Egzaminy dobiegły końca, ale rok szkolny jeszcze trwał. Do wakacji było coraz bliżej, w Howarcie w powietrzu czuć było mieszane emocje, z jednej strony wszyscy cieszyli się, że koniec nauki, że wrócą zobaczyć się ze swoimi rodzinami, a z drugiej żal było rozstać się z przyjaciółmi. Też to czułam. To samo czuł tez James, Lilly i pewnie cala nasza paczka. Nadszedł dzień zakończenia roku, naszego pierwszego roku w Howarcie. Nawet nie obejrzeliśmy się kiedy zleciało te dziesięć miesięcy. To było jak wczoraj, odjazd ze stacji King’s Cross, ceremonia przydziału, a dziś znów spakowałam swój kufer, by stąd wyjechać i wrócić za dwa miesiące. Po oficjalnym zakończeniu udaliśmy się powozami, ciągniętymi przez kościste, czarne uskrzydlone konie. Zawiozły nas i nasze bagaże na stację w słynnym Hogsmeade. Stamtąd udaliśmy się pociągiem Howart-Expresem do Londynu. Zajęliśmy sobie cały przedział, to były nasze ostatnie wspólne chwile przed wakacjami. Tak bardzo chciało mi się płakać, to było jeszcze gorsze niż rozstanie przed świętami. Miałam przez dwa długie miesiące nie widzieć prawie wszystkich przyjaciół.
-Ale będę za wami tęskniła!- powiedziałam.
-Za mną też?- spytał James.
-Nie, za tobą nie- uśmiechnęłam się.
-My tez będziemy tęsknic.- powiedział Remus, a Lilly, Syriusz i Peter z minami skazańców pokiwali głowami.
- Obiecajcie mi, że będziemy w stałym kontakcie, że będziemy pisać listy…- mówiłam.
- jasne, ze tak.- powiedział Syriusz.
- Będziemy pisać przynajmniej raz w tygodniu. Obiecujecie?
- Dobrze Auroro.- chłopcy mi przytakiwali. Lilly nic nie mówiła, siedziała cicho, aż w końcu odezwała się:
-Roruś, ja nie mogę ci tego obiecać.
- Dlaczego?- spytałam.
- Bo mówiłam ci, że nie mam sowy.
-Ale Lilly to nie jest problem. My też nie mamy swoich.- powiedział Remus.
- Moi rodzice też nie mają.- spuściła głowę, myślała, że będziemy wypytywać, ale o nic nie zapytaliśmy. Podeszłam do niej, bo siedziałam na przeciwko, pocałowałam w czubek głowy i powiedziałam:
- To nic. Będziesz pisała do nas a ja raz w tygodniu podeślę ci Dorę i ona rozniesie swoje listy. Widzisz już mamy rozwiązanie.- Podniosłam jej brodę i uśmiechnęłam się szeroko i ona się uśmiechnęła. Drzwi przedziału otworzyła staruszka.
- Chcecie słodycze dzieciaki?- spytała.
-Tak.- odpowiedziałam- sześć lasek lukrecjowych.
-Bardzo proszę 18 sykli.- wyjęłam pieniądze i zapłaciłam. Rozdałam wszystkim po jednej-to na osłodę.- dodałam i wszyscy się roześmieli.
- Widzicie już pomaga.
Niedługo potem dojechaliśmy do celu podroży. Pociąg zatrzymał się na peronie 9 ¾ . Nasze rodziny już tam czekały. Wyszliśmy z pociągu. Nie wytrzymałam kiedy ściskaliśmy się na pożegnanie, po policzku spłynęła łza, a nią druga.
-Nie płacz! Jeszcze się kiedyś zobaczymy- Syriusz śmiał się ze mnie- Napisze ci długi list, może to ci umili oczekiwane na to kiedyś.
-Obiecujesz?- pociągnęłam nosem.
- Obiecuję.- pocałował mnie w policzek- muszę lecieć.- poszedł uściskać Jamesa i Remusa. Ja podeszłam do Lilly, obie wiedziałyśmy, że to będzie gorsze pożegnanie, niż to przedświąteczne. Dlatego zostawiłyśmy je na sam koniec. Chłopaki chyba też czuli, że to będzie bardzo trudne, bo pierwsi zaczęli nas ściskać po kolei. Chwila to jednak nastała. Przytuliłyśmy się do siebie, bardzo mocno, i długo nic nie mówiłyśmy. W pewnym momencie jakaś kobieta zawołała Lilly, to pewnie była jej mama.
- Do zobaczenia.- wytarła rękawem oczy.
- Będę tęsknić.
- Ja też. Pisz, będę odpisywać.- jeszcze jeden uścisk, buziak i Lilly zniknęła mi z oczu w tłumie uczniów i ich rodziców. James czekał na mnie, chłopcy już się porozchodzili. Objął mnie ramieniem i powiedział:
- Nie płacz już! Będziemy do siebie pisać. Zobaczysz jak to szybko zleci.
-Wiem.- powiedziałam niepewnie.
- A teraz wytrzyj te łzy, bo mama gotowa pomyśleć, ze płaczesz, że musisz wracać do domu.- próbował mnie rozśmieszyć.
- Bo tak jest. – uśmiechnęłam się.
- Ty kujonie!- śmialiśmy się.
Podeszliśmy do cioci i wujka. Ciocia złapała w objęcia mnie, a wuj krzyknął:
- Witaj synu!- objął Jamesa. Po chwili nastąpiła zmiana i ciocia obcałowywała swojego synka. Nie lubił tego. Nic dziwnego, bo czasem traktowała go tak jakby wczoraj odstawiła butelkę. Po wyczekanym, przez niektórych, powitaniu udaliśmy się na lody. A potem teleportowaliśmy się do domu. To znaczy ciocia z wujkiem nas teleportowali, bo my nie mamy jeszcze licencji
Ten tydzień minął nam jakoś nie szczególnie specjalnie. Od rana biegaliśmy na lekcje, a po nich zasiadaliśmy do powtórek. W piątek rozpoczęły się egzaminy. Pierwszy egzamin mieliśmy z Transmutacji. Polegał on na tym, że wyczytana osoba musiała wylosować zestaw egzaminacyjny, a później wykonać z niego zadania. Mnie trafiła się transmutacja ślimaka w kota ( profesor McGonagall stwierdziła, że trafiłam najtrudniejsze zadanie praktyczne) i opowiedzieć o teorii zmiany materii martwej w żywą Adelajdy Smith. Egzamin wbrew naszym wcześniejszym obawom nie okazał się trudny. Wszyscy, chodzi o naszą szóstkę zaliczyliśmy, Peter jedynie coś schrzanił przy transmutacji zapałki w igłę, bo wyszła mu szpilka. Dostał jedynie akceptowane, ale zdał, to najważniejsze. W poniedziałek mieliśmy mieć egzamin z Zielarstwa, dlatego cały weekend męczyliśmy nasz projekt, przypominając sobie opisane w nich rośliny. Był to najlepszy materiał do powtórek. Tutaj musieliśmy już sklasyfikować po pięć roślin. Najpierw trzeba było je rozpoznać, powiedzieć jak się nią opiekować, potem opisać właściwości i określić zastosowanie. Wtorkowy egzamin przypadał na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, przebiegał podobnie jak egzamin z Zielarstwa. Profesor Kettleburn przygotował kilka zwierzątek, które omawialiśmy na naszych lekcjach, szczerze powiedziawszy nie było ich wiele, dlatego przygotowanie do tego egzaminu nie było trudne. Co innego egzamin z Obrony Przed Ciemnymi Mocami, nasz profesor miał fioła i był nieobliczalny, a egzamin polegał można by rzec na jego przeżyciu. Mieliśmy bowiem bronić się przed zaklęciami rzucanymi przez niego. Najprościej było szybko rozbroić nauczyciela zaklęciem Experiamus. Jeśli komuś się to udało miał egzamin zaliczony na najlepszą ocenę. Mi się udało i po minucie wyszłam z klasy. Lilly nie miała tyle szczęścia i siedziała tam prawie 10 minut. Ale też zaliczyła śpiewająco. Profesor Smulgtorn przygotował warzenie eliksiru- wylosowanego oczywiście. Do dyspozycji mieliśmy całą szafę ze składnikami mieliśmy wybrać odpowiednia składniki a potem przyrządzać miksturę, opisując co robimy. Był jeszcze egzamin z Praktycznej Wiedzy Niemagicznej. Musieliśmy na nim odpowiedzieć na dwa pytania i wykonać jedno zadanie praktyczne. Moim zadaniem było opisać działanie kwasu solnego, wytłumaczyć jak bez użycia różdżki wyczyścić srebro, (metoda stosowaną przez czarodziei i mugolską) i wymienić żarówkę. Zdałam!
Usiadłyśmy sobie w trzecim rzędzie i czekałyśmy aż się zacznie. Punktualnie trzydzieści minut po siedemnastej dyrektor powstał. Muzyka zaczęła grać, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się w tanecznym kroku weszli uczniowie ze swoimi partnerami. Na początku szli prefekci.
-Pomyśl sobie, że to ty byś szła tam w pierwszej parze- wyszeptała do mnie Lilly -Nie żal ci?
- Ani trochę. Zobacz jaką Narcyza ma sukienkę- rozmawiałyśmy nie odrywając wzroku od tańczących.
-Ładniej by jej było w różu- Narcyza miała błękitną suknie na cienkich ramiączkach, bardzo dopasowaną do jej smuklej sylwetki.- Spójrz jak ślicznie wygląda Andromeda.
