47. Tablica ogłoszeń... bal... TO CO SIĘ NIE STAŁO!!!!... kółko poetyckie Dodała Aurora Silverstone Piątek, 25 Kwietnia, 2008, 20:48
PRZEPRASZAM!! PRZEPRASZAM! i jeszcze raz przepraszam, ale oststnio na prawdę kiepsko było z czasem, zrozumcie,Może to nie jest najlepsze usprawiedliwienie, ze ten pamietnik nie jest dla mnie najważniejszy na świecie, jest wiele ważniejszych rzeczy. Zostawić raczej go nie zostawię, o to mozecie być spokojne. Na prawdę byłam odcieta od netu,przez ostatnie dni-nie włączałam kompa przez kilka dni. Dzisiaj notke wrzucam dłuższą kolejną wrzucę na długi weekend, bynajmniej się postaram. Miło mi czytać wszystkie wasze miłe słowa, za nie ślicznie dziekuję. a co do tego strusia pędziwiatra, jak sie uspokoją pewne sprawy znowu będziemy z treścią zasuwać
Pozdrawiam was kochani bardzo serdecznie i dedykuję tę notkę wam wszystkim.
A ja czekam na komentarze
Uznajmy, ze dziś jest piątek tygodnia koniec i początek :P
Siedziałyśmy z Lilką przed salą zaklęć czekajac na lekcje, kiedy zobaczyłyśmy jak prefekt naczelny, przykleijał jakiś wielki plakat na ścianie. Wybory miss Hogwartu
Wszystkie śliczne uczennice naszej szkoły, które ukończyły 14 lat, zapraszamy na eliminacje w ostatnią sobotę przed świętami...
-O ciekawe- powiedziałam.
-Powinnaś sie zgłosić- powiedział do mnie.
-Ja?- spytałam, krztusząc się jabłkiem.
-Tak, masz szansę wygrać. Jesteś na prawdę bardzo ładna i nie tylko. W sumie to idealnie, bo nie sama uroda sie liczy.
-Poważnie tak sądzisz?- spytałam.
-Tak. Myślę, że powinnaś sprobować. Miss będzie przewodniczącą rady uczniowskiej, bo taką zamierzamy stworzyć. A po za tym będziesz się dobrze bawić. Poważnie! Przemyśl to... Ja bym na ciebie głosował... Z resztą nie tylko ja...- powiedział odchodząc.
-A ty co o tym myślisz?- spytałam przyjaciółkę.
-A co ci szkodzi? W sumie to mi też sie wydaje, że masz ogromne szanse wygrać. I ten wiek? Jakbyś była rok młodsza nie mogłabyś. Wykorzystaj to.
-Mówisz?
-No.
-Ale pójdziesz ze mna!
-Rora, ja przy tobie nie mam szans wygrać, a tak w ogóle to nie będę konkurować z moją najlepszą przyjaciółką.
Do świąt było jeszcze dwa tygodnie, myślałam o tym , może warto spróbować. Co mi szkodzi pomyślałam. Jak to było? Raz sie żyje, potem tylko straszy...No dobrze spróbuję. Chłopakom nic nie powiedziałam, śmialiby się ze mnie. Do świąt został już tydzień, czas zachrzaniał, nie da sie powiedzieć inaczej. W piątek wieczorem siedziałam u chłopaków w pokoju. Najpierw trochę poćwiczyliśmy, żeby nie było, a potem graliśmy sobie w jakąś grę z Syrkiem, Jimem i Petem. Remy czytał jakąś książkę.
-Z kim idziecie na bal?- spytałam.
-Nie wiem.- powiedział Syriusz.
-Znajdzie się jakaś, tyle mam tych wielbicielek,- powiedział Jim- a jak nie to pójdę sam. Wielkie mi co. A ty?
-A ja nie wiem.- powiedziałam. A Remus sie uśmiechnął pod nosem.
-A czego się śmiejesz?- spytał szybko Syrek.
-On z kimś idze. I nam nic o tym nie powiedział!!!- chłopaki rzucili grę, w którą wygrywałam i zaczęłi męczyć Lupina.
-No dobra powiem- poddał się- Z tą dziewczyną z drugiego roku, która zawsze siedzi w bibliotece.
-Nie wiem o jakiej dziewczynie mówisz- James, nie zaspokoił swojej ciekawości. Syriusz też nie. Nie bywali często w bibliotece, to skąd mieli ją kojarzyć.
-A ja wiem, która- wytknęłam im język i rzuciłam się na łóżko Syriusza.
-Kurde, Czarny my też musimy sobie kogoś znaleźć.- James pukał kumpla.
-Znajdziemy- powiedział bez przekonania. Potem jeszcze rozmawialiśmy, do późna, aż w końcu usnęłam.
- James, posuń się- powiedział szeptem Syriusz.
-Zgłupiałeś? Masz swoje łóżko.
-Ale Aurora na nim śpi.
-To się połóź koło niej.
-No co ty, żeby znowu się na mnie obraziła.
O-na się ucieszy jak się obudzi w twoich objęciach.- zaczął z niego drwić.
-Spadaj.
-A swoją drogą jaki ty głupi jesteś, stary.
-O co ci chodzi?- spytał podirytowany.
-Nie wiesz, po co ona tak długo tu siedziała?
-No... gadała z nami i zasnęła.
-Debil! Ty w ogóle nie rozumiesz kobiet...
-Znawca sie znalazł. Tak próbujesz poderwać Rudą, ze teraz chodzi z innym.
-Ale Aurorę to ja za to doskonale. I ci powiem co chciała.
-No co?
-Żebyś ją na bal zaprosił!
-Chyba sobie zartujesz. Myślisz, ze chciałab pójść ze mna podczas gdy...
-Dokładnie.
-Powiedziałaby!
-Nie znasz jej...
-Zwariowałęś!- powiedział, a potem dodał- no posuń sie.
-Nie, idź do niej.
-Lupin posuń się.
-Nie!-Remus przewrócił się na drugi bok. Syriusz spojrzał na śpiącego Petera, na jego łóżku nie dało się położyć. Spojrzał na swoje łóżko. Spałam tak, ze było bardzo dużo miejsca.
-Ale na twoją odpowiedzialność- powiedział do Jamesa.
-Dobra, ale dzieci wam nie będę wychowywał, wiec łapy przy sobie- zaśmiał się James.
-Wiesz co?- spojrzał na niego krzywo- Wiesz, że bym nie mógł!
Syriusz chyba musiał to sobie przemyśleć, bo zaprosił mnie dopiero w pociągu, prawie przed samym Londynem. Siedziałam z nimi całą drogę, nie wiem czemu tego nie zrobił wcześniej. Lilly siedziała z Chrisem, w przedziale obok. James chyba by nie zniósł widoku ich ściskających się. A właśnie casting , byłam na nim. Jasne, ze przeszlam dalej, bez najmniejszego problemu. Poechałam na magiczne wzgórze to i zniego wróciłam, swięta jak święta, człowiek, je i je i potem się w spodnie nie mieści... Zwłaszcza jeśli ciocia Dorea nie widzi, ze pochłamiasz to co masz na talerzu i ciągle ci dokłada. Musze się wziąć za swoją figurę. Chyba jak się tylko zrobi ciepło zacznę biegać, a do tej pory nie wiem brzuszki jakieś? Coś sie wymyśli. Piszę w pospiechu, bo śpieszę sie na lekcje, mam krótką przerwę obiadową dzisiaj. Ojejku. Jutro bal!!!
Bal, jak bal. Zaczepiste przeżycie, a ile do niego przygotowań? Przedwczoraj wieczorem jak wróciłyśmy z lekcji Lilka mnie dorwała i zaczęłyśmy się upiększać.
-Lill, zostaw moje brwi w świętym spokoju!- krzyczałam.
-Już kończę, musze ci te krzaki do kultury doprowadzić!
-Ale dlaczego to tak boli?- Lilly wyrywała mi brwi. Ojej, jak to strasznie boli! Dlaczego dla urody tak trzeba cierpieć. Efekt owszem podoba mi się, ale w jakich cierpieniach miało do niego dojść. A co o balu moge powiedzieć? Nogi mnie strasznie bolą. Z Syriuszem nie schodziliśmy z parkietu. W sumie to co mieliśy innego do roboty. James poszedł na bal sam w kóncu, bo jak sie jego wielbicielki zaczęły zabijać, o to która ma z nim iść. A bo ja nie powiedziałam co on zrobił! Otóż James napisał ogłoszenie, które mniej wiecej wyglądąło tak: Nieziemski James Potter zaprasza wszystkie swoje fanki na casting, podczas któtrego wybierze sobie dziewczynę, którą zaprosi na bal. Słowa oczywiście były inne, ale sens taki. Rozstrzygnął to tak, ze niby wszytskie są takie wspaniałe, ale bajer, że nie może wybrać jednej i że wszystkie które mogą- są z naszego rocznika- niech przyjdą. W sumie to nie wyszedł źle na tym interesie, bo bawił się co raz to z inną i nie musiał się męczyć z żądnym pasztetem całą noc. Remus świetnie się bawił z Dolores, tak mam na imię ta dziewczyna z biblioteki, a Peter, spędzał czas oddając się swojej największej pasji... jedzeniu. No co? Tego wieczoru na stołach były na prawdę dobre rzeczy. Pet nie mógł przepuścić takiej okazji, no proszę was. Tańczyć i tak nie umie, w sumie to nie wiem czy nie umie, on poprostu nie tańczy. Nikt z nim nie chciał iść to co on ma robić? Spróbujmy go zrozumieć...
Nadszedł koniec zimy. Nareszcie! Mogę zacząć biegać! Chłopaki teraz biegają na treningi i szlabany, na ćwiczenia znowu jest mało czasu, to znaczy na ćwiczenia z animagii. Pewnego poranka, kiedy już zaczynały robić się ciepłe dni postanowiłam zacząć bieganie, próbowałam nakłonić Lilkę, ale ona wykręcał sie tym, że woli sobie pospac i takie tam, nie to nie. Ubrałam sie elegancko :P w desik i zeszłam na dół, chcąc wyśc na błonia,ale drzwi były zamknięte. Z krzywą mina chciałam wrócić na górę, ale złapał mnie woźny:
-Ja ci dam spacerki, po nocy, po zamku!- wrzeszczał.
-Panie Filch, ja chccę tylko iść pobiegać, niech mi pan otworzy drzwi.
