Pamiętnikiem opiekuje się Tośka Czarodziejka Do 20 lipca 2008 roku pamiętnikiem opiekowała się Jennifer Black Do stycznia 2008 pamiętnik prowadziłą Shinny Special
Mały ciemny pokoik, do którego jedynie przez niewielkie okno wpadły pojedyncze promienie światła a w środku ja stąpający cicho przed siebie, słyszący w uszach ten okropny dźwięk. Rozglądam się dookoła, ale w tym mroku nie jestem w stanie nic zobaczyć. W końcu z potwornym poczuciem bezsilności opadam znudzony na krzesło, opieram się łokciem o stół. Momentalnie opuszcza mnie wszelka nadzieja, zastępuje ją ogromna fala złości… W tym samym momencie czuje jak coś niewielkiego przebiega mi koło nogi… W ułamku sekundy chwytam rudego gryzonia, który to miał nadzieję przemknąć bezpiecznie koło mnie…
-Myślałeś, że cię nie dorwę?
Otworzyłem usta a z nich wydobyły się słowa, na które zwierze nie reagowało. Ścisnąłem futrzaka mocniej i ponownie otworzyłem usta:
-Myślałeś, że jak udało ci się uciec 12 lat temu to już nigdy cię nie dorwę by wypruć ci wszystkie flaki, Peterze Pettigrew?
Zacisnąłem pięć jeszcze mocniej. Szczur nie mógł oddychać. Jego niewielkie ciało zaczęło puchnąć mi w rękach. Rosło i zmieniało się aż w końcu stanął przede mną mój dawny kumpel. Największy zdrajca jakiego widział ten świat. Chwyciłem go za jego brudną wymiętą koszulę, zmierzyłem groźnie wzrokiem, ale on nie odważył się podarować mi spojrzenia.
-Czyżbyś nie potrafił spojrzeć mi w oczy?
Byłem złośliwy, ale nie musiałem mieć skrupułów. Jemu to się nie należało. Jedyne czego był godny to okrucieństwo, równe temu którego on się dopuścił.
-Masz rację. Też bym nie umiał po tym co ty zrobiłeś. Kto by pomyślał nędzny Glizdogon, cichy towarzysz, zawsze strachliwy z mózgiem wielkości orzecha laskowego, ten który lizał tyłek samego Voldemorta, miał na tyle odwagi by zdradzić przyjaciół i wydać ich na śmierć i jeszcze tyle rozumu by wrobić mnie w to wszystko i jeszcze upozorować własną śmierć…
-To nie tak, Łapa, przyjacielu!
Zacisnąłem zęby ze złości. Jak on śmie…
-Nie jestem twoim przyjacielem!
Warknąłem na niego, a on ze strachu zakrywał sobie twarz dłońmi uposażonymi w długie brudne paznokcie.
-Tyle lat…gniłem w Azkabanie za zbrodnie, której dokonam dziś…
Na twarzy Glizdogona pojawiło się przerażenie, wiedział, że dzisiaj nie będzie tak jak przed laty. Dziś nie będzie chwili zawahania, którą mógłby wykorzystać. Dzień ten będzie jego ostatnim., tym samym, w którym pomszczę śmierć Lily i Jamesa.
-Zapłacisz mi za wszystko! Będziesz cierpiał!
Przycisnąłem go do najbliższej ściany i bez wahania uderzałem o nią jego głową trzęsąc nim jak jakąś kukłą. Nie znałem litości jeśli chodzi o niego. Delektowałem się jego strachem, drżeniem jego parszywego ciała…
-Proszę, nie….
-Oni też prosili… Błagali o życie swojego synka, którego wystawiłeś na śmierć!
-Sy…riuszu… ja… nie…
Czułem jego przyśpieszone bicie serca, a on… on czuł zbliżającą się śmierć. Czekał aż wyciągnę różdżkę i wreszcie go zabiję.
-Synka, który teraz jest całkiem sam… Przez ciebie!
Peter jęczał, ale ja nie bardzo tego słuchałem. Nie znałem już dla niego litości… już nie. Raz już za to surowo zapłaciłem, za tę chwilę, w której się zawahałem.
-Sprytnie sobie wymyśliłeś… Wieść tyle lat życie szczura…ale przyszedł czas na zapłatę za grzechy…
-BŁAGAM! Ocal mnie…
Szeptał. Jego głos drżał. Był tak przerażony, że założyłbym się o to, że narobił już w gacie. Zmrużyłem oczy, które patrzyły na niego z nienawiścią, tak wielką jak nie byłem sobie w stanie nigdy wyobrazić. Wiedział to, wiedział, że mnie nie ubłaga… Że czas mierzy jego ostatnie minuty. Zaczął w końcu błagać o szybką śmierć:
-Zrób to! Weź różdżkę i mnie zabij, Łapa. Ale to nic nie zmieni! Nie wrócisz im życia!
Zacisnąłem rękę na jego gardle.
-Zapomniałeś, że ja nie mam różdżki?
Zacząłem cicho by zaraz potem wrzasnąć na cały głos:
-Zabrali mi ją w chwili gdy za zabicie ciebie wpakowali mnie do pudła!!!!
Zauważyłem jednak, że on woli, żebym na niego krzyczał. Mój szept doprowadzał go do białej gorączki, potęgował w nim lęk… Dlatego z powrotem szeptałem by bał się jeszcze bardziej, by umierał ze strachu.
-Żałuję, że nie zrobiłem tego wtedy… że jeszcze żyjesz! Uduszę cię…tymi rękoma…
Zacisnąłem prawą dłoń, którą trzymałem na jego gardle jeszcze mocniej. Jego pulchna twarz nabrała purpurowej barwy. Próbował złapać oddech, ale zbyt mocno ściskałem jego szyję by mógł to zrobić. Próbował się bronić, ale miał zbyt krótkie ręce by mnie dosięgnąć. Siły też miał za mało…A miał jej coraz mniej... słabł.
I znowu to samo! Obudziłem się. Kolejną noc śnił mi się ten sam sen, który zawsze kończył się kiedy już byłem tak blisko. Znowu obudziłem się z tym okropnym poczuciem, że to wszystko to moja wina. Dlaczego to zrobiłem?!? Dlaczego przekonałem Jamesa, żeby strażnikiem swej tajemnicy zrobił tego… tego…nic niewartego insekta?
Zamknąłem oczy i znowu widziałem to samo… Ruiny domu w Dolinie Godryka i ich martwe ciała… Lily była taka śliczna… tak chciała żyć dla swojego maleństwa… A James był tak dumny ze swojego synka… Wszyscy byli tacy szczęśliwi…
-Przyrzekam, że mi za to zapłacisz!
Powiedziałem patrząc na zdjęcie w Proroku Codziennym. Zdjęcie, na którym ta podła menda siedziała na ramieniu rudowłosego chłopca. Zacisnąłem gazetę mocno w pięści gniotąc przy tym jej kartki.
-Jeszcze nie wiem jak… ale mi za to zapłacisz! Pomszczę ich!
Wstałem gwałtownie ze swojego legowiska i podszedłem do krat. Nie wiem po co. Przecież nie wyjdę sobie stąd tak po prostu. Ta myśl, że muszę tutaj siedzieć podczas gdy on łazi sobie tam gdzieś cały i zdrowy doprowadzała mnie do wściekłości. To i ta bezradność. Rzuciłem się ze wściekłości z powrotem na swoją pryczę. Ślepo patrzyłem się przed siebie w kierunku krat, za którymi mogłem zauważyć kawałek otworu w ścianie, który wpuszczał tu światło.
Znowu zaczęła nawiedzać mnie ta myśl… Prześladowała mnie od dnia kiedy mam tę gazetę. On kreci się gdzieś koło Harry’ego, bo ten rudzielec jest w jego wieku… Zaraz! Zacząłem coś przeliczać w myślach… On ma dziś 13 lat… No, tak ten rudy też na mniej wiecej tyle wygląda… Zadrżałem. A jeśli on chce zrobić to czego nie zdołał jego pan?
Chciałbym go choć raz zobaczyć... Mojego chrzestnego syna… To ja powinienem dziś być mu ojcem… Powinienem go chronić, to w końcu mój obowiązek!
Znowu zaczynam bredzić… Wiem, że go nie zobaczę. Muszę tu gnić… Tyle lat spędziłem tutaj za… niewinność. Gdyby nie fakt, że chodzi o mnie zacząłbym się śmiać.
Moim oczom ukazał się codzienny widok… Znowu wynoszą kolejnego trupa. Nie robiło to na mnie już żadnego wrażenia, przez 12 lat jak tutaj jestem dzień w dzień te czarne poczwary bez twarzy wynoszą kolejnego wycałowanego wariata. Można nawyknąć do tego widoku, tak jak do zimna, które niosą. To jest ich rutyna, tak jak moją jest to, że codziennie po raz kolejny obiecuję sobie zemścić się. Chyba tylko dzięki temu mnie jeszcze nie wynieśli, to trzyma mnie tu przy zdrowych zmysłach. Ile to ja już miałem współlokatorów? Nie zliczę… Miesiąc temu trafił tutaj jakiś nowy, wczoraj go wynieśli... Z resztą i tak był nierozmowny…
Przez dziurę wleciał niewielki ptaszek. Co ty robisz, zwierzaku? Jesteś wolny, możesz latać gdzie tylko chcesz, a ty przylatujesz tutaj? Zacząłem mu się przyglądać. To było ciekawsze niż oglądanie wciąż tych samych mord przestępców, takich na przykład jak ta ździra, Bellatrix czy jej mężulek. Splunąłem. Brzydziłem się nimi, tak z resztą jak i Pettigrewem. Ścierwa! Szmaty Voldemorta…
Ptaszek podskakiwał beztrosko przemieszczając się w ten sposób po kamiennej podłodze. Dziobał , miał nadzieję znaleźć okruszki chleba. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wyciągnąłem rękę, sięgając po suchy kawałek chleba, który zostawiłem sobie ze śniadania, urwałem kawalątek i rzuciłem. Zauważył to, zaćwierkał w podzięce i zaczął zmierzać w kierunku okruszków… Zauważyłem dementora, który właśnie ustawił się na jego drodze.
-Biedny już po nim.- pomyślałem.
Zwierzak jednak przeszedł obok zmory nie wzbudzając w nim żadnego zainteresowania. Za to moje owszem. Zacząłem się nad tym zastanawiać, jakim cudem go nie wyczuł, zachowywał się przecież tak radośnie. No, tak zwierzęta mają mniej silne emocje… Dementorzy pewnie ich nie wyczuwają… Wpadłem na genialny pomysł. Może spróbowałbym dać stąd nogę… jako pies… To głupie… Ale ja nie mam nic do stracenia… warto spróbować! Inaczej nigdy nie pomszczę moich przyjaciół, a Glizdogon nadal będzie bezkarny chodził po tym świecie. Może spróbować skrzywdzić chłopca. Nie! Na to nie mogę pozwolić! Nadszedł czas, by to o czym śnię każdej nocy się spełniło. Jeśli się nie uda, trudno. Przynajmniej spróbuję. Nie będę tu siedział bezczynnie i czekał aż dotrze do mnie gazeta z nagłówkiem „Śmierć Chłopca, Który Przeżył!”. Podjąłem decyzję… Zrobię to dziś w nocy…
Komentarze:
dem Sobota, 12 Grudnia, 2020, 08:22
viagra rezeptfrei luxemburg
https://viagrasuperonline21.com/ - wow look it samples of viagra
<a href="https://viagrasuperonline21.com/">can you buy viagra amsterdam</a>