- Pięknie i zobacz jaka jest uśmiechnięta- Andromeda, która szła tuż za swoją młodszą siostrą miała piękną rozkloszowaną suknię z gorsetem w kolorze bordo. włosy miała rozpuszczone. Uśmiechała się na wszystkie strony, a w szczególności do swojego chłopaka. Obserwowałyśmy wszystkie dziewczyny. Podobały nam się jeszcze dwie sukienki. Jedna była seledynowa w malutkie z różyczki, nosiła ją jakaś puchonka. Druga suknia oceniona przez nas jako śliczna należała do Glorii Koenig z siódmego roku Gryffindoru. Ta miała prostą liliową sukienkę do łydki, była skromna i tu tkwił w jej urok. Wszyscy skończyli tańczyć. Dyrektor powiedział kilka słów. Rozdał najaktywniejszym i najzdolniejszym uczniom nagrody, pożegnał ich serdecznie życząc dalszych sukcesów po czym delikatnie wyprosił uczniów klas młodszych. Wróciłyśmy z Lilly do swojego domu na kolację, a potem do pokoju i jeszcze długo rozprawiałyśmy wraz z Amelią i Dothy o tym co widziałyśmy na uroczystości. Muzykę,którą grano na Sali słychać było do bardzo późna. Rano jednak całe szaleństwo w zamku ucichło. Zaczął się normalny dzień, wszyscy znów śpieszyli się by zdążyć ze śniadania a lekcje z tym tylko, że przy stolach było troszkę luźniej.
16.jak Rora się uprze na coś.... Dodała Aurora Silverstone Środa, 20 Lutego, 2008, 15:50
Po kolacji poszłam do pokoju chłopaków i wydusiłam od nich listę. Marudziłam, marudziłam, ale się udało. W zamian miałam im przynieść paczkę kociołkowych piegusów i lukrecjowe różdżki. Zamknęłyśmy się z Lilly, w łazience i z nosem w kartce, zaczęłyśmy ją czytać. Niektóre nazwiska nic nam nie mówiły, niektórymi parami byłyśmy zdziwione. Nie zmieniłyśmy jednak swojego zamiaru, pójścia na zakończenia roku, by sobie popatrzeć na sukienki i na to kto kogo przyprowadził.
Następnego dnia, w niedzielę posiłki odbywały się w pokojach wspólnych. Kiedy rano zeszłyśmy na śniadanie zobaczyłyśmy, że na środku salonu Gryffindoru stoi wielki stół. Wszystko było już przygotowane. Usiadłyśmy zatem i zabrałyśmy się do jedzenia, po jakimś czasie przyszli James i spółka.
- Gdzie nasze ciastka?- spytał Syriusz, po 10 minutach ciszy, jakie nastały po zdaniu „Cześć, co na śniadanie?” .
-Są całe i zdrowe w moim kufrze.- odpowiedziałam i wyprzedzając jego następne pytanie dodałam- dostaniecie po śniadaniu. OK.?- w odpowiedzi pokiwał głową.
- Lilly, Auroro?- obydwie spojrzałyśmy na Remusa- Kiedy zaczynamy powtórki do egzaminów?- a właśnie egzaminy końcoworoczne zaczynały się już w piątek, jak to zleciało.
- A bo ja wiem, możemy się pouczyć dzisiaj do obiadu- powiedziała Lilly- bo wieczorem mamy z Aurorą inne plany.
- Idziecie na te zakończenie?- spytał James z zawodem w głosie.
- Tak, a cos ci się nie podoba?- odpowiedziałam.
-Nie.
- Ale idziemy uczyć się na błonia.- powiedziałam.
- Tylko dzisiaj bez kąpieli! – dodała szybko Lilly kiwając palcem w kierunku Jamesa i Syriusza.
Po śniadaniu wzięłam z kufra ciastka i poszłam do chłopaków. Przeszłam przez otwarte drzwi i powiedziałam:
-Przyniosłam ciastka.
- Dzięki. –Usłyszałam, ale nie zobaczyłam nikogo, kto mógłby to powiedzieć, jednak ciastka zniknęły mi z ręki i leciały w kierunku kufra Jamesa.
-Zdejmij to, w tej chwili!
- Po co?- spytała, mnie głowa Jamesa, wisząca w powietrzu, a zaraz za nią zobaczyłam resztę ciała Jamesa a zaraz za nią resztę chłopaków.
-Bo lubię widzieć swojego rozmówcę.
- Co chciałaś?- spytał.
- Na początek dowiedzieć się co kombinujecie?
- Idziemy podpatrzeć przygotowania, a wiesz, że dziś nie można wchodzić do Wielkiej Sali. Ale chyba nie po to przyszłaś?
- No nie. Przyszłam się ciebie zapytać kiedy zamierzasz wziąć się za naukę, bo egzaminy za pasem.
- Nie zamierzam.- zobaczył moją minę więc dodał- No chyba, że przed egzaminem, ze dwa dni wcześniej przejrzę notatki.
- A ty masz w ogóle jakieś notatki?
- no nie, ale wiem, że jak cię poproszę to mi pożyczysz.
-Nie mam mowy. Wiesz co, mi ciotka zrobi jak nie zdasz egzaminów?- teraz to już chyba krzyczałam. James nic się nie odzywał słuchał pokornie.- I jak się dowie, że się nie uczyłeś i że cię nie nagoniłam do nauki?- zauważyłam jak Syriusz chce otworzyć usta- Ty się nie odzywaj Syriuszu, bo wcale lepszy nie jesteś! Nie będziesz się uczył dwa dni przed egzaminem tylko zaczniesz od dzisiaj. Jasne? I Ty też- powiedziałam do Syriusza. –Bez dyskusji! Do w pół do jedenastej możecie robić co chcecie. A potem całą czwórkę widzę na błoniach z zeszytami i książkami. Ja wam dam! Zrozumiano?- wszyscy czterej pokiwali głowami.- A teraz idę z wami popatrzeć na przygotowania- mój głos wyraźnie złagodniał, a oni się uśmiechnęli.
- Wreszcie mówisz jak nasza Aurora- powiedział James.
-Ale nie myśl sobie, że wam odpuszczę.
- Wiem, jak ty się na coś uprzesz to już święty boże nie pomoże.
-No wiesz.- uśmiechnęłam się, bo doskonale wiedziałam, że ma racje. Zawsze byłam uparta. Zaraz potem zniknęłam pod peleryną. Poszliśmy na dół, fajnie się chodzi w piątkę pod jedną peleryną . Udało jednak nam się jednak wejść niezauważonymi do Wielkiej Sali. Uczniowie sami ja sobie dekorowali. Chłopcy ustawiali stoliki, dziewczyny wiązały balony. Andromeda podtrzymywana przez koleżanki lewitowała nad stolikami przywieszając transparent Żegnaj Szkoło do krawędzi sufitu. Jedna z koleżanek kichnęła, przerywając zaklęcie, a Andromeda spadła prosto w ramiona swojego chłopaka, który przybył 10 minut wcześniej i zabrał się do pomocy. Postanowiliśmy wracać, kiedy wszyscy zaczynali kolejną próbę tańca rozpoczynającego uroczystość. Tym bardziej, że nadarzyła się okazja opuszczenia Sali, drzwi zostały otwarte, bo akurat coś wnosili. Wróciłam do pokoju, ale tylko po to by Lilly sprała mi głowę gdzie się podziewałam i ze sama musiała wszystko pakować. Przeprosiłam i wzięłam jedzenie z kufra. Potem dorzuciłam ze dwie książki i zeszyty. Udałyśmy się w kierunku wyjścia, po drodze dołączyła reszta. Rozłożyliśmy koce jak należy a potem zabraliśmy się do nauki. Powtórzyliśmy transmutację. Ten przedmiot mieliśmy zdawać jako pierwszy Lilly trochę dziwiła obecność (przy książce) Jamesa i Syriusza, ale nic nie mówiła na ten temat, w końcu nie mogła ich zniechęcać. Poszliśmy na obiad, a po nim wróciliśmy do pokojów. Ja z Lilly szykowałyśmy się do wyjścia na zakończenie.
15.jaki ten woźny jest nieodpowiedzialny Dodała Aurora Silverstone Środa, 20 Lutego, 2008, 15:46
Sylwko2311, postanowiłam cię przebić 6 notek w dwie godziny? /proszę bardzo :P/
Pozdrowienia i buziaki jak zwykle dla wszystkich komentujących.
PS.Mam nadzieję, ze jak ktoś wpadnie po małęj przerwie to nie dostanie zawału.
Dyrektor wstał. W tym momencie wszyscy oderwali się od jedzenia. Grono pedagogiczne siedziało wyprostowane po obu stronach dyrektora. Poczekał, aż sala się uciszy i zaczął mowić:
- Witam was wszystkich. Chciałbym powiedzieć kilka słów, kilka ponieważ wiem, że jesteście głodni. Sam jestem głodny, ale i nie lubię długo mówić. Wczoraj zakończyły się egzaminy naszych najstarszych uczniów. Mam nadzieję, że wszystkie zakończa się pozytywnie. Wyniki przyjdą do szkoły w połowie lipca. Wtedy zaprosimy was na rozdanie dyplomów. Ale o tym będę mówił jutro, na uroczystości, po której będziecie absolwentami Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Howarcie. Dziś jędzą oni z nami wszystkimi po raz ostatni, ale nie smućmy się, bowiem stają się oni dzisiaj na granicy bycia prawdziwymi czarodziejami. Przypominam, że uroczyste zakończenie będzie miało miejsce jutro o 17:30 w Wielkiej Sali, czyli tutaj. Każdy może na nie przyjść, serdecznie zapraszam. Po nim rozpocznie się bal pożegnalny dla naszych drogich siódmoklasistów i ich przyjaciół, których zaprosili. Osoby towarzyszące a w szczególności te spoza Hogwartu proszę jeszcze raz wpisać na listę, aby nie było problemów z ich wejściem do szkoły. Tym razem lista sporządzana będzie u profesor McGonagall, a pan Filch dostanie ja jutro przed samą uroczystością, by i tej nie zgubił. Myślę, że to już wszystko.- profesor McGonagall pociągnęła go za szatę i szepnęła coś do ucha- Ach właśnie, dziękuję Minerwo, zapomniałbym o najważniejszym. Jutro posiłki będą podawane w waszych pokojach wspólnych w każdym domu, ponieważ tutaj będą odbywać się dekorowanie sali i inne zabiegi. Nauczyciele będą jutro zabiegani, więc proszę o zachowanie rozsądku. Przy kolacji pilnować was będą prefekci, ponieważ nauczyciele, będą tutaj. Pamiętajcie, że wam tutaj być nie można, chyba, że któryś uczeń was zaprosił. A teraz jedzcie już, bo wszystkie te smakołyki wystygną, smacznego!- powiedział i usiadł. Nałożył sobie porcję skrzydełek i wdał się w rozmowę z profesorem Binnsem. My także wróciliśmy do jedzenia, ale bez rozmów się nie obeszło.
