. Wiedziałaś, że to nasz kuzyn? Doprawdy, czasem mnie szlag trafia, ale przecież już się z nim zakumplowałem i nie mam ochoty tego zmieniać.
Rosemary patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie widział, co to za towarzycho? Z kim się zadaje? Czy nie przyjdzie moment, że będzie musiał wybrać? To niebezpieczne, takie balansowanie…
-Cosmo, nie chcę cię traktować jak wroga. Jesteś mi najbliższy. Ale mijają dopiero dwa miesiące, a już stoimy po dwóch różnych stronach obozu.- ostrzegła- Mamy ledwo jedenaście lat i nie umiemy nic. Ale co będzie robił Malfoy, kiedy dotrze do czarnej magii, nie pomyślałeś o tym? A jak mnie zaatakuje? Już teraz Harry i Hermiona, którzy ciebie nie znają, a nawet Ron, patrzą na ciebie jako na jednego z nich. Nie podoba mi się to… Zobaczysz…
-Co zobaczę? Przecież nie mam wyjścia! W przeciwieństwie do niektórych ja trafiłem do domu gnojków i z tymi gnojkami będę siedział przez siedem najbliższych lat!- zirytował się jej brat- Nie mam wyjścia, muszę się jakoś dostosować! Przecież nikogo nie zaatakuję, znasz mnie. Ale z drugiej strony bez przesady, Draco ma po prostu takie poglądy i to okazuje, nie robi nic złego…
Rosemary westchnęła. Doprawdy, chłopcy rzeczywiście nie dojrzewali zbyt szybko. Miała wrażenie, że rozmawia z kimś ślepym i głuchym, ale nie mogła nic zrobić. Jej plan przeciągnięcia Cosmo na ich stronę spalił na panewce. Pozostawało go tylko ostrzec, co też puścił mimo uszu.
-No nic…- westchnęła- Ale pamiętaj, że cię ostrzegałam. Przekraczasz granicę dużym palcem.
-Będzie dobrze. Nie martw się, siostra. Mam swój rozum.
Pomachała bratu, nie do końca zadowolona i ruszyła do salonu Gryfonów.
Cosmo odwrócił się od sylwetki starszej parę chwil siostry, która znikła za rogiem. Gdyby przypadkowy przechodzień nie wiedział, że są bliźniakami, mógłby się zdziwić, że Ślizgon rozmawia z Gryfonką. Ale rudowłosa, zielonooka Rosemary była jego siostrą i Cosmo bardzo to odpowiadało. Poczuł, że poukładał wszystko tak, jak należy.
Zaczęło być zimno, w końcu nadszedł już listopad. Ponury gwizd powietrza na zewnątrz zmusiły Cosmo do ruszenia w stronę lochów. Tak go to jakoś pocieszyło: w lochach zawsze było ciemno, niezależnie od tego, jak było poza nimi. Mętne oświetlenie dawało przytulny efekt, tak, jak obite skórą sofy w Pokoju Wspólnym i ciepły kominek… Może i dobrze, że nie ma tam okien i nie widać ołowianoszarych chmur i ponurej aury jesieni.
Cosmo schodził ze schodków i dużo rozmyślał nad tym, jak bardzo polubił lochy, gdy wtem…
-Nicholas!- szepnął z napięciem, rozszerzając buzię.
Na środku korytarza leżał bezwładnie ktoś, kto bez wątpienia był jego bratem. W końcu nikt inny nie miał takich uszu. Cosmo podbiegł do niego w napięciu. Nicholas, blady i nieprzytomny, musiał upaść na dywanie podczas poruszania się po lochach. Jego szata malowniczo rozrzuciła się naokoło niego, z torby, wciąż na ramieniu, wystawały grzbiety bezwładnych ksiąg…
Cosmo rzucił się pędem, jakiego prawie nigdy nie podjął. Biegł i biegł przed siebie, by zdążyć do…
BACH! Wpadł na kogoś wysokiego i czarnego, jak noc.
