Nie gwarantuję, że inne notki będą pojawiały się w takim tempie, ale postaram się. Pozdrowienia oczywiście dla bliźniaków.
Było ciepłe, wrześniowe południe. Jasno oświetloną, samotną uliczką, szła młoda, zgrabna brunetka o intensywnych, ciemnozielonych oczach. Wypatrywała czegoś w oddali a jej włosy powiewały w lekkim wietrze, dodając jej postaci tajemniczości, której i tak jej nie brakowało. Taszczyła za sobą duży, ciężki kufer, na którym siedział piękny, czarny kot. Wyjęła różdżkę i wyciągnęła ją w stronę jezdni. Sekundę potem, stał przed nią duży, trzypiętrowy, mocno fioletowy autobus, ze złotym napisem na przedniej szybie- „błędny rycerz”. Drzwi otworzyły się i z środka pojazdy wyskoczył młody, niezbyt przystojny chłopak w purpurowym uniformie, mówiąc:
-Witam w imieniu załogi Błęd...
-Dobra, dobra, Stan, daruj sobie tą gadkę...
-Oooo... stała bywalczyni, witam jaśnie wielmożną...
-Odwal się, dobra? Do Hogwartu...
-Uuu... to z której szkoły z kolei już cię wywalili?
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo pożałujesz...- Powiedziała dziewczyna z niezbyt dużym zainteresowaniem, po czym wcisnęła w rękę chłopaka kilkanaście srebrnych monet. Chłopak spojrzał się na nią tępym wzrokiem, po czym powiedział:
-Ernie, jedziemy! Patrz, kogo tu mamy! Stała bywalczyni!- Starszy czarodziej, siedzący za kierownicą, odwrócił się w stronę dziewczyny i spojrzał na nią niezbyt przychylnym wzrokiem. Nowoprzybyła usiadła na jednym z wolnych krzeseł, które stały w nieładzie, lub leżały na podłodze. Autobus ruszył z hukiem, powodując, że kilkoro ludzi upadło na podłogę a ich bagaże powędrowały w przeróżnych kierunkach. Dziewczyna nienawidziła jazdy tym autobusem, szczególnie, że znała konduktora i kierowcę. Trzeba wam wiedzieć, że mało kto ją lubił. Nie będę tłumaczyć dlaczego, wyniknie to z dalszej części opowiadania. Wyciągnęła „proroka codziennego” i zagłębiła się w lekturze, od czasu do czasu gładząc kota. Autobus co chwilę hamował i ruszał, powodując co nowe upadki i gderanie pasażerów. Po tej 5-minutowej katordze, autobus w końcu zatrzymał się przed wrotami Hogwartu. Dziewczyna wzięła bagaże i wyszła, mówiąc chłodno „do widzenia” Gdy tylko zamknęła drzwi, autobus z hukiem ruszył w dalszą podróż. Czarnowłosa poszła powoli ścieżką w stronę zamku.
Gdy w końcu dotarła, otworzyła olbrzymie drzwi, za którymi znajdowała się ogromnych rozmiarów sala wejściowa. Otworzyła drzwi po prawej stronie i weszła do środka, zostawiając w sali wejściowej kufer, a biorąc ze sobą kota. Wszystkie oczy obróciły się w jej stronę ze zdziwieniem. Niektórzy wręcz zastygli z jedzeniem w połowie drogi do ust. Była tu pierwszy raz, lecz dostała instrukcję gdzie iść, a wystroje szkół, do których chodziła wcześniej, były tak niesamowite, że sufit odzwierciedlający niebo i świeczki wiszące w powietrzu nie robiły na niej żadnego wrażenia. Jej wzrok skierowany był w kierunku długobrodego starca, siedzącego dokładnie pośrodku stołu, znajdującego się na końcu sali. Gdy w końcu dotarła do niego. Przywitała się i zapytała:
-Upss... Spóźniłam się?- Większość uczniów wybuchła śmiechem, inni patrzyli się na nią ze zdziwieniem i pogardą takiej nietaktowności wobec dyrektora. Dumbledore wstał i poprosił młodą dziewczynę, by poszła za nim. Dziewczyna ruszyła za starcem, dalej patrząc się tylko na niego. Wokół siebie słyszała szepty „Kim ona jest?”, „Nigdy jej wcześniej nie widziałem!”. Dyrektor otworzył drzwi i powiedział:
-Weź ze sobą swój kufer, idziemy do mojego gabinetu. Jeżeli nie chcesz tego taszczyć, to...
-Poradzę sobie: locomotor kufer!- Dumbledore nie zareagował, poszedł dalej, drogą wiodącą pod posąg gargulca na siódmym piętrze. Powiedział cicho hasło, by dziewczyna go nie dosłyszała. Posąg ożył i odskoczył, odsłaniając wejście na spiralne schody, na które wszedł Dumbledore. Dziewczyna poszła za nim. Schody zaczęły same sunąć ku górze, dopóki nie dotarły pod błyszczące drzwi z mosiężną klamką. Dyrektor otworzył je i wszedł do środka kolistego gabinetu. Na przeciętnym człowieku wywarłby bardzo duże wrażenie. Znajdowało się tam duże biurko, mnóstwo dziwnych, srebrnych instrumentów, olbrzymia ilość portretów, przedstawiających dawnych dyrektorów szkoły i wiele innych, dziwnych rzeczy. Starzec kazał usiąść dziewczynie na krześle przed biurkiem, sam usiadł za nim. Odkaszlnął cicho i rzekł, poprawiając swoje okulary-połówki.
-Rozumiem, że nazywasz się Valerie Lastrange?
-Dokładnie Valerie Jasmine Elizabeth Chantal Lastrange.
-Do ilu szkół już chodziłaś?
-Czterech, Hogwart jest piątą.
-Teraz byłaś w...?
-Durmstrangu.
-Nie będę cię o nic więcej pytał, ponieważ dostałem już list od dyrektora, dlaczego wydalił cię ze szkoły. Chcę cię tylko ostrzec, że w naszej szkole takie wybryki nie będą tolerowane. Teraz muszę przydzielić cię do domu. Zapewne już wiesz, że w naszej szkole jest podział na...
-Tak, wiem, cztery domy: Slytherin, Ravenclaw, Huffelpuff i Gryffindor.- Dyrektor zignorował, że Valerie mu przerwała. Ciągnął dalej:
-Tak, teraz włożę ci na głowę tiarę przydziału i przydzielę cię do jednego z domów, które już zdążyłaś wymienić.- Dziewczyna kompletnie nie zwracała uwagi, na to, co mówił starzec. Słuchała co prawda, lecz nie patrzyła się na niego, lecz rozglądała się po pokoju. Ujrzała feniksa. Gdy tylko i on odwrócił swój wzroku ku niej, podleciał do niej i usiadł jej na ręce.- Niesamowite... Jeszcze nigdy nie usiadł nikomu na ręce, nawet ja musiałem go długo przekonywać...- Valerie nie reagowała, gładziła po głowach jednocześnie swojego kota i feniksa.- Teraz włożę ci na głowę tiarę...- Powiedział dyrektor sięgając po stary, wyświechtany kapelusz. Dziewczyna kazała zejść feniksowi i kotu. Stworzenia (gdyż nie wypada nazwać feniksa zwierzęciem) posłusznie oddaliły się i zaczęły penetrować pokój.
Dumbledore położył na głowie dziewczyny tiarę, która zaczęła jej szeptać do ucha:
-Oooo... Kolejna Lastrange... Taak.. Zło już się w tobie zalęga... Ale nie jesteś taka, jak inne... wyjątkowo sprawiedliwa, inteligentna, sprytna, odważna... Gdzie cię przydzielić? Do jakiego domu cię nie przydzielę, przyniesiesz mu chlubę i zawód... Drzemie w tobie wielki potencjał... Takiego czegoś jeszcze nie widziałam... Chociaż... Bądź co bądź, lecz wszystko jedno, gdzie pójdziesz, pozostaniesz zła, jak reszta twojej rodziny...
-Założysz się?- Zapytała dziewczyna z ironią.
-Nie, nie wypada mi... No cóż, skoro tak sądzisz... Slytherin...-To ostatnie słowo wypowiedziała na głos.
-Domyślałem się, że tak będzie...- Powiedział dyrektor. Dziewczyna nie odpowiedziała, powstrzymała się, nie chciała być bezczelna. Wiedziała, że tak będzie, że wszyscy będą ją oceniać po pozorach, ponieważ jej matka była śmierciożercą... No i oczywiście, będą jej jeszcze wytykać, że wysyłali ją wyłącznie do szkół, w których uczą czarnej magii... Sama sobie ich nie wybierała, to była decyzja jej rodziny, której nienawidziła z całego serca. Nie mogła znieść myśli, że będą myśleć o niej, jak o nich... W jej rodzinie była tylko jedna uczciwa osoba... Syriusz... Lubiła go od dzieciństwa, byli jedynymi ludźmi którzy nie chcieli mieć do czynienia z Voldemortem... Lecz nigdy nie mogła z nim spędzać dużo czasu, gdyż sprowadzał ją na „złą drogę”. Cóż za ironia... Valerie pożegnała się z dyrektorem, podeszła do feniksa, pogłaskała go na pożegnanie i ruszyła w stronę wyjścia, zabierając ze sobą kufer i kota. Wiedziała, gdzie jest pokój wspólny ślizgonów. Jej „kochana” ciocia już jej wszystko powiedziała...
Kilka minut później była już w pokoju wspólnym Slytherinu. Wiedziała, że jeszcze nie dostawili jej łóżka, tym bardziej, że podobno dormitoria ślizgonów i tak są przepełnione. Usiadła na jednym z rzeźbionych krzeseł, stojących przy kominku. Pokój był całkowicie pusty. Valerie niezbyt podobał się ten wystrój. Żadnych foteli, tylko drewniane krzesła, ściany lochów oświetlały zielonkawe lampy, powodując, że całe pomieszczenie wydawało się zimne i surowe, mimo działającego kominka i mnóstwa zdobień na meblach i ramach obrazów. W tym momencie do pokoju wszedł opiekun Slytherinu- Severus Snape. Dziewczyna dobrze go znała, był częstym gościem w jej domu. Często się widywali, nie znosiła go, lecz potrafiła dobrze udawać. Cała jej rodzina myślała, że jest taka jak oni, że też chce wstąpić w szeregi Voldemorta. Lecz ona w głębi serca go nienawidziła. Na szczęście nigdy go nie widziała, zaginął bez śladu dzięki Potterowi... Wiedziała, że jego powrót się zbliża. Widziała mroczny znak swojej matki, gdy odwiedzała ją w azkabanie. Widziała czarny znak Severusa i Igora- dyrektora jej szkoły... Ach, zapomniałabym... dlaczego została usunięta z tych wszystkich szkół? Miała dobry plan. Nadużywała czarnej magii... Wiedziała, że dla rodziny będzie to oznaczało, że ma skłonności czarnomagiczne i chce wstąpić w szeregi Czarnego Pana, lecz ona czekała, aż w końcu trafi do szkoły beztego przedmiotu... W końcu się doczekała...
-Cześć Sev!- Powiedziała Valerie z udawanym uśmieszkiem.
-Dzień dobry, panno Lastrange.- Odpowiedział chłodnym głosem, lecz Val wiedziała, że cieszy się na jej widok. Strasznie ją faworyzował a- z tego, co słyszała- w szkole też nie będzie się z tym krępował. – Przykro mi, lecz dormitoria są już przepełnione, będziesz musiała spać w którejś ze starych klas.
-Będę mogła zrobić w niej dowolny wystrój?- Zapytała, szczęśliwa, ze nie będzie musiała mieszkać w pokoju z jakimiś tępymi dziewuchami, których jedynym celem w życiu jest służyć u Czarnego Pana. Poza tym, klasa jest większa, niż dormitorium, będzie miała mnóstwo przestrzeni dla siebie.
-Oczywiście, jeżeli nie będziesz dawała...
-Dam sobie radę, nie martw się. W końcu 4 szkoły, TY i moja rodzina nieźle mnie wyszkoliliście.
-Dobrze więc, będziesz miała klasę na 2 piętrze, 4 pomieszczenie na prawo od schodów. Tylko pamiętaj, nadal jesteś w Slytherinie!- Powiedział Severus, któremu wyraźnie pochlebiło podkreślone „TY” w zdaniu dziewczyny.
Snape wyszedł z pokoju, z jak zwykle powiewającą za nim szatą. Dziewczyna spakowała się i ruszyła na drugie piętro. Chwilę później była już w klasie. Była duża i zakurzona. Pod ścianami leżały w nieładzie krzesła i ławki. Val popatrzyła na pomieszczenie krytycznym wzrokiem i powiedziała.
-Czas na porządki!
Komentarze:
online casinos real money Niedziela, 28 Czerwca, 2020, 09:55