Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Środa, 28 Stycznia;, 2009, 19:23

Część 47.

Kiedy zginęli moi rodzice a profesor Dumbledore zasugerował, że odpowiedzialni za to mogą być śmierciożercy, byłam wstrząśnięta i czułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg. Było to niczym w porównaniu z tym, co czułam, gdy na moich oczach zginął Draco - a przynajmniej, tak myślałam przez pewien czas - lecz dziesiątego maja o godzinie jedenastej uświadomiłam sobie, że bywają takie chwile, gdy człowiek dosięga dna i z całą pewnością nie ma siły ani możliwości, by się od niego odbić. Jedenastego maja o godzinie jedenastej, w piękne, pogodne przedpołudnie sędzia Wizengamotu na podstawie dowodów, przesłuchań oraz mów adwokata i prokuratora ogłosił wyrok. Sąd uznał mnie za winną zabójstwu Narcyzy Malfoy i skazał mnie na dożywotnie więzienie w Azkabanie.
Wbrew wszystkiemu, przyjęłam wyrok z kamienną twarzą. Nie rozpłakałam się ani nie błagałam o litość lecz gdy wychodziłam i w korytarzu natknęłam się na Lucjusza Malfoya, coś kujnęło mnie w sercu. Przez ułamek sekundy patrzył mi w oczy a potem odwrócił wzrok. Strażnik zaś ujął mnie mocniej pod ramię i poprowadził dalej.
Około godziny czwartej po południu zostałam wprowadzona do celi z numerem 3421. Dostałam coś, co nazwane zostało obiadem lecz nie byłam w stanie tego przełknąć nawet wtedy, gdyby pachniało nieco przyjemniej, niż psie odchody. Usiadłam w kącie, nie bacząc na to, że podłoga jest zimna oraz wilgotna, nie widząc drugiej jakości siennika, rozłożonego parę stóp dalej i założyłam ręce, by trochę się ogrzać. Chciałam zasnąć i już nigdy się nie obudzić, nie mogłam jednak, bo wstrząsały mną dreszcze a w głowie szalały rozrzucone myśli. Dożywocie… to było tak nierealne, że gdyby nie nieprzyjemny kamień, sztywne, pachnące pleśnią odzienie i numer, naszyty na lewym rękawie, nie uwierzyłabym. Dożywocie w Azkabanie… za coś, czego nie zrobiłam… to koniec, koniec wszystkiego, już nigdy stąd nie wyjdę… a zresztą, czy miałabym do czego wracać? Odebrano mi wszystko i nikt mi już tego nie zwróci, więc może lepiej tu umrzeć albo poddać się przy pierwszej okazji pocałunkowi de mentora? Koło mojej celi jest ich tylko dwóch, a co najmniej dziesięć razy tyle na całym korytarzu… Oparłam głowę o twardy, rozłupany miejscami mur i zamknęłam oczy. Wyraźnie czułam, że dementorzy tylko na mnie czekają… oddam się wam, ale jeszcze nie teraz… jeszcze jedną chwilę… pozwólcie mi umrzeć z godnością, przypomnieć sobie najlepsze chwile w życiu…

Za oknem szarzało i ptaki rozpoczynały poranne harce. Siedział przy pustym kominku, otoczony regałami poukładanych starannie książek i nie potrafił sobie z niczym poradzić. W głowie miał tylko jedną myśl: „Narcyza nie żyje” i tylko o tym mógł myśleć.
Od sprawy minęło dobrych kilkanaście godzin, a on jeszcze nie mógł pozbyć się tego dreszczu, który poczuł, widząc wyprowadzaną przez strażników zabójczynię. Nie, nie wierzył, że mogła to zrobić, a z chwilą, gdy spojrzał jej w oczy, upewnił się tak granitowo, że gdyby nie okoliczności, wszedłby na salę i rozkazałby sędziom uwolnić ją. „Jak to możliwe”, zastanawiał się, nie zabijając zziębniętych rąk i patrząc niewidzącym wzrokiem w wypolerowany blat jego biurka, „jak to się stało, że nienawidziłem jej przez tyle lat a teraz myślę, że jest niewinna? Nie zabiła Narcyzy, nie… ale co mnie to w końcu obchodzi? Przecież nie ja będę jej bronić, ma…” jego myśli ucichły spłoszone. Uświadomił sobie, że nie miała już nikogo, kto mógłby ją uniewinnić i wyrwać z więzienia. Nikt nie mógł udowodnić, że to nie ona jest winna śmierci jego żony a on tego nie chciał… błędne koło zamykało się.
-Stworku, przynieś mi whisky.- polecił i sam nie poznał swojego głosu.