-Pobiegać? Tak się teraz nazywają wycieczki nocą po zamku. - zaczął mnie ciągnąć.
-Gdzie mnie pan ciągnie?
-Do Dyrektorki!- zaśmiał się.
-Ale po co?
-Szlabanik chyba będzie. - Miałam chyba szczęście, ze pani dyrektor juz nie spała, bo nie wiem czy by byla zachwycona, gdyby ta szkarada ja obudziła.
-Co sie znowu stało?- spytała kiedy zobaczyła woźnego w drzwiach jej gabinetu.
-Smarkula biega w dresie po zamku..- wepchnął mnie do środka i zamnknął drzwi.
-Biegasz po zamku?- spytała.
-Nie, pani profesor. Ja poprostu zgłosiłam sie na te wybory miss i postanowiłam trochę pobiegać. Jogging rozumie pani? A pan Filch nie chce mnie wypuścic z zamku- skrzywiłąm się.
-Jak to nie chce?- spytała.
-Normalnie, stwierdził, ze uzrądzam sobie nocne spacery i nalezy mi się szlabanik i dlatego mnie tutaj przytargał.- kobieta zaśmiała się- Może pani z nim porozmawiać?
-No, dobrze porozmawiam. Chodź.- poszłyśmy i McGonagall wyjaśniła woźnemu, ze pozwala mi wychodzić co rano, zebym mogła sobie pobiegać. Nie bardzo rozumiał, czemu się zgadza, twierdził uparcie, ze ja coś knuję i jakieś tam głupoty wygadywał. Ale nie o tym właściwie chciałam napisać... Wiec... No, dobrze... Pewnego ranka kiedy szłam biegać miała miejsce pewna sytuacja, opowiem ją w skrócie.
szłam sobie korytarzem, podczas gdy mijałam zakręt, wpadłam na coś dużego i niewidzialnego, upadłam, a właściwie wszyscy upadliśmy. Czarny wywalił sie prosto na mnie. Na Jamesa spadła zboja, która stała zaraz za zakrętem i nie bardzo mógł się podnieść. Syriusz upadł prosto na mnie... Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy... i... zupełnie nie wiem jak to się stało.... poważnie... hmmm.... no... to było tak, że.... zbliżyliśmy się...ale my tego nie kontrolowaliśmy... bynajmniej ja... to tak samo wyszło... to była chwila... moment.... jakoś impuls...Fakt,był taki, że stało się.... Przesuwaliśmy usta po swoich ustach... odpłynęłam... zagłębiliśmy się... to znaczy do akcji wkroczyły języki.... No nie wiem, zupełnie jak to się stało, ale my z Syriuszem się całowaliśmy!!! Jejku czułam sie cudownie, ale... To był Syriusz! Kiedy się zoorientowaliśmy co my w ogóle robimy, szybko się podnieśliśmy, zanim Jim się zobaczy za dużo.
-Co wy tu robicie?- poweidziałam.
-Jak to co? - mamrotał James, kiedy Syriusz podnośił z niego zbroję- Co ty tu robisz?
-Idę biegać!- powiedziałam.
-Chora na głowę jesteś?- spytał.
-Tak, od urodzenia- uśmiechnęłam się- to na razie.- Uciekłam,nie biegałam tego ranka, usiałałam na ławeczce na skraju lasu i myślałam, o tym co sie zdarzyło. Nie... To nie powinno było mieć miejsca. Tego nie było!!!
Od tego czasu z Syriuszem nie patrzymy sobie w oczy. Chyba oboje chcemy sobie wmówić, ze to sie nie stało, bo to nie powinno się stać. Nikomu o tym nie powiedziałam. Nawet Lilce!
-Aurora, musimy pogadać!- powiedział pewnego wieczoru, kiedy spotkaliśmy się w przelocie w PW.
-Nie mamy o czym! Bo to sie nie stało!- wiedziałam o czym chce pogadać.
-Tez tak myśle.- kazde poszło w swoją strone. Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy. Kamień spoadł mi z serca.
Zaczęłiśmy sie mijac, ale to juz nie było prowokowane przez nas. Mieliśmy dużo zajęć. Standardowo prace domowe, szlabany (chłopaki), treningi, mi się zaczęły przygotowania do konkursu, to znaczy ćwiczyliśmy układy takie tam, rzeczy. Oficjalnie oczywiście to było kółko poetyckie, bo o tym że biorę udział wiedziała tylko Lilly. Przecież oni by mnie wyśmiali. Spotykaliśmy się jedynie co jakiś czas w pokoju współnym. Lilly miała więcej czasu bo jej boyfriend miał niebawem sumy i musiał się przyłożyć do nauki. Co prawda miał jeszcz esporo czasu, ale chciał dobrze zdać egzaminy, tym bardziej że Lill truła mu głowę. W końcu naszedł dzień konkursu. Wielka Sala była ślicznie udekorowana. Ustawiony był wybieg, by można było się zaprezentować. Przygotowane było miejsce dla Jurorów. Muzyka, na żywo, grał zespół szkolny. Chłopaki wkońcu dowiedzieli się, że biorę udział, bo tydzień przed finałem, zaczęło się głosowanie wśród uczniów. Wybierana miała być Miss Hogwatu, Miss Gryffindoru, Miss Huplepuffu, Miss Ravenclawu, Miss Slytherinu, Miss Popularności- czyli miss wybierana przez uczniów wszystkich domów. Miss Hogwartu miało wybrać Jury, składające się głównie z mężczyzn. Jako pierwszy zasiadł w Jury dyrektor, później z nauczycieli wybrany został Profesor Smulghtorn (Ślimak), dalej Prefekt Naczelny i dwóch uczniów losowo wybranych, to znaczy w taki sposób, że rzucano piłeczkami w tłum i kto złapał musiał zasiąść w loży. Piłeczkę złapał jakiś pierwzoroczny Puchon i... Syriusz. Żeby jury było bardziej obiektywne, włączono w jego skład także kobiety, profesor McGonagall i prefekt naczelną, ze Shytherinu. Wyszło na to, że w skład sędziów wchodzą po przedstawicielu każdego domu plus troje nauczycieli. Zaczęło się. Najpierw prezentowałyśmy sie w strojach codziennych, czyli tym co najbardziej lubimy nosić. Musiałyśmy się przedstawić i powiedzieć kilka słów o sobie. Potem miałyśmy się przebrać w strój szkolny, czyli mundurki. Teraz sprawdzano naszą wiedzę, taką zwykła szkolną, ewentualnie taką ogólną, miało to na celu eliminację jednostek mało inteligentnych. Jedna trzecia odpadła. Było nas 15 teraz już tylko 10. Teraz przyszedł czas na strój kąpielowy, a zaraz po nim był strój typowo magiczny. Tym razem jury odrzuciło połowę dziewczyn. Do ścisłego finału doszło tylko 5. Po ogłoszeniu wyników nastąpiła przerwa, musieli nas przygotować do następnej części. Publiczności, czas uprzyjemniał zespół szkolny. Na koniec zostawiono stroje wieczorowe i decydujące pytania sprawdzające, to jak sprawdzimy się w roli przewodniczącej rady uczniowskiej, pytania te miały sprawdzać zdaolności kierownicze, kreatywność, nasze poglądy. Syriusz gapił się na mnie cały czas. Poprostu nie odrywał wzroku, zwłaszcza w tej ostatniej części kiedy wyglądałam moim zdaniem najładniej. Myślałam,że zaraz go wywalą z tego jury, ale nie. Dostałam banalne dla mnie pytanie, o tym co zrobiła bym w sprawie segragacji uczniów w szkole.
-Nie ma w moim słowniku czegoś takeigo jak segregacja uczniów ze względu na pochodzenie. Moim zdaniem, każdy z nas jest tyle samo wart. Nie ważne gdzie się urodził, kim są jego rodzice. Ważne jest to jakim jesteśmy ludźmi. Przezywanie kogoś szlamą wcale nie sprawi, że stajemy sie lepszymi czarodziejami. Nie można stosowac takiej klasyfikacji. Nikt z nas nie rodzi się w wykształconymi wszystkimi zdolnościami magocznymi, nie znamy wszystkich zaklęć. Wszyscy uczymy się magii tutaj, w Hogwarcie. Wszyscy zaczynamy, od tego samego poziomu, od zera. Co najwyżej możemy się lepiej orientowąć w terminologii. Klasyfikacja, na temat której rozważamy nie bierze pokrywa się z podziałem na uczniów zdonych i mniej zdolnych. Bardzo często jest tak, że czarodzieje pochodzenia mugolskiego są zdolniejsci od tych w których żyłach płynie krew uważana za czystą. Uważam, ze nikogo nie wolno nam skreślić, bez względu na to kim jest. Dziękuję- ukłoniłam się, dostałam ogromny aplauz. Największy, a odpowiadałam jako ostatnia. Teraz Jury udało sie na uzgodnienie werdyktu. Kiedy wrócili, zasiedli jeszcze na chwilę, a potem Dyrektor wstał:
-Dziękuję wam wszytskim za udział w dzisiejszej uroczystości. Nie miałem pojęcia, że zgromadzimy tyle kandydatek i tak dużą publiczność. Gratuluję wam wszystkim dziewczęta, ale nie każda z was może dostać tę koronę i nie każda może być uczniowską głową tej szkoły. Zatem, przejdźmy do wyników. Zaczniemy od miss domów. W tej konkurencji głosowaliście do dzisiajszego obiadu. W Jury mamy przedstawicieli każdego z domów, to oni ogłoszą wyniki. zacznijmy od damy, Adelajdo.
-Dziękuję panie dyrektorze. Chciałam ogłosić, że miss Slytherinu zostaje Marisa Loo z siódmego roku. Gratuluję- fala oklasków przebiegła po sali. Miss Huplepuffu została Paty Handersone, a miss Ravenclavu Georia Miles. Syriuszowi przyszło ogłosić Miss Gryffindoru:
-Jest mi bardzo miło to powiedzieć, przyznam, że nie jestem zaskoczony. Miss Gryffindoru zostaje... Aurora Silverstone z czwartego roku!!!- dostałam szarfę z napisem Miss Gryffindoru, jak każda miss także bukiet kwiatów.
