Zapraszam serdecznie na kolejny wpis. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi za złe, że tak szybko go dodałam
@ @ @
-Dzień dobry.- powiedziałam obcym mi głosem, próbując osądzić, który z nich budzi we mnie większy lęk.
-Dzień dobry. Dobrze, że pani przyszła wcześniej. Moim zdaniem, więcej czasu będzie wskazane do rozstrzygnięcia tej sprawy.- odpowiedział adwokat niezwykle wygórowanym tonem. Lucjusz, oczywiście, zignorował mnie z najdoskonalszą a zarazem najmroźniejszą na świecie obojętnością. Axon zachowywał się tak, jakby było mu to w graj. -Myślę, że zna mnie pani, ale dla pewności przedstawię się raz jeszcze: Robert Axon.
-Marta Pears.- powiedziałam, choć nie było to potrzebne: odniosłam wrażenie, iż Axon wie o mnie takie rzeczy, że już powinnam się bać. Boże, ależ też ci głupie myśli przychodzą do głowy w sytuacjach kryzysowych! , upomniałam się surowo, wchodząc przed nimi do gabinetu, którego drzwi otworzył nam właśnie Paul Sax. Uspokój się! Axon jest adwokatem tak, jak ty i fakt, na czyje żądanie pracuje, nie powinien podważać jego obiektywności. Przestań panikować!
-Proszę siadać.- polecił Sax, sam zajmując miejsce w swoim fotelu. Usiadłam po lewej stronie, Lucjusz Malfoy po prawej. Między nami znalazł się Axon, wyjmujący właśnie z teczki papiery i rozkładający je przed sobą z pedanterią. Zrobiło mi się odrobinę niedobrze.
-Jak już pani wspominałem, zaszła konieczność skonfrontowania pani zeznań z tym, co powiedział pan Malfoy.- powiedział Sax. -Spotykamy się dziś także z panem Axonem, na życzenie pana Malfoya. Oczywiście, nie ma pani nic przeciwko? Oczywiście, że nie mam, mimo że jakoś mnie nikt nie zapytał o to, czy chcę wynająć adwokata! , pomyślałam wściekle.
-Nie, skądże znowu, poza jedną sprawą: nie wspominał pan nic o konfrontacji moich zeznań.- odpowiedziałam uprzejmie.
-Wspominałem a pani podpisała się pod przebiegiem przesłuchania. O ile pamiętam, była pani wtedy świadoma, choć nieco wyprowadzona z równowagi.- odpowiedział Sax. Poczułam, że stanowczo go nie lubię.
-Powiedział pan, że dojdzie do tego, jeśli podważę zeznania pana Malfoya, a do takiej sytuacji nie doszło!- odparowałam.
-Wybaczy pani, ale jestem innego zdania. Ponadto przysługuje mi prawo powtórnego przesłuchania pani celem wyjaśnienia pewnych niezgodności.
-A może celem zrobienia ze mnie kozła ofiarnego?- powiedziałam na głos to, co pomyślałam. Sax odchylił się na oparcie krzesła i wymienił spojrzenia z Lucjuszem oraz głupio uśmiechniętym adwokatem. To rozsierdziło mnie do ostateczności. -Nie, to jest poniżej jakiegokolwiek poziomu!- zawołałam, wstając. -Teraz widzę, że pan nie potrafi być obiektywny i że wyraźnie skłania się pan do szybkiego zakończenia tej niewygodnej sprawy! Wiadomo, że najlepszym zakończeniem jest zwalenie na kogoś winy, ale wie pan co?- spojrzałam mu prosto w twarz. -Ja się nie dam. Nie pozwolę się wciągnąć w takie gry, bo jestem niewinna i nie mam nic wspólnego z tą całą kretyńską sprawą! Ciekawe, dlaczego mnie pan nie zapytał o to, czy chciałabym wynająć adwokata?- zapytałam jadowicie. -Wyszedł pan z założenia, że sama sobie poradzę?
-Panno Pears, niepotrzebnie się pani denerwuje.- Sax spojrzał na mnie łagodnie. -Nikt nie zamierza pani o nic niesłusznie oskarżać ani robić z pani kozła ofiarnego, po prostu chcemy wspólnie dojść do prawdy i ukarać tego, kto na to zasługuje.
-Wspólnie?- prychnęłam. -Przesłuchał pan wszystkich swoich pracowników i tylko pan powinien osądzić, czy jest wśród nich winowajca, jeśli w ogóle możemy mówić w tym przypadku o osobie winnej.
