Nota sprawdzana tylko raz, ostrzegam
Roruś co do twojego stwierdzrnia, iż Pansy sie zakocha. Hm... Wiesz nie do końca masz rację, chociaż w jej życiu pojawi się pewien chłopak.
Zapraszam do czytania. :]
- Mamo! Gdzie schowałaś moją kosmetyczkę?! - krzyczałam, biagając po całym domu w poszukiwaniu czerwonego kuferka.
- Skarbie nie wiem! Weź coś z mojej! - odpowiedziała mama z dołu.
No pięknie! Mam niby użyć czerwonej szminki i cieni do powiek modny w latach sześćdziesiątych?! Litości! Nie wystawię dużego palca u nogi za drzwi frontowe dopóki nie znajdę zguby!
Wbiegłam do swjego pokoju jeszcze raz przeszukując szafę, komodę i każdy mebel (łącznie z łóżkiem). Bezskutecznie, niestety...
- Mamo!!! - krzyknęłam raz jeszcze. - Nie ruszę się z domu jeżeli nie znajdę kosmetyczki!
- Spobuj szukać w garderobie! - odparła matka, wchodząc po schodach.
- Dzięki. - powiedziała i ruszyłam w kierunku pomieszczenia.
Zguba się znlazła! Cały czas spoczywała w stercie moich cichów, które mama uważa ze beznadziejne i chce mi je wyrzucić. Kiedyś cudem zapobiegłam zniszczeiu mojej ulubionej bluzki i pary nowych jeansów!
Jak matka się na coś uprze to sprzeciwić się jest jej naprawdę trudno. Ostatnio wygłosiła mi przmówienie na temat poprawnego korzystania z łazienki, bo twierdzi że spędzam tam zbyt dużo czasu.
Wypraszam sobie, ale jeżeli jem posiłki kogoś, kto gotuje na poziomie gumochłona to niech się nie dziwi, że mam później tygodniową biegunkę. Oczywiście mama gotuje nieźle, jeżeli nie zrobi fasolki po bretońsku w sosie pomidorowym! Twierdzi, że to jej specjalność i mogłaby to mi wypychać na siłę do buzi, więc jeść muszę...Wracając do tematu.
Kiedy znalazłam kosmetyczkę wykonałam rutynowe zabiegi upiększające, czyli pomalowałam się błyszczykiem, nałożyłam podkład, puder, róż i srebrzysty cień do powiek.
Gotowa zbiegłam po schodach. Nie obyło się bez bolesnej gleby na śliskiej podłodze, którą mama przed chwilą myła.
- Dzięki za ostrzeżenie. - mruknęłam, wstając.
- Gotowa? - zapytała mama.
Kiwnęłam głową.
Udałyśmy się do salonu, a mama chwyciła kremową wazę, w której znajdował się proszek Fiuu.
- Idziemy na Pokątną? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedziała matka. - Musimy wymieć pieniądze w Gringottcie no i kupić ci podręcznki.
Wzięłam garść proszku i stanęłam w otworze.
- Pokątna! - oświadczyłam stanowczo.
Poczułam się dziwnie wirując w przestrzeni kominkowej, oglądając londyńskie wnętrza salonów od czasu do czasu mijając ludzi. Po kilku sekundach wylądowałam w Dziurawym Kotle.
- Odsuń się. - rzekł ktoś, chwytając mnie za skraj bluzki i ciągnąc w lewą stronę.
W tej chwilii w kominku zwaliła się belka, podtrzymująca jego "sufit".
- Dzięki. - odpowiedziałam, odwracając się w stronę wybawcy. - Blaise!
Zabini uśmiechnał się przyjaźnie.
- Co ty tu robisz?
- Załatwiam sprawy Hogwartu. W końcu jutro mam jechać do Charlie... Dostałaś zaproszenie?
- Oczywiście. - odparłam. - Charlotte to moja kumpela.To dosyć oczywiste, że mnie zaprosiła.
- Draco skakał z radości. - rzekł Blaise, szczerząc zęby.
