Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Dzięki za wszystkie komentarze, niektóre są bardzo motywujące do pracy i mobilizująceNie wiem, czy wiecie, ale "Biuletyn Serpentis" też jest aktualizowany, czytajcie i komentujcieTa notka jest dłuższa, ale mam nadzieję, że też zasłuży na wasze uznanie.
***
Patrząc przez wielkie okna zamku, aż trudno było uwierzyć, że jest zaledwie początek września i gdyby nie szkoła, nikt nie poznałby, że wakacje dobiegły już końca i że nadeszła jesień; a jesień była wyjątkowo ciepła i pogodna tego roku. Nawet ranki nie były takie chłodne, choć, oczywiście w lochach zawsze panował rześki chłód i półmrok, niezależnie od pory dnia, niezależnie od pory roku. No, zima jeszcze nie nadeszła więc najgorsze było jeszcze przed pierwszoklasistami, którzy otrzymali przydział do domu imienia Salazara Slytherina.
Severusowi Snape’owi nie przeszkadzało to jednak; nie przyzwyczajony do zbytku chłopiec z rozkoszą myślał puchowych pierzynach i takichże poduszkach, grubych, miłych w dotyku pledach oraz ogniu, płonącym na kominku wieczorami, czując, że w takich okolicznościach niestraszne mu najgorsze mrozy. Jakaż wielka była to różnica w porównaniu z drewnianym domkiem, w którym niejeden raz gwizdał wiatr, a chłód panoszył się po kątach, wciskając się bez trudu pod cienką kołderkę dziecięcą, zabezpieczoną starym jak świat kocem matki! Tak, pod tym względem było tutaj zdecydowanie lepiej. Odczuwał, co prawda, małe ukłucie żalu na myśl o matce, którą zostawił na pastwę ojca, ale szybko mu to mijało. Nauczył się, że okazywanie uczuć zrobi z niego mięczaka i gogusia w oczach kolegów, a za takiego nie chciał uchodzić, jakakolwiek byłaby prawda, wyrobił więc w sobie szeroki dystans do wszelkich emocji. Poza tym, nieszczególnie chciało mu się opowiadać wszystkim o swoim dzieciństwie; nic to, że wszyscy koledzy z jego domu mieli podobne miny i byli podobnie nieufni oraz zamknięci wobec ludzi jak on: czuł przez skórę, że ich beznamiętność wynikała zupełnie z innych pobudek, niż ciężkie dzieciństwo z ojcem-mugolem, tłamszącym żonę-czarownicę i dziecko, zmuszone do ukrywania swoich magicznych zapędów. Tamci wyglądali raczej na dumnych ze swojego pochodzenia i przydziału. On- nie. Jedyna jego cząstka dumy wynikała z faktu, iż trafił do domu, w którym wychowywała się jego matka, a ta była mu jedynym autorytetem i jedyną- póki co- bliską osobą na tym świecie.
Tak sobie rozmyślając o wszystkich tych sprawach, wypełniających mu codzienność, dotrwał do końca zajęć z historii magii. Zajęcia prowadził duch, nazywający się Binns; nie cieszył się żadnym szacunkiem ze strony uczniów, a jego wykłady były tak nudne, że większość uczniów najzwyczajniej w świecie ucinała sobie na nich drzemkę. Severus też chętnie by się przespał, ale był tak ciekaw wszystkiego, że zmusił się do trzeźwości i większość lekcji po prostu przesiedział, wpatrzony w roziskrzone słonecznym blaskiem jezioro i drzewa, łagodnie pochylające swe konary tuż nad jego kryształową powierzchnią. Wraz z dźwiękiem dzwonka zerwał się do pozycji stojącej, wrzucił niestarannie pergamin z zaczętym zdaniem i jedną datą do torby, a postąpiwszy podobnie z piórem i kałamarzem, opuścił klasę jako jeden z pierwszych, by również na tej pozycji stawić się pod drzwiami sali do eliksirów, na które czekał z utęsknieniem od chwili przyjazdu do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Nie zważając na niepochlebne psykania popychanych uczniów, wydostał się na parter i pobiegł marmurowymi schodami w dół, jakby gonił go rozjuszony troll. W następnej chwili omal się nie zabił, lądując nagle na plecach w samym centrum Sali Wejściowej.
Ogłuszony, zebrał się dopiero po kilku sekundach. Wolno podniósł się do pozycji siedzącej, ale kiedy spróbował wstać, nogi odmówiły mu posłuszeństwa więc klapnął niezdarnie na podłogę, ku uciesze przypatrującej mu się sporej grupy uczniów. Nagle na czoło gapiów wysforowała się trójka chłopców w jego wieku: jeden z nich miał czarne, nastroszone włosy oraz okulary i to on właśnie się odezwał mocno przemądrzałym tonem, w którym pobrzmiewała uciecha i złośliwość.
-Następnym razem, Snape, patrz pod nogi.
-Albo spiesz się powoli.- dorzucił jego kumpel, z nieco dłuższymi, efektownie opadającymi mu na czoło włosami i zaśmiał się ironicznie, a reszta mu zawtórowała. Severus potrząsnął głową, chcąc odpędzić gwiazdki, latające mu przed oczyma jak szalone i przyjął chwiejnie pozycję stojącą. Następnie spojrzał prosto w oczy pyszałkowatemu okularnikowi i podszedł kilka kroków bliżej. Z wolna wróciła mu wspomnienie upadku. Tak, to on podstawił mu nogę.
-No, co jest, Snape? Czyżbyś uszkodził sobie nie tylko głowę, ale i język?- zadrwił tamten. Snape nie namyślał się długo: oburzony do ostatnich granic, upokorzony i wyśmiany, postanowił nie dać się tej bandzie i bez ostrzeżenia wymierzył chłopakowi cios prosto w policzek, ale czarnowłosy zdążył zrobić unik (chyba tylko dzięki tym okularom), w skutek czego Severus poleciał do przodu i omal nie wylądował na ziemi po raz drugi, gdyby nie fakt, że nagle śmiechy ucichły, a na schodach pojawiła się wysoka, szczupła dziewczyna uczesana w bardzo gładki, bardzo ciasny kok z mocnych, lśniących, brązowych jak kasztan włosów. Wyglądała dorośle, jakkolwiek na korytarzach szeptano, że to jej pierwszy rok nauki tutaj. Snape zapamiętał ją z lekcji transmutacji: nie pałał do niej największą życzliwością, gdyż nie przepadał też za przedmiotem, który wykładała, ale teraz uznał jej obecność za okoliczność korzystną dla niego. Wyprostował się i zszedł kilka schodków niżej, gdzie znalazł się w pobliżu trzech szyderców. Dziewczyna ruszyła za nim, a zatrzymawszy się przed całą grupką, spojrzała na nich ostro i niezbyt przyjaźnie, po czym zapytała stanowczym i mocnym jak spiż głosem:
-Co tu się dzieje?
Ponieważ nikt nie kwapił się z udzieleniem jej odpowiedzi, przeniosła spojrzenie na niego.
-Panie...-zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie jego nazwisko, ale zanim jej podpowiedział, wtrącił się przyjaciel okularnika, trzeci i najmniejszy z bandy, piszcząc nieprzyjemnym głosem:
-Smarkerus!- i pobudził tym samym do śmiechu swoich towarzyszy. Jedno, mocne spojrzenie surowej dziewczyny położyło kres salwie śmiechu.
-A więc, panie Snape,- ciągnęła z nutą przygany, przypomniawszy sobie wreszcie, jak się nazywa jej rozmówca, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że pozostała trójka nadal trzęsie się ze śmiechu-niezbyt chwalebny początek roku szkolnego.
Snape milczał, opuszczając nieco wzrok. Jego oczy natrafiły teraz na przeciwległą poręcz schodów, o którą opierali się uczniowie, z ciekawością obserwujący przebieg wydarzeń, ale prawie ich nie widział, skupiony na tłumieniu ognia, jaki buzował u w piersi. Chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć, że został sprowokowany, ale żadne słowo nie mogło mu przejść przez gardło.
-Nie ma pan nic do powiedzenia w związku z tym karygodnym incydentem? – zapytała chłodno nauczycielka, na co Snape odparł cicho lecz stanowczo:
-Nic ponadto, że to nie moja wina, profesor McGonnagall.
-Nie?- w głosie profesor McGonnagall zabrzęczało zdziwienie.- Czy nie chciał pan uderzyć pana Pottera na chwilę przed moim przyjściem, panie Snape?
-Tak, ale...- zaczął ze złością Snape, ale nauczycielka przerwała mu z naganą:
-Bójka nie stanowi najlepszego sposobu na rozwiązanie konfliktu, powiedziałabym wręcz, że jest to metoda najgorsza i zdecydowanie najbardziej barbarzyńska. Sądziłam, że jest pan tego świadomy.
-Jestem świadomy!- wybuchł Severus, prawie dygocząc z wściekłości, ale wnet przyhamował i dokończył nieco ciszej, acz z większą dozą sarkazmu- Ale nie sądzę, że tylko ja brałem udział w tej bójce. Przecież nie mogę bić się z samym sobą, sądziłem, że to dla pani jasne.
Przed trójką winowajców stanęła kolejna osoba. Był nią wysoki, brązowowłosy czarodziej w okularach- połówkach, z długą, zadbaną brodą, ubrany w elegancką, ciemnopurpurową szatę. Powiódł po nich swym przeszywającym wzrokiem i zwrócił się do dziewczyny łagodnym tonem:
-W czym problem, Minervo?
-Profesor Dumbledore.- odparła niechętnie dziewczyna i ustąpiła mu nieco miejsca.- Przyłapałam tych czworo na próbie bójki, zwłaszcza ten tu ze Slytherinu wykazywał chęć pobicia kolegów.
Severus Snape, bo to jego wskazała Minerva McGonnagall, aż przewrócił oczyma na te słowa i tak jawną niesprawiedliwość. W obliczu profesora Dumbledore’a jednak czuł, że wykrzykiwanie prawdy nie miałoby tu większego sensu i mogłoby mu tylko przysporzyć nieprzychylności szacownego dyrektora szkoły.
-Chęć pobicia kolegów, ach tak....- Dumbledore puścił do niego oko a potem odwrócił się w stronę Gryfonów.- Panie Potter, panie Black, pani Pettigrew: maja panowie coś do dodania, na przykład na temat swojego udziału w tej rzekomej bójce, która, śmiem twierdzić, była zwykłą przepychanką na schodach?
-Faktycznie, panie profesorze, Smar...to znaczy, Snape, przewrócił się przeze mnie.- powiedział Potter, uśmiechając się czarująco.- A Syriusz i Peter śmiali się, ale bez złej woli. Po prostu fiknął tak cyrkowego koziołka w powietrzu, że zadziwił tym nas, a tymczasem Snape myślał, że naśmiewamy się z niego. Przepraszam za siebie i moich kolegów, jeśli czymś cię uraziliśmy, Smar- Severusie, chcę powiedzieć, o tak, Severusie.- ciągnął dalej tę komedię a potem podszedł do niego z wyciągniętą dłonią i wyrazem udanej powagi oraz życzliwości na obliczu, która dla czarnowłosego syna Eileen Prince była niczym innym jak błazeńskim wygłupem zagranym dla dyrektora w celu ośmieszenia jego, Severusa Snape’a.
Wszyscy zgromadzeni na schodach: uczniowie, Dumbledore, McGonnagall a także ci dwaj Gryfoni, Pettigrew i Black, spojrzeli na niego z napięciem. Zapadła pełna oczekiwania cisza, a Potter stał dalej, jak przedtem, z wyciągniętą w kierunku Snape’a dłonią, gotową do uściśnięcia w geście pojednania. I może gdyby nie obłuda i ironia, pobrzmiewające w jego słowach, gdyby nie pogarda, przykryta powagą i serdecznością, Severus może by i to zrobił, częściowo dla świętego spokoju, częściowo dla uniknięcia konsekwencji swojej złości, które wg jego intuicji wisiały nad nim w powietrzu, zwłaszcza ze strony Minervy McGonnagall.
Ponad głowami zgromadzonego na szerokich, marmurowych schodach tłumu, zadźwięczał dzwonek, a na tle jego srebrzystych dźwięków niczym finalnego akordu, Severus Snape odwrócił się błyskawicznie na pięcia i, zbiegłszy ze schodów nim ktokolwiek zdołał go zatrzymać, przepadł w mrokach zejścia do lochów, oświetlonego po bokach silnym płomieniem dwu czarnych pochodni.
Komentarze:
Katie Piątek, 06 Października, 2006, 18:24
Bardzo ciekawie napisane Cholernie mi się podoba Sorki za wyrażenia"PP
Harry Potter Piątek, 06 Października, 2006, 18:32
Całkiem niezłe podobało mi się ale snape w twoim opowianiu za bardzo przypomina mi Harrego.
Harry Potter Piątek, 06 Października, 2006, 18:32
Całkiem niezłe podobało mi się ale snape w twoim opowianiu za bardzo przypomina mi Harrego.
Magdziula Sobota, 07 Października, 2006, 22:21
bordzo dobre to opowiadanie bardzo mi sie podoba tylko jak możesz to pisz troche częściej notki z niecierpliwością czekamna następną notkę
Hermionka ;D Środa, 18 Października, 2006, 15:46
Super opowiedziane ;))) Az mi sie zal zrobilo tego Snepa a jak czytam hp to go nienawidze ;D pozdrofka oby tak dalej :*:*
Ginny i Harry Potterowie Sobota, 21 Października, 2006, 13:48
Napisz 4 część prosimy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
karla Edikson Wtorek, 24 Października, 2006, 09:16
strasznie mi sie to podobalo! Lubię Snape i innych jeśli możesz pisz o nim więccej a jak ja będe mogła to wsiąkne i przeczytam! Buziaczki!!!
Fanka Sobota, 28 Października, 2006, 15:17
fajnie piszesz zauwazylam pare bledow ale po za tym jest OK zeczywiscie sewerus wydaje sie bardzo pokrzywdzony a ojciec harrego to w tym opowiadaniu potwor.....