Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Bardzo dziękuję za wszystkie wpisy, kochani Czytelnicy! Jesteście niezwykli! Semley, słyszałam, że do końca roku są już bilety zarezerwowane, ale próbujn przez eBilet sprawdzać, może coś znajdziez^^, warto!
Samanto:
1. Po przeczytaniu tego wpisu wszystko się wyjaśni mniej więcej
2. Tak, to był Lucjusz i wcale się nie ukrywał, po prostu była zamieć... ale może trochę na to wpływ miał też fakt, kim był
3. W październiku skończyłam 18 lat, na dniach maturka
4. Może^^
5.Dziękuję!A teraz... let read! Potem zajrzyjcie też do pamiętnika Dracona... ;)
***
Na kominku płonął ogień, jednakże zdawało się, że jego płomienie, liżące szczapy drewna, nie dają ciepła ciemnemu pokojowi. Stojący przed nim mężczyzna o wyjątkowej aparycji wpatrywał się we wnętrze marmurowego kominka niewidzącym wzrokiem. W jego pięknych, ale strasznych chwilami oczach odbijały się myśli. Miał na sobie ciemnozieloną szatę, związaną w pasie czarnym, jedwabnym pasem. Prezentował się w niej niezwykle przystojnie, jednakowoż zdawał się nie przywiązywać do tego uwagi.
-Myślę, że nie powinieneś pozbywać się tego domu, Severusie.- powiedział, niemal nie poruszając ustami. -To miejsce może okazać się niezmiernie przydatne w przyszłości.
-Co masz na myśli, panie?
-Na razie nic konkretnego… a nawet gdyby, to chyba nie sądzisz, że powiedziałbym ci o tym?- odwrócił się w stronę stojącego po drugiej stronie pokoju mężczyzny. -Severusie… jeszcze nie czas na takie pytania. Jeszcze nie czas.
-Tak jest, panie.- Severus Snape skłonił się lekko. Tom Riddle patrzył mu prosto w oczy, więc starał się nie unikać kontaktu wzrokowego ani nie odwracać głowy.
-Oczywiście, jeśli nie zgadzasz się z moją propozycją, możesz mi odmówić.- dodał Riddle, z trudem powstrzymując się od uśmieszku. Snape odpowiedział:
-Zgadzam się, panie.
-Doskonale.- odwrócił się bokiem w stronę ognia i pstryknął palcami, a płomienie znikły w mgnieniu oka. -Będę musiał niedługo opuścić Anglię. Kiedy wrócę, wrócimy także do tej rozmowy. A teraz wezwij Lucjusza. Chcę, byście wprowadzili nową osobę do grona śmierciożerców, należy nad tym jednak trochę popracować.
-Oczywiście, panie.- Severus wyszedł z pokoju i wyszedł na dwór. Lucjusz stał na kamiennym ganku i wpatrywał się w utrzymany w świetnym stanie ogród.
-Co się stało?- zapytał, nie odwracając się a Snape wyjaśnił mu cicho:
-Wzywa nas.
-Zaraz przyjdę.
Nastąpiła chwila milczenia. Snape zamknął cicho drzwi i stanął obok Lucjusza, nie patrząc na niego. Czuł, że ten zaraz mu powie, co go dręczy.
-Matka jest w coraz gorszym stanie.- powiedział nagle i jakby obojętnym tonem, jednakże jego twarz była odrobinę spięta. -Zaklęcia przestają działać. Obawiam się, że może sobie coś zrobić.
-Wiesz o tym, że po następnej dawce straci zmysły.
-Więc…
-Oczekujesz ode mnie porady?
-Oczekuję od ciebie, że powiesz mi, co zrobiłbyś na moim miejscu.
-Szczerość z nim jest bezpieczniejsza od zatajenia.
-Więc mam mu wypowiedzieć kwaterę? Wpadnie we wściekłość i…- zawahał się nieco. -… może się posunąć do jakiegoś nieobliczalnego czynu.
-Myślę, że się mylisz, sądząc, że mógłby ją zabić.
Ponowne milczenie, tym razem pełne wątpliwości.
-Nie pozwalajmy mu dłużej czekać. Chodź.
Obaj weszli do środka a już po chwili pojawili się w eleganckim salonie. Riddle stał tyłem do ognia. Na ich widok nie zmienił postawy.
-Coś się stało, Lucjuszu?- zapytał spokojnie. Przez twarz zapytanego przemknął lekki cień.
-Jest mały problem, panie.
-Jaki problem?
-Moja matka… nie chce dłużej znosić tego, co tu się dzieje. Twoje zaklęcia, panie, przestają działać.
-Ach, tak.- powiedział prawie szeptem Riddle. -Więc może trzeba je wzmocnić?
-Powiedziano mi, że silniejsza dawka zaklęć może doprowadzić do… do pomieszania zmysłów.- Lucjusz oblizał wargi czubkiem języka. Severus milczał. Riddle zbliżył się do nich o dwa kroki.
-Czy mam rozumieć, że w ten sposób wyrzucasz nas stąd? Że nie zamierzasz dłużej tolerować mojej obecności w domu twojej matki? A może to nie ona, lecz ty nie chcesz dłużej tak żyć…?
Z każdym zdaniem zbliżał się do nich coraz bardziej a w tej chwili stał już na odległość ramienia od Lucjusza, który z pozoru stał spokojnie, ale dłonie zaciskał kurczowo.
-Nie, panie.- powiedział cicho i niepewnie. Zbyt niepewnie, pomyślał Severus, prostując się.
-Masz rację. Oczekuję od ciebie zbyt wiele… od ciebie i od twojej matki. Czas z tym skończyć.
To powiedziawszy, wyminął ich i wyszedł z pokoju. Po chwili dały się słyszeć jego kroki na schodach, ale obaj pozostali w salonie mężczyźni nie zmienili pozycji: może tylko Lucjusz bardziej kurczowo, niemal konwulsyjnie zaciskał dłonie. Cisza, szmer rozmowy, coraz głośniejsze, jakiś długi, piłujący uszy krzyk i milczenie. Milczenie, które było głośniejsze i potworniejsze od najbardziej okrutnych słów.
Wiał silny wiatr ze śladowymi płatkami śniegu. Ze szczytu skalistego urwiska widać było granitowy dwór, czterokrotnie większy i pięciokrotnie dłuższy od dworu Malfoyów. Przypominał budzące grozę ale i zachwyt więzienie, zapewne dlatego, że jego koloryt był ciemny a kraty witraży do złudzenia przypominały okna cel. Stąd nie było widać dokładnej barwy szyb, ale podobno mieniły się one różnymi kolorami, każda innym. Pałac otoczony był lesistymi pagórkami, a dalej szczytami gór, wiecznie ośnieżonymi. Jakieś dwa tysiące stóp od niego płynęła szeroka, wręcz czarna rzeka, łącząca dwa odległe krańce olbrzymiego, zamarzniętego jeziora, okalającego zamek od zachodu, przez północ po wschód.
-Ciekawe, czy przy wszystkich szkołach magii są jeziora i góry.- powiedział na głos mężczyzna w pelerynie, patrząc w kierunku pałacu i jego otoczenia.
-Chyba tak, bo wszystkie są położone w kompletnej głuszy i dziczy.- odpowiedział mu drugi. -Pamiętaj, że nie mogą tu dotrzeć mugole, ale także niepożądani czarodzieje.
-My nie jesteśmy niepożądani. Dziwne tylko, że nie ma muru.
-A rzeka?
-Co: „rzeka”? Rzekę można przepłynąć wpław lub łodzią.
-Nie byłbym tego taki pewien na twoim miejscu.
-Wiesz co, martwić się będziemy, jak już tam dojdziemy. Ruszajmy lepiej, zaraz się ściemni i zacznie padać, musimy dotrzeć tam przed zapadnięciem nocy.
Żeby zejść z urwiska do doliny, należało przebyć gęsty, ciemny za dnia i w nocy bór, który zdawał się nie mieć końca. Cudem udało im się wyjść na równinę. Teraz dopiero ujrzeli, jak bardzo Instytut Magii Durmstrang nad nią góruje. Nic dziwnego, że robił wrażenie.
Pięć tysięcy stóp kamienistej, przypominającej tundrę równiny dotarli do rzeki. Nie była zamarznięta, choć wg nich temperatura oscylowała około minus piętnastu stopni.
-Nie ma mostu.- odezwał się jeden z nich, powstrzymując się od dygotania z zimna. -Nie podoba mi się to.
-To na pewno coś oznacza.- drugi zsunął kaptur z głowy, by lepiej widzieć. Jego czarne włosy rozsypał szybko wiatr. Ruszył uważnie brzegiem rzeki. Po chwili odwrócił się i spojrzał na dygoczącego towarzysza.
-No, co tak stoisz? Idź w drugą stronę, to się rozgrzejesz!- zawołał a tamten wykonał polecenie z niechęcią.
Odgłos jego kroków zdawał się być dla niego jedynym odgłosem. Po drugiej stronie rzeki rosły wielkie świerki, zasłaniające widok pałacu. Severus patrzył to na nie, to na rzekę i myślał, zabijając ręce dla rozgrzewki. Nie zwolnił ani na chwilę, mimo że był już zmęczony i zmarznięty.
Wędrowali od rana, oczywiście bez mapy, kierując się tylko zdobytymi nie zawsze w legalny sposób wskazówkami. Nie potrafiłby powiedzieć, gdzie są teraz, poza tym, że było to pasmo rilskie. O świcie zaportowali się na obrzeżach Sofii i stamtąd musieli wyruszyć pieszo w góry, w których aportacja była niemożliwa. Całodzienna wędrówka, nie raz urozmaicana wspinaczką, opłaciła się: dotarli do celu podróży, tylko że u jego wrót narósł mały problem: jak tam się dostać? Severus jednak pomyślał z ulgą, że woli takie trudności u stóp Instytutu, niż ponowną wyprawę w góry, które szczerze tego dnia znienawidził.
Zatrzymał się w dwadzieścia minut później na brzegu jeziora. Ciemność zapadała szybko, ale nadal widział śnieg i taflę oraz majaczący w tle pałac. Rozejrzał się dokładnie i wyciągnął różdżkę. Za pomocą czaru Depulso udało mu się za czwartym razem przebić taflę, a spod niej wypłynęła woda, zwyczajna z wyglądu. Severus nie dotknął jej, podejrzewając, że skończy się to dla niego źle a potem podniósł głowę, bo usłyszał dziwny odgłos. Nie zobaczył nikogo ani niczego, co mogłoby go wydawać. Wyprostował się i, trzymając różdżkę w pogotowiu, odwrócił się i już chciał odejść, gdy odgłos nasilił się. Spojrzał na jezioro i wyraźnie dotarło do niego, że coś porusza się pod taflą. Zatrzymał się, dla pewność cofając nieco dalej od brzegu i przygotowując się do natychmiastowego ataku.
Nagłą ciszę przerwał ogromnie głośny huk i brzęk. Tafla loda pękła, rozpryskując się na wszystkie strony. Severus padł instynktownie na ziemię, zasłaniając głowę, ale nim się zaczęło, już się skończyło. Podniósł głowę i nagły widok sprawił, że wstał.
Przed nim kołysał się olbrzymi statek z wielkim masztem. Jego drewniana powierzchnia wyglądała na zamarzniętą, ale statek nie był widmem: przy burcie stanął wysoki, muskularny mężczyzna w futrze i puszystej czapie.
-Hej, ty tam na dole, żyjesz??- zawołał grubym głosem zza kołnierza. Severus odkrzyknął:
-Tak, wszystko w porządku!
-Jak się nazywasz i co tu robisz?
-Nazywam się Severus Snape i przybywam z polecenia dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a!
-Aha! Dobra! Właź na pokład!- zawołał tamten, przechylając się i patrząc uważniej na małą postać Snape’a. Z boku wysunął się drewniany most. Severus zawahał się chwilę a potem przeszedł po nim.
Kiedy pomost wsunął się za nim i rozległ się wściekły warkot, zupełnie jakby statek ruszył, rzuciło nim o ścianę, ale to chyba dobrze, bo dzięki temu ocknął się bardziej i nie musiał się szczypać, by uwierzyć własnym oczom.
Stał w pomieszczeniu, które przypominało niezwykle wystawną, rozbudowaną szatnię. Po bokach był rząd kominków, przed którymi stały lśniące w blasku płomieni, złote wieszaki. Haczyków było na oko z dwieście. Na jednym z nich wisiał już jeden czarny płaszcz. Podłoga pokryta była puszystą, miękką, rudą wykładziną a całe pomieszczenie oświetlał rzęsiście kryształowy żyrandol. Severus zdążył okręcić się dokoła własnej osi, gdy niezauważone przez niego drzwi na końcu szatni otworzyły się i pojawił się w nich chyba ten sam człowiek, co przedtem stał na pokładzie. Na widok oniemiałego mężczyzny w czarnej szacie zawołał ze zdumieniem:
-Jeszcze się nie rozebrałeś? No, dalej, powieś swoje rzeczy tutaj.- wskazał mu wieszaki. -Jak się rozbierzesz, pójdziesz prosto przez te drzwi i skręcisz w lewo, rozumiesz?
-Tak, rozumiem.- odpowiedział Snape, zbyt zbity z tropu niesamowitym wydarzeniem, aby obrazić się za lekko pobłażliwe i podejrzliwe traktowanie. Chciał o coś zapytać, ale nie zdążył: człowiek odwrócił się i wyszedł. Severus usiadł ciężko na ławie koło wieszaków, czując, jak bardzo jest zmęczony. Zgrabiałymi z zimna dłońmi zsunął płaszcz i powiesił na wieszaku, czując, jak wraca mu czucie i ogarnia go błogie ciepło. Najchętniej zostałby w szatni do końca tego dziwnego rejsu, ale wtem przypomniał sobie o Lucjuszu i otrzeźwiał błyskawicznie. Zerwał się z ławy, zastanawiając się, co się stało z jego kolegą. Na myśl o tym, że został tam, po drugiej stronie rzeki, poczuł, że robi mu się zimno. Szybko opuścił szatnię i ruszył pięknym, jasno oświetlonym korytarzem na wprost po czerwonym dywanie, aż doszedł do drzwi po lewej stronie. Nacisnął elegancką klamkę i wszedł do środka.
Okazało się, że to pomieszczenie jest dwukrotnie albo trzykrotnie większe od szatni. Miało kształt ośmiokąta foremnego i, co przyprawiło Severusa o lekkie mdłości, jego ściany były kompletnie przezroczyste, więc zbałwanione kłęby wody rozbijały się o burty statku a z przodu dochodził nieprzyjemny chrzęst kruszonego lodu. Przy naprzeciwległej ścianie znajdował się olbrzymi, inkrustowany jakimiś klejnotami ster, przy którym stał mężczyzna w futrze. Z boku wprost z dna wystawała wielka, wykonana z matowego szkła rura. Teraz wyskoczyło z niej coś okrągłego, przypominającego wykonaną ze szkła kulkę wielkości przypominajki. To coś upadło na ziemię a sternik szybko to podniósł i otworzył. Wewnątrz był złożony wielokrotnie list. Przeczytanie go nie zajęło mu wiele czasu, ale najwyraźniej odmieniło jego stosunek do Snape’a.
-Profesor Igor Karkarow potwierdził pańską wizytę, panie Snape.- powiedział, zdejmując czapkę i kłaniając się lekko. Miał fantazyjną czuprynę koloru kasztanów. -Witam na pokładzie mojego statku. Za chwilę powinniśmy dobić do szkoły.
-Dziękuję.- powiedział Snape, rozglądając się. Za oknami panowała już nieprzenikniona ciemność. Widać było, że zbliżają się do jakiegoś kamiennego wału, oświetlonego zaczarowanymi pochodniami. Brzeg rzeki został za nimi daleko w tyle… co z Lucjuszem?
Spojrzał na sternika ale ten już wrócił do steru.
-Proszę zostawić płaszcz na pokładzie. Oddam go panu, gdy wyschnie.- rzucił przez ramię. -Jeśli wyjdzie pan ze sterowni i skręci w lewo, dojdzie pan do czarnych drzwi. Niech pan tam czeka, aż przyjdę. Aha, i proszę obudzić swojego przyjaciela. Jest w kajucie naprzeciwko sterowni. Może być lekko… ogłuszony, bo dostał solidną dawkę eliksiru pieprzowego, do którego chyba nie jest przyzwyczajony.
Severus omal nie rozdziawił buzi ze zdumienia, ale wykonał polecenie. Rzeczywiście, w kajucie naprzeciwko, notabene przepięknie urządzonej, znalazł Lucjusza, leżącego na kanapie pod brunatnym pledem. Na jego widok poczuł osłabiającą ulgę, którą skrzętnie ukrył i obudził go. Malfoy zerwał się natychmiast, rozglądając wokół rozbieganymi, przerażonymi oczyma Byłby to zabawny widok, gdyby nie to, że mężczyzna był bardzo rozpalony i najwyraźniej nie czuł się dobrze. Severus postanowił go uspokoić, ale bez skutku. Lucjusz wciąż pytał, kim jest, gdzie się znajduje i co się stało. To ostatnie zwłaszcza interesowało Severusa w stosunku do jego przyjaciela, ale postanowił wstrzymać się z tym do momentu znalezienia się w Instytucie. Już po chwili poczuł, że kołysanie statku zmniejsza się, więc zwlókł Lucjusza i razem udali się do czarnych drzwi. Tam pojawił się sternik i nie minęły dwie minuty, jak pożegnał się z nimi i wypuścił ich na dwór.
Statek cumował przy kamiennym, szerokim, ogrodzonym murem wale. W specjalnych uchwytach stało tam z dziesięć wspaniałych pochodni, które oświetlały wał i kawałek brzegu. Ponadto stały tam jeszcze dwie osoby z podobnymi pochodniami i pięknymi, drogimi płaszczami w rękach. Byli to wysłannicy dyrektora, którzy przybyli powitać i wprowadzić angielskich gości. Ich angielski był dość dobry, więc nie było problemów z porozumieniem się. Przepraszając za zwłokę i niezbyt uprzejme traktowanie na początku, szybko ruszyli traktem, oświetlając porządnie drogę idącym za nimi, owiniętym w płaszcze mężczyznom. Lucjusz cały czas rozglądał się niepewnie, mamrocząc pod nosem niezrozumiale słowa, a Severus skupił się na tym, by się nie potknąć. Szybko zorientował się, że znajdują się na tyłach pałacu. Trakt doprowadził ich do drzwi z kutego żelaza. Za nimi były szerokie, niestrome schody, które wiodły do kolejnych drzwi, tym razem rzeźbionych z drewna brzozowego. Kiedy je otwarto, oczom przybyszów ukazała się wysoka sala wejściowa, pełna kolumn, gobelinów i portretów. Z prawej strony było główne wejście. Kamienna podłoga nie była wyłożona żadnym dywanem a za arkadami widać było odchodzące w trzy strony niezwykłe, półokrągłe schody z kryształowymi poręczami. Sala ogólnie była pogrążona w półmroku, bo oświetlały ją tylko kamienne lampiony a z okien zdobionych biforiami i triforiami oraz malowniczymi witrażami nie padało w tej chwili żadne światło. Jeden z Bułgarów poruszył pochodnią na wprost, mówiąc:
-Tam jest jadalnia, Zaprowadzimy panów, czeka tam dyrektor Karkarow.
Minęli łuki schodów i przeszli przez kolejne wejście. Znaleźli się w kolejnej wysokiej sali, tym razem sześciokątnej i rzęsiście oświetlonej unoszącym się w powietrzu na kształt olbrzymiego żyrandola chyba tysiącem płomieni.
Ściany, pokryte portretami i pięknym, lśniącym suknem w kolorze głębokiego amarantu, pięły się aż po samą witrażową kopułę, przedstawiającą urodziwego czarodzieja i czarownicę na tle Durmstrangu ze skrzyżowanymi różdżkami, z których sypały się iskry. Powyżej sześciu idealnie wygiętych łuków, które, jak wytłumaczył wcześniej jeden z przewodników, wiodły do jadalni każdego z domów, znajdowały się kolejne łukowate wejścia, zasłonięte eleganckimi, sztywnymi, czarnymi kotarami. Prowadziły do nich drabinkowe, metalowe schody, które widać było tylko przy specjalnym oświetleniu. Przewodnik przekonywał, że schody pojawiają się tylko wtedy, gdy ktoś chce po nich przejść, a zazwyczaj same zamieniają się w jakieś nieistotne elementy dekoracyjne wnętrza.
Na środku jadalni stał okrągły, pokaźny stół, teraz zastawiony mnóstwem półmisków, talerzy, waz i pater z jedzeniem oraz dzbanami z napojami, a wokół niego kilkanaście lub kilkadziesiąt mahoniowych krzeseł. Najbardziej zdobione krzesło stało na wprost nich. Siedział w nim chudy mężczyzna o tajemniczej urodzie. Miał na sobie czarną, wspaniałą szatę, która wspaniale komponowała się z jego czarnymi, kręconymi włosami, przyciętymi na wysokości ramion oraz fantazyjnie zakręconą bródką. Jego cera była może nie śniada, ale z pewnością też nie blada. Na oko mógł mieć najwyżej trzydzieści lat. Sprawiał wrażenie człowieka sprytnego i bystrego, a jego oczy miały dziwny, chłodny blask. Kiedy wstał i wypowiedział słowa powitania, okazało się, że jego głos jest przyjazny, acz nieufny. Snape pomyślał, że Karkarow się czegoś boi.
-Witam panów. Nazywam się Igor Karkarow i jestem dyrektor tej szkoły… co prawda, od niedawno.- strzepnął jakiś pyłek z rękawa i uśmiechnął się pod nosem. Severus pomyślał, że dyrektor stara się na siłę ukryć doskonałą znajomość języka angielskiego. Sprawiało to, że bułgarski akcent i naleciałości, jakimi starał się upiększać swoje wypowiedzi, zdradziły go natychmiast, ale on sam nie stracił rezonu. -Panowie są z Hogwartu, prawda? Wasze bagaże są tu już, w waszych apartamentach. Mam list od profesora Dumbledore. Pisze, że zostaną panowie najwyżej tygodnia, ale będę zaszczycony, gdyby zechcieli państwo zostać bardziej długo.- uśmiechnął się w sposób, który Severus zdefiniował jako sztuczny i gwiazdorski, a potem zamaszystym krokiem wyszedł zza stołu i znalazł się o dwa kroki przed nimi.
-Nicolas, Tomil, możecie już odejść.- machnął władczo ręką w kierunku wyjścia. W świetle unoszących się wysoko nad nimi płomyków zabłysł czarny diament z dwoma smugami czerwieni, bardzo przypominającej zastygłą krew. Stojący obok Lucjusz drgnął nieznacznie, ale Severus nie porozumiał się z nim spojrzeniem.
-Zapraszam do stołu, panowie, zapraszam!- okręcił się i wskazał bogaty stół. -Pan jest chyba Severus Snape, prawda?- spojrzał na czarnowłosego młodzieńca i położył dłoń na oparciu jednego z krzeseł. -Tu jest miejsce dla pan. Pański przyjaciel, Lucjusz Malfoy, o ile dobrze pamiętam, może siadać tutaj.- drugą dłonią musnął poręcz innego krzesła a sam zajął szybko miejsce w swoim fotelu. -Proszę się nie krępować, panowie zapewne mieli długa droga… niełatwo nas odnaleźć.- zaśmiał się nieszczerze podczas gdy oni usiedli przy stole. Karkarow nalał im wina. Nie przestawał mówić, ale przerzucił się na pytania, dotyczące wszystkiego: ich przeszłości, drogi, zainteresowań, celu wizyty. Obaj odpowiadali zwięźle, treściwie, nie pozwalając sobie na spoufalenie. Raz czy dwa spojrzeli na siebie, ale generalnie starali się tego unikać. W trakcie Severus obserwował gospodarza i konstruował w myślach jego portret oraz plan. Karkarow musiał nabrać do nich zaufania i szacunku, przypomniał sobie Snape, jedząc bez zachwytu pieczeń w sosie malinowym z dodatkiem chilli. Co jak co, ale potrawy w Hogwarcie były jego zdaniem o wiele lepsze i staranniej przygotowane; niemniej, nie omieszkał pochwalić kuchni.
W końcu kolacja, pełna niedomówień, skrywanego napięcia i nieufności zakończyła się. Karkarow odprowadził ich schodami nad jednym z łuków na piętro, gdzie znajdował się wyłącznie długi, pusty korytarz a na jego końcu dwoje drzwi z lśniącego, orzechowego drewna.
-Tutaj są apartamenty, przygotowane dla panów. Mam nadzieję, że będą panowie zadowolone.- mruknął. -Jeśli czegoś będziecie potrzebować, mój gabinet trzecie schody od lewej z jadalni. Rano będzie pewne ponowne spotkanie, śniadanie o dziewiątej. Dobranoc.
-Branoc, dyrektorze. - mruknął Lucjusz, a gdy Karkarow znikł za kotarą, przeciągnął się i westchnął. -Jestem potwornie zmęczony, a ten gość to totalny nudziarz i fajtłapa. Zauważyłeś, jak próbował przekręcać swój angielski? Z punktu widać, że ma nieczyste sumienie.
-Musi nam zaufać.- Severus rzucił ostatnie spojrzenie na czarną kotarę. -Obawiam się, że będziemy zmuszeni korzystać dłużej z jego gościnności.
-Jak uważasz.- z trudem stłumił ziewnięcie Lucjusz i położył wyczekująco dłoń na klamce. -Zobaczymy, jaki dyrektorek jest za dnia. Wybacz, ale ja padam z nóg i w dodatku mam wrażenie, że ze strachu przed zapaleniem płuc ten cały facet ze statku dał mi pięciokrotną porcję eliksiru pieprzowego. Mam chyba przegrzany mózg.
-Nic ci nie będzie, najwyżej będziesz miał zawroty głowy.- powiedział Severus i także stanął przy drzwiach. -Dobranoc.
-Dobranoc.- ziewnął Malfoy i obaj weszli do swoich „apartamentów”, które okazały się po prostu staromodnymi pokojami o ścianach wyłożonych amarantowym suknem, z mahoniowymi meblami i paroma portretami- a bynajmniej tak wyglądał pokój Severusa. Proste łóżko zasłane było czarną kapą ze złotymi drobinkami a okno z tęczowym, magicznym witrażem było nieco uchylone, przez co do środka wpadał mroźny powiew wiatru z gór. Snape zamknął okno i z zagadkowym spojrzeniem spojrzał na swój kufer, stojący w rogu koło sporej, ale dziwnie wyglądającej, trójkątnej szafy z okrągłym lustrem o nieco przydymionej powierzchni. Podszedł do niego a następnie chuchnął, a odbicie czarnowłosego mężczyzny w długiej, dobrze skrojonej szacie znikło za mgłą pary.
Nie należał do osób, które mają problemy z zaaklimatyzowaniem się w nowym miejscu i snem, niemniej pierwszej nocy w Durmstrangu spało mu się po prostu źle. Przekręcał się w pościeli, próbował zmęczyć umysł ale bezskutecznie. W końcu wstał i, starając się nie przeklinać w duchu (nie minęła jeszcze północ), bezszelestnie opuścił swój pokój.
Bez zastanowienia przeszedł przez kotarę i rozejrzał się po jadalni, stojąc przed schodami. Była ona słabo oświetlona: magiczny żyrandol z pochodni zastąpiły cienkie, powykrzywiane świecie ustawione gdzieniegdzie i rzucające groźne cienie na kamienne ściany. Rozejrzał się raz jeszcze i zszedł na dół. Gdy tylko dotknął stopami podłogi, schody z metalicznym brzękiem zwinęły się w kącie na kształt śpiącego smoka.
Zawinął się szczelniej szatą, bo poczuł chłód i opuścił jadalnię, przypominając sobie drogę do bocznego wyjścia. Zaledwie jednak znalazł się w sali głównej, coś przeleciało mu nad głową, rzucając krzywy cień na jedno z okien. Nie zdążył się uchylić i gdy przyłożył dłoń do policzka, zobaczył na nim krew.
-Przeklęty nietoperz.- mruknął pod nosem, ocierając twarz rękawem i zatrzymując się na chwilę przed schodami z kryształową poręczą. Postanowił pójść tymi na prawo.
Schody doprowadziły go do małej, kwadratowej sali z ogromnym kręgiem pośrodku. Krąg ułożony był z oszlifowanych, wielobarwnych kamieni. Trójkąt, koło i pionowe pęknięcie, a może specjalna rysa. Po drugiej stronie były drzwi, wiodące zapewne do wschodniego skrzydła zamku. Severus postąpił więc krok naprzód. W chwili, gdy znalazł się w kręgu, wszystko zawirowało, on sam stracił równowagę, a potem zaczął spadać coraz niżej i niżej.
Komentarze:
Lara Niedziela, 20 Kwietnia, 2008, 15:12
Fajna notka, długa i fajna. Tylko niektóre momenty trochę się przeciągały. Czekam z niecierpliwością na następną notkę.
Samanta Niedziela, 20 Kwietnia, 2008, 16:44
No to sie nazywa pożądna notka ! Jest szczegółowa, długa i w ogóle ! Najbardziej mi sie podobało to jak opisywałaś wszystko. Te przymiotniki, kolory. Masz naprawde super talent.
<oby tak dalej> :]
Samanta Niedziela, 20 Kwietnia, 2008, 17:11
AHA ! Doczytałam sie w "wikipedi", że to godłem Beauxbâtons są dwie złote skzyżowane różdżki, ale kogo to obchodzi...nie?
Maggie Poniedziałek, 21 Kwietnia, 2008, 16:19
No, wreszcie dobrnęłam do końca. Notka - tu chyba komentarz będzie zbędny. Co prawda doczytałam sie kilku błędów, ale nie rzucały się w oczy.
(PS jest dla tych, którzy nie zrozumieli zdania o tym, że koment. jest zbędny.A bywają takie osoby.Bez urazy.)
PS: Chodziło mi o to, że jest wspaniałe.
Pauliina Wtorek, 22 Kwietnia, 2008, 07:18
Hmm... Ciekawe... Notka oczywiście wspaniała, jak zwykle zresztą ;) Znowu nie będę się mogła doczekać następnej.
Powiedz mi tylko, czy ty kiedyś byłaś w Durmstrangu?? Bo jeśli nie, to skąd wytrzasnęłaś taki wspaniały opis?!?!?!?! To było niesamowite
Parvati Patil Wtorek, 22 Kwietnia, 2008, 16:38
SUper notka, tylko bym ją rozłożyła na dwie, bo trochę długa :P
buziaki-Parvati
Stronka warta uwagi. Mianowicie jest to pamiętnik, w którym wcielamy się w wybraną z postaci i piszemy wspólną historię. (Pod głównym zdjęciem jest regulamin i kontakt)
SERDECZNIE ZAPRASZAM WSZYSTKICH
Laurelin Wtorek, 22 Kwietnia, 2008, 23:16
Marto, wspaniałe. Naprawdę. Potrafisz zaciekawić czytelnika. Świetnie wymyślony opis całego Durmstrangu. Ja się tu błędów nie dopatrzyłam, a jeśli były to nic, w końcu każdemu się zdarzają. Przepraszam,że nie z komentowałam poprzedniej. Ale czytam, tylko nie zawsze mam czas. Jeszcze raz powtarzam piękne.
PS Dzięki za komentarze u Jamesa.
Eio Środa, 23 Kwietnia, 2008, 14:00
Boziu... Jak ty umiesz takie notki pisać?
Ja nie wiem...
Zapraszam do pamiętnika Cedrica^^
Paulina Piątek, 25 Lipca, 2008, 21:08
Ale lubie snape
Sophie Rose Niedziela, 08 Lipca, 2012, 21:23
Na sam początek chciałabym, abym to już miała za sobą:
BŁĘDY. Cała masa usterek językowych. Powtórzenia. Brak przecinków. Ja mam dwanaście lat i wiem, że przecinki nie stawiamy tylko przed spójnikami. Zabrakło mi dialgów. Mnóstwo opisu, ale za to mało dialobów. To nic ;P
Nie licząc tego co opisałam powyżej, ŚWIETNIE!!!
Czy TY jesteś spokrewniona z Jane Rowling???!!! Jeśli zrobić by konkurs na nieograniczoną wyobraźnię, chyba bym CI nie dorównała... Wspaniałe. Kocham długie notki. Przepraszam za to, że długi czas nie odwiedzałam tej strony. Nie ma Internetu, a kożystam z nego u rodziny. Pierwsza strona, którą odwiedzam to właśnie ta. Przeczytałam też kilka wpisów z pamiętnika Dracona. Podobają mi się. Naprawdę, jest CI co zazdrościć. To jak na razie najlepsza notatka, która się tu pojawiła!!! Oby tak dalej!!!
PS. Niszcz te nędzne, trolowate błędy, proszę CIĘ!
Sophie Rose Niedziela, 08 Lipca, 2012, 21:25
Na sam początek chciałabym, abym to już miała za sobą:
BŁĘDY. Cała masa usterek językowych. Powtórzenia. Brak przecinków. Ja mam dwanaście lat i wiem, że przecinki nie stawiamy tylko przed spójnikami. Zabrakło mi dialgów. Mnóstwo opisu, ale za to mało dialobów. To nic ;P
Nie licząc tego co opisałam powyżej, ŚWIETNIE!!!
Czy TY jesteś spokrewniona z Jane Rowling???!!! Jeśli zrobić by konkurs na nieograniczoną wyobraźnię, chyba bym CI nie dorównała... Wspaniałe. Kocham długie notki. Przepraszam za to, że długi czas nie odwiedzałam tej strony. Nie mam Internetu, a korzystam z niego u rodziny. Pierwsza strona, którą odwiedzam to właśnie ta. Przeczytałam też kilka wpisów z pamiętnika Dracona. Podobają mi się. Naprawdę, jest CI co zazdrościć. To jak na razie najlepsza notatka, która się tu pojawiła!!! Oby tak dalej!!!
PS. Niszcz te nędzne, trolowate błędy, proszę CIĘ!