-To wyraźna sugestia, że panna Pears popiera działania autora listów!- wtrącił półgłosem Axon. Zignorowałam go.
-A pan tymczasem zaprasza Bóg wie kogo i urządza publiczne dochodzenie!- teraz już nie dbałam o słowa. Sax siedział pozornie bez ruchu i bez śladu irytacji, ale jego twarz była spięta.
-Po pierwsze, zdążyła mnie pani już oskarżyć o subiektywizm, po drugie, pan Malfoy nie jest Bóg wie kim lecz osobą, która zgłosiła się do mojego Urzędu po pomoc w sprawie wyjaśnienia tej uciążliwej sprawy…
-A pan co, detektywem jest czy szefem Urzędu Przestrzegania Prawa?
-Panno Pears, proszę się liczyć ze słowami.- powiedział spokojnie. -Postanowiłem podjąć kroki zmierzające do…
-… ujawnienia tożsamości osoby odpowiedzialnej za przeciek informacji z działu ksiąg wieczystych, tak, czytałam ten artykuł.- odparłam miażdżącym tonem. -Mam wątpliwości, czy zapraszanie pana Malfoya oraz sugerowanie się jego zdaniem mieści się w obiektywnej definicji idealnych kroków.
-Panno Pears!- Sax trzasnął dłonią w blat biurka i podniósł się. Teraz jego oczy gorzały wyraźnym gniewem. -Proszę mi wymienić chociaż jedno zdanie, w którym zasugerowałem się poglądami pana Malfoya, a dopiero potem oskarżać.
-Mówiłem panu, rzucanie słów na wiatr i to publicznie.- odezwał się Lucjusz Malfoy z godnością. -Podobnie było ze mną, chociaż ja tylko omijałem przepisy i parałem się łapówkarstwem.
Spojrzałam na niego a on na mnie. Ironia na jego twarzy nie była udawana. Nie wiem, doprawdy nie wiem, co powstrzymało mnie od czynu nieobliczalnego. Wszystko gotowało się we mnie z wściekłości, żalu, urazy i poczucia niesprawiedliwości. Sax spojrzał na mnie wyniośle.
-Po tej scenie, jaką nam pani teraz odegrała, jestem jak najbardziej za zasugerowaniem się zdaniem pana Malfoya. Pani ma poważny problem z poskromieniem emocji, oskarża pani wszystkich o różne sprawki, ale tym razem posunęła się pani za daleko i obiecuję, że przyjdzie pani za to zapłacić. Nie pozwolę się obrażać i plugawić swego dobrego imienia we własnym gabinecie przez kogoś takiego, jak pani. - spojrzał na mnie z niechęcią. -Pani nie było na świecie, gdy wprowadzano mnie w arkana sztuki prawniczej i nie pozwolę, by jajko było mądrzejsze od kury.
-Już mnie pan zwolnił, czy poczeka pan z tym do początku przyszłego miesiąca?- zapytałam, oddychając z trudem. Axon roześmiał się złowróżbnie a Lucjusz wykrzywił wargi z pogardą.
-Nie będę dłużej zabierał pani czasu. Jest pani wolna.- wycedził przez zaciśnięte zęby Sax. Skinęłam głową na znak, że rozumiem, podniosłam swoją torbę, zdjęłam z oparcia płaszcz i bez jednego spojrzenia oraz słowa opuściłam jego gabinet. Prawdę mówiąc, gdy piętnaście minut później ocknęłam się na środku rynku, nie wiedziałam, jak do tego doszło. Płakałam.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam roztrzęsiona i w żaden sposób nie mogłam się uspokoić, chociaż przeszłam już dwukrotnie główną ulicę. W końcu postanowiłam pójść na bulwar z nadzieją, że może tam choć trochę uda mi się ochłonąć.
Bez wątpienia czułam się strasznie, nie tylko dlatego, że nakrzyczałam na szefa Międzynarodówki i zachowałam się generalnie skandalicznie, ale także dlatego, że miałam pełną świadomość, co mi za to grozi.
Kiedy jednak próbowałam sobie wyobrazić, co by było, gdybym nie zareagowała, coś wewnątrz mnie buntowało się. Godność i honor, to dwie podstawowe wartości w życiu człowieka , usłyszałam z daleka głos mojej mamy. Godność i honor… no, gdyby mi to wpisali w zwolnieniu, to może i bym się pokusiła… w końcu brzmi lepiej, niż „z powodów dyscyplinarnych”…
-Marta!
Obejrzałam się, słysząc swoje imię, ale nie zobaczyłam nikogo. Podniosłam więc głowę do góry i ujrzałam w oknie jednego z mieszkań Beatrice Rockson.
-Beatrice? Co ty tu robisz?- zapytałam nieinteligentnie (najlepszy dowód na to, jak byłam oszołomiona scysją w gabinecie szefa Międzynarodówki). Kobieta roześmiała się i odpowiedziała:
-No, jak to co? Mieszkam tu!
-Ach!- zaśmiałam się lecz wypadło to zgoła ponuro, bynajmniej mi się tak wydało. -Przepraszam, zapomniałam!
-Wybaczę ci, jak wejdziesz na chwilę!- odpowiedziała Beatrice. -No, nie ociągaj się, tylko wchodź, właśnie Maurice zaparzył żurawinową… oj, przepraszam, Roksana płacze! Wejdź!- powtórzyła i znikła z okna, a ja, chcąc nie chcąc, weszłam do budynku.
Jeszcze moment i znalazłam się w jej przytulnym mieszkanku, gdzie nie było żadnych „głosów prawdy”, korupcji, śmierciożerców ani innego zła. Były za to całe tony miłości oraz ciepła rodzinnego. Dopiero wtedy poczułam gdzieś, w głębi siebie, że to imię mojej największej tęsknoty, a w dwie godziny później doszłam do wniosku, że także imię najlepszego antidotum na kłopoty.
Siedzieli i wpatrywali się w siebie bez słowa. W końcu Malfoy przerwał milczenie, mówiąc z lekką wzgardą:
-No… nie spodziewałem się aż takiego przedstawienia, Paul.
-Ja również.- przytaknął, marszcząc brwi. -Uważasz, że powinno się ją zwolnić dyscyplinarnie?
-Tak byłoby najlepiej.- Lucjusz kiwnął głową.
-Ale myślę też o… dawała kiedyś do Departamentu zwolnienie lekarskie, chyba w zeszłym roku, zimą… zapisane przez psychologa. Była w szpitalu na oddziale, chciała popełnić samobójstwo, o ile się nie mylą najwięksi plotkarze w mieście… potem ponowne zwolnienie, w marcu.- Sax spojrzał na siedzącego naprzeciwko mężczyznę i zrozumieli się bez słów. Axon patrzył to na jednego, to na drugiego, a potem roześmiał się z niedowierzaniem pełnym uciechy.
Komentarze:
gorgie Poniedziałek, 22 Grudnia, 2008, 14:06
Notka jak zwykle super. Nie za szybko wręcz chciałabym abyś dodawała notki w takim tempie
Nutria(ZKP) Poniedziałek, 22 Grudnia, 2008, 19:37
Matuchno kochana... Napisz kiedyś jakiś kryminał dobrze? Czytając Twoje wpisy, jestem cały czas poddenerwowana i w ciągłym napięciu. Aż się rodzina ze mnie śmieje, bo gdy wchodzi do pokoju bo wzdrygam się otępiała.
Ależ skomplikowane życie ma Marta, a ten skur****(czybyk), Malfoy jest wprost niesamowity;p.
Czekam na kolejny wpis. Mógłby pojawić się tak szybko jak ten.
Pozdrawiam;*
Jejkuu... biedna Marta... Jak mnie jej szkoda... A te niedorozwinięte pierwotniaki niech to szlag trafi! Brr.. ale się wkurzyłam!
No dobra... już wracam
Genialny wpis. Świetne zakończenie. Bosko, jak zawsze :**
Zapraszam do Gilderoya na nowy wpis (głupkowaty, ale jednak xD)
M. Czwartek, 25 Grudnia, 2008, 19:19
Tak tak wreszcie udało mi się przeczytać wszystkie twoje notki, te które od miesięcy opuściłam, ale tak jak obiecałam - są święta, więc nadrobiłam i komentuję
Choć w zasadzie nic nowego do powiedzenia nie mam. Jak zwykle dobrze, jak zwykle zaskakująco (w tym wyrażeniu istnieje pewna sprzeczność, no ale trudno) i jak zwykle wszystko jest naj.
Co mnie na początku niepokoiło to Harry, ale wiesz... przyzwyczaiłam się.... chyba na starość robię się sentymentalna, ale nie obraziłabym się gdyby... ale ciii.
A ogólnie... jest jak jest. Już dawno zamknęłaś mi usta, więc teraz piszę takie głupoty xD
Pozdrawiam i życzę weny