*



Sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, że stuka ołówkiem o blat stołu. Dopiero Douglas spojrzał na niego tak wymownie, że wrócił myślami do rzeczywistości.
-Ze zmęczenia fiksujesz, bracie.- powiedział, klepiąc go po ramieniu i patrząc na niego pobłażliwie. -No, ale teraz już będzie lżej, naszą niewiarygodną zbrodniarkę mamy z głowy. Na pewno nie masz ochoty skoczyć na drinka? Tu niedaleko podobno jest świetny bar.
-Na pewno nie.- odmruknął, nie zadając sobie nawet tyle fatygi, by obejrzeć się na niego. Douglas wzruszył ramionami i przerzucił sobie młodzieńczym ruchem płaszcz przez ramię.
-Jak chcesz, ale nie siedź do późna, sprzątaczka też powinna mieć trochę uciechy z tego, że kolejny przestępca wylądował w pace. - tym żartem zakończył swoją pracę na ten dzień i, pogwizdując lekko temat z jakiejś włoskiej operetki, których jego żona była miłośniczką, wyszedł z biura z werwą dwudziestolatka.
„Nie mogę mieć mu tego za złe”, pomyślał Lafarre, zdejmując okulary i przecierając oczy. „W końcu to jego śledztwo, tak naprawdę i to on dostanie pochwałę… ja jestem tylko panem przesłuchującym…” Instynkt nie był zadowolony i to on kazał mu siedzieć w biurze. Co jednak mógł jeszcze zrobić? Czytanie po raz setny akt mijało się z jego siłami.
„Wszystko jest tak, jak być powinno”, powiedział sobie, wstał, pogasił świece i wyszedł z biura wprost na ruchliwą ulicę. W pięć minut później wchodził do hallu jednego z elegantszych hoteli w mieście.
Wziął od młodej, zgrabnej recepcjonistki klucz i podszedł do windy. W momencie, gdy miał do niej wsiąść, zdawało mu się, że ktoś na niego patrzy. Obejrzał się lecz nie widząc żadnej znajomej bądź zwyczajnie zwracającej uwagę twarzy, spokojnie wszedł do kabiny i nacisnął guzik z piątką. Winda ruszyła w górę.


Kiedy się jest w takim miejscu, jak Azkaban, czas przestaje płynąć. Oczywiście, niektórzy odmierzają godziny, dni, tygodnie, miesiące a nawet lata lecz mnie w ogóle do tego nie ciągnęło. Nie zauważałam prawie tego, że pod drzwiami mojej celi jest już trzech dementorów, całymi dniami siedząc w kącie lub na sienniku i przypominając sobie to, co mogłam sobie przypomnieć. Dementorzy wysysają szczęście lecz czyż wspomnienia z ostatnich lat nauki w Hogwarcie, wszelakie wspomnienia związane z Draconem mogły być szczęśliwe dla mnie w tamtym momencie? Nie były, nie były lecz doprowadzały mnie do coraz większej utraty poczucia realności. Przyjmowałam posiłki i często oddawałam pełne naczynia.
Było mi wszystko jedno, co robię i gdzie, nic już się dla mnie nie liczyło. Zapomniałam - albo chciałam zapomnieć - że gdzieś tam, kilkaset mil stąd istnieje inny świat, którego byłam częścią lecz wyrzucona zostałam poza jego nawias. Wiedziałam tylko, kim byłam dawno, dawno temu i nie mogłam powstrzymać przepływającego przez moją głowę nurtu wspomnień i twarzy. Wśród tych ostatnich zbyt często przewijała się twarz Dracona i jego matki…
Któregoś dnia - albo nocy - zmorzył mnie sen, bardzo ciężki i męczący. Śniło mi się, że idę żwirowaną drogą pod górę, wśród starych, rosochatych wierzb, pod którymi rozpościerały się marmurowe i granitowe nagrobki. Na końcu ścieżki ujrzałam postać w białej szacie… potem obraz znikł, by pojawić się za chwilę w innej wersji: tym razem to ja stałam na górze, przy jakimś nagrobku, a ku mnie szła postać, w czarnej sukni z blond włosami. Narcyza Malfoy…
Obudziłam się nagle i poczułam, że jest mi gorąco. To było tak realne… zupełnie nie jak sen… leżałam potem bez zmrużenia oka, aż do celi wsunięto mi miskę z pożywieniem. Nawet nie spojrzałam, choć pachniało lepiej, niż pierwszego dnia.
Następnej nocy (przyjmijmy…) spałam spokojnie; dopiero nad ranem dziwny sen powtórzył się. Tym razem była to scena z cmentarza, podczas której Narcyza prosiła mnie o coś, a ja nie mogłam tej prośby spełnić. Nagle bardzo wyraźnie usłyszałam swój głos:
-Pani Malfoy, proszę posłuchać mnie uważnie. Niech pani mnie posłucha i spojrzy na mnie!- potrząsnęłam nią lekko, co trochę ją otrzeźwiło. Spojrzała na mnie przytomniej. -Nie mogę pani pomóc… sama jestem w takiej sytuacji, że… nic nie mogę zrobić. Nikt mi nie uwierzy ani tym bardziej pani, nie wiem, skąd pani wie, że pani mąż brał udział…
-Rozmawiał o tym… rozmawiali o tym, on i Bella… myśleli, że nie słyszę… ona jest też zabójczynią Dracona!
Tym razem obudziłam się nie tylko zgrzana ale i mokra od potu. Byłam już pewna, że to nie jest zwykły sen… znałam te słowa, pamiętałam to. Usiłowałam zasnąć, żeby przypomnieć sobie, co było dalej lecz bez skutku. Wystraszona i z mocno bijącym sercem, leżałam na mokrym sienniku, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w popękane sklepienie mojej celi. To nie jest sen , myślałam, rozcierając sobie ramiona, bo teraz na odmianę zrobiło mi się zimno, to się zdarzyło naprawdę . Jeszcze nie wiedziałam do końca, co to oznacza, ale widziałam w tym jedyne światełko w mroku, w jaki zaczęłam się powoli zapadać z musu i bez protestu.

