Dziękuję Wam za cierpliwość, dzięki niej skończyłam podstawówkę ze średnią 5.5 i maxem z testów kompetencji
---------------------------------------------------------
Usiadłam, zamknęłam oczy i z całych sił pragnęłam obudzić się w swoim łóżku, w swoim domu… Albo nie… Mogłabym się obudzić w moim łóżku, w mojej szkole… Tak, to o wiele lepsze rozwiązanie. Czułam, że nie mam ani ochoty, ani energii by siłować się z moimi powiekami, które powoli się zamykały… Ogarnął mnie błogi stan, który niestety-nie trwał zbyt długo.
Nie musiałam otwierać oczu, by wiedzieć, ze ktoś mnie BRUTALNIE budzi!
-Panno Evans- usłyszałam melodyjny, a zarazem silny, męski głos.
Otworzyłam jedno oko, a potem drugi i zatrzepotałam kilka razy powiekami, bo byłam pewna, ze mi się to śni. Usiadłam i gapiłam się na wysokiego mężczyznę w długiej do ziemi, turkusowej szacie. Miał brązową brodę, a znad okularów-połówek wyglądała para niebieskich oczu.
-Eee… Przepraszam, ale kim pan jest?
-Jestem Albus Dumbledore…
-Acha! Proszę mi wybaczyć, ale dopiero przypominam sobie pewne rzeczy… Co z ELIASEM?
-Uspokój się, proszę… Wszystko już dobrze, tylko twoi przyjaciele martwili się o to gdzie jesteś. Mam do ciebie prośbę: ze względu na to, że…”wykasowałem” wspomnienie wypadku Eliasa, nie wspominaj o tym, dobrze?
-Tak, ale… Czy Jim to pamięta?
-Oczywiście, on jest czarodziejem, może o wszystkim pamiętać.
-A ja?
-Ty masz w rodzinie czarownice, już zdążyłaś dowiedzieć się o magicznym świecie, więc nie ma sensu… kasować twoich wspomnień, choć mogę być dla ciebie nieprzyjemne.
-Profesorze… Dlaczego Lilly… jest czarownicą, a ja nie?
Na czole Dumbledore’a pojawiła się pionowa, charakterystyczna zmarszczka… Wyglądał na człowieka, który głęboko się nad czymś zastanawia… Po chwili odparł:
-Po prostu czasem tak jest… Każdy ma swoje przeznaczenie, swoją misję do wykonania… Wiem, że nie czujesz się usatysfakcjonowana moją odpowiedzią, ale kiedyś to zrozumiesz-powiedział z lekkim uśmiechem na ustach.
Już chciałam zadać mu kolejne pytanie, ale oczywiście Jim Brown musiał mi przeszkodzić swoim wparowaniem do przedziału!
-A tu jesteś! Wszyscy cię szukaliśmy!- Wydusił z siebie. Wpatrywał się we mnie tak uporczywie, że dopiero po kilkunastu sekundach zdążył dostrzec obecność Dumbledore’a.
-A Profesor! Witam!
-Dobry wieczór Jim, niestety nie mogę dłużej pozostać w Waszym towarzystwie, za kilka minut pociąg ruszy… Nikt nie będzie wiedział, co tu się działo. A! Masz bardzo mądrą sowę i-tu spojrzał na mnie-doprawdy uroczą przyjaciółkę.- Powiedział to, zakręcił się wokół swojej osi i zniknął.
-To był bardzo ciężki dzień, nie?- Zagaił Jim.
-Tak i wygląda na to, że jeszcze się nie skończył. Która godzina?
-23:40
-Wspaniale, w normalnych warunkach od 10 godzin powinniśmy siedzieć w akademiku…
-Spójrz na to pozytywnie: będziesz miała, co opowiadać wnukom, no może poza kilkoma magicznymi szczegółami…
Zapadł dość niezręczna cisza… Podeszłam do okna i wpatrując się w niebo powiedziałam:
-Lubię noc… Nie ujawnia niepotrzebnych szczegółów… Wtedy duże błędy wydają się tylko małymi potknięciami…
-Patrz, spadająca gwiazda-odrzekł Jim.-Pomyśl życzenie.
-Wierzysz w to?
-No pewnie, w końcu widziałem już czyrakobulwy i te wredne kąsające stworzenia-wróżki.
Zastanawiałam się nad swoim życzeniem… I do głowy przyszło mi tylko jedno: niech Lilly będzie szczęśliwa… Sama nie wiem, czemu ciągle o niej myślę, to zaczyna przeradzać się w obsesje.
-Jakie było twoje życzenie?- Zapytałam.
-Nie powiem ci, bo się nie spełni… Zresztą, ty je znasz.
Odwróciłam głowę od okna i popatrzyłam mu w oczy… te jego orzechowe oczy, którym nigdy nie potrafiłam się oprzeć… No cóż… Pocałowałam go.
*Natalia Lesz-Fall (polska wersja)
----------------------------------------------------------
Dalsza część podróży odbyła się bez zbędnych niespodzianek. O godzinie 01:00 w nocy byliśmy już na stacji, stamtąd zostaliśmy odwiezieni autobusem do akademika, który i tak czy tak był połączony ze szkołą. Mimo późnej godziny i narastającego we mnie zmęczenia, budynek zrobił na mnie wrażenie. Składał się z trzech części, jak się później dowiedziałam pierwszą i największą z nich była biblioteka z gabinetami do różnych przedmiotów, drugą akademik, a trzecia została dla mnie tajemnicą… Była najmniejsza i nawet nie zdążyłam o nią zapytać.
Po kilku minutach dotarliśmy do naszych pokoi. Ja dzieliłam swój „apartament”(jak nazwały go dziewczyny) sama. Był średniej wielkości: dwuosobowe łóżko, duża szafa, regał na książki, biurko i łazienka. Nie chciało mi się nawet wypakowywać, zamknęłam drzwi na klucz, wypuściłam z klatki Dalie, padłam na łóżko i zasnęłam…