-Panie profesorze!- wydyszał- Właśnie do pana biegłem… Potrzebuję pana pomocy!
-Co się stało, Black?- spytał dość opiekuńczym tonem Snape.
-Proszę ze mną… Nicholas… leży na środku korytarza… Nie wiem, co mu jest…
-Prowadź!- syknął bez zbędnych ceregieli jego ojciec chrzestny.
Cosmo szybko potruchtał z powrotem. Przy Nicholasie zebrał się już mały tłumek, w większości złożony ze Ślizgonów, co rozsierdziło irracjonalnie Cosmo.
-Rozejść się!- warknął Snape i kucnął przy nieprzytomnym Nicholasie. Zaczął go doglądać i stukał różdżką w jego skroń, mrucząc jakieś zaklęcia. Cosmo biło serce, jak oszalałe. Co się znowu dzieje…
-Black, leć do dyrektora.- zarządził Snape- O tej godzinie pewnie je kolację w Wielkiej Sali. Jeżeli go nie znajdziesz, poszukaj profesor McGonagall lub opiekuna Ravenclawu, profesora Flitwicka.
Cosmo puścił się biegiem korytarzem, czując przerażenie. Jeżeli Snape prosił go o coś takiego, to sprawa z pewnością była poważna… Na pewno sam potrafiłby sobie poradzić z omdleniem…
Dopadł do stołu nauczycielskiego, ignorując gapiów, którzy obserwowali jego sprint, jedząc kolację. Zatrzymał się, dysząc, przed profesorem, który właśnie opowiadał dowcip McGonagall.
-Panie profesorze…- wydyszał Cosmo- Mój brat… w lochach… profesor Snape pana wzywa…
Dumbledore spoważniał i wstał…
Hej Doo!
Notka świetna! Pięknie wplatasz młodych Blacków do fabuły z książki.
Mam nadzieję, że Cosma nie pochłonie ciemna strona mocy. Chociaż myślę, iż on najbardziej się tam nadawał. Rzeczywiście, Severus będzie miał niezły zgryz. ;)
Rosemary coraz bardziej zaprzyjaźnia się z Harry' m. Czy coś z tego będzie?
Jaką rolę w tej historii odegra Tamara? Co ją będzie łączyć z Nicolasem?
Czekam na kolejny równie wspaniały wpis!
Ps: Jest nowa notka u mnie z niespodzianką dla Ciebie. Tylko proszę, nie oskarżaj mnie o plagiat, bo co nieco odwołałam się do jednego z Twoich wpisów. Uznaj to za hołd dla Twej jakże niezwykłej twórczości !)
I purchased this breadmaker photovault last week and I need to point out We are VERY happy from it. <br />The mp3 player touch's picture collection has been pretty sloppy in my view... <br />THIS however is wonderful. I failed to quite require the chance to security password items off (though it really is neat)- in my opinion I bought it and so i could really arrange our photos without needing to lie on a computer produce ringbinders making use of itunes (VERY inconvenient).
<a href="http://keyconceptskb.com/" >?????????? ??</a>
seo plugin Niedziela, 14 Września, 2014, 07:12
Hello Web Admin, I noticed that your On-Page SEO is is missing a few factors, for one you do not use all three H tags in your post, also I notice that you are not using bold or italics properly in your SEO optimization. On-Page SEO means more now than ever since the new Google update: Panda. No longer are backlinks and simply pinging or sending out a RSS feed the key to getting Google PageRank or Alexa Rankings, You now NEED On-Page SEO. So what is good On-Page SEO?First your keyword must appear in the title.Then it must appear in the URL.You have to optimize your keyword and make sure that it has a nice keyword density of 3-5% in your article with relevant LSI (Latent Semantic Indexing). Then you should spread all H1,H2,H3 tags in your article.Your Keyword should appear in your first paragraph and in the last sentence of the page. You should have relevant usage of Bold and italics of your keyword.There should be one internal link to a page on your blog and you should have one image with an alt tag that has your keyword....wait there's even more Now what if i told you there was a simple Wordpress plugin that does all the On-Page SEO, and automatically for you? That's right AUTOMATICALLY, just watch this 4minute video for more information at. <a href="http://www.WhiteHatSeoRankings.com">Seo Plugin</a> seo plugin
cheap mont blanc pens Środa, 24 Września, 2014, 17:45
In my opinion We can fix an experiment like this. The corp staff member users WSS with the iSCSI targeted program to offer safe-keeping with regard to his / her chaos. I will see if the guy can attempt a benchmark about the WSS however from your Digital unit to view what are the big difference with effectiveness is definitely. cheap mont blanc pens
meizitang soft gel Środa, 24 Września, 2014, 17:45
"Documents To Go" can be another very good application intended for transporting and also editing Company files. Utilize it and "Dropbox". meizitang soft gel
seo plugin Niedziela, 28 Września, 2014, 09:01
Hello Web Admin, I noticed that your On-Page SEO is is missing a few factors, for one you do not use all three H tags in your post, also I notice that you are not using bold or italics properly in your SEO optimization. On-Page SEO means more now than ever since the new Google update: Panda. No longer are backlinks and simply pinging or sending out a RSS feed the key to getting Google PageRank or Alexa Rankings, You now NEED On-Page SEO. So what is good On-Page SEO?First your keyword must appear in the title.Then it must appear in the URL.You have to optimize your keyword and make sure that it has a nice keyword density of 3-5% in your article with relevant LSI (Latent Semantic Indexing). Then you should spread all H1,H2,H3 tags in your article.Your Keyword should appear in your first paragraph and in the last sentence of the page. You should have relevant usage of Bold and italics of your keyword.There should be one internal link to a page on your blog and you should have one image with an alt tag that has your keyword....wait there's even more Now what if i told you there was a simple Wordpress plugin that does all the On-Page SEO, and automatically for you? That's right AUTOMATICALLY, just watch this 4minute video for more information at. <a href="http://www.2014PandaSeo.com">Seo Plugin</a> seo plugin
cheap uggs Wtorek, 30 Września, 2014, 13:39
Searching for forward to studying more from you afterward! usually to blogging and i really recognize your content. The article has actually peaks my interest. cheap uggs
Michael Kors Tote Bag Czwartek, 02 Października, 2014, 00:21
An attention-grabbing discussion is value comment. I think that you need to write more on this topic, it may not be a taboo topic however typically individuals are. Michael Kors Tote Bag
jordan outlet Czwartek, 02 Października, 2014, 13:42
There are some fascinating deadlines in this article however I don? know if I see all of them heart to heart. There is some validity but I'll take hold opinion until I. jordan outlet
cheap ray bans Czwartek, 09 Października, 2014, 07:51
ray ban sunglasses,ray ban outlet,ray ban sunglasses outlet,cheap ray ban sunglasses,cheap ray bans,ray ban sunglasses discount Sobota, 11 Października, 2014, 01:31
<a href="http://rb.outletonlinesalecc.com" title="ray ban sunglasses"><strong>ray ban sunglasses</strong></a>
<a href="http://rb.outletonlinesalecc.com" title="cheap ray ban sunglasses"><strong>cheap ray ban sunglasses</strong></a>
<a href="http://rb.outletonlinesalecc.com" title="ray ban sunglasses discount"><strong>ray ban sunglasses discount</strong></a>
tiffany and co outlet Niedziela, 12 Października, 2014, 17:18
<a href="http://rb.outletonlinesalecc.com" title="cheap ray bans"><strong>cheap ray bans</strong></a>
<a href="http://raybanoutlet.vintagelicio.us" title="cheap ray ban sunglasses"><strong>cheap ray ban sunglasses</strong></a>
<a href="http://raybanoutlet.verascafe.com" title="ray ban outlet online"><strong>ray ban outlet online</strong></a>
<a href="http://raybanoutlet.kenyanproducts.com" title="cheap ray ban sunglasses"><strong>cheap ray ban sunglasses</strong></a>