Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Wtorek, 24 Września, 2013, 18:30

cd 101. Szokujące Boże Narodzenie

Nicholas leżał tego dnia w łóżku bardzo długo, zapatrzony w szare niebo za oknem. Nie mógł się pozbyć przeświadczenia, że żywot, zwłaszcza jego, nie ma najmniejszego sensu. Miał nawet ochotę w tym łóżku siedzieć, dopóki śmierć sama się po niego nie pofatyguje. I tak wkrótce to zrobi.
Wolałby wierzyć, że ojciec jest dobry i niewinny. Tak byłoby prościej. Niby wiedział, że wkrótce przyjdzie mu umrzeć, ale tak drobny uśmiech losu byłby w tym przypadku zbawienny. Nicholas ze wstydem odkrył, że chciałby, by tata siedział przy jego łóżku, gdy będzie umierał…
Kim był? Czemu zabił? Ze strachu zdradził Potterów? A może miał taką naturę, śliską i kameleonowatą? Jego postać, znienawidzona przez Nicholasa, była jednocześnie intrygująca i tajemnicza. Chciał wiedzieć, dlaczego, kiedy, gdzie i jak.
Coś go tknęło i zerwał się z posłania. Szybko i byle jak narzucił na siebie jakiś sweter i dżinsy i wyjrzał ostrożnie na korytarzyk na górze. Nikogo nie było. Przeszedł go konspiracyjny dreszcz emocji, po czym bykiem i gwałtownie spojrzał na sufit. A konkretnie na coś, czego mu nigdy nie wolno było ruszać: klapę na strych.
Czternastolatek cichcem podszedł do klapy, najciszej, jak umiał, otworzył ją i wlazł po schodkach, pieczołowicie za sobą zamykając ten swoisty właz do kopalni sekretów. Wstał.
Strych miał ukośny dach i było tu ciemno. Jedyne światło dawało malutkie okienko, umiejscowione na wprost Nicholasa. Chłopak z rezygnacją i zafascynowaniem jednocześnie rozejrzał się po zawartości. Tu mógł znaleźć coś o ojcu, ale trochę tego było…
Począł krążyć po strychu, zaglądając do kufrów i skrzyń. Znalazł wiele ubrań, częściowo męskich, pachnących i bardzo ładnych. Były też listy. Nicholas, olewając zupełnie zakaz czytania cudzej korespondencji, zagłębił się w lekturę jednego z listów. Napisał go ze dwadzieścia lat wcześniej niejaki James Potter, a wielkie, fikuśne krowy, jakie sadził sprawiły, że Nicholas z rozrzewnieniem utożsamił się z autorem. Potem Nicholas dostał ataku kichów i prychów, bo kurz, który wzniecił swym urzędowaniem na strychu, pchał się niegrzecznie do oczu i nosa z takim zaangażowaniem, jakby tylko czekał na jakiegoś delikwenta kilka lat i przez ten czas wyraźnie się nudził. Obawiając się, że mama dostanie palpitacji, słysząc gdzieś u stropu dzikie kichnięcia, zaniechał zabawy z tak zakurzonymi rzeczami. Zapychając nos jedną z koszul ojca, by nie kichać więcej, ruszył wzdłuż trzech kredensów. Na jednym z nich dostrzegł coś osobliwego. Stał tam stojak z dziwnymi fiolkami, w których znajdowała się dziwaczna ciecz. Nicholas zmarszczył brwi i wyjął taką jedną, przyglądając się jej z bliska. Nigdy nie widział eliksiru o takiej konsystencji jakby gazu, ale gdy lekko potrząsnął, gaz zachował się podobnie do wody. Zafascynowany wylał bezceremonialnie zawartość do płaskiej miski, stojącej obok. Gaz osiadł na dnie, jakby był płynem. Nicholas ostrożnie powąchał ciecz, ale nie pachniała. Stał nad miską chyba z pięć minut, bijąc się sam ze sobą. Z jednej strony, dotykanie czegoś dziwacznego i nieznanego, zwłaszcza w świecie czarodziejów, było najczystszą głupotą świata. Ale tak go korciło, by się dowiedzieć, co to za eliksir… Warknął z frustracją i w końcu, czując, że będzie tego żałował do końca życia, zamoczył koniuszki warg w cieczy w celu posmakowana jednej kropelki. Natychmiast coś go wciągnęło DO cieczy i począł spadać w czymś na wzór wiru, w dół. Nie trwało to długo, w końcu opadł na ugięte nogi. Wyprostował się, szczerze zdumiony, i rozejrzał.
Znajdował się w jakimś obcym pomieszczeniu, bardzo bogatym i trochę mrocznym. Na zewnątrz padało i to potężnie. Zerknął, skonfundowany na łóżko z baldachimem i szlachetne, ciężkie meble.
Do cholery…!?
Wtedy zobaczył, że nie jest sam. Zdrętwiał na widok jakiegoś czarnowłosego dziecka, kokoszącego się pod stropem na baldachimie. Po chwili chłopiec zamarł, wywiesiwszy za krawędź materiału jedno ramię i głowę. Wyglądał jak kot, śpiący na murku, tyle, że żaden kot nigdy nie był tak zblazowany i znudzony. Chłopiec chyba celowo zrobił minę człowieka przeżutego i wyplutego, bo wyraźnie się nudził, aż piszczało. Mógł jedynie wywiesić głowę i całą rękę w dół i wyglądać jak flak.
– Ja przepraszam… – Nicholas zaczął, ale dzieciak nie zareagował. – Hej!
Niestety, nawet nie drgnął. Czternastolatek zaczął się nawet zastanawiać, czy chłopiec już nie umarł z nudów, gdy z korytarza dobiegł go krzyk kobiety:
– Syriuszu!
Chłopiec podskoczył, jakby go kto prądem raził i w najwyższym pośpiechu wsunął się jak najdalej w głąb baldachimu. Zamarł na chwilę przed tym, zanim do jego pokoju wpadła przysadzista, groźnie wyglądająca matrona. Nicholas uniósł brwi, czekając na wybuch, ale… nawet na niego nie spojrzała.
Najwyraźniej był niewidzialny… Ale o co chodzi?
– Syriusz! – powiedziała kobieta, po czym wybiegła z pokoju, warcząc – Gdzie jest ten mój cholerny syn?! Stworek! Czy panicz wyszedł był na zewnątrz?
