Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarzeDzięki takim wspaniałym ludziom, jak wy, mam motywację do dalszego tworzenia. Zapraszam do lektury pierwszego Wiosny 2007 r. odcinka, przywołującego wspomnienia profesora Severusa Snape'a.
***
Lochy szkolne były zdecydowanie najmniej lubianym miejscem przez uczniów, zaraz po gabinetach wszystkich belfrów z kolei, w tym woźnego-znienawidzonego Argusa Filcha. Nagminna wilgoć, chłód oraz tajemniczy, pełen grozy nastrój tam panujące zdecydowanie odstręczały większość uczniów od częstszych niż tego wymagała konieczność wizyt; najprawdopodobniej dlatego też właśnie tam pewnego, niezbyt miłego deszczowego popołudnia zebrało się około dziesięciu, może dwunastu osób. Wszystkie postaci cechował identyczny strój-czarna szata z zieloną lamówką, połyskującą w słabym świetle płomyków odrażających, pogiętych w wężowe sploty świec, osadzonych z rzadka w starych kandelabrach. Wszystkie postaci były też płci męskiej, o ponurej, odpychającej fizjonomii. Niewielu było śród nich chłopców ładnych, przystojnych, no, może z jednym wyjątkiem. Wysoki, czarnowłosy chłopak o rysach dość pociągających stał najbardziej w środku grupy, z wysoko uniesioną głową wypatrywał czegoś w oddali korytarza. Między zgromadzonymi panowało milczenie, nie słychać było nawet szeptu. Jedynym odgłosem, jaki można było wychwycić w tym imponującym obrazku był delikatny szum jakby wiatru, wyjącego gdzieś het, poza murami gmachu…w pewnej chwili niezwyczajną ciszę zakłóciły czyjeś przyspieszone, zbliżające się kroki. Na bladej, ale dumnej twarzy chłopaka pojawił się cień, a następnie w kąciku ust zakwitł ledwie dostrzegalny uśmieszek. Uniósł też nieco wyżej głowę i wyraźnie się odprężył. Kilka sekund później zza rogu korytarza wypadły dwie postaci. Nie można było powiedzieć, że poruszają się biegiem, ale na pewno nie szły też spacerowym krokiem. Kiedy zbliżyli się na tyle, że silniejszy blask pobliskiej świecy padł na ich twarze, dojrzeć można było, iż są dosyć zziajani: jeden z nich miał bardzo jasne, prawie srebrne włosy, opadające mu niedbale na czoło. Jego kolega cechował się, podobnie jak obserwujący ich młodzieniec, niezbyt krótką, smolistą czuprynę.
-Spóźnienie, maluchy.- powiedział młodzian. Jego ton był po trosze kpiący a po trosze znudzony. Wyczuć w nim też można było szczyptę przygany.- Malfoy…tylko ty?
-Prefekt mnie dorwała i kazała sprzątnąć popiół, bo niechcący go narozwalałem, kiedy trzeba było nauczyć jednego pierwszaka moresu. –rzucił szybko Malfoy.- Z naszego roku tylko ja, reszta jakoś nie była zainteresowana. Przyprowadziłem Snape’a, to mało?
-Nauczyć pierwszaka moresu…zupełnie jakbyś się wiele od niego różnił.-blady uśmiech wbrew pozorom wcale nie nadał chłopakowi milszego wyglądu. Zaraz przybrał oficjalny, zimny ton.- Póki co, może być…to od was zależy, czy chcielibyście się rozwijać w tym niewątpliwe ważnym kierunku, jakim jest czarna magia…bo jeżeli o mnie chodzi, to obroną przed nią całkowicie, nieodwołalnie pogardzam. Ale mniejsza o to. –zwrócił wzrok na Severusa, dotychczas stojącego z boku grupy, ale nie tracącego nic z powagi i odpychającej hardości, którą zdążył w sobie już wyrobić. Rzucił na niego wzrokiem, lustrując go od stóp do głów i z odcieniem pogardy, widocznej w głębi źrenic, powiedział głosem zbliżonym wielce do syku węża.-Ty jesteś Severus Snape? Słyszałem o tobie, podobno zapowiadasz się na Mistrza Eliksirów…w związku z czym nie sądzę, byś wykształcił w sobie z czasem zainteresowanie czarami… ale cóż. Zobaczymy…radzę ci się zdecydować, na razie możesz zobaczyć, sprawdzić, czy połkniesz bakcyla, ale potem nie będzie odwrotu. Jeśli już przystąpisz do mnie…to drzwi zamkniesz za sobą na klucz, który ja unicestwię. Jestem Tom Marvolo Riddle.- podał mu dłoń. Snape słuchał tego ze spokojną twarzą, w milczeniu; również w milczeniu uścisnął błyskawicznie czubki palców Riddle’a , choć jej właściciel chyba nie traktował tego jak zwykłą formalność. Spojrzawszy na niego ostatni raz, z dumą i nieco większą pogardą, powiedział:
-Myślę, że więcej osób dziś nas nie odwiedzi, możemy iść…Aha, jeszcze jedno. Pamiętajcie, że nie wolno wam wydać naszych spotkań żadnemu nauczycielowi. Kapusiów będę karał osobiście.- powiódł surowym okiem po towarzyszach, po Snapie również i wskazał dłonią koniec korytarza, na którym były-ledwo, ale zawsze- widoczne jakieś strasznie brudne drzwi. Kiedy je otworzyli i weszli do środka, znaleźli się w wielokątnej, kamiennej komnacie, na której ścianach wisiały ciężkie, wyglądające na cenne czarne niczym noc draperie. Z przodu klasy stała olbrzymia szafa z lustrem na zewnątrz. Severus stwierdził, że lustro musi być uszkodzone bądź zepsute, gdyż po spojrzeniu w nie, wbrew oczekiwaniom nie ujrzał siebie, ale czarną otchłań dymu, którego przecież w klasie nie było. Nie mógł poświęcić się dłużej oględzinom tajemniczego lustra, gdyż Riddle poprosił, by stanęli wokół niego.
-Nie chciałbym, aby nasze zebrania wyglądały jak konferencja naukowa. Żadnych książek, żadnych podręczników, notatek. Tylko różdżki. Zapewne to pierwsze akcesorium, jakie zakupiliście po przekroczeniu ulicy Pokątnej. To był pierwszy przedmiot zwiastujący, ,iż chcecie wkroczyć w zagadkowy świat magii. W historii magii od zawsze to właśnie różdżki stanowiły symbol mocy magicznej, nie zaś, jak wielu by wolało-kociołek z parującą, wirującą wewnątrz mieszanką ziół i obrzydliwych estetycznie substancji.
Severus, stojący w tyle obok Malfoy’a, jako jeden z najmłodszych uczniów, miał silne wrażenie, iż przy tych słowach Tom Riddle spojrzał prosto na niego, ale niespodziewane wewnętrzne wzburzenie, jakie zaćmiło mu na sekundę trzeźwość osądu sytuacji, uniemożliwiło mu sprawdzenie prawdziwości wrażenia, Zaraz jednak nakazał sobie spokój i zmusił się do wysłuchania przemowy starszego Ślizgona, który z wolna zaczął wzbudzać w nim niechęć, pomieszaną z odrobiną fascynacji.
-Moim największym marzeniem jest być sławnym i nie wątpię, iż jestem w tym osamotnionym. Różnica między mną a całą resztą, która tak uważa, istnieje jednak i polega na tym, że swoje marzenia urzeczywistnię.-rzucił rozognionym spojrzeniem po klasie i mówił dalej, nie mogąc powstrzymać się od błysku oczu i uniesienia głowy.-I nie będę do tego dążył, robiąc karierę w Ministerstwie, ani płaszcząc się przed dyrektorami szkół, by zdobyć posadę wykładowcy zaklęć.-umilkł na chwilę, niewątpliwie dla uczynienia lepszego efektu na słuchaczach, pomyślał Snape, a Riddle zakończył- Moim powołaniem jest czarna magia. To, czego uczą tu, w szkole, na zajęciach z obrony, to czysta kpina. Szkoła jest jak izolator, odgradzający was od prawdziwych możliwości, które daje wam świat tam, poza tymi murami. Musimy nauczyć się korzystać z nich sami, bo tutaj skutecznie uniemożliwią nam pogłębianie wiedzy w każdym kierunku, jaki byśmy tylko sobie wybrali. Co to ma znaczyć, że biblioteka jest podzielona?- machnął ręką. Wyraźnie się rozkręcał, a ten ton, wzniosłość trochę drażniły niskiego, czarnowłosego chłopca.-Księgi Zakazane? Mówią wam, że to dział, w którym są niebezpieczne tomy. Moi koledzy doskonale wiedzą, że nigdy nie byłem fanem biblioteki, zwłaszcza naszej szkolnej, ale nie mogę pozostać biernym wobec faktu, iż robi się nam wodę z mózgu. Wmawiając, że te książki są niebezpieczne, bo gryzą, bo mogą opętać: chcą zamydlić oczy tym, którzy naprawdę chcą zostać Mistrzami Magii. Myślicie, że te książki są zapieczętowane w osobnym dziale ze względu na niebezpieczne f i z y c z n e właściwości? –spojrzał na Snape’a. -Bzdura! Są niebezpieczne, bo stanowią klucz do samodzielności naukowej. Są kwintesencją tego, co potrafi współczesny świat. Są symbolem odgradzania ucznia od prawdziwych możliwości, o których mu się nawet nie śniło.-odetchnął trochę, ażeby nabrać sił do dalszej mowy. Snape ukradkiem rozejrzał się po stojących naokoło niego osobach. Wszyscy zdawali się być porwani nurtem myślowym Riddle’a, nawet Malfoy, choć sprawiał wrażenie prześmiewcy, który doskonale się bawi. Był w tym zadziwiająco podobny do Riddle’a, tyle że nie przemawiał jak fanatyk. Severus ponuro uśmiechnął się do siebie w duszy i odprostował się. Z początku, fakt, Riddle mówił nawet ciekawie i ta idea samodzielnej nauki tajnych czarów pociągała spragnionego wyzwań magicznych chłopca, jakim był Severus, ale teraz przerodziła się w jedno oskarżenie przeciw szkole. Jednocześnie, odnosił wrażenie, iż Riddle zmierza do czegoś, a krytyka niedostępności dla uczniów Działu Ksiąg Zakazanych stanowiła tylko pretekst do tego punktu. Jego sposób myślenia był zastanawiający.-Pytam, jak można porównywać coś, co powstaje z pozornego machnięcia różdżką, a tak naprawdę jest dowodem wielkiej siły wewnętrznej czarodzieja, z tym, co wyrabiają tutejsi belfrowie? Jak można tytułować to magią? Dla mnie magia, to coś nadrzędnego. Podział na biel i czerń jest durny. Nie istnieje coś takiego. Na świecie jest tylko Władza i Moc, a ten, kto ją zdobędzie, naprawdę się liczy. Sposób jest nieważny, bo cel uświęca środki.…
* * *
Zbliżała się jedenasta w nocy. Po korytarzach przechadzały się cienie świec, znikąd pojawiały się perłowe duchy i znikały w nicości, rozpływając się w gęstym powietrzu jak tajemnica. Coś się kroiło, coś nieoczekiwanego zawisło w powietrzu. Nie zdawali sobie z tego sprawy uczniowie Gryffindora, Hufflepuffa ani podopieczni Ravenclaw. Garstka następców Salazara Wężoustego zdawała sobie z tego sprawę trochę bardziej niż inni. Metafizyka. Dzisiejszej nocy Tom Riddle wypowiedział wielki bunt przeciwko Białej Magii, obrócił w proch wszystkie ideały, skrytykował wszystko, co dotychczas było święte i nieugięte przed duchem czasów. Jego słowa zabrzmiały dzisiejszej nocy głośniej niż sto tysięcy trąb, mocniej niż sto tysięcy kolców najbardziej ciernistych róż wbiło się w serca wielu młodych i miało tak się jeszcze dziać przez wiele, wiele dni, a jego marzenia miały nabierać coraz bardziej realnych rysów. Gdybyż tylko paru z nich wiedziało, co przyniesie im kontrakt z Tomem Riddlem, ilu z nich miałoby odwagę wyrwać ciernie i uleczyć rany, zrobione poprzez nie…?O ile na te rany istniałoby jakieś antidotum…a tego nie był pewien nawet Severus Snape.
Komentarze:
n.tonks Niedziela, 25 Marca, 2007, 11:14
super nocia
Potter Czwartek, 12 Kwietnia, 2007, 16:37
Swetnie!!! Exstra powiązalas Snapa z Voldemortem!!! Gratuluje!
Olaka Czwartek, 31 Maja, 2007, 20:43
EXTRA
Kiberly Poniedziałek, 06 Sierpnia, 2007, 17:53
Jest jedna niedoskonałość, Snape nie uczył się wtedy co Tom Riddle. Za czasów Riddle'a dyrektorem był ktoś inny, a Dumblodore uczył Transmutacji, za czasów Snape'a i Huncwutów dyrektorem był Dumbledore, który niczego nie uczył!!
Nimfadora Poniedziałek, 27 Sierpnia, 2007, 20:39
zgadzam sie z Kiberly za czasów Voldemorta dyrektorem był Dippet a Dumbledor nauczał Transmutacji.
me Piątek, 28 Grudnia, 2007, 02:13
Aha, Riddle jakieś 50 lat przed Harrym był w Hogwarcie... Bez przesady, Sev aż taki stary nie jest :P
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Sobota, 31 Maja, 2008, 20:23
To tylko drobne niedociągnięcie,mi to tam nie przeszkadza. A nocia co tu dużo mówić: super Voldemort, naprawdę przemawia tak.. groźnie. Aż strach się bać. Ciekawe czy Snape nadal będzie chodził na te spotkania..