W końcu doczekaliście się trochę dłuższej notki Bardzo dziękuję za te wspaniałe komentarze i zapraszam do czytania.
Dzisiaj jest 1 września i…. JESTEM W HOGWARCIE!!! Teraz, kiedy mam już pełen brzuch, muszę wszystko opisać. A więc do dzieła, pamiętniczku!
Obudziłam się, o 9:00 rano. Wszyscy się wykąpali, wyczesali, ubrali i wyszykowali. W końcu zasiedliśmy do śniadania. Mama przygotowała tyle potraw, że ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że mamy żołądki wielkości ogromnego kafla. Nie dziwię się, przecież było nas dziewięcioro! I na dodatek mieliśmy mieć baaaardzo długą podróż: cały dzień w pociągu Hogwart-Ekspres! Przy śniadaniu wszyscy zajadali się pasztetem z królika z orzechami, gęsią wątróbką w cieście, sałatką Capri i wieloma innymi daniami. Były też oczywiście zwykłe grzanki i grzanki czosnkowe. Skąd mama znalazła tyle pomysłów na te dania? Nigdy wcześniej ich nie jadłam! Może to dania z zagranicy???... Wracając do śniadania, to gdy jedliśmy, rodzice dosłownie POŻERALI nas wzrokiem. Miałam wrażenie, że zapadnę się pod ziemię. Rozumiem, że rozstają się z nami na długo, ale przecież to tylko rok! Nawet nie cały! Około 10 miesięcy! No, może troche przesadzam. W końcu ja też będę tęskniła.
Po śniadaniu „zapakowaliśmy się” do tych mugolskich samochodów. Szczerze mówiąc, to ja nie wiem, jak rodzice zdali na mugolskie prawo jazdy. Oczywiście moglibyśmy się teleportować, ale wśród tak wielu mugoli, lepiej było nie ryzykować. W końcu przyjechaliśmy na dworzec. Było bardzo tłoczno. Wszyscy zwracali uwagę na nasze sowy. Nareszcie udało nam się dotrzeć do peronów 9 i 10. Pomiędzy nimi stała barierka. Fred pożegnał się z rodzicami i wujostwem, i poszedł prosto na barierkę. Chwilę później, już go nie było. To samo zrobił James. W końcu przyszła kolej na mnie. Pomimo, że widziałam jak Fred znikał tu „setki” razy, poczułam skurcz w żołądku. Teraz miałam zrobić to SAMA. A jeśli mi się nie uda? A jeśli się wywalę? – takie myśli przechodziły mi przez głowę jak błyskawica. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam niepewnie na rodziców, jeszcze jeden głęboki oddech i….. przede mną widniał lśniący pociąg Hogwart-Ekspres. Rozejrzałam się. Stałam dokładnie koło Jima. Fred już gdzieś wyparował. Chwilę później pojawili się rodzice. Pożegnaliśmy się, wycałowaliśmy, wyprzytulaliśmy i wtaszczyliśmy kufry do pociągu. Ciągnąc je za sobą, szukaliśmy wolnego przedziału. Po 10 minutach poszukiwań, znaleźliśmy go w końcu, załadowaliśmy kufry i padliśmy na miękkie siedzienia.
- No to jedziemy do szkoły! – oznajmił ni stąd, ni zowąd James.
- Taaa…. – odpowiedziałam zamyślając się o Hogwarcie.
Przez długi czas nic nie mówiliśmy. Było już około południa, gdy drzwi przedziału otworzyły się i weszła przez nie dziewczyna mojego wzrostu, z długimi do ramion, lekko pofalowanymi i kruczoczarnymi włosami, piwnymi oczami i cerą koloru brzoskwini. Zaraz za nią wszedł chłopak z pięknymi blond włosami, niebieskimi jak morze oczami i malinowymi, rozchylonymi w uśmiechu ustami.
- Można się dosiąść? U nas w przedziale jest strasznie nudno. – Przemówiła dziewczyna.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam, rada, że będzie można z kimś pogadać. – Jestem Roxanne Weasley, a to mój kuzyn James Potter. A wy to…
- Jennifer Frizliati. Mówcie mi Jen. A to jest mój brat Mikel.
- Umiem się przedstawić Jen! Jestem Mikel. Dla przyjaciół Mike. – odpowiedział chłopak. Przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę. Sprawiał wrażenie, że jest czymś zakłopotany. W końcu spytał:
- Ty jesteś James Potter, syn tego sławnego Harrego Pottera, który zabił Voldemorta? – wypalił. Widać było, że nie mógł się powstrzymać.
- Tak, to ja. Ale proszę, nie uważajcie mnie za kogoś wielkiego, ok.?
- Dobra, dobra. A jak myślicie do którego domu traficie? – Spytała Jen.
- Ja i James na pewno do Gryffindoru. Nasze rodziny od lat tam trafiały. A wy?
- My nie wiemy. Możemy trafić wszędzie. Bo widzicie, nasza babcia i dziadek ze strony ojca byli w Gryffindorze, babcia ze strony mamy w Huffelpuffie, dziadek w Slytherinie, matka też w Huffelpufie, a ojciec w Ravenclowie. Możemy trafić wszędzie.
- No, to macie niezłą rodzinkę! I niezły problem!
Usadowiłam się wygodniej na siedzeniu, włożyłam rękę do kieszeni kurtki i…. znalazłam całą masę cukierków owiniętych w fioletowe papierki!
- Oooo! Pewnie mama nam to podłożyła! Czy ktoś chce? Jim, sprawdź czy też masz coś u siebie w kieszeniach.
James też miał cukierki. Poczęstowaliśmy się nimi wszyscy. Jim od razu włożył swój do ust.
- Mmmm… Wiśniowy. Ale smacz… Hahahahahahaha! Huhuhuhuhuhu! Hihihihihihi! Hahahahahaha!
- James nic ci nie jest? – Wszyscy jednym susem znaleźliśmy się obok niego. – Dlaczego tak się śmiejesz?!
- Hahahahahahaha! Hihihihihihihihihihihi! Hahahahahahahaha!
- Przestań! To już wkurza!
- Hahahahahaha!
- Czekajcie…. – Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl… Rozwinęłam swój cukierek. Był zielony, a nie czerwony, tak jak Jima. – Słuchajcie, chyba już wiem co mu jest, ale muszę to jeszcze sprawdzić. Zjem swój cukierek, jeśli zacznę się śmiać tak jak on, to poczekacie aż nam przejdzie, a jeśli nie przejdzie, to w Hogwarcie zaprowadzicie nas od razu do pielęgniarki, ok?
- No dobra, ale uważaj… - to Mike zaczął się martwić.
Włożyłam do ust zieloną bryłkę… Miała miętowy smak… Ale nie zaczęłam się śmiać…. Cukierek się skończył, a mi nic się nie stało… Szybko włożyłam rękę do kieszeni. Nic więcej tam nie było…
- Zabiję go! – Wykrzyknęłam.
- Kogo?! I o co tu chodzi?! – Jen zaczęła tracić cierpliwość.
- Hahahahahahaha!
- Zabiję mojego tatę! To on prowadzi Magiczny Sklep Weasley´ów i produkuje różne śmieszne wynalazki. Ostatnio mówił o jakichś cukierkach śmiechu… i to chyba te! Musimy mu dać ten zielony cukierek to przestanie!
Z wielkim wysiłkiem włożyliśmi Jamesowi zielony cukierek do ust i…. przestał! Potem nawzajem jedliśmy czerwone i zielone cukierki, i świetnie się bawiliśmi.
Całą resztę podróży spędziliśmy gadając, śmiejąc się i wygłupiając. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Jen. Poczułam do niej sympatię. Mam nadzieję, że ona do mnie też.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Ubrani w czarne szaty, wyszliśmy z pociągu. Usłyszeliśmy tubalny głos wielkiego mężczyzny z wielką, krzaczastą brodą:
- Pirszoroczni, do mnie!
- Hagrid! – Wykrzyknął Jim.
- A ty maluchu to kto?
- No jak to, nie poznajesz mnie?! Jestem James Potter!
- Ach, to ty! Przepraszam. Cholibka, w ciemnościach i tłumie uczniów nie rozpoznałem cię! A to pewnie jest Roxanne?
- Tak.
- No dobra. Zbieramy się! Pirszoroczni za mną!
Ruszyliśmy za Hagridem. Doprowadził nas do jeziora przez które przepłynęliśmy łódkami. Gdy mijaliśmy któryś z kolei zakręt, zobaczyliśmy GO. Wielki, cudowny zamek wznosił się majestatycznie nieopodal. Napawaliśmy się wszyscy tym cudownym widokiem, dopóki, dopóty nie wpłynęliśmy pod zamek, do pewnego rodzaju portu. Naprzeciw wyszedł nam mężczyzna przy kości, dość niski, w średnim wieku, z pucołowatą twarzą i ciemnymi, krótkimi włosami.
- Witajcie w Hogwarcie nowi uczniowie! Jestem Neville Longbottom, zastępca dyrektorki. Za chwilę zostaniecie przydzieleni do swoich domów: Gryffindoru, Ravenclowu, Hufelpuffu lub Slytherinu. Za wasze zasługi, wasz dom zdobędzie punkty, lecz za przewinienia zostaną one utracone. A teraz, proszę za mną.
Poszliśmy za profesorem. Przeszliśmy prez wiele korytarzy i schodów, i w końcu weszliśmy do Wielkiej Sali. Przed nami stał mały stołek, a na nim wyświechtana, stara Tiara Przydziału. Prof. Longbottom zaczął wyczytywać nazwiska, a Tiara przydzielała nowych uczniów do poszczególnych domów. Wszystko odbywało się tak, jak mówiła mama. Z niecierpliwością czekałam na swoją kolej.
- Frizliati Jennifer!
- Hmmm… GRYFFINDOR!
Widziałam wyraz zdumienia i ulgi na twarzy Jen. Mike stał jednak cały zdrętwiały, oczekując swojej kolejki.
- Frizliati Mikel!
- GRYFFINDOR!
- Huster Susan!
- HUFFELPUF!
- Lestern Angela!
- GRYFFINDOR!
- Malfoy Scorpius!
- SLYTHERIN!
- Mistern Bryan!
- Ravenclow!
W końcu przyszła kolej Jamesa…
- Potter James!
- GRYFFINDOR!
A potem moja…
- Weasley Roxanne!
- GRYFFINDOR!
Niedługo potem ceremonia przydziału skończyła się, a dyrektorka wystąpiła z krótkim przemówieniem:
- Witam wszystkich w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Większość uczniów już mnnie zna. Nowym powinnam się przedstawić. Jestem profesor McGonagall, dyrektorka tej szacownej uczelni. Mam nadzieję, że przybyliście z nową energią do nauki. Przypominam, że do Zakazanego Lasu kategorycznie zabrania się wstępu. Mam też dobre wiadomości: w tym roku zostały zorganizowane dwie nadobowiązkowe lekcje francuskiego i portugalskiego. Nie są oczywiście, jak sama nazwa wskazuje, obowiązkowe. Zainteresowanych prosi się o zapisywanie jutro o 17:30 w gabinecie transmutacji. A teraz, zapraszam do jedzenia!
Na stołach pojawiło się tyle potraw, że nie sposób ich było zliczyć. Zajadając się kurczakiem z rożna i mocząc go w sosie z pokrzywy, Mike spytał:
- I co, zapiszecie się na te zajęcia frencha i portugalniewiadomoczego?
- I portugalskiego, Mike. – Poprawiła go Jen. – Ja się zapiszę, a wy?
- Jasne, że tak! Wyobraź sobie, że jedziesz na wakacje do Francji i prosisz Ognistą Whisky dla Rodziców, a oni wybałuszają oczy, że potrafisz się ze wszystkimi rozmówić. – odpowiedziałam.
- Taaa…. Może się zapiszę….. – zamyślił się Jim.
- No wiesz! Ale z ciebie leniuch! – skrytykował go Mike. – Ja się zapisuję od razu na obydwa języki.
I tak sobie rozmawialiśmy i w końcu pojawiły się cudowne desery. Najbardziej smakowały mi lukrowane krewetki i Lodowate Lody Kaktusowe.
Gdy zaczęliśmy się robić senni, McGonagall ogłosiła koniec bankietu i wszyscy poszli do dormitoriów. Ja zajęłam swoje dormitorium z Jen i dwiema innymi dziewczynami: Angelą Lestern i Carmen Sabisto. Angela ma krótkie blond włosy, brązowe oczy, wydatne i bardzo czerwone usta. I śniadą cerę. Jest mugolką i woli, aby ją nazywano Angel. Carmen ma proste, brązowe, długie do ramion włosy, z bordowym pasemkiem z przodu, niebieskie oczy i zadarty do góry nos. Z obydwoma dziewczynami bardzo się zakolegowałam, ale to w Jen znalazłam najlepszą przyjaciółkę.
Muszę już kończyć, bo jutro zaczyna się szkoła. Już nie mogę się doczekać!
wiedziałam że Roxanne trafi do Gryffindoru. notka fajna. nie będe wytykała Ci błędów... pozdrowienia
Ann-Britt Sobota, 31 Maja, 2008, 11:40
"...w tym roku zostały zorganizowane dwie nadobowiązkowe lekcje francuskiego i portugalskiego. Nie są oczywiście, jak sama nazwa wskazuje, obowiązkowe." - hihihi ;D
Notka bardzo ciekawa, wiadomo było od razu do jakich domów trafią... Poza tym Scorpius szedł do szkoły razem z Albusem, ale to szczegół. Mam nadzieję, że następna notka już wkrótce!
Pozdrowienia!;*
P.S. Dziś premiera "Księcia Kaspiana" ;p
Dz. B. Sobota, 31 Maja, 2008, 22:06
Świetna. Nic dodać, nic ująć.
Bardzo polubiłam Jen.
Doskonała notka, zabawna, stylowa, ciekawa, intrygująca... na początku myślałam, że Mike może być spokrewniony z jakimś Ślizgonem (ach, to przez te blond włosy przywykłam do łączenia ich z Malfoyami^^)... ;P Bardzo dobrze napisana notka, bardzo mi się podoba i niezmiernie się cieszę, że tak się rozwijasz z notki na notkę. to fascynujące, móc obserwować, jak Twój talent rozkwita, choć jesteś tu od tak niedawna. Jestem naprawdę dumna z Ciebie, Laro i zapraszam Cię do pamiętnika Malfoya i myślodsiewni Snape'a. Pozdrawiam i buziaki!
Eio Wtorek, 03 Czerwca, 2008, 17:45
Bardzo fajna notka. Spodobała mi się a szczególnie ta część z tym czerwonym cukierkiem :P
Pozdrawiam
Czego się jedynie mogę czepić to wypowiedzi Nevila. Trochę za krótka i za mało mówiąca o domach w Hogwarcie. Ocena W z minusem:]
Vanessa xD Czwartek, 05 Czerwca, 2008, 18:24
Nocia fajna! Mam nadzieję, że będzie tak dalej :*!
Cho Chang Piątek, 06 Czerwca, 2008, 12:31
Jedna z twoich najlepszych notek !!!!!! EXTRA!!!!!!
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Czwartek, 03 Lipca, 2008, 19:06
Od razu wyjaśniam, że ten kometarz "CUUUDDNNNNNNAAAA NNNOOOTTTKKKA!pOZDRO;)", nie ja napisałam, chociaż ja dodaję do nicku jeszcze swoje pamiętniki. Proszę nie używajcie mojego nicka tj. Luna Lovegood, już kilka razy tak się zdarzyło.
A co do notki, to bardzo mi się podobała. Nie mam co powiedzieć