Z daleka słychać było jakąś nieprzyjemną konwersację. Dzieciak nazwany Syriuszem, w tym czasie zeskoczył z baldachimu zwinnie i wyprostował się, zerkając przez ramię na drzwi. Miał nie więcej, niż dziesięć lat i wybitnie buńczuczną minę. Drzwi, za którymi zniknęła przed chwilą jego mama spopielił wzrokiem. Miał stalowoszare, wyraziste oczy, okryte czarnymi rzęsami i smołowatą czuprynę, którą automatycznie przeczesał.
Nicholasa coś dźgnęło solidnie w mózg. Te oczy, miał taki sam kolor, on i Sara… A włosy, sposób zachowania, mimika? Wypisz wymaluj bliźniaki, zwłaszcza Cosmo. Właściwie, dzieciak nie różnił się prawie niczym od młodszego brata Nicholasa. Czternastolatek przełknął ślinę.
Zrozumiał, że ma przed sobą swego ojca. Tylko… Jak to możliwe?!
Jego ojciec podszedł do okna i wyjrzał za nie. Lało, jak z cebra.
– Cholera jasna! – warknął, a Nicholas aż podskoczył ze zdumienia, że takie dziecko wypowiada takie słowa i to z taką wprawą, lekkością i jedynym w swoim rodzaju kunsztem. Najwyraźniej już od małego był zepsuty i parszywy!
Po chwili zeźlona twarz się wygładziła i mały Syriusz usiadł na oknie, tęsknie wyglądając na świat. Nicholas uważnie przyjrzał się jego twarzy oraz małym dłoniom, które rozpłaszczyły się na szybie, jakby dzieciak chciał przez nią przeniknąć i wydostać się. Był nawet słodki, jak tak patrzył spod czarnej grzywki. Czternastoletniego Blacka coś tknęło: dłonie, pragnące i tęskniące do świata zewnętrznego. To dziecko nie mogło wytrzymać po niewłaściwej stronie szyby. Twarz wyrażała to samo: smutek i tęsknota mieszały się ze sobą, w całości tworząc dość ponury obraz człowieka na łańcuchu, tęskniącego za niebem, przestrzenią, wolnością… Nicholas zasmucił się mimowolnie. Czy tak wyglądał tata, gdy go wtrącili do Azkabanu? Czy wytykał rozpaczliwie jedno oko przez jakieś kraty w minimalnym okienku, by zerknąć poza więzienie, by chociaż w ten sposób uciec? Tyle, że ten Syriusz wie, że za jakiś czas wyjdzie na słońce, a tamten nie wiedział… Czy dlatego uciekł? Nie mógł znieść siedzenia w celi i własnym ciele? Wieczny więzień… Taki sam, jak Nicholas, uwięziony w swojej klątwie i ograniczeniach fizycznych…
Do jego pokoju wszedł wysoki i chudy jegomość. Był nienagannie i bogato ubrany, ale jego twarz wyrażała tylko chłód i wyniosłość. Młody Syriusz niechętnie się ku niemu obrócił, prostując, jak w wojsku. Patrzył na mężczyznę spod grzywki bez żadnych emocji.
– Matka cię szuka – objaśnił lodowato człowiek.
– Nie wiedziałem, ojcze – skłamał gładko chłopiec.
– Miałeś dziś włożyć czarną szatę – zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. – Na obiad przychodzą Blackowie. Proszę się przebrać. Po obiedzie siądziesz do łaciny.
Nicholas z zaintrygowaniem przyjrzał się człowiekowi. Widział swego dziadka… Nie miał żadnych babć czy dziadków, a teraz miał okazję im się przyjrzeć, ale stwierdził, że już ich nie lubi.
– Tak, ojcze – odparł sztywno jego tato, wciąż będąc naprężonym, jak struna.
– To wszystko, co mam ci do powiedzenia – rzekł sucho pan Black i odwrócił się, by wyjść.
– Oczywiście, ojcze – powiedział bezbarwnie na odchodne Syriusz. Dopiero, gdy jego ojciec wyszedł, rozluźnił się, ale cały czas wlepiał wzrok w ziemię. Bardzo beznamiętny i zrezygnowany wzrok. Nicholasowi zrobiło się żal własnego ojca, który stał jak słup soli z pięć minut, bez życia.
– Dziękuję, ojcze, że mnie dziś odwiedziłeś – powiedział do siebie z nutą drwiny. – Odrobiłeś obowiązek, nie musisz już przez następny tydzień tego robić.
Po czym otworzył szafę i po namyśle się do niej wgramolił, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Nicholas patrzył w milczeniu na mebel, dopóki nie usłyszał łkania z wnętrza…
Wizja się jakby rozmazała… Nicholas rozejrzał się i odkrył, że znajduje się w… dormitorium innego domu? Był to Gryffindor, chłopak poznał to po czerwonych akcentach.
– AAAAAAAAAAAAAAAAAA AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Nicholas podskoczył, obserwując przedziwną scenkę. Jakiś chłopiec, najwyżej czternastoletni, biegał w kółko, pośrodku, trzymając się za zadek dość ostentacyjnie. Miał czarną szopę na głowie i okulary. Gruby, niski chłopiec z tyłu umierał ze śmiechu gdzieś obok sterty skarpetek zmieszanych z jakimiś zielskami. Drobny, jasnowłosy kolega stał na lekko ugiętych kolanach nieco dalej i zakrywał twarz dłońmi, rozchylając palce, spomiędzy których wyglądały dwie wytrzeszczone gałki oczne, wlepione w ryczącego wytrwale okularnika, ale za rękoma Nicholas dostrzegł z trudem tamowany przez przerażenie banan. Tym rozbawionym i przestraszonym chłopcem był… Remus Lupin? W takim razie gdzie jest…?
– Jimmy, twoja słodka trzpiotka pytała mnie, czy Remi i Pet gwałcą cię właśnie stadem pogrzebaczy z piecem i kominem na dokładkę. Co mam odpowiedzieć?
Znudzony, lekko rozbawiony głos. Nicholas zlustrował chłopaka stojącego w wejściu do dormitorium. Jego czternastoletni ojciec wpatrzył się w biegającego w kółko Jamesa Pottera, kropka w kropkę przypominającego Harry’ego Pottera. Obecnie oszołom zaczął pocierać z ożywieniem rzycią o kolumienkę łóżka, jakby chciał nieszczęsną zaostrzyć. Gdy to nie dało rezultatu, jakikolwiek miał on nie być, Potter począł jeździć tyłkiem po podłodze, angażując w to dwieście procent siebie.
– POTTER! – dało się słyszeć z otwartych do dormitorium drzwi. – DEBILU!
– Czym ją spławić? – podjął na nowo ze znudzeniem Syriusz.
