Naprawdę przepraszam, że tak długo mnie nie było, a rozdział jest taki krótki, ale mam nawał nauki, a i z moim zdrowiem nie jest za dobrze. Z góry dziękuję za zrozumienie.
Znowu nauka. Charlotte westchnęła pochylając się nad swoją niedokończoną pracą domową. Spojrzała na zegarek i jęknęła cicho. „Lekcja z Moodym”- pomyślała i zerwała się na nogi, biorąc ze sobą torbę. Pobiegła szybko do sali, w której miała odbyć się lekcja z ich nowym nauczycielem. Pod drzwiami stali już wszyscy czwartoklasiści z Gryffindoru. Za nią przybiegła Hermiona, z torbą wypchaną przeróżnymi księgami. Drzwi się otworzyły, a tłum uczniów wbiegł do sali, by pozajmować dobre miejsca. Gdy usiedli w ławkach, zapanowała całkowita cisza. Po chwili usłyszeli stukot drewna o podłogę i ujżeli wchodzącego do klasy Moody’ego. Ku zdziwieniu gryfonów, kazał im odłożyć książki. Charlotte zamyśliła się na dłuższą chwilę. Myślała o pracy na transmutację i o wypracowaniu, jakie napisała na eliksiry. Na ziemię sprowadził ją śmiech klasy. Spojrzała się w kierunku katedry nauczyciela. Po chwili ujrzała pająka, który wymachiwał nóżkami, jakby stepując. Wtedy laskonogi przerwał śmiech i opowiedział im, co naprawdę kryje zaklęcie, które użył. Dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie. Nie było to jednak najgorsze. Profesor powiększył pająka i rzucił na niego kolejną klątwę- Cruciatus. Stworzenie zaczęło zwijać się z bólu, a część klasy zasłoniła oczy, by nie przyglądać się jego cierpieniu. Charlotte poczuła obrzydzenie do jednookiego nauczyciela. Wtedy Hermiona krzyknęła:
-Niech pan przestanie!- a Moody skurczyła pająka i wsadził go do słoja. Nadeszła kolej na ostatnie Zaklęcie Niewybaczalne. Tylko przyjaciółka Harry’ego wiedziała, co ono powoduje, a jej mina nie była zbytnio zachwycona, tym, co czekało kolejnego pająka. Po chwili wyszeptała:
-Avada Kedavra- Charlotte zerknęła a nią z przerażeniem. Wątpiła, żeby nauczyciel odważył się użyć tego zaklęcia w klasie, szczególnie przy Potterze. Myliła się. Moody wyjął ze słoika ostatniego pająka i wykrzyczał formułkę. Salę ogarnęło zielone światło. Charlotte zaniemówiła. Przez mgłę słyszała ciche okrzyki dziewczyn. Moody coś powiedział, lecz dziewczyna nie dosłyszała co. Oczy wszystkich zwróciły się na Harry’ego. Zastanawiała się, co chłopak może teraz czuć. W końcu dowiedział się, jak zginęli jego rodzice. Poczuła ogarniającą ją rozpacz. Zaraz, skąd ona wiedziała, że dopiero teraz poznał zaklęcie, przez które został sierotą? Dlaczego czuła rozpacz? Jej rozmyślania przerwał głos Moody’ego.
Kilka godzin później z tej samej sali, jako pierwsza ze ślizgonów, wyszła Valerie. Niektórzy z chłopaków, w szczególności Malfoy zaśmiali się drwiąco, mówiąc, że te zaklęcia to dla nich łatwizna. Valerie wściekła się i nie panując nad swoimi emocjami wrzasnęła:
-Tak, Malfoy, łatwizna? A kto omal się nie posikał ze strachu w tamtej sali, co?- Ślizgoni wybuchli śmiechem. O dziwo, po raz pierwszy nie stanęli za swoim „obiektem kultu”. Trzęsąca się z gniewu dziewczyna udała się do swojego pokoju. Trzasnęła drzwiami i zaczęła rozrzucać wszystkie rzeczy po pokoju. Znała te zaklęcia. W końcu ledwo powstrzymała swoją rodzinkę od zademonstrowania jej ich na jakimś mugolu.
-Cholerni śmierciożercy!- wrzasnęła, tłukąc porcelanowy wazon. Padła bezwładnie na łóżko i zamyśliła się. Skąd ten Moody ją znał? Jeszcze przed przeczytaniem listy zwracał się do niej po imieniu i wcale jej nie tępił. Co więcej, mogłaby przysiąc, że się do niej uśmiechnął. „Wydawało mi się” pomyślała i pogrążyła się we śnie.
Valerie krzątała się po swoim pokoju, próbując go jakoś uporządkować. Nie używała czarów, sprzątając samodzielnie uspokajała się. Nawet nie wiedziała, dlaczego tak wybuchała. Przecież wiedziała, że Moody jest szalony i jakoś nigdy się tak nie wściekała na Malfoy’a. Gdy naprawiała wazon, który wcześniej potłukła, usłyszała skrzypienie drzwi, jednak one pozostały zamknięte. Po chwili znowu usłyszała skrzypienie, lecz tym razem do jej pokoju wszedł Szalonooki. Zszokowana dziewczyna wybąkała:
-Dlaczego pan tu przyszedł?
-Och, chciałem się tylko zapytać jak tam twoja mamuśka- powiedział, o dziwo, uśmiechnięty auror.
-A co pana to obchodzi? Nie mam z nią nic do czynienia!- krzyknęła dziewczyna, chociaż wcale nie miała takiego zamiaru.
-Czyli nadal w Azkabanie? Widać, tylko mnie udało się tego uniknąć. Czarny Pan mnie za to wynagrodzi- zaskoczona dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Moody uśmiechnął się do niej.- Naprawdę nic nie zauważyłaś? Myślałem, że Bella zatroszczy się, byś coś o mnie wiedziała. W końcu to ja zrobiłem największą furorę na procesie Longbottomów.... Syn tak szanowanego czarodzieja....
-Ale ty nie żyjesz!- Krzyknęła dziewczyna. Nagle, obydwoje naraz zaczęli się śmiać, mimo, że Valerie nie widziała ku temu żadnych powodów. Nagle chwyciła różdzkę i krzyknęła:
-Obliviate!- ale Moody zdążył przed nią.