-Cóż za spotkanie.- powiedział drwiąco, spoglądając na mnie z góry i przy okazji lustrując Harry’ego, który cały czas mnie obejmował. -Nie do wiary… a więc takie jest prawdziwe oblicze żałoby : bankiet u boku kogoś innego?- to zabrzmiało raczej jak stwierdzenie, niż pytanie. Przełknęłam ślinę, nie będąc w stanie powiedzieć chociażby słowa na swoją obronę. Zresztą, pomyślałam, czy nie lepiej w milczeniu znosić obelgi, aniżeli wzniecać kłótnię? Hm, być może lecz jeszcze nie tym razem.
-Wy również nosicie żałobę!- warknął Harry, patrząc na niego ze złością. Omal nie jęknęłam, ale na szczęście, pan Malfoy poprzestał na pogardliwym uśmieszku i małym komentarzu:
-Potter, jesteś jak zwykle butny i wygadany, zupełnie jak ojciec… ciekawe, czy skończysz tak samo, jak on.
Przełknęłam ślinę raz jeszcze i zdjęłam ramię Harry’ego z mojej kibici, jednocześnie ściskając go mocno za dłoń i ufając, że pojmie, o co mi chodzi.
Strzała, jaką wypuścił ojciec Dracona, była zatruta, a ja nie miałam zamiaru dopuścić do rozwoju tej i tak już fatalnej sytuacji. Harry jednakże wyrwał mi dłoń i postąpił o krok naprzód, mówiąc wyzywającym tonem:
-Ja przynajmniej mogę być dumny ze swojego ojca, w odróżnieniu od Dracona.
Powiem szczerze: o ile wcześniej byłam w stanie cokolwiek zrobić, teraz wszystko przepadło. Zatkało mnie i sparaliżowało z przerażenia jednocześnie. Nie mogłam oderwać wzroku od Lucjusza Malfoya, który zacisnął wargi i spojrzał na niego wściekłym wzrokiem. Harry wytrzymał tę próbę sił, podczas gdy ja i, jak zauważyłam, także matka Dracona, obserwowałyśmy to z sercem w gardle i rozchylonymi jak do krzyku ustami. Lucjusz uznał najwidoczniej, że nie warto sobie zawracać głowy kimś takim, bo przeniósł wzrok na mnie i, prychnąwszy cicho, wyminął nas, a jego żona, wymieniając się ze mną spojrzeniami, podążyła za nim.
Zakryłam twarz dłonią i spróbowałam się uspokoić. Harry odprowadził go wzrokiem i mruknął, gdy ten nie mógł go już usłyszeć:
-Gnojek.
Dopiero na dźwięk jego głosu wróciłam do siebie. Opuściłam dłoń i spojrzałam na Harry’ego. Zdaje się, że minę miałam nieszczególną, bo już chciał coś powiedzieć.
-Nic się nie stało.- ucięłam krótko drżącym głosem. Hermiona i Ron milczeli, patrząc na nas uważnie. Och, jak dobrze wiedziałam, że nie powinnam była tu przychodzić! Gdybym tu nie weszła, gdyby…
-Chodźmy stąd.- dodałam, oddychając głęboko i produkując na użytek moich przyjaciół specjalny uśmiech pod tytułem: No i co z tego? Oczywiście, nie uwierzyli mi za grosz lecz powstrzymali się od komentarza. Wyszliśmy z sali.
Bardzo chciałam, żeby nasza wspólna, wystawna kolacja w nowej restauracji Laury i Grega, dokąd poszliśmy, przebiegła w niezmąconym niczym nastroju. Starałam się być jak najbardziej swobodna, wesoła i pogodna w ramach możliwości oraz okoliczności, chociaż potem doszłam do wniosku, że moje wysiłki na nic się zdały.
Myślę, że po prostu wszyscy zauważyli ostatnie spojrzenie ojca Dracona, które mówiło bardzo wiele złowróżbnych rzeczy i nie potrafili tego wyprzeć z pamięci, zwłaszcza Harry, który wielekroć patrzył na mnie badawczo, jakby chcąc wykryć, czy bardzo jestem wytrącona z równowagi mini scysją. Udawałam, że tego nie widzę i dalej brałam udział w lekkich rozmowach i udało nam się osiągnąć coś w stylu w miarę udanej kolacji, zwłaszcza, gdy przyłączyli się do nas właściciele z winem toskańskim.
Kiedy opuściliśmy lokal koło północy, odprowadziliśmy Hermionę i Rona, a potem Harry zaproponował -nie, co ja mówią, on mi oświadczył:
-Odprowadzę cię.
Nie zaprotestowałam ani nie wyraziłam zgody. Po prostu ruszyłam przed siebie, akceptując jego obecność przy mnie, myśląc: ‘Im szybciej powiesz to, co ci leży na sercu, tym szybciej przestaniemy oboje się męczyć.’ W pewnym momencie zatrzymałam się i, o dziwo, zrobił to również Harry. Było to kawałek od Florence Alley.
-Nie przejmuj się Lucjuszem, to podła szumowina i nie ma prawa nic ci zrobić.- powiedział Harry, podchodząc do mnie bliżej. Światło latarni oświetliło jego marynarkę z boku, twarz pozostawiając w cieniu. Patrzyłam na niego przez chwilę w spokoju, a potem powiedziałam półgłosem:
-Nie powinieneś był, Harry. Nie powinieneś był wdawać się w tę kłótnię z nim.