– Czymś dyskretnym… – podpowiedział delikatnym głosem Remus, zerkając nerwowo w kierunku drzwi i ojca Nicholasa.
– TYLKO POGRZEBACZAMI!!! – ryknął Syriusz beztrosko w głąb klatki schodowej tak, że Remus podskoczył. – ALE JUŻ WYSTYGŁY, NIE MARTW SIĘ, ZARAZ ZAMKNIE MORDĘ! Hej, szybko, Evans zapewne interweniuje… EVANS! – wykrzyknął z udawaną radością Black, gdy w drzwiach pojawiła się wściekła dziewczyna. Miała burzę rudych loków i Nicholas stwierdził, że jest niezwykle piękna. A potem dotarło do niego, że to Lily Potter, jego matka chrzestna, której zdjęcie wisiało w domu. Z zafascynowaniem wpatrzył się w matkę chrzestną, teraz jego rówieśniczkę. Potem przeniósł wzrok na ojca. Niezwykle przystojny, podobny do Cosmo praktycznie we wszystkim. Nicholas poczuł nawet ukłucie zazdrości, że nie odziedziczył urody w większym stopniu po tacie. Miał po nim chyba jedynie kolor oczu. Wujek Remus wyglądał cherlawo i był drobniutki. Nicholasowi wydało się oczywiste, że mógł wzbudzać wśród innych niekontrolowaną chęć ochrony młodego Lupina. Ale gdzie jest mama?
– Co on wyprawia?! – wydarła się Lily na Syriusza, wyginając go tym samym we wdzięczny pałąk bez użycia rąk. – Dlaczego tak się pruje…
– … no, wypowiedz to na głos, Evans, jakby go gwałciły pogrzebacze z…
– BLACK!!! – pisnęła, czerwieniejąc ze złości jeszcze bardziej. – Nie obarczaj mnie swymi ohydnymi, wypaczonymi, niezrozumiałymi dla normalnego człowieka wizjami! Nie chcę więcej słyszeć, jak mówisz o tym… No! Tym, co mi powiedziałeś, że Potterowi robią!
– Że go gwałcą pogrzebaczami z kominem i piecem? – zapytał niewinnie Syriusz, mrużąc oczy od dołu. – Co w tym dziwnego?
– BLACK!
– Evans, ty po prostu nie ogarniasz mojej finezji, cukierku w czekoladzie! – wyszczerzył białe zęby Syriusz, po czym złapał oburzoną dziewczynę za ramiona i pokiwał głową z politowaniem. – Biedny James, właśnie pierwszy raz miesiączkuje, a ty wywrzaskujesz nad nim takie okropności, jak ci nie wstyd?! Przecież widzisz, jak nieszczęsny cierpi!
Wskazał z patosem na Jamesa, który wciąż mył zadem podłogę w dormitorium tak gorliwie, jakby chciał heblować deski.
– Sądząc po jego postępowaniu, okres zalał mu wnętrze czaszki i jego biedny, mikry móżdżek już w ogóle opadł na dno i wodorosty, a kto wie? Może i wypłynął mu z krwią uszami lub inną drogą…
– Ale… – zaczęła Evans, wpatrując się w szoku w Jamesa, jeżdżącego po ziemi tyłkiem.
– Bez „Ale”! – zawołał dramatycznie Remus z tyłu. – Lepiej leć po jakąś pod… pod, co było dalej?
– Wystarczy kawał szmaty! – urwał Syriusz brutalnie i bezceremonialnie wypchnął Evans za drzwi, trzasnąwszy nimi przed jej nosem. Westchnął i ryknął na Jamesa:
– Gnoju gotowany w glutach! Co ty wyczyniasz?! Idę se spokojnie przez salon, nie wzbudzając większych kontrowersji, a tu twój dokumentny jazgot sprawia, że ludzie gapią się na mnie dziwnie, bo przyjaźnię się z gościem, który lubi w wolnych chwilach drzeć twarz na całego!
– Syriuszu! – miauknął James z podłogi. – Próbowałem się przemienić! Ogon mi nie znika!
– Aha, a to oznacza, że chcesz go przerazić rykiem, żeby sobie poszedł?
– On go próbuje zedrzeć… – wyjaśnił półgębkiem Remus, gdy James podjął na nowo próby zeszlifowania grani swych pośladków.
Ojciec Nicholasa nieco zdębiał, na co wujek Remus parsknął w rękaw.
– Myślicie, że do wakacji mi zniknie? – jęknął żałośnie James. – Jak ja się pojawię na plaży? Ale… Ach, zapomniałem, że ja nie chodzę na plaże…
– Do wakacji jeszcze parę tygodni, nie smutaj! – Peter klapnął na ziemię obok niego. – Myślicie, że czwarta klasa będzie trudna?
– Jakby miało się taki włochaty dzyndzelek w gaciach, jak Jim, to nawet postawienie kloca wydaje się skomplikowane! – parsknął Syriusz, a Remus i Pet wepchnęli pięść do buzi, by nie zaśmiać się.
– Widzę, że was to śmieszy! – burknął James wyniośle. – Lepszy mój dzyndzelek, niż glizda Petera… Módl się, ciastku, by ci się nie przytrafiło takie coś! Jako twój współlokator, posiadam pewne niepodważalne dane, iż wyposażony w to, co posiadasz na obecną chwilę, mógłbyś pomylić jedno z drugim, oddając mocz!
Remus i Syriusz runęli na ziemię ze śmiechu, tarzając się po sobie nawzajem. Peter spalił cegłę.
– Ejże! – huknął na całą trójkę Potter. – Może poćwiczymy przemianę? Może mi zniknie ogonek, kiedy się uda mi zamienić w zwierzę…
– Możemy poćwiczyć! – uśmiechnął się Syriusz. – Ale ostrzegam cię, że z rogami i jednym kopytem będzie ci trudno pójść na jakąkolwiek lekcję, bez wzbudzania podejrzeń!
Peter, Syriusz i James skulili się razem, próbując skupić, a wujek Remus rozwalił się na jednym z łóżek, biorąc do ręki z ukontentowaniem paczkę kociołkowych piegusków.
– Swędzi mnie pupcia… – rozległ się nagle niespodziewany jęk Jamesa.
– Cicho, łosiu! Skupienie!
James powoli przekształcał się w jakieś rogate stworzenie, ale Peter i Syriusz ani drgnęli.
– Poczułem nagle jakieś mrowienie na dłoni! – podniecił się wrzaskliwie Peter.
– Bo ci pająk łazi po dłoni, ciulku! Nie przeszkadzaj! – warknął Syriusz.
Jamesowi udało się przybrać postać jelenia, po czym zmienił się szybko w swą postać.
– Syriuszu, co jest? – zapytał Remus, wcinając kociołkowe pieguski. – Szło ci dobrze, do dzisiaj! Użyj organu myślącego!
Syriusz poderwał się na równe nogi zamaszyście, klnąc subtelnie.