-Jak on mógł zgubić listę? Ten Filch jest taki nieodpowiedzialny.- powiedziała Lilly a James i Syriusz próbowali powstrzymać śmiech. Popatrzyłam na nich przenikliwie.
- Czy wy dwaj, przypadkowo, nie macie z tym nic wspólnego?- spytałam.
-My? Nie. No co ty?- powiedział szybko James.
- Kłamiesz.- odpowiedziałam
- a jeśli nawet to co?- spytał Syriusz.
- Po co wam ona?- wtrąciła się Lilly.
- Bo byliśmy ciekawi kto z kim idzie. A wy nie?
- Może i jesteśmy ciekawe, ale nie posunęłybyśmy się do kradzieży.- powiedziała.
- Ej, to nie była kradzież!- zburzył się James.- Jemu ta lista wystawała z kieszeni, a my pomogliśmy jej wypaść. Tyle.
- No dobra. To kto z kim idzie?- spytałam z uśmiechem.
- Rora!
- no co, Lilly? Ciekawa jestem.
- Pojedziemy na zakończenie to się dowiemy. -powiedziała.
- Na zakończeniu to sobie popatrzymy jak są poubierani, a jacy chłopcy są z zewnątrz.- zaczęłyśmy się śmiać, a James z Syriuszem razem z nami, ale zanim wybuchli śmiechem mieli miny pod tytułem: „ach te baby”.
-A wam co tak wesoło?- spytał Remy, który właśnie skończył rozmowę jakąś drugoklasistką.
- wiesz co to znaczy, ze jutro wszyscy nauczyciele będą zabiegani, Remusie?- spytał Syriusz z zębami na wierzchu.
- Dali byście sobie spokój.- powiedziała Lilly.
- To znaczy, że nie będą mieli czasu wlepić szlabanu…
- Na to zawsze znajdą czas- zanegował stwierdzenie Jamesa Remus.
- No to przynajmniej nie będą mieć czasu nas złapać.- zakończył Syriusz.
14.Dzień bez nauki i bez szlabanu :) Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 19 Lutego, 2008, 21:48
Kiedy schodziłyśmy do Wielkiej Sali, na śniadanie zobaczyłyśmy, że drzwi wejściowe do zamku były otwarte. Cudowne rześkie powietrze wpadało do holu. Był piękny słoneczny dzień. Weszłyśmy do sali, a tam na stołach czekały już świeże bułeczki i inne pyszne potrawy. Usiadłyśmy przy stole. Chwilę potem do sali weszła szalona czwórka, czyli James, Syriusz, Remus i Peter. Usiedli jak zwykle, koło nas.
-Cześć!- rzucił do nas Syriusz, siadając na przeciwko.
-Jaki piękny dzień.- powiedział Remus, wyciągając bułeczkę z koszyka.- Dobrze, że postanowiliśmy dzisiaj zrobić sobie przerwę. Nie, dziewczyny?
-Ja to bym się nie mógł uczyć w taką pogodę- stwierdził James.
-A w paskudną pogodę to ci się chce?- spytała Lilly.
-No też nie.- odpowiedział.
-No, to po co się wypowiadasz.- zanim zdążyła wywołać burzę z samego rana, w ten piękny dzień, zwróciła się szybko do mnie- co dzisiaj robimy?
-Idziemy na piknik?
-Ciekawe z czym? Przecież nie masz żadnych smakołyków.- powiedział James.
-A no prawda.- zasmuciłam się.
-Ale to nie jest problem!- powiedziała z entuzjazmem w głosie- zrobimy kanapki i weźmiemy te słodkie bułeczki i może coś innego ze stołu.
-Super!- powiedziałam.
-Ale wy idziecie z nami?- spytała Lilly.
-No jasne, że idą. Remus, ty bezdyskusyjnie i nie bierzesz, żądnych książek.- powiedziałam.
-Chyba żartujesz? Przecież dzisiaj mamy dzień bez nauki.- rzucił Remus.
-A wy chłopaki? Mam nadzieję, że nie macie szlabanu?
-Nie, dziś dzień bez szlabanu i nauki.- zaśmiał się Jim.
-No to super! To po śniadaniu idziemy do pokoi, a potem o 12 przy drzwiach wejściowych? Pasuje?- spytała Lilly.
-ok- odpowiedział Remy.
Najedliśmy się, potem zaczęliśmy zwijać ze stołu jedzenie na piknik. W mgnieniu oka zniknęły rożki z serem i czekoladą, bułeczki drożdżowe, pudding z malin. Poszliśmy do pokojów. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru wzięłyśmy całe jedzenie od chłopaków, na wszelki wypadek, żeby Peter nie zjadł wszystkiego przed piknikiem. No wiecie gdyby miał nagły atak głodu. Weszłyśmy do swojego dormitorium. Przemierzając pokój ładowałyśmy do torby wszystko, to co będzie nam potrzebne: koc, poduszki, dzisiejszego Proroka Codziennego i jakieś głupie czasopismo dla młodych czarownic. Już niedługo po wejściu do pokoju nasze torby pękały w szwach. Wystarczyło tylko przebrać się w coś lżejszego.
- A wy co dajecie nogę ze szkoły?- spytała Amelia widząc nasze torby.
- Nie, wybieramy się na piknik w południe.
- chyba, że tak.
Punktualnie o 12 byłyśmy przy drzwiach. Chłopcy już czekali.
- Daj mi ta torbę- powiedział do mnie Syriusz- wygląda na ciężką.
- Ale nie jest- powiedziałam oddając mu torbę.
- No to co, przecież nie pozwolimy wam, żebyście wszystko tachały -powiedział James po tym jak zabrał torbę Lilly. Szliśmy poszukując miłego miejsca na całodzienny wypoczynek. W końcu wymyśliliśmy, że najlepszym miejscem będzie brzeg jeziora. Słońce przygrzewało, był upał. Lekki powiew wiatru wiejący od wody lekko chłodził. Było tak przyjemnie. Rozłożyliśmy koce, w sumie dwa duże koce wystarczyły by zmieściła się na nich szóstka ludzi. Wyciągnęłam gazetę, położyłam się i zaczęłam czytać.
- Co czytasz?- spytał Remus.
- Rozczochraną Jagę.
- a co to takiego?
- jakieś głupie czasopismo dla nastolatek.
- a co tam piszą?
- Ze wokalista Grzmiących Bębnów, Patrick McClasky właśnie powiedział sobie "tak" z jakąś fanką, ale co najlepsze nie z tą, z którą był zaręczony jeszcze miesiąc temu.
- Interesujące.
- Chcesz Proroka Codziennego?
- Daj.- podałam Remusowi gazetę, a ten zaczął przeglądać strony.
Lilly coś bazgrała patykiem po ziemi. James z Syriuszem gdzieś wsiąkli. Nie mylę się chyba myśląc, że poszli zmajstrować jakiegoś psikusa Severusowi Snape’owi. Siedział bowiem sobie na ławce, przy parkanie, jakieś 300 metrów od nas. Peter, jak zwykle siedział milczący. Może zastanawiał się kiedy wyjmiemy jedzenie.
- Rora?- powiedziała Lilly.
- No?
- widzisz tę dziewczynę?
- Tą czarną z blond pasemkiem?- spytałam a Lilly pokiwała głową.- widzę, a co?
-Ona jest ze Slytherinu. I przystawiała się do Malfoya po tym jak definitywnie odmówiłaś mu pójścia na ten bal.
- Nie mów, że to jest ta, co ją Narcyza Black…
- A wy już plotkujecie- usłyszałam za sobą głos Syriusza.
- Nie plotkujemy!- ucięła Lilly- Ja tylko pokazywałam Aurorze tą dziewczynę, która chciała pokiereszować twoją siostrzyczkę.
- A Narcyza zrzuciła ją ze schodów.-dokończył Syriusz.
- A ja słyszałem, że się przyjaźniły- odezwał się wreszcie Peter.
-Ale Ślimak to się ponoć wściekł.- dodał James.
- A ja z kolei słyszałem, że to był zwykły wypadek a ludzie dorobili plotki, bo Narcyza codziennie ją odwiedzała w skrzydle szpitalnym…
- Remusie, może i było jej przykro a może to była kara. Bynajmniej teraz ze sobą nie rozmawiają- odpowiedział Jim.
-Bo Narcyza penie jest zajęta przygotowaniami do balu. Może jest u krawcowej i robi poprawki do sukni.- stwierdziłam.
- I by nie wzięła przyjaciółki?
- A może poszły z Andromedą?
- A co nas to obchodzi w ogóle?- zakończył Syriusz – Głodny jestem, dajcie coś do jedzenia.
- Bułeczki są w mojej torbie, wyjmij je- powiedziałam. W oczach Petera pojawiła się radość. Czekał chyba na ten moment od samego rana.
Zajadaliśmy się bułeczkami, popijaliśmy je sokiem dyniowym. Jakiś czas potem siedziałyśmy z Lilly na brzegu jeziora mocząc nogi w wodzie. James, Syriusz i Pet brzechtali się w wodzie jeziora. Remy leżał samotnie na kocu, męczył jakąś książkę. Odwróciłam się.
- co on za książkę wyciągnął?- spytałam Lilly.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziała, a potem podniosła głos- Remus, ty kujonie czego się uczysz? Miał być dzień bez edukacji!
- To nie podręcznik, to książka przygodowa, pożyczyłem od Petera.
- Jak tak, to przepraszam. Pełen relaks- uśmiechnęła się.
- Ale upał! – James wyskoczył wody i usiadł koło mnie.-Że też chce im się dzisiaj łazić po Hogsmeade.- powiedział wskazując brodą na wracających z wioski piątoklasistów.
