Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

  5. Rozmowa z opiekunem na temat zakazany
Dodał Malfoy Piątek, 29 Grudnia, 2006, 14:17

Skończyło się na tym, że poszliśmy do wychowawcy w czwórkę: ja, Goyle, Crabbe i Pansy. Wybraliśmy dobry moment, tuż po zajęciach z Gryfonami z czwartej klasy, bo Snape zawsze ma po nich dobry humor- tępaki pokroju Longbottom’a zawsze doprowadzają go do szyderczego nastroju.
-Panie profesorze, możemy na chwilę?- zaczęła Pansy tak miłym głosem, że aż mi się żołądek do góry nogami wywrócił. Snape oczywiście pozwolił.
- Mamy do pana jedno pytanie, ale nie wiemy, czy pan nam odpowie, bo to podobno tajemnicza sprawa.- to była moja rola, chciałem wypaść nie gorzej od niej a jej zadowolona mina oznaczała chyba, że dobrze się spisałem. Profesor odstawił na biurko starą kolbę pełną jakiejś gęstej, wonnej maści o kolorze pomarańczy i wskazał nam ławki. Crabbe i Goyle, to tłumoki, od razu uwalili się w pierwszym rzędzie. Czasami myślę, że to mutanty, którym ktoś brak mózgu zapełnił nadwyżka masy mięśniowej i brutalności, ale to fajni kumple, bo zawsze się ze mną zgadzają. Tymczasem, Pansy, oparłszy się o jakiś blat, powiedziała niepewnym głosem:
- Zastanawialiśmy się...czy nic nam nie zagraża ze strony tego zakazanego korytarza na trzecim piętrze.- Snape zareagował na „korytarz na trzecim piętrze” nieznacznym zmarszczeniem brwi, ale nie przerywał nam.- Rozumie pan, moja mama ostatnio pisała do mnie i wie już o tym....ee...zakazie dyrektora...zaczęła rozważać zabranie mnie z Hogwartu, bo nie wygląda na to...
- Bo nie wygląda na to, że zamknięto go z powodu tak błahego jak jakiś remont.- wtrąciłem się nagle, bo przyszedł mi do głowy świetny argument.- Skoro zabroniono wstępu uczniom, musi to zagrażać ich bezpieczeństwu, nie mam racji? – kątem oka uchwyciłem zachwyt w oczach Pansy.- Więc, o ile to możliwe, chcielibyśmy wiedzieć, o co w tej całej sprawie chodzi. Co tak niebezpiecznego można było ukryć w szkolnym korytarzu?
- Rozmiary rzeczy doprawdy nie zawsze grają kluczową rolę w znaczeniu jej niebezpiecznych własności panie Malfoy.- odezwał się Snape, łącząc koniuszki palców w piramidkę. Ponieważ odniosłem wrażenie, że w jego głosie pobrzmiewa sarkazm, umilkłem. Pansy wlepiła w niego wzrok.- Owa rzecz, jeśli oczywiście przyjmiemy, że w kryjówce jest coś m a t e r i a l n e g o, może być bardzo mała a jednocześnie tak niebezpieczna, że nawet nie moglibyście sobie tego wyobrazić.
- A co, jeśli w korytarzu nie ukryto r z e c z y?- wpadłem mu w słowo, a jednocześnie Pansy zapytała:
