"In the event of my Demise,
when my heart can beat no more
I hope I die for a belief that I had lived for." (ang.)
"W dniu mojej śmierci
gdy moje serce nie będzie mogło już dłużej bić
mam nadzieję, że umrę za Wiarę, dla której chciałem żyć."
Autor: Tupac Shaker
Życie Nataszy jest pełne zagadek i tajemnic, żeby je odkryć musisz przeczytać ten pamiętnik, w którym nie znajdziesz nic oprócz bólu, smutku i prawdziwego życia To nie jest kolejny pamiętnik pt. Jestem księżniczką! Klękajcie narody!.
Życzę miłego czytania i komentowania!
Czas nadal stoi dla mnie w miejscu, ale nowa podróż przede mną. Dodała Natasha Piątek, 10 Sierpnia, 2007, 08:00
1 lipiec 1991
Hmm… Dość dziwne, że wciąż jestem w domu. W sobotę dwudziestego drugiego czerwca wróciliśmy do domu (ja i Debilny Kwartet). Na dworcu zastaliśmy naszych ojców, bo mamy szykowały „imprezę powitalną”, która odbyła się w moim rodzinnym domu. Przeróżne potrawy, cista, ciasteczka, sałatki, itp. Czekałam, kiedy powiedzą coś o tej karze, lecz oni nic. Black milczał, więc ja też. Nie chciałam wiedzieć, modliłam się skrycie, chociaż nie wierzę w nic, o odwołanie kary. Nie potrafiłam nic wykombinować w tej sprawie, on też nie… Sobota minęła.
W niedzielę unikałam rodziców. Miałam plan, żeby wyjść z domu, ale ojciec powiedział, że dzisiaj idziemy do jego rodziców na obiad, więc kicha z planu. Obiad u dziadków Potterów był pyszny. Jak zawsze. Nawet zapomniałam o tej „karze”, ale wieczorem…
-Natasza! Zejdź na dół! Musimy porozmawiać!- Dobiegł mnie krzyk z dołu. Powoli podniosłam się ze swojego łóżka i na drżących nogach zeszłam na dół. W salonie siedzieli już Blackowie i rodzice.
-Dobrze. Możemy zaczynać.- Powiedział tata. –Lily, kochanie!
-Czemu zawsze ja?!- obruszyła się, ale zaraz zaczęła swój monolog. –Jak dobrze pamiętacie, mam taką nadzieję, wyznaczyliśmy WAM karę. Miała ona polegać na spędzeniu przez WAS wakacji… razem. Jednak… - Tu spojrzała na Dorcas, Syriusza i ojca. – doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu wysyłanie WAS razem, bo mogło by to zakończyć się śmiercią, któregoś z WAS. –Zerknęłam na Micka, który przez cały czas wpatrywał się w czubek swoich adidasów. –Nie myślcie sobie, że obejdziecie się bez kary!- Zagrzmiała, ale zastanawiało mnie jaki jest prawdziwy powód. –Natasza, jutro kładziesz się do Munga na tydzień lub, jeżeli będzie to konieczne, na dłużej. Zrozumiałaś?- Pokiwałam tylko głową. Nie miałam ochoty na rozmowy, a zwłaszcza przy Blackach. Szczerze nie lubię ich rodziny, oprócz Maksa, który wydaje się normalny z nich wszystkich.
-Pójdę się spakować. –Już miałam wychodzić, gdy zaczepił mnie Syriusz.
-Natasza?
-Hę?- Stanęłam w drzwiach i czekałam, aż zacznie.
-Możemy porozmawiać na osobności?- Spytał się. Kiwnęłam głową na znak zgody. Ruszyłam do kuchni, kiedy miałam usiąść na jednym z krzeseł, powiedział:
-Wyjdźmy stąd. Odpowiada ci spacer?
-Tak.- Ruszyliśmy przez drzwi kuchenne prowadzące do ogrodu. Dalej przez furtkę w stronę lasu. Szliśmy z dobre dziesięć minut.
-Jak się czujesz?- Zagadnął. Czułam, że nie potrafi dobrać słów. Bał się?
-Zależy o co pytasz.- Zrobiłam pauzę, ale on nie odpowiadał. –Fizycznie trzymam się, ale teraz trochę pochoruję. Znając życie.
-Przecież wiesz, że o to nie pytam.
-Nie jestem idiotką Black. Nie ułatwię ci sprawy, musisz postarać się.- Powoli skierowałam się w stronę jeziora. Syriusz stał w miejscu, jakby nad czymś się zastanawiał.
-Ja nie wiem, jak ludzie mogą się z tobą dogadać. Ciężki przypadek z ciebie. –Stwierdził i podszedł do mnie. –Jesteś taka niedostępna dla wszystkich?
-Może…
-Ja wiem swoje. Nie będę owijał w bawełnę. Jak traktują ciebie ślizgoni?- Ciekawe kto jeszcze mnie o to zapyta podczas tych wakacji.
-Nie wiem o co pytasz. Przecież ja też jestem ślizgonką. Zapamiętaj sobie, nie jestem taka jak WY, wyznaję inne zasady.- Gdy miałam już odejść chwycił mnie za rękę. Muszę przyznać, że ma parę w rękach. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, lecz nie mogłam. Byłam za słaba…
-Zechcesz mnie puścić Black!- Wysyczałam.
-Nie, dopóki nie porozmawiamy na poważnie.- Minę miał zaciętą. Mick może jest podobny do Syriusza, ale nie z charakteru. Różnią się pod tym względem. –Jednak będziemy musieli odłożyć to na inny termin.- Rozluźnił ucisk, lecz wciąż trzymał mnie za nadgarstek.
-Dlaczego? Skoro mówisz, że to ważne.- Tak naprawdę to zainteresowało mnie to, co chce mi powiedzieć. Nigdy nie rozmawiał ze mną sam na sam.
-Czas nadal stoi dla mnie w miejscu, ale nowa podróż przede mną.- Powiedział i po prostu odszedł tak sobie.
Przez kolejny tydzień nic nie pisałam, bo zapomniałam „pamiętnika” z domu. Jednak nie miałam ochoty ani czasu na pisanie przez te badania. Uzdrowiciele twierdzą, że powinnam zacząć przyzwyczajać się do mięsa, bo tak mnie nigdy nie wyleczą, ale bardzo się boję… Może kiedyś, jak będę gotowa.
Zastanawiają mnie słowa Syriusza. Nie wiedziałam jaki jest ich sens. Czyżby jakaś zagadka? Ja się tego dowiem…
Wszystko ma jakiś początek... Dodała Natasha Poniedziałek, 06 Sierpnia, 2007, 13:56
Ten tekst nie pochodzi z pamiętnika Nataszy. Zamieszczam to tutaj, abyście zrozumieli całość opowiadania. Kiedyś (jeżeli ktoś pamięta) robiłam mini konkurs na imiona dla nowych postaci i właśnie dzisiaj PIERWSZY raz pojawiają się, chociaż Natasza jeszcze ich nie zna. Wy macie okazję ich poznać jako pierwsi. Cofnijcie się kilka notatek wcześniej (na drugiej stronie) a tam znajdziecie zdjęcia nowych postaci. Może pomyślicie po co to robię, ale ułożyłam w głowie życie Nataszy i jej bliskich. Pozdrawiam i życzę miłego czytania!
***
Dom państwa Potterów
-Liluś?
-Hmm… co chcesz James? Jestem taka zmęczona.- późnym wieczorem James próbował zagaić rozmowę ze swoja żoną Lily.
-Musimy porozmawiać.- Postanowił pan Potter.
-James! Ja chcę spać!- Zerknęła na swojego męża przymrużając oczy. „Czego on może chcieć?”- pomyślała. Mężczyzna siedział na skraju łóżka ze spuszczoną głową. Lily zdziwiona usiadła obok męża. „Zawsze on narzekał, że chce spać i jest zmęczony, więc dlaczego?”- zastanowiła się Lily.
-Coś się stało Rogaczku?- Spytała pieszczotliwie kobieta. Próbowała go przytulić, ale mężczyzna ode pchał ją.
-Porozmawiajmy na spokojnie.- mężczyzna był blady na twarzy, ręce miał ściśnięte, aż posiniały.
-James?
Mężczyzna powoli wstał i podszedł do okna. Był już po jedenastej wieczór. Noc była spokojna i ciepła, dzisiaj minęła równo połowa miesiąca.
-Już niedługo dzieciaki wrócą do domu.- Powiedział mężczyzna nadal stojąc przy oknie.
-Tak, wiem. Trzeba pomyśleć nad wakacjami dla nich. Najlepiej, żeby wyjechały gdzieś w lipcu, bo w sierpniu będzie masa pracy z…- Nagle urwała, tak jakby sobie o czymś przypomniała. –James.- Wyszeptała. –Wiem, o czym myślisz. Oni muszą nauczyć się ze sobą przebywać, rozmawiać i…
-Oni są jeszcze mali!- Wysyczał James, odwrócił się w stronę swojej żony. –Odwołaj tą karę, oni są gotowi się pozabijać! Rozmawiałem z dzieciakami, oni się nie cierpią!- mężczyzna ukląkł przed swoją żoną, chwycił ją za dłonie i składał na nich pocałunki.
-Przecież znasz prawdę… oni muszą…
-Jeszcze nic nie muszą!- wybuchnął James.
-To co mam zrobić?! Taki mądry jesteś?!
-Lily- wyszeptał mężczyzna jej do ucha. –Wiem, że coś wymyślisz z Dorcas.
Tak skończyła się rozmowa państwa Potter.
***
-Panie, jesteś pewien?- spytała kobieta, nisko pochylając głowę.
-Tak. Zabierz Xamira, on zna dobrze Anglię.
-Dobrze, panie.- Nagle kobieta zniknęła. Mężczyzna w tronie uśmiechnął się sam do siebie.
***
-Tapian, wstawaj!- Mężczyzna o pięknym spojrzeniu starał się obudzić swojego kolegę, Tapiana.
-Która godzina?- Spytał Tapian. Powoli otworzył oczy, obrócił się na plecy i policzył do dziesięciu.
-Codziennie to samo.- Stwierdził czarnowłosy mężczyzna. –Po co to robisz?
-Ethan. Chyba z przyzwyczajenia.- Ręką próbował rozczesać swoje długie włosy. Podniósł wzrok na Ethana. –Czemu mnie budzisz? Przecież wiesz, że źle znoszę przemianę, a zwłaszcza jak nie wypiję krwi. O co chodzi?
-Thorin chce nas widzieć.- Powiedział spokojnie, jakby bał się, że Tapian wybuchnie.- Mamy być u niego za godzinę.
-Czego on znowu chce?- zastanowił się na głos Tapian. –Który dzisiaj?
-Szesnasty czerwiec.- Powiedział Ethan i powoli skierował się ku wyjściu. –Czekam na zewnątrz.
***
-Co wiesz o Nataszy Potter?- spytał się Ethan.
-Tyle, że jest taka jak my.- Odpowiedział Tapian, marszcząc czoło.
-Idę się spakować, Tobie też to radzę. To, cześć!- Pożegnał się Ethan
Czerwiec
Czas bardzo, ale to bardzo szybko płynie. Ledwo co zdążyłam zamknąć oczy a już zbliżają się egzaminy. Mi na nich nie zależy. Stawiam na szczęście i wiedzę, którą zdobyłam przez ten rok. Nie mam najmniejszej ochoty siedzieć w bibliotece, ponieważ jest tak przepełniona spragnionymi wiedzy kujonami, że ledwo co zdołałam tam wejść i oddać książki z zielarstwa. Wszyscy uczą się na ostatnią chwilę. I tak nic im to nie da. Paniczny strach przed egzaminami końcowymi, wyczerpanie fizyczne i psychiczne- równa się pustka w głowie.
Na błoniach nie ma prawie nikogo, oprócz czarodziei z takimi samymi poglądami na egzaminy jak ja. Przyjemnie jest posiedzieć pod drzewem i o niczym nie rozmyślać. Jednak nie potrafię zapomnieć o tej „karze”, która mnie czeka… Na czym ona będzie polegała?! Rodzice nie piszą. Może zapomnieli...? Wątpię.
-Nie zakuwasz Potter? Za tydzień egzaminy- nie był mi dany spokój - przylazła zmora tego lata, tj. Black.
-Nie mam najmniejszej ochoty i… powinieneś wiedzieć co na ten temat myślę.
-Przecież wiem, że nie lubisz uczyć się na ostatnią chwilę i uważasz to za błazenadę.- tak jakby wykuł to na pamięć.
-A więc: czego?- „Czarny” zamieszał się i wzrokiem szukał pomocy w trawie.
-A czy coś musi być?!- i tu cię mam robaczku! (pozdro Artanis).
-Nie, nie wiem, co planują na tą „karę”. Coś jeszcze?
-Potter, nie o to chodzi- usiadł koło mnie, nogi podciągnął pod brodę i zaczął kołysać się razem z wiatrem.
-Mógłbyś trochę jaśniej?!- on jest jak dziecko, trzeba go ciągnąć za język, aby się czegoś dowiedzieć.
-Wymyśl coś, żebyśmy nie musieli spędzać tych wakacji razem. Masz do tego głowę...- obrócił się twarzą w moją stronę- przecież jesteś urodzoną aktorką. Nawet teraz grasz… Liczę, że coś wymyślisz. Cześć!- jak szybko się zjawił, tak szybko odszedł.
Przez kilka dni i nocy myślałam o tym, co mi powiedział. To mnie zabolało. Prawda zawsze boli. Przecież noszę maskę idealnej Nataszy. Sama ranię ludzi, ale wciąż jestem mało odporna na ból.
W połowie czerwca zaczęły się egzaminy. Pierwszy transmutacja, zdana. Drugi zaklęcia, zdane. Trzeci zielarstwo, zaliczone wcześniej. Dlatego miałam chwilę czasu i spacerowałam po zamku. Szóste piętro, tutaj nie ma żadnej lekcji, więc wybrałam sobie opuszczoną klasę z widokiem na błonia. Drzewa w Zakazanym Lesie przy podmuchach wiatru tak ładnie falowały. Siedziałam tam może z pół godziny, może dłużej wpatrywałabym się w okno.
-Unikasz ludzi, Potter? Słyszałem, że z Zielarstwa nie piszesz, więc może poświęciłabyś te kilka godzin na naukę.
-Strasznie długo pan stał w tych drzwiach, panie profesorze Snape.- zawsze używa tych samych perfum, mają nawet ładny zapach. Oddają jego charakter, sposób bycia… Silne, ale gustowne.
-A jednak mnie zauważyłaś?- zamknął za sobą drzwi i podszedł do parapetu, na którym siedziałam.
-Nie tyle co nie zauważyłam, ile poczułam. Nikt inny nie używa takich perfum.- stwierdziłam i z powrotem zajęłam się wpatrywaniem w okno.
-Hmm...- powoli podszedł do ławki i usiadł na niej.
–Potter?
-Tak?
-Dlaczego? Dlaczego taka jesteś? Wciąż grasz, jesteś urodzoną aktorką- te słowa…
-Mam swoje powody.- Black może czasami sobie pozwolić, bo znam go dłużej, ale nie on.
-Posłuchaj. Dużo osób cię obserwuje. Uczniowie, nauczyciele, a nawet sam Dumbledore. Każdy z nich stara się przejrzeć, poznać cię na wylot, ale ty nikomu tego nie ułatwiasz.- mówił to tak spokojnie.
-I co z tego?
-Potter, każdy ma inne przypuszczenia. Powinnaś wiedzieć, że Parkinson nie ot tak zaczęła się z tobą zadawać.- czułam, że wpatruje się we mnie.
-Uważasz mnie za głupią idiotkę, Severusie?!- musiałam mu dać do zrozumienia, że moje życie to nie jego sprawa.
-Potter!- zamaszystym krokiem podeszłam do niego, chwyciłam go za szatę, przyciągnęłam do siebie i… tak. Już drugi raz pocałowałam go w tym roku szkolnym! Powoli dotykałam jego ust swoimi. Nie bronił się przed tym, wręcz przeciwnie. Starał się objąć mnie, lecz w ostatniej chwili oprzytomniałam. Wyrwałam się i spoliczkowałam go.
-Nigdy mnie nie całuj!- oniemiał. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Chwyciłam swoją torbę i wyszłam.
„W co ty ze mną pogrywasz, Potter? Powinienem cię nienawidzić, lecz nie potrafię”- powoli po policzku Severusa spłynęła jedna, czysta łza. Szybko ją wytarł i wyszedł z kasy.
Panna "Ja Wszystko Wiem", czyli jak utarłam jej nosa... Dodała Natasha Poniedziałek, 23 Lipca, 2007, 08:00
Maj
Coraz bardziej zbliża się rok szkolny… jak ja nie chcę wracać do domu! Nie znam jeszcze szczegółów kary, ale na samą myśl dostaję gęsiej skórki! Co to właściwie da? Myślą, że pogodzę się z Blackiem?! To się grubą mylą!
W kwietniu nie pisałam, bo nie miałam ochoty i nie wydarzyło się nic ciekawego. Na korytarzach omijałam szerokim łukiem Debilny kwartet a oni mnie. Nie chciałam pogarszać swojej sytuacji… Ah… muszę nacieszyć się wolnością.
Początek maja zapowiadał się tragicznie! Przez głupią astronomię musiałam siedzieć wciąż w bibliotece i pochłaniać książki w zawrotnym tempie. Dlaczego? Ukochanej psorce zachciało się pokatuszować mnie, bo stwierdziła, że mam talent do astronomii i wyznaczyła mi pracę dodatkową. Najlepszy moment tego zajścia był taki, że kujonica Granger o mało się nie pobeczała (mieliśmy lekcję z gryfonami). Widok bezcenny, ale nieźle musiałam się przy nim napracować. Efekt końcowy był rewelacyjny! Przyznaję, że mój wzrok ucierpiał, ale nie muszę pisać egzaminu końcowego. Biedactwo Granger chodziło zazdrosne i z „plotek”, które do mnie dotarły, prosiła psorkę, żeby i ona mogła zrobić to co ja. Jednak nie pozwoliła jej…
W połowie miesiąca znów czekało zadanie, ale tym razem z zielarstwa. Nie przepadam za tym przedmiotem. Nauczycielka jednak sądziła inaczej i… W połowie lekcji p. Sprout odezwała się (nie na temat swoich „roślinek”! Cud!):
-Panno Potter!- uniosłam głowę znad doniczki, aby posłuchać czego ona chce. –Słyszałam, że nie musisz pisać egzaminu końcowego z astronomii.
-Eee… Tak, pani profesor- odpowiedziałam lekko zaskoczona.
-Ja także dam Ci taką szanse, ale musisz odpowiedzieć mi na jedno pytanie- spoglądała na mnie z wyczekiwaniem w oczach.
-Dobrze proszę pani, więc jak brzmi to pytanie?- co mi szkodzi, znam się trochę na roślinkach, więc dam sobie radę.
-Czy Edmund Potter to twoja rodzina?- czemu o to pyta?
-Tak, proszę pani, czemu pani pyta? To brat mojego dziadka- byłam zaskoczona tym pytaniem, ale w tedy nie kojarzyłam go sobie. Przypomniałam sobie dopiero później kim on jest! Cholera! Skąd ona wie, że on jest zielarzem?!
-Nieważne, pytam tak z ciekawości- lekko się uśmiechnęła i ciągnęła dalej swoją wypowiedź. –Zostań po lekcji to uzgodnimy szczegóły twojej pracy.
I znowu musiałam siedzieć i czytać. Przyjemne zajęcie, ale za szybko męczył się mój wzrok. Będę musiała zmienić szkła. Ah… i znowu do Munga! W bibliotece często widywałam pannę „Ja Wszystko Wiem”. Obserwowała mnie… Trzeba będzie utrzeć jej nosa, ale to innym razem. Za dużo tu gryfonów i krukonów. Oba te domy mnie nie cierpią, a zwłaszcza kujoni. Mówi się o mnie, że jestem pupilkiem nauczycieli. Jakby tak było nie musiałabym robić żadnych prac i wysilać się ponad normę.
Ledwo skończyłam jedną pracę, musiałam już główkować nad drugą! Co sobie wyobrażają?! Ja muszę spać, jeść i odpocząć trochę! A tu masz! Na zaklęciach znowu dostałam propozycję i ta warta jest dłuższego opisania.
-Dzień dobry wszystkim!- prof. Flitwick był w dobrym humorze od rana.
-Dzień dobry- słychać było pojedyncze krzyki powitania. Usiadłam w najdalszym kącie klasy, żeby mnie nie zauważył. Chciałam spokojnie przeżyć tą lekcję, ale jednak nie było mi to dane.
-Zapraszam panno Potter tutaj- wskazał ławkę, która znajdowała się najbliżej jego.
-A czy muszę?- zapytałam, ale odpowiedziało mi tylko skinienie głowy. Westchnęłam i ruszyłam na wskazane przez niego miejsce.
-Możecie schować książki, nie będą nam dzisiaj potrzebne- wszyscy z uśmiechem od ucha do ucha pochowali książki, pergaminy i pióra do toreb. –Porozmawiamy sobie trochę dzisiaj o tym kim chcecie zostać w przyszłości- wszyscy byli zaskoczeni, nikt nie spodziewał się po nim czegoś takiego. –Może zaczniemy od prawej strony? Panno Parvati, jesteś pierwsza- wszyscy mówili, że chcą pracować w Ministerstwie Magii lub chcą być słynnymi szukającymi (tak powiedział mój brat!). A tak właściwie nie słuchałam, zapatrzyłam się w okno. Była piękna pogoda, miałam ochotę iść na spacer.
-I na końcu panna Potter! Kim chcesz być? Pewnie jakimś uczonym? Przeglądałem twoje oceny i muszę stwierdzić, że wyróżniasz się ze wszystkich najbardziej- za jakie grzechy muszę tego słuchać?!
-Myli się pan. Nie chcę zostać ważnym, zastanawiałam się nad małym sklepikiem z książkami, chociaż nie nadaję się do takiej pracy.
-Dlaczego?- pierwszy raz podczas lekcji zapytał się „dlaczego”. Tak jakby inne wypowiedzi go nie interesowały.
-Nie lubię siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. Lubię podróżować- „po co ja to gadam?!” przemknęło mi przez głowę.
-Masz jakieś miejsce, do którego najczęściej powracasz?
-Tak… niech pan już nie pyta mnie o szczegóły, bo zajęło by mi sporo czasu opowiadanie tego- spojrzał na mnie ze zdziwieniem. –I jeszcze jedno… nie powinien pan pytać nas o to kim chcemy zostać, bo sami jeszcze nie wiemy. Wszystko przed nami…- czemu się on uśmiecha? Coś mi tu nie gra.
-Dobrze mówisz. Za twoją wypowiedź ślizgoni wzbogacają się o dwadzieścia punktów!- przez twarze moich pobratymców przemknął uśmiech zadowolenia. –Mam propozycję nie do odrzucenia Potter- powiedział to tak zagadkowo, że nawet David, który przysypiał zaczął słuchać uważnie.
-Boję się zapytać „jaką”- mówiłam prawdę. Jeżeli to kolejna praca dodatkowa to odmówię, to nie na moje siły.
-Powiem ci, ale decyzja zależy od ciebie czy się tego podejmiesz- spojrzał na mnie, czekając na moją odpowiedź.
-To zależy co mam zrobić.
-Jeżeli zademonstrujesz wszystkie zaklęcia, których nauczyłem was przez ten rok, nie piszesz egzaminu końcowego. To jak?- to dopiero było wyzwanie. Lubiłam trzymać różdżkę w ręku, ale najbardziej uwielbiałam czarować. Przez cały rok starałam się nauczyć jak najwięcej czarów. Chciałam opanować zaklęcia niewerbalne, ale to jeszcze nie ten poziom. Od kilku miesięcy posiadałam na własność różdżkę. Moja pierwsza różdżka… Uwielbiam trzymać ją pewnie w dłoni. Wielka szkoda, że zabrania się niepełnoletnim czarodziejom czarowania podczas wakacji. Później może bym siedziała w Azkabanie za zabójstwo, ale nie żałowałabym śmierci Blacka…
-Hmmm… a może jakieś szczegóły profesorze?- zobaczymy jak daleko mogę posunąć się z Flitwick’iem.
-To zależy wyłącznie od ciebie- pod maską małego człowieczka kryje się chytry lis…
-Panie profesorze, dlaczego tylko Potter może zaliczyć egzamin wcześniej? W tej klasie znajduję się kilka osób, które też na to zasługują! W czym ona jest lepsza od innych?- jak się zbulwersowała Pana Ja Wszystko Wiem. Hłe hłe…
-Tak wiem panno Granger, że ty i jeszcze parę innych osób ma pewne predyspozycje, ale panna Potter… oj nie wiem czy mogę o tym mówić- spojrzał na mnie, ale tylko skinęłam głową. –Niektórzy nauczyciele, w tym ja, czytali akta panny Potter. Muszę przyznać bardzo miła lektura. Ślizgoni powinni być dumni, że trafiła do ich domu. Wracając do akt. Znalazłem tam wzmiankę o licznych konkursach, w których panna Potter brała udział i zawsze znajdowała się w pierwszej trójce. Głównie to były pierwsze, rzadziej drugie, trzecie miejsca- wszyscy słuchali w skupieniu, czasami spoglądali na mnie, chociaż mi to było obojętne.
-Nadal nie rozumiem. I co to ma do tego? Ona od urodzenia wiedziała, że jej rodzice są czarodziejami, a ja dowiedziałam się dopiero w zeszłoroczne wakacje- w oczach miała łzy. Czy są prawdziwe, czy może tylko gra…
-Panie profesorze najlepiej będzie, jak egzamin napiszę ze wszystkimi. Niektórzy są zazdrośni. Dziękuje za tą propozycje, ale nie skorzystam, chociaż jest bardzo kusząca- ona nie gra, ale ja tak. Zobaczy kto na tym lepiej wyjdzie.
-Jak chcesz- wyglądał na zaskoczonego, ale przyjął moją odmowę. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy zadowoleni wypadli z klasy, bo była to ostatnia lekcja tego dnia. Powolnym krokiem wyszłam z klasy. Nigdzie mi się nie spieszyło.
-Natasha!- a miałam taką ochotę przejść się SAMA po korytarzach zamczyska, ale jednak nie było mi to dane.
-O Pansy, czy coś się stało?- nie była brzydką dziewczyną, nawet ją trochę polubiłam przez ten rok szkolny.
-A czy musiało coś się stać? Chciałam z tobą trochę porozmawiać. Czy za to wsadzają do Azkabanu?- niech jej będzie… czasami warto z kimś porozmawiać. Zwłaszcza teraz, kiedy braciszek się nie odzywa i nie znam nikogo innego.
-Nie jest. Masz jakiś pomysł, gdzie możemy iść?
-Wszyscy wybierają się na błonia, więc może i my pójdziemy?- niegłupi pomysł. Powoli zaczęłam iść a ona obok mnie. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy o ślizgonach i nie tylko o nich.
-To gdzie teraz?- zapytałam, kiedy znalazłyśmy się na błoniach i w końcu mogłam coś powiedzieć, bo jej gęba się nie zamykała.
-Chodź za mną. Wolisz na słońcu czy w cieniu?
-W cieniu- kolejny plus dla Pansiątka, zna bardzo dużo osób. Po pięciu minutach wylegiwałam się w towarzystwie ślizgońskich dziewczyn z piątej klasy. Prawie zasnęłam, gdy:
-Natasha, ktoś do Ciebie- powoli otworzyłam prawe oko, później lewe. Po mojej prawicy siedziała Pansy z dziewczynami, a po lewej stała Granger.
-Słucham- już miałam z powrotem zamknąć oczy, ale ona ni z gruchy ni z pietruchy uderzyła mnie dłonią w policzek. Ma parę w ręku. Bolało niesamowicie.
-O co ci chodzi?- spojrzałam na nią spod byka.
-Porozmawiajmy na osobności!- jeżeli mnie nie myli wszędzie znajdowali się ślizgoni (najbliżej mnie). Oj to dobrze…
-Nie mam tajemnic przed dziewczynami? Prawda?- wszystkie pokiwały głowami.
-Jak wolisz. Nie życzę sobie, abyś obrażała mnie na forum klasy i do tego przy nauczycielach! Zrozumiano?!- co ona głupia sobie wyobraża, że się zlękłam jej? Widziałam na oczy i przeżyłam więcej niż ona. Mam okazję, której nie przepuszczę.
-Słuchaj Granger, bo nie lubię powtarzać! Myślisz, że boję się takich jak ty?- powoli wstawałam z miejsca. Jestem trochę od niej niższa, ale ja wiem, co to jest rozum i „gra na słowa”. –Widziałam takie jak ty na pęczki. Nie masz nic w sobie, co zainteresowałoby drugiego człowieka. Jesteś…- powoli zaczęłam przechadzać się wokół niej –te włosy sterczą jak miotła, pachniesz tanimi perfumami, które można kupić na Pokontnej i do tego w najtańszym sklepie- czułam, że wszyscy obserwują to zdarzenie. –Na początku, kiedy dałaś mi w twarz chciałam ci oddać, ale… ja jestem stuprocentową czarownicą. W moich żyłach płynie krew Potterów! Korzeniami sięgam bardzo daleko! A kim ty jesteś?- wyszeptałam jej na ucho. –Zwykłą dziewczyną, która uważa się za niewiadomo kogo. Jeżeli nawet posiadasz tą różdżkę, nie potrafisz się nią posługiwać. Uczysz się pustych formułek na pamięć. W przyszłości możesz być co najwyżej sekretarką!- na koniec mojej jakże skromnej wypowiedzi stanęłam przed nią. –Zapamiętaj moje słowa Granger, lepiej uważaj z kim zadzierasz. Możesz żałować tego co tutaj zrobiłaś!- nie żałuję żadnego słowa, które jej powiedziałam. W jej oczach stały łzy, które na siłę próbowała powstrzymać. –Jesteś gryfońską gnidą, dlatego nie zniżę się do twojego poziomu i…- nie myśl sobie pamiętniczku, że to co powiedziałam było prawdą –PRZEPRASZAM za to co powiedziałam na forum całej klasy przy nauczycielu!- wszystkich zatkało. Wyciągnęłam do niej rękę, ale…
-Myślisz, że wierzę w te TWOJE PRZEPROSINY?! To się grubo mylisz!- wykrzyknęła mi to w twarz i szybko uciekła z tego miejsca.
-Przesadziłaś trochę Potter- powiedziała jedna z dziewczyn, ale ja już tego nie słuchałam.
-Może i tak, ale należało się jej.
Początek maja zapowiadał się nienajlepiej, ale koniec był bardzo piękny…
Bardzo długi odstęp czasu... "Przygoda łazienkowa"... Dodała Natasha Czwartek, 19 Lipca, 2007, 06:00
Marzec
To chyba cud, że zebrałam swoje myśli i piszę. Już minęły trzy miesiące, kiedy ostatni raz zajrzałam do pamiętnika. Czym to mogło być spowodowane? Niczym wyłącznie, tylko LENISTEWM! Cóż, ale taki już żywot człowieka. Życie czasami bywa takie monotonne, chociaż z Blackiem nie mogę na to narzekać… Ah… Ciekawa jestem kim on zostanie w przyszłości. Zaczynając od początku…
W styczniu trochę poprawił się mój humor i samopoczucie. Niestety muszę przyznać się, że to dzięki „Czarnemu” mogę wciąż chodzić po tym świecie. On wiedział, że udawałam podczas świąt i od tego momentu starał się ze mną porozmawiać. Unikałam go jak woda ognia, chociaż pod koniec miesiąca… jednym słowem- wygrał!
-Dlaczego mnie unikasz?!- siedziałam spokojnie na parapecie z dala od wszystkich (czyt. w łazience dziewczyn) i tu ni z gruchy ni z pietrchy wpada zapchlony kundel- Black, który wydziera się w niebogłosy.
-Witaj robaczku (pozdro Artanis)! Wiesz, że to jest łazienka dla dziewczyn?- spojrzał na mnie jak na samego Merlina, wycofał się za drzwi, popatrzył na tabliczkę i…
-Nie zauważyłem, że to damska łazienka- myślałam, że padnę ze śmiechu. Nie wiem dlaczego, ale tylko on potrafi doprowadzić mnie do śmiechu (prawdziwego śmiechu).
-Powinieneś kupić sobie okulary- stwierdziłam, wciąż siedząc na parapecie opierając głowę o szybę.
-Nie zmieniaj tematu!- przez moment zastanawiał się, czy może wejść do środka. Jednak mógł. Świadczyło o tym trzaśnięcie drzwiami. Lekko drgnęłam, ale wciąż opierałam głowę o szybę. –Dlaczego?
-Co dlaczego?- wolałam o tym nie mówić, ale i tak wiem, że on nie da za wygraną.
-Nie udawaj głupiej! Przecież wiesz… Ładnie tu nawet macie- stwierdził i powoli obrócił się po pomieszczeniu. Nagle przestał, jakby zesztywniał, odwrócił się na pięcie i zamaszystym krokiem podszedł do mnie. –Nie odpowiadasz? Posuń się trochę i zrób miejsca dla mnie!
-Nie zmieścimy się tu razem…- odwróciłam twarz w jego stronę, zmierzyłam go od stóp, aż po czubek głowy- … jesteś za gruby- przez twarz przemknął mu uśmiech. Uśmiech wyższości, taki zagadkowy… niosący coś niedobrego.
-Pewna jesteś?- dawno tak na nikogo nie spoglądał, nigdy tak się nie cieszył…
-Jestem pewna tak jak tego, że jesteś SKRETYNIAŁYM BUCEM!- wyszczerzyłam ładnie do niego ząbki i nagle poczułam silny ucisk na moich przegubach. Oj niedobrze- ta myśl przemknęła mi przez głowę jak strzała.
-PUSZCZAJ MNIE DEBILU!- wrzeszczałam w niebogłosy, chociaż w porze obiadowej nikt tu się nie kręcił, więc miałam marne szanse, że ktoś mnie usłyszy. Ciągnął mnie w stronę kabin z ubikacjami, przystanął, rozejrzał się i wybrał drugą od parapetu. Nogą otworzył drzwi i na siłę wepchnął mnie do mniej.
-Odszczekaj to, co powiedziałaś wywłoko! Jeżeli tego nie zrobisz wsadzę ci głowę do kibla!
-Myślisz, że się boję?!- spytałam z kpiną w głosie i splunęłam mu prosto w twarz. Durny zareagował tak, jak przypuszczałam i puścił moje przeguby, aby wytrzeć twarz. Podczas jego nieuwagi wymsknęłam się z kabiny i mocnym kopniakiem zamknęłam drzwi. Oj jak dobrze być czarownicą! Stopiłam zamek w drzwiach i wyczarowałam wiadro wody, które wlałam do kabiny centralnie na Blacka. Nie mogłam się opanować i śmiałam się, ale zapomniałam o jednym bardzo ważnym szczególe, a mianowicie o jego różdżce… W nagłym olśnieniu chwyciłam torbę i już czułam klamkę w ręku, gdy poczułam silne szarpnięcie to tyłu.
-I co powiesz teraz Potter?!- na karku poczułam zimne krople wody, aż mi ciarki przeszły. „Myśl, myśl, myśl...” Nic nie przychodziło mi do głowy. Muszę grać na zwłokę, to jedyne rozsądne wyjście.
-Że jesteś mokrym kundlem, Black!- pokazałam mu język, chociaż to nic nie pomogło, bo i tak wylądowałam w muszli klozetowej.
-Oj patrz Potter, mokre jelątka nie są w modzie!- cholera, to przecież zawsze moja była aluzja! Nie daruję mu tego! Taka zniewaga! Nagle usłyszałam czyjeś kroki… „Mam nadzieję, że to jakiś profesor, tylko co mam zrobić?”. Nad moją głową zaświeciła się mała świeczka (metafora do mugolskiej żarówki). Kilkoma machnięciami różdżki odkręciłam kurki z wodą, zalałam przy okazji soją torbę a różdżkę rzuciłam w kąt łazienki. Poślizgnęłam się i cała mokra zaczęłam krzyczeć:
-Pomocy, pomocy!- Black spoglądał na mnie jak na wariatkę z oddziału zamkniętego w Mungu!
-To ci nic nie pomoże! Wszyscy są na obiedzie i…- nagle urwał, bo do łazienki wparował nie kto inny, tylko sam Severus Snape. Rozejrzał się po łazience i to co w niej znalazł: mokrą posadzkę (bo przemoczył sobie buty), odkręcone kurki z wodą i zatkane zlewy (szukał przyczyny, przez którą miał mokre buty), stojącego Blacka z wyciągniętą różdżką (ktoś musiał zatkać zlewy i odkręcić kurki z wodą), moją torbę leżącą koło zlewu (co robi tu torba Potter?), moją różdżkę leżącą w kącie i na samym końcu spostrzegł mnie. Całą przemoczoną i drżąco z zimna.
-Co tu się dzieje?- zagrzmiał swoim głosem, aż Black podskoczył a ja bardziej zaczęłam się trząść z zimna.
-Panie profesorze!- szybko zerwałam się z podłogi i schowałam się za nim. –Przyszłam do toalety DAAMSKIEJ za potrzebą, ale on tu nagle wpadł i zaczął wrzeszczeć na mnie, że jestem ślizgońską gnidą- grać to ja potrafię nieźle. Snape obrócił się spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale…
-I co było później?- wiedziałam, że on także gra, jedynie Black był blady ze strachu. Severus posępniał na twarzy i odwrócił się w jego stronę. Biedactwo pod wpływem jego wzroku zrobiło się jeszcze bledsze.
-Później… pozatykał zlewy i podkręcał kurki z wodą- przy tej „opowiastce” drżałam z zimna i z podniecenia. –Gdy tylko woda zaczęła spływać na ziemięęę… Black chwycił mnie za przeguby i rzucił na ziemię…
-Nie kłam Potter!
-Zamknij się Black! I co dalej się wydarzyło Potter?- w moich oczach tańczyły iskierki zadowolenia, tylko „Czarny” mógł je dostrzec.
-Cała przemokłam i zmarzłam na posadzce… myślałam, że on…- aby dodać dramatyzmu do mojej opowieści skuliłam się w kącie i płakałam.
-Black! Minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru i masz szlaban na dwa tygodnie!
-Ale ona kłamie!
-Nie dyskutuj z nauczycielem i sam chyba widzę co tu zaszło! Minus dwadzieścia punktów dla gryfonów!- śmiałam się przez łzy, ale kretyn z tego Blacka! –Potter, masz jeszcze jakieś lekcje?
-Astronomię w nocy- odpowiedziałam z lekkim zaskoczeniem.
-Nie pójdziesz na tą lekcję, a Pan Black pójdzie za ciebie, sporządzi notatki i dostarczy je tobie następnego dnia. Zgadza się panie Black?- lekko skinął głową, ale dla Snape’a to nie wystarczyło. –Co mówiłeś chłopcze?
-Tak, oczywiście, panie profesorze!- i właśnie o taki rezultat mi chodziło. Jak dobrze, że to był Snape a nie McGonagall… ona i mi wlepiłaby szlaban.
-Posprzątaj tutaj, a ty Potter możesz iść- lekko skłoniłam głowę i z poczuciem triumfu wymaszerowałam z łazienki.
Co to był za dzień! Wszyscy ślizgoni mi gratulowali. Chyba w końcu wkupiłam się w ich łaski. A biednym gryfonom zostało tylko dziesięć punktów! Oj jakie to wspaniałe uczucie dać w kość dla Blacka. Przez to całe zajście miałam lekki katar, ale było warto…
W lutym miałam wizytę w Mungu, więc to jest nie warte opisania. Głównie przez cały czas miałam badania, chociaż w przerwach odwiedzała mnie rodzinka. Znowu musiała pojawić się słodka Nataszka! Błe… aż mi na samą myśl niedobrze się robi. Czekałam tylko na powrót do szkoły, do swoich zimnych lochów. Zimą jestem tam okropnie zimno, ale z opowieści moich pobratymców to w czerwcu jest tu nawet przyjemnie.
I teraz marzec. Miesiąc zapowiadał się wspaniale, bo ślizgoni wygrali mecz z puchonami (na ten poszłam) i mamy ogromne szanse wygrać puchar domu. Jednak przydało by się pogrążyć trochę krukonów, bo siedzą nam na ogonie. Pytanie: jak? Trzeba będzie coś wykombinować lub zostawić tę sprawę dla losu, chociaż bardzo mnie korci. Lepiej nie… Przez ostatnie dwa miesiące McGonagall mnie obserwuje a Snape też mnie nęka. Chodzi mu o jakieś papiery, ale nie wiem o jakie. Nie mogę się z nim dogadać.
Dochodząc do połowy marca… zarobiłam kilka siniaków. Tak, tak- pobiłam się z Blackiem. Mam rozciętą wargę i (mój pierwszy!) szlaban (!), chociaż „Czarny” wygląda gorzej niż ja. Popchnęłam go na zbroję i ma rozcięty policzek i śliwę pod okiem. Oh… co za przyjemny widok. Punktem kulminacyjnym było wezwanie rodziców do szkoły… Gdybym w coś wierzyła, krzyczałabym „za jakie grzechy” muszę spędzić całe wakacje z Blackiem?! To będzie najgorszy okres w moim życiu!
-Natasha! Co się z tobą dzieje?!- tak było w kółko, gdy usłyszałam końcówkę, miałam myśli samobójcze. –Całe wakacje spędzisz z Mickem, żebyście mogli się zaprzyjaźnić.
Nie mam ochoty nawet tego wspominać. To była i będzie na zawsze najgorsza KARA w moim życiu! A zapowiadało się tak wspaniale… Tak jakbym szła przez różę… płatki miękkie, ale róża zawsze ma kolce. Ah… Do zobaczenia wkrótce!
Listopad i grudzień Dodała Natasha Sobota, 30 Czerwca, 2007, 16:17
Listopad i grudzień
Co to były za dwa miesiące? Zmieniła się szata barw, chociaż bardziej wolałam, gdy panowała jesień niż zima. Nie cierpię, gdy jest zimno! Czemu nie napisałam w tamtym miesiącu? Hmmm… nie miałam najmniejszej ochoty na siedzenie i pisanie dyrdymałów. Powinnam zwracać uwagę na szczegóły, ale nie potrafię. Dlaczego? Jestem zimna, chłodna i nie potrafię pokochać… Jest mi ciężko, coraz gorzej… Znów mogłabym się zapytać „dlaczego”, ale powody są wymienione w moim poprzednim wpisie. Może powinnam być jak te wszystkie Barbie ze Slytherinu? Wciąż wzdychają do najpiękniejszych chłopaków, ale to zależy na jakim roku. Na przykład na pierwszym, czyli na moim roku… wszystkie dziewczyny wzdychają do Dracona, który owija je sobie wokół palca.
Zauważyłam dość dziwną rzecz. Gdy tylko przechodzę koło Malfoy’a i jego bandy (tj. cały rocznik, oddział męski) to oni cały czas gapią się na mnie z takimi zagadkowym uśmiechem. O co może im chodzić? Nie mam najmniejszego pojęcia. Olewam to. A przechodząc do innych imbecyli (tj. rodzaj męski), a chodzi mi o Debilny Kwartet (czy to nie jest lepsza nazwa dla ich grupy?). Z Harry’m rozmawiam, ale tylko z musu. Nawet nie schodzimy na inne tematy jak zdrowie i pogoda. Nie potrafimy rozmawiać tak otwarcie jak kiedyś. Coś między nami pękło, coś się ulotniło, ale co? Najmniej rozmawiam z Davidem, a tak w ogóle to wcale. Z Justynem chyba tylko tyle co o lekcjach i to w bibliotece. Mogę przyznać się bez bicia, że rozmawiam (jeżeli nasze „warczenie” można nazwać rozmową) to z Blackiem. Sama jestem zdziwiona, ale on jedyny wciąż zauważa we mnie dawną Nataszę, która mimo wylądowania w Slytherinie jest tą samą dziewczyną. On jedyny… nawet Tonks nie pisze, chociaż pewnie ma mnóstwo pracy jako auror. Mogłaby napisać kilka słów, ale ja pierwsza tego kroku nie uczynię. Jestem zbyt dumna, aby to zrobić.
Na lekcjach siedzę cicho, nie lubię wyróżniać się z tłumu. Najbardziej „upierdliwą” kujonicą jest Hermniona Granger z Gryffindoru, chociaż na nic zdaje się te jej ciągłe zgłaszanie i zbieranie przez to punktów. A to dlatego, że barcia bliźniacy (Weasley’owie) i Debilny Kwartet za bardzo „psocą” i przez to tracą punkty. Dla mojego domu to nawet na rękę, bo mamy wygraną w kieszeni o Puchar Domów.
To chyba na tyle z tych dwóch miesięcy, bo były jak dla mnie naprawdę bardzo nudne. Ciekawe co przyniosą mi święta w domu, ale z niego nie będzie wpisu, bo nie mam najmniejszej ochoty opisywać rozradowanych min rodzinki. Znowu będę musiała udawać „Nataszkę”, która nie ma pojęcia o świecie i o życiu. Uhh… a więc do stycznia lub nie wiem kiedy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To do niego wzdychają dziewczyny z roku...
Witajcie!
Wiem, że jestem okropna i ten teges, ale zdrowie nie dopisuje mi . Mam kilka inforamacji dla Was, a więc... Jeżeli macie ochote popisać to mój nowy nr gg to: 5432477. Na 100% odpisze . Kiedy będzie nocia? Nie wiem, ale może w przyszłym tygodniu... Pozdrawiam Was!
Ps.: Dzisiaj mam urodzinki
Październik
Czas leci bardzo szybko, nawet nie zauważyłam, kiedy na kalendarzu pojawiła się data pierwszego października. Ten miesiąc był raczej „normalny”, jak na wspólne lekcje z gryfonami (tj. Huncwotami). Wszyscy ich podziwiają za niewiadomo co. Za te durne dowcipy? Pomyśl sobie pamiętniczku, co musiał przeżyć biedny Filch (woźny szkoły). Chodzili za nim ślad w ślad i robili to co on. Nawet Dumbledore nie wytrzymał i śmiał się z tego. Dla mnie to była zwykła żenada. Co im zrobił woźny? Rodzice zawsze są powiadamiani o ich wybrykach, ale wyjce nic nie dają. Oni tylko bardziej rosną w dumę. O kim wspominałam Tobie? Ah tak… był Mick i Justyn. A więc czas na Dvida.
Hmm… jaki on jest? Nadzwyczaj spokojny, chociaż niezłe z niego ziółko. Jest niski i pulchny, ale nie gruby. Włosy blond i od dziecka przyzwyczaił dbać o siebie. Zawsze ma na sobie czyste i schludne ubranie, zęby zadbane i równe, a gdy coś go śmieszy potrafi śmiać się, aż wszystkich zarazi tym i tak może trwać z dwie godziny. Na świat patrzy wzrokiem marzyciela, lubi otworzyć okno i patrzeć w dal. Nie liczy czasu, nawet nie nosi zegarka, bo twierdzi, że to zbędne urządzenie. Każdy kto go zna, wie że nie warto pytać go „Która godzina?”, bo odpowie „Szczęśliwi czasu nie liczą”. Rzadko ze sobą rozmawiamy, ale znamy siebie dość dobrze, aby wiedzieć, kiedy mamy zły dzień, chociaż on nigdy go nie miewa. Jego ulubiony kolor? „Każdy oprócz czarnego Nataszko”. Powiedział także „Jeżeli bym umarł, to nie chcę, żebyście przyszli na mój pogrzeb ubrani na czarno. Chciałbym, aby każdy miał na sobie czerwony frak i białe rękawiczki.” On to powiedział na serio. W przyszłości zostanie świetnym ojcem, bo uwielbia dzieci. Te małe i te duże. Kiedy był mały bawił się lalkami z swoją siostrą Lin. Niczego się nie lęka, chociaż jest taka jedyna rzecz… boi się samotności. Nie lubi zostawać sam w domu. Jego marzeniem jest zostać fotografem tak jak ojciec. To cały on.
Moje zdrowie nie pogorszyło się ani nie poprawiło się, a więc jest w normie. Od pierwszego zaczęły się lekcje latania na miotle, z którego jestem zwolniona, ale nie wykorzystuje tego, bo nawet to jest przyjemne. Słucham się poleceń nauczycielki, ale mój brat nie, bo to gwiazdka Gryffindoru. Malfoy nawet przyczynił się do, że trafił do drużyny gryfonów. Zachciało mu się upokorzyć Harry’ego na oczach ślizgonów, a teraz ma za swoje (tj. Malfoy). I do tego przyszła jeszcze wygrana domu gryfa. Zmiażdżyli nas podczas meczu, nawet na niego nie poszłam, bo wiedziałam co czeka mój dom. Wszyscy myśleli, że wygramy, bo Potter nie umie grać a tu taka porażka. Biedaczki… Szkoda mi ich opisywać.
A co do moich stosunków ze Snape’em? Ochłodziły i rozmawiamy ze sobą tylko na lekcjach, ale tylko jako „nauczyciel” i „uczennica”. Mi już też przeszło to zauroczenie, to uczcie… Nie miało to najmniejszego sensu.
Rodzinka odzywa się czasami, ale pytają tylko o zmianę szkoły, a odpowiedź wciąż taka sama „NIE”. Czasami piszę do Tonks, ale to nie to samo co rozmowa na żywo. Mam nadzieję, że nie zapomniała o mnie, bo nie mam żadnej innej „przyjaciółki”, która wiedziała by o wszystkim. Te lalunie z dormitorium nic mnie nie obchodzą, a ja ich. Rozmawiam tylko na neutralne tematy. Głównie o lekcjach. Reszta Slitherinu mnie olewa, chociaż nie jestem lepsza. Nie odzywam się prawie do nikogo, chyba że odgryzam się na zaczepki Blacka. Często rozmawiam z duchami, chociaż one mnie słuchają z uwagą, ja też lubię historie związane z ich śmiercią, nie wiem czemu, ale lubią o tym opowiadać.
Na lekcjach nie dzieje się nic ciekawego, a ich treść nie jest warta zapisywania, chociaż mam notatki z zajęć. Wiesz czasami żyję, bo żyję. Czym jest dla mnie życie? Nie mam do kogo otworzyć gęby, nie mam przyjaciół, rodzina pisze do mnie tylko z powinności, brat olewa, nawet „Czarny” mniej dokucza i do tego dochodzi moja inność… wszystko sprzyja do popełnienia samobójstwa. Wiesz po co żyję? Chcę pokazać światu, że nie poddaje się z byle powodu. Życie ma zawsze sens, chociaż ludzie go nie dostrzegają. Życie czarodzieja czasami jest monotonne, a czasami przesycone przygodami. Ten miesiąc był na swój sposób darem dla mnie, bo był nadzwyczaj spokojny.
Na ucztę z okazji nocy duchów nie poszłam, bo nie miałam najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie wrzasków, śmiechów i oglądania tych wszystkich obrzertóchów. Na pewno Pansy będzie ględziła, że przytyła i musi schudnąć.
Podsumowując, był to zwykły miesiąc z życia nastolatki.
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*
Nocia dla: Nimora, emma, Nikev_a 131313, Iga, Bellatrix Lestrange, czarn@ blondi13, Dumb, Hermi, Lili ;), Artanis, misiek, Płomienna Ginny, Karolcia, Roxana, Luna, Dorcas, milenkaa ;), Glamorous94, Alice, Julicious. Jeżeli o kimś zapomniałam to z góry przepraszam!
Wiem, że nocia jest do kitu, ale wiecie co to jest brak weny twórczej? Pozdrawiam!
-Do kąt mnie ciągniesz?- zapytałam, chociaż nie dostałam odpowiedzi. Po pięciu minutach szalonego biegu dotarliśmy pod drzwi klasy, w której się poznaliśmy. W tej, gdzie siedzieliśmy całą noc…
-Tutaj się zaczęło…- czyżby specjalnie wybrał to miejsce? –Właź Potter!- co miałam zrobić? Weszłam, nic nie zmieniło się tutaj od naszego spotkania, chociaż przybyło trochę kurzu.
-Po co tu jesteśmy?
-Chcę z tobą na spokojnie porozmawiać… i dowiedzieć się parę rzeczy, które nie dają mi spokoju od początku roku szkolnego.
-Pytaj- ciekawe czy odejmie mi za to punkty?
-Jesteś bardzo podobna do Potterów, ale zarazem taka…- zabrakło mu słów, aby określić jaka jestem.
-Jaka?- niech dokończy swoja myśl.
-Nie przerywaj mi! I bądź tak miła, i usiądź sobie! Gdy pierwszy raz usłyszałem twoje nazwisko, byłem zdziwiony. Dlaczego? Myślałem, że… twoi rodzice mają tylko jedno dziecko w wieku Igora. O tobie dowiedziałem się dopiero podczas ceremonii. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, kiedy trafiłaś do Slitherinu. Po uczcie dowiedziałem się jeszcze więcej o tobie i że mam być twoim specjalnym opiekunem na terenie Hogwartu…- tutaj musiał zrobić przerwę, aby dobrać odpowiednie słowa, pytania i zaczerpnąć powietrza. –Dymitria? Dymitria! Nic o tej rasie nic nie wiem! Wiem dużo na temat wampirów, wilkołaków i wielu innych rasach, ale nie o tej. A co ty wiesz o sobie? Nic?! W bibliotece szkolnej nic nie ma, nawet w dziale zakazanym. Opowiedz mi o sobie, bo tak nie może być, aby opiekun nie wiedział nic o swojej podopiecznej- nie wiedziałam co mam zrobić, co uczynić.
-Co mam ci powiedzieć? Jak to się wydarzyło? Jak cierpiałam? Czy o kulturze dymitrian? Źle oceniłeś mnie, bo wiem sporo na swój temat, na temat mojej „rasy”. Wiesz, jak to jest, gdy czujesz zimny oddech wampira na szyi? …- nie mogłam, nie chciałam, ale musiałam mu o tym powiedzieć, nie było już odwrotu. Opowiedziałam wszystko o tym, jak to się stało.
-Teraz wiesz, znasz kawałek z historii życia Potterów.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć, bo to wydaje się nieprawdopodobne, chociaż jest prawdziwe. Ale wciąż nie wiem kim jesteś- oboje czuliśmy, że nie chcemy przedłużać za zbytnio tej rozmowy.
-Kim jest dymitria? To bardzo proste. Jestem na wpół wampirem, ale i trochę posiadam z innych ras. Czasami mam wielką ochotę, poczuć w ustach krew ludzką, ale istnieje specjalny eliksir, który hamuje te zapędy- zrobił bardzo zdziwioną minę a zarazem przestraszoną.
-A bierzesz ten eliksir?- robił się raz blady, raz zielony na twarzy.
-Wzięłam go tylko raz w życiu i raczej się nie powtórzy ta sytuacja. Możesz spać spokojnie- dodałam na koniec, chociaż nie wiedziałam po co.
-Eeee… znasz kogoś takiego jak ty?- to pytanie zadała mi kiedyś babcia Samantha, kiedy opowiedziałam to im.
-Jeszcze nie, ale może poznam kogoś takiego w przyszłości. Na pewno dowiem się od tej osoby bardzo wiele na swój temat.
-Dlaczego taka jesteś?- łatwo każdemu zadać to pytanie, ale nie wiedzą jak ciężko na nie odpowiedzieć.
-Jaka jestem? Black mówi, że jestem wyrachowana, zimna, bezduszna, bez serca. Wiele ludzi mnie tak postrzega, ale mnie to nie obchodzi. A więc jaka jestem według ciebie?- za bardzo przeginam pałę, ale muszę grać dalej.
-Jaka? Arogancka, pewna siebie, dumna, wyniosła, pyszna- mam dalej wymieniać? Przez kilkanaście dni poznałem ciebie na wylot- to zabrzmiało bardziej jak komplement. –Jesteś prawdziwą ślizgonką, która nie zawaha się przed niczym. Można powiedzieć o tobie już teraz, że jesteś piękną dziewczyną jak na swój wiek.
-Dziękuję, ale ja nie postrzegam się za piękność- wiem o tym, że nie jestem szarą gąską, którą staram się być w szkole, ale show musi trwać.
-Ja wiem swoje- zlustrował mnie tym swoim zimnym spojrzeniem, w którym kryło się rozbawienie.
-Mogę już iść? Jestem zmęczona i jeszcze do końca nie wydobrzałam po tym wypadku- tylko roześmiał się na moje słowa i rzekł:
-Ty miałaś wypadek? Wiem dobrze co zaszło na błoniach i nie udawaj niewiniątka, bo nim nie jesteś. Takie sceny możesz odwalać przy innych, ale nie przy mnie!- pieprzony nietoperz z niego, chociaż można było się domyślić, że nie da się nabrać na to.
-Dobranoc!- byłam już taka wkurzona, że wybiegłam z tej sali.
Dalszego przebiegu tego wieczora nie warto wspominać, bo nic się nie wydarzyło ważnego do zapamiętania. Przez następne dni nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem, nawet na lekcji ignorowaliśmy się. Nie mam zamiaru pierwsza się odezwać! Co on sobie myśli?! Nie jestem głupiutką dziewczynką! Nauka szła mi sprawnie i MÓJ DOM, bo mogę go tak nazwać, zdobywa dużo punktów dzięki mnie i jeszcze kilku osobom, którym nauka sprawia przyjemność. Najdziwniejsze jest to, że zdobywam prawie same wybitne i powyżej, chociaż nie siedzę aż tyle w bibliotece co Granger, która jest rasową kujonką.
Tak mijał mi wrzesień. Był prawie udany, chociaż bardzo żałuję, że musiałam użerać ze Snape’em i Blackiem, których mam po dziurki w nosie.
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Nocia dla: Nimora, Dumb, Roxana, Iga, milenkaa ;), misiek, czarn@ blondi13, Bellatrix Lestrange, Glamorous94, Melisha, Nikev_a131313, emma. Jeżeli o kimś zapomniałam to z góry przepraszam!
O co ci chodzi Black?! cz. 6 */* 08 wrzesień */ * miesiąc wrzesień Dodała Natasha Wtorek, 22 Maja, 2007, 16:51
…
Jak potoczyło się dalej całe to zajście? Zjedliśmy kolacje, pośmialiśmy się i zdecydowaliśmy co zrobimy z wilczkami, a właściwie to tata zaproponował rozwiązanie:
-Wiecie co? Wpadłem na taką myśl, aby podarować je Hagridowi. Pomyślcie tylko! Te małe brzdące będą miały, jak w raju! Łapa?! Powiedz coś!
Syriusz poparł tatę i tak wszyscy po kolei. Jedynie ja miałam wątpliwości, chociaż teraz nie żałuję, bo kto by się nimi zaopiekował? W Hiszpanii było cudownie. Pomijając jeden szczegół, który nosi nazwę „Black”! Głównie leniuchowaliśmy, ale uczyliśmy się wciąż tańczyć pod bacznym okiem Ejvona, który jak okazało się był tancerzem. Mama wyjechała do pracy jako nauczycielka, tata wyjechał do Bułgarii, grał tam na pozycji szukającego i oczywiście wygrywał każdy mecz. Yoh z Maxem wyjechali do Rosji, Alex i Harry zostali w kraju tak jak reszta.
Nie mam ochoty na opisywanie dalszych wspomnień, bo czasami zajmuje to sporo czasu, aby przypomnieć sobie każdy ważny szczegół. Za kilka dni wrócę do Hogwartu i będę musiała zająć się nadrabianiem, chociaż to jest o wiele lepsze od leżenia i patrzenia się w sufit. Właśnie jutro mnie to czeka! Okropieństwo! Dają ci eliksir, że nie poruszysz się przez 14 godzin, nawet nie mrugniesz. Zapomniałam też o tym, że nie powiesz ani słowa przez 24h (skutek uboczny eliksiru). Kończę już na dzisiaj.
Miesiąc wrzesień
Jak mi minął? Nawet dobrze, chociaż wciąż czuję metaliczny smak w ustach od tych wszystkich eliksirów, których mam już po dziurki w nosie! Gdy wróciłam do szkoły musiałam zanieść dla Snape’a jakieś dokumenty z Munga. Tak szczerze nie miałam ochoty na tą rozmowę, ale trudno. Przemierzając korytarze oglądałam (wtedy jeszcze) różowe ściany i zastanawiałam się dlaczego Dambledore tego nie usunął? Czyżby nie potrafił tego zrobić? Z chłopakami nie rozmawiałam jeszcze i raczej na to się nie zanosi, ponieważ po tym numerze na błoniach Harryemu jeszcze nie przeszło a mi jest tak dobrze. Nie lubię przepraszać, dziękować i prosić. Dla mnie te słowa są bez sensu.
Puk, puk, puk- trzy energiczne uderzenia w drzwi świadczyły o moim przybyciu do gabinetu Snape’a, który przywitał mnie dość chłodnym spojrzeniem. Z resztą ja nie byłam lepsza.
-Dobry wieczór profesorze!- krótkie spojrzenie świadczyło o tym, że zauważył mój powrót.
-Witaj Potter! Jak tam badania?- nie mam ochoty opisywać jego tonu, bo był nadzwyczaj chłodny.
-Dobrze. Przyniosłam dokumenty z Munga, które miałam dostarczyć dla mojego opiekuna w szkole- tak bardzo chciałabym stąd wyjść. Te wszystkie eliksiry przyprawiały mnie o mdłości.
-Siadaj Potter na cztery litery i opowiedz mi trochę dokładniej o twojej wizycie w Mungu!- Pan Piękna Buźka jest dzisiaj najwyraźniej nie w humorze.
-Nie.
-Potter!
-Nie będę siedziała w tym smrodzie!- rzuciłam mu na biurko dokumenty i po prostu wyszłam. Czułam, że biegnie za mną, ale nie dam mu tej przyjemności i gnałam dalej.
-Potter! Nie myśl, że będę ciebie gonił- i nagle poczułam, że stoję w miejscu. Nawet nie drgnęłam.
-I co teraz powiesz?- ten jego uśmiech przyprawił mnie o szybsze bicie serca. –Nie mówisz nic? Jaka szkoda! Cofnę zaklęcie, ale jak mi zwiejesz to nie będę taki łagodny!- to ostatnie zdanie wysyczał mi prosto do ucha, które musnął lekko językiem. Muszę przyznać… nawet przyjemnie było. Gdy byłam już wolna, ale jeszcze w łapskach Severusa, myślałam co mam uczyć. Uciec czy zostać i opowiedzieć mu wszystko. Wole nie ryzykować i zostaje.
-Możesz mnie puścić, nie ucieknę!- zapomniałam o pan lub panie profesorze, ale jemu najwyraźniej sprawiło przyjemność, bo tylko uśmiechał się pod wąsem.
-Dlaczego „uciekłaś” z mojego gabinetu?- myślałam, że będą gorsze pytania, a on ni z gruchy, ni z pietruchy wyjeżdża z tym.
-Mówiłam już, że tam ŚMIERDZI, więc PO PROSTU WYSZŁAM Z TEGO POMIESZCZNIA- dobrze położony akcent, na niektóre słowa pomaga zrozumieć sens całego zadania. W domu ćwiczyłam dykcję, siedzenie, chodzenie, zachowanie przy stole i w ogóle wszystkiego, aby móc zachować się w towarzystwie. Nie poszła na marne ta moja nauka, chociaż czasami o niej zapominam, a zwłaszcza przy „Czarnym”.
-Ja wiem swoje Potter, a ty swoje. To gdzie mam z tobą porozmawiać? A muszę to zrobić. Zaproponuj jakieś miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać- od kiedy Snape chce „spokojnie porozmawiać”?
-Nie wiem, ale na pewno nie w twoim gabinecie- czy za chamstwo wobec nauczycieli nie powinno odejmować się punktów?
-Chodź!- nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a byłam ciągnięta w głąb lochów. Mam dziwne przeczucie, że dzisiejszej nocy spokojnie nie zasnę…
…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że jestem okropna! Tak długo nie dawać noci?! Skandal! Ale mam mnóstwo powodów, których tak bardzo nie chciałabym mieć...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nocia dla:
Glamorous94, roxana, Hermi, milenkaa ;), misiek, emma, czarn@ blondi13, Nikev_a 131313, Dumb, Iga, DaguLa (F&G), Nimora, Melisha.