Dalsze wyniki pozostawiono mi do ogłoszenia, zaśmiał się dyrektor. Miss Hogwatu wybrana miała być przez jury, druga która miła być jej zastępcą przez publiczność. Tyle, że nasze gusta pokryły się. Cóż w takim razie sama wybierze sobie zastępcę spośród członków rady. Zacznijmy od 2 vicemiss, Amanda Werdlich szósty rok Gryffindoru, pierwsza vice -miss Helga Young, Krukonka z piątego roku. I najważniejszy tytuł tego wieczoru- pomyślałam sobie, ze jestem kretynką, co mi odpbiło, żeby wziąć w ogóle w tym udział. Nie miałam szans na wygraną. I jak się okaże nawet nie zajmę żadnego miejsca, a tę szarfę dostałam tylko dlatego, że głosowali na mnie wszyscy znajomi, a chłopaki wrzucali na raz po 10 głosów-?Uwaga! Miss Hogwartu zostaje uczennica czwartego roku- ojej jest szansa,bo tylko ja i Weronica jesteśmy z czwartego roku. Mimo, że się kompletnie nie znamy chwyciłyśmy się za ręce- Mam to powiedzieć?- z sali dobiegały okrzyki „tak”- Dobrze więc! Miss Hogwartu i przewodniczącą rady uczniowskiej, zostaje- wział oddech , głęboki i szybko przeczytał nazwisko- Aurora Miranda Silverstone! Gratuluje!- Złapałam się za twarz, nie wierzyłam do momnetu jak założyli mi koronę. Byłam w szoku! Ja Miss Hogwartu? Lilly uszczypnij mnie!
Rano wyszliśmy ze sali chorych na śniadanie, w sumie to pielęgniarka wypuściła nas już na dobre. Usiedliśmy przy stole Gryffindoru.
-Gdzieś ty znowu była w nocy? Znowu się szwendałaś?- spytała mnie Lilly, atakującym tonem.
-Dzisiaj dla odmiany, w skrzydle szpitalnym byłam- zajadałam się owsianką.
-Jak to?- Lilly z kolei prawie się nią zadławiła.
-Bo to wszystko przeze mnie.- wtrącił się Syriusz.
-Daj spokój- zaśmiałam się.
-O to już się odzywacie?- zdziwiła się.
-Odzywamy.- zaśmiałam się.
-Słyszałaś, że bal połowinkowy jest organizowany?- rzuciła.
-Tak?- nie wiedziałam.
-Po świętach.
-Super. Skąd wiesz?
-Chris mi mówił.
Bardzo fajnie, że jest coś takiego organizowane. Lil na pewno pójdzie z Chrisem,a ja? Może mnie ktoś zaprosi, a jak nie to będę miała się z kim pobawić. A tym czasem to balu jeszcze wiele czasu...
Nadal trenujemy, cięzko się już robi, ale efekty są coraz bardziej widoczne. Idziemy do przodu. Ostatnio chłopaki, wymyślili, jakieś określenie na siebie, to znaczy na tę ich odlotową czwórkę. Jakie? Nazwali się Huncwotami. Pasuje do nich, te ich nocne wędrówki po zamku. Przeczytali mi nawet jakiś dekalog jaki opracowali. Wisi on na honorowym miejscu w ich pokoju.
Dziesięć przykazań Huncwotów
1.Bądź zwariowanym i odjechanym- zawsze dobrze się baw.
2.Nigdy nie zdradzaj przyjaciół- za karę będziesz musiał zjeść 40 000 czekoladowych żab (tylko ciekawe kto je kupi).
3.Nie brzydź się dobrym dowcipem- żarty to twoje życie.
4.Świruj pawiana-ale kulturalnie.
5.Wyniszczaj szkołę doszczętnie, ale pamiętaj- musisz się gdzieś uczyć.
6.Szalej i nie żałuj. Ze szkoły cię nie wyrzucą, bo swoją inteligencją przewyższasz nawet nauczycieli.
7.„Raz sie żyje, potem tylko straszy...”- nie przejmuj się, ze dostaniesz wyjca... Twoi rodzice i tak cię kochają.
7.Z miną pokerzysty przyjmij newsa o kolejnym szlabanie- w końcu czy może cię spotkać coś gorszego?
8.Rób głupie kawały dyrektorowi- na pewno się przyłączy.
9.Nie zapominaj- w Hogwarcie rządzisz ty!!!
Podpisano:
Grupa Trzymająca Władzę (tzw. Huncwoci)
-Ale wy jesteście pokręceni!- powiedziałam.
-A ty to nie jesteś pokręcona?- spytał James.
-Im więcej z wami przebywam tym bardziej.- pokręciłam głową i zaśmiałąm się.
-Może ty też powinaś się tam podpisać- zaśmiał się Remus.
-Nie, bynajmniej na razie nie.
-No co ty Rora? Nie przyznajesz się do nas?- zadrwił Syriusz.
-NO jasne, że nie.- zaczęłam się śmiać.
-A my już chcieliśmy cię odwołać honorową huncwotką.
-Dlaczego honorową?
-Bo dziewczyny w naszych szeregach? Nie, to nie ma prawa tak być!
-No, to o czym my tutaj w ogóle rozmawiamy?
-No, bo ty jesteś wyjątek!!!
-Sister ty jesteś godna tego miana.
-Ale mnie zaszczyt kopnął- zaczęłam się śmiać.
-Na kalesony Merlina- chłopaki nie mówią na brodę, tylko właśnie tak zabawniej - Zgadzasz się czy nie?
-No dobra, niech Merlin ma te kalesony- śmiałam się.
Dekalog zaczerpnięty z księgi Huncwotów, sama bym lepszego nie wymyśliła. Notka krótka, ale mam nadzieje, że zaspokoi wasze rządze Nastęna na początku tygodnia, pozdrawiam
Długo nie pisałam- dwa miesiące - bo ten wariat nie chciał mi oddać pamiętnika. Marudziłam mu za każdym razem jak ćwiczyliśmy przemiany, ale nie. Teraz się do niego nie odzywam, bo przeczytał go. Świnia!!!!! Pamiętnik musiałam wykupić. Wymyśłił sobie, ze mam dać mu buziaka w policzek. "Spoko, nie ma sprawy" pomyśłałam sobie i zbliżyłam się, żeby dać mu buziaka. W tym momencie ktoś go zawołał, a ten się odwrócił i pocałowałam go w usta. Oboje odskoczyliśmy od siebie, jak oparzeni. Niby to nie było nic takiego, żadnego dogłebnie ani nic, taki zwykły cmok, ale... A jeszcze jak mi się przyznał, ze go przeczytał. Normalnie, wściekłam się. Jestem wściekła, nadal. Spędzam teraz mnóstwo czasu w bibliotece z Remim. Unikam tego debila jak mogę. Jak on w ogóle mógł? Jak ćwiczymy to się odzywam tylko do reszty, do niego ani słowem. Jeśłi już to tylko służbowo. Nawet nie ma zamiaru mnie przeprosić. Niech spada. Sytuacja nie powiem jest głupia, bo Lilki ciągle nie ma, spędzam z chłopakami mnóstwo czasu.Włóczę się z nimi po nocach po zamku. Szukamy tajnych przejść. Nawet szlaban ostatnio dostałam, ale nie było tak śle jak ostatnio. Czyśczyliśmy kociołki. A Lilka? Lilka umawia się z tym blondynem, Chrisem, miała opory, bo on mi się podobał, ale nie będziemy się kłócić o faceta, no bez przesady. Ponadto biega na kółko z eliksirów, bo uwielbia je. A ostatnio coś mi mówiła o czymś tam jeszcze, ale nie podjęła się. Po szkole zaczęły jakieś plotki krążyć, zganijcie jakie, ze niby ja i James. Przecież to śmieszne. Jego fanki patrzą na mnie jak na nie wiem co. Czy one są na prawdę takie głupie? Cały czas biegał za Lilly, a te sobie ubzdurały, że niby ja i James, jesteśmy zaręczeni od pierwszego dnia Hogwarcie, zaraz po skończeniu szkoły mamy wziąć ślub. No tak, zaręczyłam sie mając 11 lat. O kurde. Fajnie wiedzieć :P
Dzisiaj idziemy z chłopakami na dworek, ostatnio napadało bardzo dużo śniegu i będziemy bałwany lepić. A może jutro sie dowiem, zę na randce byłam z własnym bratem. Tylko nie wiem po co nam te trzy przyzwoitki?
Ubrałam się w kurteczkę, cieplutko mi. Zeszłam na dól, tak ja sie umówiłam:
-No cześć- powiedział James.
-Hey. Idziemy?
-No jasne.- wyszliśmy na błonia. Może to i chore jesteśmy za starzy na takie zabawy, ale tak fajnie polepić bałwany. Wzięliśmy się zatem do roboty. Jedna kulka, druga... Zarobiłam śnieżką. To Syriusz! Och ty, ja ci dam! Rzuciłam w niego i zaczęliśmy się ostro nawalać. Wojna po prostu. Najlepsze było to, ze James, Remy i Pet stali i sie z nas śmiali.
-Wyżyłas się już?- spytał mnie nagle Syriusz.
-Nie odzywaj się do mnie!- krzyknęłam.
-Daj już spokój już!
-Świnia jesteś!
-Wiem, już to mówiłaś.
-Jak mogłęś to zrobić?- rzuciłam go wielką kulką.
-Ała! Nie mogłem się powstrzymać. A ty byś mogła...- podszedł do mnie bliżej.
-Mogła. -pochnęłam go, ale traf chciał że ten złapał mnie za kurtkę i oboje lezeliśmy na ziemi.- Puść mnie!!- tarzaliśmy się w śniegu próbując wstać. Tamci zwiali się ze śmiechu.
-Wszystko przeczytałeś?
-Prawie -trzepnęłam go śniegiem w twarz.
-Aurora!
-Syrek!
-Wiesz, zę tego nie cierpię!- leżałam na śniegu, a ten jeszcze zaczął mnie nim nacierać.
-A myślisz, ze ja lubie, jak ktoś czyta moje pamiętniki!- prawie najadłam się śniegu. Próbowałam go jakoś przewrórócić, ale za silny był- Puść mnie!
-A wybaczysz mi ten pamiętnik?
-A przeprosiłeś chociaz?- wykorzystałam moment, kiedy zwolnił uścisk. I teraz to on był przyciśnięty, do ziemi.
-A jak przeproszę to będziesz się odzywać?- Kurcze silniejszy jest ode mnie i znowu ja leże na dole
-Spróbuj!- zaczęłam nacireać go śniegiem po twarzy.
-Dobrze już! Wygrałaś!- krzyknął, kiedy już miał całą twarz w śniegu- Przepraszam!
-Auroro, to się więcej nie powtórzy...- powiedziałam co chcę usłyszeć.
