Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamietnik Remusa Lupina!
Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia
Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@
Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii
Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess

  Na ziemi
Dodał Remus Lupin Sobota, 26 Lipca, 2008, 00:00

Nie miejcie do mnie pretensji: ), ale wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę, chociaż na pewno w wakacje.
Co prawda miały być dwie części wspomnień, a historię Luncia miałam zacząć od piątej klasy... Ale moim cichym marzeniem jest zaczniencie od początku i dotrwanie do końca!
Zaczynam od początku... Taki *fresh start* ^^
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba skomentuje i poza mną ktoś to w ogóle przeczyta : ) : ) : )
Wielkie pozdrowienia dla wszystkich którzy komentowali pierwszą notkę!
Jesteście wilecy;***
Przesyłam również pozdrownienia dla "szanownego ZKP" jak nazwała to pewna osoba (nie będę mówić kto, wtajemniczeni wiedzą;P).
Jeżeli macie jakieś pomysły na fabułę notki przesyajcie je na mój adres e-mail : kasia_12nk0@onet.eu



Siedziałem na miękkim łóżku rozmyślając nad tym co będzię się dziś działo. Wszystkie wartościowe i delikatne rzeczy pochowałem i jestem przygotowany na pęłnię księżyca.
Boję się. Bardzo. Mówią, że strach jest rzeczą naturalną, ale mój jest wzmocniony troską. Co będzie jak nieświadomie kogoś skrzywdzę? Jestem sobie tutaj i piję eliksir tojadowy, ale jak nie podziała?
Mam twierdzi, że takie lęki są rzeczą ludzką i że sama boi się jeszcze bardziej niż ja.
Moja matka się boi, ale ja dodatkowo cierpię. To jest skomplikowane. Nie liczę na to, że ktoś mnie zrozumię, wystarczy mi to, że mnie zaakceptuję. Istnieją, jednak ludzie, którzy nie znają znaczenia słowa "tolerancja" i to jest powodem moich zmartwień.
Nie chcę być odizolowany od innych ludzi. Potrzebuję towarzystwa, przecież mam prawo żyć!
To wszystko jest tak nielogiczne, że sam się zastanawiam nad sensem moich słów.
Zostały minuty...
Z każdą sekundą bliżej pełni. Światło księżyca jest coraz silniejsze... Nie... Nie wytrzymam tego...


***

Dzisiaj nie było tak źle. Zawsze przed pełnią jestem zdenerwowany i gadam bzdury. Nie powinno się tego brać poważnie, chociaż tak właśnie się wtedy czuję...
Teraz, jednak nie mam ochoty o tym myśleć.
Jutro jadę na POkątną zrobić zakupy... Różdżka, podręczniki, kociołek takie tam... Babcia Eve obiecała kupić mi sowę i muszę wybrać sobie jeszcze książkę.
To będzie miło spędzony dzień, czuję to...