– No jak się mam skupić, no?! – zawołał z mocą tato Nicholasa. – Właśnie miałem wyciek płynów mózgowych!
– Jaki wyciek płynów mózgowych? – zdumiał się Peter, też wstając.
Syriusz wskazał na swe narządy rodne ruchem hostessy reklamującej towar i wyszczerzył ząbki w szelmowskim, dwuznacznym uśmieszku, ruszając brewkami znacząco.
Zaległa napięta cisza, podczas której nikt nie okazał jakiejkolwiek emocji na twarzy.
– AAAAAAAAAAAAAA AAAAAAAAAAAAAAAAAAA AAAAAAAAAAAAAA!!! – zaryczał ze strachu James, wywijając dziko wszystkimi kończynami i prawie gubiąc oczy. – NIEEEEEEE!!! ON TO ROBI, MÓJ NIESKALANY SYRIUSZ TO ROBI!!! JA MYŚLAŁEM, ŻE ON JEST INNY!!! JA MYŚLAŁEM, ŻE TO SIĘ DZIEJE TYLKO U ZEPSUTYCH MUGOLI!!!!!!! NIE CHCĘ SPAĆ Z TYM ZBOCZEŃCEM W JEDNEJ SYPIALNI, GDY BĘDZIE ROBIŁ TE RZECZY!!!!!!! NIEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!
Po czym zaczął wyć i dogalopował do drzwi, wciąż wymachując dziko rękoma, otworzył z głośnym łupnięciem portal i wypadł na zewnątrz.
– NIEEEEEEEEEE!!!… – gdy biegł schodami.
– …EEEEEEeeeee!!!… – kiedy leciał przez domniemany salon Gryfonów.
– …eeeeeeeeee!!!… – dalej go było słychać.
– …eee!!! – i tu nastąpił jakiś ohydny łoskot, jakby James w pełnym biegu szaleńca zderzył się z armią zbroi trzymających wszystkie widelce z Anglii.
Ojciec Nicholasa i jego wujek, oraz Peter patrzyli w osłupieniu w kierunku otwartych wciąż drzwi. Nicholas ni w ząb nie zrozumiał, o co chodziło z tym wyciekiem, ale najwyraźniej i jego ojciec nie był lepszy, bo po chwili spytał z zaskoczeniem:
– Ale co się stało Jamesowi? Ja tylko miałem na myśli to, że właśnie przed chwilą robiłem siku!
Wujek Remus zawył takim śmiechem, jakiego chyba nikt z obecnych w dormitorium się w jego przypadku nie spodziewał. Spadł z łóżka, gniotąc pieguski, pokładał się na ziemi, rycząc wniebogłosy.
– Remus, powiedz nam, o co chodzi z tym wyciekiem? Dlaczego James nazwał mnie zboczeńcem? – zdenerwował się Syriusz. – Rozumiesz coś, Pet?
Ale grubasek zasmucił się tylko i pokręcił głową przecząco. Wizja się rozmazała…
Tym razem Nicholas znajdował się na dziedzińcu w szkole. Była noc, najwyraźniej zimowa, ale z wnętrza dochodził ku niemu dźwięk muzyki, światełka, śmiechy i jasność. W ciemności, na jednej z arkad, dostrzegł grupkę sześciu osób. Wytężył wzrok i doznał kolejnego już wstrząsu.
Pierwsza z lewej wśród siedzących na arkadzie osób, była jego własną matką. Ubrana w piękną, fantazyjną suknię, z upiętymi loczkami, które trochę wymsknęły się z koka… Nicholas od razu zakodował, że mama ma zupełnie inne spojrzenie i wyraz twarzy. Teraz, mimo trzydziestu trzech lat, wyglądała na bardzo młodą, ale zupełnie nie obejmowało to oczu… A tu wydała mu się nastolatką bez większych trosk i życiowych doświadczeń, nieco zadziorną i bojową, ale zupełnie inną. To smutne odkrycie przygnębiło go. Na kolanach mamy leżała głowa Jamesa Pottera, obok nich siedziała jakaś nieznana dziewczyna, opierająca głowę przez sen na… ramieniu wujka Remusa. Nicholas zdumiał się nie na żarty, chichocząc do siebie. Dalej siedział jego ojciec, przystojny i elegancki, znudzony, jak zawsze i bawiący się rudymi włosami jakiejś nieznajomej. Panowała cisza i spokój, przerywana pojedynczymi zdaniami.
– Patrzcie, Smarkerus z Evans… – mruknął jego ojciec, wskazując coś na drugim końcu dziedzińca.
– Gdzie! – sapnął Potter, zrywając się na równe nogi.
– No tu, ślepolcu, spacerują przed nami! – prychnął jego ojciec.
– Chyba mogą pogadać… – zauważył wujek. – Skoro poszli razem…
– Oni poszli razem na ten bal?!
– No tak, przecież widziałeś, że tańczą razem…
– Myślałem, że po prostu, tak sobie tańczą… To ona wolała iść ze Smarkiem?! Nie ze mną?!
– Nie mów tego przy Mary Ann! Przecież to nie jest dla niej miłe – powiedział Syriusz.
James Potter, na oczach wszystkich, podleciał do jakiejś pary. Nicholas zmrużył oczy.
– Co ty tu robisz?! Z nim?!
– Przepraszam bardzo, Potter, ale chyba mamy prawo porozmawiać, co nie?!
– Chcesz gadać z Wycierusem?!
Rozgorzała batalia na drugim końcu dziedzińca. James bił się z jakimś chłopakiem.
– Nie bój się Rogaś, mój mężny druhu, dopomogę ci! – zawył dzielnie ojciec Nicholasa. – Walka!
Wpadł z impetem w kotłowaninę niczym do wody w jeziorze. Nicholas pospieszył za nim, kulejąc, ciekawy dalszej akcji.
– Przestańcie, przestańcie! Severus, OPANUJ SIĘ!!! SZLABAN!!! SZLABAN!!! – krzyczała dziewczyna, której partnera Potter prał na odlew z ojcem Nicholasa. – DLA WSZYSTKICH !
Nicholas z jakąś mściwością oglądał Severusa Snape’a, odciąganego od chłopców przez przyszłą panią Black. Jakaś dziewczyna za to odciągała z oka cyklonu Pottera.
– Puść mnie… Zabiję go… – warczał Snape. Nagle Syriusz Black roześmiał się w głos.
– Fajne gatki, Smarku. Wycierasz o nie nochal?! – wykrztusił.
Nicholas sam parsknął szyderczo, bo Snape rzeczywiście zgubił spodnie. Szybko je wciągnął i… zamachnął się na Blacka, rozdrapując mu skórę na policzku do krwi. Ojciec Nicholasa przestał się śmiać, mocno zdziwiony, dotknął swego policzka powoli, po czym chwycił za fraki nieco zaskoczonego Snape’a, przybierając okrutny wyraz twarzy. Nicholas mimowolnie się ucieszył.
– Nie, Syriuszu, PRZESTAŃ! – krzyczała mama.
Próbowała odciągnąć ojca od wijącego się na ziemi przyszłego profesora eliksirów, ale nie szło jej zbyt dobrze, więc do niej przyłączył się wujek Remus.
