Ten tydzień minął bez jakiś większych emocji. Nic się nie działo, oprócz tego, że nasza profesor ,,Żaba" wypytywała mnie o Pottera i jego przyjaciół. Powiedziałam, że go nawet nie znam i nie mam zamiaru poznać. Dała mi spokój lecz nie na długo bo dzisiaj po lekcjach znów mnie zaczepiła.
-I jak tam..eee
-Marietta-wpadłam jej w słowo
-Ależ tak oczywiście,-zmieszała się- przypomniałaś sobie coś o zgrupowaniu Pottera?
-Ależ oczywiście, że nie-odpowiedziałam naśladując jej przymilny głos
-Czy dalej go nie znasz?-mówiła coraz bardziej szorstkim głosem
-Nie....
-To czemu widziałam cię wczoraj w jego towarzystwie?-mówiła już prawie szeptem przepełnionym satysfakcją.
-Dawałam mu liścik od przyjaciółki.
-Od przyjaciółki? A wiesz może, że znam bardzo dużo ludzi w ministerstwie i twoja pracująca tam mamusia może mieć niemiły list na temat swojej córuni.-stara ohydna zołzo
-Ale ja pani naprawdę nie pomogę, bo nic na ten temat nie wiem...nigdy nie gadałam z Harrym po przyjacielsku, więc nie znam jego sekretów.
-Zobaczymy-dodała na odchodnym rechocząc przy tym jak obłąkana wariatka.
Zabawne jakże człowiek potrafi myśleć o sobie jak o kimś najpiękniejszym, najcudowniejszym i najwspanialszym. Tak jak ta żaba, zaciesza jak świr i myśli, że jest fajna. Figa z makiem, nic nie powiem.
Około 18 gdy w bibliotece odrabiałam wypracowanie na temat stąkli żółtych. Podeszał do mnie Cho cała rozpromieniona, z miną małego dziecka radośnie na coś czekającego.
-Gdzie idziemy?-zapytałam zanim zdążyła soę odezwać.
-Na zebranie GD jest za pół godziny-powiedziała pakując moje rzeczy do torby. Była ubrana w rybaczki z aksamitnego, bezowego materiału, bluzkę na ramiączkach z dość dużym dekoldem, na stopach miała sandały z żemiania.
-Dzisiaj przerabiamy zaklęcie tarczy...-swoją drogą coraz zabawniejsze są te zajęcia, czuję się przez to silniejsza.
-Tak, będzie super...chodź musze się uszykować....
-Cho przecież wyglądasz super.-Powiedziałam z rozbawieniem
-No coś ty, przecież muszę ubrać jakieś szykowniejsze buty i spodnie, najlepiej spódnice. Co powiesz o tych moich bucikach czerwonych? Do tego ta spódnica z czarnego Dżinsu?
-Chcesz trenować w szpilkach? Dziewczyno puknij się w główkę, przecież wszyscy zaczną zaraz gadać, że stroisz się dla Pottera. Musisz być na luzie, to przecież zawsze działa na chłopców. Myślę, że twoje ubranie jest bardzo na miejscu.
-Serio no dobra to chodź dziś zrobimy wyjątek i przyjdziemy pierwsze.
W pokoju życzeń byłyśmy pierwsze, po kilkunastu mintuach przyszła Hermiona z Ronem, Harry trochę się spóźnił.
Zaklęcie tarczy nie wyszło mi tak rewelacyjnie jak bym chciała, ale będzie ćwiczyc.
Już myślałam, że na moje szczęście nigdy nie odbędzie się spotkanie, grupy Harrego Pottera.
Lecz niestety nawet nie miałam co marzyć...
-Hej dziewczyny-przywitała nas siostra rudolca
-Witaj Ginny. Co tam?-czy Cho zna imiona wszystkich w tej szkole?
-Dzisiaj jest zebranie naszego stowarzyszenia...-powiedziała i już oddalała się w stronę swojego chłopaka Michaela Cornera
-Ale na którą godzinę i gdzie-krzyknęłam za nią lecz już mnie nie słyszała zajęta lizaniem z Comakiem
-Ładny jest ten jej chłopak-westchnęła Cho
-Tak szczególnie kiedy nie ma w pobliżu Pottera-odpowiedziałam z przekąsem
-Och co ci jest?
-Mi nic...ale może tob..
-Zebranie jest na 18-usłyszałam głos za plecami
-O cześć Neville-Cho uśmiechnęła się jak dla mnie zbyt miło, może ona zacznie flirtować z każdym chłopakiem w naszej szkole?
-A gdzie?-nie chciałam być gorsza więc również uśmiechnęłam się, chłopaka zdziwiła moja reakcja, być może dlatego, że bardzo rzadko się śmieje
-Na siódmym piętrze obok obrazu troli...
-Dzięki, do zobaczenia...
Dokończyłam mojego precelka i wyszłam z sali
-Więc dokąd teraz idziemy?-zapytała wesoło Cho
-Ja idę na spotkanie z Davidem. A ty? możesz odwalić jakieś wypracowanie?-Ha wreście odpłaciłam się jej, zawsze gdy ona wychodziła z Cedrikeim, mnie mówiła to samo.
-Acha, no to do zobaczenia...
Z Davi umówiłam się w pustej już o tej porze klasie zaklęć. Weszłam i usiadłam na jednej z tylnych ławek, w pierwszej chwili nawet nie spostrzegłam, że nie jestem tu sama. Przy tablicy stała para i całowała się zawzięcie, nawet nie zauważyli jak weszłam. Lekko zawstydzona chciałam równie niezauważona wyjść ale wstając strąciłam na podłogę podręcznik leżący na ławce.
-O Marietta-powiedziała niczym nie zmieszana Ginny
-Cześć, nie chciałam przeszkadzać, sorki, tyle, że też się tu umówiłam...
-Nic się nie stało, my już pójdziemy- odezwał się Michael, o wreście raczył się odezwać, pierwszy raz słyszę jego głos, jak na mnie trochę za pewny siebie
Czekałam jakieś pięć minut na Davida, w końcu się zjawił.
-Gdzie byłeś?-zapytałam zarzucając mu ręce na szyję
-Flich mnie zatrzymał, sądził, że wysmarowałem mu podłogę żabim skrzekiem-pocałował mnie lekko w usta, potem mocniej.
Zatonęliśmy w swoich objęciach, następnie jego ręce podtrzymujące moją twarz zsunęły się na moje plecy potem jeszcze niżej. Dotykał tych części mojego ciała na które zawsze tylko spoglądał.
-Muszę już iść-była 17 30-Cho mnie udusi jak się spóźnimy.
-Dobra
Posłałam mu całusa myśląc jak długo jeszcze z nim będę, bo chyba nie w nieskończoność.
Gdy dotarłam do pokoju wspólnego dostałam burę od Cho, pomogłam wybrać jej odpowiednie ubranie, chociaż i tak nie posłuchała mnie, radziłam jej by wzięła wygodne dresy tak jak ja, no ale oczywiście Potter będzie patrzał, więc wcisnęła się w swoje najlepsze Dżinsy i bluzkę z głębokim dekoltem.
-Wchodząc do sali poczułyśmy na karkach zniecierpliwione spojrzenia, no ale kim by było Cho gdyby się nie spóźniła.
-Myślę, że możemy już zacząć-odezwał się Harry
-Jaki on jest słodki-usłyszałam głos przyjaciółki, czasami zdaje mi się, że bardziej żałuję Cedrika niż ona.
-Uważam, że powinniśmy wybrać nazwę dla naszej grupy-wtrąciła Granger
Posypało się sporo pomysłów nawet Cho jakimś zarzuciła, ale i tak został wybrany pomysł Ginny GD inaczej Gwardia Dumbledora. Później ćwiczyliśmy zaklęcia rozbrajające nie za bardzo się przykładałam. Ale coraz bardziej podoba mi się pomysł z ćwiczeniem Obrony przed czarną magią.
Nowy początek Dodała Marietta Egdecombe Piątek, 26 Października, 2007, 23:02
21 wrzesień
Minął ok. rok od kąd napisałam ostatnią notatkę w tym pamiętniku. Uważałam, że nie jestem już dzieckiem, że sama dam sobie radę z natłokiem niewyjaśnionych myśli. Jednak przeliczyłam się. Zaczęłam sie ,,wyłącza" z rzeczywistości godzinami myślac o totalnych bzdurach. Zdesperowana posatnowiłam napisac.
120 sekund w życiu człowieka to niby mało; nawet nie spodziewałam się jak te 120 sekund mogło zmienic moje całe życie(no może tylko połowę, hym nie przesadzajmy 1 dzieisiętną mojego życia).
-Marietta mam prośbę chodź ze mną do Świńskiego Łba.-prosiła Cho
-Po co chesz iś do tej obskurnej nory?-zapytałam nie kryjąc obrzydzenia
-Harry oraganizuje klub poza lekcyjny. Będziemy się uczyli obrony przed czarną magią.
-Co? Przecież już mamy lekcje z Umbrig-udawałam głupią
-Ale przecież wiesz jaka ona jest a poza tym chciałabym....-podniosłam brew -pogadac z Harrym
-Harrym?-udawałam zdziwioną przecież wida było jak Cho zależy na nim- A czy nie pamiętasz pewnego przystojnego puchona który cię kochał?-brnęłam bezlitośnie
-Marietta nie przypominaj mi-z oczu przyjaciółki popłynęły łzy-Cedrik nie żyje a ja muszę się pozbiera i ułoży sobie jakoś życie...
-Bez niego-wtrąciłam się-Okey pójdę z tobą lecz szczerze mówiąc wolałabym się spotka z Davidem-David to mój chłopak, kolega Josha który nawiasem mówiąc związał się z Elizabeth i są szczęśliwą parą.
Dzięki-szepnęła wycierając ostatnie łzy-Naprawdę mi zależy
I to rozmowa która zmieniła nie tylko mnie ale i moje życie.
Po godzinie udaliśmy się do Zonka po kilka parzących diabełków.
-Chodź już czas
Zabrałyśmy sie i poszłysmy do łba. Gdy tylko otworzyłam drzwi uderzył mnie nieprzyjemny zapach tego ,,lokalu".
W środku przy Harrym i jego przyjaciołach stało około 20 osób. Hermiona wstała, wygłosiła jakąś sielankę, następnie Harry. Na końcu Granger zarzyczyła sobie podpisów na jakąś tam denną listę. Gdy trafiła do moich rąk spojrzałam krzywo na Cho.
-No dalej, dalej-zachęciła mnie, no dobra pomyślałam sobie raz się żyje, złożyłam podpis.
-To już wszystko?- szepnęłam gdy już ostatnia osoba podpisała świstek.
-Myślę, że tak. Może pójdziemy do Trzech mioteł?
-Oki-odpowiedziałam, w tej samej chwili wszyscy zaczęli się podnosic i wychodzic, więc i my zrobiłyśmy to samo
W trzech miotłach był spory ruch i kelnerka ledwo się wyrabiała. Mnie i Cho obsłużyła dopiero po 15 minutach. Doprawdy mogła by zatrudnic sobie kogoś do pomocy.
W kącie przy oknie siedziała Eli ze swoim chłopakiem, moim byłym który szczerze powiedziawszy nie umie się całowa. Dawid robi to o wiele lepiej. Może powinnam trochę opisa to jak wszystko przybrało tak dziwny obieg wydarzeń. Tak na prawdę nie chce mi się do tego wracac no ale trzeba się poświęcic.
Josh przez cały wrzesień i październik ubiegłego roku utrwalał naszą przyjaźń.Na początku listopada poprosił mnie o chodzenie. Ja tak naprawdę tego nie chciałam. Był przy mnie cały czas oczywiście jako przyjaciel, więc bałam się co będzie gdy z nim będę. Zwlekałam z powiadomieniem go o mojej decyzji. Bałam się, że go zranię. Więc w końcu on znużony wyczekiwaniem powiedział, że ma już dosy tej niepoewności i żebym podjeła decyzję albo on sam ją wywnioskuje z mojego zachowania.
Więc powiedziałam m, że jesteśmy przyjaciółmi i chcę aby tak zostało. Przez jakieś dwa tygodnie był przygnębiony i smutny, nawet było mi go żal. Jednak w końcu zaczął pocieszac Elisabeth którą właśnie rzucił chłopak, i tak zaczęła się ich przygoda miłosna. Na początku gdy się o tym dowiedziałam byłam po prostu wściekła.
Nie rozumiałam jak Josh mógł tak szybko o mnie zapomniec. Byłam trochę roztrzęsiona, ale wtedy pojawił się David. Nie była to miłoścod pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę to chodzimy od miesiąca. Nie okazywał swoich uczuc a ja myślałam, że to tylko przyjaźń. pod końec lipca w końcu poprosił o chodzenie. Zgodziłam się bo w głębi duszy go kochałam. Kilka razy zdawało mi się nawet, że widzę zazdroś w oczach Josha gdy całuje się z Davi i idę za rękę, ale to może tylko złudzenie.
Wybaczcie błędy oraz to, że tak dawno nie pisałam. Ale po pierwsze szkoła, po drugie miałam zepsutego kompa i później zresetowanego więc mam zwykłego wordpada, a na koniec zapomniałam linku. Uratowała mnie Bella dzięki:*
A i uwaga...nie mogę pisa na klawiaturze ,,ci" tyle że z kreseczką więc piszę zwykłe c
Nawet nie wiesz jak się zasmuciłam, gdy uświadomiłam sobie, iż na wakacje zostawiłamcię w Hogwarcie. No, ale i tak nie byłoby, czego opisywać. Hym może tylkoto, że z Joshem staliśmy się przyjaciółmi. Nie wymaga ode mnie tego, abymsię w nim całowała czy coś w tym stylu. Jest ok., kochany z niego chłopak.Spotykaliśmy się, co dziennie, czasami jeszcze z Cho i Elizabeth. Było czadowo...Jakie my tam fazy odstawialiśmy? Byłam naprawdę szczęśliwa.To były naprawdę udane wakacje, ale tylko przez pierwszy miesiąc.
Pod koniec lipca wyjechała Cho następnie Josh, a później Eli. Nudziłam się całymi dniami. Moja mam to widziała, więc w końcu wysłała mnie do ciotki do Paryża na resztę wakacji. Było tam okropnie. Nic nie rozumiałam po francusku. Dziewczyny czasami coś do mnie zagadywał, gdy samotnie siedziałam na ławce w parku, lecz oczywiście...Znajomość języków.... Pisałam do moich przyjaciół codziennie, ale to i tak nie wystarczało. Chciałam już ich spotkać, z nimi porozmawiać. Jedynym plusem tej wyprawy było odwiedzenie
damskiej szkoły Beauxbatons. Szkoła jest piękna, budową przypomina różę,a jej błonia istny cud. Pełno wszędzie kwiatów i drzew owocowych. Lecz i tak osobiście wolę moja szkołę. Do domu z Francji wróciłam 29 sierpnia. Dzień
później udałam się z tatą na ulicę Pokątną uzupełnić zapasy eliksirów, kupić nową szatę, kociołek, rękawice i oczywiście książki. Namówiłam tatę na sowę....
Jest słodziutka. Jest to sowa jarzębata. Jedna z najinteligentniejszych sów. Nazwałam ją Migel. No a wracając Do Roku szkolnego...Doszli nowi uczniowie.
Nie lubię tego harmideru, który robi się zawsze, gdy wracamy do Hogwartu po wakacjach. No, ale jestem szczęśliwa...I zadowolona. I muszę dodać, że
zapomniałam zabrać Migela........
Koniec roku szkolnego. Przepraszam za to, że nie pisałam tak długo ale niestety nie było o czym.
Więzi między mną a Cho się zacisnęły (ostatnio przez tą aferę jakby ją olewałam).
Unikałam Josha przez cały miesiąc już myślałam, że uda mi się wrócić do domu na wakacje bez pożegnania i zbędnych słów jednak się przeliczyłam. Dopadł mnie i wsiadł ze mną do przedziału.
-Unikasz mnie-zaczął, nie odpowiedziałam- dlaczego to robisz? Przecież wiesz, że ja cię...
-Nie kończ-krzyknęłam sparaliżowana tym całym zdarzeniem- Jak ty możesz coś takiego mówić? Przecież ty mnie nie znasz.
-Ja? Ciebie?-pytał ze zdziwieniem
-Nie wiesz jaki jest mój ulubiony kolor, jaki lubię rodzaj muzyki. Czym się interesuje, jakie jest moje największe marzenie.
-Ale to dlatego, że nie dajesz mi się bliżej poznać. Ja chcę być twoim przyjacielem. Nie wiesz co chciałem powiedzieć zanim mi przerwałaś.
-Słucham-powiedziałam lekko zbita z tropu
-Zamierzałem oznajmić, że cię bardzo lubię i wiem, że za wcześnie jest na wielką miłość i, że najpierw powinniśmy zostać przyjaciółmi. A ty nam nie dajesz się nawet lepiej poznać.
-Ja..ja-zaczęłam się jąkać-muszę o tym pomyśleć
W tym samym momencie Josh wstał.
-Gdy się namyślisz to napisz do mnie.
To był koniec naszej rozmowy. Poszedł do swoich kumpli a ja przez całą drogę myślałam. I powiem szczerze, że nie wiem co z tego będzie. Czas pokarze lecz na przyjaźń to ja jestem dla niego otwarta. A i bym zapomniała mam dzisiaj urodzinki i mało kto o tym pamięta tylko od rodziny dostaje prezenty i kartki z życzeniami. Od dziś już o żadnych urodzinach ,,koleżanek" też pamiętać nie będę.
Sory za długość ale jestem cały czas na wyjazdach i zaniedbałam trochę pamiętnik Marietty oraz komentowanie waszych pamiętników ale nadrobię to.
Szczęśliwe zakończenie? Nie dla wszystkich..... Dodała Marietta Egdecombe Wtorek, 17 Lipca, 2007, 21:06
Dziś wszystko się zmieniło. Moje życie się wyregulowało, a ja nabrałam pewności siebie. No ale może zacznę od początku. Po 4 lekcji(zielarstwo) cała w plamach od nawozów i błota szłam do łazienki aby się przebrać. Na schodach wiodących do holu Hogwartu spotkałam Susan i Josha. Chciałam ich olać lecz Susan do mnie powiedziała.....
-Marietta zaczekaj...
-Słucham-spojrzałam w jej oczy i zaśmiałam się jaką poważną minę miała jej twarz....-przepraszam- powiedziałam ledwo dosłyszalnym szeptem.
-Chcielibyśmy ci wszystko wytłumaczyć. Ja i Josh nigdy nie byliśmy razem. Widziałaś Josha próbującego mnie tylko namówić na randkę z Rogerem.
-Ta druga dziewczyna w sowiarni też była dla Rogera-wtrącił Josh
-A więc nadal jesteś jego sługą? -powiedziałam a ten zarumienił się
-On nie flirtował z żadną dziewczyną za twoimi plecami-mówiła Susan jakby nikt nigdy jej nie przeszkodził-Wybacz mu..
-Hm no nie wiem...dobra niech będzie wybaczam-spojrzałam na niego a ten aż podskoczył z radości chwycił mnie w ramiona i pocałował. Zdziwiło mnie, że podczas tego pocałunku nie czułam żadnych nadzwyczajnych uczuć , które towarzyszyły mi wcześniej nawet przy naszych spotkaniach. Gdy mnie już zostawił zauważyłam, że Su nie ma.
-Idziemy poszukać Susan-oznajmiłam mu rozkazującym tonem. Spojrzał na mnie zdumiony- muszę jej powiedzieć jak to było z Troyem.
Po 15 minutach poszukiwań znaleźliśmy ją w wielkiej sali.
-Susan muszę ci powiedzieć, że wtedy w klasie do zaklęć między mną a Troyem do niczego nie doszło. On mnie tylko pocieszał a ja w sumie jego, po tym jak obydwoje zauważyliśmy was. Po prostu udaliśmy się z naszą nową troską do tego samego pomieszczenia.
-To znaczy, że Troy jest czysty? -zapytała niepewnie
-No jasne.-odpowiedziałam z uśmiechem
-Super-i tyle ją widziałam bo już tonęła w uścisku jej ukochanego.
Ja zadowolona przypomniałam sobie, że jestem ubłocona i śmierdzę smoczym łajnem ulubionym nawozem zielarki. Powiedziałam Joshowi dokąd idę i oddaliłam się.
W łazience zaczęłam myśleć o tym co się ze mną dzieje. Zaledwie wczoraj rozpaczałam z powodu Josha a dziś jest mi on obojętny? Czyżby z mojej strony działało wobec niego tylko zauroczenie? Najwyraźniej.
-Jesteś głupia-szepnęłam do siebie-możliwe, że to jedyny chłopak z którym możesz chodzić a ty go tak traktujesz? Wstydź się...A i bym zapomniała dodać, że dostałam 2 listy z zaproszeniem na randkę, co prawda ci chłopcy są brzydcy ale to zawsze miło gdy ktoś cię adoruje.
Mój humor....
Szczęśliwa para
Przepraszam za długość notki ale sami wiecie wakacje
Pozdrowionka dla wszystkich, a jeśli chcecie przeczytać o tym wydarzeniu z innej perspektywy przeczytajcie nocię w pamiętniku Susan. Uknułyśmy mały spisek.
--------------------------------------------------------
Josha z jakąś dziewczyną...o tak, oczy mnie nie myliły...był i
gadał z jakąś puchonką. O nie tamta dziewczyna w sowiarni i jeszcze
teraz ona? Ile ja jeszcze muszę przeżyć, żeby się odkochać? Starałam się
być twarda, ale to mnie już przerastało. Dwie wielkie łzy kapnęły mi na
rękę i potem już nie mogłam się opanować. Pobiegłam do swojego
dormitorium aby wypłakać się w poduszę i wyżalić komuś. Biegnąc
spotkałam Cedrika i Cho, nie chciałam żeby mnie zauważyli więc,
wymacałam ręką klamkę, nacisnęłam i wpadłam do klasy zaklęć. Usiadłam na
miejscu profesora(było najwygodniejsze)) i zaczęłam głośno szlochać.
Dopiero po pewnej chwili zauważyłam, że nie jestem sama. Na drugim końcu
klasy siedział chłopak(bardzo ładny dodam) i przypatrywał mi się ze
zdziwieniem. Miał taką minę, że od razu zrobiło mi się go żal.
-Czy coś ci jest? - zapytał
-Nic, to tylko sprawy miłosne.
-Aha widzę, że rozczarowania, wiszą dziś w powietrzu.
-A to czemu?- spytałam zdziwiona
-Ja zobaczyłem moją dziewczynę z innym, stali i gadali z takim zapałem,
a on cały czas się na nią patrzał i prosił, a ona tylko kiwała głową.
Gratuluję 1 miejsca, naprawdę wyglądałaś, bardzo ładnie.- wyglądałam?
Przejrzałam się w moim mini lusterku, włosy sterczą we wszystkich
kierunkach, makijaż rozmazany...już wiem dlaczego nadal nie wyglądam
-Też zobaczyłam mojego, nawet nie wiem jak go nazwać, bo raczej ze sobą
nie chodziliśmy... zobaczyłam go z inną zaraz po tym jak wręczyli mi
trofeum. Był z jakąś puchonką.
-Czy to nie ten chłopak z Ravenclawu, który jest u was ścigającym?
-Tak, to przez niego właśnie teraz tu siedzę.- odparłam ze smutkiem.
-Ja też-wyznał mój rozmówca- bo to właśnie z nim widziałem moją
dziewczynę- Susan.
-Co??? Jak ten plugawy zdrajca.....-dalej już nic nie powiedziałam tylko
się rozryczałam, mój nowy kolega(nie znam imienia) objął mnie zaczął
czule pocieszać, jak byśmy znali się od dawna.. .
I wtedy drzwi klasy otworzyły się na oścież i wpadła ta Puchonka. W
towarzystwie swojej przyjaciółki Hanny (chyba). Gdy nas zobaczyła,
odebrało jej mowę. Chciałam coś powiedzieć na swoją obronę, ale nie
zdążyłam, bo zobaczyłam już tylko wałek jej szaty znikającej w drzwiach.
Jej chłopak pobiegł natychmiast za nią. Popatrzałam z przerażeniem na
Hannę, a ona zmierzyła mnie od głów do stóp, rzuciła spojrzenie pełne
pogardy i poszła. Nie wiedziałam co o tym myśleć, wolałabym żeby to się
nigdy nie stało. Wyszłam na korytarz, niestety dopadł mnie Josh.
-Marietta posłuchaj, to nie jest tak jak ty myślisz ja tylko...
-Zabawiasz się z każdą dziewczyną jaka ci się znajdzie pod ręką?-
fuknęłam ze złością
-Nie to nie tak..
-A jak?
-Przestań mi przerywać to się dowiesz!- krzyknął, i wtedy już zamilkłam
-Te dwie dziewczyny co z nimi rozmawiałem(ta rozmawiał) to rozmawiałem z
nimi bo...(tu się na chwile zatrzymał)... No, bo Roger chciał się z
nimi umówić. Ja tylko się ich pytałem czy się z nim spotkają...
-Naprawdę? -zapytałam kpiąco- ale i tak nie mam zamiaru zadawać się ze
służącym Rogera, a z tego co mówisz to właśnie nim jesteś. Nie będę
patrzała jak on cię wykorzystuje. Żegnaj.-powiedziałam krótko i gniewnie.
Byłam zła nie wiedziałam co z sobą zrobić więc w końcu po długim namyśle
skierowałam swoje kroki ku pokojowi wspólnemu.
Wiem Wstałam podenerwowana, już bladym świtem o 5 35. Wieczorem jeszcze popłakałam w poduszkę ponieważ, Josh poprosił Cho, aby powiedziała mi, że on nalega na spotkanie ze mną. I tak nie zeszłam, nawet nie przyjęłam jego listu, tylko odesłałam go za pomocą mojej sówki Hermes w nienaruszonym stanie. Ale wracając do mojego samopoczucia, uważam, że przygotowałam się dobrze. Umiem bardzo dużo zaklęć transmutacyjnych i kułam teorię(nawet nie wiem na czym ma polegać ten konkurs). Turniej rozpoczyna się o 9 i ma trwać do 16, a zakończyć się konkursem na najładniejszą. Mam wielką tremę, która zżera mnie od środka. Postanowiłam wstać, moje kumpelki kazały się obudzić o 6.00 ponieważ, muszą coś zrobić z moim wyglądem, a ja jeszcze nie mam przygotowanych ubrań na miss. Wyjęłam z szafy Jeansy(czarnawe)
i najładniejszą moją koszulkę z napisem Love
, i ubrałam się w nie (to na konkurs wiedzy). Następnie obudziłam Cho i Elizabeth, ta pierwsza krzyknęła z przerażeniem:
-Ty mały wariacie chyba nie chcesz w tym pójść na konkurs?
-Chcę pójść w tym na konkurs z transmutacji. A co?
-Nic już myślałam , że na misses...
-Ale Cho ja i tak nie wiem w co mam się na ten drugi ubrać.
-My już ci strój przygotowałyśmy-powiedziała Eli i wyjęła z szafy śliczną sukienkę.
-Och dziękuje jesteście kochane-wyjąknęłam.......
-No dobra, już nie jęcz od dziś zawsze będziesz dbała o wygląd. Ładne ubranie, makijaż, zadbane paznokcie(tu schowałam swoje palce w kieszeń spodni)...-wyliczała Eli
-Dziewczyny na śniadanie szybkie i ciche, i ruszamy na upięknianie Marietty do łazienki na parterze-Cho widocznie chciała zwrócić na siebie uwagę, nigdy nie lubiła gdy Elisabeth była na pierwszym planie. Może dlatego, że miała równie dobre powodzenie jak ona?
Tak więc poszłyśmy na śniadanie(oczywiście nic nie zjadłam tylko wypiłam szklankę soku dyniowego. Do stołu Gryffonów powrócił Nick, (o dziwo było już sporo osób na śniadanku) był normalnego koloru i nie śmierdział, a nawet kilka razy się uśmiechnął. Oznacza to, że mogę go wreście wypytać o te dziwne rzeczy, które się ostatnio z nim działy. Ale oczywiście nie zrobiłam tego w tym dniu, zrobię to na pewno jutro albo po jutrze.
Udałyśmy się do łazienki, aby tam wyprostować mi włosy(Eli znalazła na to cudne zaklęcie), zrobić delikatny makijaż, i zrobić sztuczne paznokcie(wszystko to na konkurs z wiedzy). Po tych wszystkich zabiegach wyglądałam naprawdę przeciętnie. Spojrzałam na zegarek o nie już jest 8 45 a uczestnicy mieli się zjawić o 8 30. Bez słowa wyjaśnienia opuściłam moje koleżanki i pognałam na wielką salę. V-ce dyrektor nie była w zbyt dobrym nastroju. Dostałam burę za spóźnienie. Usiadłam na wyznaczone mi miejsce. Konkurs z Transmutacji miał odbyć się pierwszy.
Na początku była teoria, dostaliśmy po arkuszy papieru z 30 pytaniami. Zerknęłam na pierwsze ,,Jak brzmi formuła zaklęcia, powodująca znikanie zwierząt kręgowych i opisz jego działanie”. Wcale nie był taki trudny ten test. Następnie był test praktyczny i tu się nieco zdenerwowałam , bo okazało się, że muszę wykonać jakiś popisowy numer. Szperałam w moich myślach i szukałam czegoś odpowiedniego. Uśmiechnęłam się mściwie- już wiem. Zostałam wyczytana, weszłam powoli na scenę a obok mnie stanęli inni uczestnicy w tym Josh. Uśmiechnęłam się po raz drugi i krzyknęłam.
-Montrogelus kwites- zaklęcie miało trafić w Josha ale jego siła rażenia była tak wielka, że w prosiaki zamieniło się około 8 osób. Wszyscy byli pod wrażeniem, ja też. Po minucie osłupienia, dotarło do mnie kwiczenie i zdjęłam zaklęcie z ,,poszkodowanych”. Josh stał i patrzał się na mnie ze złością. Chciał podejść ale właśnie wyczytali jego nazwisko a mnie zawołała prof.. Minerwa(śmieszne imie)
-Egdecombe czemu nie powiedziałaś mi, że potrafisz tramsmutację zbiorową? Nie wiele osób to potrafi. Jestem pod wrażeniem.
-Ja sama o tym nie wiedziałam-zaczęłam przepraszającym tonem- A czy mogę iść teraz przygotować się do drugiego konkursu?
-Tak możesz iść.
Szybko pobiegłam do Cho i Elizabeth, i one zajęły się moim wyglądem na miss. Po 5 godzinach skończyły. Spojrzałam lękliwie w lustro. Nie mogłam uwierzyć. Wyglądam jak nie ja, byłam ładna i w ogóle...O, to nie możliwe.
-Która godzina?- zapytałam dziewczyn
-15-odpowiedziała któraś
-No dobra, ja już idę muszę wziąć numerek i w ogóle się jakoś ustawić. Dziękuje-szepnęłam do kumpelek i pocałowałam je w policzek.
Weszłam do wielkiej sali była pusta, wszyscy poszli na spóźniony obiad, na błonia(tak zażyczył sobie nasz dyrektor). Zdziwiłam się gdyż zobaczyłam mugolski wybieg. No nie tu musiał maczać palce profesor od mugoloznastwa. Podeszła do mnie organizatorka (profesor
McGonagall) i dała mi numerek 1. Ochrzaniła , za to że przegapiłam wyniki pierwszego konkursu, w którym zajęłam drugie miejsce zaraz po Joshu Meldidonie . Myślałam, że padnę na miejscu.
Po 30 minutach.
Nadszedł czas rozpoczęcia konkursu, słyszałam mnóstwo odgłosów. Musiała się zebrać chyba cała szkoła. Wyczytano moje nazwisko, stanęłam za kurtyną i czekałam na jej odsłonięcie. Wreście kurtyna powoli zaczęła się podnosić, czułam się głupio. Gdy już stanęłam cała odsłonięta, wszyscy zamilkli(chyba byli pod wrażeniem) i zaczęli klaskać, i gwizdać zrobiło się bardzo głośno wyszukałam wśród tłumu Josha jego oczy były rozmarzone...i zapatrzone we mnie. Szybko odwróciłam wzrok. Przeszłam się kawałek z gracją po wybiegu, oklaski nie milkły. Wróciłam i przeczekałam aż wystąpi jeszcze 20 kandydatek. Żadna nie dostała tak wielkich braw jak jaJ Nastąpiło ogłoszenie wyników(głosowała publiczność). 3 miejsce zdobyła jakaś Gryfonka, Angelina czy jakoś tak. Drugie miejsce zdobyła Puchonka, była naprawdę ładna. Już wiedziałam, że żadnego miejsca nie zdobędę, wiec cichutko chciałam zwiać ze sceny. Lecz oto nagle wyczytali moje nazwisko. Nie mogłam uwierzyć, 1 miejsce skakałam z radości... Poszłam po trofeum (korona), zeszłam w tłum. Wszyscy zaczęli mi gratulować i bić brawo, dalej nie mogłam uwierzyć, że wygrałam. Chciałam uciekać do moich przyjaciółek, więc odwróciłam się i zobaczyłam.......
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~*~~*~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Notka chyba najdłuższa jaką napisałam ale wątpię, żeby wam się podobała. Pozdrowienia dla wszystkich i dziękuje za wcześniejsze komentarze.
Jak co dzień rano wstałam o 6 by: zrobić maseczkę, ogarnąć moje włosy, i zrobić pasujący makijaż (Cho mówiła, że teraz kiedy mam startować na najładniejszą musze zawsze wyglądać ładnie).Dziewczyny wstały o 8 gdy ja już byłam gotowa i czekałam na nie (bałam się zejść na dół sama,po tym wczorajszym wydarzeniu). O 9 poszłyśmy na śniadanie. Wiedziałam, że będą wszyscy i on też. Gdy tylko przekroczyłam próg wielkiej sali, zaparło mi dech. Siedział w grupce fanów tego durnia Rogera Daviesa jego kapitana, to znaczy kapitana drużyny Krukonów. O nie , jeśli on należy do paczki tego nadętego dupka, to wiele może z tego wynikać:
Po pierwsze, że Roger wysłał go po to by mnie uwiódł a potem rzucił, albo druga możliwość Josh miał mnie zbliżyć do swojego szefa.
Złapałam jego spojrzenie, było takie ufne i ciepłe, że aż serce mi drgnęło nie w ten czas co powinno. Wtedy wstał i usiadł obok mnie( spojrzałam w tym momencie na Rogera wyglądał jakby ktoś go kopnął w czułe miejsce, więc teraz mogę być pewna, że Josh działał z własnej inicjatywy.
-Hej jak tam?- Spytał lekko zawstydzony
-Bez zmian a u ciebie?- Kurcze w moim głosie było tyle chłodu, że aż chłopak się speszył.
-Dużo nauki i w ogóle. Występuje w konkursie na Transmutację i taniec nowoczesny.
-Nie !! JA też startuję do tego samego konkursu.
-Co? Na transmutację?
-Tak, no to się zmierzymy, ciekawe kto wygra, pewnie ty bo przecież dzielą nas 2 lata.
-W sumie tak ale na każdej naszej lekcji profesorka zawsze cię chwali i mówi jaka ty mądra i zdolna i jak potrafisz bawić się transmutacją.
-Naprawdę?? Nie wiedziałam, że jestem mądra...-zaczęłam się śmiać
-A ja wiedziałem.
I tak gadaliśmy i gadaliśmy i może to wydawać się dziwne, ale między nami nic. Żadnego pocałunku czy zbliżenia. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i to wszystko, i aż tyle.
Następnie udałam się do gabinety v-ce dyrektorki aby powiadomić ją o moich zamiarach.
-Dzień dobry. Chciałam pani powiedzieć, że zdecydowałam się na transmutację i na konkurs na najładniejszą.
-To dobrze. Tylko przygotuj się do konkursu przedmiotowego, bo nie powiedziałam ci, że ten konkurs jest jutro w niedzielę.
-Słucham?-krzyknęłam przerażona
-Tylko bez krzyków-skarciła mnie ,,zapominalska”lepiej idź już i się przygotuj, żebyś się nie skompromitowała.
Poszłam do sowiarni tam mogę jedynie odpocząć zawsze jest spokój a jedyni towarzysze to śpiące sowy. Lecz gdy tam zajrzałam, natknęłam się na kogoś, kogo wolałabym nie spotkać. A był to Josh z jakąś lalunią. On coś jej mówił o ona zaprzeczała głową i oblewał ją od czasu do czasu rumieniec. Odwróciłam się i trzasnęłam drzwiami. Chwilę później usłyszałam, skrzypnięcie i krzyk Josha.
-Marietta!!! Zaczekaj!
Ale mnie już nic nie obchodziło poza tym by wrócić do dormitorium i zacząć kuć by pokonać go w konkursie. Niech wie, że jestem od niego lepsza.I zamierzam również wygrać konkurs piękności, wtedy mu dopiero gały wyjdą(mi zresztą też).
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*
Sory, że ta notka jest taka głupia i nudna ale brak weny i poza tym obiecałam częstsze nocie, więc słowa dotrzymuje.
Uf padłam no moje łóżko jednak sen nie przyszedł do mnie tak szybko jak zawsze.
Długo męczyłam się z usypianiem na próżno, dziewczyny już dawno spały(jak wróciłam już dawno były w łóżkach). Więc wzięłam mój pamiętnik i zaczęłam zastanawiać się skąd tu wytrzasnąć światło....Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem upośledzona jakaś, bo zapomniałam, od czego jest moja różdżka(14 i pół cala, włos jednorożca, giętka, gibka i szybka idealna do transmutacji zaklęć i pojedynków). Szepnęłam Lunos na moje nieszczęście trzymałam różdżkę tak, że jej promień padł prosto na śpiącą Elizabeth. Zaraz się obudziła(zawsze była czujna)
-no, co ty?-Spytała-nie masz, co robić? Daj się, ludzią wyspać.
-Dobra się, ale nie wrzeszcz tak, bo wszystkich obudzisz.
Po kilku sekundach słyszałam już równomierne chrapanie kumpeli. Ta to ma dobrze. Nie wiedziałam, co zrobić...Więc zeszłam do pokoju wspólnego, pomyślałam, że nie pójdę się wykopać, bo Flich zaraz przyleci, kto to taki. A jego ślicznej, zmarszczonej twarzy na pewno nie chcę teraz widzieć. Rozsiadłam się na moim ulubionym miejscu przed kominkiem,(który już wygasał). Rozpaliłam go na nowo, chłopcy z równoległej klasy zawsze przynoszą drewno, jak to mówią na wszelki wypadek.
Nagle usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach na dół(tzn. do PW). Szybko schowałam mój pamiętnik. Z niecierpliwością czekałam aż ujrzę powód mojego strachu. Okazał się nim pewien chłopak, okazałej budowy dobrze umięśniony. Chyba nasz ścigający(nigdy za bardzo nie interesował mnie Quidditch). Miał ciemne włosy. I był całkiem, całkiem...Jejku, co ja gadam był boski. Był to mój ideał we własnej osobie.
-Cześć...-Zaczął niepewnie.
-No siemanko. Co cię tu sprowadza? -Zaczęłam wesoło i bez skrępowania(nie wiem, jakim cudem) .
-Ja..Ja-zamieszał się jeszcze bardziej
-dobra jak nie chcesz to nie mów ja nie naciskam.-Kurczę nie wiem skąd wziął się ten luzak we mnie. Zupełnie tak jakbym znała tego chłopaka całe życie i wiedziała dokładnie jak z nim postępować.
-Ale to żadna tajemnica. Po prostu przyszłem, bo nie mogę zasnąć. Wciąż dręczą mnie koszmary. A ja,a...Nie lubię ich...A ty co tu robisz?
-Ja nie mogę spać i pisze pamiętnik- wyciągnęłam go ze skrytki(za kominkiem) i pokazałam. Wiedziałam, że nowemu mogę zaufać.
- To pewnie ci przeszkadzam?-spojrzał się mi w oczy...Jego były koloru brązowego..mniam czekolada....
-Oczywiście, że nie siadaj-pokazałam na krzesło-Jak ci na imię?
-Josh,a ty?
-Marietta, chyba jesteś ścigającym?
-Nie..to znaczy tak-nagły rumieniec okrył jego słodką buźkę.
-Acha,- zrobiłam maślane oczy-No to ja idę spać.
Wstałam on zrobił to samo podeszłam z wystawioną ręką..i wtedy (to nie ja) rzuciłam mu się w ramiona i pocałowałam go, a on o dziwo odwzajemnił mój pocałunek.
Po długim czasie oderwaliśmy się od siebie. Usiedliśmy znów na fotelach i długo, długo rozmawialiśmy.