Pamiętnikiem opiekuje się Claire Do 07 listopada 2007r pamiętnikiem opiekowała się Mik@ Kącik Parvati Patil
Ulga i zaskoczenie Dodała Parvati Środa, 09 Kwietnia, 2008, 15:12
Wczesnym rankiem Lavander przyszła do mojego pokoju. Byłam jeszcze troszkę zaspana ale kiedy powiadomiła mnie, że dostałam odpowiedz od rodziców moje gałki oczne jak by na komendę otworzyły się prawie "wypadając z orbit" jednocześnie ciągnąc się w kierunku listu. Kiedy go otworzyłam poczułam jak by do mojego wnętrza wpłynęło ciepło domu i głos moich rodziców:
Droga Parvati
Nie martw się Asmena została w domu. Tęsknimy do zobaczenia mama z tatą.
Po przeczytaniu dość krótkiego listu kamień spadł mi z serca. W tej chwili Lavander weszła do pokoju mówiąc
-Parvati no chodź śniadanie już na stole. No chodź, chodź
-Już idę -odparłam
Schodząc po schodach czuć było cudowny zapach jajecznicy, rodzice Lavander oświadczyli nam, że mamy się już pakować, ponieważ jutro wyjeżdżamy. Lavander z wielkim zaskoczeniem powiedziała
-co?! jutro jak to przecież jesteśmy tu dopiero...- po krótkim zastanowieniu wyksztusiła - dziewiąty dzień
-No a co wy moje drogie myślałyście?
czas szybko mija wakacje nie długo się kończą. Czas wracać -powiedział tata
-Tak, tak Lavander ty nie masz jeszcze kupionej nowej różdżki i podręczników a to trzeba zakupić z wyprzedzeniem wiesz o tym dobrze- odparła mama
-Tak wiem mamo
Podziękowałyśmy i ze smutkiem poszłyśmy na górę się pakować.
Nadszedł wieczór wreszcie skończyłyśmy się pakować po chwili odwiedziła nas mama Lavander
-Dziewczynki idziecie spać już robi się późno a jutro rano wyjeżdżamy
-Dobrze, dobranoc pani
-Dobranoc jutro o 6.00 pobudka pamiętajcie żebym nie musiała was dobudzać dwie godziny.
Nie mam sprawy - odparłyśmy układając głowy na miękkich poduchach...
Wyjazd, fochy Asmeny-czyli jak to jest, kiedy się na śniadanie je się jajecznicę Dodała Parvati Wtorek, 11 Marca, 2008, 14:53
Obudziłam się. Przez otwarte okno mojej sypialni wpadały nieśmiałe, poranne promienie słońca. Zeszłam z łóżka i nałożyłam papcie. Podeszłam do okna i wychyliłam się podziwiając kwiaty róży pnącej się po murze domu. Delikatny wiatr omiótł mi twarz sprawiając, że loki pozostałe po wczorajszym warkoczu zatańczyły w kilka stron jednocześnie.
Z dołu doszedł mnie głos taty.
-Kochanie, śniadanie na stole. Zejdź na dół.
-Zaraz, tylko się ubiorę! -odkrzyknęłam i dałam nura do obszernej szafy wypchanej jeszcze większą zawartością. W końcu wytargałam błękitną sukienkę, nowy nabytek z eleganckiego sklepu dla czarownic w Hogsmeade. Pobiegłam do łazienki gdzie przesiedziałam dobry kwadrans, malując się i ogólnie doprowadzając się do stanu użyteczności. Wbiłam się w sukienkę, związałam włosy i zjechałam po poręczy na dół. Rodzice zajęci konsumpcją śniadania rozmawiali o czymś z niepokojem.
-Córeczko, jesteś pewna, że chcesz jechać?
-Mamo... - zaczęłam niechętnie nakładając sobie porcję jajecznicy. -Mam 14 lat, a Lavender to moja najlepsza koleżanka, naprawdę jej rodzice bezpiecznie odprowadzą nas na Mistrzostwa Swiata w Quidditchu. Pomyśl, taka okazja już się nie powtórzy i...
