Dobra, wiem, długo ni pisałam. Ale wy wiecie, że nie miałam neta. Dzisiaj przyszedł modem i bazgram coś, żeby nie było XD
* * *
W końcu mi się coś śniło. W końcu, bo od ostatniego snu z ta paskudną babą nie miałam ani jednego, najkrótszego snu.
W prawdzie nie miałam co spodziewać się czegoś ciekawego. Z pewnością każdy z was, no może większość przerabiała już najazdy centaurów smoko-kury i takie tam. No ja też.
Najpierw śniło mi się, że centaury w różowych maskach świnkach najechało na mój dom i próbowali mnie zabrać do lasu. POtem śnił mi się wielgachny wąż co zabijał wzrokiem a potem jakiś durnowaty żółciutki smoczek z głową trzy razy większą od ciała.
Ja na prawdę jestem normalna... Te sny w końcu nie zależą odemnie, nie? XD
No ale wróćmy do rzeczywistości. Za jakieś pół godziny powinnam zejść na śniadanie, potem przetoczyć się na lekcję latania.
Uważam, że plan mamy nieco nie rozplanowany...(taa.. masło maślane). Żeby zaraz po śniadaniu latać na miotłach.. przecież można się..ee.. okazać co się wcześniej jadło.
Dobra.. kończę, bo Victoria wstała. Pod wieczór napiszę jak było na pierwszej lekcji latania.