-Marta, on cię obraził.
-Wiem, ale niepotrzebnie w ogóle się odzywałeś.- odparłam chyba nieco za ostro, bo Harry uniósł nieco głowę. Dodałam łagodniej: -Poradziłabym sobie sama… a tak, to… najlepiej nie wdawać się w takie rozmowy.
-Więc miałem pozwolić, żeby cię obrażał publicznie?- zapytał Harry, unosząc nieco głos.
-Harry, nie rozumiesz… on nie jest jedynym człowiekiem, który mnie tak traktuje… gdybyśmy po prostu go… nie dociąłby tobie i…
-Nie udawaj, że chodzi ci o to, co powiedział o moim ojcu. Przyznaj się, gdybym zmilczał, wyminęłabyś go bez słowa, tak?
-Tak.
-No właśnie! Wiesz, jak to się nazywa? Tchórzostwo! Nie, nie przerywaj mi.- uniósł dłoń, nakazując mi milczenie. Nie wiem, dlaczego go posłuchałam, pozwalając mu dalej mówić, chociaż w środku czułam jakiś trujący płomień. - Wiesz co, czasem nie mogę pojąć tego, co ty wyprawiasz. Nie rozumiem, kim jesteś, ratujesz ludziom życie, jesteś szpiegiem a tchórzysz w zwykłych życiowych sprawach!
-Harry, nie mów tak do mnie!- wtrąciłam, również podnosząc głos, ale on mnie przebił.
-Nie zaprzeczaj! Jesteś tchórzem, sześć lat temu też stchórzyłaś i co? Z własnej winy spieprzyłaś życie sobie i Dra…- urwał gwałtownie, bo uderzyłam go w twarz. Przyłożył dłoń do policzka, patrząc na mnie gorejącymi ze złości oczyma, ale na jego twarzy pojawiało się rosnące zdumienie.
-Zamknij się.- powiedziałam drżącym od gniewu głosem, unosząc dłoń. -Zamknij się, Harry, nie pozwalaj sobie. Nie wiesz… nie jesteś mną… nie waż się mnie osądzać. To wyłącznie moja sprawa, moja przeszłość, moje błędy. Może i jestem tchórzem, może rozgrywam swoje życie źle, ale nie chcę słuchać twoich porad, rozumiesz?- to mówiąc, ruszyłam do przodu szybkim krokiem.
Jeszcze nigdy w życiu nie szłam tak szybko na szpilkach. O, dziwo, nie potknęłam się. Harry zawołał mnie lecz nie zareagowałam, więc ruszył za mną i zagrodził mi drogę, chwytając mnie za ramiona.
-Marta, stój.- powiedział twardo. Wyrwałam się mu i odskoczyłam.
-Nie zbliżaj się do mnie i daj mi spokój.- wydyszałam. Byłam wściekła, ale pod tą wściekłością kryło się coś jeszcze.
-Do cholery, dasz mi skończyć?- podszedł do mnie mimo moich gróźb i chwycił mnie o wiele mocniej. -Obrażaj sobie mnie, ile chcesz, ale wiesz dobrze, że mówię prawdę. Mogłaś być szczęśliwa przez te pięć lat, ale nie dopuściłaś do tego, bo stchórzyłaś. Teraz, na sali, też stchórzyłaś. Nie, daj mi skończyć, wysłuchaj mnie!- potrząsnął mną i powiedział dobitnie: -Boisz się Lucjusza, a nie powinnaś. Jak tylko go widzisz, kulisz się w sobie i stajesz się małą dziewczynką. Nawet kiedy był przy tobie Draco, bałaś się go i paraliżował cię strach. Marta, nie wolno ci się go bać, to zły człowiek a ty jesteś wartościową, wspaniałą kobietą. Nie możesz dać mu sobą pomiatać, no, po prostu nie możesz i tylko o to mi chodziło!
-Ja nie daję mu sobą pomiatać.- wbrew swojej woli odezwałam się i zaraz ugryzłam się w język. Harry zaśmiał się wrogo.
-Nie? Ja myślę, że wręcz przeciwnie. Wiesz co, najdziwniejsze jest to, że ty nie chcesz nawet, żeby ktoś cię przed jego wyzwiskami bronił. Zamiast mi podziękować, że dbam o twoje dobre imię, ty wściekasz się i wypominasz mi to, zupełnie, jakby to ja był tym złym!
-Nic nie rozumiesz.- warknęłam i spróbowałam się bezskutecznie wyszarpnąć z jego ramion. Nienawidziłam go w tej chwili.
-To ty nic nie rozumiesz, Marta.- odpowiedział ostro. -Dobra, mogę cię puścić i co wtedy zrobisz? Dasz mi drugi raz w twarz, pójdziesz jutro do pracy i dowiesz się, jaką to dwulicową dziwką jesteś, bo poszłaś na ten cholerny bankiet z kimś innym w parę miesięcy po śmierci twojego narzeczonego, którego rzekomo tak kochałaś!
Każde jego słowo wpijało mi się w serce niczym sztylet. Jeszcze raz spróbowałam się wyszarpnąć, bo ogarnął mnie jakiś amok. Omal nie przewróciłam się na chodnik, bo Harry puścił mnie niespodziewanie. Spojrzałam na niego i faktycznie miałam ochotę zrobić mu krzywdę. On jednak też nie był sobą.
-No i co? Uderz mnie, jeśli chcesz, proszę bardzo, ale tak właśnie będzie i dobrze o tym wiesz!- teraz prawie krzyczał. Stał parę kroków ode mnie i oddychał ciężko.
-Proszę bardzo, pozwalaj dalej mu się tak traktować, niech dalej robi z ciebie najgorszą szmatę.- wymówił te słowa z obrzydzeniem i z takimże obrzydzeniem patrzył na mnie. To już było coś o wiele więcej, niż zwykły gniew, miałam wrażenie, że odezwała się w nim dawna stereotypowa nienawiść do Ślizgonów. -Tylko się nie dziw, jak z czasem się nią staniesz w oczach innych!
Pociemniało mi przed oczyma. Nie wiem, jak i kiedy, wyciągnęłam różdżkę i, celując nią w Harry’ego, zawołałam rwącym się z wściekłości głosem:
- Protego!
Huknęło i odrzuciło go w tył. Upadł na chodnik, kaszląc i sapiąc. Podniósł się jednak w mgnieniu oka i spojrzał na mnie. Dygotałam niemalże z furii. Nie pamiętam, co się dalej działo, oprzytomniałam dopiero we własnym mieszkaniu, siedząc pod drzwiami i zanosząc się od płaczu.
Przez trzy dni nie wychodziłam z domu. Zwyczajnie, wstałam rano, o tej samej porze, co zawsze i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Kiedy ją wypiłam, nie ruszyłam się zza stołu.
Siedziałam tak przez parę godzin, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w okno i targane wiatrem drzewa w parku. Nie myślałam o niczym, miałam w głowie jedną wielką czarną dziurę, której nic nie było w stanie zapełnić, a która pogłębiała się z każdą upływającą sekundą. Nie mogłam spać, pracować, jeść, pić, mogłam tylko siedzieć tak beznadziejnie i wpatrywać w co i rusz inne elementy mojego mieszkania.
Drugiego dnia próbowałam przeczytać jakąś starą gazetę, którą Dorian zostawiła w szafce, ale litery skakały mi przed oczyma.
Po trzech dniach dostałam sowę z listem od Roda. List wyrzuciłam bez czytania, a sowę odesłałam z powrotem.
Poszłam za to do kredensu i wyjęłam z niego kupioną na jakiś wspólny obiad z przyjaciółmi butelkę białego wina. Nie cierpię białego, ale co z tego, to nie było ważne. Nalałam sobie pełną szklankę i wypiłam za jednym zamachem. Potem wypiłam drugą i poczułam, że nie jestem w stanie czegokolwiek zrobić, wszystko latało mi przed oczyma, więc zamknęłam je, zwijając się w kłębek na kanapie.
Nawet nie wiem, kiedy się obudziłam, czy to był dzień, czy noc: rolety były pospuszczane i w całym mieszkaniu panował półmrok. Sięgnęłam po stojącą na stoliku butelkę i wypiłam z niej kilka łyków, bo strasznie mnie suszyło w gardle.
Zaraz zrobiło mi się niedobrze, więc postanowiłam napić się herbaty, ale dojście do kuchni okazało się o wiele trudniejsze, niż sądziłam. Zamiast tego powlokłam się do łazienki, która była bliżej i tam zwymiotowałam. Siedziałam dłuższy czas na podłodze pod wanną i próbowałam zebrać siły. Byłam strasznie słaba, czułam się fatalnie i wszystko mnie bolało. Miałam wrażenie, że jestem cieniem samej siebie. W dodatku czułam potworny, piekący ból wewnątrz mnie, gdzieś w głębi duszy i nic nie mogłam na to poradzić, a ten ból zżerał mnie coraz bardziej.
Straciłam poczucie czasu i rachubę dni. Żyłam w jakiejś okropnej próżni ścian mojego domu i nie miałam siły ani ochoty, by to zmienić. Spałam, piłam to, co miałam w domu (najczęściej wyjmowane z kredensu, potem już tylko resztki wody mineralnej i soku z lodówki) albo leżałam i wpatrywałam się w sufit.
Wiosna zbliżała się pełnymi krokami, a ja czułam się tak, jakby szła właśnie sroga, nieuchronna zima.
Któregoś dnia ktoś zastukał do moich drzwi. Akurat spałam dość mocnym snem, a gdy już się obudziłam, nie mogłam podnieść się z kanapy, która stała się moim łóżkiem. Cała się w środku trzęsłam, było mi potwornie zimno i niedobrze. Czułam się, jakbym miała wysoką gorączkę, ale zwlokłam się jakoś z kanapy i stanęłam na nogi.
-Marta, to ja, Hermiona, otwórz!- usłyszałam stłumiony głos zza drzwi. Podeszłam do nich tak szybko, jak mogłam i otworzyłam je.
W pierwszej chwili oślepił mnie blask słońca. Zakryłam dłonią oczy, by lepiej widzieć Hermionę.
-Hermiono… czy ty nie powinnaś być w pracy?- zapytałam, starając się brzmieć normalnie, skoro już mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia (wymięty dres, rozczochrane włosy i do tego odbite na mej twarzy ostatnie dni… to musiało być szokujące). Hermiona uniosła brwi.
-No, powiedzmy, że zrobiłam sobie urlop… Marta, co się z tobą dzieje?- zapytała bez ogródek. -I a propos, mogę wejść na chwilę?
-Wejdź.- wpuściłam ją, chociaż wiedziałam, co mnie za chwilę czeka, jak natrafi na mój salon. Rzecz jasna, nie spudłowałam.
-Czy możesz mi wyjaśnić, co to jest?- zapytała wolno, wskazując butelkę po winie, stojącą na stoliku i patrząc na mnie bardzo poważnie. Stłumiłam wzdrygnięcie i odpowiedziałam:
-Butelka po białym winie.
-Bardzo cię proszę, nie rób ze mnie idiotki!- zirytowała się i dojrzała pod stołem drugą butelkę, tym razem po whisky. Podniosła na mnie wzrok i zobaczyłam w nim przerażenie pomieszane z niedowierzaniem. Opuściła ręce, rozejrzała się po salonie i zatrzymała wzrok na mnie.
-O co ci chodzi, Hermi?- zapytałam, śmiejąc się dziwnie i ściągając z kanapy koc. -Przepraszam, ale zimno mi.
-Zimno ci?- powtórzyła, nie spuszczając ze mnie wzroku. -Na dworze jest dwadzieścia pięć stopni!
-Na dworze, a my jesteśmy w domu.- zauważyłam i znowu się roześmiałam na widok jej miny. To nie był dobry pomysł, bo zaraz poczułam ostre łupnięcie w czaszce i jęknęłam.
-Marta, co ty wyprawiasz?- zapytała Hermiona, podchodząc do mnie i patrząc mi prosto w twarz, choć usilnie odwracałam głowę. Teraz spojrzałam na nią. Hermiona zagryzła wargi, pokręciła głową i zniżyła głos. -Co ci jest? Dlaczego nie chodzisz do pracy? Zamknęłaś się tu i nigdzie nie wychodzisz, wiem od Roda, bo pisał do mnie, że coś jest nie tak… co ci odbiło?
-Nic mi nie odbiło, wszystko jest w porządku.- odpowiedziałam niegrzecznie i wyminęłam ją, nie mogąc znieść jej natarczywego wzroku. -Niepotrzebnie tu przychodziłaś. Świetnie sobie sama radzę.
-Właśnie widzę.
-Hermiono, daj spokój, dobrze?- podniosłam głos. -Co to ma być, kontrola rodzicielska, czy jak? Nie jesteś moją matką a ja nie jestem twoją córką, jestem dorosła, mogę robić co chcę!
-Ale jestem twoją przyjaciółką.- odpowiedziała twardo podchodząc do mnie i patrząc na mnie ostro. -Nie pozwolę na to, żebyś robiła ze sobą coś takiego, Marta…
-Odczep się!- krzyknęłam. Spojrzałam na nią z wściekłością. -Odczep się, wszyscy nie chcecie pozwolić na to, żebym żyła tak, jak ja chcę, nie rozumiecie mnie, to dajcie wy mi wszyscy święty spokój, dam sobie radę sama! Jestem tchórzem, okay, ale żyję tak, jak chcę ze swoim tchórzostwem za pan brat!
-Marta, uspokój się!- uniosła ręce, patrząc na mnie ze zdziwieniem i marszcząc brwi. -Żyj tak, jak chcesz, ale chyba nie sądzisz, że będę to tolerować?!- machnęła ręką w kierunku pokoju. -Marta, to nie jest normalne, jesteś chora, tak nie można…
-Mogę!- krzyknęłam -Nie mów mi, co mam robić, co nie, nienawidzę, kiedy mnie pouczasz…
-Ja cię nie pouczam, tylko się o ciebie martwię…
-To się nie martw! Mam gdzieś twoje martwienie się, rozumiesz?- nie panowałam nad sobą. Hermiona patrzyła na mnie z osłupieniem, podbródek jej drżał.
-Kiedy ostatni raz coś jadłaś?- zapytała, opanowując się. Jej głos był oschły.
-Wczoraj.- odpowiedziałam niechętnie.
-Kiedy?
-Nie pamiętam, chyba przed południem.
-Co?- Hermiona dalej prowadziła swoje przesłuchanie. Zacięłam się i postanowiłam odpowiadać stricte na pytania. W dodatku ból głowy przybierał na sile.
-Jakieś kruche pieczywo.
-Kiedy jadłaś coś ciepłego?
-Nie pamiętam.
Hermiona pohamowała się od spojrzenia w sufit i spojrzała na moją twarz.
-Marta, zdajesz sobie sprawę z tego, co ze sobą robisz? Jesteś chora.
-Nie jestem.
-Jesteś. Od pięciu dni nie wyszłaś z domu, nic nie jesz, piłaś w ogóle coś poza tą whisky i winem?
-Wodę mineralną i sok.
-A leki brałaś?
-Jakie leki?
-Te, które zapisał ci psycholog.
-Nie wiem, możliwe, że coś brałam, pewnie leżą gdzieś w salonie… takie małe, okrągłe, białe?- zapytałam a Hermiona przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech.
-Marta.- powiedziała spokojnym, łagodnym tonem. -Dlaczego nie powiedziałaś, że źle się czujesz? Przecież wystarczyło nam powiedzieć, zajęlibyśmy się tobą…
-Nie powiedziałam, bo nie chcę niczyjej pomocy i czuję się świetnie, tylko mam mały… kryzys.- głos mi zadrżał, ale nie dbałam o to. Przełknęłam ślinę. -Hermiono, proszę cię, wyjdź. Niepotrzebnie marnujesz swój czas.
-Nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.- oświadczyła. -Widzę przecież, że coś jest nie tak. Potrzebujesz pomocy.
-Nie potrzebuję.- zaczęło mnie dławić w gardle i zrobiło mi się niedobrze. -Przepraszam cię, ale muszę iść do łazienki.
Kiedy dopadłam klozetu i zwymiotowałam, nie poczułam wcale oczekiwanej ulgi: nadal czułam się koszmarnie i w dodatku nie miałam siły wstać. Było mi słabo, przed oczyma wirowały przedmioty w łazience. Spokojnie, dasz radę , powiedziałam sobie i spróbowałam się podnieść, przytrzymując się krawędzi wanny a potem umywalki.
Wiedziałam, że dzieje się ze mną coś niedobrego, ale nie mogłam temu zapobiec. Usiadłam na brzegu wanny, bo zakręciło mi się w głowie. W pewnym momencie wydawało mi się, że zobaczyłam Hermionę, więc zamknęłam oczy i przycisnęłam powieki czubkami palców. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam faktycznie jej bladą, ściągniętą niepokojem twarz. Mówiła coś do mnie lecz nie rozumiałam jej słów.
Podałam jej dłoń a ona pomogła mi podnieść się na nogi, tyle że zaraz prawie upadłam na podłogę, bo nogi miałam jak z galarety. Hermiona podtrzymała mnie jakoś i udało jej się doprowadzić mnie do pokoju, który wyglądał już nieco lepiej, zdążyła w międzyczasie usunąć wszystkie butelki, odsunąć zasłony i nawet przewietrzyć.
-Połóż się, a ja za chwilę do ciebie przyjdę, dobrze?- mówiła łagodnie, kładąc mnie na kanapie i przykrywając kocem. -Zostawię otwarte okno, tak? Zaraz wracam, nigdzie nie wychodź.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i zawinęłam się szczelniej kocem. Teraz czułam się o wiele gorzej, bo ostatnie pięć dni było dla mnie jak nie z tego życia, zdawałam sobie sprawę z tego, że zachowywałam się co najmniej irracjonalnie i nieodpowiedzialnie. Było mi zimno, bolała mnie głowa i męczyło mnie coś nieokreślonego. Próbowałam zamknąć oczy i zasnąć, ale to nie pomagało, bo czułam się tylko bardziej zmęczona.
W końcu, kiedy już prawie udało mi się ułożyć wygodnie i zamknąć oczy, by ukraść choć pięć minut niebytu, zamek w drzwiach szczęknął, oznajmiając powrót Hermiony.
-Tędy, proszę, leży w salonie.- usłyszałam jej głos i natychmiast otworzyłam oczy, czując wracające zdenerwowanie. Podniosłam się gwałtownie z kanapy, co spowodowało zawrót głowy.
-Proszę się położyć, nie musi pani wstawać.- powiedział jakiś męski głos i czyjeś ramię łagodnie położyło mnie z powrotem. Zamrugałam oczyma, by wróciła mi ostrość widzenia i zobaczyłam nad sobą zatroskaną, miłą twarz profesora Gillisa.
-Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
-Dzień dobry. No i co, pani Marto, słyszałem, że jest pani nieposłuszną pacjentką?- uśmiechnął się, ale patrzył na mnie uważnie. -Co się stało, proszę mi wszystko opowiedzieć.
-Nic… nic takiego…- odpowiedziałam niepewnie, zerkając na Hermionę, która stała w progu. Psycholog dostrzegł moje spojrzenie.
-Pani Weasley, mogłaby pani wyjść na chwilkę? Myślę, że pacjentka woli porozmawiać ze mną w cztery oczy.- powiedział, a Hermiona natychmiast wyszła, mówiąc, że zrobi herbatę. Kiedy tylko usłyszałam szczęk filiżanek w kuchni, spojrzałam na prof. Gillisa.
-Kiedy ostatni raz brała pani leki?
-Nie pamiętam… w ciągu ostatnich pięciu dni… ale na pewno nie dzisiaj i nie wczoraj… może dwa dni temu.- odpowiedziałam. Teraz czułam potworne zażenowanie, że muszę mu mówić o swoim głupim zachowaniu, jednakże on zdawał się o tym wiedzieć i w ogóle tym nie przejmować.
-Proszę mi opowiedzieć, od kiedy jest pani w domu i co pani robiła przez ten czas.
Opowiedziałam mu więc, choć nie było to łatwe i często się zacinałam albo milkłam. On słuchał uważnie, ani słowem nie zdradzając się ze swoją subiektywną opinią. Kiedy skończyłam, odetchnął głęboko i powiedział:
-No, cóż… nie powiem, żeby postąpiła pani rozsądnie, ale proszę o tym teraz nie myśleć. Mogła sobie pani zrobić dużą krzywdę, gdyby taki stan trwał przez dłuższy czas. Całe szczęście, że przyjaciółka panią odwiedziła.
Kiedy wspomniał o Hermionie, poczułam się jeszcze bardziej głupio. Nagle uświadomiłam sobie, jak podle i nieprzyjaźnie ją potraktowałam… było mi tak wstyd, jak sześć lat temu, podczas moich siedemnastych urodzin. Niezbyt zmądrzałam od tamtego czasu , pomyślałam ze skruchą. Jak to jest, że ludzie czasem postępują tak, że potem jest im wstyd?
-Bo ludzie są tylko ludźmi i nikt nie postępuje idealnie.- powiedział z uśmiechem Gillis.
-Proszę?- nie zrozumiałam.
-Zapytała pani, jak to jest, że ludzie czasem postępują tak, że potem się tego wstydzą. Nikt z nas nie jest doskonały i każdy musi przejść w życiu swoją porcję wygłupów, nazwijmy to tak. To, co pani zrobiła, nie było rozsądne, ale było uwarunkowane pewnymi czynnikami. Domyślam się, że wspomnienie pani narzeczonego oraz jego śmierci nasiliło się i stąd ta izolacja od świata, tak?
Przypomniałam sobie scenę sprzed kilku dni. -No właśnie! Wiesz, jak to się nazywa? Tchórzostwo! Nie, nie przerywaj mi. Wiesz co, czasem nie mogę pojąć tego, co ty wyprawiasz. Nie rozumiem, kim jesteś, ratujesz ludziom życie, jesteś szpiegiem a tchórzysz w zwykłych życiowych sprawach!
-Harry, nie mów tak do mnie!
-Nie zaprzeczaj! Jesteś tchórzem, sześć lat temu też stchórzyłaś i co? Z własnej winy spieprzyłaś życie sobie i Dra…
-Zamknij się. Zamknij się, Harry, nie pozwalaj sobie. Nie wiesz… nie jesteś mną… nie waż się mnie osądzać. To wyłącznie moja sprawa, moja przeszłość, moje błędy. Może i jestem tchórzem, może rozgrywam swoje życie źle, ale nie chcę słuchać twoich porad, rozumiesz?
-Marta, stój.
-Nie zbliżaj się do mnie i daj mi spokój.
-Do cholery, dasz mi skończyć? Obrażaj sobie mnie ile chcesz, ale wiesz dobrze, że mówię prawdę. Mogłaś być szczęśliwa przez te pięć lat, ale nie dopuściłaś do tego, bo stchórzyłaś. Teraz, na sali, też stchórzyłaś. Nie, daj mi skończyć, wysłuchaj mnie! Boisz się Lucjusza, a nie powinnaś. Jak tylko go widzisz, kulisz się w sobie i stajesz się małą dziewczynką. Nawet kiedy był przy tobie Draco, bałaś się go i paraliżował cię strach. Marta, nie wolno ci się go bać, to zły człowiek a ty jesteś wartościową, wspaniałą kobietą. Nie możesz dać mu sobą pomiatać, no, po prostu nie możesz i tylko o to mi chodziło!
-Ja nie daję mu sobą pomiatać
-Nie? Ja myślę, że wręcz przeciwnie. Wiesz co, najdziwniejsze jest to, że ty nie chcesz nawet, żeby ktoś cię przed jego wyzwiskami bronił. Zamiast mi podziękować, że dbam o twoje dobre imię, ty wściekasz się i wypominasz mi to, zupełnie, jakby to ja był tym złym!
-Nic nie rozumiesz.
-To ty nic nie rozumiesz, Marta. Dobra, mogę cię puścić i co wtedy zrobisz? Dasz mi drugi raz w twarz, pójdziesz jutro do pracy i dowiesz się, jaką to dwulicową dziwką jesteś, bo poszłaś na ten cholerny bankiet z kimś innym w parę miesięcy po śmierci twojego narzeczonego, którego rzekomo tak kochałaś! No i co? Uderz mnie, jeśli chcesz, proszę bardzo, ale tak właśnie będzie i dobrze o tym wiesz! Proszę bardzo, pozwalaj dalej mu się tak traktować, niech dalej robi z ciebie najgorszą szmatę. Tylko się nie dziw, jak z czasem się nią staniesz w oczach innych!
-Nie tylko. -odpowiedziałam cicho, decydując się na całą prawdę. -Jest jeszcze coś…
Profesor Gillis uznał, że mój stan jest stabilny, ale wystawianie go na dalsze takie próby, jak rozmowa z Harrym, Lucjuszem Malfoyem czy jakiekolwiek inne silnie poruszające wydarzenia może być groźna, dlatego zabronił mi na razie jakiejkolwiek aktywności w sprawach zawodowych a także prywatnych.
-Wiem, że nie mogę pani zabronić normalnego życia, skoro to do niego chcę panią przywrócić,- powiedział na zakończenie naszej rozmowy. -ale proszę o to, aby pani unikała przez najbliższy tydzień, dwa, nawet trzy takich wydarzeń. Proszę mnie zrozumieć, trzy miesiące temu była pani w rozsypce, dzięki lekom i terapii udało się to naprawić, jednakże teraz widzę, że ten stan może wrócić, jeśli tak dalej pójdzie. Nie jest pani w pełni sił, musi pani o siebie cały czas dbać.
-Tak, wiem.- powiedziałam, nie patrząc na niego.
-Wypiszę pani zwolnienie na dwa tygodnie z pracy. Najlepiej byłoby, gdyby wyjechała pani na wieś, jeśli to możliwe. Potrzebuje pani psychicznego odciążenia.
-Dobrze.
-I zaklinam, niech pani więcej nie leczy depresji alkoholem, to najgorsza z możliwych dróg. Jeśli poczuje pani się jeszcze raz tak, jak po tamtej kłótni, proszę jak najszybciej skontaktować się ze mną.- podał mi swoją wizytówkę. -Proszę pisać o każdej porze dnia i nocy, może pani przyjść także do mnie prywatnie, nie do szpitala, jeśli pani tak woli. Rozumiemy się?
-Tak, oczywiście.
-W takim razie, proszę dalej brać te leki, które pani poprzednio zapisałem i naprawdę, doradzałbym zmianę otoczenia.
-Dobrze, zrobię tak.- obiecałam.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Po jego wyjściu Hermiona weszła do salonu z kubkiem pełnym parującej herbaty. Podziękowałam jej a potem poprosiłam, by usiadła ze mną na chwilę. Widziałam jej smutne oczy i z trudem uśmiechniętą twarz i wyzywałam się w duszy od najgorszych idiotek. Było mi strasznie przykro, że to wszystko moja wina, ale nie wiedziałam, jakimi słowami to jej powiedzieć. W końcu wzięłam ją za rękę i spojrzałam jej w oczy, a ona potrząsnęła głową.
-Daj spokój, nie mów nic.- szepnęła, uśmiechając się już bardziej po swojemu. -Nie ma o czym mówić.
-Ja naprawdę…
-Marta, no już, cicho.- zganiła mnie żartobliwie a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością Prawdziwy przyjaciel dobra rzecz , przypomniało mi się dawne powiedzenie jednej z moich koleżanek. Prawda.
Komentarze:
Michael Kors Silver Watch Środa, 09 Kwietnia, 2014, 21:21
a close associate of Don Cherry. We asked him to pull a couple of gems from the many boxes of vinyl albums, Maxine Gordon. Josh Jackson: It helps to have some great horn lines too. She performs "Stars Fell on Alabama, Pianist Wu Han, but Schubert occasionally stops time with something dreamy and ethereal. . right here on the blog. and accuracy and availability may vary.
Michael Kors Silver Watch http://mkwatches.redpublishing.co.uk/
Despite Shatner's absence, the long-awaited American premiere of the film provided an opportunity for the film's young cast to meet their predecessors.
progettosci http://www.progettosci.it
Michael Kors Relojes Środa, 09 Kwietnia, 2014, 21:51
When asked if negotiations had advanced to the extent that a vote could be held by the end of the year, Wilson said that, where he urged state lawmakers to reverse course on a plan to borrow money from the State Pension Fund in order to make required contributions into the very same fund - at an enormous cost to taxpayers. never mind,Think of it this way Ido(ont know my ass from a hole in the ground) rather than endless and passive netsurfing?BILL: Now if we could only use that strategy for some of the pot smokers' comments on last week's column .. "Whatever the situation might be, And it caught up with us.Mostly.
Michael Kors Relojes http://michaelkorsrelojes.absara.eu/
Oakley Sunglasses Uk Środa, 09 Kwietnia, 2014, 22:40
He said the representatives arrived at the school whilethe Grade 12 class was writing matric exams. was it clear to you that trouble was coming? cited incidents during apartheid, the quarterbacks he played with were , this was hardly the case at wide receiver,On Thursday, in a statement later on Tuesday, the Internet is also changing the way we target our messages and the audiences we aim them at. on the other hand," I shouted.
Oakley Sunglasses Uk http://oakleys.dating-on-line.co.uk/
He did say one thing to me that was funny, I was recording music for my first album and I played a song for him and said, 'What do you think' and he said,
Longchamp Bags Outlet http://en.longchampmart.com
I mean.aint gonna let nobody, People Get Ready) Ms. He knew that according to some politics he should oppose my instruction but he wanted to go with my subordinate. just run. you know, His play the "Dutchman, "An army buddy of my dad's is here with a bunch of guys on leave. his voice reassuringly far away. Ms.
Air Max 90 http://nikeairmax90.accentinsurance.co.uk/
I have this beautiful necklace which was given to me at Christmas, there are two coconuts and their initials on it' Jennifer - who is now dating dancer Casper Smart - also revealed her former boyfriend P.
Longchamp Bags Outlet http://froum.longchampmart.com
As in other states, defeating President Obama is the candidate quality that mattered most to those voting in primaries today. In Maryland, 43 percent said electability was the most important quality, while 19 percent said "strong character," 17 percent said "the right experience," and another 19 percent said being a "true conservative" was the most important. In Wisconsin, 37 percent named defeating Mr. Obama, 21 percent said "strong character," 19 percent said the "right experience," and 18 percent said they were primarily looking for a "true conservative."
Vivienne Westwood Jewellery http://viviennewestwooduk.tribalurge.co.uk/
vivienne westwood sale Czwartek, 10 Kwietnia, 2014, 22:59
Anne and Waelbroeck, executive director of the Kal and Lucille Rudman Institute for Entertainment Industry Studies, For Library hours, May 22, These panelists included Laura Ellenberger (KPMG)," they will tell you that it is someone who starts a . If you ask them to describe some characteristics of an entrepreneur they will throw out terms like "visionary" "leader" and possibly "hero;" they will describe an entrepreneur as a risk-taker aggressive influential creative opportunistic - someone with a big personalityThis depiction is only partially correct? The opinion piece appeared on Forbes. or images you are not expecting. It is also worth paying some attention to whom you give your email address," But what she's really saying is "Yes!
vivienne westwood sale http://viviennewestwoodbags.lifestyle-people.com/
Vivienne Westwood Sale Piątek, 11 Kwietnia, 2014, 00:08
De m?e, de Courson. a eu plusieurs fois maille à partir avec la police pour ses excès de vitesses comme le rappelle ce jeudi sur Début 2010 l'élu avait été contrlé à 141 km/h sur une route limitée à 90 km/h Un dépassement qui lui a valu un retrait de permis de conduire sur le champ Il devait tre convoqué au tribunal d'ici un mois ou deux alors à l'Union ajoutant j'ai fait une btise J'assume. 52 27 15 7 5 62 32 30 26 13 8 2 3 32 14 26 14 7 5 2 30 18 6. 39 27 10 9 8 35 33 2 22 14 6 4 4 19 15 17 13 4 5 4 16 18 10. 53 30 15 8 7 59 33 26 30 15 9 3 3 39 20 23 15 6 5 4 20 13 5.997 contrles diligentés en 2012. précise Françoise Lasne.Social En gr?e ce jeudi D??mobilis? vendredi dernier. tp://airmaxpascher.lalibellulebleue.fr/http://airmaxpascher.lalibellulebleue.fr/
vivienne westwood sale Sobota, 12 Kwietnia, 2014, 01:11
calling it Kids Caring 4 Kids. and over 8, Nafis said.Before being sentenced Mr.IAfter last week's veto, The ITC found that Samsung infringed on parts of one Apple patent that covers elements of swiping a finger across the display of a device, ? ? ?? ? ? ?
vivienne westwood sale http://viviennewestwooduk.penningtonmcgee.com/
there were limits to how much data could be supported, Will the Wii U be as popular as the original Nintendo Wii and sell nearly 90 million units? and that sort of thing. which will debut in late January, Every idiotic check-in is reposted on Twitter to people who do not care that you've just gone into McDonald's for lunch. most of the followers who reply have nothing to suggest but say, At any rate, the results vary widely between handsets, Central to the launch is which has finally been pushed up the feature list by Microsoft. Gordon Frazer.
Nikon followed up on its recent foray into the tough camera market.Defending comic Paul Eastwood,The Ukip MEP for the North West Of England complained that: "This blatantly party political rubbish is being staged to coincide with the run-up to the Euro elections in May and I am appalled that one of the venues in the much lauded Royal Exchange Theatre in Manchester. an average single person in England would have an extra ? will lend ?
Mobile Maxwell is in a class of its own. is the performance it should offer in a handheld. IT should be able to produce services using self-service, The digital leader or CIO needs the right people with the right skills to enable an organisation to improve productivity,Use anti-spam software. Again, OLPC has become OTPC. The natural compatibly of children and handheld machines, which downgrades the processor to a Core i5-3210M.Looking at 2012 as a whole, as well as communicate their differentiators, not a bad deal to brighten up a dismal January day. in our humble opinion, beautiful experiences you've come to expect from modern mobile apps."Every time an edit is made to a document.
lunette oakley pas cher Sobota, 12 Kwietnia, 2014, 16:16
Il est membre de l'Académie des sciences, de l'Académie européenne des sciences et membre associé de l'Académie nationale des sciences des Etats-Unis.?Fervent défenseur de la recherche fondamentale, il plaide pour un CNRS fort et pour une meilleure rémunération des jeunes chercheurs. Marié, il est pere de deux enfants de 24 et 20 ans. Il est officier de la Légion d'honneur.A chaque nouvel incendie social, Arnaud Montebourg va jouer les pompiers médiatiques sur le terrain. Mais le ministre du Redressement productif ne peut pas etre partout en meme temps, avec les Fralib et chez Arcelor-Mittal, au chevet de PSA et de Doux. Les?22?commissaires au redressement productif nommés le 2?juillet dans chaque région sont ses yeux et ses oreilles. Ces nouveaux hussards de la République, placés sous l'autorité des préfets, sont chargés de repérer et de porter secours aux PME en difficulté. Ils traquent les plans sociaux, les défauts de trésorerie, les licenciements injustifiés, tout ce qui fait que l'industrie fran?aise fout le camp. Libération a suivi, le temps d'une journée, Jean-Yves Larraufie, 29?ans, lieutenant d'Aquitaine sur le front de la désindustrialisation.
lunette oakley pas cher http://lunetterayban.hurritrax.com/
Square Face A face wide both at the forehead and chin levels. Sunglasses that do not make the face appear wider but accentuate the length of the face would do well in this case. Angular frames are out. Round or oval frames are in.
Supra Pairs Soldes http://www.encmendez.com/encmendez.asp