Jestem Eveline i zostałam nową właścicielką panelu admina Pansy. Znacie mnie już z pamiętnika Fleur, ale tutaj obdarzę was całkiem inną historią.
Zacznę opisywać losy Pansy w wakacje przed piątą klasą. Mam nadzieję, że będziecie towarzyszyć mi swoimi komentarzami i z ciekawością czytać perypetie dziewczyny, która jest zupełnie inną osobą, niż tak, którą pani Rowling przedstawiła nam w kanonie. No cóż może na początku będzie taka sama, ale pewne wydarzenia będą je stopniowo zmieniać...
Oczywiście Pansy nadal będzie nie cierpieć Potter'a i innych Gryfonów. Nie będę zmieniać ważnych faktów, chociaż nie będzie to ta sam wierna Draconowi dziewczyna... No, ale bez zdradzania szczegółów fabuły, gładko zmieniam temat.
Nie będę was raczyć opisami wyglądu, po prostu obejrzycie zdjęcia, sami się przykonacie, jak kto wygląda:
Draco.
Charlotte VanDroct, najlepsza przyjaciółka Pansy.
Blaise Zabini.
No, a to sama Pansy. Wiem, że ją trochę... zmieniłam, ale przypuśćmy, że wyładniała xD
Wiem, że zasłużyłam sobie na porządne baty za tak długą nieobecność. Na swoje usprawiedliwienie dodam jednak, że naprawdę nie raz usiłowałam szukać inspiracji, jednak polowania na wenę twórczą nie dały rezultatu. I te wszystkie płonne próby utwierdziły mnie w przekonaniu, że wypaliłam się, a do twórczości pani Rowling, z którą notabene dzieliłam dzieciństwo pozostał jedynie sentyment. Choć swoją drogą, moją przyszłość, wiąże niejako z pisaniem, szufladka "Harry Potter" pozostaje dla mnie zamknięta.
W pewnym sensie przywiązałam się do tego działu i czytelników, jednak teraz pozostaje mi się z łezką w oku pożegnać i życzyć mojej następczyni weny i lekkiego pióra. Bywajcie więc
PS Aha i zastrzegam sobie rzecz jasna prawa do moich postaci ;)
Totalny brak weny twórczej doprowadził mnie do tego, iż prawie dwa miesiące wstrzymałam się z dodaniem nowej notki. Wen na szczęście powrócił, a na jak długo?? Okaże się. Jak na razie życze miłego czytania.
Dormitorium dziewcząt, godzina 8.00
-Booo każdy powie Ciiiiii, że we mnie jest seeeeeeeeeeks!!!!!!
Po kilku nieudanych próbach zatkania sobie uszu, stwierdziłam iż konieczna jest interwencja. Jak się chwilę później okazało, wyręczyły mnie dziewczęta mieszkające piętro wyżej.
-Rainbeau, za co te tortury w tak piękny dzień???? Jeśli nie lubisz świąt to manifestuj to w inny sposób!!!!!
-Ależ Williams, robaczku, ja ubóstwiam Boże Narodzenie i stąd moja chęć pokazania Ci prawdziwej sztuki!!
-Mam rozumieć wczuwasz się w umierającego Makbeta????
I tu rozlega się przytłumiony rechot przypominający parskanie konia.
-Jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni, jędzo Ty!!!!! - Jess tupnęła nogą obutą w różowe, włochate papucie z inicjałami jakiegoś francuskiego projektanta.
-A kto?? - Zapytałam ziewając.
-Ten kto pójdzie na bal z Aaronem Daviesem. - Rzekła pokazując nam swój słynny, wredny uśmieszek.
-Chryste, masz na myśli tego napakowanego narcyza z drużyny?? - Jęknęłam opadając z powrotem na poduszki.
-Gdybyś dniem i nocą nie miała przed oczami facjaty Malfoy'a, to może byłabyś bardziej zorientowana w sprawach sercowych swoich lokatorek!! - Syknęła Jess, po czym z obrażoną miną udała się do łazienki.
Teoretycznie minęły już te piękne czasy, kiedy mogłam bezkarnie biegać po dworze w czapce z wielgachnym pomponem i lepić bałwaniego klona McGonnagall, ewentualnie obrzucać śnieżkami wszystko co się porusza. Teraz gdy siedziałam na parapecie próbując zidentyfikować kształty spadających płatków śniegu, nie marzyłam o niczym innym. Moja romantyczna natura wręcz rozpływała się nad widokiem Zakazanego Lasu, który pokryty bielutkim śniegiem wyglądał jak zwyczajny, milutki zagajnik stworzony wprost do urządzania zimowych przechadzek. Ech, szkoda że zawsze znajdzie się coś co przerwie mi popołudniową sielankę. Tym razem był to zegar wybijający godzinę 17....
Moja krytyczna połowa oznajmiała mi że wyglądam nieźle. Ta mniej krytyczna piała z radości. Nie sądziłam że jasnoróżowa suknia od Marks&Spencer + dłuuugie złoto-różowe kolczyki z Chanel + gruba warstwa rozświetlającego pudru, tuszu i kredki + delikatny koczek spod grzebienia Aimee są w stanie zrobić ze zwykłego szarego Pansiątka prawdziwą Afrodytę!! A to że czułam się odrobinę nieswojo musiałam jakoś przeboleć.
-Pansy wiesz że po raz pierwszy od dziesięciu lat zaczynasz przypominać kobiete?? - Stwierdziła Jess z udawanym wzruszeniem. Ona sama miała na sobie niesamowicie rzucającą się w oczy jedwabną suknie w pięknym odcieniu turkusu. W uszy wpięła pięciokilowe, kamienne kolczyki ozdabiane diamencikami, a ręce obwiesiła tuzinem złotych bransoletek. Teraz stanęła tyłem do lustra, starając się by maleńka metka z napisem "Valentino" była jak najbardziej widoczna.
-Te gwiazda, może przyda się jeszcze kod kreskowy, co by oryginalność potwierdzić?? - Parsknęłam.
Aimee vel. gotycka królowa właśnie wyszła z łazienki. Nawet Jess musiała przyznać, że wybór aksamitnej, czarnej sukni z gorsetem jest jak najbardziej trafiony. Tylko widok 10-centymetrowych szpilek doprowadził nas do drobnej palpitacji serca.
-Powiedz że nie będę Cię musiała znosić po schodach!! - Jęczała Jess.
-Lepiej Ty powiedz, że po pierwszym obrocie nie wypadną Ci te cegły wraz z uszami!! - Odjęknęła Aimee wskazując na ogromne kolczyki.
-Czyżbym jako jedyna miała być bezpieczna tego wieczoru?? - Zapytałam, pokrywając usteczka perłowo różową szminką z....aa nie będę szpanować ;)
-Jeśli uważasz że w towarzystwie Malfoy'a można być bezpiecznym to proszę Cię bardzo.....
Pokój wspólny nareszcie wyglądał przytulnie i bajecznie (o ile można tak określić ponury, ogromny loch). Dekoratorowi nie można odmówić wyobraźni. Na pierwszy plan wysuwała się gigantyczna choinka ozdobiona mieniącymi się bombkami i łańcuchami, wokół której fruwało jakieś dziwaczne stworzonko (cholera wie, co to jest) posypujące wszystkich obecnych srebrnym pyłkiem. Draco miał już na głowie dorodny snopek tej substancji, a na mój widok wyglądał jakby go lekko przymurowało. Schodząc po schodach czułam się jak bohaterka taniego romansu, zwłaszcza że ściągnęłam na siebie jeszcze uwagę połowy drużyny quiditcha. Po chwili z ulgą zauważyłam, że to jednak nie ja lecz Jessica wywołała takie poruszenie. A może to nie była ulga??
-Wiesz Pansy....Ty....Ty....Bardzo ładnie wyglądasz. - Wydukał Draco, gdy już do niego podeszłam.
-Ty również, ale bardziej do twarzy Ci będzie bez tego. - Odparłam strzepując mu z głowy srebrny pyłek. Zdziwiła mnie moja śmiałość, a po chwili poczułam się jeszcze pewniej gdy nieznany mi przystojniak z drużyny puścił do mnie oczko.
-Ruszacie się, czy stoicie tu do usranej śmierci?? - Wrzasnęła do nas Jessica. Romantyczny nastrój diabli wzięli. Miałam ochotę wepchnąć jej do gardła jeden z tych drogocennych, lśniących pantofelków, którymi chwaliła się teraz Naomi*. Jednak wyglądało na to, że Penelopa Williams mnie przy tym osobiście wyręczy, albowiem na widok swojej rywalki w towarzystwie Aarona Daviesa lekko wbiło ją w podłoge.
-Czy oni ze sobą chodzą?? - Rzuciła pytanie w nieokreślonym kierunku, zamiatając swoimi blond włosami oparcie pobliskiego fotela. Stwierdziłam, że teraz na mnie spadło fatum ulżenia jej w cierpieniu.
-Nic mi o tym nie wiadomo. - Odpowiedziałam szczerze.
-Hmm, więc zapewne nie. W sumie to i dobrze. Dla niej. - Rzekła nieprzytomnie, po czym w towarzystwie swojego partnera opuściła pokój wspólny. My z Draconem również uznaliśmy, że najwyższa pora się ruszyć.
-Ty patrz, patrz, patrz, Potter nadchodzi!!
-Zrób coś, żeby się wywalił, prooooszę!!!
-Sie robi piękna. Odnóżogniotus**!!!
-Eeeej, w Bones trafiłeś....
-Hmm, zawsze to jakiś sukces!
Właśnie tonęłam w objęciach ukochanego wirując w malowniczym walcu, gdy nagle stoczyło się na mnie coś wielkiego i czarnego, a na cała wielką salę rozległ się głuchy łoskot.
-Tak tak Aimee, sierota z Ciebie nieprzeciętna. - Usłyszałam gdzieś w oddali kpiący głos Jess.
-Pansy!! Pansy, powiedz że żyjesz, pooowiedz!!! Nie chce mieć żadnej ofiary na sumieniu w Boże Narodzenie!!!!
-A w każdy inny dzień roku tak?? Wiesz co....Ja się jednak będę trzymał od Ciebie z daleka.... Hej, żyjesz piękna??
-Zyje. - Zasepleniłam, bowiem w ustach poczułam coś małego i twardego. Czyżby ząb??
Szczęśliwie nie był to nie ząb, lecz orzeszek. Kwestia co robił orzeszek na podłodze Wielkiej Sali w dzień wielkiego balu pozostaje niewyjaśniona. Kiedy przywrócono mnie do stanu używalności i opowiedziano przebieg całej sytuacji (cieniutkie jak igiełka szpilki Aimee zgodnie z naszymi oczekiwaniami nie przetrzymały masy jej ciała) stwierdziłam że nie warto się niepotrzebnie dołować, zwłaszcza w noc, którą chciałabym zapisać w pamięci jako niezapomnianą. Narzuciłam więc na siebie delikatną jak mgiełka, aczkolwiek bardzo twarzową różową pelerynkę i udałam się z Draconem na spacer po dziedzińcu. Tu po raz kolejny poczułam się jak bohaterka baśni Andersena. Moja natura estetki, rozpływała sie z zachwytu na widok migoczących posągów i klimatycznych alejek między przystrojonymi drzewkami.
-Ooo, widzisz jaka ładna ławeczka??? O kurczę, zajęta....
-To chyba nie problem, prawda? - Draco mrugnął porozumiewawczo i chwilę później Finnigana i Brown pogoniło stado krwiożerczych wróbelków**.
Gdy już rozsiedliśmy się wygodnie w malowniczym zakątku, zapadło niezręczne milczenie. No bo o czym tu gadać z miłością swojego życia i nie wyjść przy tym na totalną idiotkę/zakochaną masochistkę/kompletną ofiarę losu?? Pozostaje tylko siedzieć cicho i udawać że fascynuje Cię pomnik w kształcie renifera.
-Podoba Ci się tutaj?? - Draco wyrwał mnie z letargu.
-Pewnie!! Jest...jest...cudownie. - Wyjąkałam po czym zapłonęłam rumieńcem. Brawa dla Pansy....
-Ładny pomnik.
-Rzeczywiście ładny. I choinka też. Fajnie ją ktoś wystroił.
-Pewnie ten Ćwierć-mózgi gajowy i jego kompania....
-Haha, a widziałeś Weasley'a? Zastanawiam się co go wyrzygało!!
Tak tak, moi drodzy, w takich sytuacjach najlepiej wymienić się poglądami na temat najgorszych wrogów.
Wyczerpaliśmy wszelkie możliwe obelgi, wyzwiska i porównania na Pottera, Weasley'a i Granger, poprzypominaliśmy sobie najśmieszniejsze sytuacje szkolne i wymieniliśmy adresami i opiniami na temat ulubionych miejsc w Londynie. Chyba po raz pierwszy czułam się tak swobodnie w towarzystwie Dracona, a może po prostu po raz pierwszy zobaczyłam w nim przede wszystkim człowieka, a nie ideał ze snu??
-Wracamy do Wielkiej Sali?? Przydało by się trochę potańczyć, to w końcu bal jest. - Zauważył niezwykle inteligentnie mój rozmówca.
Wróciliśmy a na miejscu zastaliśmy Jessicę z miną pod tytułem "zaraz trafi mnie regularny szlag". Powód jej grobowego nastroju właśnie tańczył walca z Aaronem Daviesem.
-Williams?? A skąd ją tu przywiało??
-Nagle przed nim jędza jedna wyrosła, zaczęła trzepotać rzęsami i nim się obejrzałam, a już razem wirują!!!! A niech ich obojga diabli wezmą!!! - Wysapała jednym tchem, po czym pogroziła w ich stronę pięścią.
-Zrób to męsku. Prawy sierpowy, cios w brzuch, wyrwij parę kłaków i po bólu. - Ziewnął Draco.
-A wiesz że to nie jest taki zły pomysł....Choć hmm...Ja wolę bardziej wyrafinowane metody sprawiania bólu. - Mrugnęła do nas, po czym sięgnęła do torebki po różdżke.
Chwilę później z koleżanką Williams zaczęło dziać się coś niedobrego. Trudno mi opisać sam przebieg tranmutacji, jednak efekt był taki że na miejscu chudej blondynki w błękitnej sukni biegała teraz mocno spanikowana kura. Opierzone cudo wzbudziło szczególny zachwyt u płci pięknej obecnej na sali. Ciekawe dlaczego?
-I widzisz, tym się różnimy od mężczyzn. - Mrugnęłam porozumiewawczo do osłupiałego Dracona.
-I ja osobiście nie chciałbym z Wami zadzierać.....
Bawiłam się naprawdę szampańsko. Począwszy od tego, że wypróbowałam najwykwintniejsze potrawy w całym moim życiu, a skończywszy na tym ze wraz z naszą ślizgońską bracią szaleliśmy przy Fatalnych Jędzach chyba najbardziej ze wszystkich obecnych (włączywszy w to Fatalne Jędze). A to że przy okazji upośledziliśmy kilku gryfonów (niechcący), zdemolowaliśmy połowę dekoracji (także niechcący) i pozbawiliśmy jakiegoś zabłąkanego elfa skrzydełek (baaaardzo niechcący ;) ), można uznać za drobny efekt uboczny....Po tym jak Blaise i Naomi wywalili na środek sali jedną z wielgachnych choinek, byłam cała oblepiona niebieskim pyłkiem z bombek. Zresztą nie tylko ja, cała "nasza" połowa sali wyglądała jakby niejeden granat w niej wybuchł!!
Dochodziła północ. Towarzystwo coraz bardziej przypominało zużyte ściereczki, toteż powoli zaczęło się zbierać. Jedynie Jess wydała mi się podejrzanie pobudzona, dlatego pospieszyłam do niej z prośbą o wyjaśnienia.
-Nie przeszkadzaj Pansiątko!! Nadchodzi punkt kulminacyjny wieczoru!! - Syknęła tylko i mrugnęła do mnie po ślizgońsku.
I oto w wielkiej sali zapadła cisza, bowiem od strony wejścia nadchodził przedziwny jegomość. Dopiero po jakimś czasie rozpoznałam w owym jegomościu....Longbottoma.
-Co jest?? - Syknęłam do mojej towarzyszki, lecz ta uciszyła mnie skinieniem dłoni.
-To dla Millcenci. Mój ehem....prezent gwiazdkowy.
Longbottom sztywnym krokiem poczłapał w stronę podium zarezerwowanego dla Fatalnych Jędz. Same Jędze ucichły i ze zdziwieniem przypatrywały się tej sierocie, kiedy stanąwszy na środku sceny, ujął w rękę różdżkę i zaczął mówić nieprzytomnym głosem.
-Jest na tej sali kobieta wyjątkowa. Kobieta o nieskazitelnej urodzie i niewinnym sercu. I to właśnie jej pragnę zadedykować ten utwór. To dla Ciebie moja Milly!!!!!
I w tym momencie w ślizgońskiej części sali rozległ się dziki skowyt. Prawie całe nasze bractwo, wraz z nami dwiema niemal potoczyło się ze śmiechu po podłodze. Prawie całe, bo Millcenta Bulstrode zastygła z opadniętą szczęką, a zawartość kryształowego kieliszka wylądowała na jej sukience.
Ale prawdziwa zabawa dopiero się zaczynała.
-Oczęta zielone jak odwłok ropusi
A lico słodziutkie codziennie mnie kusi
I usta, te usta całował tak bym
OOO MILLY TY WYJDŹ ZA MNIE WYJDŹ!!!
Powietrze gęstnieje gdy Ty się pojawiasz
A wdziękiem Twym wielkim o dreszcze przyprawiasz
I ręce, Twe ręce całował tak bym
OOO MILLY TY WYJDŹ ZA MNIE WYJDŹ!!!***
Cała nasza banda (prawie) tańczyła i szalała przy tym kawałku bardziej niż przy Fatalnych Jędzach. A to, że pozostali mieszkańcy Hogwartu przyglądali się temu widowisku z przerażeniem/niesmakiem/zgrozą, bynajmniej nam nie przeszkadzało. Cóż, widocznie tylko my doceniamy prawdziwych artystów.
-Wesołych Świąt mordy Wy moje kochane!!! - Wrzasnęła Sheryline, a my zawtórowaliśmy jej gromkimi brawami.
Cóż, bez wyrzutów sumienia mogę napisać, że Bal Bożonarodzeniowy był niezapomniany
*Tu pozdrowienia dla drogiej Karolli ;)
**Wynalazki własne ;)
***Izolda nie posiada niestety talentu poetyckiego xD
Romans w Slytherinie?? A gdzie tam! Dodała Pansy Pakinson Poniedziałek, 23 Lipca, 2007, 18:16
Jeżeli ktokolwiek, podobnie jak Jess, spodziewał się teraz romansidła a'la "Obłok pożądania nad Yellowshire"(które Millcenta czyta po kryjomu o północy, sądząc że o tym nie wiemy) to niestety jest w błędzie. Żadne szekspirowskie dramaty nie rozgrywały się pod dachem Hogwartu, co było powodem niezwykle głębokiego rozczarowania ze strony dziewcząt, które najwyraźniej sądziły, iż teraz dzień w dzień w pokoju wspólnym odbywać się będą "koncerty piosenki dla Pansiątka". Ja sama, choć cudów nie oczekiwałam, żywiłam drobną nadzieję, że Dracuś choć "odrobinkę" zmieni swoje podejście do mojej osoby. I po raz kolejny moje nadzieje okazały się jak najbardziej płonne.
Lekcja eliksirów zaczęła się bardzo ehem..."malowniczo", kiedy to Aimee rzuciła na siebie zaklęcie "wymiotoplaskacza" żeby umożliwić Malfoy'owi spoczęcie na krześle obok mnie. Malfoy rzecz jasna, w pierwszej kolejności pokierował swoje kroki w stronę Blaise'a, ale tym razem to Jessica wykazała się refleksem i nadzwyczajną jak na nią trzeźwością umysłu.
-Plumcioplumak!!!! - Wrzasnęła celując w ławkę, a przy okazji i w nieszczęsnego Blaise'a jakąś zielonkawą substancją z różdżki. Draco z niezwykle przejmującym wyrazem twarzy (gdybym miała pędzel, to w tym momencie powstałoby arcydzieło!!) i drżącymi rękoma odwrócił się w stronę mojej lokatorki.
-Coś Ty kobieto durna zrobiła????
-Tam...tam...taki wielki pająk był!!! O taaaki wielgachny!!! - Zaczęła demonstrować, a swoją miną dała mi znak, bym pospieszyła jej z pomocą.
-Ja też widziałam!! To serio jakaś tarantula była!!!! - Odparłam.
-To nie lepiej była zdjąć buta i trzepnąć? - Zapytał podejrzliwym tonem Draco.
-Moimi sandałkami z Chanel?? A wiesz co, sam się trzepnij!!!! - Pokazała mu język.
-Droga młodzieży, koniec żartów!! - Zagrzmiał nasz profesor roku, czyli Sev. - Malfoy, proszę zasiąść z koleżanką Parkinson. Rainbeau, zaprowadź Zabiniego do skrzydła szpitalnego, zanim się biedaczyna wykrwawi!! - Tu wskazał palcem na Blaise'a, którego oblicze szpeciła ranka wielkości cukierka. Ale zarówno on jak i Jessica nie wydawali się szczególnie niezaodowoleni perspektywą opuszczenia zajęć. Ja natomiast starałam się nie zwariować.
-Siemasz Pansiątko. - Rzekł Draco, po czym zamaszystym ruchem grzmotnął swoim podręcznikiem o stół, zrzucając przy tym połowe moich ingredencji. Profesor przejechał sobie ręką po twarzy.
-Uuups, już podnoszę. - Zanurkował pod stół, po czym zaczął spod niego wyłaniać i podawać mi moje ropusze żołądki, jaszczurze łapki i inne świństwa. Już był bliski zakończenia swojego wstydliwego zajęcia, kiedy nagle przywalił głową o stół, strącając z kolei swoje składniki.
-O cholender! - Syknął. Profesor udawał, że absolutnie niczego nie widzi i z cierpliwością człowieka błogosławionego nadal przeprowadzał lekcje. Twarz Dracona przyjęła odcień buraka, gdy szybko, aczkolwiek ostrożnie wytaszczył się spod stołu. Jako, że obowiązuje mnie solidarność domu węża, starałam się tego w żaden sposób nie komentować ;)
Dormitorium dziewcząt, godzina 11.30
-Bulstrode, byłabyś tak dobra i zdjęła swój ehem.... ekwipunek z mojego koca?? - Jessie siliła się na grzeczny ton. Jak każdej ślizgonce, wychodziło jej to gorzej niż źle.
-Sama se zdejmij, Rainbeau.
Coś na kształt wielkiego koszyka poszybowało przez całe dormitorium, wysypując swoją zawartość na podłodze. Zawartością tą, okazały się być przeróżne wydania najsłynniejszych czarodziejskich romansów. Zwłaszcza zadziwił mnie kolekcjonerski egzemplarz "Szafirowego eliksiru młodości" z XVIII wieku!! Millcenta otworzyła szeroko oczy, chyba nie do końca wierząc w to co widzi.
-Hmm, dobre hobby nie jest złe, prawda Pansy?? - Zapytała Jess, tonem ociekającym ironią. To akurat wychodziło jej doskonale.
- A komóż zamierzałaś ofiarować taką interesującą prozę?? Woźnemu?? - Zawtórowałam.
-To nie jest Parkinson Twój zafajdany interes!!!! Żałosne żmije, jeszcze Wam pokaże!!!! - Po tych słowach wybiegła z pokoju, trzaskając dramatycznie drzwiami. Po chwili z PW zaczęły dochodzić dziwne jęki. Możliwe, że nasza krucha i delikatna lokatorka znowu zrzuciła kogoś ze schodów.
Jessica zbliżyła się do pokaźnego księgozbioru i przyjrzała się badawczo kilku egzemplarzom.
-Chce mieć Millcencia romans?? No to będzie go miała.....
Jako kobieta, powinnam być obdarzona szóstym zmysłem. Jeśli za szósty zmysł mogę potraktować dokuczliwe uczucie porannego dyskomfortu psychicznego, to zdecydowanie wolę być facetem. Ów dyskomfort powoduje bowiem, że nawet na babeczke z polewą waniliową zerkam podejrzliwym wzrokiem. Nie mówiąc już o Bogu ducha winnej Naomi, która przez moje poranne zrzędzenie potraktowała samą siebie nieudanym zaklęciem zatkanych uszu. Plusem tej sytuacji jest fakt, że pałkarz naszej drużyny Deryck Ambllow wyraził chęć zaniesienia jej do Skrzydła Szpitalnego. No za to powinna być wdzięczna ;)
Czując się jak wyjątkowo brzydki, niekochany i niepotrzebny gumochłon udałam się na śniadanie. Po drodze potraktowałam jakieś gryfońskie dziecię klątwą pożerających obuwi, co w pewnym stopniu poprawiło mi humor. Na sportretowaną Ryszardę Bronkes zadręczającą mnie swoją filozofią życia, warknęłam tylko "a zamknijże się wreszcie", powstrzymałam się o dziwo od wylania na nią rozpuszczacza, co jeszcze pięć minut temu zrobiłabym z rozkoszą. W takim oto nastroju nie-stabilizacji umysłowej dotarłam do Wielkiej Sali. I tam znowu dorwało mnie przeczucie, że choć wszystko wydaje się jak być powinno, to wcale takie nie jest.
Jess biadoliła właśnie, jakie to jej życie jest pełne ciągłych poświęceń i porannych walk o życie, od kiedy dzieli jedną łazienkę z Walerym. Aimee chlipiąca kawę udawała że nie słyszy, choć po zabarwieniu jej policzków wywnioskowałam że słyszy każde słowo doskonale. Kilka miejsc dalej, fantastyczna czwórka w postaci Blaise'a, Teodora, Sheryline i Pandory wykazywała wyjątkowe zadowolenie z życia. Wydało mi się to o tyle podejrzane, że postanowiłam rozejrzeć się po Jadalni. I mój wzrok zatrzymał się przy stole Gryfonów, gdzie centralnie na talerzu Pottera leżał wielki, apetyczny grzyb.
Mój umysł zaczął pracować na pełnych obrotach. Draco?? Sheryline?? Grzyb?? AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
Zerwałam się ze swojego krzesła, prawie wybijając sobie przednie zęby o łokieć Aimee.
-Ty wariatko, przecież on nikomu nie powiedział!! - Wrzasnęłam do zaskoczonej Sheryl i miałam wtedy gdzieś że mówię takim tonem do prefetki i to do wyjątkowo wrednej prefetki. Pobijając rekord w biegu z różdżką na miejscu pałeczki palantowej (mugolska dyscyplina sportowa, z nudów poobserwowałam sobie kiedyś bawiące się w to dzieci) w ciągu kilku sekund przeleciałam na drugi koniec sali, wzbudzając przy tym ogromne zainteresowanie Hogwarckiej społeczności.
"-Szkoda, że nie wykazywała takiego entuzjazmu na lekcjach latania na miotle. - Mruknęła do siebie profesor Hooch."
-Łapy precz od tego maślaka!! - Ryknęłam na Bliznowatego, który już przymierzał się do dźgnięcia widelcem mojego lubego.
-Czego Ty znowu chcesz Parkinson. popaprańcu jeden?? - Odryknął Weasley. Potter zrobił minę zdezorientowanego niuchacza.
-Bo...Bo...Bo to mój grzyb jest!!!!! - Wrzasnęłam w odpowiedzi.
-Mało masz grzybów tam w swojej krypcie?? - Mruknął jeden z rudzielców seniorów.
-Tyle ile Wy w swoim gryfońskim chlewie. Obędziecie się bez tego jednego. - Rzekłam, po czym wylewitowałam maślaka z rąk nadal przymurowanego Pottera i nie zważając na to prymitywne pyskowanie pod moim adresem, uciekłam z jadalni.
-Wypad!! - Pogroziłam różdżką Bobby'emu rozwalonemu na całej kanapie. Kuzynek już przygotowywał się do odwarknięcia, jednakże widząc wyraz mojej twarzy, chwycił swoje śmieci i z szybkością wiatru śmignął do swojego dormitorium. Ja natomiast usadowiłam się wygodnie przed kominkiem a przedmiot moich zmartwień postawiłam na stole.
-Ich poczucie humoru kiedyś wpędzi mnie do grobu. - Mruczałam, patrząc przed siebie tępym wzrokiem. Niestety, moja wiedza z transmutacji nie wychodziła poza "poniżej przeciętną", więc mogłam tylko pomarzyć, że mnie samej uda się zdjąć to zaklęcie z mojego Dracona. W całym tym poczuciu bezradności i bezsilności, wzięłam maślaczka w swoje ramiona. Kto wie, może dzięki mojemu zewnętrznemu ciepłu uda mi się go odczarować? Zupełnie jak w moich bajkach z dzieciństwa....
-Hej Pansiątko!! Uuu, co się stało Twojemu grzybkowi?? - Przymurowało mnie, kiedy to nikt inny, tylko mój obiekt westchnień i rozmyślań wypłynął do pokoju wspólnego.
-Ty? Grzyb? Wielka Sala? Co się stało? - Wydusiłam z siebie wreszcie.
-Ach, Blaise i Teodor rzucili na mnie klątwę potworniastej piżamy. Jak znam życie, to zdążyli się już pochwalić całemu domowi. - Odrzekł, a ja miałam ochotę przywalić w coś głową.
-To ja...myślałam...że oni Cię....zamienili.... - Wykrztusiłam z siebie pokazując palcem w stronę leżącego na stole maślaka. Do Dracona chyba powoli zaczął docierać sens całej tej sytuacji.
-Ty myślałaś że Croftell spełniła swoją groźbę i zamieniała mnie w grzyba?? - Przyjrzał mi się bacznie.
-T-t-tak.
-A na czyim talerzu leżało moje grzybie wcielenie??
-Pottera....
Draco przyglądał mi się jeszcze baczniej. Jeszcze chwila a daje słowo, że eksplodują mi policzki.
-I Ty odbijałaś mnie z rąk tego stada Gryfońców????
-No tak....Znaczy nie Ciebie tylko....O Merlinie, ale ja zrobiłam z siebie totalną kretynkę!!!! - Rozszlochałam się na całego.
Po minie mojego towarzysza, wywnioskowałam że chłopak nie ma zielonego pojęcia co teraz zrobić.
-Ale widzisz...Ja nie spodziewałem się, że ktokolwiek, a zwłaszcza Ty Pansy wyrazi chęć ratowania mnie z paszczy Pottera... Pax policzki!!
-I wiesz, już od dawna chciałem to zrobić, ale Ty zawsze przebywałaś w towarzystwie tych rozszalałych wariatek z Twojego dormitorium, które najchętniej rzuciłyby w siebie nawzajem cruciatusem...
-Znaczy co zrobić????
-Pansy, może wybrałabyś się ze mną na Bal??
Bum!
Jaki z tego morał?? Mniej przebywania w towarzystwie Jess i Aimee!!
Wiem, wiem, końcówka zryta, ale to dlatego że Wasza Izolda nie ma jeszcze doświadczenia w pisaniu romansów. Kiedyś się nauczę, a wtedy walnę tu taką historię, że Wam wszystkim kolana zmiękną ;)
Nadchodzą wakacje, a więc z powodu nadmiaru wolnego czasu notki będą ukazywały się częściej. Mam nadzieje że się moje robaczki cieszycie
Slytherin, Dormitorium dziewcząt
-Tylko nie bakłażany!!!!!
Wrzask, który wydobył się zza kotar sąsiedniego łoża, rozbrzmiał echem na całej klatce schodowej. Moje zdjęcie Dracusia zatoczyło się po moim stoliku nocnym i wraz ze szklaną ramką w serduszka robiło w drobny mak. Jess wyleciała z łóżka wyrywając przy okazji kotarę,a roztropna Millcenta przyozdobiona włochatymi nausznikami zachrapała.
Na sąsiednim łóżku Aimee przerabiała właśnie swoją poduche z wizerunkiem Cedrika Diggory'ego na puszek. Blatazar zaplątał się w prześcieradło i robił więcej chaosu niż Belzebub, który z całej siły walił swym morderczym dziobem w szybę. Próba samobójcza?? Eee, jak się okazało to tylko próba ucieczki. Ponoć słuch kruków reaguje na najcichsze dźwięki. Biedne ptaszysko.....
-Zabierzcie ode mnie tego bakłażana!!!!!
Nasz sufit zadrżał, co oznaczało że zafundowałyśmy pobudkę panienkom z piątej klasy.
-%#$*^@&*!!!!!!!
-Bakłażanem to Ty gówniaro zaraz w łeb dostaniesz jak się nie zamkniesz!!!!!
-Bakłażana Williams to Ty masz zamiast mózgu!! A teraz stulić się dziewki, złość piękności szkodzi!!!!! - Zagrzmiałam.
-Tobie Parkinson juz nawet traktor nie zaszkodzi!!!!
-Odpełzaj ode mnie, sama wyglądasz jakby Ci ktoś glana na czole odbił!!!!
-Eeeej Pansy, zamiast konwersować to może byś zauważyła że Aimee ma koszmar!! - Rzekłam.
-To szczekanie daleko odbiega od konwersacji.....(nazwisko), przestań się pluć bo Cię poszczuje Walerym!!!!
I zaległa cisza.
-Uspokoiła się??? - Spojrzałam w stronę Aimee. Jednak nie....
-Dlaczego ten bakłażan ma takie duże oczy????
-No nie....Lecę po wodę!! - Rzekła Jess i tak zrobiła. Zostałam więc sam na sam z wierzgającą się Aimee.
-Odejdź bo rzucę w Ciebie gargulkiem, potworze Ty!!!!
-Ejj, towarzystwo co się tu wyrabia?? Spać nie dajecie!!! - Sheryline odziana w błękitną koszule nocną, rzuciła mi jedno ze swoich słynnych "groźnych" spojrzeń. Wyjaśniłam jej prędko sytuację. Właśnie obydwie usiłowałyśmy wyplątać Baltazara z prześcieradła, kiedy pojawił się kolejny widz.
-Której koleżance śnią się bakłażany?? - Ups. Był to Draco. Odziany w zieloną piżamę, z wełnianą szlafmycą na głowie, dzierżył świecznik niczym miecz...Yhm, koniec marzeń.
-Hej Malfoy, jakżeś tu wlazł??? - Jęknęła Sheryl.
-Ty, no rzeczywiście....A może to był tylko pic z tymi schodami zmieniającymi się w przepaść??
Perfetka jęknęła raz jeszcze.
-Fajny Smerf. - Rzekł ironicznie, lustrując moją piżamke.
-Twoje skarpetki fajniejsze. - Wskazałam na motyw Włóczykija grającego na harmonijce. A przy okazji starałam się nie zwariować.
-Ja nie wiedziałem, że O'Cornet boi się bakłażanów...
-Bo się nie boi, po prostu ma zły sen.... - Broniłam mojej przyjaciółki.
Nagle rozległ się donośny plusk. Draco stał teraz z przyklapniętą szlafmycą, wodą spływającą z platynowych kosmyków i mokrym....wszystkim. A za nim ze śmiechu grzechotała Jessica. Mój ukochany zacharszczał, chyba połknął pomponik od szlafmycy. Przywaliłam go więc w plecy i nieszczęsny pomponik wyleciał na podłogę.
-Rainbeau, jesteś mała, podła żmija!! - Parsknął.
-Ty też Malofy jesteś mała, podła żmija, ale z tą różnicą że mokra. - Odparsknęła.
-Czy żmije jedzą bakłażany?? - Rozległo się spod pomarańczowego kocyka.
-To bakłażany jedzą żmije. - Syknął Draco wyżymając swoją szlafmyce, "przypadkowo" prosto na stopy Jessici. Po tych wszystkich krzykach, wrzaskach i wyzwiskach jakie po tym nastąpiły, wreszcie obudziła się nasza bohaterka dnia. A raczej nocy.
-Boże co to za darcie, ludzie spać nie dajecie. - Jęknęła tylko nieprzytomnie, po czym znów wpdła w objęcia Morfeusza. Przymurowało nas.
-Hmm, no to chyba czas się rozejść. - Zauważyła Sheryline. - Malofy, WON!!!!
Dracuś dumnie przyodział szlafmycę na głowę. po czym dziarskim krokiem ruszył w stronę drzwi.
-I tylko spróbuj komuś wypaplać o tym dormitorium!!
-To co mi zrobisz pani prefekt?? W muchomorka zamienisz??
-Hmm, to jest niezła myśl....Ale nie w muchomorka, tylko w jadalnego grzybka. I dopilnuje żebyś znalazł się na talerzu Pottera. - Sheryl roześmiała się diabolicznie.
Draco przybrał barwę marmuru.
-Milczał będę. - Rzekł, po czym poczłapał w stronę schodów. Za nim krokiem herosa wylazła nasza perfetka.
Natomiast my z Jess doszłyśmy do wniosku że najwyższa pora udać się na zasłużony spoczynek.
Dzień później, Wielka Sala
-Ty, O'Cornet, jak smakowały bakłażany?? - Zarechotał Draco.
-O czym ten błazen mówi?? - Zapytała niepewnie Aimee.
-Och, nieważne. Ty Maślak, chcesz się znaleźć u Pottera w żołądku??
-Uważaj żebyś się znowu nie udławił pomponikiem!! - Syknęłam, czując na sobie zszokowane spojrzenia moich lokatorek i samego Malfoy'a. Cóż, nie przypominam sobie bym kiedykolwiek podniosła na niego głos, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Zwłaszcza gdy gnida jedna mi drażni moją Aimee...
Uczyniłam wielki krok w ewolucji!!
Gdy otworzyłam oczęta, dochodziła 10. W nocy. Aż dziw że nie obudziło mnie to kółko różańcowe w babskim wydaniu, które świergoliło zawzięcie na łóżku Aimee.
-Hejj, co jest? - Zapytałam Naomi a piątej klasy.
-Gdybyś zakuty łbie zeszła na kolacje, to wiedziałabyś "co jest". - Odpowiedziała Jessica.
-Ciebie pytam??
-Cicho!! Pansy, Dumbel ogłosił dzisiaj na kolacji, że w Wigilię odbędzie się Wielki Bal!! Czy to cudowne?? - Prosto do ucha zawyła mi Naomi.
Ja natomiast momentalnie się rozbudziłam.
-Bal?? To znaczy że idziemy w parach???
-No ma sie rozumieć. - Odparła koleżanka Amber z piątej klasy, zdziwiona moim nagłym atakiem paniki. Tylko Aimee pokiwała głową ze zrozumieniem. Ja natomiast walnęłam z powrotem na łóżko, z nadzieją że już nigdy się nie obudzę.
Lochy, przed klasą eliksirów
-Teeeee, Gotka!! Tak, Ty czerwona!!
Nasz drogocenny spokój przerwał krukoński chłoptaś, hamując swoimi adidasami tuż przed moją szatą. Jessica wstrzymała oddech. Aimee poczerwieniało.....wszystko.
-Hej Czerwona, to dla Ciebie!! - Dzieciak wcisnął naszej towarzyszce jakiś podejrzany świstek.
"Dla Ciebie ten list, moja ślizgońska białogłowo, azaliż żywie nadzieje iż uczcisz luba, mój bożonarodzeniowy wieczor swoim towarzystwem. Odpowiedź wręcz pani mojemu posłańcowi...."
-Nie ma to jak pierwsze wrażenie. - Mruknęłam.
-Ty, a co z naszym posłańcem?? - Przypomniała sobie Jess.
-Już się nim zajęłam. - Kpiący uśmieszek Aimee nie oznaczał niczego dobrego. Faktycznie, zamiast chłoptasia brykał po teraz po korytarzu.....no na pierwszy rzut oka nadal chłoptaś, z tym że na miejscu stóp wyrosły mu nagle końskie kopyta.
-Eee, koleżanko tylko na tyle Cię stać?? - Przyłączył się Draco, wzbudzając przy tym drgawki u 1/4 naszej kobiecej watahy (znaczy u mnie).
-Ja bym dodała jeszcze różki. Nie tylko na uszach. - Rzekła profesjonalistka Jess.
-Eee, tam różki, ciachnij bonusik w postaci ogonka. - Zasugerował Blaise.
-Sie robi. - Chwila i obserwowaliśmy nowy przykład mutacji genetycznej.
-Do twarzy by mu było w zielonym!! - Wydarła się Naomi z końca korytarza.
-I z raciczkami!!
-To żeby wszystko współgrało to zrób mu jeszcze berecik. - Mrugnął Draco.
-A po kiego grzyba berecik??
-Bo to ostatni krzyk mody z Paryża.
-A! No to jest berecik!
-Zamiast głowy berecik pustaku!!!!!
Każdy z obecnych lochów Ślizgonów dorabiał chłopaczynie prezent od siebie. Mutacja genetyczna stawała się coraz większą mutacją genetyczną. Aimee zaczęła skrobać na jakimś świstku, więc jako że ślizgoni to naród wścibski, zajrzeliśmy jej przez ramię.
"Drogi Romeo!
Jako żem osoba z dobrego gustu słynąca, prezencje posłańca Twego nieco poprawiłam. Nim pierwszy kur zapieje, dawny swój wygląd odzyska. Jednakowoż na Ciebie, mój drogi rycerzu, od dzisiaj pościg rozpoczynam i nie spocznie ma dusza, dopóki Ciebie nie znajdę i na pyłek kurzu nie zmiażdże.
Całuje
A".
-Jakie to romantyczne.....- Draco zapłakał.
-I..i....takie....prosto z serca.... - Zawtórował mu Blaise.
-Będziemy Ci wszyscy płacić za pisanie listów miłosnych. - Dodałam.
-Milczeć towarzystwo. Gdzież się podziewa nasz krukoński kolega??
Pokazaliśmy palcem coś, co zostało z naszego krukońskiego kolegi. Nasza białogłowa wsadziła mu list do tobołka, po czym tak wystrojonego posłańca wypchnęliśmy do sali wejściowej.
Slytherin, damskie dormitorium
Gdy człowiek siedzi sam w pokoju, to różne dziwactwa przychodzą mu do głowy. Tak było i ze mną. Właśnie rozmyślałam, jak by tu dać Dracusiowi do zrozumienia, że bardzo chętnie poszłabym z nim na bal. Moje wiktoriańskie podejście do życia, nie pozwalało mi działać samej.
-Hej, Baltazar, spaślaku podejdź no tutaj.
Kociak o dziwo mnie posłuchał, pewnie zwabił go zapach lodowych myszy.
-Siadaj tu na łóżku i udawaj że jesteś Draco Malfoy'em. Jak wczujesz się w rolę to dostaniesz ciasteczko. Stoi??
Polizał łapę.
- No więc....Cześć Draco!! Tak sobie przechodziłam obok i pomyślałam....Eeeej, nie liż łapy durny kocurze!! Swoją drogą to ciekawy zabieg, Draco liżący łapę. Ale mniejsza o to!! A więc Dracuś, to znaczy drogi kolego Draconie, ja uważam że ten pomysł z balem jest cudowny, to nareszcie może być udana wigilia.....
-Tak nie mów, to brzmi jakbyś miała już jakieś plany na ten dzień.
Moje delikatne serce niemal podskoczyło mi do gardła, gdy usłyszałam ten charakterystyczną, ironiczną barwę głosu. Ostatnia rzecz o jakiej marzyłam, to być przyłapaną w takiej sytuacji przez Jessicę. Postanowiłam jednak zachować zimną krew.
-To co, lepiej brzmi "Zgredzie jeden, zaprośże mnie wreszcie na ten bal"???
-Nie, wtedy pomyśli że naprawdę na niego lecisz.
-Jakby już nie wiedziało o tym pół szkoły......
Wtedy Jessica zrobiła coś nieoczekiwanego i....no niesamowitego jak na nią po prostu. Usiadła na moim łóżku i mnie przytuliła.
-Na 10 minut zapomnę o moim jędzowatym podejściu do życia i Ci pomogę.
-Naprawdę?? Dlaczego??
-Bo wiem, jak to jest być nieszczęśliwie zakochaną.....
-TY wiesz????
-Owszem. A teraz nie marnuj tych ostatnich 8-miu minut, które Ci pozostały.
Slytherin, pokój wspólny
Gdy zeszłam do wspólnego, Sheryline opadła szczęka, a Naomi i Amber zaczęły piać z zachwytu. Brian, przystojniak z ostatniej klasy zawrócił prędko swoje lewe oko, które przeze mnie mimochodem przeleciało. Jakiś dzieciak gwizdnął, więc rzuciłam w niego trepkiem. Gdyby w pokoju był Draco, albo jego koledzy, to chyba ze wstydu zostałaby ze mnie kupka popiołu. Ale i tak analizowałam w myślach, jakie by tu krwawe tortury przygotować dla Jess....
-Pansy Ty wyglądasz.....
-Inaczej....
-Ślicznie...
-Cudnie.....
-Dajcie spokój, to że ktoś zrobi z niej miss nie znaczy że przybędzie jej choć jedna szara komórka!! - Wrzasnęła Millcenta.
-Zamknij się Bulstrode, głupia krowo, Ty nawet w makijażu wyglądasz jak uczestnik zawodów w jedzeniu wieprzowiny na czas!!!! - Odpluła się za mnie Sheryline.
Poczułam jak płoną mi policzki. Przecież to niemożliwe, żeby odrobina jasnych pasemek wokół twarzy, czarna kredka, różowy błyszczyk i czerwona bluzka z dekoltem zrobiły od razu taką różnicę. Przejrzałam się więc w lustrze i piorun we mnie strzelił. A jednak zrobiły. Nie była to różnica ogromna, ale jednak.....Wyglądałam o wiele ładniej niż zwykle.....
Slytherin, dormitorium dziewcząt raz jeszcze
-Do jasnej cholery, co to ma być!! Nie po to ruszałam moją drogocenną kredkę z Diora, żebyś Ty wariatko miała teraz ją zmyć!!!!
-Wybacz Jess, ale ja nie chcę żeby Draco polubił mnie tylko dlatego że się wylaszczyłam....To po prostu poniżej mojej godności, zostać zaproszona na bal z powodu dużego dekoltu. To zdecydowanie nie moja taktyka.
-To Ty wogóle masz jakąś taktykę?? - Mocno oskubana brew powędrowała w okolice czoła.
-Mam. Ta taktyka to uśmiech i naturalność. I jeśli ona nie nie przyniesie rezultatów, to rzucę się z tego oto okna nie otwierając nawet szyby!!
-Możesz sie już rozpędzać....
-Słyszałam....Ale wiesz.....Na wszelki wypadek zapożycz jednak tą kredkę.
Widziałam triumf w uśmiechu Jess, kiedy kładła swoją "drogocenną" kredkę na mojej szafce nocnej. Ale ja przecież nie będę się nikomu przyznawać jak spodobało mi się moje nowe wcielenie!!
Za górami, za lasami..... Dodała Pansy Pakinson Piątek, 27 Kwietnia, 2007, 20:15
Korytarz na pierwszym piętrze, godz. 10:45
-Dobra mały, przygotuj się.... - Wraz z Dracusiem wisiałam nad Bobbym i wydawałam ostatnie rozkazy. Jednak ten gżdyl może się do czegoś przydać, zwłaszcza gdy idzie o honor domu.
-I uwaga, 3, 2 iiii 1!! DO BOJU!!
Nasza paczka (Ja, Draco, Jessica, Blaise, Nott) z zachwytem obserwowała poczynania małego, który krokiem czającego się Indianina zbliżał się do gnidy Pottera, po czym z największą delikatnością na jaką było go stać (wierzcie mi, niewielką), przylepia mu na plecach nasze przesłanie. Przesłanie "Kopiąc Pottera w zadek pozbawiasz go jednej minuty życia" wywołało ogromną furrorę na korytarzu. Co trzeci przechodzień, nie mógł się powstrzymać od wykonania opisanego czynu, a mózg naszej ofiary (jeśli cokolwiek kryło się pod tym poczochranym łbem) nie otrzymywał chyba żadnych niepokojących sygnałów od właściciela. Dopiero gdy nasza kochana Aimee, zadała mu siarczystego kopa, Bliznowaty stwierdził że coś jest nie tak.
-Hermiono, czy ja przypadkiem nie mam czegoś na plecach??
I po tym tekście nasza ślizgońska brać dostała takiego śmiechobóla, że zwróciła na siebie uwagę całego korytarza.
-Ślizgoni!! Mogłem się domyśleć że to Wasza sprawka!! - Krzyknąl Potter, tonem godnym średniowiecznych bohaterów, rzucających w siebie namiastkami łajnobomb (gdy nie wpadli jeszcze na pomysł zrobienia sobie miecza).
-Oj Potter, my z dobrego serca troszczymy się o Twoje przetrwanie, a Ty.....Odpłacasz bluzgami.... - Draco otarł wyimaginowaną łezkę z oka.
-Wiesz, lepsza rychła śmierć niż całkowita kompromitacja, nie uważasz?? - Wydarłam japę.
-Malfoy, Parkinson, pożałujecie tego!!!! - Bliznowaty wyciągnął z kieszeni swoją zmaltretowaną różdżke.
Nagle spod ziemi wyrosła nasza perfetka Sheryline.
-Oj Potter...Są bardziej przydatne rzeczy od manifestowania swojej głupoty. Na przykład czyszczenie obrazów na trzecim piętrze.
-To znaczy??
-To znaczy idioto, że dostajesz szlaban. A teraz won stąd pókim dobra!!
Pottera wbiło w ziemię.
-Sie robi. - Rzekła za niego Granger, po czym cała trójca zniknęła nam z pola widzenia.
Trybuny, godz 12:00
Kiedy wraz z Aimee i Jessicą przytargałyśmy się wreszcie na stadion, trzy czwarte naszych współplemienców gniło już na trybunach. Niektórzy, tak jak Sheryline i Pandora Croftel (bliźniaczki, gwiazdy Slytherinu, różniące się jedynie kolorem włosow) wyraźnie coś knuli, pozostali tak jak Draco i Blaise mordowali spojrzeniem wszystkich dookoła. I do nich właśnie postanowiłyśmy podejść.
-Nie ma to jak bryzgająca kreeeew. - Zaczął Draco gapiąc się poza trybuny.
-Zwłaszcza jeśli jest to gryfońska kreeeew. - Dodał Blaise.
-Szkoda, że nie będzie to krew szlam..... - Dracuś posmutniał.
-Ale to krew Pottera liczy się podwójnie, przecież! - Wychodziłam ze skóry żeby go pocieszyć.
-Jaka by nie była, na pewno źle skomponuje się z moim makijażem. - Rzekła Jess. - Chodźmy więc lepiej na górne trybuny.
Poszłyśmy. Tam czychali już rudzielce ze swoimi durnymi zakładami.
-10 galeonów na to, że smok zdepcze Pottera! - Zawołała Aimee.
-15 na to, że go zeżre!!!! - Dodałam.
-Smok Pottera, czy Potter smoka?? - Zapytał rudzielec.
-30 na to, że z Pottera zostanie proszek!! - Wydarł jape Draco.
-Który później dodamy Weasleowi do tosta. - Mrugnął do nas Blaise.
-Zostawicie mi chociaż jedno ziarenko, żebym mogła je pomaltretować?? - Udzieliła się Pandora.
-Nawet 2, pomaltretujesz jeszcze ode mnie. - Roześmiał się Blaise.
-To ja też chce jedno, dam Waleremu na śniadanko. - Odparła Aimee i pogłaskała sobie ramię. Zaraz, zaraz.....
-Sadystko jedna, mózg Ci wywiało żeby brać tu tą tarantulę!!!!????? - Jessisca wyskoczyła z miejsca.
-Moje zwierzątko też potrzebuje rozrywki, innej niż lampienie się jak Twoje spasione kocisko zatacza się po kolejnym pieprzowym diabełku, z mojej półki oczywiście!!
-Apropo pieprzowych diabełków, mi też ostatnio zniknęło kilka w niewyjaśnionych okolicznościach.. - Dodałam ponuro.
-Eeej, Diggory złapał jajo!! - Przerwał nam Nott.
-Cicho siedź, nie po to tu przyszłam żeby oglądać czyjeś jajka!! Jeszcze moge tolerować twoją tarantule w 1/6 części szafki, gdzie i tak już ledwo się mieści, ale siedzenie obok tego włochatego... - Tu Jessica nie miała na co wskazać, bo ramię Aimee bylo puste.
-Walery!! Ktoś mi uprowadził mojego Walerego!!
-Chwała Bogu... - Mruknęła Jess uśmiechając się wrednie.
-I Delacour złapała jajo..... - Mruknął do nas zrezygnowany już Nott.
Naprawdę chciałam obejrzeć choć 5 minut turnieju, ale nagle widok wychodzącego Kruma przysłoniła mi podeszwa czarnego glana. Tak konkretnie to jego odcisk miałam przez dwa dni na policzku.
-Skupże się na turnieju warchole jeden, kupimy Ci innego pająka na urodziny!! - Warknęlam.
-Jeszcze czego. - Mruknęła Jess.
-Ale Walery jest jedyny w swoim rodzaju!! Nikt nie zastąpi Walerego.....
-Co zginęło?? - Podszedł do nas Warren z szóstej klasy. - Pies? Kot? Szczur?
-Pająk!! - Jęknęła Aimee i w tym samym momencie usłyszałyśmy donośny wrzask, a nasze oczęta ujrzały rudzielca juniora wskakujacego na oparcie ławki. Oparcie długo nie wytrzymało, więc Weasley szybko pokazał numer buta.
-Zabierzcie go!!!! Weźcie ode mnie tego włochatego bydlaka!!
-WALERY!! - Aimee w podskokach udała się na miejsce zbrodni. Ja oczywiście za nią. Jessica stwierdziła, że gapienie się na klate Kruma jest bardziej pożytecznym zajęciem niż odbijanie pająka z rąk gryfonów.
-Jesteście rozwścieczone stado niewychowanych bawołów!! - Przywitała się Aimee. - Cóż złego uczynił Wam mój Walery że chcecie go zadeptać na śmierć??
-TO ma imię?? - Wrzasnął Weasley. - HA, że Ślizgoni mają nie pokolei w berecie to do dawna wiedziałem, ale że aż tak????
-Widzisz, kiedy takie pajączki jeszcze bardziej urosną, to zrobi się z nich małą armię i wpuści do Waszego dormitorium. - Oświeciłam go. Twarz rudzielca przybrała barwę białka.
-Macie ich więcej???? Porąbańce!! Zdeptać tego pająka!!
-Ani mi się waż morderco przebrzydły, prędzej ja avadą w Ciebie miotnę, niż Ty zrobisz krzywdę mojemu Waleremu!!
Doszłam do wniosku że najwyższa pora się oddalić. Przy okazji zauważyłam, że w naszej części trybun rozlegają się gwizdy i brechty. No logiczne, właśnie wchodził Potter.
-Heeeej Bliznowaty, nie lepiej se było zbroję przyodziać??
-Masz takie ładne okularki, wezmę je sobie na pamiątke, kiedy Ciebie już nie będzie!!
-SPOKÓJ!! - Pandora wstała z miejsca i podstawiła sobie rożdżkę jako mikrofon.
-Drodzy Ślizgońscy współplemieńcy!! Jesteśmy dziś świadkami wiekopomnej chwili, kiedy to nasz drogi kolega Harry Potter zaliczy wreszcie piasek!! Jednak zanim do tego dojdzie, będziemy mogli poobserwować jedyną w swoim rodzaju walkę na śmierć i życie, jaka stoczy się pomiędzy wspomnianym wyżej panem Potterem, a naszym smoczym faworytem!!BRAWA DLA ROGOGONA!!
Aplauz.
-Za komentatora robi dla Was Pandora Croftell!! W moim sprawozdzaniu nie będzie wiadra lukru. Nie będzie dodawania nadzieji wszelkim jednostkom, które mają nadzieję na zwycięstwo dobra nad złem!! Będzie za szczerość do bólu! O tak...Przyjżyjmy się panu Potterowi. Macha różdżką. Zklęcie nie działa, ale to było do przewidzenia. Nasz smoczy faworyt przysypia. ROGOGON, NIE ZAWIEDŹŻE NAS!! O, zionął ogniem!! Ale Potter musiał się ruszyć, niestety. Niegrzeczny Potter! Ale oto coś nadciąga!! Może to meteoryt który przywali w Pottera!! Ech...niestety, to tylko jego miotła...A tak się nastawiłam....
Pomruk niezadowolenia.
-Ale kochani, to że nasz ulubiony Potter jakimś cudem pomyślał, jeszcze nic nie znaczy. Jest szansa że jeszcze bardziej wqrzy naszego smoczego faworyta. Wsiada na miotłe. Jaka szkoda że nie zleciał. Nasze smoczysko zaczyna chyba kumać, o co chodzi w tej zabawie. Jest!! Zionął ogniem!! Nareszcie polała się krew!!
-ZMIAŻDŻYĆ POTTERA!! ZMIAŻDŻYĆ POTTERA!! - Zaczęliśmy skandować.
-Niestety Potterowi nie można odmówić refleksu. Zrobił unik. I drugi. Rogogon, po kiego woła Ci ten ogon skoro go nie używasz????Ha, ale za to po raz kolejny zionął ogniem!! Kochane smoczysko!! Hmm, Potter się oddala...No dalej smoku podnoś tyłek i zmiażdż to małe utrapienie!! Ooo, zwleka się!
-ZMIAŻDŻYĆ POTTERA!! ZMIAŻDŻYĆ POTTERA!!
-Tak, goń go!! goń!! NIEE!! NIE GOŃ, WRAAAAAAACAJ!!!!!
Niestety i tym razem Ślizgoni ponieśli klęske...Draco zakopał w oparcie swojego fotela, po czym trzymając się za palec u lewej nogi pokicał w stronę schodów i niemalże wybił sobie wszystkie zęby o klęczącego Blaise'a, rwiącego sobie włosy z głowy. Jessica wylała na coś swój pomaranczowy sok. Tym czymś okazała się być głowa Katie Bell. Choć jedna pociecha, w tym przeklętym alcatras....
-Niestety drodzy Ślizgoni, tym razem musimy obejść się smakiem. Ale pamiętajcie, zostały jeszcze dwa zadania, podczas ktorych wszystko może się wydarzyć. Komentowała dziś dla Was Pandora Croftell.
Nastrój jaki panował teraz na naszej części trybun, można określić jednym słowem - GROBOWY. Gdzieś w tylnej części trybun, miejsce miała kolejna próba samobójcza Draca, który waląc głową o ściane natknął się na kamyczek. Warren przeklinał wszystko co żyje. Sheryline wyżywała się na małym krukonie, który nadepnął jej na buta. Nawet Millcenta zmieniła swój wyraz twarzy, z morderczego, na jeszcze bardziej morderczy.
Wreszcie nadeszła Aimee.
-No to, kiedy się zaczyna??
Przywaliłam głową o oparcie.
-Pansiątko!! - Szepnęła donośnie Jessica i skutecznie wyrwała mnie z letargu. Ale ten letarg nie był w sumie taki zły. Znów byłam piękną królewną uwięzioną w ciemnym, zimnym lochu i akurat wtedy gdy miałam obdarzyć pocałunkiem swojego dzielnego wybawcę, ktoś mnie musiał brutalnie przywrócić do rzeczywistości. Wielkie dzięki Jess.....
-No nie śpij księżniczko, tylko spójrz na środek klasy!
-Tiaaa...I cóż zobaczę?? Stosik cegieł, który dopiero po dokładnej analizie okazuje się być stosem książek, jelonka z ogonem wiewiórki i psorkę, która stara się oświecić wszystkich debili transmutacyjnych w tym mnie, na czym polega transmutacja części ciała...Dziękuje, wole pospać....
-Może jednak spojrzysz?? - Jessica uśmiechała się zbyt ironicznie bym mogła to zlekcewżyć. Spojrzałam. I prawie zleciałam z krzesła. Jak się okazało, Dracuś dostał za zadanie tylko zmianę kształtu nosa Goyla, tymczasem uszy Jego towarzysza przybrały rozmiar arbuza, usta banana, a policzki zzieleniały jak u niedojrzałego jabłuszka. Mój obiekt westchnień widząc efekt swojej pracy, prawie stoczył się z krzesła ze śmiechu. Zdawał się nie zauważać pieklącej się nad nim McGonnagal.
-Panie Malofy, transmutacją części ciała absolutnie nie należy się bawić!! Pan Goyle mógłby zostać trwale oszpecony, gdyby nie moja obecność w klasie!! Zaprowadź pana Goyla do skrzydła szpitalnego. - Spojrzała z odrazą na kolegę Gregory'ego, po czym ponownie rozpoczęła próbę oświecania nas.
-Transmutacja części ciała i twarzy, jest bardzo przydatną sztuką kamuflowania się. Jest zbyt trudna dla Waszej yhm...grupy, więc wątpię czy będzie konieczność zdawania jej na SUMach. Jeśli jednak zamarzy Wam się posada aurora, albo uzdrowiciela, to niestety musicie opanować ją do perfekcji!
-Ooo tak, co poniektórym przydałoby się zrzucić na wadze. - Szepnęłam do Jess, patrząc w stronę Millcenty. Szkoda tylko, że McGonnagal ma taki perfekcyjny słuch.
-.....A panna Parkinson, przedstawi nam skutki uboczne takiego zabiegu. - Powiedziała, po czym wraz z całą klasą wlepiła we mnie oczy, oczekując w miarę inteligentnej odpowiedzi. Jakże nadzieje bywają złudne...
-Przykro mi Pani Profesor, ale nie mam pojęcia jakie są skutki uboczne takiego zabiegu. - Stwierdziłam odważnie. - A nawet nie wiem o jaki zabieg chodzi. - Mruknęłam do siebie i do Jessiki.
-Slytherin traci 20 punktów. Bardzo mi przykro panno Parkinson. Sądziłam, że będziesz choć trochę podobna do swojej siostry.
Opadła mi szczęka.
Przez całe eliksiry miałam podły humor. Nie udało mi się nawet poprawnie wymówić nazwy eliksiru na wzmocnienie kości, co jest już chyba oznaką niedorozwinięcia... Zawsze tak reagowałam na wszelkie porównania z moją starszą siostrą. Silver, była największym przekleństwem mojego życia. Piękna, inteligentna, kreatywna, prefekt Slytherinu, ścigająca drużyny, a poza tym cholernie podła. Gdybym urodziła się w innej rodzinie, kilka lat wcześniej i mieszkała w Huffelpufie, czy Gryffindorze, mogłabym być pewna, że prędzej czy później Silver Parkinson zrobi mi wrednego psikusa. W oczach nauczycieli była grzeczną, wzorową, wszechstronnie utalentowaną dziewczynką, w oczach uczniów, największą sadystką w ówczesnym Hogwarcie. A Ślizgoni ją wprost uwielbiali. Dlatego, gdy tylko pojawiłam się w Hogwarcie, stałam się wiecznie obserwowanym okazem. Czułam się jak w ZOO. Ludzie sądzili, że będę równie cudowna jak ich guru. Ale nie byłam ani wystarczająco urodziwa, ani kąśliwa, ani tym bardziej inteligentna jak moja siostra. Dlatego po jakimś czasie zaczęły się ta cholerne porównania. I trwają do dziś, choć moje osobiste fatum już dawno opuściło Hogwart. W końcu tego nie wytrzymam i zacznę miotać klątwami....
Pocieszył mnie list Bianki, mojej kuzynki, która skończyła Hogwart 2 lata temu.Uwielbiam Bianke , bo jest jedną z normalniejszych osób w mojej rodzinie. To ona jako pierwsza, zaczęła na mnie mówić „Pansiątko”, z tym że w jej ustach nie brzmiało to tak ironicznie jak u Jess. Ma dwie siostry, Lucy przygotowuje się teraz do owutemów, a Blair jest najlepszą przyjaciółką Silver i drugą największą sadystką w dawnym Hogwarcie. Tym bardziej czuje z Bianką i Lucy duchową więź.
Hej Pansiątko!
Nawet sobie sprawy nie zdajesz, jak ciężko jest łamać te wszystkie zaklęcia i klątwy, zwłaszcza teraz w Brazylii. Brazylijczycy mają jakąś manie na punkcie roślin, zwłaszcza, kiedy rosną one na ludzkim nosie. Właśnie minęliśmy z Maxem takiego delikwenta, szczerze mówiąc to prawie się porzygałam. Po czymś takim nikt nie będzie zdziwiony, jak przejdę na dietę....Poza tym wiecznie muszę tłumaczyć te cholerne napisy na ścianach, runickie, trollickie, elfickie i cholera wie jakie jeszcze...Następny kierunek – Aregentyna i jakieś podziemne ruiny. Ja naprawdę kocham moje praktyki, ale nie obraziłabym się gdyby były zdźiebko łatwiejsze...Napisz co tam u Ciebie, tęsknie :*
Jak ja kocham Bianke .
Dormitorium dziewczyn, godz. 17.00
-Powiedz mi Jess, co jest ze mną nie tak? - Spytałam, po raz kolejny patrząc w lustro.
Jess zamrugała oczami, dając znak, że absolutnie nie ma pojęcia, do czego zmierzam.
-No może jakbym coś zrobiła z włosami, farbnęła na platynowy blond, albo coś....
-No wiesz, jedną Silver już masz w rodzinie, druga jest chyba zbędna??
-Ale to było pytanie retoryczne, źle by mi było w platynie...Wymyśl mi coś!! Ty masz trzy balejaże, Aimee czerwień z ciemnymi końcówkami, tylko ja straszę jakimś mysim brązem....
-No to zrób sobie balejaż. - Odparła, jakby to była najprostsza czynność w życiu.
-Tia...Jeden balejaż i reszta życia poza domem, bo mama na mój widok zacznie miotać niewybaczalnymi....Może gdybym miała dar przekonywania mojej siostry.....
-Ale chyba kiedyś pozwolą Ci zrobić??
-No może jak skończę 20 lat...
Jess patrzyła na mnie z uwagą.
-A może jakiś mocniejszy makijaż?? Tuszu z błyszczykiem to ja używałam jak byłam w drugiej klasie...
-Wiesz Jess...Jedyny problem jest taki, że ja jestem zbyt wielki tchórz na radykalną zmianę imidżu....
-Wiesz co Pansy? Wal do mnie jak się „odtchórzysz”, jak na razie nie zawracaj mi głowy. - Rzekła i opuściła dormitorium.
Samotność sprzyja poronionym pomysłom, więc natychmiast udałam się do naszej łazienki, gdzie moje lokatorki ukrywały swoje skarby.
-Czego się gapisz?? - Fuknęłam na Walezego, który natychmiast skulił się z powrotem w szafce.
W pierwszej kolejności chciałam zajrzeć do Jess...No właśnie, chciałam, bo gdy tylko dotknęłam jej szuflady, to żółta klamka natychmiast wyszczerzyła zębiska i mnie udziabała!!
-No nie, czego ona nie wymyśli... - Gadałam sama do siebie masując sobie palca.
Zabrałam się więc, ale z większą ostrożnością za szufladę Aimee. Ona widocznie nie przywiązywała dużej wagi do ochrony swoich kosmetyków, a poza tym wszyscy widzieli jaką ma sklerozę, zaklęcia zdejmujące potworka albo inne dziwadło, natychmiast wyleciały by jej z głowy. W pierwszej kolejności sięgnęłam po jakiś podejrzany słoiczek, jednak po dokładnym wywąchaniu i wymacaniu, stwierdziłam, że zawartość jest bezpieczna. Następnym razem w tym celu użyje różdżki, zresztą co ja mówię, już nigdy nie dotknę niczego co należy do Aimee!!
Dziewczyny chyba usłyszały mój przeraźliwy wrzask, bo minutę później już stały w drzwiach.
-Pansy, wylałaś coś na siebie? - Zapytała ostrożnie Jess. Ale ja już zwracałam się do tego przeklętego, czerwonego łba.
-Co Ty do cholery trzymasz w tej szafce?? Nasze życie Ci niemiłe???
-A kto Ci pozwolił dotykać moich rzeczy?? Chociaż...gdybym wiedziała jakiej rozrywki mi dostarczysz to sama bym Ci to podsunęła!! - Wybuchnęła mi śmiechem prosto w twarz.
Nie no, świetna rozrywka, naprawdę. Całą twarz miałam upaćkaną w jakieś czerwono-czarne wzory, a w dodatku wyrastały z nich włosy!!
-Zróbcie coś, zaraz całkiem zlinieję!!!
-No to tłoczymy się do skrzydła!
-Oszalałaś Aimee?? Jak ja sie ludziom na oczy pokaże w takich wojennych barwach??
-To by Cię oduczyło grzebania w cudzych rzeczach.....
-LITOŚCI!! - Padłam na kolana przed przyjaciółkami.
-No dobra, zakładaj to. - Aimee, wręczyła mi poszewkę na poduszkę z wyciętymi oczami.
-Skąd to masz?? - Zapytała z ciekawością Jessica.
-Zrobiłam braciszkowi na Halloween. Jakby bez tego nie był wystarczająco przerażający...
Dziewczęta okryły moją zmasakrowaną twarz, poszewką po czym, ruszyły po schodach, trzymając mnie pod ręke.
-Jeżeli Draco będzie w pokoju, to ja tego nie przeżyje....
Jak na ironię pierwszą osobą z którą się zderzyłam, był właśnie mój luby.
-Ooo Pansy, powtórka z Halloween?? - Zapytał uśmiechając się ironicznie.
-Hmm. Pansiątko robi eksperyment, ile osób da się nabrać, że jest prawdziwym duchem! No duszku, HU HU!! - Wyratowała mnie bardzo inteligentnie Jess.
-Hu hu...- Powtórzyłam z mniejszym optymizmem.
-Wow, postarasz się trochę bardziej i będzie galareta w gaciach! Pansiątko.... - Dodał, po czym odszedł w stronę swojego dormitorium.
-Musiałaś używać akurat tej poronionej ksywki??
-Musiałam Ci dać nauczke! - Stwierdziła Jess wywalając język.
-Aha, Aimee, co to był za specyfik??
-Płyn na porost włosów, dla mojego świętej pamięci kota. Przeterminowany o 3 lata....
Z kim ja przebywam.....
Walery i inni Dodała Pansy Pakinson Niedziela, 25 Lutego, 2007, 17:48
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale była ona spowodowana moimi problemami ze zdrowiem. Z tej notki jestem średnio zadowolona, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Milej lektury
Izolda
Dormitorium dziewcząt, godz.8.00
Poranna toaleta rozpoczęła się donośnym krzykiem. Jessica, zapominając chwilowo o swoim zimnym opanowaniu, wyleciała z łazienki i z rykiem pognała do łóżka zasuwając kotary. Ja i Aimee, spojrzałyśmy na siebie ze zdziwieniem.
-Jessi, złotko o co ten raban?? - Zaczęłam delikatnie. Jess nie była może oazą stoickiego spokoju, ale takie wybryki rzadko kiedy jej się przytrafiały.
-W łaz-z-z-ience, z prawej strony szafki....
Nastawiając się na porażające zło, ja i Aimee, uzbrojone po zęby w poduszki i opatulone grubymi kocami ze skóry hipogryfa, dzierżąc w łapkach różdżki, doniczki, tomiszcza Historii Magii i cholera wie co jeszcze, udałyśmy się na miejsce zbrodni (bo straszenie naszej Jessi było niewątpliwie zbrodnią).
-Gotowa? - Zapytała Aimee, gdyż po ciągnięciu zapałek wyszło na to, że musi otworzyć drzwi i wejść pierwsza. Ja miałam na głowie wielką poduszkę więc tylko delikatnie nią kiwnęłam.
-Start!! -Moja towarzyszka wbiegła do łazienki, a ja pokicałam za nią z bojowym rykiem. Rozejrzałam się i ujrzałam.....pustkę.
-Teren czysty!! - Wrzasnęłam do Jessiki.
-Wcale nie!! - Odkrzyknęła.-Sprawdźcie w szafce!!
Aimee ruszyła odważnie w stronę białej szafki na kosmetyki, otrzymując ode mnie mojego kapcia i moje błogosławieństwo. Otworzyła szafkę, zerknęła, zamrugała, po czym zerknęła raz jeszcze.
-Pająk?
-A jakiś duży chociaż?? - Zapytałam, z nadzieją, że Jess jest jeszcze przy zdrowych zmysłach.
-Coś Ty, zobacz jakie słodkie maleństwo!!
-Aaa, no to wyeliminowanie potwora nie będzie takie skomplikowane. - Zdjęłam mojego różowego kapcia i dzierżąc go w dłoni, niczym rycerski miecz, ruszyłam w stronę szafki.
-Pansy, ani mi się waż!! Ty...Ty podła sadystko, morderczyni niewinnych, bezbronnych istot!! Ten biedny pajączek tak bardzo pragnie żyć, aż pewnego dnia napatoczy się jakaś kanalia z kapciem w ręku i pozbawia go jego spokojnego.....
-Ale Aimee!! - Przerwałam jej.
-NIE!!
I tym przesądziła sprawę.
I takim sposobem, ku uciesze Aimee i udręce Jessiki, w naszym dormitorium zamieszkał pająk Walery. Wychodziło na to, że teraz tylko ja nie miałam żadnego zwierzątka, ale nadal byłam pewna, że taki nowy przyjaciel byłby osobistą zdradą wobec mojego ukochanego kota Alojzego, który jako nieboszczyk ze złotą aureolką, siedzi pewnie nadal na moim parapecie, upewniając się, że wciąż kocham go najbardziej na świecie. Zresztą z pozostałymi zwierzakami był w pokoju taki burdel, że mój Alojzy nawet za żywca nie przeżył by tu minuty. Wiecznie jazgocąca papuga Gargamel, spasiony do granic możliwości kot Belzebub i Baltazar - kruk morderca, należący oczywiście do Milicenty. Takie wesołe towarzystwo, zwłaszcza gdy zbierze się całe do kupy, tworzy iście zabójczą mieszankę, dla każdego, kto nie jest choć trochę odporny na chaos. Wszyscy esteci omijają nasze dormitorium szerokim łukiem .
Wielka Sala, godz. 8.30
-Rozrośnie się toto niedługo do rozmiarów bydlaka, zeżre Ciebie i pół Hogwartu, i tyle będziesz miała ze swojego matkoteresowego podejścia do życia!!
-W czym Ci to przeszkadza, mój pająk zajmuje tylko 1/100 szafki, a Twój spasiony kot połowę dormitorium!!
Siedziałam cicho grzebiąc łyżką w owocowym jogurcie, bo wrzaski moich współlokatorek to armagedon dla mojej głowy. Z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet, obiektu mojej obsesji, który właśnie spoczął obok mnie z tostem w ręku.
-O co tym razem im poszło?? - Zapytał, a raczej zaryczał, żeby zagłuszyć jakoś „głosiki” moich przyjaciółek.
-Aimee, bierze się za hodowanie pająków, Jessice się to chyba nie podoba. - Odpowiedziałam.
-A Tobie?
-Co mnie?
-Co Ty o tym myślisz??
-Ja?? - Nie rumień się, nie rumień się... - Ja myślę, że gdyby to była żaba, to protestowałabym głośniej od Jess. -Odparłam, uśmiechając się.
-Haha, to ja już wiem, za co się przebiorę w następne Halloween!! No ale idę handlować plakietkami z Potterem, trzymaj się!!
-Bardzo śmieszne, pa!! - Odpowiedziałam. Zauważyłam, że Jess i Aimee już dawno przestały się wydzierać i teraz patrzą na mnie z rozbawieniem.
-No co??
-Oj Pansy, wyglądasz jak mały buraczek. - Szepnęła Aimee, po czym obie wybuchnęły perlistym śmiechem. No cóż, plus z tego taki, że przynajmniej się pogodziły...