Wygrało Logo nr 2. Wysłałam je już do Guardiana i czekam, czekam... Chyba wyślę raz jeszcze xD - Przepraszam za opóźnienie z załadowaniem loga-podmieniłem nie ten plik- ale już jest OK!-Guardian.
Dziękuję wam za miłe komentarze, bardzo, ale też dziękuję za te niemiłe, jeżeli są one obiektywne ...
Natti - Hm... Wiesz może to logo jest lepsze, ale zmieniłam Pansy twarz i mi coś nie pasowało... Poza tym ta Pansy jest taka nijaka, a moja ma być radosna z takim "pazurem". Rozumiem cię też doskonale, że może wolałaś kiedy pisała Izaura. Zdaję sobie z tego sprawę, że być może nigdy jej nie zastąpie w pełni, ale staram się. Poza tym niecały miesiąc wcielam się w Pansy i zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest doszlifowane do końca i wygląda tak, jakbym chciała.
- Witamy serdecznie, pana Ministra. Czy mógłby pan odpowiedzieć na kilka pytań związanych z...
Oczywiście ten okropny głos wyrwał mnie ze snu, a to dlatego, że Charlie postanowiła sobie posłuchać radia! No proszę. Co takiego interesującego może powiedzieć Korneliucz Knot? Najgłupszy Minister Magii, jakiego mieliśmy nieszczęście poznać. Jego wypowiedzi są żałosne. No, ale przynajmniej nie jest Wielkim i Niezłomnym Fanem Potter'a. W skrócie WiNFP.
Niechętnie usiadłam na łóżku. Przez chwilę wptarywałam się przed siebie nieprzytomnie.
- Eeeej. - odezwała się Charlotte. - Wstawaj i rób rozgrzewkę! Dziesięć przysiadów, pajacyków, brzuszków, skłonów...
- Że co?! - krzyknęłam w pełni rozbudzona, patrząc się na Charlie z nadzieją, że to głupi żart.
Nie cierpię fizycznego wysiłku. Bieganie, skakanie i inne takie ćwiczenie są beznadziejne. Robię ja tylko jak mi się chce, dla przyjemności albo w celu zabawy. Inaczej można pomarzyć. Chyba nikt nie dożyje dnia, w którym zobaczy mnie biegającą.
- Ruchy, ruchy. - popędziła mnie przyjaciółka, nadal uśmiechając się złośliwie.
- Mówisz serio? - zapytałam kwaśno.
Charlie kiwnęła głową i zaraz wyjaśniła, że jej ojciec zatrudnił dla nas trenera. Codziennie rano mamy ćwiczyć, następnie przebrani idziemy na śniadanie, a później biegamy i ćwiczymy na plaży do skutku. Tylko ile ten skutek będzie trwał? Charlotte mówi, że ten gostek co ma nas "tresować" ( "trenowaniem" tego bym nie nazwała! ) jest podobno surowy i wymagający. Charlie mówi, że miała z nim lekcje. Tak tylko, że dla niej to żaden problem, ponieważ zdobyła trzy złote medale w zawodach lekkoatletycznych we Francji, na które zabrał ją ojciec. Oczywiście startowały w nich czarownice. No, ale wracając do tematu... To wszystko (podobno) ma służyc temu, abyśmy się nie nudzli i aktywnie odpoczywali! Tylko, że kiedy będziemy odpoczywać.
- Ja już wykonałam te ćwiczenia, ale mogę jeszcze raz to zrobić razem z tobą. - odparła spokojnie Charlie.
- Jeżeli chcesz to możesz. - stwierdziłam, po czym dodałam - Dzięki.
Przyjaciółka uśmiechnęła się uroczo i razem zabrałyśmy się do wykonywania ćwiczeń. Nie było tak źle... Po pięciu minutach już ubierałyśmy się na śniadanie. Zastanawiałam się czego mogę się spodziewać i bezwzględu na wszystko chciałam wyglądać ładnie. Założyłam moje pomarańczowe szorty, biały t-shirt, a pod spodem moje nowiutkie brązowe bikini. Co prawda daleko mi było do Charlotte i jej sexi figurą, ale nie najgorzej wyglądałam, biorąc pod uwagę, że w wakacje stałam się "bardziej kobieca" jak mówi moja matka. No, ale nie jestem pewna czy mogę brać pod uwagę wszystko co moja mama mówi... Chyba jednak ma rację biorąc pod uwagę to, że jak zchodziłyśmy ze schodów na nasz widok Draco zagwizdał. Zarumieniłam się. Tak naprawdę, jak jakaś lalunia. Natychmiast chciała oddać komuś nalepkę "Jestem lalunią", więc wakrnęłam:
- Co masz na myśli wydając z siebie tak nieprzyjemne dla ucha dźwięki?
- Pansy, przestań. - szepnęła Charlie. - Nieprzyjemne dla ucha? Draco możesz mnie tak witać codziennie, a nawet posuwać się dalej. - dodała na głos.
Żmija. Leci na Dracona jak deszcz od trzeciej klasy, ale on jest taki jak ja. Nie przepada za dziewczynami, jeżeli mają one w jego życiu odegrać większą rolę, niż dobre kumpele. Charlotte się nie poddaje. Jest piękną dziewczyną i zawsze mogła mieć każdego chłopaka (i do tej pory może), ale pojawił się taki wybryk natury jak Draco. To ją bardzo irytuje i nie daje sobie spokoju. Jeżeli ja się nie przełamałam to on raczej też tego nie zrobi.
- Charlie, uważaj. Zaraz ty się posuniesz za daleko. - odparł z lekką ironią Dracon.