- Skąd wiesz? Dlaczego? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Dlaczego?! Przecież pokłócił się przed końcem roku z Charlotte. Cieszył się, że mu wybaczyła. - wyjaśnił Zabini.
- Nadal nie rozumiem. On chce z nią chodzić?
- Właśnie nie. Chce się z nią przyjaźnić, a ona w tamtym roku miała obsesję na jego punkcie, pamiętasz?
- Nooo... Skąd wiesz, że skakał? - zapytałam podejrzliwie.
- Byłem u niego, mieszkamy dwie ulice od siebie, więc przychodzę czasem do niego, a on do mnie. - wyjaśnił Zabini.
Rozmowę przerwała nam oczywiście mama, zabierając mnie do Esów Floresów. Jejku, po co jestem jej potrzebna w kupowaniu podręczników?! Jeszcze mnie namówiła do wzięcia kilku dodatkowych książek z transmutacji, bo to z niej radzę sobie najgorzej. .
Z miną skazanego na śmierć ruszyłam do kasy z mnóstwem dodatkowych źródeł informacji.
Po zaopatrzeniu się w książki, udałyśmy się do Madame Malkin kupić nową szatę szkolną, a następnie do apteki po składniki do eliksirów.
Byłam naprawdę wykończona, a czekały mnie jeszcze zakupy w mugolskim centrum handlowym...
*** *** ***
Nareszcie! W domu! Leżę sobie teraz na miękkim łóżku i wypoczywam po bardzo męczącym dniu.
Mama nakupywała mi tyle ciuchów, że ekspedientka sie załamała, licząc to wszystko (warto dodać, że kasa się zapsuła). Nie prosiłam ją o to, ale skoro już mi kupiła to niech będzie.
Swoją drogą to ciekawe co Blaise miał naprawdę na myśli, mówiąc, że Draco skakał z radość... Może on chce chodzić z Charlotte? Może. Jeju, Pansy nie wtrącaj się w cudze sprawy miłosne, bo ciebie to nie obchodzi, podobnie jak każda istota przeciwnej płci. Oczywiście przyjaciele to jedno, a... partnerzy to drugie!
No dobra Pansy, nie bulwersuj się tak to tylko wspólny wyjazd z przyjaciółmi, podczas którego będziecie się świetnie bawić... Aaaaj! Nie mam humoru. W mordę hipogryfa co się ze mną dzieje?! Muszę czytnąć Proroka, bo popadnę w depresję...
*** *** ***
Chwalcie niebiosa, nareszcie niedziela! Nadszedł ten piękny i nieobliczalny dzień tygodnia, w którym może wydarzyć się tylko jedno. WSZYSTKO!!!
Wyjeżdżam z tego wariatkowa, nie ma mnie. Hahahaha.
Boże, czyż ja nie zwariowałam?! Nie. Naprawdę wypełnia mnie euforia i od samego ranka jestemn przyszykowana. Tylko czekam na pana VanDroct'a. Czuję, że to będą niezapomniane wakacje, a raczej ich koniec.
Jestem taka podekscytowan, że straciłam swoją zwykłą mi dumę... Nie będę, więc pisać głupot, tylko idę zjeść obiad.
*** *** ***
Po obiedzie popędziałam na górę po swoje bagaże i z pomocą taty zniosłam je na dół. Mama przygotowała ciasteczka, a w salonie panował nieskazitelny porządek. Na potężnym kominku nie było śladu zwykłego kurzu, a kolekcja płyt taty była starannie poukłada na w szklanym kredensie pod telewizorem.
Cały dom wyglądał, jak nowy! Mama położyła na kanapy jedwabną kapę, a na stole leżał najładniejszy obrus. Naprawdę nie wiem, dlaczego chcą zrobić dobre wrażenie na ojcu Charlotte. Może dlatego, że jest on znany na całym świecie i obrzydliwie bogaty? Możliwe.
- Mamo, gdzie jest Foster? - zapytałam mamę.
Foster jest moim kociakiem, a mama nie cierpi zwirząt, więc jest narażony na wielkie niebezpieczeństwo. Raz już matka próbowała go uśpić, ale odstawiłam scenkę i trochę poudawałam, że płaczę, więc dała sobie spokój. Nadal patrzy na Fosia z pogardą i przy każdej okazji wypomina, że stłukł kiedyś MOJĄ szklankę, którą tak naprawdę stłukłam ja i ciągle to mówię, a mama swoje, że ten "futrzak" mnie rozproszył.
- Skarbie musimy robić dobre wrażenie, dlatego zaniosłam go do spiżarni. - ośiwdczyła matka, czyszcząc kredens.
- Mamo! - krzyknęłam oburzona. - Biorę do ze sobą do Hogwartu i uwierz jest bardzo dobrze wychowanym kotem.
- Wątpie. - mruknęła w odpowiedzi mama.
Prychnęła zirytowana i popędziłam po kociaka.
W mordę hipogryfa, biedaczek nic nie jadł.
Natychmiast poczęstowałam go kawałkiem dorsza i wyjęłam go z klatki. Wzięłam go w ramiona i pozwalałam mu na lizanie mojego policzka. Nie wiem, dlaczego mama go tak nie cierpi. Jest uroczym stworząkiem. Przeczesałam jego bielutką sierść i włpżyłam go do specjalnego koszyka, po czym wyszłam ze spiżarni.
Ten kociak mnie... zmnienia. Przy nim jestem wrażliwą osobą, a przecież prawdziawa Pansy to bezczelna indywidualistka, nie zważająca na uczucia innych. Taak.
- Pansy uczesz się w gładkiego koka, a nie jakieś rowiane loczki. - pouczyła mnie mama, patrząc na moją fryzurę z politowaniem.
- Mamo, posłuchaj. Tak jest modnie i tak mi się podoba. Koka zachowam na bardziej oficjalne okazje. - odparłam.
- Pansy musisz sprawić dobre wrażenie! - rzekła matka.
- Myślisz mamo, że jak czesze się Charlie? Tak samo! - powiedziałam i usiadłam na kanapie.
Tata zająłm iejsce obok mnie i zajął się czytaniem gazety.
- Czy mama zawsze jest taka? Czy była taka jak ją poznałeś? - zapytałam go.
Ojciec odłożył gazetę.
- Twoja matka była kiedyś pełną wdzięku dziewczyną, a kiedy ją poznałem poczułem, że to jest ta jedyna osoba. Delikatna, urocza, piękna. Zakochałem się w niej, ale ona mnie nie zauważała...
- Chcesz powiedzieć, że mama nie była koiedyś stanowcza i wścibska? - wtrąciłam.
Tata pokręcił głową.
- Miała wyjść za mąż za Kornela Malfoya, brata Lucjusza, ale niestety umarł przystając do śmierciożerców. - wyjaśnił.
- A później poznała ciebie?
- Dokładnie i oboje byliśmy szczęśliwi. Mieliśmy wielki pięknym, wielki ślub, a niektórzy spoglądali z zazdrością na nasze szczęście.
- Chcesz powiedzieć, że dopiero po ślubie mama pokazała sowje oblicze?
- Nie. To stało się kiedy Lukas przyszedł na świat. Zaczęła szyć ubranka i spędzać dni w kuchni. - rzekł ze smutkiem.
- A ty uzależniłeś się od telewizora?
- Hm... Wiesz bnie za bardzo mam co robić w takiej sytuacji. - stwierdził ojciec, wracając do lektury.
Co się ze mna dzieje? Przez chwilę byłam zupełnie inną osobą... wrażliwą Pansy, która wsłuchuje się w historię ojca. Może kiedyś moja matka była inna, ale... Czy to oznacza, że też się stanę kiedyś taka, jak matka? Będę gotować fasolkę po bretońsku i patrzeć, jak moje dzieci męczą się przełykajac każdą łyżkę tego okrpnego dania? Ziemna do Pansy! Ty taka nie będziesz, napewno.
- Wszyscy gotowi? - zapytała mama, siadając na fotelu.
- Yhy. - mruknęłam, a tata kiwnął głową, odkładając gazetę.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż nagle usłyszeliśmy głośny trzesk, a na środku salonu deportował się wysoki mężczyzna z kozią bródką i czarnymi włosami. Jego ziemne zielone oczy spoglądały badwaczo na mojego ojca i matkę.
- Dzień dobry. - rzekł serdecznie.
Mama pośpiesznie wstała.
- Witam w nasztch skromnych prgach, panie VanDroct. To jest mój mąż Fabian, a to moja urocza córka, Pansy. Jest najlepszą przyjaciółką Charlotte.
- Taaak. - odparł. - Charlie dużo o niej opowiadał.
Przepraszam, ale czy jestem teamtem do plotek? Czuję się, jak eksponat w muzeum! Wszyscy na mnie się gapią, jakbym była niewiadomo kim lub czym. Przyjaźnie się z Charlotte, ale jej ojca nigdy nie poznałam... Z wyglądu wydaje się poważny, ale chyba jest miłym człowiekiem.
- To gdzie są twoje bagaże, Pansy? - zapytał po chwili.
Wskazałam na mój szkolny kufer i klatkę z Fosterem.
- Tylko tyle? - spyta nieco zdziwiony.
Kiwnęłam głową. Nie wiem czemu, ale mi mowę odebrało. Cały czas tylko na migi. Jeszcze pomyśli, że jakaś chora jestem!
- Świetnie mój asystent po nie przybędzie za kilka sekun, a tymczasem my dostaniemy się do mojej letniej willi porzez świstokilk. - oznajmił, po czym pokazał nam małego łabędzia z porcelny, który był świstokilkiem.
- Oczywiście. - powiedział tata, kiwając potulnie głową.
- Rozumiem. - odparłam, podchodząc do mężczyzny.
Pan VanDroct położył łabędzia na ławie.
- Na trzy dotkniesz go, dobrze? - wyjasnił, a ja kiwnęłam głową.
Nie chciałam być niegrzeczna, ale jestem czarodziejką czystej krwi i naprawdę rozumiem takie rzeczy. nie potrzebuję dodatkowych instrukcji, bo mnie to bardzo denerwuje!
Wystawiłam dłoń.
- Jeden...
Westchnęłam. Koniec nudy. Nowy rozdział wakacji czas zacząć.
-... dwa...
Tylko czy będzie fajnie? Ach. Głupie pytanie w ostateczności skorzystam z "dodatkowych źródeł informacji" i sobie poczytam. Tfu. Nie będę czytać. Po prostu będę...plotkować Charile. Tylko to będzie tak, jak nudzenie się...
-... trzy!
Poczułam jak odrywam się od pidłogi i wiruję gdzieś wysoko, a po kilku sekundach spadłam na... miękki materac.
Nic mi się nie stało, byłam wręcz zaskoczona tak miękkim lądowaniem...
- Wszystko OK? - usłyszałam głos.
Stała nade mną blondwłosa Charlotte, ukazując swoje białe ząbki. Pomogła mi wstać.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałam.
- Reszta już jest. Twoje bagaże również. Chodź ze mną. Będzie super, zobaczysz. - powiedziała, ciągnąc mnie za sobą.
- Myślisz? - zapytałam.
- Mam dla was czadową niespodziankę. - wyjaśniła tajemniczo Charlotte.
Mała zagadka. Podaję ją na końcu, bo jak bym dała na początku to każdy by znał odpowiedź xDD Poćwiczę trochę waszą pamięć.
W tekście ukryty jest tytuł serialu. Popularnego zresztą. Proszę o odanlezienie tej nazwy w tekście, a w komentarzach podanie ją jako cytat, a nie jedno słowo, np. nie "na wspólnej", tylko "na wspólnym łóżku leżało..." . To tylko przykład, bo nazwa jest dosyć widoczna.
Buziaczki;*