- Pansy! - wołała mama. - Poczta przyszła.
Chwili spokoju nie dadzą! Nawet nie mogę sobie przeczytać "Proroka Codziennego"! Nie mogę w spokoju tarzać się ze śmiechu z tego bliznowatego gumochłona. Nie mogę nawet pisać listu do Charlotte! Boże... To ma być zacisze domu?! Na stado rozłoszczonych sklątek. Czy ja jestem potrzebna do otworzenia sowy z Hogwartu?! Przeczytania korowodu Dumbledore i wysłuchiwania narzekań mamy o tym, jak dużo ten nauczyciel wymaga! Jak by to była MOJA wina, że kiedy uczył transmutacji mama nie zdała SUMa, jedynie z tego przedmiotu. Wystarczyło się przyłożyć. Co za sztuka mieć dziewięć wybitny, jeżeli ma się jednego trolla?
- Już idę. - odaparłam, schodzac na dół.
Mama czekała już, trzymając w ręku dwie koperty.
- To jest lista podręczników. Ten dyrektor jest nieobliczalny, naprawdę. Jak można uczyć dzieci z trzech podręczników do transmutacji?! Toż to zgroza! - rzekła, wymachując rękami.
O mało co, aby mnie w oko dźgnęła!
- Mamo. Dumbledore jest beznadziejnym dyrektorem, ale nie uczy transmutacji. - odpowiedziałam zirytowana.
- Och Pansy, ale ma wpływ na wybór podręczników! - wyjaśniła matka.
- Niekoniecznie. - mruknęłam, przypominając sobie Lokcharta, który kazał im zakupić wszystkie swoje książki.
- W każdym, bądź razie to jest niespodzianka. - oświadczyła, podając mi drugi list.
Wzięłam kopertę.
Co to może być? Czyżby mama chciała mnie zapisać na balet? Już raz taki numer wycięła, ale wyperswadowałam jej do z głowy. W takim razie kurs irlandzikiego tańca? W końcu ona nadal twierdzi, że mam mało ruchu. Dźwiganie książek, latanie z klasy do klasy, wyśmiewanie się z Potter'a są bardzo męczące i wymagają ruchu, ale nie... ona swoje. Nie wspominając już o uczeniu się! Błogosławcie mnie zagorzali przeciwnicy Wybrańca, w tym roku sumy!
Z lękiem otworzyłam kopertę.
Szczęka mi opadła do tego stopnia, że mogła dotknąć ziemi. W mordę hipogryfa zostałam prefektem! Następcą tego brudnego Weasley'a i strażnikiem porządku w Hogwarcie! Przecież prefektami zostają zazwyczaj kujoni i pupilki nauczycieli... Widocznie Dumbledore docenił ile PASJI wkładam w plotkowanie Charlotte i spanie, bo zazwyczaj to robię na lekcjach. No może poza eliksirami, które są bardzo ciekawe, a szczęście sprzyja, bo zawsze mamy je z Gryfonami, czyli Potter'em. Profesor Snape jest bardzo... uprzejmy dla bliznowatego. No, ale teraz to będzie trzeba wziąść się do nauki, bo rodzice zaczeli mi już grozić obcięciem kieszonkowego i wakacjami w domu. Wakacje w domu?! Na smoczą krew to by była porażka. Totalna nuda.
- Co o tym sądzisz, skarbie? - zapytała słodko matka, patrząc na mnie z troską.
- Super. Ja... Cieszę się bardzo. - odrzekłam, próbując się uśmiechnąć.
Mama była zbyt radosna, aby zobaczyć, że chwilę później moja szczęka opada ponownie.
- W nagrodę kupię ci coś! - oznajmiła matka.
- Prezent? - zapytałam zaciekawiona.
Jeżeli mam dostać nagrodę to jakoś zniosę pogadanki w przedziale prefektów i patrolowanie korytarzy(czyt. znęcanie sie nad młodszymi uczniami).
- No coś musisz dostać! Co powiesz o perfumach? - spytała mama.
- Mam już.
- Hm... Miotłę?
- Nieee! Chcesz, abym w Mungu wylądowała?! - zapytałam, spoglądając na matkę buntowniczo.
Jeszcze mi tu z miotłą wysakuje! To ma być matka?! Wychowuje mnie piętnaście lat i nie pamięta, że mam lęk wysokości?!
- To może... Sukienka? - zaproponowała.
- Wiesz co, mamo? Pójdziemy jutro na zakupy, a ty kupisz to co będę chciała. Potrzebuję kilka fajnych ciuchów... i kosmetyków. - odparłam.
- Popołudnie z moją córeczką?! - zapytała niedowierzając. - Oczywiście skarbie! - powiedziała, przytulając się do mnie.
Kiedy wyrawałam się z ramion nadopiekuńczej matki, pognałam na górę.
Na smoczy pazur po kim ja mam charakter?! Czy się w Mungu nie pomylil, dając mnie do rodziny Parkinsonów? Matka nadopiekuńcza, spędzająca w kuchni 3/4 swojego życia (reszta to sen). Ojciec pracujący w ministerstwie, który kiedy wraca przykleja się do telewizora od czasu do czasu wołając mnie, abym przyniosła mu jedzenie(jak by nie był w kuchni mamy!). Jedynie brat Lukas jest cywilizowany w tej rodzinie, chociaż ma już dwadzieścia lat i wyprowadził się z tego wariatkowa. Biorąc pod uwagę wszystkie wady mojej rodziny, powinnam być już na Syberii, ale oni czasmi potrafią być mili i sympatyczni. Niestety tylko dwa razy w roku. Na święta Bożego Narodzenia i podczas wspólnego, wakacyjnego wyjazdu.
Usiadłam przy biurku.
Jednym ruchem ręki, strąciłam z niego papierki po cukierkach i kawałki zapisanych pergaminów. Sterta śmieci trafiła na swoje miejsce, czyli do kosza.
Wyjęłam z szawki czysty pergamin i zamoczyłam pióro w atramencie, ale nadal nie wiedziałam jak sformułować odpowiedź na list od Charlotte, który brzmiał tak:
Cześć Pansy!
Jak ci mijąją wakacje, słyszałam, że byłaś w
Danii... Fajnie było?
Ja zwiedziłam Barcelonę, ale odwiedziłam też na chwilę Wiedeń.
Teraz siedzę w domu i się nudzę... Podczas tej nudy wpadłam na pomysł.
Co ty na to, abyśmy resztę wakacji (tzn.ostatnie dwa tygodnie) spędzili w moim domku letniskowym
nad Majorce? Właściwie powiedziawszy w WILLI.
Moi rodzice zawieźli by nas 1 września na King's Cross, ale musielibyśmy mieć już podręczniki...
Jeżeli się zgadzasz to odpisz mi, a w niedzielę przyjedzie po ciebie mój ojciec.
Aha i dodaj zgodę rodziców.
Przesyłam buziaki;***
Charlotte Megan VanDroct
PS: Mówiąc MY mam na myśli Draco, ja, ty, Blaise, Crebbe i Goyle.
Zgodę miałam już przyszykowaną, ale czy ja naprawdę chciałam spędzić resztę wakacji w towarzystwie chłopaków?! Nie są oni mi potrzebni do życia i nie chcę nigdy mieć chłopaka! Jestem samowystarczalną, dumną, upartą indywidualistką.
Muszę pomyśleć, chociaż...
To są tylko moi przyjaciele tylko i wyłącznie przyjaciele. Nic więcej! Aha. Jeżeli mają być tylko moimi przyjaciółmi to mogę jechać! Tylko muszę jutro koniecznie pójść na tę zakupy z mamą... Nie mam jeszcze stroju kąpielowego...
Droga Charlotte!
Rodzice się zgodzili, więc:
MOGĘ JECHAĆ!!!
Spotkamy się w niedzielę.
Tak masz rację byłam w Danii
i bardzo mi się tam podobało
Muszę lecieć i przygotować się na jutrzejsze zakupy z mamą.
Pozdrawiam wakacyjnie
Pansy P.
Napisawszy te słowa, chwyciłam pergamin i pognałam na dół, aby dać przesyłkę Laure, naszej rodzinnej sowie, spoglądałam jak sowa oddala się od naszego dmoku, po czym wróciłam na górę. Przeczytałam raz jeszczę ten niezapomniany artykuł o Potterze i jego wizjach. Prorok pisze o nim regularnie i naprawdę można się z tego pośmiać, chociaż śmiechu byłoby więcej, gdyby był tu pomysłowy Draco, szalony Blaise, rozgadana Charlotte, małomówny Crabbe i gburowaty Goyle.
Tak, więc nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na odpowiedź i wyśmiewać się z bliznowatego...
------------------------------
Było tu sporo Pansy, ale nie obiecuję, że każda notka taka będzie.
You are so awesome! I don't think I've truly read something like that before. So wonderful to discover somebody with a few unique thoughts on this subject. Seriously.. thanks for starting this up. This website is one thing that is required on the web, someone with a little originality! ugg boots outlet