-Tam będzie mnóstwo ludzi, pozatym nie znamy rodziców twojej koleżanki.
-To naprawdę wspaniali ludzie. Mamo... -jęknęłam błagalnie.
-Amelio pozwól jej jechać, nie jest małą dziewczynką poradzi sobie. - tata złożył gazetę patrząc na mamę.
-No właśnie, Padma też wyjechała.
-Padma wyjechała już 2 tygodnie temu...
-Ale ona jechała do waszej kuzynki, a to inna sprawa.
-Mamo wszystko mam już spakowane, a Lavender i jej rodzice będą tu o 16.00.
-Wiedzą gdzie jest Lilyanne street?
-Wiedzą napewno. - odparłam patrząc przymilająco na rodziców.
-Dobrze, możesz jechać...
-Dziękuję! - rzuciłam się mamie na szyję.
-Ale, ale... weźmiesz kilka dodatkowych swetrów i co 3 dni będziesz pisała listy.
-Dobrze, postaram się. - powiedziałam z ociąganiem.
-A teraz biegnij na górę i dokończ pakowanie. Państwo Brown będą o 16.00 i nie życzę sobie, żebyś potem biegała w tę i z powrotem w poszukiwaniu sukienek i flakoników z tymi twoimi "perfumami". O ile można tak nazwać coś, na co wydałaś 3 miesięczne kieszonkowe.
Uśmiechnęłam się i poleciałam na górę.
Do przyjazdu Lavender mam jeszcze trochę czasu, ale trzeba wyszczotkować Asmenę i doprowadzić ją do porządku przed podróżą.
Kotka jakby czytała w moich myślach, wyprężyła się i zatoczyła koło moich kolan. W tym momencie pomyślałam o kocie Hermiony Granger - Krzywołapie.
-Już niedługo się z nim spotkasz moja droga. - zaśmiałam się. Asmena skinęła czarnym łebkiem i z gracją ruszyła w stronę drzwi od łazienki.
-Parvati! Przyszły jakieś kartki, od Hermiony i Amber... i jakiś bilet w kopercie, zaraz zaraz, od jakiegoś Rona Weasley'a
-To na Mistrzostwa Świata, widocznie jego tata miał więcej biletów. - uradowana zbiegłam na dół postrącając przy okazji Asmenę, a ona obrażona czmychnęła pod kanapę.
Wyjazd, troskliwi rodzice - Czyli Asmena w tarapatach Dodała Parvati Wtorek, 04 Grudnia, 2007, 16:23
Wyjazd, troskliwi rodzice - Czyli Asmena w tarapatach
Nadeszła 16.00. Asmenie poprawił sie juz humor i była w pełni gotowosci na wyjazd. Rodzice jak to rodzice powtarzali wciąż to samo, -kochanie nie zapomniałś niczego?, -czy napewno chcesz tam jechać? Lecz ja nie dałam sie ponieść emocją i w opanowaniu grzecznie odpowiadałam.
Kiedy miałam odpowiedzieć mamie na kolejne pytanie usłyszałam dzwięk klaksonu. Natychmiastowo zerwałam sie do dzwi po raz kolejny potykajac sie o Asmene. Kiedy otworzyłam dzwi ujrzałam Lavender. Z ogromna radościa zaprosiłam ją do środka. Rodzice zaczeli ją wypytywać, lecz ja szybko zabrałam walizki, pozegnałam sie z nimi i wybiegłyśmy za próg domu. Rodzice Lavender okazali mi ciepło od pierwszej chwili. Mama podeszła to nas i składała prosby na ręce pani Brown . Ze smutkiem żegnalismy sie. Widziałam po mamie że będzie tesknić, ja jestem pewna, że wytrzymam bez rodziców w końcu to tylko 10 dni. Lecz kiedy dobiegł mnie dzwiek silnika i rodzice z każdą chwilą oddalali się zaczęło mi ich brakować, lecz po kilku minutach straciłam ich z oczu. Kiedy byliśmy w połowie drogi przypomniałam sobie, że trzeba nakarmić Asmene. Zatrzymaliśmy sie aby wyjąc ją z bagażnika ku mojemu zdziwieniu nie było jej tam...
-Lavender! - krzyknełam
Przyjaciółka zerwała się z siedzenia i natychmiast przyszła.
-Co sie stało? - powiedziała zdenerwowana
-Nie ma Asmeny!
-Jak to nie ma musi być!
-Nie wiem przecież chowałam ją do bagażnika, wiec nie rozumiem
- Parvati spokojnie. Napewno ja brałaś może zostawiłas w domu?
-Może ale musze sie upewnić.Jak dojedziemy na miejsce napisze list do rodziców i spytam sie czy jej nie zostawiłam.
-Dobrze - odparła Lavender -ale teraz musimy jechać aby zdążyć na czas.
Więc wsiadłyśmy do auta i ruszyłysmy w dalsza droge.
Na miejscu zabrałam sie za pisanie listu:
Kochani rodzice
Dojechaliśmy szczęśliwie. Lecz jestem bardzo zmartwiona ponieważ nie ma Asmeny! czy została w domu? prosze odpiszcie na ten list, ponieważ bardzo się nie pokoje.
Parvati
Obudziłam się. Przez otwarte okno mojej sypialni wpadały nieśmiałe, poranne promienie słońca. Zeszłam z łóżka i nałożyłam papcie. Podeszłam do okna i wychyliłam się podziwiając kwiaty róży pnącej się po murze domu. Delikatny wiatr omiótł mi twarz sprawiając, że loki pozostałe po wczorajszym warkoczu zatańczyły w kilka stron jednocześnie.
Z dołu doszedł mnie głos taty.
-Kochanie, śniadanie na stole. Zejdź na dół.
-Zaraz, tylko się ubiorę! -odkrzyknęłam i dałam nura do obszernej szafy wypchanej jeszcze większą zawartością. W końcu wytargałam błękitną sukienkę, nowy nabytek z eleganckiego sklepu dla czarownic w Hogsmeade. Pobiegłam do łazienki gdzie przesiedziałam dobry kwadrans, malując się i ogólnie doprowadzając się do stanu użyteczności. Wbiłam się w sukienkę, związałam włosy i zjechałam po poręczy na dół. Rodzice zajęci konsumpcją śniadania rozmawiali o czymś z niepokojem.
-Córeczko, jesteś pewna, że chcesz jechać?
-Mamo... - zaczęłam niechętnie nakładając sobie porcję jajecznicy. -Mam 14 lat, a Lavender to moja najlepsza koleżanka, naprawdę jej rodzice bezpiecznie odprowadzą nas na Mistrzostwa Swiata w Quidditchu. Pomyśl, taka okazja już się nie powtórzy i...
-Tam będzie mnóstwo ludzi, pozatym nie znamy rodziców twojej koleżanki.
-To naprawdę wspaniali ludzie. Mamo... -jęknęłam błagalnie.
-Amelio pozwól jej jechać, nie jest małą dziewczynką poradzi sobie. - tata złożył gazetę patrząc na mamę.
-No właśnie, Padma też wyjechała.
-Padma wyjechała już 2 tygodnie temu...
-Ale ona jechała do waszej kuzynki, a to inna sprawa.
-Mamo wszystko mam już spakowane, a Lavender i jej rodzice będą tu o 16.00.
-Wiedzą gdzie jest Lilyanne street?
-Wiedzą napewno. - odparłam patrząc przymilająco na rodziców.
-Dobrze, możesz jechać...
-Dziękuję! - rzuciłam się mamie na szyję.
-Ale, ale... weźmiesz kilka dodatkowych swetrów i co 3 dni będziesz pisała listy.
-Dobrze, postaram się. - powiedziałam z ociąganiem.
-A teraz biegnij na górę i dokończ pakowanie. Państwo Brown będą o 16.00 i nie życzę sobie, żebyś potem biegała w tę i z powrotem w poszukiwaniu sukienek i flakoników z tymi twoimi "perfumami". O ile można tak nazwać coś, na co wydałaś 3 miesięczne kieszonkowe.
Uśmiechnęłam się i poleciałam na górę.
Do przyjazdu Lavender mam jeszcze trochę czasu, ale trzeba wyszczotkować Asmenę i doprowadzić ją do porządku przed podróżą.
Kotka jakby czytała w moich myślach, wyprężyła się i zatoczyła koło moich kolan. W tym momencie pomyślałam o kocie Hermiony Granger - Krzywołapie.
-Już niedługo się z nim spotkasz moja droga. - zaśmiałam się. Asmena skinęła czarnym łebkiem i z gracją ruszyła w stronę drzwi od łazienki.
-Parvati! Przyszły jakieś kartki, od Hermiony i Amber... i jakiś bilet w kopercie, zaraz zaraz, od jakiegoś Rona Weasley'a
-To na Mistrzostwa Świata, widocznie jego tata miał więcej biletów. - uradowana zbiegłam na dół postrącając przy okazji Asmenę, a ona obrażona czmychnęła pod kanapę.
Guardianie... mam prośbę. Wystaw pamiętnik do konkursów. Nie mam siły, motywacji, ani chęci aby pisać ten pamiętnik. Dużo osób, kreatywnych, pomysłowych i pełnych zapału jest na moje miejsce. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy czytali ten pamiętnik. Pozdrawiam...
Wiele myśli błądziło w mojej głowie. "Kocham Harry'ego,
Seamus mnie, Snape będzie nas
otruwał (tak, rzeczywiście bardzo śmieszne ), oraz będzie... bal bożonarodzeniowy na
rozpoczęcie... Turnieju Trójmagicznego! Problem tylko w jednym: Z kim ja pójdę? Taaa,
chłopiec musi zaprosić dziewczynę. Śniło mi się, że Harry zaprosił mnie... Ojej, ja już
zwariowałam przez tego Pottera! "Harry to, Harry tamto". Ale ja go naprawdę Kocham. Nie tak
jak Seamusa. To z Seamusem to było zwyczajne gówniarskie zauroczenie . Cóż, muszę kończyć,
bo spóźnię się na Transmutacje!
***
2 godziny później.
Stało się coś... coś czego nigdy nie zapomnę... Harry wybrał MNIE! Idę z nim na bal! Było to dokładnie tak:
- Eeee... cześć Parvati- bąknął
- Hejka Harry- rzuciłam pogodnie.
- Słuchaj... nie chciałabyś.. no ten... pójść ze mną na bal?- Zapytał.
Mocno się zaczerwieniłam. Aż za mocno.
- Jasne, Harry. To spotkamy się przy drzwiach do Wielkiej Sali.- Powiedziałam i pobiegłam stamtąd jak na skrzydłach. Był jeszcze jeden problem... mianowicie Seamus. Co mu powiem? Na pewno mnie poprosi... - E tam. Nie będę się nim przejmować.- Wymruczałam sama do siebie.
***
Pół godziny później
- W co ja się ubiorę na ten bal???- Wrzeszczałam Lavender do ucha.
- Uspokój się Parvati! Masz jeszcze kupę czasu! Jeszcze nawet nie przyjechali goście z Beauxbatons i Durmstrangu! A ty...
- Ale...- przerwałam jej.
- Nie ma żadnego "Ale"! Za dwa tygodnie idziemy do Hogsmeade. Nie wymigasz sie od tego. Koniec, kropka.
--- Dobra wiem: Kolejna głupia i odmóżdżająca notka. Ale dedykuję ją wam. Wam, którzy czytacie ten pamiętnik. Przy okazji pozdrawiam .
Słodki Yorek, Impreza, "Kocham Cię"- ale ja Ciebie nie! Dodała Parvati Środa, 20 Czerwca, 2007, 22:17
Wybiegłam ze skrzydła szpitalnego. Biegłam ile sił w płucach, w stronę Wieży Gryffindoru. Nagle wywróciłam się. Nie, raczej ktoś mnie przewrócił… no tak, wbiegłam w Harry’ego! Serce zabiło mi trochę mocniej…
- Cześć Parvati! Już wyzdrowiałaś?- Usłyszałam.
- No, jak widać tak - Uśmiechnęłam się. – Ja muszę lecieć – Dodałam po chwili. – Paa! Do zobaczenia!
Dalej szłam już całkiem wolno, rozmyślając o Harrym. Po drodze spotkałam Seamusa. Przeszłam obok niego całkiem obojętnie. No dobra: Miałam go gdzieś. To nie moja wina! Cały czas mi się wydaje, że gdybym nie była w nim tak ślepo zakochana to TO by się nie zdarzyło. Miałam trochę wyrzuty z tego powodu, ale co tam…
Weszłam do dormitorium dziewcząt. Zatopiona w marzeniach… Nagle usłyszałam krzyki i wesołe śmiechy. Zebrał się tam cały (!) Gryffindor (pomijając McGonagall) i wszyscy… świętowali! Lavender, razem z Hermioną, Ronem i Harry’m (!!!) uśmiechali się do mnie pogodnie, a Hermiona z Lavender podały mi jakąś paczkę. Ron wyrwał się:
- No więc, eee… Parvati, to jest prezent od całej tutaj naszej grupki...- Bąknął. Ja jednak wpatrywałam się w Harry’ego. On także mi się przyglądał i powiedział:
- No, rozpakuj, wybraliśmy go razem… - Powiedział.
Wykonałam polecenie.
Rozpakowałam i zobaczyłam…
Rozkosznego psiaka, rasy York! Na sam widok prawie się rozpłynęłam. Położyłam go na swoim łóżku i rzuciłam się w wir zabawy...
Impreza się skończyła. Poszłam wyciszyć się na błonia, bo ta dyskoteka nieźle dała mi popalić.
Nagle podszedł do mnie Seamus:
- Cześć - Powiedział.
- Hej... Co tu robisz?- Zapytałam.
- Nic.. Chciałem Ci coś dać...- Wymruczał i wcisnął mi do ręki świstek jakiejś kartki.
Chwilę potem rozwinęłam kawałek pergaminu. Było napisane krzywymi literkami "Kocham Cię"... Problem w tym, że ja go już nie!
*** Dedykuję tą kiepską notkę Emmie- ona już wie za co...
Notka monotonna i nudna... No i krótka. Trudno. Ważne, że jest . A sorry, że notki tak rzadko, bo prowadze dwa e-Hogwart, uczę w Hogwarcie HP.org, i prowadzę dwa pamiętniki... No i jeszcze blog... Ale upominajcie mnie, mówcie co dobrze, co źle, bo to mnie mobilizuje! OK, przynudzam. Miłego czytania
***
Obudziłam się w skrzydle szpitalnym. Z nudów krzyknęłam:
- Pani Pomfrey!
Przyszła.
- Mogę pani opowiedzieć mój sen?- Pielęgniarka kiwnęła głową. Chyba trochę znudzona ale cóż...
Opowiedziałam jej o wszystkim: O Seamusie, pocałunku i o kółkach. Krzyknęła.
- Co się stało, proszę pani?- zapytałam
- Panno Patil... To... to... TO nie był sen!!!!
- To znaczy?- Poczułam dziwny niepokój.
- To znaczy Parvati, że... To się stało naprawdę. Ale gdy twój wybranek wychodził, nie był to już pan Finnigan tylko... Dorosły czarodziej w powłóczystej szacie! Dumbledore obawia się, że był to śmierciożerca.
To, co powiedziała lekarka wstrząsnęło mną porządnie. TO nie może być prawda!!!! Ja nie mogłam całować się z przestępcą!!! Zaczęłam krzyczeć. Pani Pomfrey spoiła mnie jakimś eliksirem, po którym, aż przez godzinę(!) nie mogłam nic mówić. Gdy mogłam już mówić, chciałam zawołać panią Pomfrey, aby zaprosiła do mnie dyrektora. Jednak nie musiałam nic mówić…
- Panie dyrektorze! Tutaj był śmier…
- Muszę Ci przerwać, panno Patil. Proszę się uspokoić. Podejrzewam, że już od dawna Voldemort- wzdrygnęłam się- Cię obserwował, a twoja „śpiączka” nie była mu obojętna… Parvati, wszystko mi dokładnie opowiedz.
Opowiedziałam. Dumbledore patrzył na mnie (jak ja nienawidzę gdy ktoś tak się patrzy! Czuję się jakby ktoś patrzył do mojego umysłu!).
- Będziesz musiała przyjść pojutrze wieczorem do mojego gabinetu. Opowiesz mi, o tym, co się działo, jeszcze przed twoją śpiączką. A teraz połóż się i… Aha! Zapomniałbym. Harry Potter (poczułam motyle w brzuchu. Ale zara… Harry?), Hermiona Granger, Lavender Brown, Ronald Weasley i Neville Longbottom przesyłają pannie paczkę fasolek wszystkich smaków. Dyrektor już wychodził, ale szepnął jeszcze:
- Czekoladowe Żaby.
Nie oceniaj po wyglądzie... Dodała Parvati Czwartek, 08 Marca, 2007, 20:46
W drzwiach stanął nie kto inny jak... Seamus! Boże! On się tak zmienił przez ten rok! Wyrósł, wyprzystojniał ale to jego spojrzenie... Dziwne jakieś. Takie... Pełne czegoś, czego nie umiem nazwać. Wydawało mi się, że patrzę na całkiem inną osobę, niż tą, którą podziwiałam w trzeciej klasie. A gdy się odezwał, usłyszałam głos, który nie był głosem małego Seamusa, ale dorosłego pana Finnigana...
-Parvati... Wyładniałaś. – Powiedział
Serce podskoczyło mi do gardła. TO powiedział Seamus... Moje policzki przybrały taką dziwną barwę, której nie mogę określić. On najwidoczniej to zrozumiał, że... no cóż... Kocham go, więc powiedział do Pani Pomfrey, gdyż wszyscy inni wyszli z sali:
-Możemy zostać sam na sam?
Pani Pomfrey kiwnęła głową, i wyszła do swojego gabinetu. Nie mogę teraz opisać co działo się wtedy w mojej głowie. Podobało mi się to, ale także bałam się... Jednak on pochylił się i...
POCAŁOWAŁ MNIE! PROSTO W USTA!
Boże... Czułam się... Czułam... Takie... Takie ciepło. Kiedy odkleiliśmy się od siebie, zagadał do mnie:
-Tęskniłem, wiesz?
Moja twarz z brązowej, zmieniła się na czerwoną.
-Naprawdę tęskniłeś za taką dziwną osóbką jak... cóż... jak JA??
Uśmiechnął się bosko i stwierdził:
-Oczywiście.
Moje wnęczności zatańczyły sambę. To przecież nie było możliwe żebym podobała się JEMU. Odezwał się:
- Ale dlaczego zapadłaś w śpiączkę? Co się stało?- Zapytał z troską, swoim pięknym głosem
- Nie pamiętam... a może ty coś wiesz?- zapytałam
- Wiem tyle, że Cię znaleźli przy bibliotece- ah te jego oczy!
- Ostatnio jakiś czarodziej mnie śledził… Nie poszłam jednak do Dumbledore’a. Nie chciałam aby ktoś o tym wiedział… Czułam, że to jakaś tajemnica. Ale ty jesteś mi najbliższy więc tobie o tym powiedziałam.
I nagle poczułam, że moje nogi odrywają się od ziemi i, wśród wielu kolorowy kółek, zaczęłam kręcić się wokół własnej osi...