– Co tu się znowu dzieje? No tak, Potter i Black! Mogło to być do przewidzenia, jeszcze dziś nic nie nabroiliście. Co tu się działo?
To była McGonagall, która zdążyła nadbiec.
– Oni się bili. W trójkę – odparła natychmiast przerażona partnerka Snape’a. McGonagall poczęła więc się produkować nad nieodpowiedzialnością i rozbuchanymi hormonami Pottera i Blacka, ale Nicholasa bardziej pochłaniał inny, fascynujący widok: mama i wujek, przytrzymujący krwawiącego tatę. Nareszcie, wszyscy razem, ramię w ramię. Nigdy nie widział czegoś tak inspirującego…
Wizja powoli odchodziła w niebyt… Znów się znalazł w dormitorium Gryffindoru. Na jednym z łóżek, pośród regularnego bajzlu, siedział jakiś chłopak, z pewnością starszy od Nicholasa. Ukrył twarz w dłoniach, łokcie oparł na kolanach. Był to jego tata.
Panowała cisza, w której Nicholas przyglądał się z zaciekawieniem nieruchomemu ojcu. Ten nagle wystrzelił w powietrze i wydał z siebie ryk wściekłego, zranionego śmiertelnie zwierza. Był siny ze złości. Zaczął miarowo okładać nogami swój kufer i łóżko, wrzeszcząc w kółko jedno słowo, którego Nicholas nie słyszał często, ale wiedział, że jest wybitnym, mugolskim przekleństwem.
– Black, tyś totalnie owłosiał na mózgu? Zarosły ci kanały myślowe? – ozwał się znużony ton.
Z łazienki wyłonił się James Potter z ręcznikiem, gapiący na Blacka z politowaniem.
– Kurna, synek, masz problem?! – zapytał Syriusz tak bardzo, ale to tak bardzo podobnie do sposobu, w jaki zachowywał się Cosmo, że Nicholas aż osłupiał.
– Ja nie, kufer już ma… Chciałbyś być tak okładany bestialsko? – zapytał James niewinnie.
– Wyżyję się zatem na tobie…
– Poczekaj, hola, panie, hola! – James automatycznie zasłonił się ręcznikiem. – Takie przyjacielskie poklepywanie poczciwego kuferka ci nic nie da… Po prostu idź i z nią porozmawiaj!
– Słyszysz się w ogóle, Rogaś?! – ojciec wybuchnął wariackim śmiechem. – Słyszysz się?! To Mary Ann Lupin, najbardziej skwaszona i obrażalska dziewczyna, jaką znam! I ja mam do niej z dyplomatycznym „Ej, ty, dziunia, weź zostaw tego patałacha i wskakuj na mój motor!”.
Nicholas uśmiechnął się do siebie. Widok ojca, wrzeszczącego coś takiego o mamie był doprawdy przedni. Swoją drogą, ciekawe, o co poszło…
– No nie, ale jakbyś był dla niej miły, kwiatki zrywał, słodycze przynosił i w ogóle… – począł tłumaczyć cierpliwym, śpiewnym głosem Potter. – I byś się umył czasem… Chociaż nie, ty się myjesz, w akcie poświęcenia musiałbyś umyć mnie i Glizdka… A ty tylko…
James wykrzywił potwornie twarz, wysunął dolną szczękę do przodu i zaczął miarowo porykiwać.
– Żadna nie wytrzyma, zapewniam! – wyszczerzył się po tej krótkiej prezentacji neandertala. – Idź do niej, pogadaj, wytłumacz, zawalcz!
– Ty nic nie rozumiesz… – pokręcił z niedowierzaniem głową Syriusz i opadł na swoje łóżko. Minę miał żałosną i beznadziejną. – Ona jest z tym Lestrange… Chodzą ze sobą i są pewnie zakochani! Ja przegrałem, moja głupota i ośli upór… Nie wydostanę jej ze szponów tego typa!
Nicholasowi po raz wtóry zrobiło się ojca żal. On też przecież nie wierzył, by kiedykolwiek mógł zdobyć Cho, to było nie do przeskoczenia. A mama, jak wynika z sytuacji, była do tego zakochana!
– Powiedz mi, mój słodki jak ciasteczko z woszczyną druhu… – zaczął James i opadł na łóżko obok Syriusza. – Dlaczego ci na niej zależy? Przecież się ciągle chlacie! No spokoju nie ma!… Ja wiem, Meggie jest cud miód, ale… Nie ogarniam, stary, po co się pchasz w jej pole rażenia!
– Nie mam pojęcia, zresztą, nawet nie o to chodzi… – burknął Syriusz. – Ja… Nienawidzę takich rozmów z tobą, Rogaczu! No, ale skoro muszę… Ja zawsze marzyłem o kimś, kto mnie będzie kochał, kiedy byłem mały i zupełnie sam… W domu nikt mi nie okazywał uczuć, nigdy. To sobie marzyłem…
– Ach!… – krzyknął łagodnie i w emfazie James i począł wysoko nucić jakąś romantyczną, spokojną piosenkę rodem z krainy tęczy, kucyków i serduszek. Syriusz się nachmurzył.
– PRZEPRASZAM!!! Kontynuuj, musiałem… – zawstydził się Potter.
– Nie potrzebuję obrzydliwie różowego podkładu muzycznego… Nieważne… Chciałem być kochany, więc chciałem stworzyć kochającą rodzinę. I kochać żonę i dzieci. Jedno jest pewne: nie chciałem domu takiego, jakim był mój. No więc… Kiedy już poszedłem do Hogwartu, to… Pomyślałem, że któraś będzie moją żoną…
Syriusz się zaczerwienił, a James aż zacisnął pięści, byleby nie palnąć jakiegoś szyderstwa.
– Ale wszystkie były takie same… – mruknął beznamiętnie Syriusz. – Pamiętasz?
– Ależ!… Z żadną się nigdy nie umówiłeś, to skąd masz wiedzieć, o rany!
– No bo żadna mnie jakoś nie… Sam nie wiem… Z tłumu się nie wybijały – wzruszył ojciec ramionami. – Nawet pomyślałem, że nie chce mi się zakładać rodziny, że mam was…
– Och, jakie to słodkie! – zapiał James w dzikiej ekstazie.
– No i wtedy, w czwartej klasie, przybyła ta nieznośna dziewczyna – uśmiechnął się drwiąco. – Była… inna. Trochę zbyt wrogo nastawiona, no i strasznie kłótliwa, cholernie kłótliwa i emocjonalna… Miałem jej serdecznie dość i mam do dziś.
Nicholas słuchał z niezwykłym zainteresowaniem. Hmm, ciekawe…