-Aurorko, nigdy więcej nie będę, obiecuje!- powiedział.
-No, to teraz mnie podnieś!- powiedziałam. Wstaliśmy. Nie muszę mówić, ze byliśmy cali mokrzy, przemarznięci i chorzy? Remus wygonił nas do skrzydła szpitanego. Pani Pomfrey, podała nam eliksir pieprzowy i zostawiła na noc w skrzydle szpitalnym. Mieliśmy chociaż wesoło. Przegadaliśmy pół nocy tym bardziej, ze nikt nam nie przeszkadzał, bo byliśmy tam sami.
-Aury?- wypalil poważnie w trakcie rozmowy.
-No?- nadal się śmiałam.
-Bo w tym twoim pamięrniku...
-Syriusz...- spoważniałam. TO było wredne z jego stony po co do tego wraca.
-Proszę odpowiedz mi. No bo, tam napisałaś o tym, ze coś stało sie w twoim domu. Co się wtedy stało?- próbował zapytać delikatnie, jak umiał.
-A to...-przestałam się nawet uśmiechać. Usiadłam na łóżku.- Jak miałam osiem lat... W moim domu... - jąkałam sie, ale jakoś mu wszystko powiedziałam, to znaczy to co pamiętałam.
-Na Merlina- podniósł sie jak oparzony, ja zaczęłam płakać .- Przepraszam! Kretyn, nie powinienem pytać!
-Daj spokój!- otarłam gwałtownie łzy. Usiadł kolo mnie i mocno przytulił.
-Nie miałem pojęcia!- zaczęłam drżeć. Nie wiem dlaczego, przecież nic mi nie było po tym jak weszłam do domu,a mówienie o tym, tak mnie raniło - właź pod kołdrę, cała drżysz. Zmusił mnie do tego, żebym sie położyła. Sam chciał wrócić na swoje łóżko.
-Nie.- złapałam go za rękę- połóż sie koło mnie.- zrobił tak jak prosiłam - Boję sie!
-Nie masz czego!- pocałował mnie w czoło.- Jestem koło ciebie.- zasnęłam, dopiero po jakimś czasie. Czułam sie bezpiecznie...
-Znowu nie spałeś w nocy!- dorwałam Jamesa, kiedy przysypiał na transmutacji.
-Nie.- przetarł oczy.
-Chyba nie przejmuesz się tak tą akcją z Amandą i Lilly?- spytałam. Podobno Jim był tak wściekły, ze tak zrównał Spenser z błotem. Syriusz mi oowiadał, bo Jim na samo wspomnienie się wścieka. Darł się, ze to ona jest beznadziejna i ze nie wiem jak ona mógła pomyśłeć, że mógłby spojrzeć na taką kretynkę jak ona. Ponoć laska wybiegła z płaczem. Ale to nie zmieniło faktu, że James nadal ma swoje fanki, chyba nawet od tamte pory jeszcze wiecej. No, bo wiecie, on jet taki męski, potrafi obronić kobietę.
-Nie. Po prostu mamy pewne zajęcie z chłopakami. A jak Evans, pozbierała się już?- James próbował z nią pogadać, było mu głupio, że przez jego osobę doznała przykrości. Chciał jakoś pocieszyć, ale ta jeszcze bardziej sie wściekała.
-Tak, wiesz musiało minąć trochę czasu, zeby oswoiła się z tym, ze wszyscy wiedzą i tak dalej... A co wy takiego robicie?-spytałam.
-A taki tajny projekt.- odpowiedział tajemniczo.
-I nie powiesz mi co o za projekt?
-Zobaczysz, jak skończymy.
-Już się boję.
-Nie masz czego.
-Jim, martwię się o ciebie. Chodzisz nie wyspany, trenujesz, uczysz sie, chyba, masz ciągłe szlabany, wykończysz się.
-Będzie ok.
-Na pewno?- spytałam kiedy już wychodziliśmy z klasy.
-Tak- powiedział i przytulił mnie mocno, pocałował w czoło.
-Proszę cię, dbaj o siebie.
-Nie mart się o mnie.- Ale martwiłam się,Zastanawiało mnie co oni znowu kombinują.. Chodzą nie wyspani, szwendają się Archimedes raczy wiedzieć gdzie- Idziemy na Historię?
-No jasne- uśmiechnęłam się, a James obiął mnie ramieniem i poszliśmy w kierunku klasy.
-Wiesz co?- mruknęłam w odpowiedzi- Będę spał na lekcji.
-Oj tam u Binnsa, to norma.
Historia Magii to był bardzo nudny przedmiot, każdy na nim spał, prawie każdy, Remus i Amelia byli odporni na przynudzanie pana profesora. Nawet ja i Lilka nie wytrzymywałyśmy. Na prawdę, facet ma taki monotonnych głos, gada nieciekawie o nieciekawych rzeczach. Przepraszam on tylko odczytuje z kartki, bo tego nie da się nazwać wykładem, Raczej czytaniem do poduszki.
* * *
Siedziałam sobie ta ławce przed zamkiem, bazgroliłam coś w pamiętniku., kiedy usłyszałam jakiś męski głos:
-Cześć, masz może chwilę?- spojrzałam do góry. To był on ten blond cudaczek.
-Jasne. Siadaj!
-Dzięki. Chciałem z tobą porozmawiać...-owszem chciał porozmawiać, ale nie o mnie tylko o Lilly. Twierdził, ze bardzo mu się podoba, ze chciałby się z nią umówić, ale boi się zapytać ją. Dlatego chciał wybadać grunt. Koleś, ale ty tchórz jesteś, pomyślałam sobie.- ... ale proszę nie mów jej o naszej rozmowie.
-Ok- ale nie byłam pewna czy nie powiem. Odszedł. Zaraz jednak przysiadł się Syriusz.
-Kto to był?
-A jakiś koleś.- powiedziałam, a potem uśmiechnęłam się- a co cię to interesuje?
-No, tak pytam, bo mi się ten koleś nie podoba.
-O Lilkę się pytał.- powiedziałam zajadając czekoladę- chcesz?
-Chcę.
-To otwórz paszczę- otworzył usta a ja włożyłam mu kostkę czekolady do ust.
-Jamesowi też się nie spodoba. Chociaż wiesz, nie jest taki kiepski...
-Jak żeś szybko zmienił zdanie.
-Nie. No , dobra nie istotne juz.
-Nie?
-Nie. Dawaj czekoladę- otworzył usta.
-Patrz jaki jesteś grzeczny. Jesz mi z ręki.
-No widzisz.- zaczął się śmiać- jem ci z ręki. A co ty czytasz?
-Na transmutację uczę się na sprawdzian.
-Tak? A to my mamy sprawdzian?
-No mamy.
-Kiedy?
-Jutro. I to taki od początku roku..
-Żartuesz?- przeraził się.- Weź powiedz co masz w tych notatkach.
-No więc...- wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?
-Z ciebie?
-Ze mnie?
-Małpa, nabierasz mnie- popchnął mnie lekko.
-Ej!!- zarobił zeszytem.
-Och ty!!!- zaabrał mi zeszyt.
-Oddaj mi to!
-Nie!- uciekł z nim na odległość 10 metrów.
-Syrek!
-Na pewno teraz ci go nie oddam!
-Dlaczego?
-Za tego Syrka.
-Ale ty jesteś? A jest jakas szansa, żebym go odzyskała?
-Pomyślmy.
-Accio- zawołałam. Ten jednak trzymał mocno pamiętnik i odskoczył. Zaklęcie nie trafiło.
-A ty podstępna. Możesz go wykupić.- wytknął mi język.
-Jak?- zaciekawiłam się. Mam nadzieję, ze nie zajrzy do środka.
-Zastanowię się.
Siedziała na łóżku, z głową spuszczoną w dół. Płakała. Usiadłam koło niej, zaczęłam głaskać ją po tej rudej główce.
-Lilluś! Nie płacz, skarbie...- ona tylko pociągała nosem- Nie przemuj się tym co powiedziała ta wariatka...Ona jest nienormalna...Nie jesteś żadną szlamą...
-Właśnie, ze jestem!- zawyła.- Sev mówił mi, że w Hogwarcie drwią z takich jak ja, ale... niegdy wcześniej...
-Jak to jesteś?- byłam zaskoczona, nie miałam pojęcia.
-Normalnie, moi rodzice nie są czarodziejami.-łkała.
Ale to nie znaczy, ze jesteś gorsza! Kochana. Jesteś zdolna, znasz więcej zaklęć i w ogóle wiesz więcej niż nie jeden czarodziej z wielowiekowej czyste krwi rodziny. Czym ty się przejmujesz? Lilka?- pocałowałam ją w głowę- niczym się nie różnisz ode mnie czy kogoś innego. Ja nie wiedziałam i w życiu bym się nie domyśliła...
-Na prawdę?- spytała, podnosząc głowę po raz pierwszy odkąd tu weszłam.
-No, jasne! A swoją drogą czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo się bałam, ze nie bedziemy się wtedy przyjaźnić- znów pociągła nosem.
-No nie, drugi Remus- powiedziałam pod nosem.
-Co?
-Czy wyszłam stąd? Dziewczyno, znamy się tyle lat, wiesz, ze dla mnie każdy jest tyle samo wart, nie szuflatkuję nikogo. Jak ty w ogóle mogłas tak pomyśleć? Powinnam się obrazić w tym momencie.
-No poczatku to przecież nie wiedziałam jaka jesteś, bałam się, a potem to juz nie było okazji.
-Jak to nie było okazji?- zaczęłam rozumieć, to wszystko, nie mogła wysłać sowy, bo je rodzice nie mieli, w końcu to mugole, na Pokątną przyjeżdżała autobusem.-Lilly, były miliony okazji.Czy ja ci kiedykolwiek dałam powód do watpiliwości?
-Nie gniewaj sie na mnie, proszę. Nie chcę stracic mojej najlepsze przyjaciólki.
-Lilly, debilko. Jak możesz tak myśłeć w ogóle?- spojrzała na mnie ze strachem w oczach- Jesteś moją kochaną szlamowatą przyjaciółką i nie zamieniłabym cie na żadną inną!- przytuliłam ją mocno, a ta zaczęła się śmiać przez łzy, bo ja też się śmiałam.
-Aurora...
42. Mecz... impreza i atak Amandy! Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 10 Kwietnia, 2008, 22:49
Nadszedł w końcu wyczekiwany mecz quidditcha. Nasza szóstka, czytaj ja, Lilly, Remy, Pet, Dothy i Am i zresztą reszta Gryffonów też poszliśmy kibicowac ubrani w barwy naszego domu.
Rozpoczął się mecz, Gryffoni kontra Ślizgoni. Oczywiście mecz ekscytujący, bo te dwa domy się nienawidzą.
-Auroro! - krzyczała profesor McGonagall- Chodź tutaj, szybko!
-Coś się stało?- spytałam przerażona.
-Tak,nasz komentator zaniemógł i musisz go zastąpić.
-Ja? Dlaczego ja?- byłam zdziwiona.
-Bo ty się najlepiej do tego nadajesz, masz gadkę opanowaną do perfekcji.
-Dziękuję, ale ja...
-Aurora, nie ma czasu... Siadaj...Tylko pamiętaj masz być bezstronna...
Przełknnęłam ślinę i wzięłam się do roboty:
-Witam wszystkich bardzo serdecznie na pierwszym meczu w sezonie Gryffindor kontra Slytherin. Komentować dla państwa będzie Aurora Silverstone. Zawodnicy są już gotowi do startu i już.... Ruszyli ślizgoni mają kafel, Petterson odbija tłuczka w kierunku Blacka, to nowego nabytku drużyny Gryffindoru. Świetna obrona Kyly'ego ... prowadzenie obejmują Gryfoni, świetny strzał Johansona ... 10: punktów dla Gryffindoru, a to dopiero pierwsza minuta meczu... Szukający Potter i Manson rozglądają się w poszukiwaniu znicza... Potter zmienił pozycję, wcześniej grał jako ścigający... Black zdobywa kolejna punkty dla Gryffonów. Ślizgoni przejmują kafel i....- na prawdę mnie to wzięło, nawijałam jak opentana- Proszę państwa koniec gry... Gryfoni po 5 minutach meczu. Potter chwycił znicz, który był tuż za szukającą Shytherinu. Gryffoni wygrywają miażdżąc Slytherin 170 do zera.- na trybunach publiczność szalała.- Gratulujemy zwycięzcom!!! Komentowała dla państwa Aurora Silverstone.
Pobiegłam szybko do szatni naszej drużyny.
-GRATULUJĘ!!!- wydarłam się, a potem rzuciłam się na Jima i zaczęłam ściskać- byłeś cudowny!!- odwróciłam się by uściskac Syriusza.- Ty też byłeś ekstra! Nadal chcesz mnie zabić?
-Tak. Bo nie powiedziałaś nam że będziesz komentatorem.
-Mało z miotły nie spadłem jak usłyszłem, twój głos- dodał Jim.
-Bo ja sama nie wiedziałam, tuż przed meczem przyszła profesor McGonagall i kazała komentować, bo podobno gadkę mam opaną do perfekcji.
-Tutaj miała rację- zaczęli się śmiać.
Oczywiście wieczorem w wieży Gryffindoru tradycyjnie już była impreza. Tym razem mniej zakrapiana niż zwykle. I inna niż wszystkie, bo nie miałam na niej perpetii z żadnym facetem, ale za to były trzy kolejki za moje zdrowie- za to ze zmusiłam Syriusza do gry, czy ja go zmuszałam? Za to że świetnie komentowałam i za to że ponoć szczęście im przyniosłam.
Wytańczyłam się nie powiem, z Jimem i z Syrkiem i Remy'm z każdym pokolei Muszę się przyznać, ze taniec coraz lepie mi wychodzi Na imprezie była też Lilly i ta debilka Amanda się jakoś wkręciła. A jaka akcja wyszła, o rany!!! James, poprosił Lilkę do tańca i o co już mniej dziwne, ta się nie zgodziła, poszła sobie usiąść w inne mniejsce. Wtedy doleciała do niej Amanda. Zaczęła wrzeszczeć na cały pokój wspólny:
-TY GŁUPIA KRETYNKO! CO TY ROBISZ W OGÓLE....
-ej, nie kretynko i o co co chodzi?- spytała w miare przyjaźnie Lilly.
-O TO, ZE JAK James CHCE ZATAŃCZYC TO POWINNAS SIE ZGODZIC!!!
-To czyy będę z nim tańczyć to nie jest twoja sprawa!- powiedziała dosadnie, ale nie darła się jak ona. Nie musze mówić, że wszyscy koło nich zaczęli przysłuchiwać się.
-NIE ZASŁUGUESZ NA TO BY ON NA CIEBIE SPORZAL NIE UMIESZ DOCENIC JAKI ZASZCZYT CIE SPOTKAL!!!- wszyscy już patrzyli na nie. James, próbował zoorientować sie co się dzieje.
-ej, uwazaj sobie...
-TY NIC NIE WARTA SZLAMO!!!-prawie rzuciła się na Lilkę, której oczy, kiedy to usłyszała, napełniły się łzami. Jim wtrącił się.
-W tej chwili masz ją przeprosić!- powiedział do Spencer tak stanowczo jak nigdy dotąd, wkurzył się, ostro.
-Nie mam zamiaru, to głupia pusta szlama, nie docenia tego, że na nią sporzałeś. Jak mogłeś w ogóle na nią spojrzeć!- krzyczała, teraz do Jamesa.
To jak się zachowuje i ze na nią patrzę to sprawa wyłacznie między mną a Evans. Rozumiesz?- krzyczał, a Lilly ze łzami w oczach pobiegła na górę. Pobiegłaam za nią.- Jesteś nienormalna...
Muszę przyznać, ze atmosfera w naszym pokoju poprawiła się... co ja mówię, bardzo się poprawiła. Tyle, ze z największego wroga mam ogon. Amanda od tego wieczoru cały czas za mną łazi. Mam już jej dość. Z resztą nie tylko ja. Jim jakby mógł to by trzymał się od niej na kilometr. Ostatnim razem korzystając z okazji, że Amanda zniknęła na ułamek sekundy wleźliśmy z Syrkiem na drzewo. James, niestety... nie zdążył. Może to było wredne, ale siedzieliśmy tam na górze i patrzyliśmy jak się z nia użera. Szczerze, to ta dziewczyna uprzykrzyła nam wakacje. Co obiad robiła wszystko, by tylko się do nas przysiąść. I mimo, ze obóź był na prawdę czadowy byliśmy szczęśliwi, gdy wracaliśmy do domu. Reszta wakacji minęła nam na obowiązkach, czytaj zadania domowe. Odwiedziliśmy też Pokątna i to co najbardziej kochaliśmy w wakacjach- ich koniec, czyli to co było równoważne z powrotem do Hogwartu, nie do szkoły tylko do zamku wiecie o co mi chodzi. Lekcje to nie było to do czego chciało ssię wracać.
Tak więc 1 września, jak zresztą co roku wsiedliśmy do pociągu na stacji Kings Cross w Londynie. Lilly zdominowana przez moją osobę, musiała siedzieć przez tyle godzin w jednym pomieszczenu z Jamesem. Jak on ją irytował to mało powiedziane.
-Mam tylko nadzieję, ze nie wyskoczy zaraz z tekstem „Umówisz sie ze mną, Evans”-zrobiła krzywą minę kiedy tylko James z Syriuszem poszli sie przejść po pociągu, w ten sposób opuszczając przedział. Od tam tej imprezy po meczu nie było tygodnia, co ja mówię nie było dnia, zeby nie wyskoczył z tym tekstem.
-Lilly, daj spokój, na prawdę mu sie podobasz- Remus wychylił nos, zza Proroka Codziennego.
-Ale Remusie, czy on nie moze tego zrozumieć, ze ja nie jestem nim zainteresowana?-spytała retorycznie.
-Widocznie nie.- odpowiedział.
-Nie chcę cie do niczego zmuszać Lil, ale moze powinnaś dać mu szansę? -powiedział.
-Ale sam widzisz jaki on jest. To jest wyrośnięty dzieciak.
-Ale inne dały by się pokroić, za to by być na twoim miejscu.
-Ale ja się kroić nie zamierzam. Nie wiem co one w nim widzą, a Syriusz drugi, wcale nie lepszy, jeden gorszy od drugiego. Niech go sobie biorą...- urwaliśmy nagle temat, bo Jim właśnie wszedł z Syrkiem do przedziału,oczywiście za nimi ciągnął się sznurek wielbicielek.
-One mnie wykończą- zaśmiał się Syriusz. James natomiast stanął i patrzył na nadąsaną Lilly.- Ej, stary! Co jest?- James jednak nadal stał i patrzył na Lilly. W pewnej chwili wyciągnął z torby, która leżała na siedzeniu dużego lizaka, podszedł do Rudej i powiedział:
-To dla ciebie, żeby umilić ci opdroż ze mną- ta spojrzała, na niego i nie wiedziała co powiedzieć, jednak zebrała się i wypaliła:
-Czy ty sobie myśłisz, ze ugłaskasz mnie lizakiem? Na co ty liczysz? Że ci powiem: Potter, umówisz się ze mną?...
-A chcesz się ze mna umówić?-spytał podniecony, przerywając jej.
-Nie masz na co liczyć! - złapała jeszcze większego focha.
-Auroro, możesz powiedzieć swojej przyjaciólce, że ten lizak był zupełnie bezinteresowny i na prawdę chciałem tylko zeby było jej przyjemniej.
-A nie możesz sam jej tego powiedzieć?- spytałam.
-Nie, bo panna Evans ma focha.
-Nie mam focha, Potter.- krzyknęła- a za lizaka dziękuję, zadowolony.
-Powrót do rzeczywistości, co?- powiedziałam do Syriusza, który siedział na przeciwko mnie.
-Dokładnie.
Jechaliśmy dalej, a Ruda i James nie odezwali się do siebie słowem. Nie, przepraszam darli się na siebie pół drogi. Może Lilka miała rację, trzeba bylo z nimi nie siadać...
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, ze już tutaj jesteśmy- powiedziałam do Remy'ego kiedy staliśy już u wrót Hogwartu.- Już mi bębenki pękały jak oni się żarli ze sobą.
-Nie tylko tobie.
Tradycjnie, rok szkolny w naszej szkole zaczynał się od ceremonii przydziału, potem były przemówienia, przedstawienie nowych nauczycieli, jak o roku, była co najmniej jedna zmiana- nauczyciela od Obrony przed ciemnymi mocami, tym razem był to niewysoki człowiek, w średnim wieku o śniadej cerze na moje oko lubujący się w halogenowych kolorach. Dopiero po tych całych formalnościach mogliśmy przystąpić do jedzenia. Dziś przy uczcie towarzyszył nam duch naszego domu- Prawie bezgłowy Nick.
-Witajcie jak tam wam wakacje minęły?- spytał.
-Wakacje w porządku, ale o podróż nie pytaj.- odpowiedział Syriusz.
-Nie ma sprawy. Mogę usiąść koło ciebie ślicznotko?- spytał mnie Nick.
-Wiesz co? Chcętnie, ale może lepiej usiądź między Lilly a Jamesem, zaoszczędzisz nam wojny.- na nieszczęśćie, nasze, stało się tak że musieli siedziec koło siebie, tak jakoś wyszło.
-Nie ma sprawy- powiedział i poszedł usiąś między nimi.
Po uczcie wreszcie udaliśmy sie do dormitoriów, mówię wreszcie, bo skończyła się dzieki temu wojna. A dzisiaj to na prawdę była już tragedia. Przez następne kilka dni mijali się jak tylko się dało. Nie było trudno, bo James znowu miał mnóstwo szlabanów, a i zaraz doszły mu treningi, dużo treningów, bo zmienił się kapitan. W sumie po jakimś czasie wszystko wróziło do normy. Nawet zaczeli ze sobą rozmawiać.
-Pomyśl sobie, że to jakiś kretyn jest, ja nie wiem jaki cudem udąło nam się zdobyć puchar w zeszły roku, chyba tylko dlatego, ze mieliśmy szczęscie. Przecież ten Klome, jest trgiczny! Czujesz ma znicz pod samym nosem i go nie widzi! jakim to trzeba byc kretynem!-podczas śniadania Jim, jak zwykle nawijał o swojej ukochanej dysyplinie sportowej.
-Może ty powinienneś się zgłosić.- powiedział Remus.
-No i co że się zgłosze, skoro to jest najlepszy kumpel kapitana i na pewno go nie wywali.
-CO SIĘ STAŁÓ?? CO ZROBIŁ?? IDIOTA!!!- wrzeszczał kapitan naszej drużyny, Peter Smith, przystojniak, w rekcji na to co powiedziął mu jego brat, z którym dzielił pokój- ALE JAKIM CUDEM! GDZIE ON JEST? U PIELĘGNIARKI? KURDE ZA TYDZIEŃ MECZ, GDZIE JA TERAZ ZNAJDĘ SZUKAJĄCEGO!- darł się na całą salę. Ślizgoni zacierali ręce. Czyżby to był koniec wielkiej drużyny Gryfonów? Szedł w kierunku wyjścia,a kiedy przechodził koło nas Jim zaczepił go:
-Peter? Co się stało?
-Weź, nawet nie pytaj, ten idiota, spadł z okna, złamał sobie nogę i to podobno tak porządnie, że mają go do Munga wysłać. Nie mam szukającego, juz przegraliśmy, każdego zawodnika można znaleźć, ale nie kure szukającego!!
-A znajdziesz ścigającego?- spytał James.
-A po co? Nie mów mi ze i ty nie możesz grać? Już po nas! Porażka!
-Nie ja mogę zagrać jako szukający.
-Jest na prawdę dobry.- powiedziałam.-A Syriusz może zagrac jako ścigający, też się na tym zna , całkiem nieźle.
-Zabiję cię- wyszeptał mi do ucha.
-Ale to po meczu, bo chcę zobacyć jak grasz.-odpowiedziałam.
-Ale Aurora, też jest całkiem nie zła.- odgryzł się Syriusz.
-Ale na pozycji bramkarza, a tego zawodnika nie szukamy.
-No nie.- odpowiedział Smith.
-A jak będziesz szukał to się do mnie zgłosisz- powiedziałam, wytykając Syrkowi język- a na razie masz Syriusza na ścigającego.
-Jak tak to super, dzisiaj wieczorem trening, musze cię sprawdzić .- ucieszył się.
-Peter,ale my wieczorem mamy szlaban.
-Kurde! U kogo?
-Taka czarowicna ze szpiczasta tiarą na głowie... Znasz? McGonagall...- powiedział Syriusz.
-Ok, da się załatwić,w końcu jej też zależy na naszej wygranej. Idę zobaczyć co z tym kretynem. Powiedzcie reszcie.
-A widzisz narzekałeś , a ten idiota sobie nogą złamał- zaśmiałam się.
Kapitan drużyny stoczył wielką walkę z panią vi-ce dyrektor o swoją drużynę i wyszedł z niej z tarczą. Jamesowi i Syrkowi upiekł się szlaban, dlatego popędzili wieczorem na trening. Mieliśmy ochotę iść popatrzeć, ale za dużo zadań było na jutro. W każdym razie wrócili podekscytowani.
-Jest świetnie- opowiadał Syriusz przy śniadaniu- Jim jest genialny. Dziewczyny, od razu wychaczył znicza, normalnie nie minęło 10 minut treningu, a ten już miał znicza ze trzy razy. Wygraną mamy w kieszeni!
-Daj spokój- James zdiął okulary z nosa i przetarł je krawędzią szaty- Ale nie widziałyście Syriusza, jaki zdeterminowany był.
-To co impreza pewnie jakaś będzie po meczu- zaśmiałąm się.
-A nie masz dosyć tych imprez po meczach.- spytał Syriusz.
-No, daj spokój, przyjamniej się coś dzieje.- zaśmiałam się. Na każdej imprezie miałam jakieś perypetie z facetami, a Syriusz doskonale to pamiętał.-Już nie zamierzam kręcić z żadnym kapitanem drużyny,ani w ogóle nikim z drużyny, jeśli o to ci chodzi.
-Ale ja nic takiego nie powiedziałem.
-Stary zwijamy się, mamy zajęcia- powiedział Jim jedząc w pośpiechu.
-Takim to dobrze, jeszcze mają godzinę wolnego- pokazł głową na nas- na razie, dziewczyny!
-O co mu chodzi?- mamrotałam pod nosem-Patrz idą nasze cukiereczki!
-Acha- od stołu Krukonów podniosło sie właśnie dwóch chłopaków, to ci, którzy wpadni nam w oko w zeszłym roku.- Uśmiechnij się!
-Cześć- powiedział ten śliczny blondynek, który wpadł w oko mnie, jednak patrzył w kierunku Lilki.
-Cześć- rzuciłyśmy, nie przestając się uśmiechać. Kiedy wyszli z Wielkiej Sali było tyko wspólne “jest!”.
Zaczynam od tego,że uprzedzam, że notka jest długa, bo podwójna, niech to będzie rekmpensata za głupi dowcip prima aprylisowy. Ale tyle spędzam z tymi Huncwotami czasu, że robiesię taka jak oni :P Mam nadzieję, że liczba komentarzy będzie proporcjonalna do długości notki :P Juz nie marudzę... Czytajcie :P
Przyszedł czas, żeby się zbierać, ponieważ zajechały powozy, które miały zawieść nas na pociąg. Wróciliśmy do domu, po zakończonym kolejnym roku nauki. James cały był rozgorączkowany, bo obóz był coraz bliżej. Mimo, że wyjazd na oboz miał mieć miejsce dopiero za dwa tygodnie, James był spakowany już następnego dnia- wielka torba stała przy drzwiach do jego pokoju, miotła,tak to cudeńko, do którego się przykleił wtedy przed sklepem. Wybłagał je kiedy dostał się do drużyny.
-Auroro, mamy dla ciebie niespodziankę- powiedziała ciocia,przy śniadaniu.
-Ojej, a jaką?- spytałam.
-Postanowiliśmy...- zaczęła ciocia, opierająca się o ramię siędzącego przy stole wuja, ale ten jej przerwał.
-Pomyśleliśmy, że to nie byłlo by sprawiedliwe gdyby Jim pojechał na obóz a ty siedziałabyś w domu. Dlatego zamówiliśmy też miejsce dla ciebie na tym obozie.
-Dla mnie?- spytałam zaskoczona.
-Tak, uznaliśmy, że też przyda ci się wypoczynek.
-Ojej, świetnie- powiedziałam, ale nie bardzo byłam szczęśliwa, nie miałam usilnej potrzeby, zeby jechać z nimi na ten obóz, nie jestem urodzonym sportowcem, czy ja się w ogóle nadaje?
-Zarąbiście!- krzyknął Jim.
-James! Jak ty się wyrarzasz- prychnęła ciocia.
-Przepraszam,mamo- powiedział pokornie.
Miałam jechać na obóz sportowy, a okazało się że ja nic nie mam. Cały następny dzień spędzilismy na Pokątnej, bo mnie trzeba było obkupić, a i Jimowi brakowało kilku rzeczy. Wkońcu nadszedł dzień wyjazdu. Musieliśmy wtawić się pod biurem turystycznym na Pokatnej o 15:00, zostaliśmy podzieleni na grupy. Mieliśmy lecieć świstoklikiem. Czy ja kiedykolwiek wspominałam, że nie nawidzę świstoklików? Zmieszanie byłostraszne. Wkońcu jednak Znaleźliśmy się w lesie, piękna okolica, jezioro, boisko do quidditcha. Do lekkoatletyki i takich tam. Musielismy się zakwaterować w pokojach. Ja trafiłam do trójki z Amandą Spencer, tak to ta dziewczyna, która jest cieniem Jamesa, chyba tylko dla tego tutaj jest i Paty Polasky. Po zakwaterowaniu mieliśmy kolację, a po niej spotkanie integracyjne. Spotkalismy się na małej salce, kazdy z nas miał się przedstawić i powiedzieć coś o sobie, potem mieliśmy wszyscy spotkac się na ognisku. Usiedlismy sobie we trójkę, czyli ja, Jim i Syriusz na jakiejś kłodzie. Na ognisku śpiewaliśmy piosenki pieklismy kiełbaski. Kiedy było już bardzo ciemno zebraliśmy się i szliśmy do swoich pokojów. Chłopcy odprowadzili mnie do mojego pokoju. Pożegnałam się z nimi, jak zawsze buziakiem w policzek. Poszłam spać, kiedy wróciłam moje „koleżanki” już spały. Rano pobiegłam na śniadanko i siedieliśmy sobie przy stoliku z Jimem i Syriuszem, mieliśmy się dzisiaj zapisać jakie dyscypliny nas intresują.
-Co wybieracie?- spytał Syriusz?
-Ja to wiadomo. Quidditch.- powiedział Jim.
-I co jeszcze musisz wybrac dwie lub trzy dyscypliny?- powiedziąłam.
-Nie wiem, a wy co bierzecie?
-Myśłam o biegach....
-No, co ty biegach?- powiedział James.
-Zapisz się z nami na Quidditcha.- powiedział Syriusz.
-Ja?- spytałam- ja w życiu nie grałam.
-A myślisz, że ja grałem?- dodał Syriusz.
-No, nie wiem...
-Aurora, dawaj będzie sporo śmiechu. Najwyżej oboje będziemy siedzieć i patrzeć- usmiechnął się Syriusz.
-No dobrze, przekonałęś mnie. Ale i tak musimy wybrac drugą dyscyplinę.
-Może gargulki- powiedział James.
-Nie cierpię.- powiedział Syriusz- Może pływanie?
-O, może być- powiedziałam.
-Pływanie?- mamrotał James.
-Możesz się zapisać na gargulki, a my się zapiszemy na pływanie.
-Na pływanie też się zapiszę.
-A ja będę jeszcze biegać- powiedziałam.
-A to może ja pobiegam z tobą- powiedział Syriusz.
-Jak chcesz.
-Jak tam te twoje współlokatorki?- zapytał James.
-Daj spokój, słowa z nimi nie zamieniłam.
-Aż tak źle?- spytał Syriusz.
-Nie, bo jak ja przyszłam to one już spały, a jak wstałam to ich już nie było. Nie było kiedy pogadać.
-A one nie są z naszej szkoły?
-Pewnie tak.
-Dobra, lecę do pokoju, wypełnię ten formularz i może się wreszcie z nimi poznam.- cmoknęlam obydwu w policzek- Pa.
-Pa.
Wrociłam do pokoju. Tamte już wrociły ze śniadania, patrzyły na mnie wilkiem.
-Cześć! Aurora Jestem- wyciągnęłam ręke do Paty i ta też się przedstawiła. Uśmiechnęła sie. Wyciągnęłam też rękę w kierunku Amandy, ale ta jej nie uścicnęła.
-Amanda.- powiedziała i odeszła. Co ja jej takiego zrobiłam? Przez cały dzień na każdym możliwym punkcie próbowała mi dokopać, prawiłą sobie złośliwości patrzyła na mnie jakbym jej wymordowała całą rodzinę, wkurzała mnie. Paty była w porządku, można z nią było porozmawiać, zapisała sie na bieganie, tak jak ja. Na co tamta naburmuszona się zapisała dowiedziałam się od Paty, zapisała się dokładnie na to samo co James, chociaż najpierw była na bieganiu, przeniosła się na pływanie jak tylko dowiedziła się, że tam zapiał się James. Na Quidditcha zapisała się od razu bo wiadomo, ze tam Jim bankowo miał się zapisać.
Poszłyśmy z Paty na pierwsze zajęcia z biegania. Syriusz czekał w umówionym miejscu.
-Cześć!- powiedział.
-Cześć!- cmoknęłam go w policzek.- Poznajcie się. Paty moja współlokatorka, Syriusz mój przyjaciel.
-Miło mi- Syriusz uścisnął rękę Paty.
-Mi także.- odpowiedziała.
-Idziemy?- spytałam.
-Jasne.- nasza pani instruktor czekała już by sprawdzić liste obecności.
-Ok. Wszyscy są. Więc tak macie wyznaczoną trasę, i musicie ją przebiec na początek swoim własnym tempem, później będziemy was trenować. A właśnie trasa, macie wyznaczoną trasę czerwonym strałkami. Więc proszę, start.
- Chodźcie- rzuciłam i pobieglimy pierwsi, bo nikt nie chciał się ruszyć.
-Jeszcze Quidditch dzisiaj- powiedziął Syriusz.- James już się nie może doczekać. Poleruje miotłę.
-On ma obsesję na puncie tej swojej miotły- zaśmiałam się.
-A żebyś wiedziała w szkole to ją poleruje raz w tygodniu.
-Przecież mówię ze ma fioła.
-A ty na jakie zajęcia się zapisałaś?
-Na rzut oszczepem.- odpowiedziała Paty.
-Ojej.- biegliśmy i rozmawialiśmy, w końcu ukończyliśmy całą trasę i mogliśmy wrócić do pokoi.
-Do zobaczenia o 17:00- rzucił Syriusz.
-Do zobaczenia na obiedzie.
-A zapomniałbym, ze jeszcze obiad jest wcześniej.
-Pet by ci tego nie wybaczył.
-A jak. To cześć!
O 17, po obiedzie udaliśmy się na boisko quidditcha. Zostaliśmy podzieleni na grupy. Nasza trójka trafiła do jednej (całe szczęście). Mieliśmy mieć pozycje migracyjne, czyli na razie każdy z nas gra na każdym treningu na innej pozycji, decydowało losowanie. Ja grałałam na pozycji ścigającego, a moja świtena koleżanka w przeciwnej drużynie jako pałkarz. Jak grałam? Tragicznie, ale pocieszam się tym, że Syriusz jako szukający wcale nie był lepszy, bo mecz przegraliśmy. James? Był w swoim żywiole, był drugim ścigającym. W pewnym momencie coś mnie uderzyło w ramię i o mało nie zleciałam z miotły. Wiem kto odbił ten tłuczek, ale może to był wypadek, bo latac na miotle to ona za dobrze nie umiała.Zaraz po treningu była kolacja, a po kolacji wracaliśmy do pokoi, by zaraz iść na potańcówkę. Nie muszę mówić, z kim się na niej bawiłam :P Oczywista rzecz, że z Jimem i Syrkiem. Amandę szlag jasny trafiał, bo myslała może, że James będzie biegał za nią, ale ten uciekał przed nia, bo sterczała przy nim prawie cały czas.
-Ona zaczyna mnie już wkurzać.- powiedział.
-Dlaczego?- spytałam.
-Jak byliśmy na gargulkach, słuchaj przyleciała, ze bedzie grać ze mna, no to mówię, że ok.
-I..
-tragedia, bo ona nawet nie wie co to są te gargulki a co dopiero mówić o grze.- zaczęłam się śmiać. - nie śmiej się. Jakby mogła to by mnie zjadła, albo rozebrała wzrokiem.
Kiedy dyskoteka się skończyła wróciłam do pokoju. Amanda była w pokoju sama, Paty gdzieś wyszła i zastałam ją wyrzucającą wszystkie moje rzeczy z szafki. Tłuczek to nie był przypadek.
-CO ROBISZ?- wrzasnęłam.
-Nic.-powiedziała.
-NIC?
-Tak już było jak weszłam.
-NIE RÓB ZE MNIE KRETYNKI, PRZECIEŻ WIDZIAŁAM JAK WYRZUCASZ MOJE RZECZY.
-Noi co z tego?- spytała z sarkazmem.
-A to że przegięłaś! Co ty sobie wobrażąsz? Że jesteś jakąś księzniczką i ja mam znosić twoje humorki? W błędzie jesteś, bo nie zamierzam! Nie wiem co ci takiego zrobiłam, a właściwie co ci się w tym łbie uroiło!?! Ale ja sobie w kaszę dmuchać nie pozwolę. Rozumiesz?
-ODCZEP SIĘ OD JAMESA RAZ NA ZAWSZE!- wydrła mi się prosto w twarz, nagle.
-Słucham?- zaśmiałam się.
-Doskonale wiesz, ze James mi sie podoba i dlatego sie do niego przystawiasz. Co ty sobie myśłisz, ze bedę patrzeć na to?
-Tak.- zadrwiłam z niej.
-To się mylisz
-Ty się mylisz, bo ja się do Jamesa nie przystawiam. A ty i tak nie masz u niego szans!
-Zaraz cię urządzę- rzuciła się na mnie, ale ja się odsunęłam i ta się wyłożyła.- Robisz to specjalnie, pozbawiasz go szczęścia!
-Ja? Dziewczyno ty sobie za duzo wyobrażasz. James nic do ciebie nie czuje, wręcz przeciwnie wkurzasz go.
-Bo ty mu jakieś głupoty o mnie opowiadasz.
-Nie znam cię żeby cokolwiek móc o tobie powiedzieć, ale masz to jak w banku ze mu powiem, że jesteś nienormalna. - uderzyła mnie w twarz. No, to jej oddałam, oprzytomiała- I weź się dziewczyno opanuj się w ogóle. Co ty sobie wyobrażasz, ze jak mnie pobijesz to on twój będzie?
-Nie.- odpowiedziała, siadając na łóżku.
-Wreszcie zaczynasz myśleć.
-Nie mów mu, że cię uderzyłam, przepraszam- zaczęła płakać.-On w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, ciagle za nim chodze, specjalnie tutaj przyjechałam, zeby być blisko niego, a on ugania się za tobą...
-on się wcale za mną nie ugania.-powiedziałam.Biorąc się za składanie swoich rzeczy.
-Jak to nie?- pociągnęła nosem.
-Jesteśmy przyjaciółmi, tyle.- po za tym, że Jim był moim bratem co prawda stryjecznym, ale razem się wychowaliśmy to przede wszystim był moim przyjacielem.
-Ale na prawdę?
-Tak.
-Ale on tylko patrzy na ciebie, ciągle się spotykacie...
-Wybacz, ale chcemy to się spotykamy, nic ci do tego.
-Ale ty nic nie rozumiesz...
-nie rozumiem, to mi powiedz o co chodzi.
-Bo w szkole jest wiele dziewczyn, które kochają Jamesa... I chodzą za nim żeby usłyszeć jego głos zobaczyć go w akcji...
-nie da się tego nie zauważyć.
-Własnie, że da. On nas w ogóle nie zauważa.
-Trudno was nie zauważyć.
-Tak?
-Tak.
-Widzisz, bo wiele dziewczyn za nim biega, a ja nawet z nim nigdy nie porozmawiałam. Bo tego dzisiaj nie można nazwać rozmową. On nawet nie wie jak ja mam na imię.
-No wiesz...
-A ty dobrze znasz Jamesa?- spytała nagle, przerywając mi.
-Bardzo.
-Bo wiesz co? My mamy taki klub, właściwie to fanklub.
-Jaki fanklub?- zaskoczyłam się.
-Jamesa.
-Jamesa?- zaczęłam się śmiać.- A co w nim jest takiego, zeby miał swój fanklub?-Jak się Lilka o tym dowie to się chyba położy ze śmiechu.
-Jak to co? Wszystko! on jest taki idealny, przystojny, mądry , zabawny...
-Owszem jest zabawny, ale nie popadajmy w skrajności.
-Jak mozesz!To chodzące cudo.
-Może, ale nie dla mnie.
-Bo ty głupia jesteś!
-Hej! Uważaj na słowa!
-Przepraszam.
- Wiesz co ja ci powiem?
-Co?
Widzę że nie możesz na mnie patrzeć...
-To nie tak.
-A jak?
-Ja nie wiedziałam, ze ty do niego nic.
-Ale będziemy mieszkać ze sobą pod tym dachem miesiac. Czy ci sie to podoba czy nie i będziesz musiała przez ten czas znosić moją osobę. Wiec dobrze ci radzę postaraj sie żeby tu była jakaś atmosfera. Bo ja nie przyjechałam tu po to by drzeć z kimś koty, tylko wypocząć.
-Postaram się. A mogę cię o coś poprosić? Zrobię wszystko c zechcesz.
-Zależy o co? Bo jeśli chcesz mnie prosić, zebym umówiła cię na randkę z Jamesem to nie masz na co liczyć.
-Ja chcę tylko żebyś mnie mu przedstawiła. No wiesz,żeby wiedział jak mam na imię.
-I żebyś mogła tym się pochwalić?
-Tak.- odpowiedziała bardzo proszącym tonem.
-Zobaczymy co da się zrobić- powiedziałam.- a teraz kładę się spać.
-Dziękuję i ... dobranoc.
-Dobranoc.-uśmiechnęłam się. Co by te dziewczyny nie zrobiły, by tylko podac mu ręke. Wariatki.
39.Mecz, puchar i koniec roku Dodała Aurora Silverstone Środa, 02 Kwietnia, 2008, 19:52
James pobiegł do szatni, a my usadowiliśmy się na trybunach, letni sezon quidditcha, po woli dobiegał końca. Za nami były już dwa zwycięskie mecze. Tym Razem graliśmy z Krukonami. Wszyscy siedzieliśy na trybunach w oczekiwaniu na rozgrywkę. Po jakimś czasie z szatni zaczęła wychodzić drużyna. Komentator zaczął wrzeszczeć do mikrofonu:
-Wystartowali.... Popędzili, Potter gwiazda ostatniego sezonu pędzi do kafla, Lance próbuje go zablokować, bezskutecznie, Potter przejmuje kafel, unika tłuczka, jak on to robi??, obrót, mknie ku bramce, spotyka się z obrona Handersona, podaje do Ferniego, kapitana druzyny, kafel wraca do Pottera i......... 10 punktów dla Gryffindoru. Kafel znowu w grze...- komentował, ale nasz wzrok skupiał się na Jimie, przede wszystkim- Johanson dostaje tłuczkiem, pałkarz Krukonów, trafia celnie, ale nie udaje mu się zrzucić zawodnika z miotły. Krukoni przejmują Kafel, Szukający starają się wypatrzeć znicz, tylko on może zakończyć mecz, ale wrócćmy do tego co dzieje się na boisku...- mecz był strasznie długi, znicz tak się skrył, że nie mogli go zobaczyć- Handerson, nie zdołał obronić 210 do 50 dla Gryfonów, coż trzeba przynać przyjęcie do drużyny Pottera, było najlepszą inwestycją w zwycięstwo jaką mógł zrobić Fernie. Czy szukający znajdą znicz? Nadal szukają, a na boisku trwa zacięta walka, Melisa Lovegood dzielnie broni bramek Gryffindoru, Johanson, poturbowany w dzisiejszej grze atakuje Klady'ego zabbierając mu kafel...koniec meczu Kathrin Gause złapała znicz, kończąc w ten sposób mecz wynikiem 210:200 dla Gryffindoru. Gratulujemy! Zapraszam na kolejny mecz już za tydzień. Komentował dla was David Baguel.
* * *
Sezon quiddticha niebawem się skończył, nasza drużyna szczytowała w tabeli wyników, tuż za nami był Ravenclaw, a dalej slizgoni i Puchoni. Rok szkolny też silił się ku końcowi, zliżały się egzaminy, wielkimi krokami. Siedziałyśmy z Lilly całe wieczory w bibliotece. Remy z reguły nam towarzyszył, czasem też pojawił się Jim lub Syrek. ćwiczenia z animagii, też szły do przodu, to znaczy teraz stały w miejscu, ale posunęliśmy się o maleńki kroczek do przodu. Tego popołudnia siedzieliśmy sobie pochłonięci w lekturze Historii Magii, kocham ten przedmiot, jest tak nudny, że jak tylko widzę książkę to szlag jasny mnie trafia, ale niestety jeśli się nie przełamę to nie zaliczę roku, a szkoda by było wylecieć ze szkoły. Do biblioteki nagle wpadł podekscytowany James, a za nim gromada dziewczyn z Amandą Spencer na czele.
- Syriusz, widziałeś to?- zaczął krzyczeć. Pani Pince zmierzyła go wzrokiem.
- Co?- spytał Syriusz.
- W Proroku piszą, że biuro turystyczne te na Pokątnej organizuje obóz sportowy...- darł się dalej. Wymachując Syriuszowi gazetą przed nosem. Bibliotekarka odezwała się w końcu mimo, że w bobliotece nie było nikogo po za nami.
-Panie Potter, to jest biblioteka, trzeba tu zachować ciszę, ludzie chcą w spokoju czytać!
-Dobrze- rzucił na odczepnego.- Sam zobacz.
-Fajnie- powiedział, kiedy zobaczył ogłoszenie.- Tyle, że matka mnie nie puści, po tym wyjcu, który ostatnio dostałem, mogę o tym już zapomnieć.
-Nie, musimy jechać!- dlaczego on tak krzyczy?- spróbuj zagadać!
-PANIE POTTER COŚ PANU MÓWIŁAM. ZMUSZA MNIE PAN...
-kiedy?- spytał, wiedząc już o co chodzi, to nie był jego pierwszy szlaban za zkłucanie ciszy w biliotece i jestem pewna, ze nie ostatni.
-Jutro wieczorem, będzie pan segregował czasopisma.
-ok.- wcale się tym nie przejął, istotniejsze było dla niego pojechać na ten obóz.
-A ciebie póści mama?- sptał Syriusz.
-Oczywiście.
-Jaki ty jesteś tego pewny- powiedziałam.
-No co? swojego synka nie puści?- zadał pytanie retoryczne. Wiem, że go puści, zawsze mu ulegała. Nawet ostatni list od McGonagall nie zmieni tego, że on pojedzie na ten obóz.
-A ja spróbuje, pogadam z Młodym może we dwóch prędzej coś wymodzimy.- Syriusz miał raczej olewający stosunek do swojego brata, w szkole prawie się nie widywali. Nie chodziło tutaj wcale o to, że byli w dwóch różnych, można nawet powiedzieć wrogich domach. Syriusz zawsze twierdził, ze jego brat nie ma charakteru, zawsze robił to co kazała mu matka. W szkole był bardzo posłuszny nauczycielom i starszym kolegom. W zeszłym roku, kiedy postawił po raz pierwszy nogę w Hogwarcie, szukał kontaktu z bratem, ale teraz... obydwaj mają swoje, całkiem odrębne światy.- Najwyżej się nie uda.
Jednak wiercili dziurę w brzuchu tak, że nie było mowy, zeby mogli się nie zgodzić. W końcu Syriusz przekazał Jamesowi długo oczekiwaną nowinę, że jedzie. Wakacje się zbliżały, ktoś nie mógł się już doczekać, chyba pierwszy raz. Wreszcie ich życzenie się spełniło, egzaminy dobiegły końca i koniec roku był kwestią dni. Które w końcu też minęły. Podczas uroczystości zakończenia roku, miało miejsce wręczenie Pucharu Quidditcha. Nie muszę chyba mówić do kogo on trafił do Gryffindoru. James był bardzo zdziwony kiedy zaraz potem dyrektor go wyczytał,dostał bowiem medal za zasługi dla drużyny Gryffonów.
Nadszedł dzień powrotu do domu, siedziałyśmy z Lilly na ławeczce przed zamkiem czekając aż przyjadą powozy. Przez skwerek przewijało się mnustwo ludzi. Remy siedział z nami, Peter siedział na ziemi i nie będę mówić co robił, domyślcie się
-I kolejny rok za nami- powiedziała Lilly.
-Jak ten czas leci, jesteśmy już prawie na półmetku,co nie Remy?- powiedziałam.
-Nawet bym nie pomyślał. Te trzy lata mimęły jak jeden dzień- zaśmiał się.
-Ale na prawde- uśmiechnęła się Lilly. Rozmawialiśmy sobie czując jeszcze emocje z egzaminów. Opowiadaliśmy o planach na wakacje i o tym, że jak zawsze szkoda nam wracać do domu. Jamesa i Syriusza gdzieś wcieło,pewnie korzystają z osatnich chwil na robienie żarcików, bo będą mieć dwa miesiące przerwy w machaniu różdżkami.
-Aurora, spójrz na tych gości- powiedziała Lilly, pokazując na dwóch chłopaków, którzy stali niedaleko.
-Ten brunecik jest niekiepski- powiedziałam.
-Eeee, tam mi sie bardziej podoba ten drugi.
-Widzisz możemy razem chodzić na imprezy- zaśmiałam się- przynajmniej nie pobijemy się o faceta.
-No co ty?- uśmiechneła się- ale ten drugi też jest niekiepski.
-Juz sobie kogoś upatrzyłyście?- zapytał Remus.
-No patrz jakie tam ciasteczka stoją- powiedziałam.
-Wiesz, chłopcy to mnie raczej nie interesują- zażartował.
-Ojej,ale jak mi pokażasz jakąś dziewczynę to ci powiem czy jest ładna czy nie, mimo że ja w dziewczynach nie gustuję.
-No dobra- powiedział- uważam, że Lilly jak to było? Ze są?
-Nie kiepscy.- powiedziała.
-Dokładnie, niekiepski.
Drogie czytelniczki,
Mam wam do zakomunikowania, coś co na pewno nie będzie napoawać was entuzjazmem i radością...
Z pewnych przyczyn nowej notki juz nie będzie...
Po prostu znudziło mi się, ile mozna myślec jak nastoletnia Gryfonka, co?
Po za ty krucho u mnie z czasem, ostatnio...
Hmm....
Może niedługo ten pamiętnik znajdzie się w konkursach i będziecie miały szansę go skończyć...
Wasz Szybszy od tornada Struś Pędziwiatr