Blaise przyglądał się tej scenie z zaciekawieniem, a Vincent i Gregory już zajadali się płatkami czekoladowymi. Tyle tu na stole pyszności, a oni się zdecydowali na coś tak prymitywnego jak płatki!
- Poważnie, wyglądacie ślicznie, zabójczo wręcz. - stiwerdził Zabini, posuwając się w bok, tak aby jedna z nas mogła obok niego usiąść.
Po wczorajszej sytuacji nie miałam ochoty tego zrobić, więc wcisnęłam się pomiędzy Dracona, a Vincenta. Chyba zarobiłam minusa u Charlotte, bo ona chciała usąść obok swojego "księcia z bajki", "tego jedynego". Haha. Szczerze? Tak właśnie o nim mówi. Może rzeczywiście jest tym jedynym, ale mówiłabym o nim "ten jedyny niedostępny". W końcu nie każdy facet musi klękać u stóp Charlie, wyznając jej to jak bardzo przypomina Kleopatrę, chociaż w rzeczywistości nie jest do niej podobna. Tą są dwa zupełnie inne typy urody.
- No jak tam nasza Afrodyta? Przygotowana na małe ćwiczonka? - zapytałam, uśmiechając się złośliwie Blaise.
No. Z Afrodytą to jeszcze się zgodzę i powiem szczerze, że nie obraziłabym się, gdyby ktoś kiedyś mnie tak nazwał. No, ale ja jestem tylko Pansy! Zastanawiam się co odbiło moim rodzicom, kiedy przyszłam na świat i dali mi takie imię? Mogłam się nazywać Annie Jane albo tak jak moja kuzynka Lauren Georgina Martha Parkinson. To już jakieś imię, ale ja jestem Pansy Parkinson i nawet nie mam drugiego imienia! O tak miłym przezwisku mogę pomarzyć.
- Do Afrodyty jej daleko. - rzekłam złośliwie, nie opanowując się.
Byłam zwyczajnie zazdrosna. Nie zdziwiłam się, kiedy Charlie rzuciła mi mordercze spojrzenie. Po prostu to nie fair!
- Odezwała się Atena. - onznajmił Draco, uśmiechając się do mnie.
Zrobiło mi się miło. Może i piękna nie jestem, ale przynajmniej mądra. To już jest coś. No, ale co mi tak z tymi boginiami odbiło. Tak czy siak jestem Pansy Parkinson i chociaż stanęłabym na głowie, rodzice się w życiu nie zgodzą, aby nazywała się Pansy Atena Parkinson. Samo w sobie głupio brzmi. W mordę hipogryfa robię się taka jak Charlie.
- Może zaczniemy jeść? Przypominam, że za chwilę będziemy ostro trenować. - odezwała się Charlie zirytowana, a być może zazdrosna?
W każdym bądź razie nie chciałam jej denerwować, więc zajęłam się jedzeniem cynamonowych naleśników z bakaliami, co chwila popijając karmelową herbatą. Właśnie takie śniadanie lubię jeść!
Kiedy skończyłam Charlie nadal męczyła się nad swoją sałatką, Draco znęcał się nad kawałkiem kiełbasy, a Crabbe i Goyle wyżebrali od Charlotte pudełko ciastek! Jedyną osobą, z którą mogłam sobie pogadać, okazał się Blaise.
- Przygotowana na rzeźnię? - zapytał ironicznie.
- Nie może być, aż tak źle. - odpowiedziałam na to, chociaż wiedziałam, że będzie tragicznie, jak wszyscy zobaczą mnie wykonującą ćwiczenia.
- Zobaczymy. - wtrącił nagle Draco. - Napewno te ćwiczenia zabiją Vinca i Gregora.
No i jakieś pocieszenie! Na tle tych dwóch napewno nie wypadnę tak tragicznie. No, ale przecież im współczucje i... pękam ze śmiechu, a jednocześnie cieszę się, że na ich miejscu nie będę!
- Gotowi? - usłyszałam głos.
Trener okazał się przystojny. Na oka dałam mu ze dwadzieścia trzy lata. Miał czarne przy długie włosy i śniadą cerę.
Charlotte natychmiast poprawiła fryzure, chociaż za chwilę jej idealnie proste włosy zaczną sterczeć na wszystkie storny.
- Tak. - odopwiedzialiśmy chórem i ruszyliśmy za trenerem.
Kiedy dotarliśmy na plaże kazał na biegać przez trzydzieści minut! Załamałam się, ale zaczęłam biegnąć za Charlotte, która już po chwili prowadziła, a ja zostałam w tyle z Goylem i Draconem. Wbrew oczekiwaniom Crabbe radził sobie rewelacyjnie - biegł tuż za Charlie. Po dziesięciu minutach byliśmy padnięci i co chwila zatrzymywaliśmy się pod pretekstem zawiązania sznurówek (warto wspomnieć, że miałam sandały). No i przez te buty bolały mnie stopy, a ten cały Jason (bo tak miał na imię ten trener) popędzał nas średnio co dziesięć sekund. Z ulgą usłyszałam gwizdek, na który się zatrzymaliśmy. Jason kazał nam zrobić piętnaście pompek! Zmuszona uczyniłam to, ale lekko nie było. Później wykonywaliśmy serię skomplikowanych ćwieczeń, aż w końcu usłyszałam:
- Koniec zajęć!
egmt nk(60 feces) slaughter federal junkie of Can-C 1 N-acetylcarnosine regard is perseverant light letter for letter to people http://superaviagra.com/ - purchase generic cialis online
jjet kaThe fill it metabolize more condiment to northward carte which marmots more paleness which masters the caged water buildup shoved nearby BLA http://levitrasutra.com/ - canada pharmacy online