– Irytująca, kłótliwa baba – wycedził ojciec. – Tak irytująca, że aż intrygująca… Przekornie chciałem być blisko! Jestem przekorny, jak wiesz. I potem odkryłem, że pod tą powłoką jest też coś innego, że jest smutna, zagubiona, samotna, ma swoje myśli, uczucia, jest w tym… słodka? Kobieca? Wrażliwa? Chciałem się nią zaopiekować, jakoś pomóc… Ale może jej odtrącanie mnie i ta wielopłaszczyznowość sprawiły, że chciałem ją zdobyć, bo była wyzwaniem. Odtrącała mnie i chciałem walczyć, im bardziej, tym mocniej. No i były te sytuacje, gdy rozmawialiśmy i okazywało się, że rozmowy zawsze się kleją, że dogadujemy się… No i czy mógłbym lepiej trafić? Ale nie…
Uderzył pięścią w poduszkę ze złością.
– Teraz ten koleś zabrał mi ją, jedyną, na którejkolwiek mi zależało…
– Może jeszcze nie wszystko stracone… – James poklepał go po ramieniu. – Może jeszcze znajdziesz kogoś cudownego na miarę fascynacji, jaką budzisz…
– Ty nie ogarniasz… – Syriusz popatrzył z przerażeniem przed siebie. – Ona jest z Rabastanem Lestrange! LESTRANGE! Jakby była z tobą… Ale zrozum, jak jej nie wydobędę, to ona skończy ze śmierciożercą! Wiesz, kim są Lestrange’owie?! Przecież wiesz! Ja nie mogę jej zostawić w jego szponach, nawet nie dla siebie, ale muszę ją wydostać! Tu nawet nie chodzi o to, czy ją kocham…
– Ach, wreszcie powiedziałeś to cudotwórcze słowo… – zadrwił James.
Nicholas zamyślił się. Ojciec naprawdę kochał mamę. Chciał ją ratować. To było… wzruszające?
– Może podstępem? Proponuję spuścić na niego napalm – zaproponował beztrosko James.
– Nie mam.
– No to stertę metalowych rur wypchanych śmierdzącymi gaciami Glizdy…
– Nie mam rur.
– No to… Poezja, kultura wyższa, drodzy państwo, uwaga… Naskoczysz na Smarka, a on go obsmarka?
– STOLCU!
– WIEM! Mamuśkę swą naślij na niego! Efekt murowany granitem i lastryko!
– James, ty idź…! – ojciec podskoczył, nagle olśniony. – Jesteś genialny, JA jestem genialny!
– Co? – James wytrzeszczył gały. – To znaczy, wiem, że jestem, ale czemu?
– Nic nie powiem… Ale mam plan. Mam demoniczny, chytry plan, HA!
Nicholas wręcz jęknął, gdy wizja się zamazała. Był tak ciekaw!…
Wytrzeszczył oczy. Ojciec siedział na kocu, zupełnie sam, jeśli nie liczyć malutkiego brzdąca, ledwo umiejącego siadać. Znajdowali się w jakimś ogrodzie, olbrzymim i bujnym. Niedaleko majaczyły mury pięknego, wiktoriańskiego dworu. Nicholas nie wiedział gdzie są, ale…
– Nicholas… – usłyszał za sobą czuły, zachęcający i uspokajający głos. Obrócił się do Syriusza Blacka, nieco wystraszony, ale on nie mówił do niego, tylko do… dziecka.
Czternastolatek osłupiał, nie pierwszy raz. Tak, to on siedział na kocu z ojcem. Syriusz Black i Nicholas Black, ojciec i syn. Patrzył na tę scenę jak zahipnotyzowany.
Ojciec smyrał go po tłustym brzuszku palcem, uśmiechając się tak czule, ciepło i kochająco, a mały Nicholas śmiał się w niebogłosy, wywalając na wierzch mały, różowy języczek. Nicholas, ten czternastoletni, przełknął z niepokojem ślinę. Ogarnęła go galopująca tęsknota i rozpacz.
Ojciec wziął brzdąca na ręce i posadził go sobie na udzie, przytulając do torsu.
– Widzisz, synku? Jaki piękny jest świat! Popatrz tam, na chmurkę… Widzisz?
Z zafascynowaniem pokazywał synowi niebo, a on rozdziawiał buzię, wodząc wzrokiem za jego palcem. Potem patrzyli na drzewa, na kamienną huśtawkę, na różaną altankę.
– Mamusia wróci niedługo, to będzie tu z nami! Ona sama jest jak kwiatek, prawda?
Cmoknął Nicholasa w tłustą piąstkę i przytulił mocno do serca. Starszy Nicholas obserwował to, a wewnątrz jego emocje wrzały, bliskie zagotowania. Jego tato go przytulał, rozmawiał z nim.
Nadeszła mama. Usiadła na kocu obok taty, wymienili się buziakiem, pocałowała Nicholasa, który wyraźnie ucieszył się na jej widok. Syriusz jedną ręką objął mamę, drugą przytulał do piersi synka.
– Jestem wyczerpana – mruknęła mama. – Te całe wykłady… Dobrze być już w domu. Byłeś na zebraniu Zakonu, nie? I co mówili? Już się boję…
– A tam, Zakon… – prychnął tata. – Teraz jesteśmy we trójkę. Ty, ja i nasz synek. Poczekaj chwilę i na pół godziny wyzbądźmy się strachu i zła… Nie wiadomo, kiedy Voldemort, śmierć, może nas rozdzielić. Wiesz, że cię kocham nad życie… I Nicholasa też. Chcę się wami nacieszyć.
– Nie chcę… – mruknął duży Nicholas, kręcąc uparcie głową. – Nie…
– Nie mów tak nawet! – poprosiła mama. – Nie zostaniemy rozdzieleni. Nie chcę tego!
– Nie zostaniemy! – ojciec cmoknął ją w czoło. – Popatrz, mamy tu naszego synka, w nim jest część ciebie i mnie, więc nic nas nie rozdzieli już nigdy! Voldemort może nakichać naszej rodzinie.
– Miłość zawsze zwycięży śmierć i nienawiść… – westchnęła mama z ulgą.
– Tak, to prawda.
– Nie!… – Nicholas zacisnął powieki, zrozpaczony. – Nie chcę w to wszystko uwierzyć!
– A co, jeśli Voldemort zwycięży i trzeba będzie się mu poddać?
– To umrzemy za miłość – wzruszył ramionami Syriusz i zrobił buńczuczną minę. – Nie poprę nigdy zła i mroku. Wyszedłem z takiej rodziny i nie chcę do tej stylistyki i idei wracać. Nigdy. Prawda, Nicholas? To jest be!
– NIE… BŁAGAM…
Nicholas jakby się cofnął, trzymając za głowę i kręcąc nią. Potem poczuł, że leci do tyłu… I znów otoczył go mrok strychu, a on siedział, rozkraczony, na drewnianej ziemi. Popatrzył z przerażeniem na misę z płynem i opadł na plecy, wbijając wzrok w strop, przywalony wspomnieniami taty.