Lafarre leżał na twardym, dobrym dla kręgosłupa materacu i patrzył w biały sufit hotelowego pokoju. Chociaż okrył się tylko lekką, letnią kołdrą, czuł, że w pokoju jest za gorąco. Nie mógł zasnąć nie tylko od gorąca, co prawda: dręczyło go także sumienie.
W ciągu swoich kilkudziesięciu lat pracy nauczył się dostrzegać nieuchwytne dla niewyszkolonego oka różnice w psychice przesłuchiwanych osób. Oskarżeni o zabójstwo - bo tacy głównie przewijali się przez jego ręce - byli nie mniej zróżnicowani, niż gatunki róż w samej tylko Anglii. Byli tacy, którzy zabijali z premedytacją i bez skruchy, ale byli też tacy, którzy stawali się mordercami niejako wbrew własnej woli.
Teraz czuł wyraźniej to, co nurtowało go podczas sprawy Pears i po ogłoszeniu sententiam condemnatoria: ona nie zachowywała się jak zabójczyni i wcale nie było to zwodzenie starszego urzędnika: co jak co, ale zwieść się nie dał nigdy i bardzo się tym szczycił, umiarkowanie, oczywiście.
Twierdziła, że nie zabiła tej kobiety, miała problemy z pamięcią, chociaż w pierwszej chwili powiedziała, że przypomina sobie moment zabójstwa i siebie z różdżką w dłoni. Potem zaczęła gubić się w zeznaniach i w efekcie zyskała sobie nieprzychylność sądu oraz urzędników, zajmujących się jej sprawą.
Świadczyła przeciwko niej nie tylko inkantacja zaklęcia z jej różdżki, ale także Bellatrix Lestrange, która twierdziła, że Pears nienawidziła w głębi duszy pani Malfoy przez to, że odcięto się od niej po śmierci ich syna, który zaręczył się z Pears wbrew woli rodziny. Sprawa była nie dość, że zawikłana i nieprzyjemna, to jeszcze niezbyt korzystna dla obu stron. „Przecież Lestrange była śmierciożerczynią, choć teraz wyrok uległ przedawnieniu… a jednak uwierzono jej i Malfoyowi…”. Zganił się w duchu, bo na samą myśl o Malfoyu poczuł obrzydzenie.
Kiedy zobaczył Malfoya po raz pierwszy na sali sądowej, wyraźnie uświadomił sobie, że ten człowiek jest bardzo pewny siebie i bardzo zarozumiały. „Ciekawe, czy rządziłby się tak samo, nie mając tylu pieniędzy i takiego nazwiska”, zastanowił się mimochodem. Okazało się, że jest równie wyniosły, gdy zaczyna mówić.
Sąd przesłuchiwał go dość krótko lecz z każdego jego słowa wyzierała nienawiść wobec ludzi mniej bogatych i gorzej ustawionych od niego - Lafarre poczuł to bardzo mocno.
„A jednak, kiedy zapytano go, jakie stosunki miała oskarżona z jego żoną, zawahał się”, przypomniał sobie i zdecydowanie usiadł w pościeli, przecierając dłonią oczy. „Nie powiedział ze zdecydowaniem, jak jego szwagierka, że nienawidziły się… przychylał się do wersji państwa Weasley, którzy wyraźnie podkreślali, że byłaby ostatnią osobą, która posunęłaby się do zabicia tej kobiety” Wstał i podszedł do toaletki, na której stała karafka z wodą oraz wysoka, zwężona u góry szklanka ze znakiem firmowym hotelu. Nalał sobie wody i wypił parę łyków, a resztę wylał sobie na szyję, czując, jak płyn chłodzi mile skórę. „Skazano ją na podstawie poszlak, chociaż tylko połowa osób twierdziła, że była w stanie zabić Narcyzę Malfoy…” Spojrzał sobie w twarz i odetchnął głęboko. „A może jednak jej nie zabiła? Czy morderca wahałby się w przypominaniu sobie szczegółów? Czy mógłby mieć problemy z pamięcią?”


Minęło trochę czasu: nie wiem dokładnie, ile, ale na pewno miałam wtedy pięć snów i każdy z nich odsłaniał przede mną coraz bardziej wspomnienie, które szybko przestało być dla mnie tylko majakiem sennym. Cały czas jednak nie widziałam twarzy tej drugiej osoby, która pojawiła się w trakcie mojej rozmowy z Narcyzą. Próbowałam za wszelką cenę zmusić umysł do pracy lecz bez skutku: twarz nadal była dla mnie nieznana.
Zastanawiałam się, czy powinnam komuś powiedzieć o tym powracającym wspomnieniu. Czy ktoś mi uwierzy? , myślałam podczas bezsennych godzin, zwinięta na sienniku, który już dawno przestał trącić mi zapachem potu, wilgoci i pleśni. Nie dostrzegałam prawie spartańskich warunków, w jakich „żyłam” a także nie dostrzegałam tego, że większość dementorów pilnuje mnie niczym tygrys młodą antylopę, niewinnie skubiącą trawę na sawannie.
Owszem, były noce, gdy powracały koszmary z nocy śmierci Dracona, ale nie doprowadzały mnie do utraty zmysłów. Fakt, że zaczynałam przypominać sobie coś, co przedtem było wyraźnie zablokowane dla percepcji moich zmysłów, sprawiał, że lżej znosiłam to, co każdą osobą w moim stanie doprowadziłoby już dawno do choroby psychicznej.
W tej chwili moim jedynym celem było przypomnienie sobie wszystkiego, odkrycie prawdy. Przestałam pragnąć pocałunku dementora, zapomniałam, że nawet jeśli ktoś mi uwierzy, to i tak nie będę potrafiła prawdopodobnie odnaleźć się w świecie, w którym wyrok sądowy równał się z potępieniem społecznym: łaknęłam prawdy niczym każdy więzień pragnie wolności.

To, co czuł, z pewnością nie było rozpaczą męża po śmierci ukochanej żony, nie… ale wraz ze zniknięciem Narcyzy z jego życia poczuł, że brakuje mu jej. Ostatecznie, była filarem wygodnego i - nie bądźmy skromni - łatwego życia, jakie wiódł; była filarem tego, co zbudował w myśl wszystkich swoich życiowych zasad… tylko że teraz wydawało mu się, że to wszystko straciło sens i rację bytu, ba, więcej - że było to sztuczne, jak esperanto.
Brzydził się tym i było to dla niego tak nowe i dziwne, jak myśli, których nie dopuściłby do siebie jeszcze przed tygodniem, a które teraz zawładnęły jego umysłem. „Zabawne, że jeszcze tydzień temu życie tej dziewczyny obchodziłoby mnie nie więcej, niż życie jakiegoś karalucha w rynsztoku… dlaczego wszystko się zmieniło?”, pytał sam siebie, chodząc po swym eleganckim, wymuskanym i nieprzytulnym (nowa myśl) salonie. „Dlaczego dziś myślę, że popełniłem błąd co do niej?” Dziwne to były myśli, tym bardziej dziwne, że nagle wydały mu się jak najbardziej uzasadnione.
Stracił syna a teraz stracił żonę… i pomyślał, że nie chce tracić nikogo więcej.

Komentarze:


Ann-Britt/ZKP
Środa, 28 Stycznia;, 2009, 19:49

Marti,
To było rewelacyjne! Szczególnie, ze czytałam dwie notki pod rząd, tak jest łatwiej, bo się nie mylą fakty.
Przede wszystkim: Lucjusz!
Poza tym: Marta w więzieniu! Nie spodziewałam się tego, mimo ze wszystko niby na to wskazywało. Nieźle nam to zahartuje Martusię.
Mam jednak nadzieję, ze ktoś (L.) ją wyciągnie z tego bagna.
Dziękuję raz jeszcze za komentarz u Romildy.
Pozdrowienia!:*

 


gorgie
Czwartek, 29 Stycznia;, 2009, 16:09

Notka była cudowna:)
Szkoda tylko, że tak mało się w niej działo, ale te uczucia były niesamowite:)

P.S. Nadal czekam na notkę pełną optimizmu:)

 


Parvati Patil (ZKP)
Niedziela, 01 Lutego, 2009, 20:18

Nic się nie działo? Moim zdaniem- całkowity absurd. Może i nie było mnóstwo akcji, ale uczucia i emocje sprawiły, że notka jest taka pełna, dokładna, żywa. A teraz do rzeczy:
Śliczne zakończenie. Bardzo dobra notka, pełna uczuć, które tak kocham, oraz emocji, bez których czytelnikowi nie da się żyć:) Ty sprawiasz, że choć po przeczytaniu tak bogatego w emocje 'Zmierzchu' jestem już przyzwyczajona do pięknego, literackiego stylu, to kiedy wracam i czytam Twoją notkę, czuję, że dopiero teraz czytam porządny, poetycki i romantyczny styl, który tak u Ciebie uwielbiam. Akcja bardzo ciekawa i realistyczna- czułam się tak, jakby to ja trafiła do więzienia. Dokładnie tak to sobie wyobrażałam- przed śmiercią wspominać najpiękniejsze chwile życia, spędzone z tymi, z którymi nie dane jest tam teraz przebywać...Przepięknie....Wybitny...
Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz u mnie,
Parvati:*

 


Nutria(ZKP)
Poniedziałek, 02 Lutego, 2009, 15:22

Martuś!
Uwielbiam Twoje wpisy wiesz? Piszesz jak nikt inny na tej stronie! Nie wiem czy kiedykolwiek był tu ktoś, kto robił to równie dobrze jak Ty. Uwielbiam gdy piszesz z taką nutą tajemniczości i mroku. Bo nawet najbardziej optymistyczna notka u Marty zawsze coś takiego posiada! Weź najlepiej spisz wszystkie rozdziały Marty i zrób z tego książkę. Będzie fenomenalna. Ach, i końcówka niemal się rozpłynęłam. Lucjusz nie chce stracić nikogo więcej. Wygląda na to, że tak czy siak przywiązał się do panny Pears. Jakby nie patrzał miała to być jego synowa.
Dziękuję za komentarz u Hanny. Buziaki;*

Ps. Wspominałam, że już komentowałam ten wpis. Nie wiem gdzie jest ten koment;p.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki