Tę notkę chciałabym zadedykować Dumbowi, Ginny i Dorocas. Jako jedyni komentują moje wypociny. Chwała im za to.
Jako jedyna w szkole umiała mnie zrozumieć. Wiedziała, że nie za bardzo cieszę się, że mam tyle rodzeństwa. Na zaklęciach siedziała koło mnie i mozolnie tłumaczyłem jej sztukę zaklęcia przywołującoego. Ona patrzyła się na mnie rozmarzonymi oczami.
- Penelopo!- ostrzegłem ją.
- Tak panie Percivalu- powiedziała.
- Dobrze wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówisz- byłem już trochę zirytowany.
- No dobrze- jęczała- wróćmy do Zaklęć.
Tak zachłannie tłumaczyłem Penelopie o zaklęciach przywołujących, że nie zauważyłam profesora Filficka( wiem, że to inaczej się pisze, ale nie mam pod ręką książki- przyp. autorki).
- Panie Wesley, proszę zademonstrować zaklęcia, które odsyłają przedmioty na swoje miejsce?- spojrzał na mnie porozumiewawczo.
Za nic w świecie nie mogłem sobie przypomnieć jaka jest formułka tego zaklęcia.
- Oj, panie Wesley myślę, że panie Kruth ( wymyślone nazwisko Penelopy- przyp. autorki) całkowicie zaprząta panu głowę!- spaliłem okropną cegłę. Cała klasa zaczęła się śmiać. To było okropne.
- Teraz chciałbym powiedzieć o konkursie ogólnej wiedzy magicznej- zaczął profesor- W drugiej połowie października będzie organizowany konkurs. Jednym z przedmiotów obejmującym konkurs będą Zaklęcia. Chciałbym aby pięć wyczytanych osób poszły na ten konkurs- otworzył zeszyt- Aurelia Flower, Percy Wesley, Penelopa Kruth i Daniel McDonell.
Zakupy część dalsza i podróż Dodał Percy Weasley Sobota, 15 Września, 2007, 09:59
[[b]b]Dobrze, że wszystko się skończyło dobrze. Na samą myśl, że odważyłem się pójść na ulicę Śmierlelnego Nokturnu przyprawia mnie o dreszcze. Jestem jednak Prefektem i prefekt nie powinien się bać!
Ruszyliśmy do księgarni aby kupić wszystkie książki. W środku nic niezmieniło się od tamtego roku. Jednak było tu zbyt dużo ludzi. Mały mężczynza przedzierał się przez spory tłum ciągle mówiąc ,, Przepraszam, przepraszam. Jestem z Proroka Codziennego!".
- Zaraz tu będzie!- powiedziała podniecona mama.
Zza kotary wyszedł mężczyzna. Zaczął coś mówić, ale mnie nie specjalnie to interesowało. W pewnej chwili zabrał ze sobą Harrego. Facet był wniebowzięty! Pstrykał im zdjęcia jakby byli okazami w mugolskim ZOO.
Po jakiejś godzinie skierowaliśmy się do wyjścia. Szczęście nam nie sprzyjało, bo zobaczyliśmy Lucjusza Malfoya i jego syna Dracona.
- Co ja widzę?- usta skrzywił w grymasie pogardy.- Wesley z rodziną. Urocze...
- Lucjuszu, bardzo się śpieszymy- tato nie chciał ciągnąć tej całej niezręcznej sytuacji.
- Ależ dlaczego amy sobie nie pogadać jak starzy znajomi?- Malfoy drwił z taty- typowe.
- Nie mam czasu- kierowaliśmy się w stronę wyjścia
- Zastawiłeś dom z rodziną w zamian za książki, żee musisz iść? Ciekaw jestem kto chciał by kupić twoją żonę.
Wtedy ojciec zrobił się czerwony i rzucił się na Malfoya. Owszem rzucił się! Jak jakiąś głupi małolat! Przecież to Malfoy! Wszędzie ma wtyki i w ogóle Ministerstwo w kieszeni. Cała księgarnia próbowała ich rozdzielić i fotograf do Proroka codziennego zrobił kilka małych zdjątek. Pięknie...
Szliśmy na dworzec King's Cross. Mama oczywiście wypominała tacie ten wybryk.
-Arturze, to się nie mieści w głowie!- powiedziała- Jak mogłeś tak na niego naskoczyć? Dobrze wiesz, że Malfoyowie nigdy nie grzeszyli rozumem, ale ty powinnieneś być mądrzejszy. Zachowałeś się okropnie!
Doszliśmy. Mama bardzo denerwowała się o Ginny. Była ona najmłodsza z nas wszystkich. Na dworcu King's Cross jak co roku przeszliśmy przez bramkę pomiędzy peronami 9 i 10. Wynikło to bez zbędnych problemów. Mama ucałowała każdego w policzki. Fred i Georg jak zwykle wyrywali się, żeby nie zobaczył ich Lee Jordan.
-Och, gdzie jest Garry i Ron?- rozglądała się szukając w tłumie uczniów syna i jego przyjaciela.
- Na pewno znaleźli sobie wolne przedziały mamo- Fred próbował ponieść swój szkolny kufer.
Własnie Expres Hogwart zaczął jechać.
- Bądźcie grzeczni i pozdrówcie Harrego i Rona!- wykrzyknęła zanim zniknęła za zakrętem
Poszedłem do wagonu prefektów. Tam byli inni ludzie, którzy nie rozumieli powagi tego stanowiska! Przecież mamy pilnować, żeby w Expresie- Hogwart było spokojnie, a oni się śmieją z głupiego kawału o gumochłonach.
- Przepraszam, czy będziemy patrolować korytarze?- wreszcie odzyskałem mowę.
- Możesz iść jak chcesz- odezwał się chłopak siedzący przy oknie- My tu jeszcze zostaniemy.
- Dobrze, widzę, że tu niedocenia się tego zaszczytnego stanowiska.
Opuściłem wagon. Zacząłem patrolować przedziały. Nie było zbyt ciekawie. Zabrałem jednej dziewczynie z czwartej klasy flakonik perfum, który po otwarciu wylewa na osobę cuchnący wywar.
Gdy wpadłem do Freda i Georga byłem okropnie zmęczony.
- Znalazłeś naszego braciszka i Harrego?- spytał się Fred.
- Nie- odpowiedziałem krótko rozkoszując się czekoladową żabą.
- My też ich nie znaleźliśmy- Georg spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
- No dobrze- powiedziałem patrząc z utęsknieniem na stertę czekoladowych żab, które trzymał Lee Jordan- Pójdę jeszcze raz ich poszukać.
Przedzierałem się przez uczniów szukając oczami Harrego i Rona. Zobaczyłem Hermionę i Nevilla, którzy siedzieli prawie na końcu pociągu.
- Widzieliście Harrego i Rona?- spytałem się.
- Myśleliśmy, że są z braćmi!- odpowiedziała Hermiona.
- Nie ma ich, myslałem, że są u was! Nigdzie nie możemy ich znaleźć.
Odpuściłem sobie szukanie. Sami się znajdą na uczcie.
Na uczcie było całkiem spokojnie. Byłem tak zmęczony, że nie chciało mi się martwić o mojego brata. Dowiedziałem się tyle, że Ginny trafiła do Gryffindoru. Odprowadziłem ją do Domitorium i sam znużony poszedłem spać.
***
Rano okazało się, że Harry i Ron nie podróżowali pociągiem! Zabrali samochód ojca i polecieli nim do Hogwartu. Co za lekkomyślność. Tato będzie miał przez nich klopoty. Jakby to był Frd albo Georg owszem nie zdziwił bymś się, ale Ron i Harry! A co będzie jak tata straci prace? Będzie im pewnie tylko przykro, ale o tym, że nie będziemy mieli z czego żyć to już nikt nie wspomni.
Ron dostał wyjca od mamy. Ona zawsze wie jak wychować syna. Fred i Georg śmiali się z tego prawie przez 10 minut. Czy jest ktoś w ogóle normalny w tej szkole? Owszem jest- Penelopa
___________________________________________________________
Jak się podobało? Jest inaczej niż w książce, ale mam nadzieję, na dużo komentów
Cześć! Jestem nową autorką tego pamiętnika. Wiem, że na pewno nie dorównam jakością pisania poprzedniemu autorowi. Będę starała się pisać jak najlepiej umiem.
Pozdrowienia
Agusia
Notke dedykuję kilku osobom: Maxyri Flemence, Karolli, Lily Sharlott, Arwence_Eowince_Black, Mikc@, Sarence-13, Zuzi95, Juliette Chang, Melishy, Kenayi, Vigag, Herbinie Gringor i Nice1310, a jeśli o kimś zapomniałem to z góry przepraszam, ale jestem tylko człowiekiem
-----------------------------------------
Dziś obudziłem się o 9:15, to dla mnie bardzo późna godzina i czas stracony. No, ale cóż po ostatnich wydarzeniach... Już zdążyłem sie jakoś z tego otrząsnąć. Szybko pobiegłem do łazienki, rozebrałem się i wszedłem pod zimny prysznic (podobno pomaga). Kiedy wyszedłem podążyłem do kuchni, siedzieli już tam wszyscy łącznie z Fredem i Georgem, którzy mieli miny jakby zjedli worek smoczych odchodów. Mama pod stołem kopnęła lekko Georga, a ten Freda i obaj wstali, podeszli do mnie i powiedzieli równocześnie:
- Przepraszamy Cię bardzo za naszą wczorajszą głupotę, uk...ny bracie – wystrzelili jak z procy. Najwyraźniej słowo „ukochany” było zbyt trudne do wymówienia.
Bardzo się zdziwiłem, lecz byłem pewny, że gdyby nie rodzice nie usłyszałbym nawet „przepraszamy”.
Rozmyślania przerwał mi ojciec.
- No dobra po śniadaniu ubieramy się wszyscy i wskakujemy do kominka! – powiedział – mam nadzieję, że mamy wystarczająco proszku Fiuu.
Harry zrobił bardzo głupią minę widząc Freda wchodzącego do naszego starego kominka, biorącego garść proszku i krzyczącego: Pokątna!
Podszedłem do niego i powiedziałem:
Mama ci zaraz wszystko wytłumaczy, spokojnie.
Nadeszła moja kolej, więc wkroczyłem do brudnego paleniska, wziąłem trochę proszku i powiedziałem spokojnie: Pokątna - wrzucając zawartość dłoni pod nogi.
Zacząłem wirować wokół własnej osi wśród zielonych roztańczonych płomieni widząc w przelocie pokoje innych czarodziejów, lecz przypomniała mi się znów wczorajsza noc kiedy to Fred i George spłatali mi swojego „psikusa”. Zapragnąłem jak najszybciej stąd wyjśc, lecz na szczęście koszmar nie trwał długo ponieważ wyleciałem przez kominek w Dziurawym Kotle. Otrzepując szatę i stając obok Freda, czekałem na resztę rodziny. Kiedy już wszyscy byliśmy na miejscu zdaliśmy sobie sprawę z tego, że Harry powinien przybyć zaraz po mnie, a tu po nim ani śladu.
- Porwali go, porwali go!!!!!!! – histeryzowała mama.
- Mamo uspokój się, bo wszyscy się na nas patrzą! – szepnąłem do niej – zaraz pójdę go z ojcem poszukać, tato?...
Tata zgodził sie natychmiast, i żwawym krokiem ruszyliśmy Pokątną do rozwidlenia dróg, jedna prowadziła na „Ulicę Śmiertelnego Nokturnu” a druga na „Żywego Światła”.
- Są tylko 3 kominki podłączone do sieci Fiuu, z naszej okolicy, w Dziurawym Kotle, na „Żywego Światła” i „Śmiertelnego Nokturnu” – rzekł ojciec. Ja pójdę tędy - wskazałem na ulicę „Śmiertelnego Nokturnu”.
Miałem złe przeczucia co do drogi, którą wybrałem, ale ojciec nie oponował, a ja nie chciałem wyjść na tchórza.
Wkroczyłem w uliczkę trochę przestraszony kurczowo ściskając różdżkę w dłoni. Przechodziłem obok ludzi znacznie innych niż na Pokątnej czy Żywego Światła, byli to ludzie brudni z postrzępionymi szatami z kamiennymi i nieprzeniknionymi twarzami pełnymi złowieszczego spokoju. Miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Wszedłem na zniszczony most i... wpadłem na śmierdzącą i zwalistą postać, mężczyznę, który wyglądał o wiele gorzej niż inni. Zagrodził mi drogę, z brutalną siłą złapał mnie za kołnierz i wyciągnął z obszarpanej kieszeni różdżkę. Wycelował nią we mnie bełkocząc niezrozumiale.
Expelliarmus!!! – wrzasnąłem. Z mojej różdżki wydobył sie potężny, szkarłatny promień światła i ugodził przerażającego bezdomnego prosto w twarz. Odrzuciło go z taka siłą, że uratowała go tylko bariera mostu. Z ciemnej bramy wyłoniło sie dwóch następnych drabów, a za moimi plecami usłyszałem kroki kolejnego.
Wyprostowałem się, zasalutowałem i przyjąłem pozycję gotowości bojowej.
Umysł miałem nadspodziewanie czysty, jak na lekcji w Hogwarcie. „Jesteś Prefektem, nie daj się zaskoczyć!” – cichy głos szeptał mi do ucha. Zakręciłem młynka różdżką wokół siebie wykrzykując zaklęcie ochronne w tym samym momencie gdy napastnicy zaatakowali. Jaskrawe rozbłyski zmieszały sie ze sobą w wirującym tańcu odpływając w górę i oddalając ode mnie niebezpieczeństwo. Przyklękłem i w półobrocie machnąłem za siebie wykrzykując:
DRĘTWOTA!!! – Zbir padł jak ścięty turlając się niczym kłoda do podstawy mostu. Dwóch pozostałych zdębiało zaskoczonych. Odskoczyłem w bok i wykorzystując ich szok, wypaliłem w drugiego to samo zaklęcie. Ostatni ze zbirów jakby się ocknął, gdy towarzysz runął u jego stóp. Z jego różdżki trysnął zielony promień dodając trupiego zabarwienia i tak już brzydkiej twarzy. Był jednak zbyt powolny. Szybka zmiana pozycji dała mi okazję do następnego ataku.
„EXPELLIARMUS!!!” – krzyknąłem. Z podbitej ręki mojego przeciwnika różdżka wystrzeliła z taką mocą, że wbiła sie w drzwi pobliskiego domu aż po rękojeść. Mężczyzna stracił równowagę upadając na pośladki. Podbiegłem szybko i (ze skruchą przyznaję) wymierzyłem mu silnego kopniaka. To nie był pojedynek dżentelmenów. Z przerażeniem stwierdziłem, że mogłem zginąć.
Pobiegłem szybko przed siebie, skręciłem w lewo (tylko tą drogę miałem do wyboru) i zobaczyłem, że krąg wiedźm i czarodziejów pochyla się nad czymś. Podszedłem ostrożnie stanąłem na palcach i o mało co sie nie przewróciłem. Siedział tam skulony i przerażony Harry. Co robić? – pomyślałem, lecz na szczęście pomoc nadeszła niespodziewanie. Krąg ludzi rozproszył ogromny złoty blask wydobywający się z różdżki mojego ojca, za nim stał wielki jak dąb Rubeus Hagrid.
- Wynocha!!! – krzyknął donośnie – wokół zrobiło się pusto.
- Chodźmy natychmiast – rzekł mój ojciec.
- Całe szczęśćie, że spotkałem Artura na ulicy Żywego Światła – zagrzmiał Hagrid – chodźmy, bo prawdobodobnie Molly umiera z niepokoju...
CD...
...Otworzyłem drzwi i wpadłem do mojego pokoju. O dziwo nie zastałem tam bliźniaków. Pokój wyglądał zupełnie normalnie... Tak jak zwykle, idealnie czysty i schludny. Tylko mucha bzykała pod oknem leniwie (nie znoszę much!). Unieruchomiłem ją jednym zaklęciem. Schowałem różdżkę do kieszeni i podszedłem do mojego biurka. Otworzyłem szafkę, wszystkie listy leżały na półce nienaruszone, a jednak nie wszystko było w porządku, było cicho, za cicho. Usłyszałem za sobą skrzypnięcie, odwróciłem się i zobaczyłem, że drzwi do pokoju są zamknięte. Zbliżyłem się do nich ostrożnie, ale w pewnym momenciecie stanąłem jak wryty wpatrując się w teleskopik. Nie był on więcej błękitny, w tej chwili świecił jaskrawoczerwonym blaskiem. Nagle opętały mnie najgorsze myśli. Byłem przerażony. Jak szalone, przed moimi oczami mknęły różnorodne obrazy: stałem na środku Wielkiej Sali w Hogwarcie i własnie odbierano mi odznakę prefekta przy głośnym aplauzie wszystkich domów, Dumbledore osobiście dawał mi szlaban. Penelopa całowała w czubek nosa Rogera Davies’a, a w powietrzu powiewały sztandary z napisami w stylu „Percy Pierdek”; gdzieniegdzie „Percy Perfekt” Próbowałem się poruszyć, nie udało się. Długo trwało zanim poczułem chwilowy przypływ sił, postanowiłem skorzystać z okazji i wyjąłem różdżkę. „Vertates Heinevra!” wrzasnąłęm tak głośno, że byłem pewien iż nasza rodzinna chatka legnie w gruzach, jednak mój głos niknął gdzieś w przestrzeni, znów było cicho lecz nie można było powiedzieć, że nic się nie dzieje. Usłyszałem szepty dobiegajace z daleka:
- ...Słyszałes o Percy’m? – ktoś mówił – dementorzy zabrali go do Azkabanu, bo nie dopilnował, żeby pierwszoroczni poszli do łóżek po 22...
- straszne – odpowiedział mu inny głos - a wiesz, że...
Rozmowa rozpłyneła się, odbijając echem od ścian.
- ...chyba przesadziliśmy – dobiegł mnie głos Freda.
- ...myślałem, że... – tym razem Georga.
- ...to następnym razem nie myśl tylko wiedz – wrzeszczał Fred.
- ale prawie się udało! – bronił sie George.
- a idź w pyry! – odparł złośliwie Fred.
- ale... – nie usłyszałem reszty rozmowy poniewaź straciłem przytomność.
Obudziłem się wieczorem w moim własnym łóżku a obok mnie siedzieli mama, tata, Harry i Ron. Bliźniacy opierali się o ścianę tyłem do mnie, a magiczne paski raz po raz mocno uderzały ich po zadkach (i dobrze im tak!)
- Twoi bracia rzucili na Ciebie słabszą odmianę klątwy Dementorów – mama odezwała się pierwasza.
- Szczęśliwie, użyłeś odpowiedniego przeciwzaklecia, skarbie – dodała wzdychając ciężko.
- Dobrze, że to zaklęcie nie jest szczególnie groźne, więc jutro będziesz mógł pójść z nami na Pokątną – powiedział ojciec.
- A teraz dobranoc, kochanie – rzekła mama i razem z innymi wyszła z pokoju gasząc światło. Znów zostałem w ciemnościach sam na sam z własnymi myślami kurczowo ściskając w dłoniach odznake Prefekta...
------------------------------------------------------
Jeżeli macie jakies pomysły co do działów Percy'ego wyślijcie maila na piotrsit@yahoo.co.uk Pozdrawiam wszystkich
Witam. Dzisiejszy poranek zaczął się zwykłą, rodzinną krzątaniną, której tak nie znoszę... Matka biegała z koszem na pranie po wszystkich pokojach, ojciec chodził w tą i z powrotem nie wiedząc co ze sobą zrobić (ci ludzie są naprawdę niezorganizowani ja zawsze wszystko sobie planuję tydzień naprzód). Kiedy zszedłem na dół zauważyłem, że Ron przeżuwa powoli kawałek tosta, a obok niego siedzi... Harry Potter!!! Cóż za szok przeżyłem kiedy go zobaczyłem, przygładziłem włosy, wyprostowałem się i wkroczyłem majestatycznie do kuchni. Mama, Ron i wreszcie Harry obrócili się w moją stronę. Podszedłem do Harry'ego wyciągnąłem rękę i powiedziałem:
- Dzień dobry Harry. Co robisz w takim domu jak ten? Harry wyprostował się.
- Cześć Percy, przyjechałem wczoraj wieczorem...
- MAGICZNYM SAMOCHODEM TWOJEGO OJCA - przerwała mama.
Harry wyglądał na speszonego.
- Wczoraj Fred, George i Ron POLECIELI samochodem po Harry'ego - powiedziała mama takim głosem, że ciarki przeszły mi po plecach.
- Nie żebym miała pretensje do Ciebie kochaneczku - dodała zupełnie innym tonem, ciepło spoglądając na Harry'ego.
Usiadłem na krześle i zacząłem sączyć powoli musli z dodatkiem smoczych jagód (ohyda!).
- Mogę prosić cukru? - zapytałem najmilszym tonem na jaki było mnie stać.
- Masz Percy. - odpowiedział Ron podając mi cukierncę.
Nagle z góry dobiegł do nas okropny trzask i głośny śmiech.
Odruchowo wstałem i pełen najgorszych przeczuć wszedłem powoli po schodach. Dziwne hałasy dochodziły z pokoju Freda i Georga. Harry i Ron podążali za mną. Hałasy nagle ustały. Pokój bliźniaków był otwarty, w środku nikogo nie było, za to na biurku w błękitnej poświacie leżał mały teleskopik. Postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej, ponieważ wyglądał podejrzanie. Zrobiłem krok na przód i cały świat zatańczył mi przed oczami. Rozpaczliwie próbowałem zachować równowagę, ale w końcu wylądowałem na podłodze nogami celując w sufit. Usłyszałem stłumiony chichot Rona i Harry'ego. Wszelkie próby stanięcia na nogach zakończyły się fiaskiem. Wreszcie ruchami przypominającymi pływającą żabę, dobrnąłem do drzwi. Harry pomógł mi wstać podając rękę.
- Dziękuje Harry - wydyszałem, przytrzymując się framugi drzwi i z całych sił starając się utrzymać nogi razem.
- Jestem Prefektem - wyrzuciłem z siebie.
- Percy nie jesteś w szkole - powiedział Ron.
- Jestem Prefektem i nie pozwolę...
- Chodź Harry - Ron pociągnął go za rękaw kompletnie mnie ignorując.
- Gratuluję awansu Percy - rzucił przez ramię Harry.
Odwróciłem się, wyjąłem z kieszeni różdżkę i wycelowałem nią w teleskopik,
- Accio teleskop - rzekłem, a teleskopik z biurka poszybował prosto do mojej otwartej dłoni. Ostrożnie przyłożyłem go do oka i jęknąłem z przerażenia - otóż co zobaczyłem - Freda i Georga grzebiących w szafce mojego biurka i wyciągających LISTY OD PENELOPY! No nie! Tego było za wiele! Obróciłem się na pięcie i jeżdżąc dziko na oślizgłych podeszwach, zbiegłem po schodach szybko jak tylko mogłem. Otworzyłem drzwi i wpadłem do mojego pokoju... CDN...
-----------------------------------------------
Niestety druga notka pojawi się o wiele później, wiele...
i mam nadzieję, że ta się też wam będzie podobać...
Pe esem: Dzięki wszystkim za wspaniałe komentarze z poprzedniej notki, i jak macie jakieś pomysły to proszę pisać na piotrsit@yahoo.co.uk ...
Notkę dedykuje wszystkim na stronie i mam nadzieje że będą OK
--------------------------------------------------------
Witam was. Nazywam się Percy Weasley. Jestem wysokim przystojnym młodzieńcem o rdzawoczerwonych włosach tak jak większość utalentowanych i inteligentnych czarodziejów,
o czym możecie przeczytać w księdze "Sławni druidzi i czarodzieje:". Postanowiłem pisać pamiętnik i myślę, że to nie przypadek. Z okazji
moich urodzin Penelopa dała mi małą brązową książeczkę oprawioną w skórę, która świetnie do tego się nada, (zapewne pamiętacie Penelopę Clearwater? To ta ładna Krukonka z 5 roku o brązowych włosach). Nie
mogę się doczekać początku roku, kiedy się znów spotkamy i będę mógł podzielić się z nią moją radością i zaszczytem, który mnie spotkał. Bądź
co bądź odznaka Prefekta nie jest byle czym. Niedawno przyniósł mi ją Errol, nasza rodzinna sowa. Bardzo się cieszę,
gdy tylko ją dostałem musiałem doprowadzić ją do ładu i porządnie wypolerować. Wczoraj zauważyłem kilka plamek, które w żaden sposób
nie chcą zejść, nawet zaklęcie "Chłoszczyść" nie pomaga. Założę się,
że to sprawka Freda i Georga. Jestem pewien, że zazdrość ich zżera i
dlatego wczoraj zamienili mi ją w żabę; musiałem się nieźle namęczyć,
żeby ją złapać. Są zupełnie jak małe dzieci, kiedy ja zostanę
Ministrem Magii oni wciąż będą się zajmować swoimi beznadziejnymi figlami. Wtedy dopiero będą wiedzieli co oznacza być beznadziejnym!!! Muszę kończyć, żeby pójść do biblioteki, ostatnio widziałem tam "Prefekci, którzy zdobyli władzę". Koniecznie muszę to przeczytać!
Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie założę moją odznakę, a do 1 września jeszcze 3 dni!!!
________________________________________________________________________
A jednak nie dodam zdjęcia...