Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Drobne, delikatne płatki śniegu tworzyły coraz grubszy dywan na widocznych za oknem bezkresnych błoniach. W oddali majaczyła ciemna, prawie czarna tafla jeziora.
Tegoroczna zima była bardzo śnieżna, ale Severusowi śnieg mniej przeszkadzał, niżli gdyby był w swoim drewnianym, niewielkim domku- tak, jak większości dzieciaków śnieg kojarzył się z wesołymi, rodzinnymi spacerami i lepieniem bałwana, tak jemu przywodził na myśl jedynie zimną, paskudną bryje, która bezczelnie wdzierała się do domu przez mikroskopijne dziury. Śnieg od zawsze był dla niego i jego matki utrapieniem; nie lubił zimy a za Świętami Bożego Narodzenia też nie przepadał, bo nigdy nie były wesołe. Matka, co prawda, opowiadała mu o pięknie strojonych drzewkach, śpiewaniu kolęd i mistrzowsko zapakowanych prezentach, ale niestety, tych pięknych wspomnień z domu rodzinnego nie udało jej się zrealizować we własnym domu od chwili, gdy na świat przyszedł jej ukochany i jedyny synek. Robiła jednak, co mogła, by umilić mu święta: Severus lubił najbardziej te chwile, gdy siadywali razem przed kominkiem, najczęściej pustym, owinięci ciasno jednym, wielkim, kraciastym kocem i gawędzili sobie spokojnie, miło, korzystając z nieobecności ojca, który Boże Narodzenie spędzał prawie zawsze w karczmie, pijąc z kumplami do świtu. Kiedy ojciec wracał, zanosiła go szybko na górę, ale sama często już nie kładła się spać. Nie raz budziły go odgłosy awantury , krzyki albo głośne, lubieżne śpiewy-w takich momentach leżał cichutko i czekał, czy aby ojciec nie posunie się do czegoś bardziej niebezpiecznego, ale matka pilnowała go na dole, dopóty nie zległ pijackim snem, gwarantującym jego bliskim kolejne kilka, kilkanaście godzin względnego spokoju. Mimo tych wszystkich starań Severus nie mógł poszczycić się najwspanialszymi wspomnieniami świątecznymi i bardzo dbał, aby się z tym nie wydać. Już i tak uchodził za dziwadło, brakowało mu akurat plotki, że nie znosi świąt.
-...jest to jednak bardzo niebezpieczny rodzaj transmutacji i nie wolno wam o tym zapomnieć nawet przy przestrzeganiu pięciu podstawowych zasad, którymi są...tak, panie Snape, przypomni nam pan, co to za zasady?
Severus niechętnie odwrócił głowę od okna i wstał, czując, że jest w tarapatach. Niemiła, uderzająco pedantyczna nauczycielka transmutacji wbiła w niego mało zachęcające spojrzenie i najwyraźniej oczekiwała sensownej odpowiedzi na pytanie, którego nawiasem mówiąc kompletnie nie usłyszał, zatopiony we własnych, niewesołych, ale ciekawszych od tematu zajęć myślach. Spojrzał na nią ponuro, a ona podeszła na to do jego ławki, stukając energicznie obcasami i zmierzyła go stalowym wzrokiem.
-Zamierza pan odpowiedzieć na moje pytanie, panie Snape?
-Z przyjemnością, jeśli tylko będzie pani łaskawa je powtórzyć.- syknął przez zaciśnięte zęby, wywołując salwę śmiechu, który zamarł równie nagle, jak powstał, ujarzmiony błyskiem w oku Minervy McGonnagall. Szybko chwyciła pergamin, leżący pomiędzy dłońmi Snape’a i zerknęła na niego.
-Zaskakująco szczegółowe notatki, panie Snape. –zadrwiła, pokazując mu pergamin, na którym nie znajdowało się nic, prócz daty i tematu, a kiedy nie zareagował na to ni słowem, ciągnęła dalej, teraz w tonacji już tylko przykrej.- Pytałam pana, panie Snape o podstawowe zasady obowiązujące podczas procesu transmutacji międzygatunkowej. Prawdę mówiąc, nie oczekiwałam od pana błyskotliwej odpowiedzi. Pańska niechęć do wykładanego przeze mnie przedmiotu była dla mnie jasna już od czasu naszego spotkania, jednakże nie zamierzam tolerować aż tak daleko posuniętego lekceważenia nauczyciela i jego słów, choćby najbardziej nudnych. Miałam nadzieję, że z czasem zacznie pan bardziej się przykładać do transmutacji, ale była to nadzieja złudna. Nie oczekuję od pana nadgorliwej aktywności, ale tego minimum, które mam prawo od pana wymagać. Jasne?
-Tak, pani profesor.- mruknął Snape, wiedząc, że ta cała tyrada była tylko wstępem do kulminacyjnego momentu, jakim było ukaranie winowajcy.
-Na następne zajęcia opracuje pan szczegółowo temat rodzajów transmutacji międzygatunkowej w sposób, który ma mnie zaskoczyć.
Nie pomylił się.
-W porządku.- mruknął ponownie, choć najchętniej jęknąłby albo wrzasnął ze złości. Nie pałał entuzjazmem do transmutacji, gdyż nudziła go i nigdy specjalnie nie rozumiał jej wagi w życiu czarodzieja. Cóż, już i tak od dawna miał przeczucie, że McGonnagall da mu popalić, ale to nie była jego wina, że na sam dźwięk jej przykrego, surowego głosu odczuwał dreszcze i znudzenie. Miał wielką siłę woli, ale takich wyżyn jeszcze nie dosięgnął, choć ogólnie rzecz biorąc był zadowolony ze swoich stopni w Hogwarcie. Może nie wszystko zdawało mu się tak pasjonujące jak eliksiry, ale był bardziej w czołówce niż ogonie klasy, czego nie omieszkał mu kilka razy wytknąć Malfoy, klasowy lizus ale wcale nie taki dobry uczeń.