- Przynajmniej mogą iść na lody.- stwierdziła z zazdrością w głosie Lilly.
- Auroro, już jestem- za naszymi placami odezwał się jakiś męski głos. Odwróciliśmy się.
- To super, Florianie. Dziękuję.- uśmiechnęłam się szeroko.
-To twoje zakupy- powiedział podając mi dwa, przewiązane sznurkami pudełka, jedno bardzo duże a drugie małe.- Rzuciłem na nie zaklęcie zamrażające, żeby się nie roztopiły. A to reszta.
- Nie wygłupiaj się. To dla ciebie, za fatygę.
- To nie był żaden problem, ale dziękuję. Pójdę już, smacznego.
-Dziękujemy i jeszcze raz dzięki, że zrobiłeś mi zakupy.
- Naprawdę, nie ma za co. Na razie!- powiedział i odszedł.
- Kto to był?- spytała Lilly, kiedy chłopak oddalił się.
-Zapewne jakiś daleki kuzyn. Bardzo sympatyczny chłopak. Nazywa się Florian Silverstone i jest na szóstym roku. Poznaliśmy się na balu w Noc Duchów. Poprosiłam go dziś rano o małe zakupy. A właśnie…- wstałam i położyłam duże pudełko koło torby. Małe zabrałam z powrotem na brzeg i zajęłam się jego odpakowywaniem.-ktoś tu mówił o lodach. Zawołajcie chłopaków niech wyłażą z wody.
- nie mów mi, że kazałaś mu kupić lody!
- No dobra nie powiem- ale pokazałam jej zawartość pudełka. Zaśmiała się. Już po chwili siedzieliśmy wszyscy i zajadaliśmy się lodami.
- Są pycha. Miałaś pomysł!- powiedział James- a co masz w tym drugim pudle?
- Małe zapasy. Jak będziesz umierał z głodu to się zgłoś do mnie.
- Masz to jak w banku. A skąd miałaś kasę?
- A co cię to interesuje, Potter.- Wtrąciła się Lilly. Ten zrobił pokorną minę i się zamknął.
- Wiecie jaka ciepła woda- Syriusz zmienił temat- nie jak ta, która nas rano obudziła.- obdarzyłam go srogim spojrzeniem.-Lilly, wiesz co ona nam dzisiaj zrobiła?
-Przecież przeprosiłam już.
- Rzuciła we mnie i Jamesa Aquareducto, lodowatą wodą!- na samo wspomnienie wzdrygnął się.
-A w pokoju to wszystko pływało- dodał James.
- Dobrze wam tak! Teraz wiecie jak się czuje Snape, jak mu dokuczacie. – podsumowała Lilly. Chłopaki wleźli z powrotem do wody. My wdałyśmy się z kolei w inteligentną rozmowę z Remusem.
- chodźcie do nas, do wody!- krzyczał jakiś czas potem James.- Wiecie jak fajnie?
- Nie, nie idziemy.- krzyknęłam.
- Jak nie przyjdziecie to my po was pójdziemy.- krzyknął Syriusz- A wtedy wrzucimy was jak będziecie stali.
- Nie idziemy! My się opalamy, tutaj!
- Nie zrobisz tego!- krzyknęłam, kiedy już, po chwili James niósł mnie do wody.
- A właśnie, że zrobię.
- Syriusz! Nie! Będę cała mokra!- krzyczała Lilly- No daj spokój! Fajnie, ale puść mnie.
- Jak chcesz- i puścił ją a ta wylądowała w wodzie , po chwili stała po kolana w wodzie cała mokra, z miną wściekłej osy. Zaczęłam się śmiać i to był chyba błąd, bo w tym momencie James zrobił mi to samo, co przed chwilą Syriusz zrobił Lilly.
- Ty pacanie!- zaczęłam chlapać go wodą.- Myślałam, że żartujesz.
Lilly popatrzyła na mnie i tym razem to ona wybunęchła śmiechem. Musiałam komicznie wyglądać. Jakieś wodne ziele wplątało mi się w moje czarne, długie włosy. Syriusz podszedł do mnie zdjął ze mnie roślinkę. Zrobił to za pomocą dwóch palców, co dodatkowo zwiększyło porcje humoru w całej sytuacji i wywołało falę rechotu, także z mojej strony.
Wyszłyśmy z Lilly na brzeg. Remus osuszył nas za pomocą różdżki. Następnym razem na pewno założymy kostiumy kąpielowe .
Nie poszliśmy na obiad. Przegapiliśmy jego porę. Nawet Peter! Tak dobrze się bawiliśmy. Około pół godziny po piątej pozbieraliśmy wszystkie rzeczy. Do zamku wróciliśmy dopiero na kolację. Szliśmy obładowani do portretu Grubej Damy. Kiedy do niego podeszliśmy ciemnowłosa kobieta o okrągłych kształtach, w różowej sukni z gorsetem, która zamieszkiwała płótno, będące wejściem do wieży Gryffindoru zaczęła zagadywać do nas:
- Jak tam udał się wypad na błonia?
- Super, musimy to powtórzyć.- powiedział James. A my pokiwaliśmy głową.
-Też bym chętnie posiedziała na słońcu, taka blada jestem. A wy dziewczynki opaliłyście się trochę, widać. Ale dobrze wchodźcie już, bo nie zdążycie na kolację.- rama obrazu otworzyła się, nawet nie spytała o hasło, które w tym semestrze brzmiało cynamonowy stek. Gruba Dama była bardzo rozmowną postacią, ale często wybierała nieodpowiednią porę na pogaduszki. Ostatnim razem, gdy blisko północy wracałyśmy z Lilly z biblioteki, kompletnie wykończone, ucięła nam półgodzinny monolog o tym co lubiła zajadać zanim zamieszkała na portrecie, to znaczy zanim ktoś ją namalował. Nawiasem mówiąc stąd chyba wzięło się to hasło. Pobiegłyśmy z Lilly do naszego pokoju, schowałam zakupy, które zrobił mi Florian do kufra. Przebrałam się i zeszłyśmy na kolację. James, z którym szłam z tyłu suszył mi cały czas głowę, był ciekaw skąd miałam pieniądze.
- Jejku! Ciocia mi dała pieniądze jak wyjeżdżaliśmy po świętach. Powiedziała, że mogą nam się przydać. Teraz wiem co miała na myśli.
- Ale dlaczego tobie dała, a mi nie?
- Bo ty byś je wydał na głupoty, a wiedziała, że ja tego nie zrobię. Mam ci dać połowę jedzenia dzisiaj czy będziesz brał po trochu, żeby Peter ich nie zgarnął do swojego schowka?
- Jak coś to się zgłoszę.
-James, a rano wyciągnął coś czy poczekał do śniadania?
- Ciężko mu było. Bił się sam ze sobą czy wyciągnąć coś zza łóżka czy nie, ale ostatecznie jakimś cudem wytrzymał. Ale widziałaś w jakim tempie wsuwał na śniadaniu.
Dołączyliśmy do reszty, siedzieli już przy stole Gryffindoru. Zajadali się żabimi skrzydełkami. Wiem, że żaby nie maja skrzydełek, ale my tak nazywamy tę potrawę. Są to skrzydełka z gołębia, rzadziej z kurczaka w sosie koloru zielonego, stąd nasze skojarzenie . Danie to wygląda zjawiskowo, a jeszcze lepiej smakuje. Co prawda jest ono bardzo wykwintne i skrzaty rzadko je serwują. Dzisiaj jednak była okazja- wszyscy siódmoklasiści zakończyli swoje owutemy i dziś był ich ostatni wieczór, kiedy są tu, z reszta szkoły. Jutro maja oficjalne zakończenie, a po nim bal pożegnalny.
13.Cud w Hogwarcie i koniec sielanki :) Dodała Aurora Silverstone Poniedziałek, 18 Lutego, 2008, 17:40
Trzysnasty fragment opowieści, ale mam nadziję,że będzie szczęliwy Notkę, znowu dedeykuję wam
pozdrawiam i buziaki przesyłam :*
Następnego dnia przy śniadaniu podszedł do mnie Malfoy. Wzbudziło to powszechne zainteresowanie.
-Przepraszam, za to że nie słusznie oskarżyłem cię o wpuszczenie topka do mojego pokoju. Jest mi przykro z powodu tego nieporozumienia- powiedział sztywno, ale tak głośno, aby wszyscy słyszeli. Byłam bardzo zdziwiona.
-Nie ma sprawy.- powiedziałam. Wręczył mi kwiaty. Ładne były choć klasyczne, herbaciane róże. Zaraz po tym odszedł do stołu Ślizgonów. Jego zachowanie wywołało faję szeptów. Wszyscy byli zaskoczeni tym, że on kogoś przeprasza i to jeszcze w ten sposób. Najgorzej wpatrywała się we mnie blondynka, siedząca niedaleko Malfoya. Wręcz ze wściekłością, że dał mi kwiaty.
-Jak ty to zrobiłaś?- spytał James.
-Co zrobiłam?- spytałam.
-No nie dość, że afera ucichła to jeszcze Malfoy publicznie cię przeprosił. Nie wiem czy on kiedykolwiek kogoś przeprosił. A ty przecież to zrobiłaś!
-Mam swoje sposoby- odpowiedziałam i wymieniłam z siedzącą na przeciwko mnie Lilly spojrzenie.- Wiecie co to za blondynka, która siedzi koło Malfoya i najwyraźniej chce mnie zabić wzrokiem?- wszyscy skierowali się swoje głowy w jej stronę. Lilly zrobiła to w miarę dyskretnie, mimo iz siedziała do niej tyłem. Upuściła widelec i podnosząc spojrzała w kierunku stołu Slytherinu. Syriusz nie musiał się odwracać, bo siedział koło mnie, na wprost niej. James natomiast jak gdyby nigdy nic odwrócił głowę centralnie w kierunku tej dziewczyny.- Ale ty dyskretny jesteś James!- szepnęłam.
-Nie mam pojęcia- powiedział pan dyskretny.
-Ja też nie- odparła Lilly.
-To dziewczyna ,z którą idzie na bal- powiedział Syriusz.
-A ty skąd wiesz?- spytał Jim.
-Andromeda mi mówiła...
-A ta skąd wie?- przerwał mu James.
-Jakbyś mu nie przerwał to by skończył i by powiedział- wtrącił sie Remus.
-Bo to jej siostra.
-Rodzona?- spytała Lilly- w ogóle nie podobna.
-Tak, ale one w ogóle nie są do siebie podobne. Narcyza jest blondynką, Andromeda ma brązowe włosy a Bella ma kruczoczarne. Ponoć Narcyza jest w siódmym niebie, że Malfoy ją zaprosił na ten bal, marzyła o tym.
-Też mi zaszczyt- powiedział James.
-Oj, bo ty nic James nie rozumiesz!- powiedziałam.
-A niby czego nie rozumiem ?- spytał
-Rodzina Malfoy'ów jest znana i szanowana. Prawda?- James pokiwał głową- W Lucjuszu kochają się chyba wszystkie dziewczyny ze Slytherinu. Prawda?- znów pokiwał głową.
- I każda by chciała z nim iść- wtrąciła Lilly.
-A wiesz, że w mojej rodzinie mają hopla na punkcie czystości krwi-? dodał Syriusz.
-No tak...- powiedział Jim.
-No to połączmy fakty- włączył się Remy. Peter siedział cicho, jak zwykle z resztą, opychając się jedzeniem. Remus kontynuował- Skoro każda ślizgonka kocha się w wymienionym to Narcyza też. Malfoy jest członkiem czystej krwi rodziny z wysoką pozycją i niezwykle szanowanej. Jest idealną partią na męża w oczach rodziny Syriusza. A skoro Narcyza jest jego kuzynką...
-niestety- wciął Syriusz- nie lubię jej.
-To rodzina była by zadowolona z jej wyboru. A zaproszenie na taki bal może być...
-początkiem drogi do małżeństwa! Nie róbcie ze mnie debila! Może i wyglądam, ale tępy nie jestem.! Rozumiem o co chodzi!
-Nie wyglądasz na tępego.- powiedziałam.
-Ale czasem robisz takie wrażenie- powiedziała Lilly.
-A ty, Evans, się nie mądrzyj- uciszył ją.
-Ja cię tylko uświadamiam, Potter.- noi proszę już się zaczyna. Czy oni nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać?
-Nikt cię o to nie prosił!
-Jakbym tego nie zrobiła nadal tkwiłbyś w nieświadomości.- Czy tylko mnie chciało się z nich śmiać? Patrzyli na siebie z przymrużonymi oczami i wymieniali ostre zdania. Spojrzałam na Syriusza, ten patrzył raz na jedno, raz na drugie i próbował zdusić śmiech. Remus starał skupić się na swojej owsiance ale, mu się nie udawało, też się śmiał. Peter nerwowo patrzył na wszystkich z zapchanymi ustami. Nie wytrzymałam, wybuchnęłam śmiechem, a Syriusz z Remusem zaraz po mnie.
-O co wam chodzi?-zburzył się James.
-Z czego się rechoczecie?- spytała Lilly.
-Z was- odrzekł Syriusz.
-A co wy sobie w ogóle wyobrażacie?- mamrotała Lilly.
-Że- powstrzymałam śmiech- nie potraficie się ze sobą nie kłócić.
-My?- spytał James.
-Nie. Ja z Aurorą.- odpowiedział Remus i wszyscy zareagowaliśmy śmiechem.
Po śniadaniu poszliśmy na lekcje, rok szkolny po woli chylił się ku końcowi. Nauczyciele coraz częściej wspominali nam o egzaminach, czekających nas na koniec roku. Pracy domowej było coraz więcej. Wieczory spędzaliśmy w bibliotece. Ciągle mieliśmy jakieś sprawdziany, zmuszali nas w ten sposób do powtórek. Szperaliśmy, notowaliśmy i powtarzaliśmy wiadomości. Najgorsze były przedmioty takie jak Historia Magii, bo te trzeba po prostu wykuć. Na dworze robiło się już lato, w końcu był już środek maja. Niektórzy bardzo martwili się egzaminami, np. Ja, Lilly, Remus, inni podchodzili do tego bardzo beztrosko, np. James i Syriusz.
W pierwszą sobotę czerwca obudziły mnie promienie słońca padające mi na twarz. Otworzyłam oczy i zaczęłam przeciągać się. Wstałam i popędziłam do łazienki puki dziewczyny spały. Kiedy wróciłam wykąpana, zobaczyłam że dziewczyny już nie śpią.
-Cześć śpiochy!- powiedziałam z uśmiechem, wycierając włosy.
-Cześć!- odpowiedziała Dothy.
-A co ty tak od rana, w sobotę na nogach?- spytała Amelia.
-A bo mnie słonko obudziło. Będzie dzisiaj piękny, słoneczny dzień.
-Zwłaszcza, że dziś obiecałyśmy sobie nie zajrzeć do książek- powiedziała Lilly.
-Może wy, my z Amelką lecimy zaraz po śniadaniu do biblioteki. Dzisiaj zakuwamy Merlina. Ciężko będzie.- powiedziała Dothy.
-A my już przebrnęłyśmy przez to.- powiedziała Lilly.
-Ale tylko dzięki notatkom Remusa. Świetne były!- dodałam.-Która godzina?
-ósma za dwadzieścia.- odpowiedziała Am.
-Dzięki, do śniadania jeszcze przeszło godzina. Głodna jestem.- stwierdziłam.
-Nie mam nic. Wczoraj Peter zjadł mi ostatnie ciastka.- powiedziała Lilly.
-A właśnie ciekawe czy juz wstali. Wczoraj widziałam u Jamesa kociołkowe pieguski. Idziesz ze mną, Lilly?
-Nie, idź sama.
Poszłam więc sama. Przeszłam przez Pokój Wspólny i udałam się do wieży chłopców. Doszłam do ich pokoju i delikatnie uchyliłam drzwi, spali. W pokoju jak zwykle mieli nieziemski bałagan. Spali tak słodko. Bezbronna banda łobuzów . A może tak mały dowcip? Podeszłam do łóżka Jamesa, wyciągnęłam różdżkę z kieszeni:
-Aquareducto- powiedziałam i z mojej różdżki popłynął strumień wody, prosto na twarz Jamesa. Następnie szybko skierowałam strumień wody na Syriusza.
-Nie! Lilly, przepraszam! Już nie będę, obiecuję!- James zaczął krzyczeć. Spojrzałam na niego i pomyślałam "co mu odbiło?". Ale może cos mu sie śniło.
-James to tylko ja- powiedziałam klepiąc go po ramieniu.
-CZYŚ TY OSZALAŁA?-krzyczał na mnie Syriusz- Myślisz, że to tak fajnie, jak sobie śpisz a tu nagle woda.- spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Wyglądał genialnie. Piżamę miał do połowy mokrą, włosy mu się wyprostowały. Tego sie nie da opisać. To trzeba było zobaczyć.- Czego rżysz?
-Co się dzieje?- spytał Remus przecierając oczy- dlaczego krzyczycie?
-Cześć, Remusie!- Powiedziałam- właśnie wykręciłam chłopcom mały dowcip.
-MAŁY DOWCIP- teraz James krzyczał- Czyś ty do reszty zgłupiała? Myślisz, że to miłe? Zobacz jak wyglądamy!
-Śmiesznie wyglądacie!- odezwał się Peter.
-Co ci strzeliło do głowy?- spytał Syriusz, już nie krzyczał. W jego słowach była wyczuwalna nuta żalu.
-Po prostu za dużo czasu spędzam z wami.- powiedziałam.- Weszłam do pokoju i zobaczyłam jak śpicie i wpadł mi do głowy pomysł i masz.
-Dobrze się bawiłaś? Bo my nie- stwierdził Jim.
-Przynajmniej raz doznaliście tego, co czują ofiary waszych żartów.
-Ale ich nikt nie budzi o świcie kubłem wody.- Syriusz popatrzył na mnie z żalem.
-Wcale nie jest świt. No, ale dobrze może przesadziłam, przepraszam.
-Już ok. Ja się nie gniewam.
-A ty Syriuszu?- popatrzył ma mnie, uśmiechnął i się lekko i powiedział:
-ja też nie.
-No, to teraz będziecie sprzątać- powiedział Remus, podnosząc swój mokry kapeć z podłogi- bo wszystko pływa.
Rzuciłam zaklęcie osuszające i w jednej chwili podłoga i chłopaki byli susi. Usiadłam na łóżku.
-Wiecie co? Bo ja to w sumie nie przyszłam was obudzić.
-A po co?- chłopaki się ubierali i w przelocie ze mną rozmawiali.
-No, bo ja wstałam wcześniej i się głodna zrobiłam. A u nas nie ma nic do jedzenia. A wy macie coś?
-Nie wiem. Wczoraj jeszcze coś było. Zobacz może coś jest na stoliku.- podeszłam do stolika, było tylko puste pudełko.
-Puste.- Remus rozejrzał się po pokoju, spostrzegł, że nie ma Petera i powiedział.
-Jak jesteś bardzo głodna to zobacz za łóżkiem Petera on zawsze chowa tam jakieś ciastka. Tylko się pośpiesz i weź zanim wróci z łazienki.
-No, nie będę go okradać.
-Daj spokój, żeby one jeszcze były jego.- sięgnął za łóżko i wyciągnął pudełko słomianych trufli i serowych pierożków- co wolisz?
-Pierożki. Dziękuję.
-On zawsze sprząta wszystkie nasze zapasy, które są na wierzchu. Jak jesteśmy głodni to podstępem wybawiamy go z pokoju i bierzemy sobie co chcemy. Nigdy się jeszcze nie skapnął, że mu brakuje czegokolwiek. Ale zawsze mu wrzucamy puste pudełko, może przez to myśli, że sam je zjadł.- wytłumaczył mi Syriusz.- Daj jednego!
-A proszę bardzo.- podsunęłam mu pudełko- James, Remus chcecie?- też się poczęstowali. Zanim Peter zdążył wrócić opróżnione pudełko spoczywało już za jego łóżkiem.
-Ojej jeszcze pół godziny do śniadania. A ja już umieram z głodu. Nie macie jeszcze tych wczorajszych kociołków?- spytał Peter gdy tylko wszedł do pokoju. Mi osobiście chciało się śmiać. Nie dość, że regularnie zmiatał wszystkie słodycze, jakie znajdowały się w pokoju. Robił po kryjomu zapasy przed kumplami to jeszcze od nich sępił.
-Nie mamy Peter, bo wczoraj wszystkie zjadłeś!- powiedział z irytacją James.- Jak zawsze, z resztą.
-Oj, czepiasz się. To nie moja wina, że byłem głodny.
-W tym problem, że ty zawsze jesteś głodny!- dodał Syriusz.
-Wytrzymasz te pół godziny. Jakoś musisz.- powiedziałam. No chyba, że wyjmiesz swoje zapasy, ale wtedy się wyda, że je masz.- Ja uciekam do siebie. Zobaczymy się na śniadaniu. Pa!
Wyszłam z pokoju i pognałam do siebie.
-Żałuj, że ze mną nie poszłaś.- rzuciłam do Lilly.
-Byłam raz u nich w pokoju i to co zobaczyłam wystarczy mi na długo.
-Nie przesadzaj, nie mają już takiego bałaganu. No nie powiem, że mają porządek, ale nie jest tak źle, jak wtedy.
Ale miałam ubaw.
-Co się stało?- spytała, a ja opowiedziałam jej o pobudce i spiżarni za łóżkiem Petera. I jego atakiem głodu.
-Ten ,to jak zawsze. Nie dziwię się, że on jest taki gruby. Chodź , idziemy na śniadanie.
12. Sam chciałeś wojny! Na dywaniku... Dodała Aurora Silverstone Niedziela, 17 Lutego, 2008, 00:00
Wiem moi kochani, że długo (jak na mnie) nie pisałam. Spodziewałam się, że będą jakieś komentarze wskazujące na waszą flustrasję, ale przeliczyłam się. Myślę sobie jak zachęcić was do komentowania, na jeden pomysł już wpadłam.
a tak przy okazji chciałam pozdrowić moich stałych czytelników i to wam kochani dedykuję tę notkę.
Buziaki dla:
Sylwki231-która uważa ten pamiętnik za najlepszy;
Dz. B.- która historię tą zna na pamięć
Limonki, która jest moim strażnikiem interpunkcji;
Kenayi, która nie nadąża czytać;
Karoli, której podoba się mój styl;
Tonks- za to, że pisze co jej się podoba .
Despiny- która moim zdaniem nie wierzy we własne możliwości;
Luny Haruno- siostrzyczki Jima, która obiecała regularne komentarze
Nikuni- domagającej się żartów Huncwotów;
Belluśki, która dawno nie zostawiła śladu;
anonima- kimkolwiek jest
Lunie Lovegood, Talci, nadii_11 i Żabci111(mimo,że jej komentarz nie miał być przyjemny)
oraz dla tych którzy czytają, ale się z tym kryją.
Wydaje mi się, ze nikogo nie pominęłam, a jesli jakimś cudem to zrobiłam to PRZEPRASZAM.
Proszę mnie ochrzanić to się poprawię przy następnej notce, na którą nie będziecie musieli czekać tak długo.
Jakby ktoś miał ochotę ze mną porozmawiać lub miał jakieś pytania: aurorasilverstone@interia.pl
moje gg: 5816921
Pozdrawiam.
Wróciłyśmy do własnych postaci i pobiegłyśmy szybko na ostatnia lekcję. Potem do dormitorium, zostawić swoje torby i na kolację. Po kolacji, korzystając z okazji, że wszyscy mamy wolny wieczór, to znaczy bez szlabanów. Nie to żebym ja miała szlabany, ale wiadomo o kogo chodzi . Postanowiliśmy skończyć nasz projekt na Zielarstwo. Po drodze do biblioteki wpadł na mnie wściekły Lucjusz Malfoy:
-Silverstone!- powiedział głośno w moim kierunku.
-Nie zmieniłam zdania, nigdzie z tobą nie idę.- powiedziałam stanowczo.
-Ty wywłoko!- zawarczał.
-Na twoim miejscu uważałabym na słowa.
-To twoja robota!- mówił wściekły. Acha, był w swoim pokoju.
-Nie wiem o czym mówisz.- powiedziałam, tak jakbym rzeczywiście nie wiedziała.
-Doigrałaś się! Żarty się skończyły w momencie, kiedy wpuściłaś to coś do mojego pokoju!- złapał mnie za rękę tak jak wtedy, w lochach.
-Puszczaj, to boli!- wyrwałam mu rękę z uścisku, zanim zdążył ścisnąć ją jeszcze mocniej -nie wiem o co ci chodzi, ale jak niby miałabym się tam dostać?
-Nie wiem.
-A no właśnie, ja też nie!
-Ale już nie będę się z tobą cackał! Jesteś skończona!- krzyczał.
-Uważaj, bo cie jeszcze ktoś usłyszy- powiedziałam ironicznym tonem.
-To twój koniec.
-Nie sądzę. - powiedziałam i odeszłam.
Z triumfem weszłam do biblioteki. Rzuciłam "hej" do Dothy i Amelii szukających jakiś książek na półkach. Lilly weszła razem ze mną też śmiejąc się szeroko. Usiadłyśmy koło chłopaków.
-Co sie tak cieszysz?-spytał Remus.
-Wściekł się.
-No to super, znaczy że poszło wszystko z planem, przybij piąteczkę!- powiedział Syriusz wyciągając rękę.
To był ostatni wieczór nad naszym projektem. Dzisiaj musieliśmy tylko wszystko uporządkować. Powklejaliśmy liście do zielnika, uzupełniliśmy opis kaktusa złotokolcowego i skleiliśmy wszystko. Około północy pani Pince wygoniła nas z biblioteki. Kiedy wróciłyśmy do swojego pokoju, byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły iść pod prysznic. To był w końcu długi i męczący dzień. Przebrałam się w piżamkę, którą dostałam od Lilly na święta, wtuliłam się w poduchę i zasnęłam.
Następny dzień wcale nie zapowiadał się na łatwiejszy. Podczas śniadania podeszła do mnie profesor McGonagall i powiedziała, że po obiedzie mam się bezapelacyjnie zgłosić do jej gabinetu. Przeczuwałam, że chodzi o Malfoya.
-Ale pani profesor o co chodzi?
-Auroro, przyjdź do mnie na przerwie obiadowej jak zjesz obiad, wszystkiego się dowiesz.
-Ale pani profesor...
-Auroro, przyjdź po obiedzie, bo teraz nie mam czasu z tobą dyskutować. Muszę iść do dyrektora, bo przychodzą zaraz zestawy na owutemy.- odeszła. Ja złapałam się za głowę.
-Nie źle, ale się wpakowałam. Co mi do łba strzeliło? Dostanę szlaban, albo mnie ze szkoły wywalą. Jaki obciach- miałam już chyba łzy w oczach.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.- wszyscy mnie pocieszali.
-Mówił, że mnie zniszczy.
-Ale ty też masz haka na niego.- powiedziała Lilly. - a po za tym nie wiadomo czy o to chodzi.
Ale o to chodziło. Profesor McGonagall siedziała w swoim gabinecie, kiedy zapukałam i weszłam. Próbowałam robić dobra minę do złej gry i nie dać po sobie poznać, że to moja wina.
-Chciała mnie pani widzieć- powiedziałam, odrobinę przestraszona.
-Nie bój się Auroro, usiądź proszę.- powiedziała spokojnym tonem.- Był u mnie pan Malfoy i powiedział, że do jego pokoju ktoś wpuścił topka i ten rozniósł mu cały pokój. Podejrzewa, że to ty wpuściłaś go do jego pokoju.
-Ale jakbym mogła to zrobić, pani profesor?
-To samo mu powiedziałam. Jak miałabyś tam sie dostać w końcu jesteś Gryfonką i nie wierzę byś była do tego zdolna, ale on twierdzi, że mścisz się na nim, za to że cofnął swoje zaproszenia na bal.
-Pani profesor to ja się nie zgodziłam z nim pójść i on delikatnie mówiąc w padł w furię. I moim zdaniem, to on się mści na mnie, ale nie ważne...- rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu wszedł dyrektor.
-Witam, panno Silverstone- powiedział i roześmiał się- jak tam topek pana Malfoya?
-Ja nie mam nic z tym wspólnego, panie dyrektorze- łgałam jak z nut. Fajnie, afera niezła jak nawet dyrektora tu ściągnął.
-Wiem. Ale swoją drogą niezły numer mu ktoś wyciął.- śmiał się dalej. Fajny z niego facet.- Minerwo, nie będę wam w takim razie przeszkadzał.
-Nie przeszkadzasz, Albusie! My już skończyłyśmy z Aurorą.- chciałam się podnieść, ale on powiedział.
-Ja i tak tylko na chwilkę, bo się śpieszę. Chciałem ci tylko powiedzieć, że dostałem właśnie notkę, chcą mnie widzieć w ministerstwie. W sumie to nie wiem po co bo Rodriges był tu rano i nie wiem co może chcieć , ale cóż musze lecieć, będę wieczorem.
-Dobrze.-powiedziała a on skierował się ku drzwiom- Żegnam panie.
-Do widzenia- powiedziałam.
-Możesz już iść, Auroro. Wiedziałam, że to nie ty, ale musiałam odbyć tę rozmowę. Procedury.
-Rozumiem. Do widzenia, pani profesor.
Miałam teraz podwójne Zielarstwo. Nie wiem dlaczego, ale zastanawiała mnie ta sowa z ministerstwa, dziwnie wiązałam ją z Malfoyem. Dlatego poszłam jak najdłuższą drogą do szklarni, tą którą musiałam przejść koło gabinetu dyrektora. I jak na zawołanie, ten wychodził z niego wychodził. Trzymał jakiś plik dokumentów pod pachą. Spojrzał na mnie, w jego oczach nie było tego ciepła jak w gabinecie McGonagall. Rzuciłam tyko "dzień dobry" i poszłam dalej. Nie odpowiedział, skinął jedynie głową. A może to nie był dyrektor? Przecież bardzo się śpieszył i był jakoś inaczej ubrany. Czyżby to Malfoy? Poszłam jednak na Zielarstwo, lekcja już się rozpoczęła. Okazało się, że nasz projekt bardzo podobał się pani profesor, dostaliśmy najwyższe oceny i dodatkowo 50 punktów dla Gryffindoru . Po lekcji cała piątka wypytywała mnie co chciała McGonagall.
-Jasne, że chodziło o tą gnidę. Powiedział, że mszczę się za to, że cofnął swoje zaproszenie.
-Ale bezczelny!- powiedziała Lilly z obrzydzeniem.
-Ale nie ma dowodu! A dyrektorka mu nie wierzy i dyrektor też się śmiał.- powiedziałam.
-Żartujesz! Dyrektor też był na tej rozmowie?- spytał James ze strachem w głosie.
-Nie. Przyszedł jej powiedzieć, że jedzie do ministerstwa. Idziemy na kolację?
-Jasne, że tak.
I poszliśmy do Wielkiej Sali. Po kolacji złapałam Lucjusza Malfoya:
-Poczekaj! -powiedziałam do niego.
-Czego chciałaś?- z tym paskudnym uśmieszkiem na ustach dodał- Czyżby mnie przeprosić?
-Nie licz na to. Nie masz pewności, że to ja.
-Może i nie mam, ale podejrzenia są czasem gorsze niż dowód.- zmierzył mnie wzrokiem.
-Pójdziesz do McGonagall i odszczekasz wszystko!
-Chyba śnisz.- zaśmiał się, a zaraz po nim to ja się zaśmiałam. -Niby dlaczego miałbym to zrobić?
-Bo wiem co kombinujesz.
-A niby co kombinuję?
-Eliksir wielosokowy i te sprawy, egzaminy?
-Nie masz dowodów- powiedział, ale jego głos już nie brzmiał tak pewnie.
-A jeśli mam? Tego nie możesz wiedzieć.- uśmiechnęłam się złośliwie- ale same podejrzenia są gorsze.
-Nie ośmielisz się!
-A jeśli ośmielę?
-Dobrze! Odszczekam wszystko, ale zatrzymaj to co wiesz dla siebie. Bo będę skończony.- jego głos łamał się. Odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię. - Nie powiesz nikomu, prawda?
-Nie powiem, chyba że mnie zmusisz do tego.
*******************************************************
Profesor Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie mierząc się z jakąś papierkową robotą, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Oderwała wzrok od kartki papieru, spojrzała w kierunku drzwi.
-Proszę!- powiedziała.
-Nie przeszkadzam?- w drzwiach pojawił się wysoki blondyn z nieco speszoną miną.
-Nie. Wejdź Lucjuszu.
-Pani profesor, ja chciałem porozmawiać.
-Na jaki temat?- spytała odrobinę zniechęcona i zaintrygowana za razem.
-Na temat topka.
-Ach, tak. Więc rozmawiałam z panną Silverstone...
-to nie ona, proszę pani- przerwał jej.
-Rano był pan tego pewien.
-Teraz jestem pewien, że to nie ona. Bo jak mogłaby się dostać do mojego pokoju? Jest w końcu z innego domu.
-Brawo!
-Nie chciałbym, by z powodu tego incydentu ucierpiała niewinna osoba. W ogóle nie chce już wracać do tej sprawy.
-A co skłoniło cię do zmiany zdania?
-Cóż... Przemyślałem sprawę i wcale nikt nie musiał go wpuszczać. Przecież topki szwendają się po zamku.- profesor pokiwała głową- A ja po prostu miałem pecha i ten wpadł do mojego pokoju.
-I co ja mam z tobą zrobić teraz? Narobiłeś takiego zamieszania.
-Przepraszam.
-To nie mnie powinieneś przepraszać tylko Aurorę. To ją wytykają palcami.- powiedziała profesor, a Lucjusz pokiwał jedynie głową, nic nie powiedział. Po chwili ciszy McGonagall dodała.- Kupisz teraz kwiaty i ładnie ją przeprosisz, tak, aby wszyscy widzieli.
-Słucham?- odpowiedział zdziwiony.
-Na taki takt chyba cię stać, mój drogi?
-Oczywiście- powiedział, niezbyt zadowolony- Ja już chyba pójdę?
-Nie, poczekaj chwileczkę. W sumie dobrze się składa, że mnie odwiedziłeś. Podpiszesz mi przy okazji kilka dokumentów Slytherinu. -Poprzekładała kilka kartek następnie wyciągnęła kilka, ułożyła jedną na drugiej i podała wraz z piórem Malfoyowi. Ten je podpisał- Dziękuję, jesteś już wolny.
-Dobranoc- powiedział, zamykając drzwi.
11. Zemsta bywa słodka i cudowna przemiana... Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 14 Lutego, 2008, 23:22
Kochani moi Wiem, że zarzucam zawrotne tempo, ale to wam chyba nie przeszkadza? Prosiliście o żarty Huncwotów- spełniam dziś wasze życzenie.:*** Przy okazji walentynek życzę wam dużo miłości...
-Bardzo chciałam znaleźć dowód na to co knuje Malfoy. Spędzało mi to sen z powiek. W końcu, po kolejnej nieprzespanej nocy wymyśliłam co zrobię, ale do tego była mi potrzebna pomoc mojego kochanego braciszka. No cóż trzeba! Wieczorem po kolacji poszłam do pokoju chłopaków.
-Hej!- powiedziałam, wchodząc do pokoju.
-Sie masz!- odpowiedział Syriusz układając poduszkę na swoim łóżku.
-Ja to w sumie przyszłam do Jamesa. Romans mam.
-Romans do Jamesa? - zaśmiał się Syriusz- Ja rozumiem romans do mnie, Remusa albo Petera, ale do własnego brata? Wstydź się, Auroro!
-Ale skarbie, nie bądź zazdrosny, tobą zajmę się potem- odpowiedziałam mu, rzucając w niego poduszką Jamesa.
-Dobrze, czekam.
-O co chodzi?- spytał James z zaciekawieniem.
-O to, że musisz mi pomóc!
-W czym?
-Chcę dać Malfoyowi nauczkę, że mnie się tak nie traktuje, a przy okazji się czegoś dowiedzieć.
-No nie ma sprawy, co mogę zrobić?
-Pożyczyć mi niewidkę.
-Co?
-Muszę się dostać do ich dormitorium, a inaczej nie dam rady.
-Ale idę z tobą!
-Po co James? -nie tak to sobie wymyśliłam.
-Nie pozwolę iść ci samej do siedziby zła! To znaczy do gniazda Ślizgonów!
-On ma rację nie powinnaś sama tam iść- wtrącił się Syriusz.
-Może macie rację- nie chciałam się z nimi kłócić w końcu potrzebuję ich pomocy.- Syriuszu, potrzebuję Topka. Skombinujecie mi?
-Topka? Rora ta cholera rozniesie całą wieżę Gryffindoru zanim podrzucisz go Malfoyowi!
-Dlatego musimy podwędzić eliksir Słodkiego Snu ze skrzydła szpitalnego. -Pomożecie mi?- czułam się podle nie mówiąc im całej prawdy. Obiecali mi pomóc sami nie wiedząc do końca w czym. Ale bałam się, że może im to utkwić w głowach i sami mogą coś takiego kombinować w przyszłości. Dlatego wolałam milczeć.
Opracowaliśmy plan i tej samej nocy zaczęliśmy go realizować. Zakradliśmy się we trójkę, ja, Jim i Syriusz, pod peleryną niewidką do skrzydła szpitalnego. Eliksir zdobyliśmy bez mniejszych problemów, sala była pusta, a pani Pomfrey najprawdopodobniej spała w swoim pokoju. Mieliśmy duszę na ramieniu wracając do swojej wieży, bo ten kretyn Filch o mało na nas nie wszedł. Teraz został już tylko topek, ale i z tym Syriusz sobie poradził . Napoiliśmy psotnika eliksirem i spokojnie spał w pudełku. Do egzaminów został już tylko tydzień. Jutro miały przyjść zestawy. Na pewno eliksir już ma uwarzony. Teraz trzeba tylko to sprawdzić! Zaraz po obiedzie ubraliśmy z Jamesem pelerynę i zmierzaliśmy w kierunku lochów.
-Trzeba teraz iść za jakimś ślizgonem,by dotrzeć do ich dormitorium.- powiedziałam szeptem do Jamesa.
-Lepiej idźmy za Malfoyem. Zobacz!- Malfoy szedł właśnie korytarzem w kierunku zasklepionej dziury w ścianie lochu.
-Szybciej!- zbliżyliśmy się do niego.
-Ogon traszki.-powiedział Malfoy i w ścianie zrobiła się dziura. Wślizgnęliśmy się zaraz za nim, a potem skręciliśmy w lewo i weszliśmy za nim do jego pokoju. Miał własny pokój, jak na prefekta naczelnego przystało. Wyjął z torby trzy buteleczki i wyszedł z pokoju. Poprostu wszystko układało się tak pięknie. Nie słychane!
-Świetnie! -powiedziałam. Wzięłam jedną z buteleczek przelałam połowę jej zawartości do buteleczki, którą wyjęłam z kieszeni, potem rzuciłam ją na podłogę by się potłukła.
-Po co ci to?
-Chcę sprawdzić co to jest- zmieszałam się. Miałam nadzieję, że nie będzie pytał dalej. Porozrzucaliśmy wszystkie rzeczy po pokoju, podarliśmy kilka notatek, powydzieraliśmy kartki z książek. Na koniec James wyjął topka z pudełka i schował go pod łóżkiem.
-Jeśli nie przeholowaliśmy z eliksirem nasennym topek powinien się obudzić za godzinę.
-Oby nie spał jak Malfoy wróci.- przez dziurkę od klucza sprawdziłam sytuację, mogliśmy wyjść, poszliśmy pod wyjście i czekaliśmy jak ktoś będzie wchodził lub wychodził. Musimy przecież zdążyć na lekcje, a przerwa obiadowa nie długo się skończy. Mieliśmy jednak szczęście, bo nie przyszło nam długo czekać. Wróciliśmy do siebie szczęśliwi z powodzenia akcji.
-No to Auroro właśnie wykonałaś swój pierwszy dowcip, gratuluję!- powiedział Syriusz, ściskając mnie.
-W pewnym sensie, zdaje się, że tak- uśmiechnęłam się.
-Numer świetny, tylko nikt nie będzie wiedział, że to nasza robota.- stwierdził z ponura miną James.
-Uwierz mi lepiej żeby tak pozostało.- powiedziałam.
-Wiem, ale właściwie dlaczego?- spytał.
-A jak myślisz? Nie musielibyśmy się tłumaczyć, jak weszliśmy do ich dormitorium? Skąd wiedzieliśmy gdzie ono jest i skąd znaliśmy hasło? I jak to się stało, że nikt nas nie widział?
-Zbyt wiele kłopotliwych pytań.- podsumował Syriusz.
-Dziękuję chłopaki za pomoc!- uściskałam ich i odwróciłam się w kierunku drzwi.
-Roruś?
-Tak?- odwróciłam się.
-Ale możemy liczyć, że to nie był pierwszy i ostatni wspólny numer?- spytał James.
-No jasne, że nie. Super było!-uśmiechnęłam się i wyszłam.
Poszłam do swojego pokoju. Sprawdzałam czy jesteśmy same i Powiedziałam do Lilly:
-Akcja wykonana!
-Super, i co?
-Została do sprawdzenia jeszcze tylko jedna rzecz.
-Jaka?
-Wzięłam różdżkę i machnęłam nią mówiąc:
-Mando tabus- na stoliku pojawiły się dwa małe kubeczki, wyjęłam z kieszeni buteleczkę i rozlałam jej zawartość na trzy.
-Co robisz?- spytała Lilly.
-Chcę to wypić, bo jak inaczej to sprawdzę.
-A jak to jakaś trucizna?- spytała zmartwiona.
-To kupisz mi bukiet z róż i położysz na grobie- zaśmiałam się- a wszystkim powiesz, że buteleczkę przyniosła mi dziś rano sowa i miały być to witaminy, które zamówiłam. Ale ktoś musiał zrobić mi dowcip. Nie martw sie Lilly! Z resztą pani Pomfrey nie zadaje zbyt wielu pytań. Jest młodziutka i rozumie.- Lilly jęknęła, wiedziałam, że boi się o mnie.- A teraz dawaj włos. -Ale wiesz co robisz?- spytała, wyrywając sobie włos.
-Zaufaj mi!- powiedziałam,biorąc od Lilly jej włos i wkładając do kubeczka. Wyrwałam też włos sobie i włożyłam do drugiego. Eliksir z włosem Lilly zrobił się lazurowy, pachniał bardzo ładnie. Wzięłam głęboki oddech i wypiłam . Po chwili patrzyłam na zdumioną Lilly.
-Co sie dzieje?- spytałam i usłyszałam swój głos zamiast głosu Lilly.
-Udało się! Ty jesteś mną!- powiedziała wskazując na mnie palcem.
-To teraz ty musisz wypić eliksir i zmienić się we mnie.
-Co?
-No a jak to sobie wyobrażasz, że dwie Lilly Evans będą na lekcji, a żadnej Aurory Sliverstone.
-Masz rację.- powiedziała i wzięła do ręki eliksir z moim włosem. Ten zmienił się barwę na szmaragdową zieleń. Pachniał podobnie do róż.- Nawet smaczny.
-Ok Lil... to znaczy Auroro, jak długo to działa?- spytałam. Szczerze to dziwnie mówić do siebie, będąc kimś innym, nawet swoją najlepszą przyjaciółką.
-Godzinę. Czyli pięć minut po tym jak skończy sie lekcja. - powiedziała Lilly patrząc na zegarek na ścianie.
-Więc po lekcji biegniemy szybko do łazienki.
Poszłyśmy na transmutację. Dziś mieliśmy zmienić filiżankę w szczura. Wyjęłyśmy różdżki i szybko pokapowałam się, że ten kawałek patyka może nas zdradzić.
-Dawaj to! -powiedziałam do swojego ciała i zabrałam Lilly jej różdżkę i podałam swoją- masz tę.
-Co ty wyprawiasz?- spytała.
-Różdżka, może nas zdradzić.
-A no tak.- roześmiałyśmy się.
Przez całą lekcję próbowaliśmy przetransmutować filiżankę w szczura a potem odwrotnie. Lekcje mieliśmy ze ślizgonami. James z Syriuszem, którzy szybko opanowali tę sztukę zaczęli zabawiać się kosztem siedzącego niedaleko nich Snape'a. Gdy ten próbował zmienić filiżankę w szczura ta po sekundzie zmieniała się sama w filiżankę zanim szczur zdążył drgnąć. Chłopak strasznie się denerwował, że mu się nie udaje. Spostrzegłam złość w moich oczach, to znaczy teraz to były oczy Lilly. Już otwierała usta by im cos powiedzieć.
-Milcz!- wyszeptałam do niej stanowczo- ja bym im nic nie powiedziała!
-No to ty im coś powiedz!
-No dobra. - odwróciłam się w kierunku Jamesa- Potter daj mu już spokój!
James zrobił wymowna minę, ale nic nie powiedział.
-Ja bym to załatwiła groźniej- powiedziała do mnie.
-No, dobrze. Moi drodzy- w klasie rozległ się głos profesor McGonagall- a teraz pokażcie czego się dziś nauczyliście. Może panna Silverstone?
Odruchowo chciałam się podnieść, ale Lilly złapała mnie pod ławką i sama wstała. Ale bym nas sprzedała, pomyślałam sobie. Lilly machnęła moją różdżką wokół filiżanki i ta stała się szczurem. Machnęła jeszcze raz i szczur zniknął. Potem skinęła głową.
-Świetnie, Auroro! 10 punktów dla Gryffindoru. A teraz może pan Snape?
Severus podniósł się nerwowo. I machnął różdżką. Filiżanka stała się szczurem, ale tylko na krótką chwilę, bo zanim zdążył machnąć różdżką po raz drugi szczur był już filiżanką.
-Nie jest źle, ale transmutacja nie jest pełna. Niech będzie jednak 5 punktów dla Slytherinu.-James i Syriusz, którzy rzecz jasna zepsuli transmutację zwijali się ze śmiechu. Profesor zauważyła to i powiedziała- no dobrze a teraz pan Potter.
Jamesowi transmutacja poszła bez najmniejszego problemu. Zarobił 10 punktów. Miła odmiana, bo zawsze przez niego dom tracił punkty. Chwilę potem zadzwonił dzwonek i pobiegłyśmy z Lilly do łazienki. Kiedy zamknięte w kabinie czekałyśmy, aż wrócimy do własnych postaci powiedziałam:
-Co to miało być z tą głowa na transmutacji?
-Zawsze tak robisz, jak wykonasz polecenia- odpowiedziała.
-Musze to zmienić, bo okropnie to wygląda.
-A ty dlaczego mi nie powiedziałaś, że mam gruby tyłek, nie jadłabym tylu słodyczy.
-Bo nie masz.
-Jak to nie, widzę przecież.- zburzyła się.
-Ty tak wyglądasz tylko w tych spodniach.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Mówiłam, ale to ty mnie nie słuchałaś.
-Więcej ich nie założę.
Witam! Dzisiaj moi kochani postanowiłam pokaza wam zdjecia postaci z pamiętnika Aurory. Galerię tę będę uzupełniac o nowe postaci. Na razie jednak prezentuje osoby, które już znacie lub te które niedługo się pojawią. Tak ja sobie ich wyobrażam. Pozdrawiam serdecznie.
Moja fotka- Aurora Miranda Silverstone
Lilly Evans- moja najlepsza przyjaciólka,znana powszechnie jako Lil, albo Ruda, poznałyśmy się pierwszego dnia, rozumiałyśmy się wtedy idealnie i od tąd się prawie nie rozstajemy.
James Potter- Mój kochany braciszek Jim, znam go od zawsze i na zawsze. Jest mi bliższy nawet niż mój rodzony brat. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Czasem mnie martwią jego ciągłe szlabany z jego najlepszym kumplem i ich szalone pomysły, ale nie zaminiłabym go na żadnego innego.
Syriusz Black-Najlepszy kumpel Jamesa. Na Syrka zawsze mogę liczyć, jest taki kochany , drugiego ze świecą takiego szukać Jest dla mnie jak brat...
Remus Lupin-Remy- Kolejny członek odlotowej czwórki. Mól książkowy Z nim można wszystko pośmiać się i zaszyć w bibliotece. Często znika ze szkoły pod różnymi pretekstami...
Peter Pettigrew-znany jako Pet, uwielbia słodycze, Z resztą jedzenie to chyba jego największe hobby . Jest cichy i prawdę powiedziawszy jego najmniej lubię z calej odlotowej czwórki.
Ameslia Bones-Zdolna młoda czarownica, dzieli ze mną i z Lilką pokój. Am jest symaptyczna i zawsze można z nią pogadać, nie to co z naszą czwartą współlokatorką Dothy.
Dorothy Figure- niebardzo lubiana przeze mnie współlokatorka. Mam nadzieję, że to tylko pierwsze wrażenie i że z czasem ja i DOthy znajdziemy wspólny jezyk.
MOJA RODZINKA Miranda Megan i Fabian Silverstone
Claudius Fabian Silverstone- mój strarszy brat
Dorea i Charlus Potter
Inne Postacie Lucjusz Malfoy
Severus Snape Regulus Black
Andromeda i Narcyza Black
A to Greyback
Zdjęc będzie przybywac, a ja będę was o tym informowac