- Ale chyba pan, jako nauczyciel, musi być wtajemniczony w sprawę ukrycia tego...tego czegoś, co jest tak niebywale groźne?
Snape, wzięty w tak krzyżowy ogień pytań, uśmiechnął się lekko i ironicznie i odpowiedział nam w odwróconej kolejności;
- Panno Parkinson, pani wyobrażenia na temat znaczenia nauczycieli w tej szkole ucieszyłyby z pewnością wielu specjalistów od budowania idealnych placówek naukowych, gdyby takowi istnieli. W obecnej sytuacji jestem jednak zmuszony uświadomić pani, że układy panujące w Hogwarcie nieco odbiegają od tych wyobrażeń...rzeczywiście, my, nauczyciele, mamy pojęcie o powodach decyzji dyrektora Dumbledore’a...ale nie na tyle, by móc poszczycić się maczaniem rąk w izolacji korytarza na trzecim piętrze. Nie wszystkie decyzje są konsultowane dogłębnie z personelem szkolnym, ale nie nam oceniać powody takiego traktowania; pozostaje nam tylko czekać wyjaśnień ze strony dyrektora na temat niebezpieczeństwa, czyhającego na uczniów za drzwiami korytarza. Panie Malfoy, mam nadzieje, że zadane przez pana pytanie wiąże się z ciekawością teorii działania takiego mechanizmu, gdyż jest pan doskonale świadom, iż praktyka jest tematem tabu...cóż, jeżeli ma pan na myśli ukrywanie jakiejś istoty żywej, to mogę pana zapewnić w tym względzie, że dyrektor nie zgodziłby się na przetrzymywanie w korytarzu czarnoksiężnika pokroju zabójcy rodziców jednego z uczniów w naszej szkole, a rodzin z pewnością większości uczęszczających tutaj osób. Hogwart nie jest więzieniem ani aresztem lecz szkołą. Nie muszę panu tłumaczyć, że również w przypadku osób można zastosować wiele praktyk i że rozmiar nie współgra z możliwościami magicznymi, prawda?
- Prawda.- odpowiedziałem cicho, pilnie chwytając każde jego słowo .Pansy słuchała jak urzeczona, podczas gdy Crabbe i Goyle jakoś tak niecierpliwie kręcili się w ławkach, powodując ich trzeszczenie (chodziło im o to, jak później wyjawili, że wskutek poważnego sprawdzianu na pierwszej lekcji nie zdążyli porządnie najeść się na śniadaniu i chcieli już iść na obiad).
- Słyszał pan o animagach?- zapytał Snape a ja potwierdziłem. Pansy wtrąciła zaś szybko:
- To ludzie, umiejący przybierać zwierzęcą postać?
- Zgadza się, panno Parkinson. Jest to znakomity dowód na to, że potężne moce magiczne mogą drzemać nawet w tak małych istotach jak żuki, chrabąszcze czy mrówki, choć osobiście nie znam aimagów, zmieniających się w mrówki.
- Czyli możliwe, że ukryty tam jest animag?
- Panie Malfoy, wszystko jest możliwe oprócz tego, co panu wymieniłem wcześniej. A teraz, proszę mi wybaczyć, ale podczas obiadu powinienem przebywać w Wielkiej Sali, wy zresztą też, chyba że panna Parkinson dba o linię.- skrzywił usta i, poczekawszy, aż opuścimy klasę, zamknął starannie drzwi. Już mieliśmy wrócić do salonu, żeby chociaż zostawić torby, gdy zawołał za nami ostrzegawczo:
- Jeżeli przyłapię was na samodzielnym szpiegowaniu lub próbie włamania się na korytarz, zostaniecie ukarani, a fakt, iż jestem waszym wychowawcą, odegra tu kluczowe znaczenie w odmiennym niż dotychczas sensie.
- Po raz pierwszy w życiu chyba nie będzie to dla nas dobre, że Snape bierze udział w przestrzeganiu zarządzenia.- mruknąłem, kiedy nauczyciel oddalił się i nie mógł nas słyszeć.
- Co z tego, Draco? Poradzimy sobie inaczej, choćby zaraz.
- O co ci chodzi?- nie ukrywam, że byłem nieco rozgoryczony rozmową ze Snape’m. W gruncie rzeczy, zdawało mi się, że tylko mam jeszcze większy mętlik w głowie, a na celu mieliśmy coś zupełnie innego. Pansy jednakże zrozumiała więcej niż ja, bo dodała raźnym głosem:
- O to, że jeśli tak bardzo zależy ci na zbadaniu tego korytarza, to możemy iść tam choćby natychmiast.
- Zwariowałaś chyba!- burknąłem, ale ona wręcz tryskała entuzjazmem.
- Nie, nic nie rozumiesz? Snape bierze udział w niedopuszczaniu nas na ten korytarz- okej, bo wiesz, co to znaczy? Że patrol odbywa głównie w nocy, bo każdy, kto chciałby tam pójść, próbowałby wybrać jak najspokojniejszy moment, kiedy nikt się nie przyczepi, czyli noc! My jednak nie jesteśmy tacy głupi, bo nauczyciele, właśnie z tego powodu, że większość myślałaby tak, jak ci to mówię, nacisk na ochronę z pewnością kładą właśnie nocą. Nikt nie próbowałby wg nich niuchania za dnia, ale właśnie dlatego, że tego się nie spodziewają, może to być najbezpieczniejsze wyjście, rozumiesz, Draco?
- Tym sposobem chcesz iść na zwiady w dzień?
- Tak, i to najlepiej, gdy wszyscy są na posiłku!
- A nie pomyślałaś, że wielu tak by też chciało zrobić i że chociaż jeden nauczyciel albo Filch może tam pilnować?- załapałem, co wymyśliła, teraz chodziło tylko o to, by to dograć. Doszliśmy właśnie do wspólnego pokoju. Położyliśmy torby i zawróciliśmy, by iść na obiad, co z ochotą potraktowali Crabbe i Goyle.
- Owszem, ale chyba nie podejrzewasz nikogo z kadry o przedkładanie bezpieczeństwa uczniów nad posiłek?- zadrwiła, idąc szybko i sprężyście. To trzeba przyznać, posiłki w Hogwarcie są genialne.
- W takim razie, kiedy?
- Lubię, jak tak mówisz.- spojrzała na mnie z uznaniem.- A zatem, teraz, ale w połowie obiadu. Jak nie zjawimy się od początku , Snape zacznie podejrzewać i już nigdy nic nam nie powie.
- Załatwione.- mruknąłem i weszliśmy do Wielkiej Sali.

[ 8 komentarze ]


 
4.Mechanizm owocu zakazanego a' la Pansy Parkinson
Dodał Malfoy Poniedziałek, 27 Listopada, 2006, 17:13

Dziękuję wszystkim za aktywną działalność komentatorską. Dziękuję za wszystkie dobre i złe słowa. Zapraszam do kolejnej lektury:-)
***
Aż dziw, ale brakuje mi wolnego czasu. Oczywiście, nie przemęczam się i nie siedzę w bibliotece dzień w dzień od wschodu słońca do zachodu księżyca, jak to robi Granger, ale nie obijam się tak totalnie. Nie mam czasu dla pamiętnika, poza tym nic specjalnego się nie dzieje. Owszem, może i dziwaczne są lekcje z tym nowym facetem od obrony przed czarną magią, Quirrel’em czy jakoś tak, ale on jest po prostu OBRZYDLIWY z tym swoim turbanem, którego nigdy nie zdejmuje i czosnkową wonią, która jest jego znakiem rozpoznawczym, jak trafnie zauważył McHearton.
Dochodzę do wniosku, że najfajniejsze są eliksiry, bo mamy je z naszym wychowawcą. Uwielbiam patrzeć, jak gnębi Wielkiego Pe; ostatnio nawet przyczepiał się do szlamy, która prawie nie wyrżnęła głową w sufit, tak bardzo chciała odpowiedzieć na postawione Pe pytanie. Ona jest doprawdy nieznośna. Pansy Parkinson mówiła, że dziewczyny już się zrzuciły na grzebień, ale chyba to nie wystarczy. Nikt jej nie lubi, oczywiście stąd, ze Slytherinu, bo podejrzewam, że mimo faktu, iż jest ohydnym kujonem, ta jej domniemana błyskotliwość i rzekoma inteligencja (spryt, po prostu cwaniactwo- kto przychodzi pierwszy do biblioteki nawet jeszcze przed samą Sępopodobną Pince a wychodzi późną nocą, ten musi być obryty ze wszystkiego) przysparza jej przyjaciół w jej domu, chociażby w osobie Potter’a, któremu na prawie każdej lekcji eliksirów ratuje tyłek, i Weasley’a, który- nie do wiary!- ale chyba widzi w niej kogoś więcej(!!!) Pansy opowiadała, że kiedyś widziała Weasley’a, jak siedział z nią w bibliotece i chociaż ciągle się z nią wykłócał, to nie odrywał od niej wzroku. To jest straszne i niepojęte dla mnie- przecież ona ma takie duże zęby!
Postanowiliśmy razem z Crabbe’m i Goyle’m podpytać prof. Snape’a o ten zakazany korytarz na trzecim piętrze. Dumbel nie chciał nam nic powiedzieć, ograniczył się tylko do „surowego zakazu wstępu” podczas powitalnej uczty, ale to wcale nie oznacza, że powinniśmy przejść nad tym do porządku dziennego, prawda? Skonsultowałem się w tej sprawie z Pansy, bo ona wydaje mi się bardziej rozgarnięta niż moi dwaj kumple- i ona przyznała mi rację.
- Oczywiście, Draco, masz rację! Tak działa mechanizm owocu zakazanego: Dumbledore zabronił nam tam wchodzić, to zrozumiałe jest , że nas korci, by tam w e j ś ć. Nie zaszkodzi, jeśli trochę powęszymy, zwłaszcza, że ta banda z Gryffindor’u na czele z Granger na pewno już gadała z McGonnagall albo innymi nauczycielami. Niewęszący Potter, to zbyt irracjonalne.
- Może Snape coś wie?- wymyśliłem więc Snape’a, bo to jedyny nauczyciel, który docenia Slytherin.
- Że też na początku o tym nie pomyśleliśmy!- zawołała, uderzając się dłonią w czoło.- On na pewno coś wie.
Rany, jak tak dalej pójdzie, to może z nią powinienem iść do tego Snape’a? Widać, że dziewczyna ma łeb na karku.

[ 28 komentarze ]


 
3.Niesprawiedliwość królem Hogwartu!
Dodał Malfoy Czwartek, 05 Października, 2006, 13:24

Dzięki za wszystkie sugestie i propozycje zmian:)
***
Kiedy ojciec opowiadał mi o życiu codziennym w Hogwarcie, sądziłem, że trochę koloryzuje, jak to ojciec, żeby zmotywować mnie do nauki; niestety, już drugiego dnia potwierdziły się jego opowiastki. A niech to, żeby tyle było wkuwania?! Oczywiście najgorsza jest transmutacja z tą surową i sztywną McGonnagall. Reszta lekcji jest po prostu nudna, bardziej niż dziamdzianie mojej matki przed wyjazdem tutaj, a to już sukces nie lada. Dziękować za mnóstwo śmiechu na korytarzach i ubawu z tych głupich Gryfonów. Znalazłem świetną paczkę ludzi w Slytherinie, którzy myślą dokładnie tak jak ja: że śmieci powinno się wyrzucać natychmiast, bo jeśli dasz im jakąś szansę, to wszystko Ci prześmierdnie i zgnije. Najbardziej zależy nam na wkurzaniu tych przemądrzalców i pupili z Gryffindoru, do których zalicza się kujonka ze szlamowatej rodziny, Granger i nieśmiertelny Potter ze swoim przyjacielem, Weasley’em. Miałem przez moment dobre intencje-żal mi się zrobiło tego kompletnie niezorientowanego a wręcz zacofanego jeśli chodzi o magię Pottera i chciałem go oświecić, ale on odmówił. Cóż, jeśli jest na tyle głupi, by poświęcić dobre imię, sławę oraz kompanów z prawdziwego i poważanego środowiska magicznego dla dobra łopatozębej, zakompleksionej szlamy i rudego, piegowatego obdartusa bez ćwiartki knuta przy duszy, to już jego wybór, którego konsekwencje pozna przy pierwszym publicznym pokazaniu się w towarzystwie tak znamienitych „przyjaciół”. Potem nieźle mi się dostało od Flint’a (Flint jest starszy ode mnie, kieruje drużyną quidditcha) za próbę przeciągnięcia na naszą stronę Potter’a.
-Co ty sobie właściwie wyobrażasz, Malfoy? Że Potter z radością poprosi McGonnagall o przeniesienie do Slytherinu?- zaatakował mnie podczas jednej z przerw.
-No nie…-zgodziłem się nieco pokornie, co u mnie codziennością nie jest więc zaraz zaoponowałem- Potter zachowywał się tak, jakby ktoś dopiero dwie godziny przed powiedział mu, jak się nazywa, więc pomyślałem, że mógłbym wykorzystać tę jego głupotę i uświadomić mu, kto tu się naprawdę liczy.
-No to szkoda, że nie zrobiłeś tego, zanim nie spotkał tych dwojga.-machnął ręką na przechodzących opodal Granger i Weasley’a. Notabene, wyglądali komicznie: Granger, jak zwykle z wielką księgą pod pachą, recytowała coś znudzonemu jak zwykle Weasleyowi. Spory kawałek za nimi stał Potter, jak zwykle otoczony glorią chwały i sławy w towarzystwie dwóch rudowłosych wyrostków również noszących nazwisko Weasley i będących bliźniakami oraz braćmi tego Ronalda czy jak mu tam.. -Poza tym, jego starzy zginęli z ręki Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, jakbyś zapomniał. Dlaczego więc miałby sprzymierzać się z...no...nami?- syknął ciszej już Flint, patrząc na mnie piorunującym wzrokiem.-Potter jest dla nas stracony, ale prędzej czy później odbije to się na nim. Na razie daj sobie spokój z przyjaźnią z nim i uważaj raczej na swoich kumpli. Pamiętaj, tutaj nie wszyscy zapomnieli o tamtych czasach, a obecność Pottera w tej szkole tylko podnosi napięcie i ożywia wspomnienia.
-I powoduje, że pół tuzina nauczycieli prawie pada mu do nóg!- warknąłem. -Co powiesz na to, co zrobiła McGonnagall?? Jak to nie jest złamanie zasad regulaminu, to jestem Puchonem!
-Nie wściekaj się, Malfoy, podobno facet ma naprawdę talent. Słyszałem, że jego stary był w quidditchu genialny. Nie zdziwiłbym się, gdyby Potter odziedziczył po nim zdolności do utrzymania się na miotle przez więcej niż osiem minut.
-Nie tylko do latania, Flint.- mruknąłem mu na to, uśmiechnąwszy się złośliwie.-Także do wiązania się z wyrzutkami społecznymi, szlamami oraz pakowania się w kłopoty. Pamiętasz, jak profesor Snape opowiadał o szlabanach Pottera i jego kumpli? Filch ma zapewne tego całe stosy w tej swojej graciarni, którą nazywa swoim biurem…
-Zaczynasz rozsądnie gadać, Malfoy więc jednak nie odbiło ci tak do końca.- pochwalił mnie i walnął w ramię po przyjacielsku.- Wyrośnie z ciebie porządny gość…kto wie, może pomyślimy o wkręceniu cię do drużyny…
-Super, Flint, naprawdę uda ci się tak nagiąć przepisy?- ucieszyłem się, ale w tym momencie ten drań dokończył z politowaniem:
-…w przyszłym roku.
Myślałem, że zabiję go wzrokiem, ale on tylko dał mi drugiego kuksańca i rzucił na odchodnym:
-Nie przejmuj się, przez rok się utemperujesz, chyba nie chcesz zniżać się do poziomu Wielkiego Pe?
Dobra, niech mu będzie, ale dlaczego Pe ma prawo być w drużynie i chodzić na treningi, a ja nie? Latam na pewno dużo lepiej od niego. Nie sądzę, żeby ci mugole, u których się wychował, byli zachwyceni perspektywą obcego prawie dzieciaka, za którego odpowiadają chcąc nie chcąc, fruwającego nad grządkami kwiatowymi na zmiotce?
Super mamy też wychowawcę, ale przecież wiadomo: Snape. Załatwił na perłowo Wielkiego Pe podczas pierwszych eliksirów. Zadał mu dosyć proste pytania, przynajmniej dla przeciętnie inteligentnego czarodzieja, ale Potter oczywiście zbłaźnił się totalną niewiedzą, na swoją obronę mając tylko słabej jakości pretekst wychowywania się w rodzinie mugolskiej, gdzie czarodziejskie księgi, porozkładane naokoło nie zaliczają się do codzienności. Pocieszające, że przynajmniej on nie traktuje Potter’a jakby był ósmym cudem świata i jego wielkim zbawcą.
Pisał do mnie wczoraj ojciec. Nie był zadowolony, podobnie jak ja, z faktu, że Potter jest faworyzowany aż do takiego stopnia, by zostać najmłodszym od wieku zawodnikiem quidditcha w naszej szkole, ale obiecał, że pomyśli, czy nie dałoby się czegoś zrobić. Matka, jak to ona, pytała, czy nie marznę w tych lochach i czy jestem grzeczny. Chciało mi się zwrócić zawartość talerza, którą pochłonąłem podczas kolacji, ale jakoś się powstrzymałem, bo uwielbiam pieprzne diabełki i kwachy, a to właśnie znajdowało się w wielkiej paczce, oprócz listu i koca, oczywiście. Słodycze zabrałem ze sobą, list spaliłem, a koc postanowiłem dać Potterowi, ale chcę to jeszcze obmyślić z chłopakami. Trzeba wynaleźć jakiś błyskotliwy tekścik, żeby mu dopiec do żywego, bo wcale nie ma powodów do aż takiej dumy, skoro przez 11 lat żył w przeświadczeniu że jest parszywym mugolem. Pierwsza część się zgadza, ale drugą-mimo wszystko- zmieniłbym na „czarodziej”.

[ 27 komentarze ]


 
2. Wprowadzenie do świata magii
Dodał Malfoy Czwartek, 28 Września, 2006, 08:06

Witam wszystkich moich czytelników!Wielkie dzięki za Wasze opinie, nawet te niepochlebne. Dla wszystkich zainteresowanych:nie po to założyliśmy ten dział, by go kasować po jednym wpisie. Jak ktoś uważa, że to głupie i nudne, zawsze może tego nie czytać. Poza tym, zbyt dużo osób chce to czytać, bym miała posłuchac woli tych kilku, które obrzucają ten dział obelgami. Pozdrawiam!
***
Zaliczyliśmy Pokątną. Szczerze, to nie działo się tam nic ciekawego, oczywiście nie byłem tam po raz pierwszy, jak na przykład taki Potter. Spotkałem go u tej czarownicy od szat, która zawsze jest obrzydliwie miła dla wszystkich i używa takich zdrobnień, że można puścić pawia. Potter’a przyprowadził tu jakiś wielki, włochaty olbrzym, podobno to jakiś gajowy czy dozorca w Hogwarcie, nie pamiętam, bo za bardzo mnie nie obchodziło nawiązywanie znajomości z takimi godnymi pożałowania kreaturami, które nie potrafią się utrzymać trzech klas w szkole o tak beznadziejnym poziomie jak Hogwart- a to już wiem od ojca, że tego Hagrida czy jak mu tam wywalili za otwarcie Komnaty Tajemnic, ale podobno to bujda. Jak taki przygłup miałby zmierzyć się z czymś tak potężnym jak...ale może nie będę o tym pisać zbyt dużo, bo nie chcę, żeby ojciec się wściekł, jak zawsze, kiedy jego zdaniem „wymądrzam się” i „paplam bez umiaru i rozumu” .No cóż, może mówić, co chce ale ten Potter też kompletnie zielony, zupełnie, jakby był charłakiem, a to już doprawdy nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Wszyscy moi kumple zabiliby mnie śmiechem, gdyby wyszło na jaw, że nie mam pojęcia, kim był Salazar Slytherin, co to jest quidditch i jaki dom jest najgorszy. Potter nie wiedział nic, zupełnie nic, ale „rozmawialiśmy” zbyt krótko, żebym mógł go trochę „uświadomić”. Może miał za matkę szlamę, ale to jeszcze nie znaczy, że musi kompletnie stoczyć się na dno, w końcu jest sławny, jeszcze nie wszystko stracone. Jak tylko spotkam go następnym razem, postaram się pogadać z nim i wyjaśnić, gdzie jego miejsce.
Ojciec nie kupił mi miotły. Powiedział, że nie ma potrzeby robienia afery na samym początku roku, że i tak się na mnie poznają już po pierwszych zajęciach, a z miotłą to poczekamy do zwerbowania mnie do drużyny. Uważam, że nic by się nie stało, gdyby mi trochę pomógł przetrwać w Hogwarcie. Świetnie latam, po co mam męczyć się na jakichś drapichrustach z ery dinozaurów? Kiedy mu to powiedziałem, odparł, że w pewnych momentach najlepiej jest nie rzucać się w oczy i że skoro jestem taki zdolny, to równie dobrze poradzę sobie na Zamiataczce. Dobra, niech mu będzie, ale już ja się postaram o porządną miotłę w październiku!
Na Pokątnej spotkałem też państwa Crabbe i państwa Goyle. Pomagali synom w załatwianiu zakupów. Syn Crabbe’ów ma na imię Vincent, a syn Goyle’ów- Gregory. Obaj sprawiali wrażenie osiłków nie potrafiących sklecić jednego zdania, ale czuję, że przydadzą mi się w szkole. Nie mieliśmy okazji swobodnie pogadać, bo ojciec spieszył się do Ministerstwa na kolejną herbatkę z Knotem, a tamci musieli jeszcze odwiedzić jakiś ponury sklep z odzieżą sprowadzaną skądś tam na Nokturnie, bo Malkin nie ma tak dużych rozmiarów szat aksamitnych, a jedwabnych nie ma co szyć, bo szybko się niszczą i drą, a co dopiero w takim Hogwarcie, który może i nie ma najlepszej kadry, z wyjątkiem prof. Snape’a, ale wg ojca jest tam mnóstwo całkiem znośnych kątów . Nokturn jest o wiele ciekawszy niż Pokątna, która znudziła mi się już za 3 razem- co innego Nokturn. Byłem tam dwa razy z ojcem i z pięć razy sam; wtedy ojciec zaprowadził mnie do obskurnego sklepu Borgina i Burkes’a, chciał coś przechować, coś oddać, coś wypożyczyć, nie zapamiętałem dokładnie, bo w sklepie były super rzeczy, jak np. ręka Glorii, świecąca tylko temu, kto ją trzyma. Ojciec oczywiście mi jej nie kupił, ale poproszę go następnym razem. To świetna rzecz , chłopaki zdechliby z zazdrości, a dla mnie Hogwart nocą stałby otworem…kto wie, może nawet odnalazłbym tajną komnatę Slytherina?

[ 26 komentarze ]


 
1. Niedługo Hogwart
Dodał Malfoy Poniedziałek, 31 Lipca, 2006, 23:50

Ale była dziś u nas wielka feta! Rodzice zaprosili wszystkich znajomych, żeby uczcić moje przyjęcie do Hogwartu. Ojciec, co prawda, wolałby posłać mnie do Instytutu Magii Durmstrang, ale matka uważa, że to za daleko. Phi, ja tam bym wolał Durmstrang, tam przynajmniej miałbym czarną magię, która chyba bardziej przydałaby mi się niż obrona przed nią, prawda?
Poza tym selekcja w Hogwarcie jest beznadziejna: nie do wiary, że przyjmują tam nawet szlamy i charłaków! W Durmstrangu widok szlamy jest nie do pomyślenia... założę się, że Karkarow (dyrektor i znajomy ojca, zdaje się, że on też jest po naszej stronie, ale ojciec nie rozmawia ze mną o tym za dużo, bo uważa, że teraz, po j e g o zniknięciu nie powinno się tyle mówić o tych, co byli z n i m) prędzej wolałby poddać się torturom, niż pozwolić jakiejś szlamie uczyć się magii.
Ojciec chce mnie zabrać za tydzień na Pokątną, muszę kupić wszystkie książki i różne inne rzeczy. Poza tym, przydałaby mi się nowa różdżka, tamtą mam już od sześciu lat i trochę się wysłużyła. Podobno wyprodukowali nowy model miotły, Nimbusa. Namówię ojca, żeby mi go kupił, skoro mam ćwiczyć latanie w szkole, to lepiej, jak będę to robić na swojej miotle, niż na tych szkolnych? Przecież zawsze da się obejść przepisy, jak mówi ojciec, tylko trzeba porozmawiać z pewnymi osobami. Ojciec mi mówił, że Hogwart stać wyłącznie na Zmiataczki- toż to żenada! Nawet nasza najbiedniejsza gosposia używała Zmiataczki do sprzątania i jeszcze skarżyła się na wylatujące witki…głupota latać na takim badziewiu.
Wracając do bankietu: byli wszyscy najważniejsi z Ministerstwa, nawet sam Knot wpadł na chwilę, żeby mi pogratulować, a poza tym byli też państwo Goyle i Crabbe. Ojciec zna ich od wielu lat, podobno mają synów w moim wieku, którzy teraz też idą do Hogwartu. Mam nadzieję, że się z nimi dogadam. Na pewno będziemy razem w Slytherinie: moja kochana rodzinka nie zniosłaby takiej hańby, gdybym trafił, weźmy na to, do Hufflepuff'u…już lepiej być brudnej krwi, niż tam trafić…ojciec mówi, że do tego domu biorą najgorsze fajtłapy i ciamajdy, więc życzyłby sobie, żebym omijał ich dalekim łukiem; w ogóle ojcu bardzo zależy, żebym się dobrze pokazał wszystkim. Nie lubi dyrektora, no i nic dziwnego, ten stary Dumbledore, czy jak mu tam, jest naprawdę do kitu! Żeby pozwolić na wymieszanie się dobrych, porządnych ludzi ze starożytnych rodów czarodziejskich z mugolami, trzeba mieć naprawdę coś nie tak z instynktem czarodziejskim.
Aha i jeszcze jedno: opiekunem mojego domu jest prof. Severus Snape- to zdecydowanie najlepsza wiadomość z dotychczasowych. To stary przyjaciel mojego ojca…zdaje się, że to jedyny normalny nauczyciel hogwartski, znający się na rzeczy. Krążą plotki, że chciałby uczyć obrony przed czarna magią: jeśli tak by się stało, to oznaczałoby, że z Dumbledore'm jeszcze nie jest tak źle, ale czuję w kościach, że chyba się nie mylę co do niego. Nie może być godnym szacunku czarodziejem ten, który stawia na równi szlamy i charłaki z nami- prawdziwymi czarodziejami o "czystej" krwi. Kończę chwilowo, bo im dłużej myślę o Hogwarcie, tym bardziej żałuję, że matka przekonała ojca do rezygnacji z miejsca w Durmstrangu. A tak niewiele brakowało!

Draco

[ 84 komentarze ]


« 1 6 7 8 9   

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki