Po tym słodkim początku można juz rozszyfrować wszystko.
Dzis zajmiemy się (fanfary) - złotym zniczem, czyli najnajnajważniejszą piłeczką w całej grze.
Na początek (gdyby za parę lat przyszło Wam jednak, drodzy Czytelnicy, wsiąść na miotłę) krótka charakterystyka, parametry...
Złoty znicz jest (patrz parę linijek wcześniej) piłeczką o kolorze...Złotym! Bingo! Przedmiocik wielkości orzecha włoskiego wyposażony jest w zestawie w jasne skrzydełka, które umożliwiają mu ucieczkę przed specjalnie do łapania przystosowanym zawodnikiem, określanym mianem szukającego. Im szybciej wyjaśniony trzy słowa temu człowiek to zrobi, tym szybciej kończy grę. Dopóki w łapce nie ma znicza, dopóty toczy się gra. Rekord ustanowiono jakieś...osiemdziesiąt lat temu? Spotkanie trwało dwa miesiące, a i tak na koniec wszyscy sędziowie zostali odnalezieni wiele kilometrów za boiskiem, na Saharze, mamrocząc coś o karze niebios. Za mało poświęcenia i zaangażowania w sprawę, ot co!
Jeszcze coś! Złapanie znicza gwarantuje drużynie 120 punktów, co jednak nie oznacza, że drużyna, której szukający okaże się lepszy, wygrywa. Niedowiarki niech przypomną sobie spotkanie Bułgaria-Irlandia na mistrzostwach świata, i wtedy pogadamy.
Sędzia zajmuje się oglądaniem gry, rzutami karnymi, wypuszcza piłki (uwięzione zwyczajowo w skrzynce) na początku spotkania. Jego miotła często bywa bardziej ozdobna (ornamenty ze srebra oraz inne tego typu niepotrzebne, nieaerodynamiczne szczegóły nietechniczne).
Kiedy wiemy już co nieco, mozemy przejść do prezentacji graficznej:
Słodki lewek Gryffindoru, rysunek niequdditchowej Luny Lovegood (nareszcie porządny, czarodziejski), która zagrzewa Gryfonów do walki swym nieśmiertelnym kapeluszem. Dzięki, Luno!