-Rose?- spytałem, kiedy zobaczyłem skuloną na podłodze, czarnowłosą dziewczynę.
Odwróciła się i spojrzała się na mnie wzrokiem pełnym lęku. Ale zaraz znowu ujrzałem śmiałość w jej oczach. Chociaż to nie była śmiałość, to była... wściekłość.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz mnie podsłuchiwać? Zostaw mnie natychmiast w spokoju!- krzyczała podnosząc się i wstając.
Skierowała się do drzwi, a kiedy mnie mijała usłyszałem jej ostry głos, koło swojego ucha.
-Masz nikomu nie mówić, o tym co tu widziałeś, jasne? Nikomu!
-J...j....jasne.- powiedziałem przerażony jej nagłą gwałtownością.
Usłyszałem trzask drzwi i szybkie kroki dziewczyny. Ciągle stałem osłupiały na środku pokoju. Rozejrzałem się dookoła. Sala była mała i chłodna. Szare ściany wyglądały pusto, a szafka, na której znajdowały się dwie obszarpane książki, dość mizernie. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie było okien. Zastanawiałem się do czego może służyć ten pokój, ale moje myśli znowu wróciły do niesamowitego wydarzenia i płaczącej Rose. Czemu płakała? Z powodu Hermiony i jej natarczywych pytań? I czemu tak się wściekła, kiedy zobaczyłem, jak płacze? Przecież nie kwiliła pod ścianą, ani nie zawodziła jak Jęcząca Marta. Z tymi myślami wyszedłem z pokoju, ale tknięty jakimś nagłym przeczuciem, obróciłem się za siebie. Drzwi nie było.
Wpatrywałem się w kawałek ściany, z niedowierzaniem. Czyżby kolejny Pokój Życzeń? Ale jeżeli tak, to jak się tam dostałem? O ile mi było wiadomo, trzeba przejść trzy razy przed Pokojem i wypowiedzieć życzenie np. „potrzebuje łazienki”, a wtedy ona się pojawia. A ja nic takiego nie zrobiłem. Tylko zapukałem i wszedłem. Czemu więc drzwi zniknęły? Co się z nimi stało?
Lekko oszołomiony udałem się do pokoju wspólnego i zdziwiłem się jeszcze bardziej widząc tam Rose, która rozmawiała z Fredem i George’em. Dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie i wróciła do przerwanej rozmowy. Co chwila śmiała się z wybryków Weasley’ów. Musiałem przyznać, że mimo, że zachowywała się dziwnie, niewiarygodnie pięknie się śmiała.
-Neville, coś ty jej zrobił, co?- spytał z uśmiechem na ustach Dean.
Zdziwiony spojrzałem na niego. O co mu chodziło?
-Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już byś leżał martwy.
-Naprawdę?- spytałem oszołomiony dzisiejszymi wydarzeniami- Nie zauważyłem.
Ostatnią rzeczą którą zobaczyłem przed pójściem do dormitorium był zdziwiony Dean. Zacząłem wspinać się powoli na schody. Zatrzymałem się przed drzwiami do pokoju. Na tabliczce widniało:
Harry, Ron, Dean, Seamus, Neville.
Nie mogłem powstrzymać ogarniającego mnie smutku. Harry trzymał z Ronem, Dean z Seamusem, a ja? Neville trzymał się sam. Od zawsze. Westchnąłem ciężko i otworzyłem drzwi. Mimo, że miałem swój dom, a w nim kochaną babcię, Hogwart był moim mieszkaniem. Tak jakby zastępował mi mamę i tatę. Oczy zaczęły mi łzawić. Zniesmaczony własną słabością, mimowolnie otworzyłem szufladkę w szafce nocnej i wyciągnąłem zdjęcie swoich rodziców. Łzy ciekły, a ja nie mogłem ich zatrzymać.
Nie pamiętałem tej nocy, kiedy rodzice byli torturowani. Byłem wtedy tylko kilkuletnim chłopcem. Ale czasami- w najgorszych koszmarach- widzę twarz mamy i taty wykrzywione w grymasie bólu. I inną twarz. Twarz wykrzywioną podłym uśmiechem. Twarz z czarnymi włosami i zimnymi czarnymi oczami. Twarz Bellatrix Lestrange.