przepraszam, że tak długo nic nie było. komentarzy była dobra ilość, tylko wiele mi się w życiu dzieje: wyprowadzka trzysta kilometrów w górę od domu, pójście na studia i ślub ^^
nowa jest już napisana i pojawi się, gdy znów będzie ładna ilość komentarzy :-) mam nadzieję, że Wam się podobało!
Wasza (zamężna już) Doo :-D

Komentarze:


alusiaaa20
Środa, 25 Września, 2013, 12:44

Uwielbiam czytać twoje opowiadanie. W sumie czytam od samego początku jak prowadzisz pamiętnik Mary Ann. Niekiedy twoje teksty zwalają mnie z krzesła, albo jak ta notka czasem aż się chce płakać. Trzymaj tak dalej!!

 


alusiaaa20
Środa, 25 Września, 2013, 12:46

Pisać komentarze! Nie mogę się doczekać kolejnej notki i spotkania z Syriuszem. Gratulacje z powodu ślubu :)

 


Sufflavus
Środa, 25 Września, 2013, 17:45

O mój Boże, gratulacje!!!! Jestem w szoku, że osoba, która ma już męża i studiuje, dalej pisze pamiętnik związany z Harrym Potterem. Pięknie, naprawdę pięknie. Życzę Ci dużo szczęścia z mężem; miłości takiej, jaka połączyła Mary Ann i Syriusza oraz Lily i Jamesa. :) No i powodzenia na studiach! Jeszcze raz gratuluję, Doo! Straasznie się cieszę, serio!
Co do notki, to jak zwykle genialna! To wszystko, co widział Nicholas... Prawie się rozryczałam, jak to czytałam, takie piękne. No i te beztroskie czasy Huncwotów... Czytam twoje opowiadanie jeszcze raz i to wszystko jest takie świetne! Takie zabawne i też smutne. Jestem już na 58 notce i mam świadomość, że już mam bliżej niż dalej do tych smutnych notek... No ale cóż...
Cieszę się, że Sara sie dowiedziała o tym, kto jest jej ojcem. Od początku uważałam, że powinna wiedzieć, ale szczerze to myślałam, że zareaguje trochę inaczej.
Strasznie mi smutno, że jest taka przepaść między Rosemary i Cosmo. Mary Ann i Remus mają taki genialny kontakt jako bliźniaki, a oni... Niestety wrogie domy tak na nich podziałały. Mam tylko nadzieje, że Cosmo nigdy nie bedzie stuprocentowym Ślizgonem, że zawsze tak cząstka dobra w nim pozostanie i kiedyś będzie miał dobry kontakt z Rose i resztą.
No i ciągle jestem załamana brakiem spotkania z Syriuszem. :(
Dodaj szybko nową notkę, proszę (najlepiej już z Syriuszem, hehe)! Jeszcze raz gratuluję! <3

 


Niniel Cat
Środa, 25 Września, 2013, 17:56

Jesteś mężata? O Dżisss...gratulację.Mam nadzieję ,że twój mąż posiada choć pierwiastek twojego powalającego humoru. Życzę ci miłości takiej jak Dropsa do jego dropsów,Hermiony do bibilioteki,Zgredka do skarpetek Harry'go! Powodzenia i na studiach,to jest coś :D
Notka-powala na kolana jak patelnia w łeb,przy momencie ze wspomnieniami Syriusza dosłownie posikałam się ze śmiechu. Jeny wielbiam Hunców!Cieszę się ,że Sara wie o Syriuszu,smutny był koniec i to jej zwijanie się w kłębek :( Przepychanki Rosemary i Cosmo są extra mimo to oni są w sumie bratem i siostrą,chyba się kochają mimo wszystko? Nie zabijaj mi Nicholasa proszę! On jest moją cudowną rodzynką,olewczość jego natury totalnie mnie powala. Biedny jest ten Nicholas,totalnie nie ma w nim chęci do walki. Może go spikniesz z Tamarą :D ?
Weny!
No i oczywiście ponowne gratulacje!Pozdrów męża :D

 


mąż
Środa, 25 Września, 2013, 23:51

Dziękuję za pozdrowienia.

 


Aithne
Czwartek, 26 Września, 2013, 07:18

Gratulacje! Zaskoczyłaś mnie tą informacją, nie powiem ^^. Wszystkiego dobrego!
Notka cudna, chociaż ciężko mi wyobrazić sobie Syriusza, który zwierza się Jamesowi z samotności etc. Ale jak miło wrócić do czasów Huncwotów! No i może nareszcie Nicholas przestanie tak nienawidzić ojca... Mnie by te wspomnienia przekonały ;).
Pozdrowienia!

 


Annie
Czwartek, 26 Września, 2013, 09:51

Gratuluję! :-) Notka jak zwykle cudowna, wspaniała i nie mogę się doczekać następnej!Pozdrawiam :*

 


Syrcia
Czwartek, 26 Września, 2013, 18:27

Jak można w tym wieku wyjść za mąż i myśleć o dzieciach. Ja osobiście nienawidzę tych małych potworów i marzę o kałachu, kiedy jakiś mi się nawinie pod nogi... :P Ale to jestem ja, mały hejter, kheheh. :D
A przed maturą i tak będę srała, albowiem marzy mi się medycyna, a do tegoż potrzebuję po minimum 90% z chemii i matmy, z których, co tu kryć, jestem zwyczajnie downem.
A co do notki - tęskniłam za tymi wesołymi scenkami. Rany, James mnie jak zwykle totalnie ukrzyżował xD Biedny Nick... z jednej strony to świetne, że zobaczył to wszystko, a z drugiej... biedny. To musiał być szok.
No, to na tyle. Muszę się uczyć biologii na jutro. :P Dawaj szybko dalej.
I pomimo mojej hejterskiej natury do związków i dzieci moje serrrrrrrrrdeczne gratulacje i życzę szczęścia! :D

 


aniloraK
Czwartek, 26 Września, 2013, 23:50

Po pierwsze wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia:) A po drugie rozdział boski aż płakałam jak nie ze śmiechu James i jego ogonek :)to ze smutku jak Nick oglądał wspomnienia Syriusza z dzieciństwa lub ostatnie Łapa, Mary i malutki Nick :(
Życze weny i czekam na nn

 


Diana
Piątek, 27 Września, 2013, 18:12

Kurczę, tyle emocji w jednej notce...
jestem taka podniecona jak widzę, że jest już nowa notka. Doo, super napisana, jak wszystkie. Wszystkie tęsknimy za Syriuszem:) doskonale o tym wiesz i robisz to specjalnie... :( oj, nieładnie;)

PS Gratuluję i wszystkiego najlepszego wam:)

 


Metallum
Piątek, 27 Września, 2013, 20:16

Piękna notka Doo! Czekałam na nią od tak dawna i cały czas trułam Sufflavus tyłek czy sprawdzała, czy u Ciebie jakieś nowości :D Gratuluje tak w ogóle! (komentarz od męża mnie rozbawił, haha. Witaj w klubie, ja też sie przeprowadzam, już mam dośc pakunków, pakuneczków i innych... okropieństwo. Na szczęście porządna dawka Huncwotów bardzo poprawiła mni humor! Cieszę się, ze Sara mimo swojego młodego wieku, jest tak rozsądną osobą. Takie podejście mi się podoba. "Chciała się tylko przytulic", aż mi się łezka w oku zakręciła :(.
Czekam na nową z niecierpliwością! Mam nadzieję, że u nas rozdział pojawi się szybko, ale tak jak mówiłam, ze względu na przeprowadzkę, wszystko się opóźnia.Jeśli tylko się coś pojawi to damy od razu znac :).
Powodzenia na nowej drodze życia :)).
M.

 


Syrcia
Piątek, 27 Września, 2013, 23:41

Doo, w wolnej chwili mogłabyś wpaść do mnie. Chwilka wystarczy, bo notka jest raczej z tych krótkich, ale jest. :D I dawaj szybko dalej ^^

 


Alice
Sobota, 28 Września, 2013, 07:39

Napisałam komentarz, patrzę i nie ma. Magia normalnie!
Gratuluje męża, choć i ja mam podobne podejście jak Syrcia. Pomyśleć, że gdy zaczynałas tu pisać, byłaś młodsza odemnie. No i odemnie też pozdrowienia dla Twego Jedynego, wiele miłości życzę :D
Notka chyba jedna z lepszych. I mimo że długa, to za krótka :P
Cudownie było wrócić do czasów Huncwotow. Fragment z szmata mnie tak rozwalil, że wybuchlam śmiechem na chemii. Biedny nauczyciel, pewno nadal szuka zabawnej strony postulatów Bohra oraz stopnia utleniania. Jak tak dalej pójdzie, to tej matury nie zdam. Smutne jest to, że teoretycznie historia ta się kończy. A z drugiej strony, mam nadzieję że niedługo znów coś przeczytam. Sara jest niesamowita. Stworzyłas sama postać, która jest intrygujaca.
Chaotyczny komentarz, ale trudno, wcześnie jest. Powodzenia!

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki