"Pamiętnik Victorie Weasley" Pamiętnikiem opiekuje się Nadia Do 27.10.2008r. pamiętnikiem opiekowała się Kara
I. Przedstawienie czas zacząć. Dodała Victorie
Środa, 29 Października, 2008, 14:30
Eee...jestem Nadia i przejełam pamiętnik Victoire. Nie ma to jak inteligentne zdanie na sam początek... Notka może nie jest najwyższych lotów, i w pewneym momencie (najprawdopodobniej po wpisie z pamiętnika Vicky), możecie zacząć wrzeszczeć i dziwić się dla czego, takie beztalencie dostało ten pamiętnik, ale cóż. Liczę na...na kulturalne słowa krytyki
Jak byście opisali normalną jedenastolatkę? Dzielą się one najczęściej na dwie grupy. W pierwszej grupie znajdują się dziewczynki, które uważają się już za dorosłe, piękne, mądre. Do drugiej grupy, należą natomiast wieczne dzieci. Roześmiane dziewczynki, którym tylko wrzaski i zabawa w głowie. W pewnym miasteczku, położonym w północnej części Anglii, mieszkała jednak jedenastolatka, która kompletnie nie pasowała do tych stereotypów. Przemieśćmy się więc tam. Mały przytulny domek, zwany Muszelką, pokoik na poddaszu, i blond włosa dziewczynka, pisząca coś w swoim notesie.
19 lipiec 2011r
I pomyśleć, że mam już jedenaście lat! Dzisiaj były moje urodziny. Do Muszelki, zjechała się cała rodzina! W końcu, co jak co, ale jedenaste urodziny u czarodziejów to naprawdę coś. Przyjechała nawet ciocia Gabrielle, ze swoim narzeczonym. Byli także Potterowie, reszta Weasleyów, i…i ten okropny Lupin! Jak on mnie denerwuje! Uważa, że skoro jest ode mnie starszy o dwa lata, to może sobie pozwalać na wszystko. Uważa mnie za głupią małolatę, też coś! I jeszcze śmie mi dokuczać, w dniu moich urodzin, w moim domu! Najgorsze jest jednak to, że nie mogłam się poskarżyć. Co to, to nie! Nie dam mu pretekstu do naśmiewania się ze mnie, i kpienia, że nie potrafię sobie sama dać radę. Już tak raz było… Chyba jakiś rok temu… Wylał wtedy na mnie wiadro zimnej wody, a kiedy ja powiedziałam to mamie, która powiedziała to cioci Ginny, i on dostał karę, to zaczął gadać, że nie nadaję się do Hogwartu. Też coś! Wprawdzie wtedy wypłakałam całą noc, ale…teraz już jestem duża! Mam już w końcu jedenaście lat! Wróćmy jednak do urodzin, było cudownie! Lupin nie był dzisiaj nawet, aż taki zły. Wręcz przeciwnie. Ale może wszystko opisze. Ciocia Gabrielle, była już u nas od wczoraj, bo z Francji jest długa droga do Anglii, a ona nie ma licencji na teleportacje… Dostałam od niej w prezencie, taką śliczną jedwabną sukieneczkę, koloru bladoniebieskiego. Za ładną. Szkoda, że nie będę mogła jej nosić… ja nie chodzę w sukienkach, bo są takie…nie praktyczne… Kiedyś wprawdzie je uwielbiałam, ale od kiedy Ted Lupin, nazwał mnie stokrotką, już nie założę żadnej z nich. Może gdyby ktoś inny mnie tak nazwał, ale on powiedział to ze śmiechem i kpiną! Znów odbiegam od tematu…urodziny! Więc pierwsi po cioci, przyjechali Potterowie, z Lupinem. Jego babcia, jest chorowita i nie mogła przyjechać, kiedy jednak powiedziałam mamie, że w takim razie od też mógł się rozchorować, to tak na mnie nawrzeszczała, że lepiej nie mówić! Od Potterów dostałam miotłę! Niestety to nie był chyba zbyt dobry pomysł…ja mam lęk wysokości! Tata się zawsze ze mnie śmieje, i mówi, że chyba to zamiłowanie dziadka do mugoli, przelało się na mnie i mam ich fobie. Cokolwiek znaczy słowo „fobie”. Ciocia i wujek, zabrali jeszcze: sześcioletniego Jamesa, pięcioletniego Albusa Severusa, i małą czteroletnią Lily. Jest taka słodka! Prawie jak Hugo! Jednak on z tymi swoimi pulchnymi policzkami mnie rozczula! Od Ala dostałam nawet laurkę, James złożył mi życzenia, a Lily dała wielkiego całusa. No a potem Lupin!!! Podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic, dał mi prezent, i mnie przytulił! Wszystko było by pięknie gdyby zaraz, nie dodał z tym swoim okropnym uśmieszkiem: „No to teraz Stokrotko, gdy będziesz chodzić do Hogwartu, może w końcu nauczysz się latać! Ach chciałbym to zobaczyć!& I to było ostatnie zdanie, jakie wypowiedział do mnie tego dnia. I właśnie dlatego te urodziny się tak udały! Później przyjechał wujek Percy z rodziną Dostałam od nich jakąś książkę, nie pamiętam tytułu Najbardziej rozczulił mnie prezent od babci dostałam jej sławny zegar! Popłakała się kiedy mi go wręczała, i powiedziała, że jej się już na nic nie przyda, i teraz moja kolej, bo jestem jej pierwszą wnuczką. Na razie na zegarze, jest mama, tata, Louis i Dominique. Babcia go tak zaczarowała&Reszta prezentów też bardzo mi się podobała. A potem mama, przyniosła taki wielki czekoladowy tort. Wszyscy śpiewali, i bili brawo. Było bajecznie! Nie mogę się już doczekać kiedy dostanę list z Hogwartu. Bo w końcu najbardziej tych urodzin, oczekiwałam właśnie z tego powodu! Jeszcze tylko miesiąc wakacji, i upragniona, wymarzona szkoła!
Wrzask. Obudził mnie okropny wrzask. Wczoraj długo nie spałam, więc dziś miałam zamiar przespać się przynajmniej do dziesiątej, a tu No właśnie, co? Chyba wypadałoby wstać i zobaczyć, co tak bardzo zdenerwowała moją mamusie. Bo to w końcu jej głos słyszałam. Zaspana zwlekłam się z łóżka, wsunęłam stopy w puchate pantofle, i ruszyłam w stronę, skąd wydobywał się ten śmiertelny wrzask. Kuchnia. Wyjrzałam nie pewnie zza drzwi i i wmurowało mnie w podłogę. Przede mną stała mama, w swojej flanelowej piżamie, i wałkach we włosach, a na przeciwko niej… no właśnie. Naprzeciwko niej stał Louis, i Lupin. Skąd tu się, do licha wziął Lupin?! I dlaczego moja mama tak wrzeszczała? Widać nie tylko ja się obudziłam, ponieważ po schodach zbiegli właśnie, tata i Domi. Nie pewnie podeszłam do mojej rodzicielki.
-Mamo?- kolejna seria wrzasku. Tata, która widać także był oszołomiony, podszedł do niej i ścisnął ją mocno, szepcząc coś do ucha.
-Kochanie, dlaczego tak krzyczałaś?
-Dlaczego? Dlaczego?! Wstałam wcześniej żeby spakować Dominique, bo wiedziałam, ze jest jeszcze mała, i na pewno zapomniała o tym, że dziś jedziemy do babci, ale ogarnęło mnie pragnienie i zawróciłam do kuchni. A co zobaczyłam w kuchni? Co zobaczyłam w kuchni?! Otóż w kuchni zobaczyłam mojego własnego syna i Teda, którzy sterczeli przed jakimś kotłem, i coś gotowali. A kiedy się poruszyłam to, to coś wybuchło!- dopiero teraz zauważyłam, że chłopaki mają osmaloną twarz. Tata popatrzył na nich bystro.
-Chłopcy….czy moglibyście się odsunąć?
-Eee…a po co? Przecież tak jest dobrze, prawda? Nam wygodnie, wam wygodnie, po co mięlibyśmy się przemieszczać, na inny kawałek podłogi, który na pewno nie jest już tak wspaniały jak ten?- tata zrobił krok w ich kierunku, na co oni jeszcze bardziej się ścisnęli. W końcu mama nie wytrzymała, i zepchnęła ich w inną stronę. Widok, który się ukazał był okropny. Cała kuchnia wyglądała jakby przeszedł przez nią huragan. Wszędzie leżało pełno jakiś fiolek, powyrywanych kartek papieru, a po środku wielki kocioł, z którego unosił się okropny odór.
-Co macie na swoje usprawiedliwienie, hę?- powiedziała mama zakładając ręce na biodra. W tej chwili bardzo przypominała mi babcię.
-Eee…no… my- jąkał się Louis.
-To wszystko moja wina, pani Weasley.- o dziwo odezwał się Lupin. Ciekawy widok, Lupin kogoś broni…
-Tak, Ted?- mina mojej matki jakby złagodniała. Dlaczego ona musi akurat jego tak uwielbiać? Bo chyba nie z wyglądu… No tak, zapomniałam powiedzieć, że Ted jest metamorfomagiem.
-Bo, bo my… Bo pani córka… Bo ona nas wyjątkowo denerwuje. To znaczy Louisa denerwuje, a mnie nie darzy szczególną sympatią. Nie wiem dlaczego. Bo widzi pani ja naprawdę chciałbym się z nią zaprzyjaźnić, tylko, że ona jest taka…- poczułam że się czerwienie. I teraz pewnie mi się dostanie. Tak jest zawsze.- taka zimna. Ale wróćmy do tematu. Lou i ja wymyśliliśmy, że możemy jej podać eliksir, na pryszcze. Zniknęły by po jednym dniu, naprawdę… A, że akurat miałem przy sobie moją książkę do eliksirów, to nadarzyła się okazja. Przepraszamy naprawdę…
-Och…no dobrze. W końcu też kiedyś byłam młoda.- tu moja mama zachichotała - Tylko powiedz mi Ted, jak tyś się u nas znalazł?
-Ach to długa historia…
-Nie musisz mówić jeśli nie chcesz….Ale twoja babcia wie o tym, prawda?
-Tak, tak, oczywiście. Naprawdę nie musi się pani niczym martwić.- ten głupek się uśmiechnął, i moja mamusia mu wybaczyła. Co za głupia rodzina! Nadawalibyśmy się do cyrku! Mama wzięła za rękę tatę i Domi, i wyprowadziła ich z kuchni. Ja natomiast podeszłam do winowajców…
-Chcieliście mnie tym otruć?
-Otruć? Skąd Stokrotko! My tylko chcieliśmy cię zdenerwować. Popatrzyć jak robisz się czerwona, a piękne pryszcze pojawiają się na tej twojej twarzyczce! Zaręczam Ci, to byłby bardzo uroczy widok. Tak uroczy, że ten wasz sąsiad, który mieszka kilka kilometrów dalej, od razu by się w tobie zakochał. Wiesz, ten w którym się podkochujesz…- Jak ja nienawidzę tego piekielnego Lupina. I tego jego okropnego uśmiechu! Uch… ale chwila, chwila… Coś tu nie pasuje… Przecież oni nie umieją sporządzać eliksirów! A nie mogliby być chyba na tyle głupi, że próbowali by go zrobić, w ciągu dnia, w ogólno dostępnej kuchni. Spojrzałam na nich podejrzliwie.
-I bylibyście na tyle głupi, żeby robić to w ciągu dnia, w kuchni?
-Noo…bo wiesz…
-Daj spokój Ted, lepiej jej powiedzmy. Tak naprawdę to chcieliśmy, zrobić coś, żebyśmy nie musieli dziś jechać do babci. Bo wiesz…nasza mama na pewno będzie chciała zatrzymać się na Pokątnej, u fryzjera, a jakoś nie za bardzo mam ochotę ścinać moje włosy.- Tu dotknął pieszczotliwie swoich loków. Spojrzałam na nich zdziwiona. I po to robili, to całe zamieszanie? Fakt, że te rundki po Pokątnej są wyjątkowe męczące, i żeby Lou wpadł na taki pomysł to bym zrozumiała, ale żeby Lupin?! Przecież on będzie teraz chodzić do trzeciej klasy! Ma już w końcu te trzynaście lat i chyba powinien być bardziej dojrzały…
-Jam! Możesz wyjść! Brat tej szyszymory, wszystko wypaplał!- I z szafki wyskoczył nie kto inny, jak James Syriusz Potter, we własnej osobie.
-Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień… Co wy chcieliście zrobić? Czy to normalne, żeby trzynastoletni chłopak, pomagał młodszym kolegom, nie iść do fryzjera? I skąd tu do jasnej Anielki wziął się James?
-Więc tak, po kolei. Chcieliśmy, żeby wybuch coś nam zrobił…jakieś małe prowizoryczne obrażenia, i żeby oni nie musieli włóczyć się po sklepach z ciuchami. Drugie. Trzynastoletni chłopak, szkoli młodszych kolegów, by później miał go kto w szkole godnie zastępować. I ostatnie… wyleciał z szafy.
-Przecież widziałam, że z niej wyszedł, ale skąd on się tam wziął?
-Uwierz Stokrotko, nie chcesz widzieć…
-Lupin…narażałeś się na karę tylko po to by pomóc tym maluchom?
-Kochanie, Lou jest od ciebie tylko o rok młodszy, więc teoretycznie ty też jesteś maluchem, i powinienem się wami wszystkimi opiekować. Babka i tak by się nie dowiedziała, a zresztą ona już nie ma serca mnie karać…
-Ale dlaczego to zrobiłeś?
-Hmm…powiedzmy, że to tak…dla sportu.- powiedział Lupin ironicznie się uśmiechając Coraz bardziej uświadczam się w przekonaniu, że jestem jedyną normalną osobą w tym domu.
Hej!!!
Wiem, że długo nie było notki, ale wyjechałam i nie miałam dostępu do kompa. Notka miała się pojawić niedługo, ale znowu wyjezdżam i niewiem kiedy wrócę. Tak więc nowa notka pojawi się jak wrócę. Dziękuję za wszystkie komentarze!
Kara
Podróż i ceremonia przydziału Dodała Victorie
Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 12:20
Drogi Pamiętniczku! Już dzisiaj długo wyczekiwany wyjazd do Hogwartu! Właśnie stoję na peronie 9 i ¾ z rodzicami, rodzeństwem, ciocią, wujkiem, Lucy i Molly. Kufry, sowy itp. już wniesione. Za dziesięć minut odjadę z tego miejsca, by rozpocząć nowe życie, życie w Hogwarcie…
Nienawidzę pożegnań…Ale musi ono nastąpić. Cała we łzach ucałowałam mamę, tatę…Nie potrafię opisać jak bardzo będę za nimi tęskniła. Już tęsknię.
-Vico, ale obiecaj, że będziesz na siebie uważać i przyślij sowę jak tylko dojedziesz. Na pewno trafisz do Gryffindorru! Będę za tobą okropnie tęsknić!- tak powiedziała mama.
Jeszcze parę słów na pożegnanie do cioci, wujka, Domini i Louisa i wsiadłam do pociągu.
W pociągu
Gadałyśmy z Molly o Hogwarcie, o quiditchu i na inne ciekawe tematy. Już nie było mi tak smutno. Nagle drzwi otworzyły się.
-Coś z wózka kochaniutkie?
Kupiłam mnóstwo rzeczy! Fasolki Bertiego Botta, czekoladowe żaby, ślimaki-gumiaki, musy- świstusy i gumy do żucia Drooblesa. Mniam! Nagle drzwi do przedziału znowu się otworzyły. Stanęła w nich dziewczyna o prostych, brązowych włosach, na oko w naszym wieku.
-Cześć Molly! Szukałam cię!
-Ah, cześć Jen! (zwraca się do mnie) To jest Jennifer, a to Victorie.
-Cześć, miło mi.
-Mi również.
Hm, strasznie grzeczniutkie powitanie, ale na grzeczniutką wyglądał ta dziewczyna. Była już ubrana w szkolną szatę więc my też się przebrałyśmy. Za oknami widać było góry. Pewnie niedaleko Hogwart…Jen przyłączyła się do nas. To naprawdę miła (i ładna) dziewczyna. Ktoś zaczął krzyczeć, żeby wysiadać. Posłuchałyśmy się i z wielkimi walizkami wysiadłyśmy z pociągu. Było już słychać głos Hagrida.
-Pirszoroczni, do mnie!
Podeszłyśmy do niego. Nie mogę uwierzyć, że już za kilkanaście minut przekroczę próg Hogawrtu!
Popłynęliśmy łódkami do Hogwartu. Usiadłam w łódce z Molly, Jen i jakimś chłopakiem wyglądającym na bardzo wystraszonego. Nawet się nie przedstawił. Wydawało mi się, że często zerkał na Molly
Ceremonia przydziału
Za chwilę dostanę przydział. Strasznie się boję, ale sama nie wiem czego. Chyba najbardziej tego, że nie trafię do Gyffindoru. No i oczywiście, że zakładając ten stary kapelusz zniszczy mi się fryzura.
Uch…Zaczęło się…
- Arthulus Andrew
- RAVENCLAV
- Brod Sandra
- SLYTHERIN
- Bance Charlotte
- SLYTHERIN
- Dalace Aschley
- GRYFFINDOR
- Lackes Jennifer
- GRYFFIDOR
- Menaders Mich
- HUFFLEPUF
- Nancey Andrian (to ten chłopak, który siedział obok nas)
- GRYFFINDOR
- Trouth Matthew
- GRYFFINDOR
I tak dalej…Aż w końcu, zaraz po Molly (która oczywiście trafiła do Gryffindoru) nadeszła moja kolej…
-Weasley Victoire Dużo odwagi, chęć poznania nowych rzeczy, ale też lenistwo i upartość...Dziwne, bardzo dziwne…Pomyślałam Gryffindor, tam mnie przydziel… Gryffindor powiadasz? No cóż, niech będzie…-
GRYFFINDOR
Uch…Odetchnęłam z ulgą. Przy stole Gryfonów rozległy się wiwaty na moją cześć. Jeszcze tylko kilka osób czekało na przydział, a kiedy ceremonia się skończyła na złotych talerzach i
Półmiskach pojawił się najróżniejsze, przepyszne potrawy. Indyki, steki, puddingi…Spróbowałam wszystkiego po trochu. Chyba przytyję Po uczcie byłam tak zmęczona, że w moim dormitorium od razu zasnęłam.
Nie jestem zadowolona z tej notki. Spodziewam się krytyki. Po raz kolejny przepraszam, że tak długo nie było notki, ale jakoś tak nie miałam czasu. Pozdrawiam wszystkich czytających i komentujących!
P.S. Niestety przegramliśmy na Euro
Spotkanie u dziadków Dodała Victorie
Sobota, 14 Czerwca, 2008, 20:25
Co za uroczy dzień! Słońce świeci już od samego rana, a ja mam nadzwyczaj dobry humor! Jeszcze tylko tydzień dzieli mnie od wyczekiwanego wyjazdu do Hogawrtu! Tymczasem dziś jadę do dziadków (znowu samochodem). Jestem już po śniadaniu i zaraz wyjeżdżamy. Tym razem jadą też Domi i Louis, choć wczoraj już byli u dziadków, ale rodzinnego spotkania w tak dużej grupie dawno nie było. Ubrałam swoją piękną sukienkę, a gdy weszłam do kuchni po prostu szczęka wszystkim opadła! Tata już się na mnie nie gniewał, powiedział tylko:
- Już wiem, co miałaś na myśli mówiąc, że ta sukienka jest taka piękna.
Wyruszyliśmy z domu ok. godziny 10. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Babcia i dziadek czekali na nas przed domkiem nazywanym „Norą” wesoło machając i uśmiechając się. Wszyscy przywitaliśmy się z nimi, ja nie mogłam się odpędzić od uścisku babci.
- Kochani, wchodźcie do środka, wszyscy już są- powiedziała babcia nareszcie mnie puszczając.
Rzeczywiście byli już wszyscy. Ciocia Angelina, ciocia Ginny i wujek Harry przeglądali najnowszy katalog mioteł wyścigowych, wujek Percy zanudzał swoją żonę- ciocię Audrey opowieściami o nowych ustawach dotyczących ochrony przed mugolami, Fred opowiadał o czymś z przejęciem Jamsowi, a Lily grała w gargulki z Albusem. W kącie siedział jakiś chłopak o pięknych czarnych włosach. Molly i Lucy grały w szachy. Włączyłam się do rozmowy Jima i Freda, jakże ciekawej rozmowy. Wydawało mi się, że ten chłopak siedzący w kącie często na mnie zerka…Bardzo chciałam się dowiedzieć kim on jest. Widać było, że się nudzi i wyszedł na „świeże powietrze”.Poszłam za nim. Stał w ogródku podpierając się o ścianę. Niby przypadkiem przeszłam się koło niego aż wreszcie podszedł do mnie. Czemu wszyscy chłopcy są tacy nieśmiali?! Ale w końcu mnie „zauważył”.
- Cześć, jestem Ted Lupin.
- Victoire Weasley. Czemu tu sam stoisz?
- Bo prawie nikogo nie znam. Harry to mój chrzestny i znam tylko jego rodzinę no i twoją babcię i dziadka. Są bardzo mili, że mnie tu zaprosili.
- A czemu przyszedłeś sam?
- Mieszkam z moją babcią. Moi rodzice nie żyją…
- Przykro mi… - ale ze mnie idiotka! Strasznie mi głupio! Szybko zmieniłam temat.
- Ile masz lat? Ja mam 11 i dopiero pierwszy raz pójdę do Hogwartu.
- 13. Z tą sukienką ci do twarzy- zarumienił się.
Nagle jego włosy zmieniły kolor na różowy.
- Jesteś metamorfomagiem!- krzyknęłam.
- Tak. Tylko, że niestety czasami nie umiem kontrolować swoich włosów.
Długo jeszcze rozmawialiśmy. Ted to naprawdę miły chłopak. Babcia zawołała nas na obiad i poszliśmy do domu. Mniam, mniam, babcia świetnie gotuje! Po obiedzie Teddy (postanowiłam go tak nazywać) znowu chciał usiąść w kąt, ale nie pozwoliłam mu na to. Zapoznałam go z Fredem, Alem, Jimem i Lil, Domi, Louisem, Lucy i Molly. Miło spędziliśmy czas na rozmowach, żartach, grach w gargulki i szachy. Nawet nie zauważyłam jak się ściemniło i zapadł zmrok. Mama niestety ogłosiła, że musimy już wracać. Pożegnałam się z wszystkimi i niechętnie wyszłam na zewnątrz po samochód. Prawie zasnęłam tak byłam zmęczona. Fajnie, że tam pojechaliśmy. Warto było chociaż by dlatego, żeby poznać Teddyego. Potem już nie był taki nieśmiały .Dojechaliśmy do domu, a ja sennie wygramoliłam się z auta. Szybko pobiegłam do pokoju i zasnęłam rozmyślając o dzisiejszym dniu i Hogwarcie…
Ulica Pokątna Dodała Victorie
Środa, 04 Czerwca, 2008, 21:12
Rano obudził mnie krzyk mamy.
- Vico, wstawaj!!!
Vico to oczywiście zdrobnienie od mojego imienia. Czasami mówią też na mnie Vici, Vica lub jakimiś wkurzającymi pieszczotliwymi słówkami. Zeszłam na śniadanie nie w humorze.
Dlaczego nie możemy wyruszyć później?! Bardzo chciałam i nadal chcę jechać na Pokątną, ale jestem straaasznie zmęczona. Jajecznica...bleee! Mama nie mogła wymyślić nic oryginalniejszego? Brakowało Domini (zdrobnienie od imienia mojej siostry) i Louisa, więc zapytałam gdzie są.
- Babcia i dziadek przyszli po nich rano, gdy jeszcze spałaś. Nie chcieli iść z nami. Właściwie to nie iść tylko jechać. Wujek Percy załatwił nam samochody z Ministerstwa Magii - powiedziała mama. Pamiętam, że jak byłam mała to mówiła z akcentem. Dobrze, że się go pozbyła.
Wujek Percy to brat taty. Jest pomocnikiem Ministra Magii. Tata tak jak on był w Hogwarcie prefektem naczelnym, ale wujek to ma zupełnego świra na punkcie przestrzegania zasad i regulaminu. Ma on córkę Molly- jest ona w moim wieku. Cieszę się, że w Hogwarcie nie będę sama, a Molly jest naprawdę fajna chociaż moje przeciwieństwo (oczywiście jeśli chodzi o wygląd). Ma ona kręcone rude włosy i mnóstwo piegów.
- Córciu, na Pokątną pojedziemy razem, ale będę musiał zostać w banku...
Tata nie dokończył, bo do kuchni wpadła olbrzymia, brązowa sowa. Do jej nóżki przyczepiony był kawałek pergaminu. Oto list (do mnie!!!), który przysłała mi Molly:
Droga Victorie,
Słyszałam od taty, że jedziesz dziś na Pokątną. Uparłam się, że też chcę dziś jechać więc może byśmy się spotkały? Jeśli zgadzasz się Ty i oczywiście Twoi rodzice to czy pasuje Ci o 3 po południu w lodziarni? Odpisz, proszę jak najszybciej.
Molly
Super! Oczywiście rodzice zgodzili się od razu, więc jej odpisałam:
Molly,
Rodzice zgodzili się. Czekam przed lodziarnią. Już się nie mogę doczekać!
Victoire
Gdy zjadłam ubrałam się i nareszcie mogliśmy wyruszyć. W samochodzie tata opowiadał mugolskie dowcipy. Uśmiałam się do łez! Zaparkowaliśmy na jakiejś zwykłej, mugolskiej uliczce. Wysiedliśmy z samochodu, a ja nie wiedziałam dokąd zmierzamy. Nigdy jeszcze nie byłam na Pokątnej, nawet w banku. Doszliśmy do jakiegoś budynku. Otworzyłam drzwi, a tam pełno czarodziejek i czarodziejów! To musi być ten słynny czarodziejski bar, Dziurawy Kocioł. Jak na słynny bar to raczej obskurne miejsce. Wyszliśmy z niego, ale pojawiła się przeszkoda: mur! I co teraz? Tata poprzesuwał różdżką parę cegieł, a mur po porostu się rozstąpił! Niesamowite!
Gdy wyszłam na ulicę od razu poczułam magię! Niedaleko jakaś czarownica kłóciła się z inną o cenę jakiegoś składniku eliksirów.
- No to chyba musimy się pożegnać!- powiedział tata. Pocałował mnie i mamę i odszedł w stronę banku.
- I co córciu, najpierw do sklepu z szatami?- Zapytała mama.
- TAK!!! - wykrzyknęłam uradowana. Mam nadzieję, że nie sprzedają tam tylko szkolnych szat.
Madame Malkin, czarownica prowadząca sklep dopasowywała mi szaty przez pół godziny.
- Czy nie ma pani, czegoś specjalnego?- ach, po prostu nie mogłam się oprzeć, aby o to nie zapytać.
Wyjęła z jakiegoś kąta dziwną paczkę i powiedziała, że sukienka w środku będzie idealna dla mnie. Miała rację. Gdy zobaczyłam sukienkę olśniło mnie! Piękna! Była koloru różowego z delikatnymi białymi groszkami, do kolan, na ramiączka i bardzo zwiewna, po prostu idealna! Natychmiast ją zmierzyłam. Poprosiłam mamę, aby mi ją kupiła.
- Mamusiu, proszę, kup mi tą sukienkę! Jest taka piękna!
- Córeczko, chętnie bym ci ją kupiła, ale spójrz na cenę! Tata jak dowie się, że wydałam na nią tyle pieniędzy dostanie szału!
- Ale to bardzo rzadka tkanina! Nic dziwnego, że jest taka droga!
- Więc ty bierzesz na siebie odpowiedzialność rozmowy z tatą!
Hura!!! Sukienka jest moja!!! Wyszłam ze sklepu z bardzo zadowoloną miną.
- Teraz w Hogwarcie będziesz najpiękniejszą dziewczyną! Możesz ją włożyć też jutro jak pojedziemy do dziadków.
Taak, mama ma rację. Będę najpiękniejsza, ale pochwalić się przed rodzinką to też dobry pomysł. Naprawdę fajnie, że jedziemy do dziadków! Ciekawe kto jeszcze będzie.
Przechodziłyśmy obok sklepu z miotłami. Ludzie patrzyli na nowy model- Piorun. Dlaczego na pierwszym roku nie wolno mieć mioteł?! Następnym sklepem do, którego poszliśmy było Centrum Handlowe Eyola- sklep ze zwierzętami. Już wcześniej zakomunikowałam rodzicom, że chcę mieć sowę.
Po pół godziny razem z mamą obarczoną klatką mojej sówki, wyszłam ze sklepu. Nazwałam ją Hestia. Prawda, że fajne imię pamiętniku?
Potem byłyśmy w aptece ze składnikami eliksirów, sklepie papierniczym, w sklepie z teleskopami, kociołkami i innymi magicznymi przedmiotami.
Poszłyśmy do księgarni Esy i Floresy. Spojrzałam na moją listę książek:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emeryka Switcha
Magiczne rośliny Luny Lovegood
Magiczne zwierzęta Luny Lovegood
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Jak się bronić przed czarną magią (stopień 1) Alice Jamsen
Tą Lunę Lovegood podobno znają rodzice. Jest ona sławną przyrodniczką. Mam nadzieję, że jej książki są fajne. A wracając do zielarstwa, które tak lubię to jego też naucza znajomy rodziców. Kupiłyśmy wszystkie podręczniki i wyszłyśmy na zewnątrz, a tam spotkałyśmy Hagrida! To również znajomy rodziców (głównie taty). Jest to też gajowy, strażnik kluczy, nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami (dalej będę pisała OMNS) w Hogwarcie.
- Sie macie pikne! Co tam słychać? Pewnie po zakupy do Hogwartu?
- Tak Hagridzie. A co ciebie tu sprowadza?
- Byłem w Dziurawym Kotle. Miałem sprawkę do Toma (barman).
Jak spytałam go jaką Hagrid zaczął się wykręcać, że musi już iść i takie tam. Ciekawe co on kombinuje…
Uffffff!!! Został już tylko sklep z różdżkami. Ach, jak się cieszę! Weszłyśmy do sklepu. Ych, ile tu kurzu i brudu. Powitał nas jakiś starzec. Domyśliłam się, że to właściciel sklepu - Ollivander.
- Witam drogie panie! Też po swoją pierwszą różdżkę, co? Tak, tak tyle was tu przychodzi, że mam ręce pełne roboty! Proszę, proszę...
Strasznie długo wybierałam różdżkę. Zdałam sobie sprawę, że do spotkania z Molly zostało tylko dziesięć minut! Ale było warto wybrać różdżkę: 8 i 1/2 cala, giętka, drzewo różane, włos z głowy wili, doskonała do zielarstwa
Super różdżka! Ale teraz zależało mi na tym, aby nie spóźnić się na spotkanie z Molly. Na szczęście zdążyłam. Molly już tam stała i czekała na mnie z uśmiechniętą miną.
- Cześć Victoire! Jak dawno się nie widziałyśmy!
- Witaj Molly! Tak, te ciągłe pisanie listów bywa męczące.
- To może ja przyjdę po ciebie za godzinkę, Vico? Będę w sklepie Georga i Rona. Buziaki!- mama poszła, a ja zostałam z Molly sama. Zamówiłyśmy lody. Ja czekoladowo - śmietankowo - malinowe, a ona waniliowo - jagodowo- wiśniowe. Dobrze, że sprzedają tam lody w normalnych smakach, a nie o takich jak fasolki Bertiego Botta.
- Co tam u ciebie słychać Molly?
- Nudy. Nic się nie dzieje, a tata ciągle nas zanudza ustawami o jakiś kociołkach! Jak już bym już chciała jechać do Hogwartu! Lekcje, uczty...Jak dobrze, że będziemy w Gryffindorze!
- A kto powiedział, że ja tam trafię?
- Vico, każdy w naszej rodzinie był w Gryfindorze! A tak w ogóle to czy będziesz jutro u dziadków?
- Tak, a kto jeszcze będzie?
- Wujek Harry, ciocia Ginny z Lily, Albusem i Jamsem i chyba wujek Georg, ciocia Angelina z Fredem. Roxanne nie będzie, bo jest chora.
Szkoda, że jej nie będzie. Mimo, że jest 2 lata młodsza ode mnie świetnie się dogadujemy! Pokazałam Molly moją nową, śliczną sukienkę, a ona po prostu oniemiała z zachwytu!
- A gdzie twoi rodzice?- zapytałam Molly.
- W sklepie z podręcznikami. Różdżkę i szaty już kupiliśmy, a po inne rzeczy poszli sami z moją siostrzyczką.
Dalej rozmawiałyśmy o szkole, a raczej o naszych wyobrażeniach o niej, o wakacjach i innych rzeczach i czas nam tak szybko zleciał, że nawet nie zauważyłyśmy kiedy przyszli jej rodzice i moja mama. Nalegałyśmy, że chcemy jeszcze trochę pogadać, ale nic z tego .Mama przekazała nam tylko prezent od naszych wujków ze sklepu- pieprzną posypkę. Dosypujesz to do jedzenia komuś kogo nie lubisz i na cały dzień masz go z głowy! Super, chociaż mam nadzieję, że w Hogwarcie nie będzie mi zbyt często potrzebna .Pożegnałam się z Molly, ciocią i wujkiem i wróciłyśmy na mugolską uliczkę po samochód. Tata już na nas czekał. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Molly, chodzeniu po sklepach i o sukience. Tata by nieukrywanie zdenerwowany, ale po jakimś czasie mu przeszło. Długo jechaliśmy do domu, a gdy już dotarliśmy do niego szybko zjadłam kolację (nie byłam głodna, lody robią swoje), przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. Bardzo się cieszę się z tego wypadu na Pokątną. Teraz już w 100% poczułam magię!
Dziękuję za wszystkie komentarze! Za krytykę również. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam notki. Notkę dedykuję dla Luny Lovegood, Magic Dog, K@si@@@ (jak tam pamiętnik?), hermiony 18, Lary i dla wszystkich czytających i komentujących.
Mój opis Dodała Victorie
Piątek, 23 Maja, 2008, 08:55
Witaj pamiętniku! Nazywam się Victoire Weasley. Mam 11 lat i już we wrześniu idę do Hogwartu - szkoły magii i czarodziejstwa. Jestem czarodziejką pamiętniku (Jak mogłabym ją nie być mając taką
rodzinkę?)!!!
Mieszkam w domku nad morzem zwanym Muszelką razem z mamą, tatą, siostrą i bratem. Mama nazywa się Fleur. Pracuje w banku Gingotta. To taki czarodziejski bank, w którym są gobliny (odyda!!!). Jest blondwłosą kobietą, o niebieskich oczach i równych, białych zębach. Dzięki niej
jestem w połowie Francuzką. A dzięki prababci także mam powiązania z wilami. Tata nazywa się William, ale zwykle mówią na niego Bill. Ma długie, rude włosy i ubiera się krótko mówiąc cool. Nosi kolczyk w kształcie kła. Ma wiele szram na twarzy, ale to dlatego, że ukąsił go kiedyś wilkołak, okropne stworzenie. Tata też pracuje w banku Gringotta. Mam siostrę Dominique, trzy lata młodszą ode mnie. Jest ona podobna do taty, ma długie, rude włosy i zielone oczy. Mam też brata Louisa, rok młodszego. Ma on blond włosy i niebieskie oczy choć zbudowany jest raczej jak tata. To oczywiście nie cała moja rodzina. Zapewniam cię pamiętniku, że jest ona znacznie większa!
Teraz opiszę jak wyglądam ja. Mam długie blond włosy i niebieskie niczym morze, nad którym mieszkam oczy. Jestem dosyć wysoka i szczupła (tak, mam piękną figurę). Mam mały zgrabny nosek, ładne, pełne usta, jestem opalona (ale tylko trochę). Uwielbiam swoje nogi .
Jeśli chodzi o charakter jestem miła, pogodna, zwykle uśmiechnięta, trochę leniwa, odważna, inteligentna i baaardzo uparta. No i jak ktoś mnie wkurzy, potrafię dokopać .
Moje hobby: 1.Quidditch- ja to po prostu uwielbiam!!! 2.Moda- podobnie jak mama interesuję się tym. W moim pokoju nie może zabraknąć katalogu z najnowszymi szatami i innymi ubraniami. 3.Magiczne rośliny- zielarstwo na pewno będzie jednym z moich ulubionych przedmiotów w Hogwarcie.
No i muszę dodać coś jeszcze, coś bardzo ważnego. Wujek Harry (mąż cioci Ginny, siostry taty) to naprawdę niezły czarodziej! Pokonał samego Voldemorta (nie boję się tego imienia). Jestem dumna, że mam go w rodzinie, bo pokonać największego czarnoksiężnika to jest coś!!!
Mam nadzieję, że w Hogwarcie trafię do Gryffindoru, w końcu cała moja rodzinka tam jest. Tylko oby nie do Slytherinu, to najgorszy dom. Mają tam bzika (delikatnie pisząc) na punkcie czystości krwi. Są jeszcze dwa domy - Ravenclav i Hufflefpuff. W tym pierwszym jest nawet
OK, a w tym drugim podobno są same niezdary, choć ja tak nie uważam, niezdary są w Slytherinie. Mama nie była w Hogwarcie, ale w Beauxbaton- francuskiej szkole magii. Zastanawiała się czy nie powinnam iść tam, jednak zadecydowała, że to za daleko i jednak pójdę do Hogwartu.
Jutro idę lub jadę (sama nie wiem) na ulicę Pokątną po kociołki, podręczniki, różdżkę i inne rzeczy, które będą mi potrzebne w Hogwarcie. Cieszę się już na samą myśl !!!
Notkę dedykuję dla Lily, Lary, Magic Dog, Luny Lovegood, @nka@, Alyssy, K@si@@@, Victorie i Laurelin bez, której pewnie bym nie pisała tego pamiętnika. Mam nadzieję, że notka się spodobała. Na krytykę jestem przygotowana.
Jestem Kara i od dziś będę prowadzić pamiętnik Victorie Weasley (córki Billa i Fleur). Znacie mnie z komentarzy na innych pamiętnikach. Mam nadzieję, że notki będą się Wam podobały i, że będziecie czytać i komentować. Pierwsza notka powinna się pojawić niedługo.
Pozdrawiam
Kara