-Może pan usiąść, panie Snape.- przyzwoliła łaskawie McGonnagall po czym zadała katorżniczą pracę domową. Nic dziwnego, że Snape wyszedł z klasy w bardzo złym humorze, po leniwym pakowaniu się. Spuścił głowę i mrucząc pod nosem przekleństwa, ruszył ponuro do biblioteki. Szedł tak szybko i był tak zamyślony, iż nie zauważył Lilly Evans, idącej z naprzeciwka., dopóty omal nie zwalił jej z nóg.
-Sorry...Lilly? Przepraszam.- zaskoczony , odjął dłoń od obolałego czoła, mimo że ból nie zmniejszył się ani o jotę; rychło poczuł też mdłości i gorąco w okolicy szyi. Lilly tymczasem uśmiechnęła się miło i odparła:
-Och, w porządku, nie gniewam się.
Severus, zdenerwowany swoją słabością, stał się od razu mniej przyjemny. Uniósłszy głowę, spojrzał na nią chłodno i bez słowa wyminął ją, podążając w swoją stronę, jak gdyby nigdy nic. Kiedy stanął w drzwiach biblioteki, która była w połowie korytarza, z walącym sercem wyjrzał ostrożnie i ujrzał zdziwioną Lilly, zapatrzoną w jego (?) stronę. Błyskawicznie schował się a potem jeszcze raz, bardzo, bardzo ostrożnie wyjrzał, gdy wtem usłyszał jakiś donośny, pełen pychy głos:
-Hej, Evans!
A koło niego, jakby nie widząc go przeszedł szybko Potter w nieodłącznym towarzystwie kolegów, wpatrzony w Lilly. Zaraz potem Potter dotknął władczo jej ramienia, a gdy ta szarpnęła się ostro, mówiąc coś, odwrócił się i spojrzał w kierunku biblioteki. Co dalej zrobił, Severus nie wiedział, ale, przeczuwając bliskie spotkanie z wrogiem, rzucił się na oślep w głąb biblioteki, wpadł jak burza do czytelni i, z braku większego wyboru, przecisnął się w róg i opadł na jedyne wolne miejsce przy jednym stoliku zajętym przez Ślizgonów. Tak się składało, że zajął miejsce koło Malfoy’a i jego przyjaciół.
-Zaraz spadam, dajcie mi chwilę.- mruknął i, odwróciwszy się tyłem do wejścia, przyciągnął ku sobie pierwszą lepszą książkę i zagłębił się w jej treść, czując rzęsisty pot na plecach.
-Co jest, Snape? Co to za kolejna szopka, wyglądasz, jakbyś kogoś śledził...- zadrwił Malfoy, pochylając się ku niemu, na co Snape uniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy o kolorze zamarzniętego jeziora. Malfoy wykrzywił twarz w perfidnym uśmiechu i spojrzał gdzieś, ponad ramieniem Severusa. Na jego twarzy wykwitł uśmiech pełen satysfakcji i zrozumienia.
-...albo raczej ktoś śledził ciebie.- dodał szeptem, nie spuszczając wzroku z wejścia.
Severus spojrzał na niego z paniką, ale ten uspokoił go łagodnym ruchem dłoni.
-Nie ruszaj się, Snape, to Potter cię nie zauważy. Swoją droga, ciekawe o co tym razem wam poszło.
-Chyba raczej o kogo?!- dorzucił z błazeńskim rechotem jeden z kumpli.- Snape przecież wzdycha do tej szlamowatej laluni, Evans...
-Wyje do księżyca niczym samotny wilk...-pomógł mu drugi.
-Pisze wiersze...ody na jej cześć...
-Zrywa kwiatki...-rozpędzali się Ślizgoni, odgrywając miny pełne uczuć, w rzeczywistości o zabarwieniu mocno ironicznym. Ku zdziwieniu Snape’a, który niewidzącym wzrokiem gapił się w kartki księgi, Malfoy zareagował na to dezaprobującym syknięciem.
-Milczeć, głąby...-zesztywniał z mina pełna udanego przejęcia a potem odetchnął i powiedział do Snape’a bardzo poufnym tonem:
-Poszedł sobie, możesz zmykać, Snape.
-Jasne.- Severus spojrzał na niego z błyskiem w oku, odwrócił się, by sięgnąć torbę, niedbale przewieszoną przez krzesło i zmartwiał w tej pozycji, wbijając wzrok w gotującego się ze złości Pottera, zaledwie o trzy kroki od niego. Koło niego stali przygotowani do obrony Black, Pettigrew i Lupin.
Komentarze:
Melisha Czwartek, 04 Stycznia;, 2007, 15:17
Supper notka , ale co dalej?? Bardzo ciekawa , masz extra pomysły . Nie mogę wytrzymać , napisz , co było dalej ?? Proszę . . .
ania Czwartek, 04 Stycznia;, 2007, 18:45
No to Snape ma przechlapane. Współczuję mu. A Malfoy zachował się paskudnie.
Sorry, że dopiero teraz przyjrzałam się twoim notkom.
Ta notka jest poprostu super! Wstawiam W!
Ludzie nie wiedzą co tracą omijając ten pamiętnik!
A potem autorowi jest przykro, że mało osób czyta jego notki... Znam to skądś
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Sobota, 31 Maja, 2008, 18:28
Ach, biedny Severus.. wszystko sprzeciwia się przeciw niemu. Ciekawe jak tym razem wybrnie z tej sytacji. Notka napisana po mistrzowsku, więc może ja już nie będę chwalić, bo będzie za słodko?