***

Wysiedliśmy z wypłucowanego, czerwonego auta babci. Nie mam pojęcia co to za marka, nie interesują mnie takie rzeczy - to takie płytkie.
Sierpniowe słońca daje o sobie znać. W powietrzu unosi się zapach przygody, magii... To jest moje życie i moja społeczność.
- Remusie, chodź tutaj, bo się zgubisz! - przywołała mnie babcia.
Jest ona niezwykle mądrą i bogatą czarownicą. Posiada wielki dom i jeszcze większą fortunę. Z tego powodu po śmierci ojca mamy z czego żyć. Jest nam głupio, ale babcia na siłę daje nam pieniądze. Oczywiście mamy swoje oszczędności, ale są minimalne.
- Idę babuniu, idę. - rzekłem potulnie.
- Skarbie ile razy mam ci powtarzać: Mów mi Eve! Przez ciebie czuję się staro. - powiedziała babcia, rumieniąc się.
- POstaram się, ale to tak nie wypada...Eve - dodałem pośpiesznie.
- Chłopcze lepiej wiem co wypada, a co nie. - pouczyła mnie staruszka.
- Przepraszam, że przerywam tę dyskusję, ale może tak wejdziemy? - zaproponowała rozbawiona mama.
- Jasne. - uśmiechnąłem się do niej.
Weszliśmy razem do pubu "Dziurawy Kocioł". Było to znane mi miejce, często chodziłem tu z mamą.
Ściany i podłoga były zrobiona z dębu, a na drewnianych stolikach leżały jedwabne obrusy w kolorze bursztynu.
Przy barze stał ciemnowłosy kelner, Tom. W knajpce jak zwykle panował gwar. Dookoła ludzie popijali kremowe piwo i zawzięcie prowadzili rozmowę.
Podłoga skrzypiała pod nogami - musiała być dość stara. Panowała tu przytulna atmosfera i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszyscy na nas się patrzą.
- Witaj Tom! - przywitała się mama. - Jak tam interes?
- Świetnie Mary! Naprawdę... Napijesz się czegoś? - zagadnął.
- Może później... Narazie: sprawy Hogwartu. Sam rozumiesz... Do zobaczenia!
- Pa Mary! Do widzenia pani Wingag!
Ruszyłem za matką, mijając czarodziejów i czarownice, niektórzy witali się z babcią lub mamą, inni lekceważyli nas. Wreszcie doszliśmy do celu. Przeszliśmy przez bukowe drzwi.
Znajdowaliśmy się w ogrodzie. Niezwykłym ogrodzie. TRawa była koloru soczystej zieleni, na której rosły stokrotki i inne samosiejne kwiaty. Przed nimi stał potężny mur z czerwnoych cegiełek, obok niego zaś jabłonka.
- Widzę, że Tom poprawił scenerię tego miejsca. - stwierdziła babcia rozglądając się dookoła.
- Widocznie... - rzekła mama.
Mary sięgnęła za pazuchę po swoją różaną różdżkę. Zgrabnym ruchem ręki dotknęła końcem patyka cegły i wymamrotała skomplikowane zaklęcie.
Cegiełki rozwarły się, ukazując wejście na zatłoczoną alejkę.
- Idzemy. - poleciła matka. - Remusie, nie zgub się!
Ulica Pokątna była nadzwyczaj zatłoczona. Przez tłum nie mogłem dostrzec tak znanych mi kolorowych wystaw sklepów. Kamienne płyty po których szliśmy były gorące od słońca. Całe szczęście, że nie są z betonu.
- Handel się rozwija. - stwierdziła babcia Eve.
- Albo w sklepie miotlarskim jest wyprzedaż. - wtrąciłem.
- Możliwe.
Szliśmy drogą kilka minut, aż zobaczyliśmy szydl księgarni "Esy i Floresy - zagłąb się w sztukę magii!".
Weszliśmy wszyscy do sklepu. W przeciwieństwie do uliczki - był pusty.
Obok regałów i wystaw nie było codziennego tłumu.
- Hm... Chyba to miotły. - stwierdziłem.
- No dobra, nie traćmy czasu. - rzuciła szybko mama. - Remusie, daj mi listę swoich książek. - podałem jej zwitek pergaminu. - Kupię ci je... Masz tu pieniądze i leć do sklepu Olivander'a po różdżkę. Później pójdziemy do apteki i kupiny inne przybory szkolne.
- Sowę, oczywiście. - rzekła Eve. - A potem postawię wam po pucharze lodów.
- Mamo, nie trzeba. - Mary zwróciła się do babci.
- To żaden kłopot, kochanie.
Teraz zaczęły się uprzejmości "Nie naprawdę, niepotrzebnie", "Daj spokój, to żaden problem", "Przepraszam, ale nie" itp.
Nie widziałem sensu w wysłuchiwaniu paplaniny babci i mamy. W końcu z doświadczenia wiedziałem, że i tak babcia postawi na swoje.
POza tym... Kupno różdżki jest przyjemniejszym zajęciem. Ciekawe co mi przypasuje?
Opuściłem księgarnie i spokojny krokiem, przemieszczałem się po kamiennych uliczkach, które nie były już tak zatłoczone.
Zdziwiło mnie to niezwykle, bo w księgarnie spędziłem zaledwie dwie minuty. Gdzie wszyscy pognali?
Spoglądałem na kolorowe wystawy - tu i ówdzie wchodziłem do sklepów. One również były puste. Ta niepokojąca cisza dzwoniła mi w uszach. Ogarnął mnie niepokój.
Słonce świeciło mocono, skupiając swoje prominie na ciemnych obiektach - pech chciał, że nałożyłem czarną koszulkę.
- Ałć!
Poczułem, że wskutek przeciążenia mojego ciała, boleśnie upadam na rozgrzany polbruk.
Przyczyną mojego upadku była krótkowłosa dziewczyna.
- Heh... Jak to miło, że sprowadziłaś mnie na ziemię, ale czemu to zawdzięczam? - zapytałam.
- Daruj sobie dżentelmeńskie gadki już jednego takiego dzisiaj spotkałam. - prychnęła rozbawiona.
- Sądząc po twojej reakcji nie było to miłe spotkanie... - rzekłem po chiwlii.
Powoli powstałem, wytrzepując kurz z mojego ubrania.
Cały byłem obolały, bo ta dziewczyna wcale do lekkich nie należała.
Pomogłem jej wstać.
- Dzięki. - powiedziała krótko.
Przyjrzałem się jej uważnie.
Miała krótkie, czarne włosy, w które wplecione było różowe pasemko, jej oczy miały głęboką, czarną barwę, a blada cera znakomicie współgrała z wyzywającym makijażem. Dziewczyna miała smukłą talię i dość mocno zaokrągląglone biodra. Wyglądała buntowniczo, a zarazem kobieco.
Chociaż wyglądem przypominała upartą, jej wyraz twarzy nosił w sobie arystokratyczną manierę, lecz w jej oczach nie dostrzegłem znajomej mi pogardy.
Uśmiechnęła się.
Teraz wyglądała całkiem miło. Ostre rysy stały się łagodne. Powaga z jej twarzy zniknęła - zupełnie jak by wytarto ją niewidzialną ściereczką.
- Witaj. - rzekła spokojnie. - Jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem Dorcas Meadows. - powiedziałam poufale.
- Ta Dorcas?! Dziedziczka fortuny Meadows'ów? Czystej krwi czarownica? - zacząłem pytać. - Yyy... Przepraszam, nazywam się Remus. Lupin. Remus Lupin...
- Nie musisz przede mną udawać, nie jestem żadną księżniczką czy coś w tym stylu, Remusie. - rzekła trochę oburzona. - Nie mam obsesji na punkcie czystości krwi. Jestem inna niż moja cała rodzina...
- Wybacz. - powiedziałem cicho. - W ogóle nie jesteś podobna do swojej matki, jesteś...hm... miła i... ładna. - wyszczerzyłem zęby.
- Och... - zarumieniła się. - Dzięki... Ty jesteś w porządku. - widać, że ją udobruchałem. - Czy jesteś uczniem Hogwartu?
- Tak pierwszy rok... - odpowiedziałem zamyślony.
- Ja też.
Wyglądała tak dorośle i zachowywała się inaczej, niż sobie wyobrażałem. Tak, była typową buntowniczką, jedank nie szczyciła się swoim pochodzeniem i akceptowała mugolaków. O mojej przypadłości raczej jej nie wspomnę, bo chyba nie wystarczy jej tyle torelancji, aby to przyjąć...
- Muszę spadać, kotku. - rzekła słodko po kilku miunutach rozmowy.
- Skąd ta nagła zmiana taktyki, Dorcas - cukiereczku? - rzekłem uśmiechając się.
- Och nie wiem Remi, tak po prostu. - przesłała mi buziaka.
- Pa!
- Narazie. - rzekła idąc w stronę apteki.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na oddalającom się sylwetkę Dorcas.
Idąc powoli,rozmyślałem o Hogwarcie i o tym jaki się stałem z biegiem czasu.
Czuję się inny. Jestem inny. Nie jestem już tym Remusem, który wczoraj prosił matę o kupno książki. Zadziwiające jak życie, doświadczenia i pełnia książyca mogą zmieniać ludzi... Dzisaj przepełnia mnie radość i mam coś zwane... "wyluzowaną postawą". Dziwne?
Nie to norma. Zawsze mam takie humory. Taki już jestem. Zamyślony, sympatyczny, rozsądny. Nie jestem nawet pewnien do jakiego domu w Hogwarcie trafię. Czy w ogóle ktoś mnie zaakceptuje? To są odwieczne pytania jakie zadaję sam sobie. Tak wiem, że jest to nużące, jednak nie bezcelowe.
Zamknąłem oczy i zagłębiłem się w wspomnienia.... Ledwie co zdążyłem wspomnieć chwilę, napotkałem materialną przeszkodę. Głębia czerni zdawała się mnie pochłaniać...

***

- Nic ci nie jest? - usłyszałem obcy głos z oddali.
Uchyliłem powieki.
No tak... To dość typowe. Znowu na ziemi, a przede mną słup, o który musiałem uderzyć głową.
Ujrzałem dwie, rozmazane twarze - jedną dziewczęcą, druga zaś napewno należała do chłopaka.
Pomogoli mi wstać. Czułem mocny ból głowy.
Słońce schowało się za chmurami, temperarura trochę spadła, chociaż nadal było ciepło.
Zaststanawiłem się na ironią losu - czy ja wsztstkich w taki sposób muszę poznawać?
- Nessa myślisz, że on czuje się dobrze? - zapytał czarnowłosy chłopak.
- Nie mam zielonego pojęcia James. - rzekła dziewczyna nazwana Vanessą.
- Jakiego? Zielonego? Co to oznacza? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Potter to mugolskie powiedzonko! - wyjaśniła szybko dziewczyna.
Vanessa okazała się być niską, szczupłą nastolatką o jasnobrązowych, gęstych, kręconych włosach. Miała kobiecą figurę i piękne oczy w kolorze nocnego nieba . Na jej oliwkowych policzkach gościły szkarłatne rumieńce. Moją uwagę przykuł jej piękny uśmiech i równe, bielutkie zęby. Nessa sprawiała wrażenie osoby delikatnej i wrażliwej. W jej oczach dostrzegłem iskry szczęścia. Była niezwykle piękną dziewczyną.
- Hm... Nie znalazłem tego przysłowia w książce "Kultura mugoli - przysłowia i język". - James zaczął z pretensją.
- Trzeba było tę książkę PRZECZYTAĆ, a nie tylko oglądać obrazki mugolskich dziewczyn. - stwierdziła złośliwie Vanessa.
James wzruszył ramionami.
Miał czarne, rozwichrzone włosy i oczy w kolorze czekolady. Był niezwykle obojętną i wyluzowaną osobą. Nosił charakterystyczne okrągłe okulary. Nie zdziwiłbym się gdybym ujrzał obok niego tłum fanek - był przystojny, a minę miał pewną siebie.
- Przepraszam, ale czy któreś z was zauważyło moją obecność? - zapytałem po chwilii.
- O tak, przepraszam. - speszyła się brunetka. - Jestem Vanessa McGowan, jednastolatka pochodząca z mugolskiej rodziny. Idę do Hogwartu na pierwszy rok.
- A ja jestem super przystojniak James Potter... - zaczął chłopak, ale Vanessa szturchnęła go ramieniem. - I też idę na pierwszy rok do Hogwartu.
Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że chciał powiedzieć co innego.
- Cześć! Miło mi. - rzekłem poufale. - Nazywam się Remus Lupin. Pierwszy rok. Właśnie wybierałem się do sklepu Olivander'a, ale napotkałem kilka przeszkód... - rzekłem beztrosko. - Jesteście rodzeństwem?
- Nie obrażaj mnie! Nie mam nic wspólnego z tą kosmoniczną istotą! - rzekł dramatycznym głosem James.
- Potter chcesz mieć zmienioną delikatnie twarz? U mnie usługi kasacyjne masz za darmo. - rzekła wkurzona dziewczyna. - A tak w ogóle to mówi się KOSMICZNĄ, a nie KOSMONICZNĄ. - dodała trzepocząc rzęsami.
James wymamrotał co sądzi o jej usługach.
- Nie no teraz to już przesadziłeś! -powiedziała.
- Tylko na tyle cię stać, McGowan? - zażartował James.
- Nie chcę jeszcze bardziej pogarszać twojej sytuacji, Potter. - rzekła.
James już otwierał usta, aby coś powiedzieć.
- Przestańcie. - uspokojiłem ich. - Ta dyskusja jest bezcelowa. Nie musicie się kłócić.
- Nie musimy. - powiedział James.
- Hm... Remusie idesz kupić różdżkę, prawda? Mogę się z tobą przejść. Idę w tamtą stronę. - dodała uśmiechając się.
- Pewnie. - odpowiedziałem. - Do zobaczenia James!
- Trzymaj się Lupin! Pa... Nessa. - pożegnał się Potter.
PO kilku minutach ciszy postanowiłem podjąć rozmowę:
- Zachowujecie się, jak stare małżeństwo. - zażartowałem.
- Daj spokój on mnie wcale nie interesuje. - rzekła McGowan. - Nie jestem w jego typie... Może to i dobrze? Współczuje jego przyszłej ofiarze.
- Jest aż taki zły? - zapytłem niedowierzając.
- Nie... ale potrafi dać w kość. Mieszkamy obok siebie. - westchnęła. - Wcześniej nie rozmawialiśmy za sobą... Dopiero kiedy dostałam list z Hogwartu. Widzisz,... jego rodzice to czarodzieje. Moi nie.
- Przecież to bez znaczenia.
- Teraz tak.
Zatrzymaliśmy się. Staliśmy obok lokalu Olivander'a.
Popatrzyłem w ciemnoniebieskie oczy Vanessy, kryły w sobie tajemnicę. Dziewczyna spuściła wzrok. Byłem pewny, że nie była za mną do końca szczera.
- To... cześć. - powiedziała cicho, po czym oddaliła się w stronę sklepu Madame Malkin.
- Zobaczymy się w Hogwarcie! - krzyknałem za nią.
Poczułem dziwne ukłucie w żołądku. Była zupełnie inna niż Dorcas, a jednak obydwie były niezwykle pociągające i wyjątkowe. To uczucie nie dawało mi spokoju... Przypomniałem sobie pewną sytuację...

Remus stał spokojnie na zielonej trawie. Patrzył tęsknie przed siebie pustym wzrokiem. Dookoła niego rosły gęsto posadzone rządki kwiatów i krzaków. W powietrzu unosił się wonny zapach konwalii. Była to późna wiosna...
Niebo dziś było bez chmurne, a słońce nie szczędziło swoich promieni...
Był tam on, a obok niego dziewczyna, Juliet. Czarodziejka z sąsiedztwa o rok od niego starsza.
- Juli? - zapytał Lupin.
- Remusie... - rzekła łagodnie Julietta. - Chodzi tu o to, że...
- Tak, wiem. - powiedziałem cicho. - Tu nie chodzi o nas...Tu chodzi o mnie.
- Tak... - rzekła zrezygnowana. - Dokładnie. Remi, ale czy ty mi wybaczysz?
- Nie. Na to nie ma sił. Obiecałaś mi Juliet, obiecałaś.
- Miałam poczekać na ciebie. - dokończyła Juli. - Nie wyszło mi, Remi.
- Został miesiąc.
- Wiem, że to nie w porządku, ale... Zostały całe trzydzieści dni! - wyjaśniała.
- Juli! - Remus uspokoił dziewczynę. - Nic już nie zostało.
- Jestem głupia, wiem! - krzyknęła Julietta. - Nie powinnam, nie powinnam mówić! Oni mnie ZMUSILI! Nie miałam wyboru...
- Zawsze jest wybór, Juliet. - Lupin westchnął.
Do tej pory ufał Juli, ale ona zdradziła jego sekret... Zmniejszyła szanse... Zamknęła drzwi do spełnienia jego marzeń.
Teraz będzie to trudniejsze. Sam miał im to oznajmić. Juliet okazała się zdradziecka, chociaż zrobiła to nieumyślnie. Nie da się tego cofnąć.

Tak zawiódłem się na tej dziewczynie. Uwierzył jej. Zaufał. Powierzył sekret.
Miałem nadzieję, że jeżeli ponownie stanę przed taką sytuacją, moi przyjaciele mnie nie zawiodą.

***

Dzisiejszy dzień zapadnie w mojej pamięci na dosyć długi czas. Magiczne zakupy nie zainteresowały mnie tak jak reszta wydarzeń. W ostateczności kupiłem różdżkę. Za trzecim podejściem. "Do trzech raz sztuka" tak mówią mugole, przeczytałem gdzieś o tym. Teraz sobie siedzę i skrobię w tym dzienniku. Na miękkiej pościeli obok mnie połorzyłem moją nową różdżkę. Dębowa, dziesięć cali. Wyśmienicie giętka. Łza feniksa.
Olivander stwierdził, że rdzeń jest dość nietypowa i różdżka może objawiać pewne... hm... zdoności. Nie bardzo wiem o co mu chodziło, ale jestem zadowolony z jej kupna.
Jeszcze jej nie urzywałem, ale za to zdążyłem dwa razy wypolerować. Babcia mówi, żebym tego nie robił za często, bo wytrę smocze włókno, chroniące różdżke przed uszkodzeniem.
Poza bulchowym kociołkim, różdżką, podręcznikami i tego typu przedmiotami, babcia Eve - tak jak obiecała - kupiła mi małą sówkę, mówiąc "To taka rasa. Są niezwykle wychowana i przyjazne."
Ariel jest srebrzystoszarą sówką, o szmaragdowych oczach. Jest szybka i bystra. Już wysłałem pierwszy list do Dorcas. Brzmiał mniej więcej tak:

Droga koleżanko!

Cześć Meadows, co u ciebie?
U mnie wszystko gra jak w zegarku.
Jestem już po zakupach i mam
dla ciebie propozucje.
Może spotkamy się
na peronie 9 3/4 ?
Zajmiemy sobie przedział
i w ogóle...

Czekam na szybką odpowiedź
Remus

PS: Zaproszę jeszcze dwóch znajomych, więc jeżeli
chcesz to również kogoś sprowadź...

Podobne listy wysłałem też do Vanessy i James'a. Ciekawe czy mi odpowiedzą? No cóż mniejmy nadzieję, że sówka jest bardzo, ale to bardzo szybka, bo pierwszy września mamy jutro...




Notka jest pogmatwa i zawiera kilka wątków i przemyśleń. Hm... Uczucia wydaje mi się, że były tylko, że w formie przemyśleń.
Najpierw pełnia, następnie Pokątna, później kilka znajomości i dziwne wspomnienie.
To wszystka wkłada się w całość, a bynajmniej ułoży...

[ 19 komentarze ]


 
Początek
Dodał Remus Lupin Czwartek, 10 Lipca, 2008, 10:00

Jest to taki wstęp, a raczej wspomnienia Remusa do momentu obecnego.
Są one napisane w trzeciej osobie, ale obiecuję wam, że dalsze losy będą pisane normalnie w pierwszej.





W małym, dziecinnym łóżeczku, spokojnie leżało niemowlę - uderzająco podobne do swojego ojca.
Ciemnobrązowe włosy, zgraby nosek, oliwkowa cera i małe nóżki, które śmigały zupełnie jekby malec próbował jechać na niewidzialnym rowerku.
Jego małe oczka rozglądały się ciekawie po pokoju, wypatrując swojej opiekuńczej matki.
Kobieta siedząca na fotelu wstała i podeszła do łóżeczka. Nachyliła się, aby lepiej widzieć syna.
Delikatnym ruchem ręki przeczesała mu rzadziutkie włosy i uśmiechnęła się.
- Wykapany tatuś. - rzekła zwracając się do malca. - Ale nikt nie zaprzeczy, że te piękne szaroniebieskie oczy i rumieńce na policzkach odziedziczyłeś po mnie, Remusie!
Ciemnowłosa złapała małą rączkę syna, dziecko pociągnęło matkę, jakby rządało ponownego uczesania.
Kobieta roześmiała się i ponownie pogładziła małego Remusa.
- Mój mały mężczyzna. - westchnęła. - Szkoda, że nie ma tu teraz ojca. Pewnie jest zajęty. - w jej tonie dało się usłyszeć gorycz.
Ojciec Remusa był, bowiem poszukiwaczem skarbów - pracował dla banku Girngotta, szukając złota i diamentów. Często miał do czynienia z niebezpieczeństwem, dlatego żona tak się o niego niepokoiła.
- Ty mi musisz wystarczyć. - powiedziała blado uśmiechając się do niemowlaka.
Przykryła go zielonym, bawełnianym kocykiem po czym ruszyła w kierunku drzwi.

***

- Tato, patrz jak mój latawiec wysoko leci!-krzyknął 6- letni Remus do swojego dobrodusznego ojca.
W jego szaroniebieskich oczach można było dostrzec błyski zadowolenia.
Był, bowiem z ojcem, a widywał się z nim tak rzadko...
- Remusie poczekaj! - krzyczał starszy mężczyzna za biegnącym synem. - Tutaj jest dobry wiatr!
Ojciec i syn biegali na wzgórzach niedaleko domu.
Matka malca, Mary z troską spoglądała na zabawę swoich kochanych krewnych.
"Niech się sobą nacieszą" westchnęła i wróciła do domu przygotowywać ulubione ciastka Remusa i Ben'a (jej męża).
- Tato! - krzyknął przestraszony chłopiec. - Mój latawiec!
Zabawkę z rąk chłopca wyrwał silny wiatr. Dziecko ze smutkiem spoglądało na oddalający się obiekt.
- Remusie chodź tutaj! - gestem przywołał go ojciec. - Nic się nie stało. Tatuś zrobi ci nowy... Wszystko w porządku, pójdziemy do domy i pomożemy mamie przygotować nasz ulubiony deser! A po posiłku poczytam ci jakąś ciekawą książkę, dobrze Mały Mężczyzno?
Remus kiwnął głową. Był zmartwiony tą sytuacją, ale tatuś go upokoił.
Ojciec objął go opiekuńczo i ruszyli w kierunku ich małego domku.

***

-...jak mogłeś to zrobić?! - krzyczała Mary, matka Remusa.
Dziewięciolestni chłopiec schował sie za drzwiami, przysuchując się kłótni rodziców.
-Ja... Nie wiem...To on... Ja tak naprawdę próbowałem ratować to dziecko. - odpowiedział zdezorientowany mąż.
- I nie pomyślałeś o swoim! - dodała zrozpaczona.
Remus wychylił się. Jego piękna matka płakała. Była zalana łzami. Ojca również nigdy w takim stanie nie widział. Był nerwowy. Chodził po całym pokoju, trzymając się za głowę, jakby czegoś żałował. Bardzo.
- To nie tak, Mary...
- Wiesz co nam teraz grozi?! - wykrzyknęła kobieta. - Musimy stąd wyjeżdżać. - rzekła pakując ubrania w podręczną torbę.
- Domyśla się tego, zastawi pułapkę. - oświadzczył jej pewnie Ben.
- Mam to gdzieś! Nie będę patrzeć jak moje dziecko...
Mary spostrzegła schowanego syna. Na jej twarzy zagościło zdumienie. Próbowała prędko zetrzeć łzy.
- Remusie co ty tu robisz, słoneczko? - zapytała łagodnym tonem.
Dziecko nie wiedziało co odpowiedzieć. Remus wiedział, że rozmowa była na jego temat. Pośpiesznie wybiegł z salonu na górę.

***

- On tu jest! - krzyknął Ben Lupin. - Bierz Remusa i uciekajcie!
Kobieta popędziła po syna. Dziewięciolatek wylegiwał się na tapczanie, wciągnięty w lekturę.
Matka szybko wzięła od niego książkę i rzuciła w kąt pokoju.
- Mamo co robisz? - spytał z pretensją.
- Nieważne. Chodź ze mną, prędko. Jedziemy do babci Eve.
Chwyciła go za dłoń i zbiegli na dół.
Było za późno.
Na korytarzu ojciec Remusa siłował się z ogromnym, groźnym stworem.
Jego ziernice były czerwone, umazany był krwią i miał wielkie, ostre kły.
Ben upadł na podłogę pod ciężarem wilkołaka, a drewniany kij, którym się bronił wypadł mu z ręki.
Bestia rozeźlona rzuciła sie w stronę dziecka i ciemnowłosej kobiety.
Matka instynktownie pchnęła syna w bok, aby uniknął ataku stwora, jednak bestia była sprytna i w ostatniej chwili zmieniła kierunek.
Wilkołak agresywnie rzucił się na chłopca i wbił swoje ostra kły w jego chudę ramię.
Mary wydała z siebie zduszony okrzyk po czym upadła na ziemię. Zemdlała.
Bestia się tym nie przejęła i pośpiesznie wybiegła z domu Lupin'ów, zostawiając za sobą trzech zemdlałych, niewinnych ludzi.

***


Jedenastolatek smętnie spojrzał na swoją pogrążoną w żałobie rodzinę. "Nie mam już ojca, który puszczał ze mną latawce i skazał mnie na los wilkołaka" myślał. I chociaż do pełnii został cały tydzień, Remus czył nadchodzący ból wzmocniony żalem. Jego ojciec umarł. Przeżył ciężką chorobę, jednak uzdrowiciele nie dawali mu nadziei, smocza ospa jest chorobą śmiertelną.
Do smutnego dziecka podeszła jego matka, ubrana w czarną, aksamitną sukienkę. Jej brązowe włosy rozwiał wiatr. Objęła opiekuńczo syna. Stali właśnie nad nagrobkiem nieżyjącego już, a tak bliskiego im mężczyzny.
- Tak musiało być, prawda? - zapytał chłopiec bezbarwnym tonem.
- Tak. Teraz czas na ciebie, skarbie. Zacznij swoją historię - odpowiedziała matka.
Wielka łza spłynęła po jej policzku. Rzuciła ostatnie spojrzenie na marmurową płytę, która miała oznaczać materialną pamięć o jej mężu. Nie pojęła jak ten pomnik może odzwierciedlić uczucie jakie żywiła do Ben'a i jego dobroć jaką rozdawał, lecz najbardziej nie mógł pokazać żalu męża do samego siebie za zbrodnię jaką wyżądził synowi.
Rzuciła bukiet fioletowych gożdzików - ulubionych kwiatów męża.
- Chodź słońce. - rzekła cicho do Remusa.
Wraz z synem ruszyła w kierunku bramy, a za nimi reszta rodziny.

***

- Mamo mam list! Mam list z Hogwartu! - z góry zbiegł uradowany chłopiec.
Remus Lupin podbiegł do matki i wręczył jej list.
Kobieta chwyciła pergamin i zaczęła czytać:

Szanowny panie Lupin!
Z przyjemnąścią oznajmiam,
że otrzymał pan propozycję
nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Powodem jest fakt, iż
posiada pan nadzwyczajne zdolności
na których nam zależy.

Czekam na odpowiedź do 20 sierpnia.
Dyrektor

Albus Persiwal Wulfryk Brain Dumbledore *

PS: Awaryjnie dołączamy listę podręczników.


- To wspaniale słońce! - rzekła.
- Jesteś ze mnie dumna?
- Oczywiście. - rzekła, odkładając miskę ze strannie posiekanął sałatą.
Remus uśmiechnął się szeroko. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Nigdy tak się ni czuł od śmierci ojca.
- Myślisz, że trafię do Gryffindor'u? - zapytał.
- Myślę, że najwyższy czas zjeść obiad. - oświadczyła matka. - Jutro pogadamy i pojedziemy na Pokątną z babcią.
Remus usiadł do stołu i zabrał się za zjadanie sałatki.
- Mamuś?
- Słucham synuś...
- A czy mogłbym dostać z tej okazji jakąś nową książkę?
- Hm... Wybierzesz sobie jakąś jak zajdziemy do Esów. - powiedziała uśmiechając się. - I nie musisz mi się podlizywać, pysiaczku.
- Mamo nie mów tak do mnie. - oburzył się chłopiec.
- Dobrze, dobrze.
Mary uśmiechnęła się łagodnie. Delikatnym ruchem dłoni przeczesała włosy swojemu synowi. Nie były już tak rzadkie jak 11 lat temu, jednakże był to pewnien rytuar. Jej syn wkraczał w nowy etap życia.


* w pierwszym roku list pisał dyrektor, później dopiero zastępca (przyp.autorki)

Mam nadziję, że treść spodobała się.
Mile widziana krytyka.

Z góry przepraszam za błędy, szczególnie te interpunkcjne - nie radzę sobie z tym.
POzdrawiam K@si@@@


PS: Czy ktoś z was wie jak można wgrać obrazek?

[ 13 komentarze ]


 
Witajcie!
Dodał Remus Lupin Wtorek, 08 Lipca, 2008, 15:47

Cześć!

Jestem K@si@@@ i zostałam nową właścicelką pamiętnika Remusa!
Będę opisywać życie Lunatyka, kiedy był jeszcze uczniem Hogwartu, tak więc nie będzie to kontynuacja.
Mam nadzieję, że moje opowiadania przypadną wam do gustu i zostaną docenione, bądź skrytykowane.
Liczę na waszą szczerość.
Proszę, nie piszcie mi komentarzy typu "Fajna notka" itp.
Jeżeli notka będzie się wam podobać, to napiszcie dlaczego. Jeżeli nie... to również to uzasadnijcie.

Nie toleruje SPAMu, więc wszelkie reklamy blogów i stron będą usuwane, możliwie szybko.

Pozdrawiam
K@si@@@

[ 3 komentarze ]


 
Wspomnienia
Dodał Remus Lupin Niedziela, 23 Grudnia, 2007, 16:00

Kilka dni od przegranej Gryfonów w zamku czuło się napiętą i ponurą atmosferę.Uczniowie z Gryffindoru bardzo przeżywali porażkę z czego wyraźnie kpili Ślizgoni wytykając ich palcami i gratulując im pięknego meczu.
Bardzo martwiłem się jak zareaguję Harry po wyjściu ze skrzydła szpitalnego , ale po raz kolejny miło mnie zaskoczył , a mianowicie zachowywał spokój i opanowanie czego zawsze brakowało Rogaczowi.No ale w końcu nie ma się co dziwić skoro jego najlepszym przyjacielem był Syriusz Black...
Natomiast jeśli chodzi o mnie to huntcwocka natura poniekąd wzięła nade mną górę.Poniekąd to znaczy , że postanowiłem odbyć długi spacer po zamku w świetle księżyca , aby powspominać stare , dobre czasy.
Muszę przyznać , ze był to trafiony pomysł bo już po kilku minutach poczułem się tak jakbym znowu był uczniem i zatęskniłem za dawnymi wędrówkami z Glizdogonem , Łapą i Rogaczem.Gdzieś około północy na jednym z korytarzy drugiego piętra spotkałem Severusa maszerującego jak wyrośnięty nietoperz żądny krwi.Mijając go ośmieliłem się tylko powiedzieć ,,Mamy piękną noc , prawda?"Nic na to nie odpowiedział piorunując mnie spojrzeniem , po czym oddalił się szybko z powiewającą za nim czarną szatą.Błąkałem się jeszcze kilka godzin po uśpionym i ciemnym zamku po czym postanowiłem wrócić do siebie.
Po powrocie do swojego gabinetu poczułem coś , czego nie czułem od przybycia do Hogwartu - Gorącą falę wypełniającego mnie szczęścia.

[ 24 komentarze ]


 
Porażka Gryfonów
Dodał Remus Lupin Sobota, 22 Grudnia, 2007, 15:25

Jak już wcześniej wspomniałem dowcipy Freda i George'a budziły we mnie nie lada podziw.
W dalszym ciągu Lunatyk spierał się z Remusem Lupinem o powrót do huncwockiej natury mojej duszy, co zawsze kończyło się wyrzutami sumienia wobec wielu osób , a w szczególności profesora Dumbledore'a.
Na szczęście rozpoczął sie sezon quidditcha i w końcu mogłem oderwać się od tej nie chcianej , nasuwającej się ciągle myśli jaki by tu numer wyciąć Argusowi Filchowi.
Nie raz chodziłem na treningi gryfonów , aby zobaczyć jak radzi sobie syn Lily i Jamesa , lecz z dumą muszę stwierdzić , że odziedziczył talent do gry po Rogaczu , tak jak i zielone oczy po Lily.
W końcu nadszedł czas na pierwszy tak długo wyczekiwany (zarówno przez uczniów jak i nauczycieli) mecz quidditcha i bylem pewien wygranej gryfonów tak jak tego , że w zimie spadnie śnieg.
Niestety wydarzenia potoczyły się zupełnie innym biegiem i (ku wielkiej uciesze ślizgonów)Gryfindor odniósł porażkę po wspaniałym chwycie Cedrika Digorry'ego , który złapał znicz , gdy Harry ku ogólnej panice pikował w dół z około pięćdziesięciu stóp pod wpływem zgubnego działania dementorów...
Prawdę mówiąc już dawno zauważyłem , że dementorzy wyjątkowo źle wpływają na tego chłopca , co daje mi nowy temat do rozmyśleń.
Niestety nie było mnie na stadionie , gdyż akurat w dzień meczu wypadała pełnia księżyca i zamiast moknąć razem z wszystkimi na boisku , ja siedziałem w swoim gabinecie złagodzony działaniem eliksiru tojadowego , który przyrządził mi Severus, natomiast ten krótki wpis zawdzięczam profesor McGonagall , która mi o wszystkim opowiedziała zaraz po tym jak doszedłem do stanu używalności.

[ 10 komentarze ]


 
Dr.Jeckyll i Mr. Hyde?
Dodał Remus Lupin Sobota, 03 Marca, 2007, 10:39

No cóż, ostatno nieco zaniedbałem ten pamiętnik, ale też nie wydarzyło się nic szczególnego (oprócz serii dowcipów, na których pisanie zabrakło by mi stron). W Hogwarcie zawsze coś się dzieje, ale albo nie mam czasu albo ochoty pisać. Może jednak wyjaśnie, dlaczego mój stan duchowy nasuwa mi skojarzenie z mugolską literaturą:
Gdy patrzę na ostatnie dowcipy Freda i George'a Weasleyów czuję pewien podziw(ja, część dawnego utrapienia Filcha!) ale też uważam, że wiele z tych akcji można dopracować.(chociaż przyznam, że pomysł z wypełnieniem gabinetu Severusa liśćmi od góry do dołu był znakomity). Ale wtedy moje sumienie gryzie mnie całym kompletem zębów powtarzając: "Jesteś nauczycielem, nawet o tym nie myśl!" Zawsze w duchu odpowiadam: "To samo było za czasów Hucwotów. Jako prefekt też miałem o tym nie mysleć" Po czym zawsze przychodzi ta niechciana myśl "Wtedy byłem przyjacielem Blacka".
Tak więc ostatnie tygodnie przyniosły mi mnóstwo bitew między huncwocką a dojrzałą częścią mojej natury. Jednak ostatnio mogę zająć się czymś innym - zbliża się sezon quidditcha i mam okazję zobaczyć Harry'go i resztę gyfońskiej drużyny (oczywiście nikomu nie kibicuję!) podczas treningów. Trzeba przyznać, że chłopak odzidziczył talent po Rogaczu! Czuję, że w tym roku puchar znajdzie się w gabinecie profesor McGonagall (pomińmy milczeniem to, że twierdziłem tak przed każdym meczem).

[ 42 komentarze ]


 
Zemsta nietoperza
Dodał Remus Lupin Niedziela, 19 Września, 1993, 18:16

Kto by pomyślał, ze w czasie pełni nieprzyjemności zdarzają się nawet gdy ma się nad sobą pełną kontrolę!
Ale może zacznę od początku:
Jak głoszą wszelkie znaki na niebie, ziemi i murach Hogwartu(ktoś za pomocą Trwałego Przylepca porozlepiał na korytarzach zdjęcia Severusa-bogina) historia z boginem Neville'a przeszła do historii.
Komuś, kto może w przyszłości będzie czytał ten pamiętnik (w tym miejscu mam nieodpartą chęć pozdrowienia Mistrza Eliksirów i jego podopiecznych) trudno byłoby sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy w dwa tygodnie po całym zdarzeniu nie zostałem otruty/zaavadowany/zabity spojrzeniem przez Severusa. W koncu uznałem, że przecież on również musiał wydorośleć i zapomnieć o mszczeniu się za tak śmieszne incydenty(chyba uwagi o "dawnych znajomościach Blacka" i "niebezpiecznych instynktach" nie podpadają pod kategorię "zemsta/rządza mordu"?).
A tymczasem nadeszła pełnia...
Mimo cichych protestów mojej huncwockiej części zażyłem wywar tojadowy i wieczorem z zachwytem stwierdziłem, że wciąż jestem sobą. Trochę korciło mnie, żeby wybrać się na spacer po Hogwarcie ale i tym razem zwyciężył zdrowy rozsądek - zostałem w gabinecie, oddając się rozmyślaniu przed kominkiem. Wtem rozległo się pukanie do drzwi i dziewczęcy głosik:
- Eeee...Panie prfesorze? Profesor Snape kazał panu przekazać wiadomość...
Poderwałem się z miejsca i w panice rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kryjówki. Byłem niemal pewien, że uczennica po prostu wejdzie do środka i zostawi wiadomość.
Nie myliłem się. Ledwo udało mi się skulić między fotelem a kufrem gdy do gabinetu weszła jakaś Ślizgonka z pierwszego roku. Rozejrzała się przelotnie po pokoju(skuliłem się jeszcze bardziej),położyła na biurku zwitek pergaminu i wyszła.
Jak tylko drzwi się za nią zamknęły,wyskoczyłem z ukrycia i rzuciłem się w stronę biurka. Co może być tak pilne, by Severus akurtat teraz chciał mi to przekazać!? Porwałem wiadomość, rozłożyłem przy świetle i...
Przecież mogłem się tego spodziewać! Wpatrywałem się dobre pięć minut w wypisaną cienkim, drobnym pismem wiadomość:
"Mam nadzieję, że wywar tojadowy działa. Z poważaniem, Severus Snape."
W końcu porzuciłem zamiar natychmiastowego pobiegnięcia do lochów w celu zagryzienia Mistrza Eliksirów i wróciłem do swoich rozmyślań. Tak czy inaczej, na przyszłość będę ostrożniej wybierał tematy na lekcje.

[ 16 komentarze ]


 
Jedyne takie miejsce na Ziemi
Dodał Remus Lupin Środa, 15 Września, 1993, 16:27

To już dwa tygodnie od czasu, gdy przybyłem do Hogwartu...Czuję się zupełnie jak wtedy, na pierwszym roku: szczęśliwy, zachwycony...i przerażony perspektywą wykrycia przez kogoś mojego wilkołactwa...
Ostatnimi czasy nie miałem kiedy pisać w pamiętniku - jako nauczyciel miałem pełno obowiązków: prowadzenie i planowanie lekcji, patrolowanie korytarzy, zdobywanie pomniejszych demonów na zajęcia z trzecią klasą i unikanie Severusa(historia z boginem rozniosła się w tempie błyskawicznym nawet jak na Hogwart)...I pomyśleć, że jako prefekt nieraz narzekałem na nadmiar obowiązków!
Właściwie w kochanej, starej szkole niewiele się zmieniło...Połowa nauczycieli z moich czasów nadal uczy, Wieża Astronomiczna wciąż stoi(co jest dość zaskakujące po naszym numerze na zakończenie Hogwartu), my, Huncwoci znaleźliśmy godnych następców - Freda i George'a Weasleyów, profesor McGonagall wciąż budzi respekt(gdy wieczorem spotkałem ją na korytarzu, odruchowo zacząłem szukać pretekstu dla którego nie jestem jeszcze w dormitorium)...Jakby powodów do radości było mało, nie muszę tak bardzo obawiać się pełni - Severus zobowiązał się dostarczać mi wywar tojadowy(pewnie dawniej uznałbym, że bezpieczniej byłoby skoczyć do jeziora z kamieniem u szyi niż wypić coś, co oferuje Severus - ale mam zaufanie do osądu Dumbledore'a) i w czasie pełni będę mógł zachować nad sobą pełną kontrolę. To mi pozwala niemal zapomnieć, że do pełni zostały zaledwie dwa dni...
Przez jakiś czas obserwowałem też Harry'ego - czasem czuję się, jakbym użył zmieniacza czasu...Chłopak tak bardzo przypomina Rogacza...A jednocześnie tak się od niego różni...Jest bardzo popularny i również dorobił się czegoś w rodzaju OFCJP ale nie znosi tego...Nie dziwię mu się - nikt nie chciałby być popularny dlatego, że wymordowano mu rodzinę...
Zaraz, coś mi się przypomniało - on chyba nie wie, że jest chrześniakiem Syriusza...I lepiej będzie, jeśli się nie dowie - wyobrażam sobie, jak by się poczuł...Oczywiście nie zamierzam mu nic mówić...W niewiedzy żyje się o wiele łatwiej.

[ 26 komentarze ]


 
Pierwszy dzień w Hogwarcie
Dodał Remus Lupin Czwartek, 02 Września, 1993, 18:23

I pomyśleć, że mam już za sobą swoje pierwsze lekcje! Okazało się, że uczniowie są bardzo pojętni i w wielu przypadkach żądni wiedzy, potrafią się skoncentrować - lekcje były po prostu koncertami (mam tu na myśli głównie odpowiedzi na pytania). Z pierwszym i drugim rokiem omawialiśmy podstawowe demony, z trzecim - boginy, z czwartym - zaklęcia niewybaczalne(oczywiście tylko w teorii) z piątym - bardziej zaawansowane zaklęcia obronne , a z rocznikami owutemowymi - podstawy czarnej magii.
Na zajęciach z trzecim rokiem Gryffindoru i Slytherinu udało mi się poznać Neville'a Longbottoma - jest bardzo podobny do Alicji, a przy tym równie nieśmiały, co Frank. W jego wykonaniu unieszkodliwienie bogina wyszło...wyjątkowo zabawnie(bogin wyglądał jak Severus w stroju staruszki - czuję, że nasz "model" da mi odczuć, co o tym myśli).
Niestety, przypadkiem pokazałem też, co mnie przeraża - bogin przede mną przybrał postać księżyca w pełni. Myślę, że jednak żaden z uczniów się nie zorientował - słyszałem, jak jedna z dziewcząt zastanawiała się, czemu przerażają mnie kryształowe kule.
Przez cały czas byłem ciekaw, jak Harry poradziłby sobie z boginem, ale Lord Voldemort w klasie byłby stanowczo złym pomysłem.
Jednak na innych lekcjach wydarzyły się o wiele poważniejsze "przygody" - w czasie opieki nad magicznymi stworzeniami(której obecnie naucza Hagrid) jeden z uczniów został zaatakowany przez hipogryfa( nie zaskoczyło mnie, że był to Ślizgon). Może to przez moją typowo gryfońską nieufność względem Ślizgonów, a może przez dawne zatargi z ich opiekunem, Severusem - ale nie chce mi się wierzyć, że wypadek był wyłącznie winą zwierzęcia...
Z mniej sensacyjnych rzeczy - na eliksirach z szóstym rokiem Ravenclawu i Hufflepuffu wybuchł kociołek amortencji, w wyniku czego doszło do serii zabawnych zdarzeń - m.in. jeden z uczniów oświadczył się pani Pomfrey...Przypominają mi się czasy Huncwotów - wtedy na niemal każdej lekcji coś wybuchało...
Poruszenie wśród uczniów wywołały też zapowiedzi Sybilli Trelawney, jakoby Harry miał zginąć...Profesor McGonagall mówiła mi jednak, że Sybilla przpowiedziała śmierć również Hannie Abbot i Draconowi Malfoyowi, a we wcześniejszych latach - również Cedrikowi Diggory'emu, Penelopie Clearwater, Marcusowi Flintowi i Cho Chang. Tak się składa, że wszyscy uczniowie, którym Sybilla przepowiedziała smierć żyją i mają się dobrze...
Niestety, muszę już kończyć, czeka mnie jeszcze trochę pracy.

[ 27 komentarze ]


 
Podróż i przygody z nią związane
Dodał Remus Lupin Środa, 01 Września, 1993, 12:22

Nie mogę uwierzyć w to, że jestem już w Hogwarcie! Właśnie jako tako ogarnąłem swój gabinet i mogę chwilę pomyśleć o dzisiejszym dniu - a warto wspomnieć, że przyniósł więcej niespodzianek niż się mogłem spodziewać:
Dzień zaczął się całkiem zwyczajnie, nie warto tego opisywać. Gdy byłem już absolutnie pewien, że niczego nie zapomniałem, zająłem sobie przedział na końcu pociągu. Jako Huncwoci zawsze siadaliśmy na końcu - tam mogliśmy niemal bezkarnie wycinać numery, mówić o czym chcemy...
W chwilę później( a przynajmniej tak mi się wydawało) z zamyślenia wyrwały mnie jakieś krzyki. Widocznie musiałem się zdrzemnąć, a tymczasem do przedziału weszli uczniowie. Ale nie to było teraz najważniejsze - pociąg stanął i zrobiło się ciemno...Miałem złe przeczucia...
Podszedłem do drzwi i już miałem wyjrzeć na korytarz, gdy powiało chłodem, drzwi otworzyły się same i w progu stanęła przyczyna tych anomalii - dementor. Właśnie sobie przypomniałem, że Ministerstwo wysłało mnóstwo dementorów, by odnaleźli Syriusza.Ale wysyłanie ich do Hogwartu to gruba przesada...Nie znoszę tych istot...Momentalnie usłyszałem głos Dumbledore'a mówiący: "Już nie mmożesz nic zrobić, Remusie. Oni...odeszli." a po chwili jakieś krzyki, dochodzące, o dziwo, z przedziału. Posłałem w kierunku dementora patronusa, a w chwilę później zapaliło się światło i pociąg ruszył. Okazało się, że jeden z uczniów zasłabł.
Rozpoznałem go,jak tylko się ocknął - to był Harry...Rzeczywiście, wygląda niemal zupełnie jak James. Z wyjątkiem oczu - ma oczy Lily...
Dalej podróż przebiegała spokojnie. Następna niespodzianka nadeszła dopiero z ucztą powitalną. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że wszystkie wejścia do Hogwartu są obsadzone przez dementorów. Za to przy stole nauczycielskim okazało się, że okazji do wspominania dawnych czasów będę miał więcej niż się spodziewałem - obecnie Mistrzem Eliksirów jest nie kto inny jak...Smar...ekchem...Severus Snape. Mógłbym przysiąc, że jeszcze nie zapomniał tych gryzących pantofli...
No cóz, muszę już kończyc, w końcu jutro mam pierwsze lekcje.
PS: Byłbym zapomnniał: owszem, Filch nadal jest woźnym i chyba wciąż pamięta Lunatyka, Glizdogona, Łapę i Rogacza...
*********************************************************
Od autorki:muszę Was uprzedzić,że teraz notki mogą pojawiać się nieco rzadziej, ponieważ prowadzę bloga.Jak macie ochotę,wejdźcie na http://fatalnikris.blog.interia.pl/?pr=1 - przykro mi,ale z powodów technicznych musiałam zacząc pisać od początku.Mimo wszystko nadal liczę na to,że wskażecie mi kilka blgów,które mogłabym zanalizować.Pozdro!

[ 23 komentarze ]


« 1 4 5 6 7 8 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki